-
Postów
8 939 -
Dołączył
Treść opublikowana przez Abbey
-
Pedagog jednak postanowił pomóc... Boję się reakcji ojca, bo jeśli zostanie nagle wezwany do szkoły, dowie się wszystkiego bez ogródek... Wolałabym go jakoś przygotować... Chociaż... da się przygotować człowieka na takie coś? Przecież to dla niego byłby kolejny problem, że dziecko czuje i chce działać inaczej, niż on zamierzał...
-
problemowa, witaj, życzę powodzenia w poszukiwaniu pomocy. Są tu szlachetni ludzie, z pewnością ktoś pomoże
-
Otępienie, dziwne 'wyłączenie' z rzeczywistości...
Abbey opublikował(a) temat w Pozostałe zaburzenia
Witajcie. Ponieważ pisałam o swojej historii w pierwszym temacie na powitanie, zarysuję pokrótce swoją sytuację, która w ostatnich dniach zmienia swój obraz... Za dwa dni kończę 16 lat. Na ogół w moim domu panuje wieczna cisza i znieczulica na wszelkie moje alarmy, wołanie o pomoc, rozmowę. Przez długi czas próbuję się z postępowaniem rodziców pogodzić. Jedną z największych bolączek były - i nadal są - okropnie wysokie ambicje, wymagania i plany rodziców wobec mnie. Wiąże się to też z krytyką mojego wyglądu i zainteresowań. Próbowałam znaleźć ucieczkę w przyjaźni, lecz nieskutecznie, nawet sparzyłam się jeszcze bardziej. Od zerwania kontaktu z ostatnim przyjacielem stałam się jeszcze bardziej nieufna, co uważałam za niewyobrażalne, bo i tak bałam się zawsze ludzi. Ale do rzeczy. Od świąt nękają mnie straszne problemy ze snem - przepełniają mnie lęki i, jak nigdy, nie mogę zasnąć przy ciemności. Musi się coś palić, świecić, również nie może być cicho, chociaż kiedyś byłam wyczulona na każdy odgłos dochodzący ze starego bloku mieszkalnego Leżę bezczynnie godzinami, ale nie to jest najgorsze. Ostatnio strasznie boję się iść do szkoły. Nie dość, że przeraża mnie wizja 'zajścia od tyłu', niepotrzebnego dotyku, nawet przypadkowego (szkołę mam dość dużą), to lekcje równają się z podwyższonym stresem. Wcześniej nie było takiej presji, ale teraz strasznie ją odczuwam i boję się wykonać jakikolwiek ruch w szkole. Czuję dziesiątki par oczu zawieszonych na mnie, gdy coś mówię, piszę, idę. Od niedawna zaczął się coraz bardziej pojawiać mój problem z autoagresją, tylko tam znajduję jakąś ucieczkę od całego stresu, zamieszania, wymagań i aspiracji rodziców. Robię to co wieczór. Odkąd częstotliwość się zwiększyła, zauważyłam u siebie coś -przynajmniej mnie- niepokojącego. Rzadko z kimś w szkole rozmawiam, ale jeśli tak, są to już zaufane osoby, które znam kawał czasu (dlatego grono zmniejsza się do kilku osób). Zwrócili mi uwagę na pewną rzecz - gdy rozmawiamy, nagle się wyłączam. I ja widzę, jak nie pamiętam najprostszych rzeczy - zaczynając od tematu rozmowy, przez temat mijającej lekcji, po wczorajszy obiad lub strój. Nie myślę, że chodzi tu o zmęczenie, bo gdy się przebudzę (po nawet trzech godzinach) jestem nadzwyczaj aktywna i nie odczuwam zmęczenia. Nie biorę żadnych leków, więc nie mam pojęcia, skąd nagle ten stan. Pozdrawiam, Vett. -
[videoyoutube=] [/videoyoutube]
-
W sumie ten tytuł był celowy i słowo 'skrobanka' przylgnęła do mnie dość dawno.
