
vifi
Użytkownik-
Postów
1 546 -
Dołączył
Treść opublikowana przez vifi
-
Gdyby to działało w ten sposób już dawno byśmy wyginęli. Trochę dziwna ta "duma i pycha", która aż tyle o sobie mówi. Gdzieś czytałem że w depresji po pewnym czasie pojawia się tzw. uduchowienie choroby. "Taki już jestem", "to jest mój krzyż", "nic mi nie pomoże". Skąd wiesz? Depresja jest wyleczalna jeśli jest leczona. Wyrzuty sumienia to nie to samo co poczucie winy, obecne chyba często u osób neurotycznych. Nie musisz ich tłumić. Popełniasz błędy jak każdy człowiek. Religijne poczucie winy prowadzi do nawrócenia (do Boga), moralne poczucie winy prowadzi do poprawy swojego zachowania. Gorzej jest z psychicznym poczuciem winy które może urosnąć do monstrualnych rozmiarów i zadręczać człowieka i prowadzić wręcz to nienawiści samego siebie. Jeśli rzeczywiście zrobiłeś coś złego to nie tłum tego poczucia. Napraw co się da i następnym razem spróbuj to rozegrać lepiej, zamiast tkwić w przeszłości i siebie niszczyć. Zakładając oczywiście że twoja wina jest rzeczywista a nie urojona. Bo w tym drugim przypadku, tym bardziej powinieneś sobie to "wybaczyć". Dobrze jeśli nabierzesz pewnego dystansu do tego uczucia, a użyjesz rozumu żeby realnie ocenić sytuację. Zasadniczo takie chore poczucie winy nadaje się do terapii. Osoby poranione, cierpiące psychicznie same też będą ranić innych. Trzeba się z tym liczyć, bo inaczej odizolujemy się kompletnie. Nie popełnia błędów ten co nic nie robi. Byłoby super umieć wybaczać samemu sobie.
-
Fajnie że zdałaś. Ta obowiązkowa matma spędza sen z wielu oczu. Nie jestem specjalistą, być może te objawy już podchodzą pod nerwicę czy depresję. Jeśli te objawy zamiast mijać się "rozrastają" i zaczynasz liczyć coraz więcej rzeczy to dobrze się wybrać do psychologa, który by ci pomógł zrozumieć dlaczego tak na to zareagowałaś. Przecież jeszcze nie jeden egzamin przed tobą. Dobrze że (z tego co piszesz) masz dobry kontakt z chłopakiem i rówieśnikami. Nerwica lubi rosnąć w samotności (i na odwrót), a taka rówieśnicza "perswazja" podobnie jak rady powyżej pomagają wyjść z tego zamartwiania. Leki mogą pomóc w wyjściu ale zasadniczo tylko łagodzą objawy dlatego, jeśli możesz, polecałbym rozmowę z psychologiem. Może się okazać że nie będzie potrzebna jakaś długa terapia tylko kilka spotkań. Pozdrawiam i ciesz się życiem
-
Dżejn, Oczywiście z terapią można różnie trafić. Niektórzy czekają długo inni załapią się nawet po tygodniu. Można na forum przeczytać wiele różnych opinii na temat terapeutów zarówno prywatnych i nie. Dużo zależy od tego na kogo się trafi. Jeśli trafi się na lekarza który traktuje pacjenta jak jakiegoś intruza który mu zawraca głowę to rzeczywiście jest nieciekawie, ale nie rezygnował bym z leczenia tylko dlatego bo można trafić na złego lekarza. Osobiście jeśli miałbym wybór to wolałbym iść prywatnie, bo widzę mniejsze szanse żeby lekarz który nie leczy się tam uchował, ale nie ma tutaj reguły. Jeśli wytworzył się jakiś kontakt z terapeutą, to raczej kontynuował bym terapię. Czasami trzeba czekać ponad rok na jakieś efekty. Jeśli terapia już długo trwa a dalej dla terapeuty jesteśmy kolejnym egzemplarzem do odbębnienia, to nie wiem czy to ma duży sens, raczej bym poszukał zmiany. Na tym forum już naczytałem się sporo o błędach lekarzy, jednak chyba nie jest tak, że większość psychologów jest nietrafionych. Przynajmnie mam taką nadzieję.
