Skocz do zawartości
Nerwica.com

one-half

Użytkownik
  • Postów

    422
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez one-half

  1. Bez przesady z tym kaftanem życiowym. Istnieje z pewnością masa osób na SSRI, Które nie mają żadnych skutków ubocznych, tylko, że ich nie policzysz, bo oni nie siedzą na tym forum. Na tym forum spotyka się przede wszystkim osoby, którym nie dobrano jeszcze właściwych leków i które na własną rękę pytają, poszukują. Wiadomo więc, że przeważająca część opinii na temat leków będzie krytyczna. Ja przerobiłem kilka leków SSRI/SNRI i powiem, że w porównaniu z TLPD i neuroleptykami, są to naprawdę wygodne i nowoczesne leki. Poza tym, jeśli Twoim zdaniem Lexapro zakłada pacjentowi kaftan życiowy, to co robi np. Haloperidol czy Klozapol? Sorry, ja wiem, że każdy (nie wyłączając mnie) w temacie leków szuka rozwiązania optymalnego, ale może w tej grze wcale nie ma opcji ustrzelenia całej puli? Może czasem jednak warto spróbować dostrzec, że szklanka jest do połowy pełna. Dzięki lekom wstałeś z łóżka (choć gniłeś w nim tygodniami), ogarnąłeś się, poszedłeś do pracy - już jest przecież bardzo dobrze. A że są mankamenty? "Może na innym leku ich nie będzie?" - każdy tak kombinuje. I szuka tego Złotego Runa aż do usr... śmierci. Komuś Seroxat pomógł na depresję, ale faja mu po nim nie stoi tak jak powinna, to może zamienić na inny SSRI, a może SNRI albo TLPD, ewentualnie ten atypowy neuroleptyk, który ma takie dobre recenzje na sieci? Jak w dyskoncie normalnie. A przecież równie dobrze po kolejnej zmianie leku wszystko się może posypać i okaże się, że zamienił stryjek siekierkę na kijek. A jak będzie się chciało powrócić do poprzedniego leku, to okaże się, że ten za drugim podejściem już nie zadziała i wtedy lament (znam kilka takich przypadków). Ciągłe skakanie z leku na lek (żeby była jasność - nie mówię o osobach, którym leki zupełnie nie pomagają) też nie jest najrozsądniejszą rzeczą - nie ma co robić z mózgu psychotropowego budyniu. Antydepresanty, żeby objawić pełną moc działania, potrzebują miesięcy. Przed decyzją o zmianie leku trzeba zrobić naprawdę solidny i uczciwy rachunek plusów i minusów, bo zmiana musi niekoniecznie być na lepsze. Tak samo z osobami (tu nie odnoszę się do kogokolwiek piszącego w wątku, chodzi mi raczej o opinie rozsiane po sieci), których leki uzdrowiły w 100% (chciałbym mieć ten komfort) i są strasznie rozdarte wewnętrznie, "bo ile można brać te leki" (jakby psychotropy były co najmniej trucizną albo narzędziem zniewalania umysłów)? Na tym forum jest na pewno cała masa osób, która dałaby się pokroić za to, żeby mieć tego typu dylematy.
  2. IMHO pod względem właściwości nasennych kwetiapina nie umywa się do mirtazapiny. Ketrel w wieczornej dawce (ja brałem 100 mg) to był dla mnie gumowy młotek w głowę, mirtazapina działa w bardziej naturalny sposób. No i po Ketrelu często się rano długo z łóżka zwlec nie mogłem. Mirtazapina ma jeszcze tą przewagę, że często zapewnia bardzo wyraziste i odlotowe sny (lepsze niż Kino Nocnych Marków )
  3. Monmaria, włam na aptekę zrobiłaś, że masz do leków swobodny dostęp i pytasz się, co brać? A tak na poważnie, to najlepiej będzie, jeśli będziesz brała to, co Ci lekarz przepisał. Jeśli masz jakieś wątpliwości, przegadaj je z lekarzem - samoleczenie się za pomocą internetowych forów to raczej nie jest najmądrzejsza opcja (aczkolwiek poczytać i popisać możesz - od nadmiaru wiedzy jeszcze nikt nie umarł).
  4. Lekarzem nie jestem, ale ja bym tak szybko tego klona nie odstawiał. Poczekaj przynajmniej z miesiąc, dwa, jak antydepresant zacznie porządnie działać i wtedy spróbuj małymi krokami klona odstawić.
