Skocz do zawartości
Nerwica.com

vifi

Użytkownik
  • Postów

    1 546
  • Dołączył

Treść opublikowana przez vifi

  1. vifi

    Wkurza mnie:

    Znowu nie za wiele zrobiłem. A jeszcze trochę a sesja macha z daleka. Już nie tak daleka.
  2. vifi

    Co teraz robisz?

    Kiedyś nie myłem się dłuższy czas. Początkowo trochę mnie swędziało, ale było tak cieplutko . A po kilku dniach (ale chyba jeszcze nie tygodniu), to już w ogóle się nie chce myć. Na samą myśl jest "brrrrrrr. woda". Muszę trzymać depresję z daleka, żeby nie powtarzać tego "eksperymentu".
  3. Dzięki za propozycje. Przyjrzę się im. Natomiast chodziło mi o to że sam teologiczny mózg, który wchłonął wiele książek chyba teraz nie za wiele mi pomoże. Są rzeczywiście dobre i pomocne książki, ale żeby nie było tak jak by dwoje ludzi zakochało się i zamiast spędzać ze sobą czas czytaliby książki o relacjach damsko-męskich. Poza tym po roku nerwicy jestem dość sceptycznie nastawiony do wielu rzeczy..
  4. Polecam poszukać wśród zakonników. Ja spowiadam się u Jezuitów. Niekoniecznie trzeba się "sporo obracać" Jednak wydaje mi się, że kierownictwo duchowe nie zastąpi terapii. U psychologa chrześcijańskiego jest o tyle lepiej, że duchowość też jest objęta pomocą psychologiczną. Poza tym terapia wygląda chyba podobnie.
  5. Nie wiem, można znaleźć osoby które widzą zagrożenia duchowe w niemal że wszystkim, nawet u Tolkiena, nie mówiąc już o Harrym Potterze. Też poczytałem trochę książek, ale czy wiele u mnie zmieniły to nie wiem
  6. Mogę jeszcze dorzucić: 1) Skrupulantom na ratunek. Działa Emanuel OP - mała książeczka, ale lepsze to niż nic 2) Świat moralnych lęków, Wokół Reguł o skrupułach św. Ignacego Loyoli (tego jeszcze nie czytałem) Nie wiem co miałoby być złego w książkach Anselma Gruna. hmm. dużo książek. Acha: 3) Biblia
  7. Bo na efekty terapii trzeba trochę poczekać. U mnie coś zaczęło się zmieniać dopiero po pół roku, a wcześniej to po prostu doraźnie brałem leki. Pisałaś że leków też nie bierzesz ze względu na skutki uboczne. Może po prostu wybierz się na jakiś oddział i tam je jakoś wprowadzicie?
  8. No co do egzorcysty to mama była już na samym poczatku no i on mówił żeby się modlić i że nie jest to opętanie , poprostu jest potrzeba leczenia się u psychiatry Mogłaś od razu napisać. W szpitalu powinni już postawić jej jakąś diagnozę. Chyba masz jakaś możliwość zadzwonić i się dowiedzieć. Jeśli to jest schizofrenia to leczenie może potrwać całe życie. Ale można w miarę normalnie funkcjonować na lekach. Może wypowie się ktoś bardziej ogarnięty, bo ja aż tak się na niej nie znam. Z resztą powinnaś sama znaleźć informacje i tym w internecie.
  9. Z tego co wiem to niewielka cześć podejrzeń o opętania się sprawdza. Większość stanowią choroby psychiczne. Przed spotkaniem z egzorcystą zwykle odbywa się konsultacja psychologiczna. Można na początek skontaktować się z jakimś ośrodkiem psychologów chrześcijańskich, zwykle zajmują się też tymi rzeczami. Dziwne że ten ksiądz jej nigdzie nie skierował. Nie przesądzał bym zaraz o opętaniu, chociaż też nie mogę tego wykluczyć. Rzeczywiście może rozmowa z jakimś księdzem, najlepiej egzorcystą by Ci więcej wyjaśniła, bo przez forum niewiele pomożemy. Modlitwa czy sakramenty też na pewno się przydadzą. W tej sytuacji dobrze jest złapać byka za oba rogi.
  10. Nie za bardzo wiemy co jej jest. Czy lekarze już postawili jakąś diagnozę? Napisałaś że zaczęła słyszeć głosy po tym jak sobie wróżyłyście. Na czym polegały te 'wróżby'? Czy mam to widziała, zwróciła wam jakąś uwagę? Jak na to zareagowała? Czy coś wywoływaliście? Jakieś energie/osoby?
  11. Tak ja leczę się w ośrodku Bednarska w Warszawie. Jest to prywatna placówka. Nie wiem co dokładnie chcesz wiedzieć. Terapia wygląda chyba podobnie do takiej w innych ośrodkach (nie mam porównania), z tym że można się spodziewać. że terapia obejmie też sferę duchowości, a terapuci będą ludźmi wierzącymi. Pewnie znaczna część zgłasza się tam właśnie dlatego. Są tam księża terapeuci, ale większość to osoby świeckie. Jak coś chcesz wiedzieć to możesz sprawdzić na ich stronie, albo oczywiście się zapytać.