-
Oj tam nie potrafię. Np w grupie informatyków teoretycznych chyba bardzo byś nie odstawał. Podobnie wśród fanów jakiś gier (komputerowych czy np. szachów). Nie chcę mówić że wszyscy są tacy i tacy, ale pewne zachowania są bardziej akceptowalne. No chociaż dziewczyn może byś tam za bardzo nie spotkał . W każdym razie zamiast od razu szukać tej jedynej spróbował bym najpierw poznać jakieś koleżanki. Oczywiście pytanie gdzie. Jak komuś się udaje na portalach randkowych to dobrze dla niego. Nie wiem jak rokuje przyszłość związku osób z zaburzeniami, ale przyjaźń między nimi to dobra i cenna rzecz. Szkoda że tak rzadka, bo co tu dużo mówić ciężko wyjść z domu, a poza tym poranione osoby też będą ranić. Przynajmniej w jakimś stopniu trzeba się z tym pogodzić. Przyjaźń czy miłość to zawsze pewne ryzyko. Ale sam nie jestem w tym lepszy, po prostu naszedł mnie lepszy humor i śmielej teoretyzuję. Chociaż niby utrzymuję jakieś kontakty (głównie na studiach) i generalnie lepiej się czuję jak mam możliwość do kogoś wyjść czy z kimś pogadać. Mimo tego że lubię, a wręcz potrzebuję, mieć czas dla siebie i swoją przestrzeń. Dobrze się czułem kiedy odkryłem że mogę wyjść do kolegów czy np. na trening na jakieś dodatkowe zajęcia i nie być wyśmiany, inny, że nawet jeśli moje zachowanie jest trochę inne to mnie tak od razu nie wyklucza. Dobra idę spać.
-
FrankSinatra, Nie obrażaj się tak szybko. Początkowo miałem wrażenie że robisz sobie jaja z tym pisaniem, ale też bym wariował jak bym teraz miał uczyć się polskiego. Pamiętasz tego policjanta z "Allo Allo"? Ludzie często nie przewidują że jak mówią do neurotyków czy wrażliwych osób to oni to wszystko biorą do siebie. W podstawówce jest jeszcze gorzej, kiedy ma się różne ksywki na długi czas. Też myślałem że mam duszę artysty, ale teraz mam nerwicę i jak mnie coś natchnie to jestem tylko zdołowany . Sprawdzanie poprawności można zainstalować praktycznie w każdej przeglądarce. Nie wiem czy samo podkreślanie wiele pomoże, ale może przyspieszyć naukę przez poprawianie podstawowych błędów. Jakby forumowicze bardzo marudzili to możesz próbować pisać w jakimś wordzie (np. Libre Office), gdzie jest autouzupełnianie wyrazów i później po prostu kopiować tekst. Mi to twoje pismo jakoś bardzo nie przeszkadza, niektórzy są rdzennymi Polakami i piszą niewiele lepiej, ale jak kiedyś będziesz musiał coś załatwić w urzędzie albo napisać coś do dziewczyny to byś już coś tam znał. Praktyka czyni mistrza. A z ciekawości jaki jest twój język ojczysty? Czy coś tworzysz? Przykro mi że tak wyszło z tym przywitaniem. Mam nadzieję że się nie przejmujesz. Na forum jest dużo samotnych ludzi, a chyba niewielu jakoś z tego wychodzi (przynajmniej nie od razu). Taka wspólna samotnia... Trzymaj się
-
Ale może opiszesz ją na tyle żeby psychiatra przypisał ci jakieś leki. Może po pewnym czasie jednak stwierdzisz że poziom znajomości języka jednak wystarczy do terapii. Jest jeszcze możliwość terapii przez internet (np. za pomocą wideokonferencji), ale to jest dość dyskusyjna metoda. Nie wiem co jeszcze innego mógłbym poradzić. W internecie jest dostępny poradnik dla chorych cierpiących na nerwicę dr. Żerdzińskiego (jak chcesz mogę podać linka). Może znajdziesz też jakieś inne książki/audiobooki (niekoniecznie w internecie), jednak jest raczej mało prawdopodobne żeby same książki pomogły.
