Skocz do zawartości
Nerwica.com

dogomaniaczka

Użytkownik
  • Postów

    6 163
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez dogomaniaczka

  1. tak, moim marzeniem jest to żeby nic nie robić do końca życia, brawo za diagnozę. nie masz zielonego pojęcia o czym mówisz..
  2. onanek, chyba trochę przesadzasz, jakby tak było to każdy by mieszkał z rodzicami. nie mówię że to jest proste, ale ludzie jakoś wynajmują pokoje, mieszkania w parę osób, pracują i studiują. skoro skończyłaś studia to niby czemu masz nie znaleźć pracy? no bez przesady ludzie, nie żyjemy też w jakiejś dziczy, można znaleźć pracę tylko trzeba chcieć, no chyba że ktoś wyznaje teorię że albo będzie zarabiał 5000 albo lepiej nic bo 1500 to za mało, bo trzeba od razu na luksusy. no to wtedy cóż. na własne życzenie. jakoś dużo osób się utrzymuje z pensji sprzątaczki czy kelnerki lub recepcjonistki. od czegoś trzeba zacząć.
  3. am am mam apetyt na dobre rzeczy, niech ten Piotrek wstaje i idzie do sklepu
  4. wiola173, może w każdy ostatni piątek miesiąca?
  5. wiola173, ja się dziś uśmiecham póki co :) a kawy nie pijam :) takie ładne dziś słoneczko, że aż się nie chce smucić.
  6. Tomek robi obiad z chelba i zupek chińskich i nie może odpisać
  7. właśnie i co z moim pytaniem a propo irca? zresztą poruszam ten temat nie pierwszy raz i niestety o odpowiedź ciężko
  8. widze ze niestety nikt nie rozumie co jest moim problemem. ja wiem co musze zrobic, co powinnam zrobic. i gwarantuje wam ze niemal mam liste rzeczy do wykonania jak tylko bede mogla. czy nikt na tym forum nie utknal nigdy w takim stanie...mysle ze tak, ale w duzo mniejszym stopniu bo nie kazdy az tak zaszyl sie w domu jak ja..
  9. kochani, ale to nie jest tak że ja się nie badałam. ja pół swojego życia w szpitalach spędziłam, miałam wiele badań, wiele razy, rok w rok powtarzanych itp...mimo to nadal chcę szukać, ale żeby szukać musze jakoś funkcjonować..w momencie kiedy przymrę głodem ale mimo to nie pójdę do sklepu nie wyobrażam sobie iść do szpitala..choć nie powiem czasami mam myśl żeby wyjśc na ulicę zemdleć i żeby mnie po prostu karetką zabrali do szpitala. ale nie umiem tego zrealizować. problemem jest właśnie to że nie umiem iść za impulsem..jak mam lepszy dzień pojawi się myśl a może wstanę pójdę do sklepu. na myśli się kończy, nie potrafię tego pociągnąć dalej...i nie wiem jak to zmienić...bo to że będę się badać jest pewne...ale nawet jakbym teraz jakimś cudem znalazła się w szpitalu to podejrzewam że lekarze, którzy nie wiedzieliby co mi jest skutecznie by mi tłumaczyli że skoro jestem taka znerwicowana to w tym problem i tym się powinnam zając a nie tym że czasem zemdleję bo ludzie mają gorsze choroby. już mi jedna tak pani od diagnozowania padaczki powiedziała, że omdlenia to nic, że muszę to zaakceptować że taka jestem że sobie czasem zemdleję, a że powinnam się leczyć psychiatrycznie. kupa kasy za wizytę, za wszystko i tyle żem usłyszała...