-
Leżąc w łóżku, pocierając przedramię dłonią, znów gapię się w sufit. Patrzę i myślę. Dlaczego to znów zrobiłam? Czuję na swoich palcach krew. Uśmiecham się lekko. Cel osiągnięty. Wyciągam dłoń w kierunku chusteczek. Delikatnie przeciągam jedną z nich od nadgarstka do łokcia. Czuję, że powoli oddalam się od rzeczywistości. Nie, nie próbuję się zabić, lecz odganiam myśli i pozbawiam się bólu psychicznego. Uwielbiam ten stan. Nic innego nie potrafi przegonić mych negatywnych myśli. Nagle cała krytyka rodziców, otoczenia staje się niczym. W kąt odchodzi jesienno-zimowa depresja. Powtarzam swój rytuał znowu – lekko wędruję nożykiem po ręce. Co najbardziej kocham w tym wszystkim? Że nikt nie pyta dlaczego. Dla nich jestem grzeczną, poukładaną dziewczynką, wolną od jakichkolwiek problemów – oczywiście oprócz trójki z jakiegoś przedmiotu. Słyszę tylko ‘pewno zamknie się w pokoju i potnie’. Uśmiecham się. Żartuję i nie zdradzam tego, że jednak to zrobię. Po co im wiedzieć? Ból przeradza się w lekkie szczypanie. Niedobrze –myślę. Chciałam zasnąć w bólu, jednak się nie udało. Znów wraca ten drugi ból; nie fizyczny, lecz psychiczny. Czuję, że pierwsza łza mimowolnie spływa po moim policzku. Mam tego dosyć. Nie żyję tak, jakbym chciała. Czuję, jak moje życie ucieka pomiędzy palcami, przesypuje się, zostawiając rany, bez jakiegokolwiek pożytku. Uświadamiam sobie, że to wszystko to jakieś przedstawienie ze słabym scenariuszem napisanym przez rodziców, w którym muszę grać główną rolę. Pierwszoplanową bohaterką okazuje się być nastoletnia dziewczyna, której każda minuta musi być dokładnie zaplanowana. Żadnych zmian w tym cholernym scenariuszu, żadnych uwag od aktora. Czy tego chcesz, czy nie, musisz być najlepszym uczniem we wszystkim, chociaż nie jesteś humanistą czy sportowcem, najlepiej śpiewać pomimo braku głosu, zajmować pierwsze miejsca w każdym możliwym konkursie. Twoje życie opiera się jedynie na nauce. A gdzie czas na przyjemność, spotkania z przyjaciółmi?! Przyjemnością ma być książka, przyjaciele zawsze po jakimś czasie odchodzą, bo liczą na coś więcej, niż nieczęste rozmowy. Zostajesz w samotności, wiecznej ciszy i niezrozumieniu. Wtedy zaczynasz myśleć o swoim dotychczasowym życiu, zalewasz się łzami, postanawiasz jednak skreślić kilka pozycji w rozdziale ‘przyszłość’ i dopisać coś według swoich pasji i marzeń. Obiecujesz to sobie, znów kalecząc swoje delikatne ciało. Rano wstajesz i znów powraca stara rzeczywistość: musisz żyć, jak ci nakazali. Masz za mało odwagi, by cokolwiek zmienić. Znowu ubierasz się, jesz śniadanie, słyszysz ‘nieźle cię kot podrapał’, ‘znów się wywróciłaś?’, potakujesz z wymalowanym fałszywym uśmiechem. Lata praktyki powodują, że jest on całkowicie naturalny. Niebawem wrócisz do domu, zamkniesz się w pokoju, zaczniesz się zastanawiać nad sensem życia, potniesz się. I tak ciągle, według schematu. A mówią, że masz cudowne życie. Znów potakujesz z uśmiechem. I tak próbujesz okłamać wszystkich, a przede wszystkim siebie. 'Jest dobrze.' _______________ Osoba zmieniona celowo w pewnym momencie. W sumie nie wiem, po co to napisałam... Chociaż z drugiej strony wiem - po kolejnej bezsennej nocy postanowiłam przelać swój ból na papier, potem dokument w wordzie. Wiem, że nie jestem polonistą, pewno znalazłabym multum błędów, ale... Dla mnie liczy się to, że przekazałam akurat tę treść.
-
Ja też - coraz bardziej - czuję się samotna. Nie chodzi mi o jakiś chłopaczków, bo na to jestem za gówniarowata - w wieku lat 16 miłość moim zdaniem nie jest jakąś prawdziwą miłością. Od rodziny wsparcia nijakiego nie mam, a znajomi odzywają się do mnie tylko, jak coś chcą. W sumie nie wiem, po co to napisałam, ale jakoś mi ciut lżej.
