Skocz do zawartości
Nerwica.com

chojrakowa

Użytkownik
  • Postów

    7 764
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez chojrakowa

  1. Porozmawiać z lekarzem. Ja bym nie szalała, nauczona doświadczeniem, ze wielkie działo trzeba mieć jak asa w rekawie, bo nie wiadomo co może się stać. Z innej beczki: czy ktoś przestał po tym żreć jak prosie? Biorę 150 razem z depakine 900
  2. Btw, jestem psychoterapeutą. I powiadam Ci (hue hue) stawianie diagnozy to generalnie wróżenie z kart - zazwyczaj diagnoz jest kilka, zaburzenia na siebie nachodzą itd, psychologia (tudzież psychiatria z wyłączeniem specjalnych jednostek) to nie matematyka, niemalże nie występują czerń i biel. Na jednej albo kilku sesjach ciężko coś z pewnością stwierdzić, łatwiej wykluczyć. Jeśli masz ochotę na pm to wal śmiało. Żyję! Bez efektu wow, bez wzruszeń i łez radości, ale robię wszystkie podstawowe czynności (mycie siebie regularnie, naczynia, pranie, spacery z psami, doglądanie koni) SAMA REGULARNIE już chyba z tydzień. Nie mam myśli s, nie ma tej yebanej niemocy, ciała z ołowiu, bezsensowności, nieobecności, ja żyje Jak tak dalej pójdzie to kto wie, może za miesiąc, dwa (trzy ) wrócę do obowiązków zawodowych. Z innej beczki: przestane kiedyś tak sie pocić po depakinie czy mogę zapomnieć? Ps Żadna diagnoza nie powie ci KIM jesteś ani JAKA jesteś
  3. Here we are Diagnoza nie jest najistotniejsza, moim zdaniem szkoda kasy. Chodzisz na terapie czy tylko farmakologicznie się wspierasz? Nie ma nic złego w tym, co czujesz, mysle sobie, ze to są wręcz jak najbardziej normalne sprawy, obawy, oczekiwania itd W sensie takie, z którymi stabilna osoba sobie poradzi. Nie sadze, żebyś serio tęskniła za tym sztucznym pędem, bo to jest zawsze w komplecie z depresją przecież, a o tym już nie wspominasz w swoich marzeniach. Nie wiem czy to, co napisałam jest w miarę składne, cały czas dokładam depakine i mam poczucie, ze nie mogę się przez to wypowiedzieć jak człowiek nie mówiąc o tym, jak mnie bolą mięśnie przy każdym ruchu. No ale robię coś wreszcie, na prawdę i jeśli nawet na razie są to takie przyziemne rzeczy jak rozpakowanie zmywarki czy pranie to jestem wdzięczna. Chciałabym już żyć, tak naprawdę.
  4. Wieczorami jakoś mi lżej Też tak macie?
  5. Jestem okropnie zmęczona. Nie chcę nawet myśleć, jak bardzo zmęczony jest mój mąż, który dźwiga całe nasze życie na barkach, ze mną w gratisie. Nie rozpatruję s w ramach realnego rozwiązania problemów, ale coraz częściej dostrzegam płynące z tego ewentualne korzyści i ta świadomość jest czymś bardzo nieprzyjemnym. Ze w ogóle jakieś są. W weekend widzę się z terapeutka, na pewno chetnie to rozważy ze mna.
  6. Cześć. Stąd chyba nie da się odejść. Przyszłam się wyżalić, jak zawsze. Miałam leczenie wywrócone do góry nogami, bo poprzednia lekarka już nie miała pomysłu, a inny lekarz = inne podejście. Tak czy inaczej jestem w kolejnym poważnym epizodzie depresyjnym, z którego chyba (tfu tfu) robi się mieszany. Boli mnie głowa od płaczu i głodu, w dodatku pożarłam się z mężem bo jestem nieznośna. Od jutra wrzucam Depakine i liczę, że coś się zmieni. Jestem taka rozżalona i smutna, że to na mnie „padło”. Wciąż i wciąż to samo.
  7. chojrakowa

    Dystymia a leki

    Jeśli Bupropion 300 z jakimś miłym ssri - np sertralina albo jakaś porządna dawka Duloksetyny cię nie wzruszy to z moich przykrych doświadczeń wynika, ze niewiele da się zdziałać.
