Skocz do zawartości
Nerwica.com

zielona miętowa

Użytkownik
  • Postów

    734
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez zielona miętowa

  1. yap. na tym poziomie problemów terapia by się przydała. nie, że jest tak fatalnie, ale dobrze też nie jest i sama sobie z tym rady nie dasz.
  2. a gestaltu to nienawidzę z całego serca jak psa. pytanie do studentki V roku psychologii a na czym polega gestalt? "to jest tu i teraz " i już kur.wa ? to już wole starą, dobrą psychodynamiczną z nieudowodnioną skutecznością, przynajmniej ma logiczne założenia. a z tym hellingerem to ja nie jestem pewna czy to jest psychodrama, czy szarlataneria. moja koleżanka brała w tym udział jako osoba z widowni i została wybrana do "odegrania" roli czyjegoś krewnego. no jak zielona miętowa to usłyszała, to było darcie łacha, że czary-mary, że XXI wiek a tu wiejski zabobon propaguje, że bzdura, że to niemożliwe, że ustawienie i zachowanie tych osób jest wynikiem przypadku/sugestii/znajomości pacjenta i wszystkiego co da sie wyjasnić, a pacjent dopasowuje sobie do tych przypadkowych postaw odpowiednie historie ze swojego życia. na co laska z poważną miną odrzekła, że wcale tak nie jest, że wchodząc w to pole "rodziny" pacjenta nagle dokładnie wiesz gdzie masz pójść, jak masz sie zachować, że to się czuje i tego nie da się wymyśleć na poczekaniu, ani zachować się w inny sposób
  3. true. ja mam akurat o tyle kiepsko, że moja matka przejawiała bardzo niezdrowy rodzaj uwagi skupionej na mnie. daltego dzisiaj panikuje i opluwam każdego, kto patrzy się zbyt intensywnie we mnie, wyglądając oznak choroby. ale nawet i bez tego, po jednym suicydalnym epizodzie dla ludzi już zawsze będziesz potencjalnym samobójcą
  4. no ja to rozumiem potrafie sobie wyobrazić. teraz poniekąd żałuję tego całego uzewnętrzniania się, otwartego mówienia o moich problemach bo efekt jest taki, że zamiast koleżanki w pokoju obok mam drugą matkę, która skrupulatnie obserwuje i odnotowuje mój stan psychofizyczny oraz wszelkie odchylenia, dopatrując się rychłych zachowań autodestrukcyjnych i aktów samobójczych. zamienił stryjek jestem osaczona i kontrolowana jak retard wymagający całodobowej opieki. nie o taką polskę walczyliśmy
  5. aaaaa pies ich wszystkich ruchał tych kanapowych filozofów, tych nabzdyczonych ignorantów, co by wszystko chcieli leczyć pracą i sportem. obśmiewają temat bpd, do momentu aż wydarzy sie coś poważnego. wcześniej na wszystko mówią depresja/lenistwo/brak obowiązków, aż na własne oczy widzą diametralne zmiany nastroju, to jak wypełzasz z pokoju wyglądając jak zwłoki w 3 dniu rozkładu i dopiero wówczas dociera do ćwierćmózgów informacja "aha, to jednak coś jest nie tak". i tylko sie słyszy "no ale przecież ona (t.) wróci z urlopu", "przecież nie wyjeżdżam na zawsze" (tylko na pare miesięcy na drugi koniec europy...) i co ja mam tłumaczyć, że bliscy znikają emocjonalnie z mojego świata? że przez to cała moja rzeczywistość aktualna i przyszła rozpadają się, wszystko staje sie chaotyczne, mgliste? przeciez oni tego zwyczajnie nie ogarniają.
  6. Selma, faktycznie pannaAlicja, to bardzo krótko jak na obserwowalną poprawę
  7. to racja akurat, przypomniałam sobie, że tamta sytuacja faktycznie była rozstaniowa, taki moment, że nie chciałam się rozstawać z ojcem, wracać do krakowa. praktycznie się poryczałam w tym pociągu.
  8. podpisuje się pod Vian. reagujesz typowo jak na osobę z nerwicą lękową. obsesyjne myśli o chorobie psychicznej, no i żądanie zapewnień od wszystkich możliwych osób, że nic ci nie jest.
  9. o, apropos Selma, miałam się o coś pytać. właśnie o te epizody rozpadu ego do poziomu psychotycznego. jak ci się wydaje, w przypadku bpd to następuje raczej tylko w kryzysach powiązanych z porzuceniem, czy mogą się wydarzyć tak poprostu, bez powodu? da się ten stan po czymś konkretnym rozpoznać? poza omamami, które są dość oczywiste. pamiętam taką sytuację, stałam na dworcu z ojcem czekałam na pociąg. niby żadna tragedia mnie nie spotkała, ale nie najlepiej sie ogólnie miałam. nagle się zorientowałam, że ludzie w koło (sporo ich tam było) patrzą się i śmieją się ze mnie, rozmawiają o mnie zaczęłam się bać, nie wiedziałam co ze sobą zrobić. myśle se, czy coś jest nie tak ze mną? pobrudziłam sie, albo może coś przeoczyłam? nie wiem moze stoje w t-shircie a tak na prawde jest bardzo zimno, może zapomniałam o tym? takie kretynizmy chodziły mi po głowie. ale patrze po sobie, po innych ludziach i chyba wyglądam normalnie. dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że to jest niemożliwe przecież, żeby wszyscy w koło naśmiewali się ze mnie. co nie zmienia faktu, że nieprzyjemne wrażenie pozostało
