Skocz do zawartości
Nerwica.com

one-half

Użytkownik
  • Postów

    432
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez one-half

  1. one-half

    Zbliża się

    Zresztą - co do wartościowych rzeczy - to w trakcie mojego pobytu była taka opcja, że można je zostawić w zamykanych na klucz szafkach w pokoju pielęgniarek, także raczej luz. Co do elektrowstrząsów - to wcale nie jest taka prosta sprawa, aby je dostać. Z tego, co wiem, to w Polsce są one zarezerwowane dla naprawdę opornych przypadków, tzn. takich, gdzie przerobiono w zasadzie wszystkie możliwe kombinacje leków z miernym skutkiem. Nie myśl o elektrowstrząsach i bądź dobrej myśli - na pewno w końcu trafisz na "swoją" kombinację leków.
  2. one-half

    Zbliża się

    Ja co prawda nie leżałem w Poznaniu, tylko w Warszawie (Nowowiejska), ale (odpowiadając na Twoje pytania): (-) co do długości pobytu: nie da się wyznaczyć jakiejś określonej granicy: to może być miesiąc, może dwa lub trzy - wszystko zależy od Twojej kondycji - z reguły wypisują Cię ze szpitala wtedy, gdy Twój stan jest ustabilizowany. Ja np. leżałem 1,5 miesiąca. (-) co do samego pobytu: wygląda to normalnie jak w każdym szpitalu z tą różnicą, że zamiast chorych na choroby somatyczne masz wokół siebie ludzi mniej lub bardziej niedomagających psychicznie. Rytm dnia wyznaczają posiłki i pory przyjmowania leków, wiosną i latem grupowe wyjścia na teren przyszpitalny, oglądanie telewizji (jeśli oczywiście jest ona na oddziale). Aha, i wbrew popularnemu powiedzeniu w szpitalu psychiatrycznym są klamki w drzwiach (nie ma jedynie zamków, tzn. nie można się zamknąć). Niekoniecznie musisz chodzić w piżamie - możesz zabrać normalne ciuchy i w nich chodzić - tak przynajmniej było w moim przypadku. Na wszelki wypadek radzę nie zabierać ze sobą wartościowych rzeczy (np. drogiego smartfona) - tego typu rzeczy "lubią" często "ginąć" na oddziałach. Summa summarum: radzę zbytnio się nie przejmować, wszystko na pewno ułoży się pomyślnie. Ja też przejmowałem się przed przyjęciem (bo jak by nie patrzeć, psychiatryk jest jednak specyficznym miejscem), a jednak szybko odnalazłem się w tamtej rzeczywistości i 1,5 miesiąca zleciało jak z bicza strzelił...
  3. Podobno buspiron jest skutecznym antidotum na dysfunkcje seksualne spowodowane SSRI (spadek libido, problem z finałem). Ktoś testował buspiron pod tym kątem i może coś na ten temat powiedzieć?