  10. mama mówiła chyba że miałam coś takiego jak byłam mała...poza tym lekarze mówią że zapis jest padaczkowy ale to nie znaczy że mam padaczkę tylko zwyczajne omdlenia które są częścią mej natury kiedyś brałam leki na padaczkę. ale to był podobno błąd lekarza. jak tylko wyjdę z domu to chcę po raz setny powtórzyć badania i koniecznie zrobić pionizację mimo że cholernie się jej boję. ale wtedy wywołują omdlenie poprzez zmianę pozycji, i widzą jak to się odbywa...ta..tylko najpierw trzeba właśnie wyjść z tego stanu marazmu.. -
  11. kurde żeby to działało wszystko na zasadzie, wstań i idź to naprawdę nie byłoby problemu...problemem jest to że właśnie mimo chęci nie umiem wstać i iść.... i nie wiem jak sobie z tym poradzić. nie wiem jak to jeszcze podkreślić żeby ktokolwiek zrozumiał o co mi chodzi... chcę się leczyć. chce iść na terapię. chcę brać leki. może nawet iść na dzienny albo zamknięty. ale nie umiem podjąć działania. nie umiem. nie mogę. blokuje mnie coś. nie jestem w stanie. a naprawdę chce się z tego wyrwać, nie wiem co to jest, nie wiem czemu tak się dzieje, nie wiem jak z tym sobie poradzić, żeby móc się leczyć, żeby zrobić coś żeby wyzdrowieć...rok siedzenia tak odbił się na mnie że nie jestem w stanie nic zrobić..często ciężko mi się zmusić żeby iść pod prysznic, nie umiem nawet zrobić czasami tego na co mam ochotę..
  12. wiola173, no właśnie nie...działka i mama P. to bezpieczne miejsca...ja się tylko przemieszczam z innego domu do drugiego..stamtąd też się nie wychylam z poza 4 ścian...jak jedziemy do mamy P. to jakoś udaje mi się przeżyć podróż, bo jadę tylko z P., a jak już jesteśmy tam to cały czas siedzimy w domu. ew. ja siedzę sama a P. z mamą idą gdzieś coś załatwiać...poza tym to nie kwestia lęków tylko kwestia niemocy właśnie nad morzem pokazałam że z lękami sobie poradzę. jak miałam silną motywację i pojechałam to z lękami sobie radziłam. a tu nie umiem podjąć próby, działania...TO jest mój największy problem, przez to nie umiem wyzdrowieć, nie umiem zrobić nic,nawet w domu nie umiem się do niczego zmusić.... Monika1974, wiem. chcę zrobić badania. ale nie to jest teraz problemem...tylko właśnie to jak wyjść żeby je zrobić. jak przebić się przez ten mur..jak podjąć jakiś krok...a rezonans i eeg miałam nie raz. eeg nieprawidłowe. podobnoż. ale podobno to nic nie musi znaczyć. -- 19 sie 2011, 21:36 -- Sean1, próbowaliśmy tak..próbowaliśmy najpeirw 5 min z psem, potem 10, potem do parku za blokiem..dochodziliśmy najdalej do etapu w parku 30 min. potem ciągle coś wybijało nas z rytmu..i tak w ten sposób ciągle próbujemy ciągle od nowa..ale jak widać nie zdaje to egzaminu..... halenore, w domu też. wiele razy pod prysznicem, podczas hmm golenia nóg np. zemdlałam, podczas wigilii , plus sporo zasłabnięć bez całkowitej utraty ale na granicy. mam drgawki, nie bardzo silne ale jednak. podobno wywracam gałki całkowicie. wybudzam się okropnie. przez następne parę godzin nie jestem w stanie funkcjonować..ale tak jak pisałam...teraz mało mnie to obchodzi, bo dojść tego co mi jest mogę jedynie jak wyjdę z tego w czym teraz tkwię ...a jak z tego wyjśc nie mam zielonego pojęcia masz rację, nie dopuszczam emocji, blokuję WSZYSTKO, nawet żałuję że to napisałam jakbym nie miała prawa tego czuć o tym mówić...ale to jest poniekąd mój sposób na przetrwanie..jak tylko zaczynam myśleć, dopuszczać do siebie to mam myśli samobójcze i ból jest nie do zniesienia.. -- 19 sie 2011, 21:37 -- halenore, no coś Ty, akurat odpisywałam -- 19 sie 2011, 21:43 -- tak mi na myśl przyszło..że u mnie też chyba tak było..bo ciągle słyszałam od rodziców " że muszę być grzeczna i nie sprawiać kłopotów bo oni mają problemy z moim bratem" ....no to byłam i nic nie mówiłam.