  12. Moje zainteresowanie psychologią zaczęło się w jakieś prostej formie już w podstawówce. Dorwałem jakieś tam poradniki o wychowaniu dzieci czy prowadzeniu lekcji i jakoś mnie to zainteresowało. Zacząłem tworzyć jakieś własne teorie (stwierdziłem że ludzie dzielą się na rządzących i rządzonych), wymyślałem związki między szerokością twarzy i temperamentem (twierdziłem, że jak ktoś ma 'grubszą' twarz to jest bardziej agresywny). Potem załapałem jakieś kilka książek po drodze. W liceum to zainteresowanie nabrało większego życia. Tutaj interesowałem się głównie psychologią społeczną. Przeczytałem całego Zimbardo ("Psychologia i Życie") i Allinsona ("Psychologia społeczna). Odnalazłem też Kępińskiego (mój ulubiony autor). Zacząłem się też interesować depresją, schizofrenią, autyzmem. Sytuacje dodatkowo wzmagał fakt że, nie odnalazłem się za bardzo wśród kolegów i z czasem cierpiałem na coraz większy lęk społeczny. Wyśmianie było dla mnie traumatycznym przeżyciem. Czytałem też i nieśmiałości, fobii społecznej. Fascynował mnie świat schizofreników, czy geniuszy np. z zespołem Aspegera. Wręcz nie wiem czy nie chciałem kimś takim zostać. Oprócz tej fascynacji chciałem szpanować moją wiedzą i jakąś (swoją?) wyjątkową osobowością. Interesowałem się też wieloma innymi rzeczami. Raczej nie zamierzałem zostać psychologiem (bardziej interesowałem się matematyką czy informatyką), ale wydaje się że byłem wrażliwy na osoby psychicznie cierpiące, a lubiłem też siedzieć w tych różnych teoriach z psychologii. Jeszcze nie wiedziałem że wyląduję po tej drugiej stronie. Dostałem się na bardzo dobre (i wymagające studia). Nie będę tutaj opisywał jak, ale po ponad roku zaczęła się u mnie coraz wyraźniej ujawniać nerwica. Długo zwlekałem zanim trafiłem do lekarza. Nerwica pokazała mi że tak na prawdę nie wiem nic (albo prawie nic) o psychologii. I tak na razie trwa do dziś.
  13. będzie trwał aż do pewnego poziomu. Trzeba się wręcz zdenerwować na te myśli, wydobyć silnego siebie z siebie, powiedzieć im że możecie mi naskoczyć. Wtedy przychodzi takie przyjemne poczucie ulgi i na pewien czas jest spokój. Można też je zignorować, to znaczy nie bać się ich i nie tłamsić ich na siłę, bo kiedy się czegoś boimy to jesteśmy tym bardzo zajęci. Po prostu nie wchodzić w dialog, nie rozmyślać nad nimi. Po osiągnięciu czrnej góry niepokoju będzie on mijał. Większym problemem były (i są) dla mnie natręctwa na tle religijnym (taki jest zresztą temat tego wątku...), bo nie mogłem z nimi walczyć ot tak, bo dochodziła jeszcze niepewność grzech/nie grzech i czy mogę uznać że nie. Robiła się z tego spaczona religijność. Rozwiązaniem na to było zapisanie sobie tych wątpliwości na komórce i rozważenie ich wieczorem. Wtedy okazywało się że zwykle ten niepokój do tego czasu mijał i dużo łatwiej można było to ocenić (usuwamy ).U innych ta 'gora' niepokoju może być dużo wyższa, dlatego nie wiem jak takie metody sprawdziłyby się u innych. Jeśli komuś to pomoże to niech stosuje na własne ryzyko. Jednocześnie zwracam uwagę, że nie znam bardziej trwałego sposobu. Właściwym leczeniem jest tutaj terapia. Jeszcze raz powtarzam TERAPIA. Sam walczyłem prawie rok i wiele razy mi się wydawało, że "już prawie", a tak naprawdę to nerwica miała po prostu obieg sinusoidalny. Czyli raz lepiej raz gorzej. Jakoś nie jestem przekonany co do tego wstrętu. A co z przypadkami kiedy matka która bardzo kocha własne dziecko ma natręctwa żeby je zabić. Czy ona ukrywa jakiś wstręt do niego. Według pana Freuda przyczyną mogłaby być ukryta niechęć czy wrogość do tego dziecka, albo do kogośtam, ale tu też nie wiem na ile w to wierzyć. Ale jeśli w jakieś części byłaby to prawda to może psychoanaliza i badania mózgu nie są aż takie przeciwstawne. Podobnie z przypadkiem kiedy dziewczyna ma natręctwa co do jej chłopaka, czy ktoś ma natręctwa odnośnie czystości czy porządku. Czy oni chowają w sobie wstręt do tego (gdzieś tam w podświadomości)? Nie za bardzo potrafię się tu tego popatrzeć. Lukrecja., błagam Cię poszukaj jakieś terapii. Już tyle osób Ci to mówiło na tym forum. Nie wiem dlaczego nie chcesz jej podjąć ale jeśli byś była taka uparta w walce z chorobą to chyba byś staneła na nogi.
  14. Nie można stale kogoś nienawidzić. Odbija się to także na stosunku do samego siebie. Jeśli nie masz zamiaru się jakoś z nimi pogodzić czy chociaż w miarę dogadywać (chodzi o to żebyś codziennie nie nosił w sobie negatywnych emocji) to ten pobyt będzie szkodliwy i dla ciebie i dla nich. Być może chopy co potrafią się sami utrzymać są na pierwszym miejscu dla dziewczyn. Ale na drugim są ci co potrafią się sami utrzymać psychicznie - to jest często trudniejsza sztuka. Przepraszam jeśli to źle zabrzmiało na tym forum.
  15. vifi