  8. Leczę kolejny ciężki epizod depresyjny. Testowałam wiele, w okresach remisji zwykle SSRI dają radę. Aktualnie od czerwca jest dno. Testowane kombinacje z bupropionem (biorę nieprzerwanie od 3 lat, czasem solo, najczęściej z jakimś ssri) różnych kobył np paroxetyny, fluo plus miansec wenla dulo (sic) i inne dziwne rzeczy nic nie dały. Dopiero brintellix dolozony zdrapał mnie jakoś z ziemi - to znaczy chodzę do pracy, myje się i nieco czasem sprzątam. Czy ktoś brał taki mix? Probowalam zwiększyć brintellix - napięcie , ból głowy i generalnie pierwsze objawy zespołu serotoninowego. Lamitrin nic nie zmienia. A ja trwam sobie i mnie to trwanie w marazmie przeplatanym płaczem już zbrzydło. Jestem niezdolna do odczuwania radości, przyjemności etc. Boje się odstawić B, bo przynajmniej nie mam myśli S zbyt wiele. Odstawienie bupropionu nie wchodzi w grę - nie działam wtedy nawet 5h na dobę. Czy ktoś coś testował co moznaby dołożyć? Psychiatra rozkłada ręce, depresja lekooporna, esketamina zawsze zostaje. W terapii jestem od LAT. Moje życie obiektywnie na prawdę układa się pięknie, a ja umieram sobie w środku ze smutku i bezsensu.
  9. Dzięki za odpowiedź. Mam clona, ale to ostatecznosc. Dziś jest lepiej, wzięłam wieczorny lamitrin wczesniej ale jak w przyszłym tygodniu będzie bez zmian to dzwonie do lekarza co dalej z naszym planem, bo na razie mnie wykańcza:)
  10. Wskoczyłam na 150, dzisiaj 6 dzień łykam, do tego rano lamitrin 25mg i wieczorem lamitrin 50mg. Jestem cały czas wściekła. Drażni mnie wszystko, do łez. Czy ktoś tak miał? Komuś minęło? Ledwo żyję.
  11. @Heledore podoba mi się ten cytat. Co do terapii - wiesz czego chcesz, wow. To moim zdaniem superważne, bo masz oczekiwania i cel, trzeba tylko dobrze poszukać przewodnika. Myślę, że to bardzo osobiste objawy, symptomy, że to wciąż samopoznanie a więc terapia. Chociaż mogę się mylić ofc. Co do tej depresji z objawami psychotycznymi, to odsyłam do publikacji na "podyplomie" jest jedna całkiem zgrabna, ale nie będę tu śmiecić linkami, do znalezienia. No cóż, mi pierwszy raz przyklepano takie coś jak miałam 17 lat i wylądowałam w Instytucie w Wwa. Teraz też w sumie, a ile razy miałam epizod i nie byłam u psychiatry who knows who cares. Nie wiem jak to dobrze opisać, przejmujący smutek, aż otępienie, a jednocześnie ścisk w głowie, ciśnienie i lęk, przekonanie ( z naciskiem na przekonanie, a nie obawę) że inni widzą, wiedzą, mówią o mnie (no ostatnio z tymi babkami w kolejce - wyłapane z szumu, na pewno o mnie i moim P, ciśnienie 300), poczucie zepsucia - ale takiego realnego, które uniemożliwi dalsze funkcjonowanie, gonitwa myśli pt najgorsze możliwe scenariusze w Twoim życiu - tysiąc na minutę, nie do powstrzymania, szczególnie jak głowa dotyka poduszki. Po pierwszych tabetkach tissercinu czułam jak moja głowa przestała płonąć, jakby ktoś zalał ognisko wodą, przysięgam. W ogóle - jak to teraz czytam czuję się jak wariatka, stan tak odległy, że aż kosmiczny, nie wiem jak do tego doszło. @_Jack_ bardzo współczuję, trzymaj się, czas gra na Twoją korzyść, pamiętaj
