Skocz do zawartości
Nerwica.com

moyraa

Użytkownik
  • Postów

    474
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez moyraa

  1. Tak. Ja miałam świetny przykład = brak przykładu. Już chyba mówiłam, że trochę ich było w domu, ale matka nie miała szczęścia (też brednie, popełniała błędy (?)). Było ich przeszło 10. Także tego... No. Stałości za grosz nie doznałam w tej sferze. I amen. Teraz mam. Chciała dobrze. Wyszło źle. Ale przecież miało być pięknie, cudownie i miała mi stworzyć dom. Nie, nie mam pretensji. Gdzie tam. Należy mi się. (przepraszam za ironię, ale dziś tak jakoś... Nie wiem,czy bardziej jestem wściekła, czy bardziej czuję euforię, czy bardziej nie chce mi się żyć. kolejny klęska Chcę już jechać na umówione spotkanie z Kumplem. Nie chcę tu ślęczeć sama w domu, bo nie chcę, aby zmieniło się w to dołek. Nie wytrzymam 4 godzin. )
  2. Tylko za nic nie umiem chyba z kimś, na kim naprawdę mi zależy . Zawsze psuję albo okazuje się, że palant (do którego ciągnie przecież jeszcze bardziej ).
  3. Też jestem ciekawa. Muszą przecież gdzieś te zaburzone cechy "przenieść" . Ja już chyba dam sobie spokój w jakiekolwiek angażowanie się uczuciowe. To bez sensu. Nie potrafię. To nie dla mnie. Tylko co w takim razie jest dla mnie? Nie wiem już. Każde wyjście wydaje mi się być złe.
  4. Jak dwa razy szłam do psycholog klinicznej, to musiałam skierowanie mieć. Było to jednak skierowanie od lekarza rodzinnego . Możliwe więc, że i na psychoterapię było jakieś potrzebne, nie pamiętam. Ale na pewno nie skierowanie od psychiatry .
  5. mordka36, psychiatra to chyba jedynie leki, jeśli będziesz też na psychoterapię chodzić. Tak mi się wydaje. No bo w sumie po co się rozwodzić tu i tam.
  6. Ja słyszałam opinię, że jest bardzo dobrą terapeutką. Od psycholog klinicznej. Nie wiem już sama. Irytuje mnie. Chyba poszukam w sieci trochę. Może znajdzie się ktoś.
  7. Też z tym mam dylemat. Nie wiem przecież, czy na każdego terapeutę tak będę reagować. Ciągle mi się wydaje, że w ogóle nie kuma o co mi chodzi, nie rozumie mnie, ma mnie dość, nie lubi. Chwilowo czasem znika to uczucie, ale potem znowu wraca... Czy to jej wina, czy mojego postrzegania... Tego nie wiem. Czy powinnam zmienić, czy nie zmieniać . Być może okaże się, że żaden nie jest odpowiedni . O, fajnie, że przetłumaczyłeś . Kryteria przynajmniej są dużo precyzyjniej określone niż te teraźniejsze.