-
Znajomości raczej same się nie pojawią. Dobrze jest poszukać sobie jakieś grupy. Zloty, grupy wsparcia, zainteresowań, sportowe, choćby wielbicieli zbierania kapsli jeśli kogoś to interesuje. Być może okaże się że to uczucie, że ja to właściwie już nikogo nie potrzebuję nagle przejdzie jak mgła. Z drugiej strony samotne osoby często bywają samotne także w przyjaźniach/związkach, jednak mimo wszystko dobrze jest mieć jakieś kontakty dla takiej higieny psychicznej. Jakby ktoś chciał poczytać o wychodzeniu z samotności to polecam książkę "Wirus samotności". Generalnie najlepiej to przepracować na terapii.
-
Witaj melaan, . Powinnaś chodzić na psychoterapię. Jeśli nie masz pieniędzy to lekarz może cię skierować na darmową z NFZ. Leki też mogą pomóc, zwłaszcza jeśli chcesz skończyć te studia, albo jakoś pracować. Możesz powiedzieć lekarzowi z grubsza to co tu napisałaś na forum. Z tego co zrozumiałem: nie możesz się do niczego zabrać, nie radzisz sobie ze studiami ani z pracą, masz ciągle obniżony nastrój, nie masz na nic energii, nie wiem czy utrzymujesz jakieś kontakty ze znajomymi, w dodatku nachodzą cię różne lęki np. jak chcesz się zabrać do nauki. To jest już coś. Nie jest tak że po prostu masz coś z głową i "nic się nie poradzi". Poradzi się tylko trzeba na to czasu. I terapii. Bo wydeje mi się że masz w sobie jakieś nierozwiązane konflikty jeszcze sprzed śmierci tego chłopaka. Jeśli chodzi o leki to możesz powiedzieć lekarzowi, że chcesz coś tańszego. Ja za Asertin płacę jakieś 20zł. na miesiąc, czy nawet mniej, a jego też chyba się przypisuje osobom chorym na depresję (ja choruję na nerwicę, na forum wiele osób pisze o skutkach ubocznych w pierwszym okresie brania). W każdym razie nie możesz dać się przekonać chorobie ani innym osobom że nic się nie da zrobić. To prawda że wiele rzeczy się nie udaje i nie będzie się udawać. Jednak jeśli choroba nas zamknie w czterech ścianach to może być jeszcze gorzej. Najgorzej kiedy ludzie zaczynają wierzyć w własną bezwartościowość. Wyobraź sobie człowieka który stoi przed tobą i mówi "jestem śmieciem". Mowisz mu nieprawda, przecież jesteś człowiekiem, a on nic. I weź go przekonaj. Na forum istnieje taki wątek pt. jestem nikim. Sam borykam się z nerwicą (czasami terapeutka mówiła że są u mnie też jakieś objawy depresyjne), dlatego weź te moje rady w codzysłów, bo z depresją może być trochę inaczej. Ale ja tak miałem że jak zostawałem w domu i rezygnowałem z przyjścia chociaż spóźnionym o godzinę to wtedy mnie dopadało. Z jakimś w miarę ustalonym rytmem dnia/pracy/odpoczynku ew. spotkań z innymi (mimo że praktycznie wcale nas nie cieszą) łatwiej jest holować samego siebie. Może możesz się przepisać na jakieś mniej wymagające studia/kierunek, jeśli w tym sobie nie radzisz, chociaż jakoś zdałaś na ten trzeci rok. Lubisz swój kierunek? Studiować z depresją to trochę jak biegać z nogą w gipsie, albo pływać dziurawą łodzią. A czasami jak latać dziurawą łodzią... W każdym razie trzeba liczyć sobie trochę rezerwy, że nie wszystko będzie szło. Ja wyleciałem z drugiego roku. Poszedłem na inną uczelnię (trochę łatwiejszą) na pierwszy rok i jakoś go zaliczyłem. Chyba nie radzisz soie z tą "presją", dlatego tym bardziej zachęcam do terapii. Pozdrawiam
-
Kiedy świat wydaje się straszny aż chciałoby się wrócić do brzucha matki. Wtedy było spokojnie, a po urodzeniu wszystko boli, płacze. Jeszcze gorzej jak dla kogoś najbliższe otoczenie nie było wsparciem tylko kolejną udręką. I skąd tu wziąć energię do dalszego życia kiedy nie wiadomo kim się jest. No bo skoro sobie nie radzę, nie chcą mnie tu to kim ja w zasadzie jestem? Jeśli opinia innych i nasza skuteczność mówi nam kim jesteśmy to rzeczywiście obraz przedstawia się niewesoło. W każdym człowieku jest jakaś wartość, której nikt nie może mu zabrać. Gorzej kiedy człowiek sam w nią nie wierzy, to wtedy i wszystko inne traci wartość. zaqzax-3, Pozostanie jeszcze wiele innych rzeczy oprócz paska na szyję.