  12. @Heledore @jagoda512 lejecie miód na moje serce. Cokolwiek mi nie jest cieszę się, że ktoś mnie rozumie, a czuję się tutaj rozumiana. Pocieszające i zarazem pełne marazmu jest to, że wszystkie te stany, jakkolwiek nie są trudne, przykre, pełne cierpienia, lęku albo wręcz przeciwnie - wspaniałych uniesień, są tylko stanami, a więc dłuższą lub krótszą chwilą, która minie. @jagoda512 ja jestem aktualnie na 100 lamo, a ostrych krawędzi nie chcę już nigdy oglądać. To właściwie moje pierwsze prawdziwe podejście do stabilizatora i chyba mi się podoba, ale rozumiem, że chcesz pooddychać pełną piersią i to w sumie też jest okay. @Heledore z terapeutą to nie przelewki, w sumie to kolejna relacja, na którą trzeba być gotowym, jakby nie patrzeć dość intymna i zazwyczaj "w ciemno" - po czasie okazuje się czy było warto, czy nie 16 umówiłam się na wizytę i liczę, że do tego czasu będzie tak, jak jest teraz. Odstawiłam sobie (Klub Samodzielnego Odstawiania Leków lol) połowę tissercinu i jest okay, mogę mówić, ruszać się i mam ochotę robić rzeczy. Nie twierdzę jednak, że była to całkowita pomyłka - już mi się nie wydaje, że ludzie w kolejce o mnie mówią ani że jestem uszkodzona w środku i niezdolna do jakiejkolwiek egzystencji. Wam też zdarzają się epizody takiej depresji z objawami psychotycznymi? Trzymam kciuki mocno za Was, trzymajcie za mnie.
  13. @jagoda512 dziekuje za ciepłe słowa, wiele dla mnie znaczą. Co do psucia głowy - skoro sama w sobie nie działa ok, dobrze byłoby jej nie dokładać, a ja jestem na etapie szukania psychiatry z prawdziwego zdarzenia po przeprowadzce do innego miasta. I chociaż wiem, że każdy jest tylko człowiekiem, a dobranie leków to sama w sobie ciężka sprawa, to jednak nietrafione kombinacje to kolejne rozczarowania i cierpienie. Boli mnie tez to okropne poczcie , jakby - nie wiem jak to ubrać w słowa - jakby zycie toczylo sie swoim torem, niosąc różne rzeczy że sobą, a obok tego jestem ja, że swoim własnym nastrojem i samopoczuciem, żyjącym własnym życiem i ciągle - choć powoli - ewoluujacym w coś innego i innego i innego.
  14. Hej dziewczyny (i nie tylko) przyszłam tutaj trochę się wyżalić, bo już nawet na forum brakuje mi takiego miejsca, gdzie ogłabym się dopasować i czuć rozumiana. Całe życie motałam się z łatką bpd, a po kilku ostatnich wizytach lekarz, kolejny już z resztą, twierdzi, że to ChAD. Nie wiem, co o tym myślę, aktualnie nic, bo czuję się marnie. Po może dwóch tygodniach, w których znów powietrze pachniało a ja miałam udane, szczęśliwe życie pełne perspektyw nadszedł czas nieustającego wkruwu, potem coraz bardziej jątrzącej depresji i lęku i wrażenia że cały świat na mnie czyha aż do dziś, kiedy siedzę żałośnie - nie wiem czy bardziej smutna czy obojętna, a mój drętwy stan przerywa co jakiś czas napadowy płacz, jak mi się nazbiera. Nie wiem co robić, ani do kogo iść, żeby mi nie spsuł głowy jeszcze bardziej. Gdyby dało się umrzeć od samego sedzenia, już by mnie nie było, bo nie dość, że moja żałosna egzystencja nie sprawia mi krzty zadowolenia, to jeszcze jestem cholernym ciężarem dla wszystkich, dla których z jakichś powodów jestem ważna, a których aktualnie olewam, bo nie mam siły ani ochoty im tłumaczyć. Przecież nie zrozumieją, na własne szczęście.
