Skocz do zawartości
Nerwica.com

strzęp

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia strzęp

  1. LOL! Chyba ktoś tu swoje metody psychologiczne wyciągnął ze średniowiecza. A problem już rozwiązany, i co teraz KNYPIE - każdego potrzebującego pomocy wysyłasz na tortury? Od pierwszego posta nie paliłem, psychozy minęły. Do tego zbiegło się to u mnie awitaminozą i wypłukaniem witamin/mikroelementów z organizmu. Do tego doszła chandra i trauma z bad tripa. Wszystko przeszło. I taka rada dla was: nie doszukujcie się tego typu objawów w schizofrenii i innych chorobach bo czasami warto się lepiej odżywiać. Ale to nie rola psychologa, bo większość z nich to pijawki żerujące za państwowe pieniądze, które nie potrafią w żaden sposób pomóc, nie wspominając już o świadomości, że przyczyna może być całkowicie błaha(witaminy itp) Proponuję zrewidować swoją opinię o zawodzie, bo idąc tym tokiem rozumienia chuja pomożecie ludziom wysyłając każdego do psychologa i kazać szprycować się psychotropami które mogą zniszczyć całe życie. Jesteście do bani.
  2. Witam ponownie Cała sytuacja zaczęła się u mnie jakieś 5 lat temu, a wtedy nastąpiła moja wzmożona aktywność w ezoteryce i okultyzmie, do tego wszystkiego doszło skupianie sie na wizualizacjach(po kilka godzin dziennie, każda wolna chwila, każdy marsz ze szkoły, każdy moment po przebudzeniu i przed snem). Wtedy jeszcze było to całkiem normalne, bo normalnie się czułem. Ciekawe w tym wszystkim jest to, że tarot przepowiedział (używał go rownież C.G. Jung!) że zanadto oderwę się od codzienności i stracę kontakt z ziemią. Wtedy myślałem, że cały czas zachowuje odpowiednią równowagę między światem duchowym a materialnym itp. Było całkowicie inaczej bo jak napisałem wcześniej zabrnąłem na manowce myśląc że cały czas jestem w odpowiednim miejscu. Tym czasem byłem coraz bliżej otchłani i zacząłem eksperymentować właśnie z DXM, Kodeiną, Benzydaminą, Mefedronem, Atropiną, Amfetaminą(nigdy nie uzależniłem się od żadnej substancji) Wtedy zatarły mi się granice rzeczywistości, bo wzmogłem myślenie magiczne substancjami psychoaktywnymi i zacząłem w zwykłej rzeczywistości dostrzegać że to jednak wszystko ma sens. Stałem się nadwrażliwy na punkcie świata duchowego w efekcie myślałem podobnymi kategoriami jakie zrodziły mi się podczas doświadczeń narkotycznych. To prawie tak, jak bym był odurzony cały czas.... (PS. Tarot również ostrzegał, że moja astrologiczna osobowość jest podatna na tego typu ciekawość i mam tendencję do popadania w nałóg, na szczęście obyło się bez żadnego nałogu a skończyło na oderwaniu od rzeczywistości). Wszystko się zmieniło, kiedy w punkcie moich zainteresowań znalazły się psychodeliki(psychodeliczny~poszerzający świadomość) tj. LSD i Marihuana. Można by dużo powiedzieć o ich zastosowaniu w psychologii i psychiatrii ale jeszcze się na tym nie skupiajmy. Myślę że charakter doświadczenia psychodelicznego oddaje cytat "Kiedy drzwi do percepcji zostaną otwarte, rzeczy ukazują się takimi jakimi są naprawdę". W tym wypadku percepcja zdzieliła mnie po twarzy policzkiem rzeczywistości i pokazała mi co jest nie tak. Stąd się wziął chaos w mojej głowie bo zacząłem dostrzegać wiele negatywizmów w swoim postrzeganiu świata... Zostałem sprowadzony na ziemię. A te stany quasi-psychotyczne były właśnie rozpaczliwą próbą wrócenia do świata transcendencji który zagnieździł się w mojej głowie przez ostanie 5 lat. Do tego dochodzi nadmiar czasu na rozmyślania o tym wszystkim. Od roku zacząłem dostrzegać że coś jest nie tak. Wtedy rozstałem się z dziewczyną której nie kochałem i dałem sobie popłynąć. Cała energia moich myśli nie miała ujścia w drugiego człowieka i zacząłem się w tym wszystkim topić do momentu kiedy psychodeliki nie dokonały transformacji mojego schematu myślowego. Zapewne