  8. No właśnie, bo takie "wolne tłumaczenie" to trochę kiepskie . Żebym nie była taka cianka z języka angielskiego... .
  9. Mi ostatnio jedzenie w ogóle przyjemności niesprawia . Moja "przygoda" zaczęła się przeszło 3 lata temu - rygorystyczna dieta z jedno-kilkudniowymi napadami obżarstwa. Około rok temu (czy tam pół) zaczęło się napadowe obżeranie (nie mogę niczego zdrowego przełknąć -jem chleb, pizzę, lody itp.) na przemian z głodzeniem się (chyba mogę to już tak nazwać). Teraz jem 500-700 kcal i... więcej nie mogę. Wyrzuty sumienia murowane. Wczoraj np. miałam sobie zrobić dzień nieco bardziej rozpustny, aby metabolizm mi nie siadł, to... Rano zjadłam 4 małe bułki (jak 2 duże), arbuza i na tym było koniec. Potem już niczego nie zjadłam, nie mogłam. Zamiast czerpać przyjemność z jedzenia, to ciągle mam wyrzuty sumienia. Może mi być słabo z głodu, ale nie zjem i koniec. Przecież dodatkowa kromka = wyrzuty sumienia = mogę sobie folgować do woli. Także zazwyczaj trzymam się czegoś na 100%, a jak już mi się nie uda, to nie mam hamulców. BMI mam lekko powyżej 17, ale ja z tych drobno-kościstych, niski % mięśni, więcej tłuszczu (tak mi się wydaje). Jak szkielet na pewno nie wyglądam, ale problem tkwi w głowie . Przydałoby się poćwiczyć zamiast się głodzić i mogłoby być OK, ale nigdy nie wytrzymuję dłużej niż tydzień. Miałam okresy, że było dobrze, ale krótkie - około miesiąc. Z tym, że jedynie kalorycznie jadłam normalnie, nie objadałam się, zdrowo się odżywiałam, ale w głowie i tak tkwił diabeł . "Musisz schudnąć, za nic w świecie nie możesz przytyć", bo wtedy czuję się ze sobą dużo gorzej, nienawidzę siebie i najchętniej bym się schowała w norze do czasu, aż znowu osiągnę niższą wagę. Dodam, że to chyba jeden z objawów czegoś jeszcze bliżej nienazwanego, a nie główny. Jednak przysparza dużo problemów.
  10. ano nie jest. targasz granice jej prywatności, podstawowy problem przy terapii bordera wpisane w ryzyko zawodowe. docelowo powinnaś nauczyć się szanować zasady jakie z Toba ustala, w praktyce bywa różnie. W sumie sama kiedyś dała mi numer i powiedziała, że jak coś się będzie działo to mam dzwonić albo napisać. Z tym, że nic takiego się niby nie działo, no ale... . Było mi z tym strasznie źle. nie przejmuj się. od kiedy zaakceptowałam mój emocjonalny wiek, mam do siebie mniej pretensji i żalu. wg mojej wyroczni obecnie jestem 2latkiem i wiecie co? nie narzekam. Może kiedyś też uda mi się zaakceptować, że "trochę" do tyłu jestem
  11. Lilith, tak. Chodzę . Od początku czerwca. Zobaczę jak to będzie. Narazie jest, hmm... Różnie? Wczoraj pierwszy raz pożegnałam terapię, także... . No nic, trzeba dalej iść. Mam nadzieję, że wytrwam. spiacanastojaco, ale numer ci mama wywinęła. Co do chłopaków - ja nie mam. W ogóle nikt niczego nie wie... Z tym, że jak długo da się to ukrywać? Co prawda, to nie mam tego dużo, ale blizny zostaną i tak . Nie wiem jak to wyjaśnię. Matce jeszcze jakoś (choć też będzie bardzo trudno), ale innym ludziom? Jak kiedykolwiek pójdę na basen, to przecież nie da się tego nie zauważyć. O tym już oczywiście się nie myśli w chwilach impulsu... A Twój facet coś za bardzo przejmuje się chyba reakcją otoczenia. Przecież to Twoje ciało. Ale weź tu przegadaj .
  12. Tylko tak się zastanawiam... Czy ludzie z jakimiś innymi zaburzeniami też tak reagują? Jak już mówiłam - nie mam diagnozy. Trochę jak bym siebie nie znała. Nie z tej strony . A może tak bywało w życiu, ale nie pamiętam. Co ja gadam, bywało podobnie w relacjach damsko-męskich , bywa z matką . Niby o tym wiem, że takie reakcje są i będą, nie jestem jedyna. A i tak sobie myślę, że pewnie jestem najgorszą pacjentką... . Może nie same fakty na to wpływają, ale to w jaki sposób myślę o terapeutce i jak się to zmienia. Już drugi (albo trzeci) raz miałam ochotę później dowalić jakimiś wnioskami i wczoraj idąc do domu żałowałam, że tego nie zrobiłam. Teraz źle się z tym czuję.
