-
Postów
474 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez moyraa
-
borderline26, czy wyśmieją, czy nie, to olać Cię nie mogą dlatego "bo sama to sobie zrobiłaś, to teraz cierp". Może się zdziwisz i okażą zrozumienie? Trzymaj się!
-
borderline26, czy wyśmieją, czy nie, to olać Cię nie mogą dlatego "bo sama to sobie zrobiłaś, to teraz cierp". Może się zdziwisz i okażą zrozumienie? Trzymaj się!
-
nienormalna21, raczej chodzi o to, że one nigdy siebie jako chude nie widzą. Zawsze gdzieś jest za dużo. Także nigdy nie będziesz "chuda". -- 04 mar 2013, 18:47 -- pisanka, wybacz, że odpowiadam za Ciebie. Oczywiście niekoniecznie o to musiało Ci chodzić, ale ja to tak widzę .
-
nienormalna21, raczej chodzi o to, że one nigdy siebie jako chude nie widzą. Zawsze gdzieś jest za dużo. Także nigdy nie będziesz "chuda". -- 04 mar 2013, 18:47 -- pisanka, wybacz, że odpowiadam za Ciebie. Oczywiście niekoniecznie o to musiało Ci chodzić, ale ja to tak widzę .
-
Kurcze. W takim wypadku chyba nie masz jednak innego wyjścia jak pójść do specjalisty... Sama raczej tego nie zatrzymasz. Idź czym prędzej. Przecież wykrwawić się nie chcesz! Nie ważne co on pomyśli, ale musisz teraz sobie pomóc. Wiem, wiem... Łatwo gadać. Czyli nie tylko ja wpędzam się sama w dół? Chyba chcę zrobić wszystko, aby nie musieć nic robić, nie musieć wychodzić, spotykać się z kimkolwiek. Po prostu uciec od życia... Tylko co w nim takiego strasznego, że to robię? Ale przecież jak jestem "na górze" i silna (chociaż na pozór, udając przed sobą (?)), to potrafię siebie podbudować, nic nie jest mi straszne i nic nie jest mnie w stanie złamać. A tak serio to widocznie każda drobnostka mnie łamie, ale spycham to w kółko i w końcu spadam. Nie wiem. Nie jestem w stanie ogarnąć tego mechanizmu, bo mogę go tłumaczyć na wiele sposobów. Ja przyznałam się matce. Właściwie specjalnie wystawiałam to tak, żeby zobaczyła "co zrobiła" . Plus ukaranie siebie... Bo mam wrażenie jak by nie widziała, że mnie to boli. Nie wiem co chciałam tym osiągnąć - żeby więcej nie przestawała panować nad emocjami? Żeby ją "pouczyć"? A przecież sama doprowadzam swoim stanem ją do takiego stanu. Mam wrażenie, że przez to co ze mną się dzieje, to i ona upodabnia się do mnie. Chcę wyjść z tego wszystkiego raz na zawsze . Nie mieć w psychice tego, co ciągle wraca jak bumerang, a ja nie jestem w stanie nawet uchwycić dlaczego. ... a już myślałam jakiś tydzień temu, że spokojnie mogę przerwać terapię, bo przecież wszystko ze mną ok i wszystko wróciło do normy, a ja świetnie sobie radzę . Ciągle siebie oszukuję i chyba gubię się coraz bardziej żyjąc iluzją. Przepraszam, to już nie za bardzo na temat. Nie umiem się streszczać .
-
Kurcze. W takim wypadku chyba nie masz jednak innego wyjścia jak pójść do specjalisty... Sama raczej tego nie zatrzymasz. Idź czym prędzej. Przecież wykrwawić się nie chcesz! Nie ważne co on pomyśli, ale musisz teraz sobie pomóc. Wiem, wiem... Łatwo gadać. Czyli nie tylko ja wpędzam się sama w dół? Chyba chcę zrobić wszystko, aby nie musieć nic robić, nie musieć wychodzić, spotykać się z kimkolwiek. Po prostu uciec od życia... Tylko co w nim takiego strasznego, że to robię? Ale przecież jak jestem "na górze" i silna (chociaż na pozór, udając przed sobą (?)), to potrafię siebie podbudować, nic nie jest mi straszne i nic nie jest mnie w stanie złamać. A tak serio to widocznie każda drobnostka mnie łamie, ale spycham to w kółko i w końcu spadam. Nie wiem. Nie jestem w stanie ogarnąć tego mechanizmu, bo mogę go tłumaczyć na wiele sposobów. Ja przyznałam się matce. Właściwie specjalnie wystawiałam to tak, żeby zobaczyła "co zrobiła" . Plus ukaranie siebie... Bo mam wrażenie jak by nie widziała, że mnie to boli. Nie wiem co chciałam tym osiągnąć - żeby więcej nie przestawała panować nad emocjami? Żeby ją "pouczyć"? A przecież sama doprowadzam swoim stanem ją do takiego stanu. Mam wrażenie, że przez to co ze mną się dzieje, to i ona upodabnia się do mnie. Chcę wyjść z tego wszystkiego raz na zawsze . Nie mieć w psychice tego, co ciągle wraca jak bumerang, a ja nie jestem w stanie nawet uchwycić dlaczego. ... a już myślałam jakiś tydzień temu, że spokojnie mogę przerwać terapię, bo przecież wszystko ze mną ok i wszystko wróciło do normy, a ja świetnie sobie radzę . Ciągle siebie oszukuję i chyba gubię się coraz bardziej żyjąc iluzją. Przepraszam, to już nie za bardzo na temat. Nie umiem się streszczać .
