U mnie występuje dość bogaty "arsenał" objawów. Najpoważniejszy z nich to kołatanie serca, czyli puls w okolicach 120-150 uderzeń na minutę. W momentach, które wcale by na to nie wskazywały, w chwilach raczej bezstresowych i nie po wysiłku fizycznym. Nagle po prostu serce zaczyna bić jak szalone i trudno złapać głęboki wdech. Kiedyś przytrafiało mi się to często i poszedłem do lekarza. Zrobiono mi EKG i prześwietlono klatkę, ale niby nic nie znaleziono. O nerwicy wtedy lekarz raczej nie wspominał... Ostatnio natomiast raczej mnie to omijało, ale nieźle przestraszyło mnie kilka dni temu kiedy to stan utrzymywał się chyba ponad godzinę i bałem się, że odpłynę. Zazwyczaj wyczuwam moment kiedy się zaczyna i uspokajam się przez przykucnięcie z kolanami przy klatce, pomaga też szklanka wody.
Bardzo często mam też ataki paniki, czyli momenty gdzie czuję się oderwany od rzeczywistości, nie mogę zachować spokoju i słabo rozumiem co się do mnie mówi. Mam ochotę po prostu wybiec gdzieś gdzie będę sam. Często towarzyszy temu silne zaczerwienienie twarzy.
Z objawów typowo fizycznych to poza tym duszności (robiono mi też kiedyś spirometrię), od czasu do czasu bóle w klatce piersiowej, drganie mięśni. Kiedyś częściej teraz dużo rzadziej - problemy żołądkowe.
Wszystko to mimo, że staram zdrowo się odżywiać, raczej się wysypiam, nie przepracowuję się i nawet od czasu do czasu uprawiam sport. Łykam regularnie magnez.
Psychicznie to niemal słowo w słowo to co możemy znaleźć w temacie o tym czym jest nerwica lękowa. Notoryczne napięcie, zmęczenie, brak umiejętności cieszenia się chwilą. Zasypianie kilka godzin.
I fakt, zawsze byłem "spokojnym", "wrażliwym", "strachliwym" dzieckiem. A wszelkie przejawy buntu były tłumione przez ojca despotę, który notorycznie się wydzierał, naśmiewał, groził, a czasami posuwał się do przemocy fizycznej. W duchu śmieję się dzisiaj ironicznie gdy ten sam ojciec zarzuca mi dzisiaj bierność i brak pewności siebie nie wiążąc tego ze swoim wychowaniem.