  13. Jezu, nie wiem co się dzieje! Wczoraj byłam tak wściekła na terapeutkę, a teraz płaczę, bo mi tak głupio za moje zachowanie i w ogóle. Ma teraz urlop. Napisałam do niej sms-a. Z tym, że konto puste, jak się okazało... Niemal błagałam mamę przez telefon, aby mi kupiła kartkę (przy sobie nie mam pieniędzy i nie bardzo jestem w stanie tam pójść). Byłam w stanie przeszukać cały pokój, byle znaleźć numer. To już nie jest śmieszne . Wczoraj cały dzień się czułam przez to jak bym przestała istnieć i się rozpłynęła, wbiłam sobie na tyle paznokieć w rękę, że będę miała strupa. Dziś było dobrze, teraz znowu mnie naszło i mi smutno z tak głupiego powodu... Jak bym dostała gorączki. Niczego już nie rozumiem. Czym dłużej na terapii, tym bardziej zachowuję się jak małe dziecko . Teraz ją tak lubię, a pójdę tam, to znowu może być to samo, bo zmienię całkowicie punkt widzenia . Nie. To nie moje życie, to mi się nie przytrafiło, to jakiś koszmarny sen ... . Jutro znowu pożałuję pewnie, że cokolwiek pisałam i życzyłam miłego urlopu... Ale mnie wzięło. Nie ogarniam siebie. Co innego czytać czyjeś dylematy relacja pacjent-terapeuta, a co innego przeżywać to samemu i czuć się jak wariatka...
  14. Słuchałam tego kiedyś, ale tez niezbyt uważnie - szczególnie pod koniec. Posłucham jutro lub pojutrze jeszcze raz . Linka znajdę, dzięki . Co do córki - działaj jak najszybciej, skoro coś takiego się wydarzyło. A ona jest chętna na szukanie terapeuty?
  15. mordka36, niekoniecznie musi być tak samo. Niekoniecznie pretensje / nienawiść do Ciebie musza być tak głębokie. Mam nadzieję, że jakoś zdołasz to ułożyć. Choć najważniejsze, żebyś siebie postawiła na nogi, a wtedy dla córki też będziesz wsparciem. Współczuję Ci . U mnie nie wszystko jest podszyte lękiem, choć często stres mnie zżera z byle powodu, lękam się i nie wiem nawet dlaczego. Nie wiem co będzie za kilka miesięcy, co będzie w szkole (a teraz matura, nie wyobrażam sobie tego), bo narazie jest coraz gorzej i nie wiem jak to zatrzymać. Najpierw chyba muszę chcieć to zatrzymać... dla siebie, dla swojego dobra. A jak to robić, kiedy nie ma się poczucia własnej wartości. Jest ono "na niby", "na chwilę". Moim jedynym (nieświadomym?) celem jest chyba niszczyć, zamiast budować. A robić z pasją... Już zapomniałam co to znaczy . Robię coś dla zabicia czasu, aby COŚ się działo, aby zagłuszyć tą nicość, potem znowu po to, aby zagłuszyć emocje... Ale czerpać z tego przyjemności nie potrafię. Sporadycznie się zdarzy... Nie umiem wyzbyć się z głębi duszy (serca?) tego bólu, pustki (czy jak to określić, bo sama nie wiem) i cieszyć się życiem. Coś ściska w środku i nie pozwala. Na terapii byłam chyba 6 razy - zaczęłam na samym początku czerwca. Nie wiem, może i dobry pomysł. Ale skąd taka reakcja? Może nie chcę się dzielić terapeutką? Hmm... Nie wiem . Nie mam pojęcia co tak naprawdę się za tym kryje.