-
borderline26, nie jesteś sama. Wczorajszy dzień też był dla mnie dniem okropnym. Poczułam się winna pewnym emocjom mojej matki i poszło... Podrapałam się z całej siły, trochę do krwi. Do nocy bolała mnie cała ręka. W dodatku jakaś wydzielina mi z tego leci. Mam tylko nadzieję, że zakażenia z tego żadnego nie będzie . Ale co najgorsze - nie żałuję tego. Usłyszałam, że to już są szczyty, żeby się ciąć. Nie cięłam się, tylko okaleczyłam... Ale mniejsza o to. To boli, że bliscy nie rozumieją tego. Ale z drugiej strony - nie mogę tego wymagać. Może lepiej jak nie rozumieją, niż mieliby robić to samo. Wstyd mi za moje myślenie.
-
borderline26, nie jesteś sama. Wczorajszy dzień też był dla mnie dniem okropnym. Poczułam się winna pewnym emocjom mojej matki i poszło... Podrapałam się z całej siły, trochę do krwi. Do nocy bolała mnie cała ręka. W dodatku jakaś wydzielina mi z tego leci. Mam tylko nadzieję, że zakażenia z tego żadnego nie będzie . Ale co najgorsze - nie żałuję tego. Usłyszałam, że to już są szczyty, żeby się ciąć. Nie cięłam się, tylko okaleczyłam... Ale mniejsza o to. To boli, że bliscy nie rozumieją tego. Ale z drugiej strony - nie mogę tego wymagać. Może lepiej jak nie rozumieją, niż mieliby robić to samo. Wstyd mi za moje myślenie.
-
freya, trzymam kciuki, żeby i Tobie się udało! Za jakiś czas na pewno wszystkie z tego wyjdziemy. Nie ma innej opcji . I kropka.
-
bretta, wiesz, idealnie nie jest oczywiście. Nadal wariuję jak zjem o kęs za dużo i tak dalej, ale staram się. Mówię sobie "hej! przecież nic się nie zmieni przez kilka, czy kilkadziesiąt kalorii więcej! nie jestem maszyną".
-
Snejana, jeszcze mnie kiedyś dogonisz .
-
No to się pochwalę, że świetnie mi idzie! Co prawda, to narazie niezbyt dużo jem, bo chce zgubić 3 kilo (1 już poszedł), które wróciło wraz z chaotycznym jedzeniem + napady, ale jest ok! Jest śniadanie, obiad, kolacja i pomiędzy 1-2 przekąski. Jest dobrze, no! I nie chcę już wracać do tego bagna. Do fałszywego poczucia bezpieczeństwa. Są lepsze sprawy na tym świecie. Boję się tylko, że kiedy spadnę w dół z hukiem (oby nie!), to znowu wszystko zmieni się o 180 stopni. Najważniejsze dla mnie - mieć ważniejsze cele. Wtedy jedzenie przestaje być centrum wszechświata. Z tym, że będąc w stanie depresyjnym trudno o to. No i co jeszcze - aby rzeczywiście po zgubieniu tych dodatkowych 3 kg powiedzieć sobie "stop!", powoli dodawać trochę jedzenia. Nie chciałabym też zbytnio przywiązywać się do tego jak wyglądam myśląc w kółko o tym i przeglądając się ciągle, a skupić się raczej na słuchaniu organizmu oraz (w miarę) zdrowym i racjonalnym odżywianiu. Znaleźć złoty środek na całe życie - to byłoby coś. I kiedyś mi się uda! I przestanę się skupiać na "jak w tej chwili wyglądam?" i zacznę naprawdę żyć życiem. Idzie mi dobrze. I tak jestem z siebie dumna, że nie patrze już ortoreksyjnie na jedzenie i nie przestrzegam obsesyjnie godzin posiłków. -- 08 lut 2013, 20:25 -- Trzymam za was kciuki, abyście też szły do przodu!