-
Pozwolę sobie zacytować fragment z mojego powitania: opowiedziałam wszystko, o relacjach z matką, jej relacjach ze swoją (nie gada z nią od jakiś pięciu lat, na mnie też próbowała tych praktyk, nie odzywała się cały grudzień, nawet oszczędziła sobie ciągłej krytyki.), ale uznała, że... Boi się coś zrobić. Nie chce namącić w moim życiu, bo niedługo skończę tę szkołę i nie chce mnie potem zostawić z tym wszystkim. Wychowawca miał porozmawiać z moim ojcem, byli omówieni, poszedł i... Uciekł. Po kilku minutach poszedł. Pedagog uznał, że nie wie, co ma zrobić, bo zupełnie nie rozumie mojej matki i nie jest w stanie przewidzieć jej zachowania po zaproszeniu ją na rozmowę. Stoję w cholernym martwym punkcie i boję się ruszyć w którąkolwiek ze stron. To wszystko mnie przerasta...
-
W moim przypadku pisanie jest chyba najlepsze - uwielbiam tworzyć różnych bohaterów, którym - nawet mimowolnie - oddaję cząstkę siebie...
-
Pochodzę z małego miasteczka, a dodatkowo nie jestem pełnoletnia, to mnie uziemia i pogrąża. Rodzice uznają, że udaję, że to dojrzewanie itd. Ja jednak czuję, że jest inaczej. Od dłuższego czasu męczy mnie bezsenność, boję się iść do szkoły, czuję tylko presję ojca i matki 'musisz być najlepsza ze wszystkiego', wielką samotność (ani on, ani ona nie są skorzy do rozmowy ze mną kiedykolwiek, "przyjaciele" uznali, że jestem inna i gorsza, więc nie jest warte ze mną się zadawać (usłyszałam od jednej 'przyjaciółki coś o identycznym sensie)) i zmęczenie nawet tym, co sprawiało mi radość.
-
Nie mogę już wytrzymać - wszyscy wymagają ode mnie aktywności, a nie wiedzą, że mam jakiś problem, że się po prostu boję ludzi i chyba mam fobię społeczną. Potrzebuję pomocy, a nie mam do kogo się zwrócić. ._. Wmawiam sobie 'kiedyś będzie dobrze' czując, że to 'kiedyś' z dnia na dzień zamiast się przybliżać, oddala.
-
Witaj i najlepszego (:
-
http://www.youtube.com/watch?v=KqnCEHHBRGE
-
Oczywiście, że chcę. Pragnę nawiązać jakikolwiek kontakt, otrzymać jakieś rady... Chcę walczyć. Nie chcę za jakieś 10 lat żyć w wymyślonym przez siebie świecie, nie mając kontaktu z rzeczywistością. Chcę czuć, kochać, żyć chociaż trochę normalnie. Wiem, jak ciężka droga przede mną, ale wiem też, że jeśli nic nie zrobię, stoczę się na dno. Wolę te ostatki sił spożytkować na walkę, na próbę zmiany życia...
-
Dziękuję za odpowiedź, cholernie dużo to daje... Ja niestety nie mam tego szczęścia - w moim otoczeniu nie ma nikogo, kto mógłby posłuchać i doradzić. W sierpniu zerwałam ostatnią znajomość, którą uważałam za dość głęboką... Myliłam się. Dziewczyna w moim wieku, niby rozumiała. Niegłupia, nieładna, typowa kujonica, jednak było w niej coś... Innego. Byłam na każde zawołanie. KAŻDE. Dostępna dla niej byłam 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Nieraz oberwało mi się - rzucałam wiele rzeczy, byle jej pomóc. Opowiadała mi, że jej ojciec pije, a gdy jest już pod wpływem, zawsze dostanie od niego kilka razy. Śladów żadnych nie było, a ona na drugi dzień latała z nim na zakupy, wakacje itp. itd. Wiem, że alkoholicy mogą się różnie zachowywać, gdy są trzeźwi i nietrzeźwi, dlatego nie