  15. @Colourless koniecznie przestań czytać różne rzeczy w internetach, idź do dobrego terapeuty i szczerze powiedz co Ci leży na sercu, ot wywal kawę na ławę. Inaczej zrobisz sobie z mózgu jeszcze gorszy kisiel. Jak u Was dziewczęta? U mnie ta sama chwila wyjęta z życiorysu spedzona pod kołdrą, z płaczem, bezsensem i odrazą do siebie i życia właściwie trwająca do dziś. Moją nową psychiatra przejrzała papiery i wypisy, zebrała wywiad i złapała się za głowę bo dla niej to czarno na białym ChAD i biorę jakieś dziwne leki, których działanie oceniam wstępnie na umiarkowanie choojowe. Uprzedzajac pytania nie wiem co myślę o jej zdaniu, nic nie myślę, chce znowu poczuć się lepiej. Jestem zmęczona kolejnym epizodem depresyjnym i jak tak dalej pójdzie to podczas któregoś walne sobie w ten głupi łeb, amen
  16. Jak długo trzeba czekać na docelowe działanie leku? Drugi tydzień biorę na noc 50mg i chociaż na początku faktycznie miałam to przyjemne uczucie, że mój mózg przestał płonąć kosztem co prawda tragicznego otumanienia, to teraz zupełnie nie rozumiem co się ze mną dzieje. Sen się pogorszył i chociaż nie mam siły się ruszać w dzień i procesy logicznego rozumowania zwolnily o 50% to napadowy placz ktorys dzien z rzedu zmusil mnie do ratowania sie xanaxem a natrętne myśli, napięcie i lęk nie dają mi żyć . Co to ma byc? W ulotce piszą o zmniejszeniu laknienia - ktoś odnotował? Zaczyna mi się nie podobać a przez telefon lekarz mówiła o zwiększeniu go do 100. Tak mnie zdziwiła że aż się umówiłam na wizytę usłyszeć to na żywo. I nie mam psychozy, ot depresja w swiezej jak ciepla bułeczka diagnozie o ChAD.
  17. @shira123 nie nazwałabym tego moim najgorszym stanem ever, nabilam tu ponad 7000 postów i w tym czasie w na prawde gorszym gownie siedziałam niż siedzę - zanim wypowiesz się na jakiś temat zapoznaj sie z faktami. To trochę przykre stwierdzenie, że mi się pogarsza, bo ja mam wbrew wszystkiemu poczucie wręcz przeciwnie. Jestem w stałym związku, ciagne prace i szkołę i chociaż posypałam się w wakacje to staram się jak mogę zebrać do kupy, a pewnych rzeczy nie przeskocze, niestabilny stan to drugie imie bpd. Jestem po 6 letniej terapii behawioralno-poznawczej, do której tak czy tak wrócę, a farmakoterapia jak zapewne wiesz jest istotna częścią leczenia, więc na prawdę nie wiem, co miałaś na myśli pisząc tego posta. Ty czujesz się ozdrowiona - cieszę się i zazdroszczę, ale pamiętaj o tym że nie można wszystkich wrzucać do jednego wora, nawet jeśli mamy podobne zaburzenia, są one nadal nasze indywidualne, każdy przeżył co innego, jest kim innym i czego innego potrzebuje. Wiem, że porównania w dół dają moc, ale może nie na tym forum proszę.
  18. @audreyhorne zajrzałam zobaczyć czy ktoś coś pisał i zorientowałam się, że nie odpowiedziałam na twoje pytanie. Odstawiliśmy sertralinę, bo byłam bardzo napięta, do tego stopnia że zaciskałam szczęki cały czas bezwiednie, aż bolała mnie głowa no i drażliwość urosła do rangi agresji, wszystkim się obrywało a ja kilka razy dziennie płakałam ze złości. No i psychiatra zwalił winę na aktywizujące działanie sertry i w związku z tym ją odstawił - fakt, pod tym względem jest lepiej. Nie wykluczam innego ssri, chociaż drażni mnie ich beznadziejne działanie na libido i brak orgazmów, nie lubię poświęcać tej przyjemności i radości ze związku na rzecz głowy, ale cóż, pieskie życie
  19. @Nisemoonsari po pierwsze - tak, złe samopoczucie fizyczne, nie mówiąc o psychicznym, zmęczenie, stres, choroba itd mają negatywny wpływ na wynik testu iq, ale jeżeli osoba przeprowadzająca go nie miała zastrzeżeń, to nie ma się czym martwić. Pytanie, czy zgłaszałaś dolegliwości. Poza tym, nie uderzałabym w samo iq - czytałaś/eś czym tak na prawdę jest inteligencja? To na prawdę złożony temat, daleki od oklepanych sloganów. Testy inteligencji mogą stwierdzić jej, nazwijmy to, poziom, a ich trafność i rzetelność jest na prawdę wysoka, ale nie można opierać się tylko na suchym wyniku, w aspektach np, wartości poniżej przeciętnej lub niepełnosprawności intelektualnej znajdują się też inne czynniki. To co opisujesz nie jest moim zdaniem związane bezpośrednio z twoim iq, jak w większości tego typu przypadków polecam się skonsultować z psychiatrą albo terapeutą, bo nawet słowa których używasz określając siebie ("moja tępota" - okropne negatywnie nacechowane stwierdzenie, na pewno daleko ci do "tępości", cokolwiek to oznacza, skoro piszesz posty na takim forum i wybierasz się na testy inteligencji w ramach próby rozwiązania swoich problemów) wskazują na inny problem niż jakieś zaniżone iq.