-
Kot spada na 4 łapy, a ludzie łapią depresję i obwiniają się za wszystko a nawet i więcej... Dobrze by było gdybyś nie odkładała terapii do czasu kiedy "Będzie już trzeba". Zadbaj bardziej o siebie. Dobrze jest dbać o zwierzęta, ale przecież ile ważniejszy jest człowiek!
-
Jak patrzę co inni mają po Sertalinie to się aż skrzywiam. Ja teraz lecę na 200mg i niemal jej nie odczuwam, tylko jak zapomniałem wziąć chyba 2 czy 3 dni z rzędu to . Odczuwałem działanie tylko na początku (zaczynałem od 25mg i bardzo powoli zwiększałem). Podobnie nie skakałem z 50mg od razu na 100 tylko ze 2 tygodnie 75mg. Miałem przez pewien czas taką zwiększoną ruchliwość i po prostu wziąłem się za robotę to ta energia ze mnie szybciej schodziła. Mogłem to rozładować nawet robiąc zadania z matematyki (jak szalony ). Nie pamiętam żeby jakieś "dodatki" utrzymywały się u mnie dłużej niż miesiąc, ale nie miałem też takich ostrych jazd. Teraz mogę nawet brać na noc i nie widzę różnicy w śnie. Przy nerwicach chyba zwykle trzeba podnieść dawkę do ok. 100-200mg (dalej już chyba nie można) ale też jakiś cudów bym nie oczekiwał. Po prostu będzie mniejsze natężenie choroby i więcej miejsca na życie i terapię.
-
Tylko że w krajach rozwiniętych technicznie przyrost ludzkości jest niewielki lub wręcz ujemny. Sam postęp techniczny nie wystarczy żeby było lepiej, bo bardziej niż jedzenia brakuje nam porozumienia. Historia pokazała że technika może być fatalnie wykorzystana...
-
Możesz iść do jakiegoś innego psychiatry i powiedzieć jaka jest sytuacja. Dobrze że zaczęłaś terapię, możesz na niej poruszyć ten problem.
-
Spotkałem się ze statystykami (właściwie to statystyką z poradnika dr. Żerdzińskiego dla chorych na zespół natręctw) z której wynikało że skuteczność hipnozy przy leczeniu nerwicy wynosi ok. 1%. Jeśli to jest prawda to jednak dalej główną metodą leczenia pozostaje psychoterapia + leki. Z tego co czytałem to podczas hipnozy nie można zmusić pacjenta do zrobienia rzeczy których nie chce. Albo te artykuły są błędne albo te show-y przesadzone. Może ktoś wie coś więcej?
-
Jeśli te myśli uprzykrzają ci życie to dobrze jest wspomóc terapię lekami. Nie za wiele wiem o terapii psychodynamicznej, na ogół nerwicę (bo to chyba nerwica) leczy się terapią poznawczo-behawioralną. Tak czy siak na efekty trzeba będzie trochę poczekać. Jeśli jesteś osobą wierzącą (albo prawie wierzącą) to możesz wybrać się na rozmowę z jakimś księdzem, która być może by cię przekonała, że ten obraz Boga projektowany przez twoje emocje jest fałszywy (niby która religia głosi takiego boga?). Wtedy mogłabyś nabrać większego dystansu do tych natręctw. według KK: "Bóg wzywa ludzi, aby Mu służyli w duchu i prawdzie; wezwanie takie wiąże ich w sumieniu, ale nie zmusza. Zważa On bowiem na godność osoby ludzkiej, przez siebie stworzonej, która powinna kierować się własnym rozeznaniem i korzystać z wolności." (Sobór Watykański II). Trudno przejść przez życie nie natrafiając na pytania o Boga czy życie po śmierci, jednak nie bój się tych pytań. Możesz na nie szukać odpowiedzi jak i nie szukać, ale jako człowiek wolny, a nie przymuszony przez natręctwa.