poddaję ocenie tego, co mówiła. Byłam z nią w ponoć 'najgorszym okresie jej życia'. Właśnie, byłam... Uznała, że ma lepszą przyjaciółkę, a ja jestem numerem dwa. Wiedziała, że tym najbardziej mnie zrani. Znała moje podejście - drugi jest pierwszym przegranym, każde miejsce poza pierwszym jest słabe. Jak się potem dowiedziałam, niezłą opinię o mnie wyrobiła. (chodzi do gimnazjum, w którym jest większość ludzi z mojej podstawówki - ja próbowałam uciec od tego towarzystwa i poszłam gdzieś indziej.) Niestety, nasze drogi muszą się złączyć - w moim mieście jest jedno liceum. Ojciec uznał, że nie mogę nigdzie wyjechać (a chciałam, miałabym i od rodziców spokój.) i już po nocach śnią mi się spotkania. Obecnie 'przyjaźnię' się z dwoma osobami - jedna mieszka blok dalej i zna mnie od piaskownicy. Jednak i u niej czuję takie bycie numerem ileś... Zwraca się do mnie tylko, jak coś chce, a gdy ostatnio zwierzyłam jej się z mojego strachu do nowej szkoły, ludzi, stwierdziła, że przesadzam, jestem głupia itd. Zupełnie nie rozumie tego, że boję się nowych osób, nowych miejsc. Druga mieszka jakieś 400 km stąd, poznałam ją przez internet. Ona też żyje w innym świecie, nie zna mojego otoczenia, mojej sytuacji. W szkole nie mam jak kogoś poznać. Po pierwsze, jak wspominałam, boję się nowych znajomości, a po drugie... Jestem tylko, jak ktoś coś chce. Ponieważ się dobrze uczę, zazwyczaj kończy się na jednym zdaniu 'dasz przepisać pracę domową?'. Chore. Najgorsze jest to, że wszyscy wciskają mi, że gó*no wiem o życiu i mam cudowne życie . Mówią to, chociaż wcale mnie nie znają. Uważają za jakiegoś odludka. Mam swoje plany, mam swoje ambicje, wymarzony kierunek studiów, potem praca. Matka uważa, że idą tam ludzie nie tacy jak ja, nie nadaję się, a ja zaczynam w to wierzyć. Zasypiam zapłakana, bo wiem, że życie mam jedno, a najprawdopodobniej będę musiała męczyć się ze swoimi psychozami... Przepraszam, że tyle piszę. I to zupełnie bez jakiejkolwiek składni i sensu.
-
Raz byłam u psychologa - ale miałam z 10 lat. Wg rodziców to strata pieniędzy, czasu itd. No i co najważniejsze, oni całe zło widzą we mnie, a swoje postępowanie uznają za właściwe. U pedagoga byłam ok. miesiąc temu - matka przez sms (!) wyzwała mnie od chorych psychicznie, niezrównoważonych osób itp. Pod wpływem impulsu poszłam do niej, opowiedziałam wszystko, o relacjach z matką, jej relacjach ze swoją (nie gada z nią od jakiś pięciu lat, na mnie też próbowała tych praktyk, nie odzywała się cały grudzień, nawet oszczędziła sobie ciągłej krytyki.), ale uznała, że... Boi się coś zrobić. Nie chce namącić w moim życiu, bo niedługo skończę tę szkołę i nie chce mnie potem zostawić z tym wszystkim. Wychowawca miał porozmawiać z moim ojcem, byli omówieni, poszedł i... Uciekł. Po kilku minutach poszedł. Pedagog uznał, że nie wie, co ma zrobić, bo zupełnie nie rozumie mojej matki i nie jest w stanie przewidzieć jej zachowania po zaproszeniu ją na rozmowę. Stoję w cholernym martwym punkcie i boję się ruszyć w którąkolwiek ze stron. EDIT: Wspomniana na początku wizyta nie była spowodowana relacjami z rodzicami, a moimi problemami ze snem.