    [Warszawa] Nasza Stolica

    Pierwsze wrażenie raczej nie jest dobrym kryterium na dłuższą metę. Wydaje się że na dłuższą metę doświadczony terapeuta po 40, nawet z innym już spojrzeniem na świat i życie może dać lepsze wyniki niż młoda, ładna pani psycholog z którą dobrze się nam rozmawia. Oczywiście tak nie musi być, może się zdarzyć że nie będziemy mogli się jakoś dogadać z terapeutą, w ogóle źle się przy nim czujemy i wtedy można go zmienić (chociaż lepiej wcześniej zastanowić się dlaczego tak jest), ale szukanie jakiegoś ideału po całej Warszawie wydaje mi się przesadą. Chyba wystarczy po prostu dobry terapeuta.
  16. Też się bezpośrednio nie spotkałem, ale nie widzę w niej niczego strasznie kontrowersyjnego, anie nie słyszałem o inwazyjności. Raczej mi to nie wygląda na nic groźnego. Oczywiście zależy jeszcze przez kogo jest przeprowadzana.
  17. Nie jestem specjalistą od zaburzeń odżywiania, ale jakoś się tym przejąłem, a teraz czuję bezsilność. Może i jest jakaś szansa że to było od leków i że przejdzie za jakiś czas, ale jak widać jakoś nie przechodzi. Po 3 tygodniach jeśli nie przyswoisz (chociać wypijesz) jakiś kalorii, to i tak trafisz do szpitala, nawet jak dotrwasz do tej wizyty. Jeśli dalej nic Ci się nie poprawia to idź do psychiatry albo zwykłego lekarza i powiedz że od tygodnia nie możesz niczego przełknąć. Jakoś sobie z tym poradzicie i powoli (nie za szybko!) będziesz mogła wracać do normalnego jedzenia. Nie teraz ani za wcześnie ani za późno ale nie zwlekaj za długo pliiis. - jeszcze nie teraz
  18. vifi

    Skąd wiecie kiedy mieć lęk?