-
Dzięki . Jak dobrze pójdzie, to dzisiaj pojawi się nowy post :).
-
Blog założony pół roku temu, ale narazie postów jest mało. Mam zamiar to zmienić. Oby moje postanowienie nie pozostało jedynie postanowieniem . http://la-forcella.blogspot.com/ Zapraszam!
-
Pyszne śniadanie .
-
Udany dzień, po prostu. Choć zwyczajny, ale... Zły okres chyba minął. Oby długo się nie pojawiał. A że przyjdzie znowu nieproszony, z niewiadomych przyczyn... Wiem. Ale narazie radość sprawia mi to, że czuję, że to odeszło. Choć na jakiś czas .
-
Ćwierkanie ptaków . ... i fakt, że je dostrzegam.
-
Podoba mi się. Zdjęcia dobre, historie ciekawe. Z pewnością będę zaglądać (o ile nie zapomnę, bo pamięć mam kiepską ).
-
brak sensu zycia, chce tylko spac albo lezec pomocy :(((
moyraa odpowiedział(a) na Miss Worldwide temat w Depresja i CHAD
bittersweet, zazdroszczę Ci takiej możliwości. Naprawdę. Słyszeć o tym, a widzieć na własne oczy nie raz, nie dwa, a obracając się wśród tych ludzi, to duża różnica. Chciałabym, aby mnie coś tak kopnęło w zad. I nie skutkowało jedynie na jeden dzień. klaudia, rozumiem Twój problem. Ja również nie mogę znaleźć żadnego sensu. Kiedyś go znajdywałam, ale jedynie na chwilę. Teraz zupełnie nie mam motywacji. Albo przychodzi i za chwilę odchodzi i "zapominam", że w ogóle była. -
"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!
moyraa odpowiedział(a) na magdasz temat w Depresja i CHAD
Helvetti, chyba najpierw trzeba uwierzyć, że jest się tego wartym i zbudować oparcie w sobie. Każdy jest tego warty, ale wiadomo, że przy problemach psychicznych traci się tę wiarę. A jak tego dokonać? Też nie wiem. Może kiedyś się dowiem. -
"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!
moyraa odpowiedział(a) na magdasz temat w Depresja i CHAD
Też czuję to samo. Ja tego nie widzę, nie czuję, nie potrafię przyjąć tej pomocy. A w momentach, kiedy dochodzę do siebie i czuję się w miarę normalnie, to patrzę na wszystko zupełnie inaczej - bez blokad emocjonalnych, napięcia. To straszne, kiedy człowiek zapada się w głębię samotności i jest wobec tego bezsilny, empatia idzie w niepamięć i czuje się, że jest się tylko ciężarem. -
To chyba dzisiaj jakieś masowe wpieprzanie żarcia . Udało mi się nie zwrócić, ale samopoczucie kilka razy gorsze...
-
bretta, niekoniecznie. Mam wrażenie, że ja np. choć bym nie wiem jakie miała wsparcie, ile osób było obok - ja nie czuję tego. Pewnie zależy od człowieka. Każdy jest inny. Ja wsparcia przyjąć nie potrafię z niewiadomych mi tak do końca przyczyn. Jak poznam kogoś nowego - na chwilę jest lepiej. Ale, no właśnie... Na chwilę. Wszystko zaczyna się kręcić w okół tego wspaniałego kogoś (a myślę, że wiele osób z ED i ze związkami niekoniecznie sobie radzi, przynajmniej u mnie tak jest) = odstawiam na bok problemy z odżywianiem i nie przejmuję się tym zanadto. Może wynika to z faktu, że pustka jest zapełniona i nie mam potrzeby zapychać ją jedzeniem. Ale... Przecież nie mogę się zbytnio zbliżać, nie może mi zależeć, nie mogę pokazać zaangażowania (boję się go, ale w chwilach jego braku też się winię, bo nie tak być powinno), jestem na siebie zła za to = wracam do problemów z jedzeniem. Z dwojga złego - wolę to. Pokręcone to wszystko. Chyba się trochę wtrąciłam, ale po prostu musiałam się wyżalić. Może ktoś ma podobnie. Oczywiście u Ciebie, Helvetti, może być inaczej i oby tak było. Kibicuję Ci, abyś znalazła w kimś to wsparcie . Jak by co - w chwili kryzysu - pisz!
-
Helvetti, ale chyba nie można czekać na wybawiciela... Co jeśli odejdzie? Najbezpieczniej znaleźć oparcie w sobie. To pewne. Ale życie różne niespodzianki niesie .