  16. Nie daję rady. Zakończyłam terapię. Pierwszy zgrzyt. Tylko... Czy będę w stanie tam wrócić? Już trzeci raz z rzędu czuję ten gniew, którego opanować nie potrafię... Może nie ta terapeutka? Może wyłącznie moja wina? Myślałam, że tym razem się gniew nie pojawi, to matka mi z tekstem wystrzeliła, że ona też sobie tam będzie chodziła. Szlag wszystko trafił. Rzuciłam i nie wiem, czy to dlatego, czy jednak już przedtem coś mi się w głowie mieszało, a ja jeszcze nie byłam tego świadoma. Już trochę ochłonęłam, ale poczułam się jak bym przestała istnieć. Poza tym - znowu widziałam w jej wzroku "mam cię dość, nie lubię cię". To dopiero początek, a ja już wariuję... tygrysek194, na forum nikt diagnozy nie postawi, nie wyleczy. Jeżeli mówisz, że masz siebie dosyć, to udaj się do psychologa. Psychiatrę lepiej zostaw na później. Może nie będzie niezbędny. mordka36, moim zdaniem leki przeciwlękowe to wtedy, gdy już z lękami rady nie dajesz. Są silne? Nie chcę robić z siebie znawcy, ale jeżeli uprzykrzają ci życie, to chyba jednak lepiej tabletki brać niż się męczyć. Skoro terapeutka tak mówi, to spróbuj zaufać (wiem, to szalenie trudne).
  17. mordka36, no to bądź dla nas. Dla tych, którzy tu bywają . A dzieci na pewno Cię kochają w głębi serca, nawet jeśli córka Ci mówi, że Cię nienawidzi. Trudno jest z tym walczyć i się tej miłości dokopać. Wiem coś o tym. Z tym, że mi już powinno przejść, bo nie mam 15 lat... U mnie mały stres, małe napięcie powoduje nie raz zawroty głowy, zaraz mi niedobrze, nie mam siły, prawie mdleję. Kiedyś wydawało mi się, że to głód, ale jedzenie wtedy nie pomaga. Albo mija bez jedzenia. Nagłe osłabnięcie, ot tak. Tak mi się przypomniała sytuacja sprzed końca roku. Miałam zdać sprawdzian. Chciałam uciec daleko, daleko... Wydawało się, że umrę po drodze. Chciałam zniknąć po prostu. Bałam się. Kompromitacji albo sama nie wiem czego. Przed samym sprawdzianem nawet kombinowałam, aby pokazać, że przyszłam, ale zwiać gdzie pieprz rośnie, bo to było nie do wytrzymania. Nie wiem, czy nawet nie miałam przesłyszeń jak szłam z przystanku... Słyszałam jak jakieś gwizdanie za mną się wlokło. Słyszałam to przez 2-3 minuty. Popatrzyłam w tył, a tam nikogo nie było. Tutaj znowu się tak przeraziłam, że przestanę zaraz panować nad rzeczywistością i tak dalej. Cała ta droga i to, co działo się w domu przed - to był koszmar. Mówiłam sobie "wolę umrzeć, niż tam pójść". Jak można się takimi pierdołami tak przejąć ... Nie umiem się w takich sytuacjach uspokoić i wydaje mi się, że to koniec świata. -- 30 lip 2012, 20:24 -- Mam dość terapii! Powoduje jeszcze większe napięcie w głowie. A jednak jak z niej zrezygnuję, to... To jak bym straciła siebie? Jak bym była skazana na siebie? Będę miała "wolność", której pragnę, ale i nie chcę? Znowu nie rozumiem. Ale kurcze, przecież ja przynajmniej 2 dni wcześniej już czuję ten "ból", że muszę tam iść. Może powinnam z terapeutką o tym porozmawiać.