  4. Cześć, Słuchaj, moim zdaniem pierwsze co powinieneś zrobić to pójść do dobrego psychiatry. Jesteś na takim etapie (jak sam piszesz: bezsenność, bardzo duży lęk, z którym wiążą się poważne dolegliwości somatyczne), że potrzebujesz przede wszystkim pomocy farmakologicznej, psychoterapia znajduje się na chwilę obecną na dalszym planie. Być może Parogen przestał działać i trzeba zmienić lek na inny. Źle również się stało, że pod naciskiem innych osób odstawiłeś kiedyś leki. Może to jest właśnie przyczyną obecnych problemów? Trudno - wyszło jak wyszło - wyciągnij jednak z tego lekcję na przyszłość. Skoro psychoterapia Ci pomaga, oczywiście dalej powinieneś na nią uczęszczać, ale - moim zdaniem - najpierw przede wszystkim musisz wyjść z tego głębokiego dołka dzięki lekom. Jak będziesz czuł się lepiej, miał siłę do pracy nad sobą, to i psychoterapia będzie przynosić lepsze efekty. Wierzę, że dasz radę. Pozdrawiam
  5. Cześć, Słuchaj, moim zdaniem pierwsze co powinieneś zrobić to pójść do dobrego psychiatry. Jesteś na takim etapie (jak sam piszesz: bezsenność, bardzo duży lęk, z którym wiążą się poważne dolegliwości somatyczne), że potrzebujesz przede wszystkim pomocy farmakologicznej, psychoterapia znajduje się na chwilę obecną na dalszym planie. Być może Parogen przestał działać i trzeba zmienić lek na inny. Źle również się stało, że pod naciskiem innych osób odstawiłeś kiedyś leki. Może to jest właśnie przyczyną obecnych problemów? Trudno - wyszło jak wyszło - wyciągnij jednak z tego lekcję na przyszłość. Skoro psychoterapia Ci pomaga, oczywiście dalej powinieneś na nią uczęszczać, ale - moim zdaniem - najpierw przede wszystkim musisz wyjść z tego głębokiego dołka dzięki lekom. Jak będziesz czuł się lepiej, miał siłę do pracy nad sobą, to i psychoterapia będzie przynosić lepsze efekty. Wierzę, że dasz radę. Pozdrawiam
  6. Czemu tak dokładnie służy dodawanie olanzapiny do antydepresanta? Ma pobudzać? Lekko zamulać? Podbijać działanie antydepresyjne czy jak? A może "stabilizować nastrój" (cokolwiek by to oznaczało, bo - tak mi się przynajmniej wydaje - równie dobrze może kasować poprawę uzyskaną dzięki mojemu antydepresantowi, "stabilizując" mi ten nastrój na poziomie podłogi, usypiając i zamulając na maxa)? Ciekawy też jestem, jak to się wszystko statystycznie sprawdza, bo osób które to biorą z antydepresantem jest raczej jak na lekarstwo. Czy jak przerobiłem cztery neuroleptyki na depresję (co prawda same, bez antydepresanta) i nic mi to nie dało (tylko czas straciłem) to czy jest w ogóle sens zawracania sobie głowy tą olanzapiną (tym bardziej że jest trochę do stracenia - chodzi mi głównie o czas, no i o to tycie)? Czy nie lepiej i prościej po prostu drugi antydepresant dołożyć? I w sumie sedno sprawy: czy ta olanzapina się spośród innych neuroleptyków czymś wyróźnia w leczeniu depresji? Bo na amerykańskim necie wszędzie to OFC (olanzapine-fluoxetine combination), w Stanach to nawet w jednej tabletce robią (Symbyax).
  7. Czemu tak dokładnie służy dodawanie olanzapiny do antydepresanta? Ma pobudzać? Lekko zamulać? Podbijać działanie antydepresyjne czy jak? A może "stabilizować nastrój" (cokolwiek by to oznaczało, bo - tak mi się przynajmniej wydaje - równie dobrze może kasować poprawę uzyskaną dzięki mojemu antydepresantowi, "stabilizując" mi ten nastrój na poziomie podłogi, usypiając i zamulając na maxa)? Ciekawy też jestem, jak to się wszystko statystycznie sprawdza, bo osób które to biorą z antydepresantem jest raczej jak na lekarstwo. Czy jak przerobiłem cztery neuroleptyki na depresję (co prawda same, bez antydepresanta) i nic mi to nie dało (tylko czas straciłem) to czy jest w ogóle sens zawracania sobie głowy tą olanzapiną (tym bardziej że jest trochę do stracenia - chodzi mi głównie o czas, no i o to tycie)? Czy nie lepiej i prościej po prostu drugi antydepresant dołożyć? I w sumie sedno sprawy: czy ta olanzapina się spośród innych neuroleptyków czymś wyróźnia w leczeniu depresji? Bo na amerykańskim necie wszędzie to OFC (olanzapine-fluoxetine combination), w Stanach to nawet w jednej tabletce robią (Symbyax).