  5. Nie jestem co prawda lekarzem, ale wydaje mi się, że jest dokładnie odwrotnie. Nawet w ulotkach do większości antydepresantów jest napisane, że to właśnie w przypadku ciężkich epizodów depresyjnych podnosi się dawkę (nawet do maksymalnej) i po uzyskaniu poprawy zmniejsza się ją do dawki podtrzymującej. Poza tym - choć chyba raczej należałoby powiedzieć: przede wszystkim - w przypadku nerwicy leki są na drugiej linii, a kluczowe znaczenie ma psychoterapia.
  6. Skoro brałaś już wcześniej escitalopram, to już masz mniej więcej orientację, czego się możesz spodziewać - zarówno jeśli chodzi o skutki uboczne, jak i efekt leczenia. Escitalopram oczywiście jak najbardziej może być skuteczny w nerwicy (jak niemal każdy antydepresant), nasuwa się jednak pytanie: jakie były wyniki Twojego wcześniejszego leczenia tym lekiem i czemu przerwałaś leczenie nim? Opcje są oczywiście dwie: albo się sprawdził i wskutek zaleczenia choroby go odstawiłaś, albo się w ogóle nie sprawdził. Biorąc pod uwagę pierwszy przypadek, warto oczywiście jeszcze raz zastosować lek, ale w tym drugim - nie wiem, czy ponowne podchodzenie do "spalonego" antydepresanta ma sens. Ale oczywiście musisz to wszystko przedyskutować ze swoim lekarzem. -- 13 cze 2012, 16:48 -- Tak poza tym - to długo już bierzesz ten klonazepam? Bo jak długo, to jeśli będziesz go chciała odstawić od razu po rozpoczęciu brania Elicei to może wystąpić zespół odstawienny od klona (który teoretycznie możesz wtedy mylić ze skutkami ubocznymi Elicei).
  7. Nie dowiesz się, dopóki nie spróbujesz. Szkoda, że nie napisałaś, po jakich lekach miałaś skutki uboczne (i jakie one były) - wtedy może udałoby się coś więcej powiedzieć. Ja bym oczywiście spróbował escitalopramu, ale - tak się zastanawiam - może w Twoim przypadku lepiej byłoby najpierw spróbować (jeśli już tego nie zrobiłaś - nie wiem, jakie brałaś wcześniej leki) citalopramu (Cipramil, Cital - to bliźniaczy lek, taka nieco lżejsza wersja escitalopramu). Może na nim miałabyś mniej skutków ubocznych (choć oczywiście po escitalopramie nie musisz wcale mieć skutków ubocznych)? Ja osobiście dobrze wspominam Cipramil - pomagał mi przez około rok (przy braku jakichkolwiek skutków ubocznych), a kiedy sytuacja się pogorszyła, lekarz przestawił mnie właśnie na Lexapro, które niestety nie poprawiło mojej kondycji (ale też nie pogorszyło jej). Choć muszę przyznać, że ja ogólnie bardzo dobrze toleruję antydepresanty nowej generacji (ich skutki uboczne to betka w porównaniu do tych na np. TLPD).
  8. U mnie w ostatnich dniach wilczy głód na mirtazapinie jakby odpuścił. Ale i tak boję się o to, że mogę mieć problem z wagą na tym leku. Naczytałem się relacji ludzi, którzy nie objadali się, a mimo to na mircie przytyli, niektórzy znacznie (czyli jednak wychodziłoby na to, że mirtazapina spowalnia przemianę materii). Przed rozpoczęciem kuracji mirtą ważyłem plus/minus 70 kg - teraz ważę 75 kg (no, ale objadałem się, stąd może ta nadwyżka - mam nadzieję, że teraz będzie z tym koniec). Wizja ponownego utycia niespecjalnie mnie pociąga. Na Depakine ważyłem coś koło 100 kg i raczej nie było to fajne - i tu nawet nie chodzi o względy estetyczne, ale zdrowotne - zaczęły się problemy ze stawami, itp. -- 13 cze 2012, 13:17 -- Podbijam też pytanie Kalebx3, czy nasenne działanie mirty jest trwałe, czy to tylko taki tymczasowy fajerwerk? Od siebie dodam jeszcze, że na plus zaliczam fakt, że mirtazapina, jeśli chodzi o jej działanie nasenne, jest - przynajmniej w moim przypadku - dosyć subtelna, działa w sposób zbliżony do naturalnego. Chodzi mi o to, że w pół godziny po połknięciu tabletki zaczynam odczuwać taką przyjemną senność, ale mimo to mogę powstrzymać się jeszcze przed pójściem spać i np. obejrzeć film albo trochę poczytać. Mam w tym względzie porównanie z Ketrelem (pół godziny po wzięciu wieczornej dawki cios wymierzony w głowę gumowym młotkiem - zataczanie się z senności, niemożność zrobienia czegokolwiek, totalne zamulenie myślowe, ogólnie - budyń z mózgu) i lormetazepamem (typowy, benzodiazepinowy "blackout", a na drugi dzień z rana efekt zombie). Aha, no i ciekawym efektem mirtazapiny (który mam od paru dni) są niesamowicie wyraziste sny. Lepiej niż w kinie 3D
  9. Laima, skoro Ci w ogóle nie pomaga, to po co się tym szprycować? Pogadaj z lekarzem, może wymieni Ci Depakine na coś innego. Wypadanie włosów może być po Depakine - to stosunkowo częsty skutek uboczny przy tym leku.