  18. Miałam tak do czasu i z szukaniem przyjaciół. Na szczęście mi przeszło (chyba?). Nie wiem już, czy czułam się "lepsza", ale osamotniona, czy gorsza. Nie wiem. Jak była okazja, to chwytałam się nowych znajomości. Teraz trzymam się mojej paczki. Raz wydaje się, że są mi Ci ludzie obojętni, potem, że są jak rodzina, ale jest ok. Z facetami mi nie przeszło . Kusi wyjechać gdzieś daleko przed siebie. Ale za co? Gdybym nikogo nie poznała - byłoby samotnie. Gdybym poznała - nie wiem, czy nie byłabym zmęczona paplaniem. Chyba, że ktoś lubiłby pomilczeć. Miejmy nadzieję, że jutro będzie lepsze. Banał. Łatwo gadać. Wiem . W każdym razie - trzymaj się jakoś . Nie mogę znieść tego jak głupio teraz gadam. Zmuliło mnie. Chcę spowrotem to uczucie uniesienia! Gdzie ono jest?! Znowu to samo . Niech już będzie noc, nie chcę się obżerać znowu albo cokolwiek innego robić, co było nie w planie... W planie było, że i jutro będę "nad" . Ale tego przecież zaplanować się nie da... Naiwne myślenie moje. Miałam nadzieję, że i na terapii będę silna, a nie znowu nie będę wiedziała co powiedzieć, znowu to, tamto... Znowu będzie głupkowaty uśmieszek. Super. Jeszcze zrobiłam komuś nadzieję, a nie mam ochoty więcej go widzieć. Znowu będzie mi się to wydawało takie sztuczne. Jak zawsze? Raz myślę, że przy jakieś osobie to NAPRAWDĘ jestem sobą, a potem znowu mi się coś przekręca i... Niewarto, bo przy tym kimś wcale nie jestem sobą. No tak, jeśli ja sama nie wiem. Czy ja szukam jakiegoś bożka po to, abym ja nie czuła się na równi, ale mogła poczuć się gorsza? -- 30 lip 2012, 19:00 -- mordka36, to chyba taki automat "nie przejmuj się". Jak bym powiedziała, że uciekłam przed sesją do domu albo, że myślałam, że terapeutka mnie nie cierpi, bo... Lepiej zachować do siebie, no i na forum. Byłabym niezrozumiana, jeszcze bym się głupkowato przy tym śmiała jak by nigdy nic. Lepiej zachować pozory. Przeraża mnie i ciekawi zarazem co będzie za rok, za dwa. Jeśli teraz z miesiąca na miesiąc coraz bardziej mi się w głowie przewraca, to co potem? A nie będę naiwnie wierzyła, że to okres dorastania, bo to już mam dawno za sobą - głupawki młodzieńcze i tak dalej. Coraz większy chaosu w głowie, niszczenia, obsesji, ... Dojrzałam zbyt szybko, za dużo słyszałam, widziałam (?), a teraz cofam się w rozwoju .
  19. mordka36, ale wiesz, że to jedynie myśli. Myśli, które nam zatruwają życie. Nie są to fakty, nie będzie tak źle. Jest jeden plus - na pewno rzeczywistość nie okaże się gorsza niż się przypuszcza i nie zrobi "kuku", bo bardziej "czarno" już się nie da . Dlatego mi zależy, aby ktoś mi te diagnozę postawił. Widzę, że to nienormalne co się dzieje. Mam jakieś dziwne loty. Dwa dni, kilka godzin, dzisiaj od rana, albo raczej od wczoraj wieczora (byłam na dole, za chwilę nagle jakaś pobudzona byłam) - roznosi, energii tyle, że... , brak koncentracji i rozdrażnienie jednocześnie - chwilowe zmęczenie - znów mnie nosi - zmęczenie... A z tego co czytałam to hipomania mniej więcej tak wygląda. Pojawia się to nie pierwszy raz. Jednak... znów jest plus - w końcu udało mi się w tym stanie normalnie pogadać z przyjaciółkami. Bez poczucia osamotnienia. Chociaż... Nie wiem, czy jutro znowu nie stwierdzę, że jednak coś było nie tak... Tyle, że ukrywam te swoje stany, bo boję się dziwnych spojrzeń, braku zrozumienia właśnie. A tutaj, tak samo jak Ty, znajduję je i nie muszę się aż tak bardzo o to martwić (chociaż poniekąd i tak ten niepokój (?) z tym związany jest ). W ciągu takich dni jak dzisiaj myślę sobie, że aż szkoda się leczyć, przecież to takie fajne latać nad powierzchnią ziemi... (choć teraz akurat naszło zmęczenie, nie wiem co nastąpi za chwilę) Tylko co znowu będzie potem... Lepiej nie myśleć . A jednak przeważają stany lekko-depresyjne do głęboko-depresyjnych.