-
Hm... To dość zawiłe, ale spróbuję po skrócie objaśnić aktualną sytuację... Pochodzę z przeciętnej rodziny; nie przelewa się nam, ale jest i możliwość czasem 'zaszaleć', więc z tej strony nie mam co na rodziców narzekać, jednak jest coś innego: cisza w domu. Zupełny brak rozmowy, a każde moje próby podjęcia, zahaczenia jakiegoś tematu kończą się fiaskiem. Przez życie w takiej atmosferze jestem strasznie zamknięta w sobie, nie umiem nawiązać najprostszej, najzwyklejszej znajomości, a gdy muszę zostać sam na sam z kimś obcym, mam wielką ochotę uciec jak najdalej, schować się. Przesiadywanie w ciszy z kimś takim jeszcze zniosę, ale jeśli już próbuje zagadać, spytać się o mnie, czuję, jak się gotuję. Pójście samemu (np. w szkole do dyrektora, jakiegoś nauczyciela) jest całkowicie nierealne i wyręczam się znajomą jak tylko mogę. Drugą rzeczą, jest tragicznie niska samoocena. Moje oceny zawsze mnie zadowalały, szczególnie w zakresie przedmiotów ścisłych, które uwielbiałam. Rodzice nawet na wynik 97% mówią 'co tak mało', 'mogło być lepiej', pośród rzędu piątek, szóstek, potrafią znaleźć jedną trójkę, za którą ganią niemiłosiernie i wypominają ile się da (na tym opiera się ich 'rozmowa' ze mną.). To, co sprawiało mi kiedyś radość, teraz jest największym utrapieniem. Ale nie tylko o szkołę chodzi. Jedna z rzeczy, którą (oprócz 'złych' ocen) matka mi wypomina to mój wygląd. Przyznaję, nie jestem pierwszej klasy dziunią, ale to, co ona o mnie mówi, to już przegięcie. Każdy pryszcz jest powodem wywodów, jaka jestem straszna, brzydka, nigdzie się nie nadaję itp. Cholernie nie mogę się przełamać i ubrać sukienki czy spódnicy, więc cały czas słyszę, że jestem beznadziejna, bo ubieram się po męsku i nie maluję. (Ostatnio na wigilię klasową po wielkim krytykowaniu mnie, jechaniu po mnie, zrobiłam lekką kreskę. Gdy tylko ojciec to zobaczył, miałam większy opierdziel niż od matki, która uznała, że się nie maluję na takie spotkania - sami nie mogą się dogadać z jakiego powodu mnie jechać i krytykować.) Właśnie, klasa - kończę w tym roku gimnazjum, a co za tym idzie, muszę wybrać nową szkołę. Stres przed nowym miejscem już mnie trzyma od kilku dobrych tygodni. Mam straszne zaburzenia snu. Kiedyś nie umiałam zasnąć przy chociaż lekkim świetle, aktualnie w moim pokoju musi być strasznie jasno, bo przepełnia mnie lęk niewiadomego pochodzenia. Nie umiem zamknąć oczu, leżę godzinami bezczynnie cholernie zmęczona, ale nie zasnę - boję się. Nie umiem nikomu zaufać - miałam 'przyjaciółkę', która wykorzystała mnie, wyssała emocje, uczucia i zostawiła uznając, że nie jestem jej potrzebna i ma lepszą. Wiedziała o mnie WSZYSTKO, znała całą sytuację w domu... Od kiedy ojciec uznał, że powinnam się cieszyć, że żyję, mógł mnie wyskrobać (i często dopowiada, że żałuje, iż tego nie zrobił) miewam myśli samobójcze. Nie mam sił użerać się z nimi i ciągle słuchać jaka to nie jestem. Miesiąc temu z ciekawości, chęci wyżycia się pierwszy raz dokonałam aktu samookaleczania się. Czułam... Brak bólu psychicznego, me myśli skłębiły się tylko na bólu fizycznym. Spodobało mi się to i teraz nie mogę przerwać. (Napisałam o tym krótkie opowiadanko, tam jest wszystko opisane. Jakiś czas temu zaczęłam pisać, gdyż nie mogę wytrzymać kłębionych w sobie emocji) Do tego dochodzi uzależnienie od... kropli do nosa. Miało być krótko, a wyszło jak zwykle... EDIT: Do tego dochodzi ciągłe dręczenie przez matkę za moje zainteresowania. Lubię sport motorowy, ale jej zdaniem byłoby o wiele lepiej, gdybym była znawczynią mody czy coś. Po prostu nie da się wytrzymać, jak w niecenzuralny sposób określa mnie i moją pasję.
-
Jak to na początku bytowania na jakimkolwiek forum, chciałam się przywitać. Moim (chyba największym) problemem jest brak pomocy na te mniejsze - mam 16 lat, a rodzina ma na mnie totalną zlewkę... Tych 'mniejszych' problemów też jest niemało. Przyszłam tu, by wreszcie nie czuć się samotną i być może znaleźć kogoś z moimi zaburzeniami. (Jeżeli ktoś uważa, że jestem za młoda i głupkowata na to forum - oczywiście mogę nie wchodzić ) Pozdrawiam, Vett.