  10. To są dwie zupełnie różne substancje. Paroksetyna to SSRI, a Efectin = wenlafaksyna = SNRI.
  11. W ulotce do Solianu w dziale "Stosowanie innych leków" jest napisane: Należy wziąć pod uwagę jednoczesne stosowanie amisulprydu i leków: (...) - działających hamująco na OUN: (...) benzodiazepiny i inne leki przeciwlękowe (...) leki przeciwdepresyjne ((...) mirtazapina (...)) O co dokładnie chodzi z tym "należy wziąć pod uwagę"? Bo domyślam się, że chodzi tu o coś innego niż "należy zachować ostrożność", które jest wymienione wcześniej. Czy jeśli do 100 mg Solianu łykam codziennie 30 mg mirtazapiny, a okazyjnie benzo (lorazepam), to czy mogą tu w grę wchodzić jakieś interakcje?
  12. Chętnie bym wszedł w taką opcję, tym bardziej, że, z tego co widzę, mirtazapina jako samodzielny antydepresant to raczej rzadkość. Z przyjemnością przetestowałbym połączenie mirty z paroksetyną, ale mój psych chyba się nie zgodzi (no, ale zobaczymy - będę starał się go namówić przy najbliższej wizycie), bo oprócz Mirzatenu przyjmuję też dwa stabilizatory nastroju, a on chyba wyznaje zasadę, że trzy leki to już bardzo dużo.
  13. Nie głoszę "prawd objawionych", bo nie aspiruję do miana jakiegokolwiek mesjasza. Przedstawiłem tylko swoje (co prawda ekstremalnie negatywne) doświadczenia z tym lekiem. A to, że każdy inaczej reaguje na leki i że kogoś Depakine może uszczęśliwić, to chyba oczywiste. Myślałem, że to, jak to się mówi, prawda dorozumiana...
  14. Czwarty tydzień na Mirzatenie. Istotnego efektu przeciwdepresyjnego nie widać (chociaż na plus trzeba zaliczyć to, że trochę pomaga w usypianiu). Minusy? Przede wszystkim spory wzrost apetytu. Małymi kroczkami zaczynam odzyskiwać brzuszek, którego swego czasu dorobiłem się na Depakine Mirtazapina potrafi mnie zmobilizować chyba tylko do tego, żeby pójść do marketu - kupić dwie paki chipsów, pięć pączków, trzy drożdzówki i zeżreć to wszystko jak dziki, popijając 2 litrami coli (w dziesięć minut od zjedzenia znowu czuję się tak, jakbym nic nie jadł). Na szczęście w przyszłym tygodniu mam wizytę u lekarza i mam nadzieję, że wyjdę od niego z receptą na nowy antydepresant. -- 10 cze 2012, 15:59 -- Mi też się wydaje, że zatrzymuje (efekt opuchnięcia), choć np. mój lekarz temu zaprzeczał.
  15. Hej, mam pytanko odnośnie niwelacji lęków i wzrostu pewności siebie - czy paro sprawdziła się u Was w tym obszarze? Podobno jest to najbardziej przeciwlękowe SSRI... Obecnie jestem na Mirzatenie, ale jedyne co odczuwam na tym leku to niepohamowany apetyt. W czwartek mam wizytę u psycha i postanowiłem, że chyba będę lobbował za paroksetyną
  16. Dlaczego z góry skreślasz TLPD? Próbowałeś któregoś z tych leków? Jeśli nie, to moim zdaniem mógłbyś spróbować, w końcu co masz do stracenia? Osobiście poleciłbym Ci przetestować Anafranil - ten lek ma naprawdę potencjał. W porównaniu z raczej subtelnym działaniem SSRI klomipramina to prawdziwe serotoninowe wykopnięcie z buta...