  13. agusiaww, zazdroszczę, nie masz pojęcia jak bardzo. oby tak dalej.
  14. kolejny dzień przepełniony skrywanym cierpieniem
  15. za radą niektórych postanowiłam napisać tego posta, żeby wyrzucić wszystko z siebie, poszukać pomocy..najwyższa pora. za pewnie nie każdy kto to przeczyta zna moją historię więc po krótce ją opowiem. we wrześniu 2009 roku zaczęłam liceum, zniknęła mi nerwica, przedtem w wakacje byłam prawie miesiąc w Anglii, po paru latach zmagań z nerwicą wydawało się że wszystko wróciło do normy. skończyłam gimnazjum, chodziłam gdzie chciałam i kiedy chciałam. omdlenia praktycznie mi się nie przytrafiały. do czasu aż po powrocie z wakacji pojechaliśmy na airshow do Radomia ( a propo za tydzień kolejny, co jest dla mnie niezbyt miłą rocznicą :/ ) . Mimo to nie przejęłam się, poszłam do nowej szkoły- liceum. Wiązałam z tym wiele planów, marzeń, chciałam odciąć się od tego co było , zapomnieć o złych przeżyciach związanych z nerwicą i omdleniami, byłam pewna że wszystko to mam za sobą. Niestety po jakiś 3 miesiącach nerwica wróciła. Przestałam chodzić do szkoły, przestałam wychodzić z domu. Jakimś cudem zaliczyłam semestr, dzięki wspaniałomyślności wychowawczyni i pomocy pedagoga szkolnego, jeździłam do szkoły tylko na zaliczenia. Po nowym roku nawet udało mi się wrócić. Po prostu któregoś dnia stwierdziłam że nie dam nerwicy kierować swoim życiem, wstałam i wyszłam. Wracając ze szkoły zemdlałam w autobusie. Mimo to następnego ranka znowu wstałam i pojechałam. Zemdlałam w tramwaju. Ale to nic, byłam twarda, następnego dnia znowu pojechałam. Zemdlałam na 3 lekcji. I tak chyba jeszcze ze dwa razy.To było w kwietniu 2010. Od tamtego czasu kompletnie się załamałam. Przestałam podejmować próby. Zaznaczam, że moje omdlenia nie są spowodowane reakcją nerwową. Problemy neurologiczne mam od małego dziecka. Zresztą nie to ma ten temat na celu żeby do tego dochodzić..chcę tylko nakreślić sytuację...Powoli wycofałam się z życia. Zdarzało mi się jeszcze chodzić do sklepu, do kina, w miejsca oddalone w niewielkim stopniu od domu. Aż w końcu przestałam wychodzić w ogóle i tak sytuacja ma się od mniej więcej roku. Mówiąc w ogóle mam na myśli NIC. Moje jedyne wyjścia od roku to wyjście 3 razy dziennie z psem na spacer w okolicach bloku. Nie pójdę do sklepu który jest 50 m od domu. Jedzenie kupuje mi chłopak. Ubrania mama. Więc komentarze typu "wyjdź przełam się" są bez sensu, bo jak ktoś tkwi w takim stanie od roku, w kompletnym odcięciu od świata to niestety ale to nie działa. Utknęłam. Nie umiem się ruszyć. Nie potrafię sobie pomóc, nie widzę wyjścia z sytuacji. Nie wychodzę z domu więc nie jestem w stanie jeździć na terapię, nie jestem w stanie wyjść do psychiatry po leki. Nie jestem w stanie iść na rozmowy kwalifikacyjne żeby przyjęli mnie na jakiś oddział. Mam wrażenie że nie jestem w stanie zrobić nic. Natrafiam na jakiś mur, który uniemożliwia mi to żeby ruszyć dalej, jakkolwiek sobie pomóc. Próbowałam małymi krokami,najpierw 5 min z psem, potem z psem do parku..nie udało się. Próbowałam wizyt domowych, nawet jakiś czas jeździłam na terapię. Nie umiem się z