  8. Jeśli jesteś lękowcem to radziłbym w ogóle odstawić kofeinę (i fajki - jeśli palisz). To niby taki duperel - tak kiedyś sobie myślałem - ale jak niedawno (w sumie przypadkiem tak jakoś wyszło) odstawiłem kofeinę (całkowicie) i papierosy to momentalnie (już pierwszego dnia niepalenia i niepicia kawy efekt był zauważalny) ubyła ze mnie cała masa lęków. Nie jestem już non-stop znerwicowany - powiem, że się maksymalnie zdziwiłem (ale pozytywnie ofcoz), że rezygnacja z tych używek jest w stanie aż tyle zdziałać. Z kawą (tak samo herbatą, energizerami) trzeba uważać, bo kofeina ma okres półtrwania ok. 5 godzin (w specyficznych warunkach nawet dłużej), także już pierwszą filiżanką kawy możesz wypełnić sobie lękami i znerwicowaniem całkiem sporą część dnia. A wiadomo, że mało kto ogranicza się do jednej filiżanki. Moja propozycja: odstaw na 1-2 tygodnie kofeinę (w jakiejkolwiek postaci) i nikotynę (jeśli palisz) i obserwuj sytuację. Wydaje mi się to ważne szczególnie w przypadku osób, które mają problem właśnie przede wszystkim z lękami. Chyba warto jednak czasem spróbować dopomóc lekom.
  9. Jeśli jesteś lękowcem to radziłbym w ogóle odstawić kofeinę (i fajki - jeśli palisz). To niby taki duperel - tak kiedyś sobie myślałem - ale jak niedawno (w sumie przypadkiem tak jakoś wyszło) odstawiłem kofeinę (całkowicie) i papierosy to momentalnie (już pierwszego dnia niepalenia i niepicia kawy efekt był zauważalny) ubyła ze mnie cała masa lęków. Nie jestem już non-stop znerwicowany - powiem, że się maksymalnie zdziwiłem (ale pozytywnie ofcoz), że rezygnacja z tych używek jest w stanie aż tyle zdziałać. Z kawą (tak samo herbatą, energizerami) trzeba uważać, bo kofeina ma okres półtrwania ok. 5 godzin (w specyficznych warunkach nawet dłużej), także już pierwszą filiżanką kawy możesz wypełnić sobie lękami i znerwicowaniem całkiem sporą część dnia. A wiadomo, że mało kto ogranicza się do jednej filiżanki. Moja propozycja: odstaw na 1-2 tygodnie kofeinę (w jakiejkolwiek postaci) i nikotynę (jeśli palisz) i obserwuj sytuację. Wydaje mi się to ważne szczególnie w przypadku osób, które mają problem właśnie przede wszystkim z lękami. Chyba warto jednak czasem spróbować dopomóc lekom.
  10. Mi też się wydaje, że mirtazapina całkiem konkretnie działa na noradrenalinę. Może teraz przechodzę okres, że tak powiem, noradrenalinowy na tym leku, ale ostatnio dostałem całkiem konkretnego pobudzenia, czasem zdarza się nawet, że (zwłaszcza po wypiciu kawki) czuję takie dudnienie krwi po uszach, a wieczorem mam trudności z zaśnięciem (nie tak dawno jeszcze pół godziny po zażyciu tabletki myślałem tylko o tym, żeby się położyć, po czym zasypiałem szybciutko jak niemowlę). Zauważalnie spadł mi apetyt (na mircie? Niemożliwe ) - utrzymywanie diety 1000-1500 kcal to dla mnie obecnie żaden problem. Żadne hipomanie w grę nie wchodzą, bo twardo stoję nogami na ziemi. Wenlafaksyny nigdy nie próbowałem (zresztą z tego co czytałem, to ona zaczyna inhibitować wychwyt zwrotny noradrenaliny dopiero od dawki 150 mg wzwyż), mam za to porównanie z klomipraminą - wg mnie mirtazapina oddziałuje na noradrenalinę wcale nie gorzej niż Anafranil (a on naprawdę konkretnie mnie napędzał). On ma jednak tą przewagę nad mirtą, że silniej działa na serotoninę - pamiętam, że na Anafranilu miałem o wiele lepszy humorek. Trzeba będzie do tej mirty dorzucić chyba jakieś SSRI. -- 06 lip 2012, 13:04 -- Hehehe, i pomyśleć, że jeszcze niedawno zastanawiałem się nad włączeniem wenlafaksyny lub - uwaga - Cymbalty. Chyba by mnie na strzępy rozniosło
  11. Facepalm -- 06 lip 2012, 21:19 -- Czy tabletka Seroxatu 20 mg (bo rozumiem, że mniejszego tonażu niż 20 mg to nie ma) ma podziałkę? Da radę ładnie podzielić na 10 mg? Bo na 5 mg to już pewnie nie bardzo, co?