  17. Ja zaczynam mieć wątpliwości co do pozytywnego wpływu palenia. Żeby nie było, że jestem jakimś nawiedzonym antynikotynowym mesjaszem - wręcz przeciwnie - jestem palaczem z dużym stażem (coś koło 10 lat będzie, pomijając dwuletnią przerwę od nałogu). Ale do rzeczy. Zastanawiam się co do relacji pomiędzy paleniem a chorobą, ściślej: nasilaniem lęku. Oczywiście palenie w jakimś tam stopniu mnie luzuje (choć przyznam, że kiedy byłem zdrowy miałem z tego - jak zresztą ze wszystkiego - więcej frajdy), ale od pewnego czasu zauważyłem (a może tylko coś sobie wkręcam?), że wraz ze ściągnięciem pierwszych chmur z fajki (najbardziej jest to odczuwalne rano przy zapaleniu pierwszego papierosa (czyli wtedy gdy nikotyny nie ma w organizmie)) następuje nasilenie się lęku, który po krótkim czasie wraca do swojej normy. Powszechna opinia jest taka, że papierosy pomagają chorym (w końcu tyle chorych pali, a w szpitalach papierosy są walutą), ciekawe czy możliwa i powszechna jest sytuacja odwrotna. Depresja wpędza w palenie, czy palenie w depresję. Co było pierwsze: jajko czy kura? A może to samonapędzające się błędne koło, tak jak w przypadku alkoholu? Ciekawe, jak to w końcu jest z tą nikotyną i jej wpływem na neurotransmitery?
  18. Hmm.. w sumie jazdy na jednym i na drugim podobne. Z tym, że objawy odstawienne przy wenli szybciej minęły niż te przy benzo. Nooo, to znaczy, że wenlafaksyna jest naprawdę mocnym ścierwem Zresztą nic dziwnego - w końcu wenla jest stosowana przez lekarzy jako lek drugiego rzutu (mi lekarz swego czasu lekarz nie chciał jej dać, argumentując, że ciężko się z niej schodzi, dlatego lepiej najpierw wypróbować coś innego).
  19. Jeśli nawet uzależniają, to tylko psychicznie (ale psychicznie to może wszystko uzależnić, nawet łykanie suplementów diety). Bo chyba nie powiesz, że przy odstawianiu antydepresanta miałaś objawy odstawienne takie jak przy odstawianiu benzo, bo benzo uzależniają fizycznie.
  20. Tahela - lekarz lekarzowi nierówny i dlatego ważnym jest, by być pod opieką specjalisty z prawdziwego zdarzenia. Co innego konował z przychodni NFZ gdzieś na prowincji (choć i w dużych miastach się tacy znajdą), który gdzieś ma dokładny wywiad choroby i przepisuje wszystkim ten sam lek, bo w sumie "co go to obchodzi", a co innego wzięty lekarz-pasjonat (tak, naprawdę istnieją tacy ), któremu jednak zależy, by wyciągnąć chorego na prostą i który jest dobrze zorientowany w temacie leków i najnowszych standardów leczenia. Bo rację ma Denial pisząc, że w świecie leków wcale nie poruszamy się tak po omacku - wypracowane zostały pewne standardy i algorytmy leczenia - ważne, by lekarz był z tym na bieżąco. Nie ma co się sugerować renomą i tytułami naukowymi. Moim pierwszym lekarzem był jeden z bardziej znanych lekarzy warszawskich, dr n. med. (rzecz jasna nie będę wymieniał nazwiska), który, jak się później okazało, leczył mnie głównie za pomocą przestarzałych leków - ogólnie, jak to dziś postrzegam - miał wypracowane własne, żelazne, ale w gruncie rzeczy ubogie (bo nie był na bieżąco z najnowszą wiedzą psychiatryczną) schematy leczenia. Ze znajomością leków zatrzymał się chyba gdzieś po 2000 r., nie zaproponował mi lamotryginy, bo, jak mi się wydaje, najprawdopodobniej o jej zastosowaniu w ChAD nie słyszał. Szprycował mnie 2 g Depakine dziennie, pomimo tego, że cały czas byłem w depresji (Depakina jest przede wszystkim przeciwmaniakalna). Lyrica czy Valdoxan to, jak się domyślam, dla niego abstrakt rodem z Księżyca. A wiem, że ten lekarz był kiedyś zupełnie inny, miał diametralnie inne podejście do pacjenta i jego leczenia. Po prostu z biegiem czasu zaczął traktować swoją prywatną praktykę jako czysty biznes i za bardzo zajął się liczeniem pieniędzy z wizyt - na dokształcanie się już czasu mu najwyraźniej nie starczyło. Ogólnie rzecz biorąc, "lecząc" się u niego straciłem pieniądze, ale przede wszystkim zdrowie i cenny czas. Może gdybym wcześniej trafił do właściwego specjalisty, byłbym w zupełnie innym miejscu, jeśli chodzi o położenie życiowe? Może więc warto poddać wszystkim tym, na których leki nie działają, również myśl, czy aby na pewno znajdują się w dobrych rękach, jeśli chodzi o opiekę lekarską?