minie jeszcze troszkę czasu, zanim będę pewnie stąpał po ziemi ale już widzę poprawę. Poznałem nową dziewczynę która jest bardzo wyrozumiała i której osoba pomaga mi abym znów nie odpłynął. Pisząc o poprawie mam na myśli to, że nie szukam w drugiej osobie swojego odbycia, kogoś z kim bym mógł uczestniczyć w swoim świecie "rzeczywistości niezwykłej". Skupiam się na konkretach i zaczynam mówić coraz bardziej jak człowiek a przede wszystkim to potrafię! Jestem radosny i zaczynam się czuć tak jak kiedyś, kiedy wszystko było ze mną dobrze. Być może będziecie bagatelizować to co piszę, ale jest mi naprawdę lekko... W skrócie wygląda to tak: 1. Wzmożone zainteresowanie mistycyzmem, transcendentalizmem, okultyzmem, Bogiem itp a. Tarot mi przepowiada, żebym za bardzo nie "odleciał" w świat ducha b. Myślę że uważam jednocześnie cały czas brnę na manowce 2. Początek zabawy z substancjami psychoaktywnymi 3. Rozstanie z dziewczyną i nadmiar czasu na rozmyślanie o duchowych poszukiwaniach (tu staję się też skrajnym introwertykiem, wszyscy jawią mi się jak plebs wyzbyty ducha, tym samym nie potrafię się zaprzyjaźniać z nowymi ludźmi bo nie nadają na tej samej częstotliwości). 4. Zaczynam wiedzieć, że coś jest nie tak mimo to nadal brnę w stronę mistycyzmu twierdząc że tam znajdę ratunek 5. Psychodeliki(LSD i Marihuana) "otwierają mi oczy" i pokazują prawdziwą rzeczywistość - są katalizatorem zmian 6. Czuję punkt kulminacyjny całej psychozy. Mam w głowie chaos poprzez wracanie na ziemię 7. Powolny proces powrotu na ziemię... :-) Konkluzja jest taka, że można się interesować tą sferą(tj. mistyka i psychodeliki) i niekoniecznie popadać w szaleństwo. Nadal będę kontynuował swoje badania, jednak do ksiąg i LSD powrócę kiedy już będę stał twardo na ziemi. Teraz wiem, na co mam uważać i gdzie popełniałem błędy. Niecierpliwie czekam na waszą opinię, co sądzicie o mojej własnej recepcji recepcji osobistego problemu i czy z waszego(zawodowego) punktu widzenia to ma ręce i nogi. Czuję się jak bohater, bo spojrzałem prawdzie prosto w oczy
  3. Witam, postaram się nakreślić problem który całkowicie mnie pochłania. Więc moje zainteresowania zawsze oscylowały wokół duchowości, energii, religioznawstwa, parapsychologi, okultyzmu, historii starożytnej itp. To wszystko doprawiłem dość częstym użytkowaniem marihuany oraz LSD. Obecnie, kiedy z kimś rozmawiam trudno mi prześlizgiwać się po powierzchni zjawiska i zawsze doszukuję się w tym tak dziwacznych energii do których opisania nie starcza mi mi odpowiednich słów, są tak transcendentne tudzież abstrakcyjne. Lub też nie potrafię rozmawiać na przyziemne tematy, bo wydają mi się "zbyt plebejskie". Cały świat wydaje mi się spowity takimi mocami, i gdy widzę drzewo np, to odrazu w głowie tworzy mi się chaos i dodaje temu pełno mistycyzmu. Problemem jest fakt, że nie potrafię tego ubrać w słowa ani nawet opisać bo według mnie jest zbyt abstrakcyjne. Problem jest o tyle poważny, że czasami mam wrażenie jak bym zapomniał jak się z kimś rozmawia na luzie. Czuję, że nie jestem już tak błyskotliwie inteligentny, jak onegdaj - i że nie potrafię opisać, czy skomentować w mądry sposób jakiegoś zjawiska bo odrazu się plączę w tych swoich sakralnych postrzeganiach świata. Przez ostatni miesiąc paliłem marihuanę prawie codziennie, LSD raz. Codziennie uprawiam kundlaini-joge itp. Większość ksiażek jakie czytam to albo filozofia ,którą interpretuję na swój własny, autonomiczny sposób lub też ezoteryki, spirytyzmy itp. Teraz pytanie, czy takie oderwanie od rzeczywistości można opisać jakimś terminem psychologicznym? Czy związane jest to z nadużywaniem psychodelików w ostatnich 2 miesiącach? Czy kiedyś powrócę do w miarę normalnego toku rozumowania i postrzegania rzeczywistości? bardzo proszę o jakąkolwiek pomoc
×