  12. Na noradrenalinę od 150 mg wzwyż (czyli do 150 mg wenlafaksyna zachowuje się jak SSRI), dopaminą bym sobie głowy nie zawracał bo wenlafaksyna słabo hamuje jej wychwyt. Jak jesteś zainteresowany noradrenaliną, to proponowałbym się przesiąść raczej na Cymbaltę. Venlafaxine (Effexor, Effexor XR) has the flexibility of being an SSRI at lower doses (75 mg/day), affecting the reuptake of serotonin, and an SNRI at higher doses (150-225 mg/day). It also very weakly blocks the reuptake of dopamine at very high doses (above 350 mg/day). http://www.emedexpert.com/compare/effexor-vs-cymbalta.shtml
  13. Mam pytanie: jak mocno ten lek oddziałowuje na noradrenalinę (np. w odniesieniu do SNRI)?
  14. Dyskineza to jest właśnie to dziadostwo, przez które mam neuroleptykofobię. Póki co biorę Solian, ale jak tylko moja sytuacja się ustabilizuje będę go chciał odstawić.
  15. Hahaha, weź, za przeproszeniem, (...) z tego typu "mądrościami". Znam ja tą waszą bzdurną pisaninę z innych forów - przyczyną depresji i innych zaburzeń psychicznych jest masturbacja oraz to, że ludzie odwrócili się od Boga, a jedynym skutecznym "lekarstwem" jest obrzezanie (tak niestety ci durnie bez szkoły piszą - z palca sobie tego nie wyssałem). Ludzie, jakim trzeba być debilem, żeby w ogóle coś takiego wymyśleć? A ponoć mamy XXI wiek. Cała ta ichnia pisanina jest niestety/stety jeszcze jednym dowodem na to, że (fanatyczna) religia jest rozsadnikiem średniowiecznej ciemnoty. A co do pytania: czemu ludzie mają depresję - moim skromnym zdaniem ta rozkmina jest niepotrzebna i może prowadzić do nieuzasadnionego wpędzania się w poczucie winy za chorobę. Jasne, takie czynniki jak np. postęp cywilizacyjny i związana z nim presja, jaka jest wywierana na jednostkę, ma znaczenie, ale - moim zdaniem - po prostu pewien procent populacji jest obarczony tym mrocznym "czymś" (nazwijmy to predyspozycją do schorzenia (depresji/ChAD/schizofrenii - niepotrzebne skreślić), tkwiącą w genach), co sprawia, że - najczęściej w wieku dojrzewania - zaburzenie się zaczyna powoli uaktywniać i coraz bardziej zaczyna odchylać daną osobę od normy (a czy istnieje w ogóle coś takiego jak norma? - to już temat na osobny wątek). Proces ten mogą przyspieszać różne czynniki - indywidualna odporność na stres, traumatyczne przeżycia, doświadczenia z używkami (istnieje MASA osób, u których używki - głównie narkotyki - wyzwoliły utajoną do tej pory mroczną, zaburzoną stronę osobowości). Czy zaburzenie spowodowało postępującą izolację społeczną (która sprawiła, że dana osoba trzymała się z boku, stroniąc od rozrywek i kontaktów z płcią przeciwną), czy też było odwrotnie? Co było pierwsze: jajko czy kura? Moim zdaniem bezsensowna rozkmina.