  21. Co do leków i ich brania - z reguły ilość nie przechodzi w jakość, tak jest również w tym przypadku. Każdy chory (trzeba odróżnić chorego psychicznie od zaburzonego; choroba to schorzenie o podłożu endogennym) musi (lub - przyjmując najmniej optymistyczny wariant - wcale nie musi, bo leku, który mógłby zrobić należyty porządek z jego neurotransmiterami jeszcze nie wynaleziono) trafić na "swoją" substancję (lub ich kombinację), która pomoże mu wyjść na prostą, lub prostą z mniejszymi lub większymi zakrętami. Właśnie: dlaczego zakładasz, że ktokolwiek MUSI odzyskać wskutek terapii 100% sprawności? Czy jeśli ktoś odzyskał jej 60 lub 80% to znaczy, że poniósł klęskę? A to, że ktoś, nawet w częściowej remisji, wchodzi na to forum, żeby sobie ponarzekać, to ma do tego święte prawo. Jeśli, jak piszesz, Ci "się odechciewa", to przecież wcale nie musisz tu wchodzić. Jest wiele alternatyw: Plotek, Pudel, ogrish.tv... Zapewniam Cię, że jest cała masa osób, które dzięki częściowej remisji uzyskanej właśnie dzięki lekom nie żalą się (a nawet gdyby się żaliły - choćby anonimowo w internecie - co to komu przeszkadza?; być może właśnie to żalenie się i jęczenie jest dla nich swoistą formą autoterapii?) mniej lub bardziej sprawnie funkcjonują. I niosą dalej krzyż swojej choroby (hmm... jak to patetycznie zabrzmiało ) - pewnie bez leków nie ruszyłyby w ogóle z miejsca. Do tego jest naprawdę cała rzesza osób, którym leki pomogły w 100% - ich raczej na forum nie uświadczysz, bo żyją pełną piersią, biorąc podtrzymujące dawki leków i pewnie już nawet zapomniały o swojej chorobie. Poza tym są leki, które dają 100% ulgi (a nawet nadwyżkę ) niemal każdemu w błyskawicznym tempie - benzo, sole amfetaminy (Adderall), tylko że są one rozwiązaniem na krótką metę. Ale kto wie, być może dzięki rozwojowi badań (a postęp w badaniach następuje dzięki temu, że chorzy biorą leki, obserwuje się ich skuteczność i na tej podstawie wyciąga wnioski - kolejny argument świadczący o tym, że wątpienie w leki i podkopywanie sensu ich brania jest bardzo "mądre") za 20, 50, 100 lat odkryta zostanie generacja antydepresantów o np. potencjale przeciwlękowym porównywalnym do benzo, przy braku istotnego wzrostu tolerki (he, he )? Wszystkim (mi też) wydaje się to nierealne, ale przecież do lat 50. XX w. depresję endogenną leczono praktycznie jedynie amfetaminą. Patrząc z tej perspektywy jakimi rewolucjami było najpierw wynalezienie trójpierścieniowców, później SSRI, i tak dalej. I cały czas sprawy posuwają się do przodu (np. agomelatyna, pregabalina) - nie bez błędów i powoli, ale jednak się posuwają. A to, że ktoś jest na tyle głupi i naiwny, że daje złapać na marketingowy lep wielkich koncernów farmaceutycznych i wierzy w magiczną "pigułkę szczęścia", to już jego problem i frustracja. Poza tym chyba za bardzo wierzysz w "zbawczą moc" psychoterapii - moim zdaniem w przypadku endogennych schorzeń jest ona nikła (choć etap choroby ma tu też znaczenie). Żeby było jasne - ja do osób, które uczęszczają na psychoterapię czy psychoanalizę nic nie mam, jeśli one czują, że im to pomaga - OK. W moim przypadku (ChAD) psychoterapia okazała się opowiadaniem głodnych kawałków i po prostu stratą czasu. Miałem kontakt z dwoma psychologami - każdy z nich (nie wiem, może akurat tak pechowo trafiłem) okazał się ignorantem w temacie choroby afektywnej dwubiegunowej (czyli był kompletnie nieprzygotowany do pracy z pacjentem). Co do samej zasadności i skuteczności mojej psychoterapii - szpitalny psycholog był bardziej szczery, bo powiedział, że faktycznie psychoterapia ma w przypadku mojej choroby, jak to dyplomatycznie ujął, "bardzo zawężone zastosowanie" Wiem jedno - poprawę (wliczając w to całkowitą remisję) zawdzięczałem/zawdzięczam tylko i wyłącznie lekom. Amen.