  20. Temat już się przewijał na forum, wystarczy poszukać dobrze i o ile pamiętam i o ile wiem, magiczne działanie nie zostało namierzone. Dobrze jest zrozumieć na początek działanie układu nagrody i naturalne sposoby na podniesienie dopaminy oraz ogólne działanie mózgu, żeby zrozumieć więcej w tej kwestii. Jest kilka pozycji w farmakologii, które mają pośrednie oddziaływanie na dopaminę, ale szału nie ma, z resztą można całkiem zgrabnie ją regulować lekami działającymi na inne neuroprzekaźniki na zasadzie ich równowagi w mózgu, nie mówiąc już o tych domowych sposobach, więc ja bym się nie skupiała na waleniu za wszelką cenę w samą dopaminę, a jak już ktoś chce koniecznie to polecam amfetaminę, działa bez pudła, tylko skutki uboczne po jakimś czasie są upierdliwe. @Kobza to już któryś wątek, w którym siejesz ferment i wypisujesz bzdury, nie wiem w sumie dlaczego, bo nie widzę powodu, żeby ludzi szukających pomocy i rady wprowadzać w błąd. Czytając Twoje posty nie odnajduję też powodów dla których stawiasz swoją wiedzę na równi z jakimkolwiek lekarzem, nawet tym pk, nie mówiąc o psychiatrze.
  21. edit @Kobza nie pisz bzdur. Przeklejone z wikipedii informacje o działaniach na wybrane przekaźniki podparte laicką wiedzą na temat działania mózgu nie wnoszą nic do dyskusji. Fluoksetyna będzie działać w każdej dawce na apetyt zmniejszając go, bulimia jest specjalnym przypadkiem w którym należy oddziaływać mocniej, stąd ta dawka, o działaniu z resztą potwierdzonym klinicznie w związku z czym odsyłam do badań. Jeśli pojawia się napięcie i w żaden sposób go nie rozładujemy - obojętnie czy związane z niedopasowanymi lekami, czy takie zwyczajne życiowe - własnymi sposobami lub zmianą farmakoterapii w przypadku ed będą pogorszenia, to nieodzowne, jeśli emocje są regulowane przez jedzenie. Z całego zestawu lekiem działającym up na apetyt jest moim zdaniem głównie kweta, ale raczej nie w tej sytuacji, nie w takiej dawce i nieodczuwalnie przy całym komplecie. Poza tym beznadziejne, uporczywe uboki nieprzemijające podczas całego leczenia są charakterystyczne raczej dla leków starej generacji, chociaż to też jest osobnicze i w większości przypadków odczuwalność i dokuczliwość spada wraz z rosnącym czasem zażywania. Reasumując - odczep się kobieto droga od swojego zestawu, jeśli masz wątpliwości pogadaj szczerze ze swoim psychiatrą. Szczerze znaczy nie szukając zestawu lub leku, który sztucznie zabije w tobie chęć do jakiegokolwiek jedzenia, tylko biorąc pod uwagę własne powody do jedzenia lub niejedzenia, własne skrzywione postrzeganie dotyczące swojego ciała i własny wkład w to, żeby było normalnie. No i norma to nie jest 40kg szkielet mieszczący się w xs, bo jesteś kobietą, już nie wspominając o swojej własnej budowie i sylwetce i innych uwarunkowaniach genetycznych, których nie przeskoczysz. Nie chciałam, żeby to, co napisałam zabrzmiało jakoś niemiło albo oschle, ale sama od lat walczę z tym szajsem i wiem jakie to trudne i frustrujące a to co tu czytam nie jest mi obce - ani pytania, ani przemyślenia, ani sposoby radzenia sobie z tym wszystkim i po prostu uważam, że wiedzę należy systematyzować, bzdur nie słuchać i wspierać się wzajemnie w dążeniu do zdrowia. ZDROWIA, które ma definicję jedną, choć szeroką i nie znajdziemy jej na pewno w żadnej wikipedii.