  20. Ożesz kurcze. Zaległości mam! Ała... Zawsze na krzywdę zwierząt reagowałam silniej, niż w przypadku ludzi... Od dziecka płakałam na filmach, kiedy zwierzakom działo się coś złego, a nie tak Boże umierały . Jak ludziom coś się dzieje, to chyba nie bardzo mnie to rusza. A ostatnio i współczucie wobec zwierząt zanikło, tęsknię za tym. Ja zawsze, zawsze odnoszę wrażenie, iż źle mówię, źle obrazuję, źle przedstawiam (siebie), ciągle zapominam czegoś dopowiedzieć, a jak już kształtuję jakiś spójny fragment sytuacyjny mnie, nagle doznaję oświecenia, iż być może to wcale nie ja, w niczym nie ma prawdziwej (cokolwiek to znaczy, ja nie wiem) mnie, wiecznie jakaś sztuczność (choćbym była jak najbardziej szczera...)... Właśnie, właśnie. A potem ten niepokój, czy czasem nie powiem za chwilę czegoś przeciwnego, czy nie zachowam się jednak inaczej. Może dlatego zwykle nie mówię zbyt wiele. Chyba, że mnie nosi. Wtedy mówię co ślina na język przyniesie i w głowie nie mam pustki. Mówiąc o sobie ciągle muszę się kontrolować, mam wrażenie. Nawet na forum nie wiem, czy pisze prawdę, czy nie. Nawet pisząc w pamiętniku zadaję sobie czasem pytanie "czy to MÓJ pamiętnik, czy jednak nie?". "A może oszukuję?". Nie głupie. Taa, naturalnie, iż najbardziej zależy na obiektach nieosiągalnych - można się wściekać, psioczyć i odczuwać intensywniej, gdy kolejne próby zbliżenia się "do" daję w łep, hę? Ja też staram się rozpraszać uwagę, dywersyfikować ludzi, ale zawsze nagle, w danym momencie u danej, pojedynczej osoby znajdę coś, co ujmuje mnie szczególnie i reszta idzie nieznacznie w odstawkę, chcę eksploatować tę jedną osobę, nikogo więcej, nic więcej! Tak, to strasznie pociągające jest, jeśli ktoś odrzuca. Eh... A ostatnio takiej osoby w moim życiu niee ma (chyba się powtarzam). Tylko chwilowo czasem coś mi się wydaje. Taa... No bo spotykając się z chłopakiem = muszę jakoś wyglądać, muszę mieć jakieś życie, nie być nudna. To za dużo starania. Ale wtedy znowu jestem oszustką, długo tak nie pociągnę. Z kolei całkowity brak "obowiązków" to odpuszczanie sobie, siedzenie w domu, bo życie boli. Tak - wystarczy niefortunne zdanie, jakiś nie-taki wzrok. "Ma mnie dość, nudze ją na pewno". Już na trzeciej sesji miałam taki dylemat, więc rozumiem Cię. Nie wiem co znowu dzisiaj jest grane. Ogólnie ostatnio jak się budzę to najpierw myślę o śmierci . Każdym rankiem. Dzisiaj dopadła mnie później znowu euforia "o Bożeee, zaraz mnie rozwali od środka!". Nie minęły dwie godziny i mi przeszło. Zostało wkurzenie raczej . Dwa dni temu też podobnie, ale bez wkurzenia. Szkoda, że euforia mija i zostaje jakieś zmęczenie. Ktoś mnie "delikatnie odtrącił", więc może dlatego te euforie? Chyba w ten sposób jakoś zagłuszam to, udaję, że niczego nie było. Nie wiem . A potem pewnie wpadnę w cykl dołów... W dodatku jem tyle, co wcale ostatnio. Znowu naszła mnie mania "muszę być chuda!" . Coraz silniej odczuwam to, że "nie ma mnie tu naprawdę". Nie wiem, czy to ma związek z terapią i chcę coś udowadniać, czy o co chodzi. Poza tym... Boję się, że jak pozbędę się tego całego "cholerstwa", to nic nie zostanie we