  10. w szpitalu dadzą ci przy wypisie a tak ambulatoryjnie to diagnoza trwa długo, zazwyczaj raczej jest jakby procesem ciągłego diagnozowania na bieżąco, a w przypadku tego zaburzenia to już w ogóle specjaliści się wstrzymują, bo diagnoza wymaga obserwacji w dłuższym okresie czasu, jak wygląda twoje funkcjonowanie, jakie prawidłowości i zależności w nim występują -- 22 lis 2012, 23:21 -- ja to bym się w ogóle nie przejmowała tym, co ci na dobrą sprawę jest, tylko skupiała na tym, na ile twoje problemy utrudniają ci funkcjonowanie, a na ile jesteś w stanie z tym żyć.
  11. przez takie numery jak ćwiczenie telekinezy, świadomego śnienia i tym podobnych parapsychicznych shitów można sobie zdrowo namieszać w głowie i dopiero wtedy zaczyna być zabawnie.
  12. na pierwszy rzut oka to masz całkiem zdrowe reakcje. z opisu można domniemywać, że twoja dziewczyna jest bardzo atrakcyjna. nie ma cie na codzień przy niej, więc to całkiem naturalne, że jesteś zazdrosny, obawiasz się o nią, bo ma powodzenie u facetów i niestety nigdy nie ma gwarancji, że z njakiegoś zaproszenia nie skorzysta. poza tym nie uprawiasz stalkingu, nie stosujesz przemocy wobec niej, nie ograniczasz jej kontaktów, więc ja nie widze tutaj przejawów patologicznej zazdrości. pewnie jest coś na rzeczy z twoim poczuciem własnej wartości, niską samooceną, ale z drugiej strony to o czym piszesz jest kwestią zaufania w związku, a na to się trochę pracuje.
  13. oczywiście że nie z każdej. to tak jakby założyć że każdy kto miał ch*jową matkę bedzie miał bpd. sama znam dobrze osobe której ojciec intensywnie chlał. studiowała 2 kierunki, ma 2 dzieci, męża i dobrze jej sie powodzi, jest szczęśliwa, a skończyła 23 lata. ma sporo dobrych koleżanek, żadno niepowodzenie nie jest w stanie poważnie jej załamać.
  14. niby z której strony? DDA to młoda i niedodefiniowana kategoria
  15. taa, faktycznie wyczerpujesz objawy merwicy lękowej. wraz z tymi obsesyjnymmi myslami o schizofrenii (myśli defacto o zabarwieniu hipohondrycznym) jeśli to nie mija no to weź, idź do psychiatry
  16. Saanna, nie żebym ci dokładała, ale najprawdopodobniej tak jest. jeśli wszyscy sie ze sobą dogadują, a jedna osoba ma problem z konaktami, to zawsze coś z tą osobą jest nie tak. jestem w podobnej sytuacji
  17. psycholog, terapeuta, online i za darmo. a może frytki do tego? -- 19 lis 2012, 10:31 -- ooo, ja też bym się ucieszyła. z bozią raźniej, ale wiary nie da się kupić ani nauczyć -- 19 lis 2012, 10:34 -- Vian, a nie sądzisz, że klasycznym przejawem niedojrzałości emocjonalnej jest nieadekwatna złość lub szerzej kryzys na sytuację "utraty" bliskiego obiektu? w efekcie poprzerywane realcje itp. Niepoukładany nie pisze nic na ten temat.
  18. tak jest. and also kryteria które wg siebie spełniasz, nie determinują diagnozy bpd. tylko specjalista może to stwierdzić.
  19. jeśli dasz sie rade utrzymać, to jak najbardziej jest to wskazane. nie masz żadnych konfliktów z rodzicami które utrudniają ci życie?
  20. pewna nie jestem, ale z tego co kojarze, to owszem, zażywanie narkotyków w tym marichuany i LSD może dać takie efekty. nie wiem czemu, stany które opisujesz, te zaburzenia postrzegania pasują mi na psychozę, taką powiązaną z używaniem narkotyków. nie ma co rozmyślać o sensie życia i jego odmianach barwnych, trzeba iść do psychiatry (nie psychologa) bo psychiatra być może uzna za stosowne przypisać Ci leki.
  21. impermeable, nie, nie gadasz za dużo ja (bogu niech będą dzięki) również nie mieszkam z rodzicami już 4 lata. przyjeżdżam jedynie do nich w święta i jak mam więcej wolnego na uczelni. z ojcem mam na prawde dobry aktualnie kontakt, zbliżamy się do siebie (bo w dzieciństwie tej więzi poprostu nie było) natomiast od wrześnie nie odzywam się do matki (przej*bała sobie) i tak już zostanie. omijam ją szerokim łukiem jak gówno na ścieżce, a ile złości we mnie tkwi to chyba widać, nie trzeba pisać.
  22. mój bierze mnie na poważnie, ale nie wie że to bpd, myśli to taka tam depresja. matka niema pojęcia, że w ogóle chodze na terapie. ale z nią nie ma dyskusji. w to, że coś mi jest, na pewno by uwierzyła, tyle że doszłaby do wniosku że to wyłącznie wina mojego ojca, który "spier*olił jej życie" że pozwole sobie zacytować. ale ona w ogóle urojeniowa jest. uważa, że w naszym domu są podsłuchy zamontowane przez mojego brata dzisiaj śniło mi się, że dałam jej w mordę to był cudowny, terapeutyczny sen.
  23. impermeable, czuje się mile połechtana Selma, też mi się to niepodoba. w ogóle wywaliłam oczy jak weszła tam sobie ta matka ot tak, żadnej pokory, jakby bpd było zżądzeniem losu, a nie wynikiem jej nieudolnych działań wychowawczych uważam, że nie powinno jej tam być z czystej przyzwoitości, a już na pewno nie w roli pokrzywdzonej przez posiadanie dziecka z bpd.
×