  22. To może jeszcze jedno pytanie, chyba najważniejsze z punktu widzenia chętnego na ten lek. Jak jest z rozwijaniem tolerancji na Lyricę? Czy jest to tak, jak w przypadku benzo, gdzie na początku 1 mg Clonazepamu wyrywa z butów, no, a później - ho, ho - i 25 tabletek 2 mg wziętych z rana (tak, słownie: dwadzieścia pięć ; przykład jednego z uzależnionych od benzo wzięty z popularnego narkoforum ) już tak fajnie nie działa jak ten 1 mg za pierwszym razem? I tu mam gula. Anglojęzyczna Wiki, powołując się na dwa artykuły naukowe dotyczące pregabaliny jednoznacznie stwierdza: Long-term trials have shown continued effectiveness without the development of tolerance. Ale to chyba zbyt piękne, żeby było prawdziwe, co? Na angielskich forach niektórzy ludzie piszą, że tolerancja na pregabalinę jednak wzrasta, ponadto pregabalina może w specyficzny sposób uzależniać (tzn. objawy odstawienne nie są tak ostre jak w przypadku benzo, ale w każdym razie z pregabaliny nie schodzi się bezboleśnie). Co do tego uzależnienia to pal sześć, mógłbym wejść w tą opcję, ale tylko wtedy gdybym miał względną pewność, że nie będę musiał brać coraz to większych dawek leku. Raz, że to niezbyt zdrowe dla organizmu (tym bardziej, że biorę też inne prochy), dwa - nie wydołałbym finansowo przy obecnej cenie pregabaliny (ten drugi aspekt chyba ważniejszy ). Nooo... wszystko oczywiście przy optymistycznym założeniu, że pregabalina byłaby lekiem dla mnie Ciekawe więc, jak jest naprawdę z tą tolerancją na Lyricę?
  23. Podbijam temat z pytaniem: czy Lyrica jest także stabilizatorem nastroju, tak jak leki przeciwpadaczkowe typu Depakine, Tegretol, Lamitrin? Konkretnie: Czy mogę sobie zastąpić jeden stabilizator Lyricą (na taki układ może lekarz pójdzie, intryguje mnie ta Lyrica).
  24. 3 dni temu zacząłem stosować mirtazapinę. Wiem, że na pierwsze rezultaty trzeba poczekać przynajmniej 2 tygodnie, ale już teraz nasunęło mi się takie teoretyczne pytanie: czy mirtazapinę stosuje się z reguły w monoterapii, czy często jest ona elementem jakiegoś połączenia, np. z innym antydepresantem (a może z innymi lekami, proszę o odpowiedź)? Jeśli łączy się mirtę z innym antydepresantem, to jakie z reguły są to leki? Słyszałem o połączeniu "California Rocket Fuel" (mirtazapina + wenlafaksyna). Czy taka mieszanka jest dobra na usunięcie lęków (tu oczywiście mile byłyby widziane wypowiedzi osób, które to stosowały)? Względem zwalczenia lęku (bo z tym jest największy problem) co jeszcze byłoby dobre? Myślałem o połączeniu paroksetyna (w końcu to bardzo popularny wśród fobików lek) + mirtazapina, ale nie wiem, czy to się jakoś nie gryzie ze sobą? Tak w ogóle, to nie wiem, czy lekarz zgodzi się na dwa antydepresanty, tym bardziej, że biorę jeszcze dwa stabilizatory nastroju
×