Presja rodziców od zawsze, potem presja otoczenia (bo skoro byłam piątkowa, to wychodzono z założenia, że muszę ogarniać i być rzeczywiście mądra), potem moja presja, żeby móc spojrzeć w lustro.
Całe życie słuchania jakim jestem złym dzieckiem, złym uczniem, złym przechodniem, złym człowiekiem, złą koleżanką, bo nie spełniłam czyiś oczekiwań. Żadne słowo krytyki wobec mnie nie odbiło się od mojej duszy choćby w jednym procencie. Zbieram te ciągłe nagany, nie mogę się ich wyzbyć, często wracając ze szkoły mam przed oczyma wrzeszczącą na mnie przedszkolankę, bo coś tam.
Kocham wygrywać. Kocham, gdy moja drużyna wygrywa. Kocham, gdy mogę iść z wypiętą piersią do przodu, bo nikt nie był przed nami.