    Jeśli: a. coś jest dla mnie ważne b. Nie mogę szybko się upewnić że lęk jest bezzasadny c. Lęk będzie dokuczliwy d. Wyrządzi mi dużo szkód Wtedy "postanawiam" :'> się bać. Jeśli lęk można szybko usunąć, bo np. koło mnie jest osoba którą można o coś zapytać a ja jej ufam to "nie opłaca się" uruchamiać lęku. Podobnie jeśli jakaś sprawa nie jest dla mnie ważna. Lęki dotykające ważnych spraw mają pierwszeństwo przed mniej ważnymi. Nawiasem mówiąc mam nerwicę natręctw a nie nerwicę lękową, ale różnica-nerwica się rymuje.
  19. Nie zwracać na to uwagi. Niektórzy potrafią podobnie reagować na zwykłe choroby i nieszczęścia tłumacząc że ktoś "sobie na to zasłużył". Być może oni się wtedy czują bezpieczniej, bo myślą że ich nic takiego nie spotka, bo nie są "tacy". To jest winienie ofiary albo po prostu zwykła ignorancja.
  20. Wtedy to już możesz być w szpitalu na kroplówce. Ja do swojego psychiatry miałem telefon i mogłem zadzwonić czy napisać sms-a jakby co. Choćby zapytać się czy to może być działanie tych leków. Patrzyłaś czy w ulotce są jakieś wzmianki o zaburzeniach apetytu? Może możesz wypić jakiś jogurt, mleko czy coś w tym stylu póki co? Chyba po prostu będziesz musiała się wybrać do lekarza. Masz jeszcze jakieś inne niepokojące objawy oprócz tego zaburzenia apetytu?
  21. vifi

    Natręctwa myśli...

    Nie słyszałem o orderach za walkę z nerwicą. Wiem że można walczyć o dobre życie i będąc chorym i zdrowym. Wiem też że teorie i argumenty o sensie życia nie są wielką pomocą w cierpieniu (chociaż może lepszą niż żadną). ladywind, carmen1988, nie wiem na ile poważna jest wasza sytuacja. Macie jakiś ratunkowy telefon do psychiatry czy oddziału? Ja często podczas natręctw mam takie wyobrażenia że przeszywam się mieczem czy wręcz miażdżę, czasami naprawdę się szczypię, ale wiem że to nie jest poważne zagrożenie życia. Uważam też na myśli o śmierci i o sensie czy bezsensie życia. Po prostu nie każdy stan jest dobry na takie rozważanie.
  22. A masz jakiś stały kontakt z psychiatrą? Może po prostu zadzwoń do niego z tym do niego.
  23. Obawiam się że samowyleczenia są jeszcze rzadsze niż wyleczenia hipnoterapią. Nie leczysz się u specjalisty?
  24. W tym wieku już (nie takie) dzieci przygotowują się do wylotu spod skrzydeł rodziców, ale trudno wychodzić na świat z takimi przekonaniami ("mięczak", "lewy"). Być może kiedy pójdziesz do tego internatu to coś ruszy i koledzy Cię jakoś wyciągną do ludzi, ale może być wręcz przeciwnie. Ciężko powiedzieć. Musisz zdecydować co chcesz robić, jakie są szanse i jakiej decyzji nie będziesz żałował. Piszesz że masz tylko rodziców. To znaczy że nie masz przyjaciół, jakieś swojej grupy? Wydaje się że rzeczywiście masz objawy fobii społecznej (lęk przed oceną, niskie poczucie wartości). To bardzo utrudnia zawieranie znajomości czy realizowanie marzeń. Może jakoś byś się skonsultował z psychologiem, jeśli masz taką możliwość, bo prędzej czy później będzie trzeba coś z tym zrobić.
  25. vifi

    co to może być?

    Chyba najlepiej porozmawiać o tym z psychologiem. Widocznie jakieś problemy dają o sobie znać, ale raczej nikt Cię nie zdiagnozuje przez internet.
×