  16. Powodzenia z litem Co do niwelacji myśli "S" przez lit - Twoja lekarka ma rację - żaden inny lek nie radzi sobie w tym zakresie, tak jak lit. Z tym, że oczywiście potrzeba czasu. Co do wenlafaksyny - jest to lek wysokiego ryzyka jeśli chodzi o przepięcie w hipo, bo mocno oddziaływuje na noradrenalinę i speeduje. Rozsądniej byłoby chyba jednak przesiąść się na SSRI lub NaSSA. Jest jeszcze agomelatyna, w przypadku której zdolność do zamiany faz jest minimalna (ale to może dlatego, że - zdaniem wielu - jej ogólna skuteczność jest minimalna ).
  17. Na Twoim miejscu nie nastawiałbym się na to, że kiedykolwiek powrócisz do tego ekscytującego stanu - zwiększanie dawki nie ma tu nic do rzeczy. To, czego doświadczyłeś, to taka swoista hipomania po antydepresancie, która pojawia się zwłaszcza wtedy, kiedy po raz pierwszy stykasz się z tego typu lekiem (tego typu substancja to zupełna nowość dla Twojego mózgu i przez pewien czas "wariuje" on - stan ten mija, kiedy substancja zostanie przez organizm "oswojona"). Wiem dokładnie, o co chodzi, bo również doświadczyłem czegoś podobnego na fluoksetynie (to był mój pierwszy lek) - dwa tygodnie zajebistego haju, niemal całkowita eliminacja depresji i lęków, po prostu prawie "god mode". Po czym po dwóch tygodniach spadłem z pieca na łeb (no może nie tak do końca). Zresztą sam zauważyłeś, że ten stan nie był tak do końca naturalny (znajomi podejrzewali Cię, że ćpasz) - jakby się on jeszcze trochę utrzymał, to może zacząłbyś wpadać na różne bardzo "ciekawe" pomysły. Sytuacja analogiczna jak z ChAD-owcami w manii - czują się zajebiście wystrzeleni i najważniejsi na świecie, podczas gdy otoczenie ma z nich często grubą polewkę. To, co napisałem powyżej, nie oznacza jednak, że nie masz szans na normalne życie bez lęków i depresji. Twój (i nie tylko) problem polega na płonnym oczekiwaniu, że dzięki lekowi dosłownie z dnia na dzień wyrośnie Ci solidny, przeciwlękowy i przeciwdepresyjny pancerz. Tymczasem - tak samo jak w świecie przyrody - powstawanie takiego pancerza to proces bardzo rozłożony w czasie. Tworzy się on bardzo powoli, błonka po błonce, praktycznie niedostrzeżenie z dnia na dzień. Naprawianie mózgu to nie jest kwestia dni czy tygodni, ale miesięcy, czy nawet lat (kiedyś zetknąłem się z opinią, że aby naprawdę solidnie ustabilizować się na fluoksetynie potrzeba, bagatelka, dwóch lat). Najważniejsze jest to, aby nie poddawać się frustracji (wiem, że czasem jest to naprawdę ciężkie) i nie uciekać w używki (zapomnij np. o tak zwanym umiarkowanym piciu), bo przez to tylko wszystko niszczysz (wiem, co mówię - ucz się nie na swoich, ale na cudzych błędach). A jak wygląda to narastanie efektu przeciwlękowego/przeciwdepresyjnego w praktyce? U mnie (aktualnie jestem 1,5 miesiąca na mirtazapinie) takie elementy depresji jak anhedonia/brak energii/problemy z jedzeniem i snem okazały się o wiele bardziej łatwiejsze do "wycięcia" (zasadniczo na dzień dzisiejszy prawie w ogóle ich nie ma). Nie mam (odpukać) już tak radykalnych załamań, w trakcie których jedyne, co mogłem robić, to leżeć całymi dniami na kanapie i rozmyślać nad własną żałosną egzystencją, czy nawet obmyślać plany strzelenia samobója Na dzień dzisiejszy zostały mi w sumie tylko (i - mówiąc szczerze - aż) problemy z lękami (lęk społeczny i uogólniony - to jest w sumie najbardziej oporny i dziadowski element mojej depresji) i trochę (choć o wiele mniej) natręctw (nieustanne rozkminianie wbrew sobie niepowodzeń z przeszłości i teraźniejszości - tych realnych i urojonych (bo każda osoba w depresji ma mniej lub bardziej rozwinięte odniesienia ksobne)). Ale zauważalne są pewne zmiany w strukturze tych zaburzeń - zarówno lęki jak i natręctwa (natręctwa znacznie) zmalały, zauważyłem również, że często mam po prostu wyj..ne na te lęki i pomimo tego, że je mniej lub bardziej odczuwam, o wiele częściej angażuję się w sytuacje społeczne. Zacząłem po prostu - pomimo tych lęków - wychodzić między ludzi i załatwiać sprawy, których jeszcze 2 miesiące temu nie byłbym w stanie nawet ruszyć. Poprawa nie jest też jednorodna - zdarzają się takie momenty/dni, kiedy tego lęku praktycznie prawie w ogóle nie ma, a są dni, że on jednak (choć z reguły jest o wiele mniejszy) wyskakuje - i to kur..sko frustruje, bo już napaliłeś się na to, że już zawsze będzie tak pięknie. Ale nie ma innej opcji, jak po prostu czekać (heh, słuszne jednak jest stare, frontowe powiedzenie, że najtrudniejszym rozkazem jest cierpliwie czekać ) i nie próbować sobie w żaden sposób "ulżyć" (choć mnie jeszcze nie tak dawno korciło, żeby chwycić za flakon, ale myślę, że mam to już całkowicie za sobą). Tak więc mam nadzieję (wiem - nadzieja matką głupich, ale każda matka swoje dzieci kocha ), że z każdym dniem, tygodniem te lęki i frustracje będą się krok po kroczku wycofywać. Zresztą nawet w ulotce do Mirzatenu pisze, że całkowita eliminacja objawów choroby trwa przynajmniej 4-6 miesięcy. Niemniej prawdopodobnie już niedługo dopalę mirtazapinę właśnie paroksetyną. No, ale to już historia na zupełnie nowy rozdział...
  18. Może w ogóle nie będzie dystrybuowana w Polsce, i problem z głowy Ciekawe, czy to przypadkiem nie będzie kolejny bajer na resorach za ciężkie pieniądze typu agomelatyna (ona też miała problemy z próbami, w których nie przebijała placebo). Nie to, żebym siał defetyzm, ale jak na mój gust to będzie historia z cyklu "kolejny lek do kolekcji" a nie żadna rewolucja.
  19. Tak, Mirtagen to mirtazapina. Zawsze można ją połączyć z jeszcze jednym antydepresantem dla lepszego efektu. Moim (i nie tylko) zdaniem mirtazapina jest wprost stworzona do połączeń.
  20. Jeśli masz problemy ze snem, zapytaj swojego lekarza o mirtazapinę (Mirzaten) - to chyba w sumie antydepresant pierwszego wyboru jeśli chodzi o depresję z zaburzeniami snu (i apetytu). Ja aktualnie ją biorę i powiem Ci, że od kiedy na niej jestem, mój sen się unormował. A jak jeszcze dorzuciłem 5-HTP to zasypiam prawie jak dziecko (fajna, naturalna senność, zero chemicznej zamułki). Z usypiaczy jeszcze mogę Ci polecić Ketrel (neuroleptyk). Zawsze to lepsze niż benzo. A jeśli lekarz Cię traktuje olewczo, to najwyższa pora go zmienić. Wiem, co mówię, bo gdybym uparcie trwał przy moim pierwszym lekarzu, to podejrzewam, że byłbym dzisiaj w mało przyjemnym miejscu, bo w ciemnej... no. Ale BTW mamy w sumie ten sam problem, bo mi też sama lamotrygina (choć jest przede wszystkim przeciwdepresyjna) dużo nie pomagała - też byłem w permanentnym dole. Dopiero dodanie antydepresanta ruszyło sytuację (stąd moja porada). Zresztą w moim przypadku lamotrygina potrzebuje nie jednego kompana
×