mnie. Dobrze, że nie zarabiam. Dobrze, że nie mam swojego mieszkania. Dobrze,że jednak matka ma nade mną tą swoją kontrolę... (choć za każdym razem wściekam się, kiedy ktoś swoimi butami wchodzi w moje życie i próbuje kontrolować cokolwiek). Tak lepiej dla mnie. Chociaż jednocześnie chciałabym wolności. Trochę długie mi to wyszło . -- 30 lip 2012, 10:23 -- mordka36, gdzie jesteś? Odezwij się i napisz jak u Ciebie. -- 30 lip 2012, 10:39 -- Kiedy ja w końcu zacznę żyć rzeczywistością?! Kiedy się obudzę? ... zaakceptuję, że świat nie jest idealny, zawsze coś będzie nie tak. Że to normalne jest. Że nikt nigdy nie będzie idealny. Że żadna miejsce nie jest idealne. Świat się nie zmieni. Nikt się nie zmieni. Nikt nie stanie się żadnym bożkiem, którego mogłabym podziwiać w samotności, jeśli już nie obok. -- 30 lip 2012, 10:42 -- Tworzę sobie w głowie świat, w którym chciałabym żyć. Moje życie. Ja byłabym inna, ludzie byliby inni... A przecież nigdy tak nie będzie. A jak już będzie, to znowu będę uciekać w marzenia o jeszcze innym świecie.
  21. Och tak! Rooney Mara jest cudowna! A diagnoza, jak dla mnie, jest ważna. Przynajmniej ma się jakiś punkt odniesienia, cokolwiek. A tak to takie pójście w ciemno "nienazwanym". Ja tkwię narazie w tej przestrzeni "nie wiadomo co", a chciałabym wiedzieć. A najbardziej mnie wkurza jak ktoś udaje, że to nie wielki problem, że to, tamto... Chyba, że mi się wydaje. Chyba, że sama źle przedstawiam to, co się ze mną dzieje. Nie mam pojęcia właściwie jak to przedstawić. Jestem na terapii i nie wiem ani co myśleć, ani co czuć. Gadam, bo gadam, ale to nie ja. Mogę sobie pogdybać, ale chcę mieć pewność i świadomość. Choć z kolei świadomość boli, jeśli zachowania się nie zmieniają. Nie wiem jak u was, ale u mnie potem się zaczyna ciąg myśli "dlaczego to zrobiłam? po co? na co? do czego mi to potrzebne było?". A tak to bym mogła żyć spokojniej (spokojniej?!). To bezwątpliwie głupie, ale tęsknię za chwilami, kiedy zależało mi na kimś (na kimś kogo mieć nie mogłam). Cierpiałam, ale przynajmniej miałam do tego jakiś konkretny powód. Miałam czym zająć umysł, choćby to działało destrukcyjnie na mnie. A teraz jest zazwyczaj pusto. Da się to zagłuszyć, ale jedynie na chwilę. Na dłużej chyba nic nie pomaga. Faceci, faceci. Jak już coś, to chyba nie mogę mieć kontaktów z jednym (oczywiście nie mówię tu o znajomościach czysto kumpelskich), bo to groziłoby tym, że za bardzo mi zacznie zależeć. Albo zajmuję myśli kimś innym i myślę, że to na tamtym mi raczej zależy.
  22. Dlatego lepszy jest nożyk do tapet... Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę się kaleczyć. Pierwszy raz, drugi, trzeci, ... Obżarstwo poszło w odstawkę, bo wyrzuty sumienia, bo nienawiść do swojego ciała po takim "akcie", bo...
  23. mordka36, co Ci się dzieje z cytowaniem ? Najpierw musi być -
  24. mordka36, myślę, że dla każdego jest ratunek. Pewnie nie od zaraz, ale jest. :) Atalia, uśmiechnęłam się jak to przeczytałam . No tak, racja. Gdyby tak nie było, to zapewne mało kto by na tym forum radził komuś cokolwiek... Tak drastyczniej - i więcej zgonów by było.
×