tego wyrwać, a jednocześnie nie mogę już tak tkwić. Odczuwam niemal fizyczny ból jak tylko dopuszczę do siebie emocje, myśli. Już zbierają mi się łzy w oczach. Chcę żyć, a nie mam pojęcia jak z tego wyjść. Zaraz usłyszę że jedyna możliwość to terapia i leki. Ja wiem, szkoda tylko że mój problem polega na tym że nie umiem pójść do psychiatry, nie umiem wyjść z tego dołka, choć tak bardzo chcę. Mam wrażenie że nie ma rozwiązania, wyjścia, czegoś co spowodowałoby żeby w końcu coś się ruszyło..ile czasu można być odciętym od świata, ile można tak tkwić? Pomijam kwestię że nie mam znajomych, przyjaciół, szkoły. Mniejsza o to, znajdą się jak wyjdę z domu. Ale nie umiem po prostu wstać i wyjść. Blokada. Mam wrażenie że cokolwiek kto powie i tak nie zda egzaminu bo nie będę w stanie wyjść..tylko że ja już tak dłużej nie wytrzymam. Planuję samobójstwo. Nie dam rady tkwić tak kolejny pieprzony rok...Bezużyteczna, gdzie każdego dnia przez okrągły rok nic się nie dzieje, nie robię nic pożytecznego, jedno wielkie nic. Zdrowy człowiek by zwariował...mam dość, czekam na zbawienie, na cud, na motywację, na coś co pozwoli mi podjąć działanie, żebym mogła sobie pomóc...od miesiąca myślę nad rozwiązaniem, szukam, kombinuję, próbuję sobie pomóc. Ale już wymiękam. Czuję, że nigdy z tego nie wyjdę. Będę tkwić tak do końca świata ...Codziennie wyobrażam sobie jak umrzeć, żeby nikogo to nie bolało ale żeby zakończyć to bezsensowne istnienie. Codziennie. Bo to jedyne teraz moje zajęcie. Za pewne nie wyrzuciłam z siebie nawet połowy tego co we mnie tkwi, ale zawsze coś..
  16. JoeN, witaj na forum. rozumiem Cię, mam to samo, choć ja zrezygnowałam ze szkoły jakiś czas temu. bardzo chciałabym wrócić zaocznie, rodzice mnie o to męczą. musiałabym znaleźć szkołę dla dorosłych. ale nie dam rady od września..tym bardziej że nawet nie mam wyrobionego dowodu przez to że od roku siedzę w domu dobija mnie to. zawsze byłam ambitna. a teraz...utknęłam bez skończonego liceum. powinnam w tamtym roku zdawać maturę. jak dobrze pójdzie to może za 3 lata zdam
  17. Paranoja, moim zdaniem zrobiłaś pierwszy krok- wyprowadzając się. ale minie pewnie sporo czasu zanim uda Ci się odciąć od tego co mówiła Ci matka i pewnie terapia jest potrzebna... ja po wyprowadzce przez pierwsze miesiące jak słyszałam jakieś krzyki za oknem kuliłam się ze strachu że to mama idzie do mnie do pokoju robić awanturę. w końcu mi minęło..
  18. dziewczyny ale przecież Paranoja napisała że: ja również uważam że największym problemem jest to że Ty nawet nie dasz sobie powiedzieć że ładnie wyglądasz, nie dopuszczasz do siebie myśli że komuś możesz się taka podobać..tylko nie, ja jestem brzydka,paskudna gruba i koniec. każdy kto mówi inaczej kłamie..to jest problem
  19. Paranoja, tak się tylko mówi...anoreksja to choroba która również nie pozwala na zadowolenie ze swojego ciała..nigdy..myślę że dziewczyny które mają już poważną anoreksję też wstydzą się wychodzić z domu. albo już nie mają siły.
  20. halenore, bomba że burze idą tzn. nie życzę nikomu źle ani tego że ludziom poniszczy, ale lubię burze ostatnio oglądać i trochę się bać.
×