-
Stark, Ja z trudem sobie przypominam czy kiedyś wiedziałem.
-
Może chodziło o biedę towarzyską (jak u mnie). Nie chcę zaczynać pić sam ze sobą bo mogę nie przestać. dziękuje.
-
Ktoś tu ma podobny nick do mnie.
-
To w takim razie dlaczego się ją przysięga na ślubie? Dziś się chyba często postrzega miłość jako tylko uczucie i jeśli przychodzi kryzys, pojawia się niechęć, znudzenie czy nawet wściekłość na partnera to taka "miłość" się kończy. Prawie każdy kilkudziesięcioletni związek musiał przetrwać takie kryzysy. Podejrzewam też że w przypadku osób jakoś poranionych czy samotnych związek nie leczy ich zranień i te osoby będąc w związku dalej czują się samotnie. Trudno naprawić samotność osoby wyobcowanej od samej siebie i przekonanej o własnej bezwartościowości.
-
Myśli natrętne czy czynności automatyczne nie są grzechami i gdybyśmy się nimi nie przejmowali to same by minęły. Ale często za tym wszystkim leży jakiś głębszy problem i kiedy uporamy się z jednym to pojawią się jakieś inne natręctwa, stąd warto poszukać jakiegoś psychologa. W wypadku natręctw na tle religijnym/skrupułów dobrze jest znaleźć księdza terapeutę czy psychologa chrześcijańskiego, ale może być też "zwykły", bo są to chyba problemy bardziej psychologiczne niż duchowe.
-
Gdzie wyczytałeś, że cierpienie jest próbą? W księdze Hioba wiele osób "tłumaczyło" cierpienie. Właściwie nie mamy jakieś prostej odpowiedzi na nie. Nie znam miejsca w Biblii (ani nigdzie indziej), gdzie Bóg by wyjaśnił nam dokładnie dlaczego cierpienie jest na ziemi. Z tego co się orientuję to w tej chwili w Kościele raczej zaprzecza się twierdzeniu jakby Bóg miał zsyłać na nas cierpienia jako karę za grzechy czy próbę naszej wiary. Mogę Ci podać artykułów na ten temat jednocześnie zwracam uwagę że temat jest zbyt złożony na jakąś prostą odpowiedź stąd próby odpowiedzi są różne a i tak nie wyczerpią tematu: http://mateusz.pl/pow/pow-001005-cierpienie.htm http://pierzchalski.ecclesia.org.pl/index.php?page=10&id=10-01&sz=&pyt=550 http://www.nowaksvd.opoka.net.pl/ccimb/czybogjestsprawca.htm Pamiętam też że czytałem jakieś wypowiedzi Jana Pawła II o cierpieniu, mogę wyszukać jeśli ktoś byłby zainteresowany (były dostępne w internecie). Twoja wizja Boga który zsyła cierpienie na człowieka i czyha aż on straci wiarę wydaje mi się straszna.
-
Chyba masz za szerokie poczucie odpowiedzialności. Skąd miałaś wiedzieć, że ten kot do nikogo nie należy i że nie ma jakiegoś swojego miejsca? Większość ludzi by tak zrobiła, przecież nie można zbierać wszystkich zwierząt które się garną do samochodu, nie wiedząc czy się ich komuś nie kradnie. A oprócz psychiatry miałaś jakąś psychoterapię, albo przynajmniej wizyty u psychologa?
-
Są różne rodzaje samotności. Dużo zależy od tego jak się ją przeżywa, bo można dużo się nauczyć, ale i powariować, popaść w jakąś rozpacz albo po prostu zgłupieć. Rzeczywiście samotność stawia wiele pytań, od których wielu zabieganych ludzi ucieka, stąd może być jakimś zaproszeniem do mądrości.
-
Jeśli przez rok terapia w ogóle nie posuwa się do przodu to może rzeczywiście lepiej zmienić terapeutę, jednak wiadomo że to potrwa. Też bym proponował terapię poznawczo-behawioralną. Czy leki w ogóle nie zmniejszają tych dolegliwości?
-
http://www.youtube.com/watch?v=Yna9FIlV03Y http://www.youtube.com/watch?v=dGNZi65KuHM (to jest może bardziej melancholijne)