Skocz do zawartości
Nerwica.com

moyraa

Użytkownik
  • Postów

    474
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez moyraa

  1. moyraa

    Cześć. Witam. Hej.

    Dzięki za powitanie .
  2. Poprawił mi się znacznie humor dzięki czytaniu tego forum . Dodam, że było dziś tragicznie. Wśród znajomych bardzo często czuję się obco, a tutaj... Widzę, że jest wielu ludzi, którzy borykają się z takimi problemami i jest mi lżej z samą sobą.
  3. moyraa

    Cześć. Witam. Hej.

    Witam . Nie wiem jak zacząć. Nie lubię początków. Na to forum natknęłam się całkiem niedawno. Od razu je polubiłam (jak by inaczej ). Dużo lepiej jest mi ze świadomością, że nie jestem sama ze swoimi problemami. Jest nas wielu. Wypadałoby napisać coś o sobie. Lat mam 18. Problemy psychiczne pojawiły się jednak już jakiś czas temu - zaczęło się pod koniec podstawówki. Jakoś z tym żyłam przez wiele lat nie zdając sobie sprawy z tego, że jest coraz gorzej. Próbowałam wyprzeć się przeszłości, udawałam silną, ale prędzej czy później taki fałszywy obraz się rozsypuje... Pragnę jednak zacząć wszystko układać - kawałek po kawałku, aż utworzę jakąś całość i ukształtuję na nowo siebie. Całkowicie rozchwiany ze mnie człowiek . Wierzę (na dzień dzisiejszy), że wszystko da się naprawić. Mam nadzieję, że jakoś mnie przyjmiecie do swego grona.
  4. Nie wiem gdzie ten temat "zaszufladkować", nie chcę siebie diagnozować, więc zakładam go tutaj . Przez jakiś czas myślałam, że to może być (oczywiście nie musi, nie jestem lekarzem w końcu ) BPD. Opisałam swoją historię nawet na forum BPD. Jak by kogoś interesowało - http://borderline.p2a.pl/edit.php?id=130124 . Post byłby przydługawy, gdybym skopiowała tamten tekst . Tak w skrócie - mam 18 lat, kończę drugą liceum . Mam za sobą rozwód rodziców, z ojcem nie rozmawiałam od dwóch lat, w dzieciństwie bezpieczeństwa chyba nie miałam w ogóle (jak wspominam stare czasy, to jedynie chwile spędzone u babci, a resztę chyba wykasowałam z pamięci). Matkę mam dobrą, ale sama przeszła przez nerwicę lękową, więc nie było mowy o tym, abym dostała to, czego wtedy potrzebowałam. Ale do rzeczy... Niepokoi mnie coraz bardziej fakt, że od jakiegoś czasu mam stany nie do opanowania. Tracę kontrolę nad swoim umysłem, emocjami, nie wiem co się ze mną dzieje. Ostatni epizod – odkryłam prawdę świata – że to wszystko na ziemi to nieprawda, nie istnieje, a wszyscy żyją w zakłamaniu. Sama teraz tego nie rozumiem, ale wpadłam w trans. Trudno mi to opisać. Nawet czytając wpis z mojego pamiętnika, że nijak te zdania nie opisują tego, jak się czułam. Jedynie w małym stopniu. W ramach wstępu do drugiego "ataku" - często jestem cichą myszką, nie mam ochoty gadać z ludźmi albo robię to, bo "tak wypada", chcę dobrze wypaść. Od lat czuję się "inna", ludzie śmiali się niby żartem ze mnie, bo nigdy nie wiedziałam o co chodzi w rozmowie. Po prostu byłam daleko, ale wychodziłam na idiotkę . Generalnie coraz mniej interesuje mnie świat zewnętrzny, ciągle czuję się jak bym była gdzie indziej, skupiam na swoim wnętrzu, najchętniej w ogóle zostawiłabym świat zewnętrzny. Czasem jak bym w ogóle odpływała, chyba. Nie umiem się od tego oderwać. Mam wrażenie, że ktoś inny żyje moim życiem, a dawna „ja”, sprzed laty, gdzieś odeszła. Jedynie niektóre wspomnienia działają na mnie kojąco. Nie interesują mnie ludzie, a jedynie mój świat. Sama już nie wiem, czy dobrze mi z tym, czy nie. Do czasu było, ale teraz widzę, że w szybkim tempie tracę swoją tożsamość, poglądy, wszystko... Boję się już rozmawiać z ludźmi, nawet pisać - jak bym sądziła, że tak naprawdę żadna cecha charakteru nie należy do mnie i po prostu nie wiem co gadać. Więc... Kilka dni wcześniej w szkole – też podobny stan wewnętrzny jak podczas ataku wyżej, gardziłam ludźmi wierzącymi (jak oni mogą być tak zmanipulowani i w ogóle, ogarnęło mnie "to" na religii, oglądaliśmy film), byłam pewna siebie, nagle lubiłam ludzi i rozmowy z nimi, interesowało mnie to, co gadają. To tyle z plusów, bo w moich myślach brakowało moralności, najchętniej w tamtym momencie nafaszerowałabym się prochami i poczuła silne emocje. Nagle miałam mnóstwo energii, nie chciało mi się słuchać filmu o wierze, denerwował mnie (wcześniej byłam wrażliwa na takie rzeczy). Teraz to wydaje się śmieszne dla mnie, ale też byłam jak w transie. Trudno opisać emocje, które mną targały, ale to było silne, przerażało mnie to i fascynowało zarazem. Po takich „atakach” czuję jednak, jak by wyssano ze mnie całe życie, jak biała albo czarna kartka, ledwo wydobywam głos i po takich momentach nagle mam wiarę, tylko w takich. Chyba ze strachu przed samą sobą, wydaje mi się to niemożliwe. Nie wiem skąd się takie stany biorą. To wszystko wydaje się być jakąś paranoją, ale boję się, że to się powtórzy, lęki też nie dają mi spokoju. Boję się nawet wejść do wanny - tego, że kogoś/coś zobaczę, trudno to sprecyzować, bo sama nie rozumiem. Boję się, że nagle zobaczę kogoś w moim pokoju, gdziekolwiek w mieszkaniu. Zdarzyło się nawet, że zobaczyłam zwisającą głowę z warkoczami na tapczanie zamiast narzuty, serce miało mi wyskoczyć. Na szczęście trwało to bardzo krótko i uświadomiłam sobie, że to niemożliwe. Tak, czy inaczej - napawam siebie samą ogromnym lękiem . Jak czytam to, co napisałam ,to sama nie wierzę w to, że tak było. "Jak mnie to w ogóle może dotyczyć?" W dodatku zapominam się dość często. Jutro mam iść do psychiatry, ale już się boję co mogę usłyszeć. O co może chodzić? Co to wszystko znaczy? Będę wdzięczna za jakiekolwiek opinie, spojrzenie na to z dystansu.
×