  22. @audreyhorne popatrz robaczku, wyskoczyłaś mi w postach do podglądu, no przeznaczenie huehue Co do reboksetyny - z doświadczenia radzę trzymać się od niej z daleka. Testowałam w związku z jedzeniem i poniosłam porażkę. Lek może teoretycznie sam w sobie ze względu na profil działania powinien zmniejszać apetyt, niestety w praktyce jego oddziaływania zwiększają ogólne napięcie i pchają ku żarciu albo innemu rozładowaniu. To stary lek, kiedyś stosowany w ciężkich depresjach, co by człowieka od wyra oderwać, ale dzisiaj mało kto się go ima, bo są po prostu nowsze i lepsze. Z mojego doświadczenia wspartego szeroką dietetyczną wiedzą mojego najdroższego P wynika, że najlepsza dla kobiet (nie tylko tych z ed) jest dieta wysokowęglowodanowa nawet, jeżeli docelowym efektem ma być redukcja masy ciała. Na takiej aktualnie jestem, kalorii staram się za wszelką cenę nie liczyć, ale obowiązkowo jedzenie co 4 godziny i przynajmniej jedna, a najlepiej dwie butelki wody dziennie. Żeby nie musieć się powstrzymywać musisz być najedzona, twój organizm jest najmądrzejszy z nas wszystkich i sam najlepiej wie, czego i ile potrzebuje. Jeżeli za mało śpisz, za mocno ćwiczysz, trzymasz restrykcyjną dietę albo zwyczajnie niedojadasz a do tego wymiotujesz albo się przeczyszczasz nie ma szans na brak chęci podjadania, uczucie sytości albo takiego wewnętrznego spokoju związanego z jedzeniem w stylu "nie zjem tego, bo nie mam na to ochoty" albo "nie dokończe posiłku bo jestem syta" albo "mam na to ochotę ale zjem np w sobotę bo wtedy mam dzień, kiedy mogę, a nie teraz i nie 10 na raz". Uczucie napuchnięcia jest związane z zawodnieniem organizmu - popatrz w takich sytuacjach na swoją twarz i kostki. Nie jest to przytycie - chociaż wiem, jak pusto brzmią te słowa, kiedy się myśli, widzi i CZUJE zupełnie co innego. Ja też to mam teraz, bo wczoraj skończył mi się okres i na zawodnienie podczas jego trwania i ok 2 dni po nim narzekają nawet kulturystki i nawet one nic na to nie poradzą, w żaden sposób. Generalnie po jakimś superwęglowodanowym, albo zwyczajnie śmieciowym żarciu lub wymiotach najlepiej na zawodnienie działa wypicie dużej ilości wody w ciągu dnia - na kobietę wypada około 2 butelek, skrajnie 3 ale bez szleństwa i nie na raz, bo jak przełyk albo żołądek pokiereszowany to może się źle skończyć. Pełnowartościowe jedzenie, spokojnie spożywane posiłki sratatata. Dawaj znać, bo jestem ciekawa, wiem, co czujesz aż nazbyt dobrze, lepiej ni być samemu z takim potworem, bo to duże zęby ma. Btw - co to za zabieg?: )
  23. @audreyhorne piąteczka, chyba mamy coś wspólnego. Ja też prócz bpd mam trochę innego bałaganu, też zab. depresyjno - lękowe i nadal jestem w trakcie obserwacji pod kątem dwubiegunówki, chociaż mój psychiatra na razie trzyma się nadziei, że to zaburzenia afektywne wynikające z szalejącego bpd. W testach wychodzą, chociaż brakuje elementu poważnych konsekwencji rzutujących na życie, ale z jednej strony to tylko dlatego, że epizody trwają krótko (tylko depresja się przeciąga), a z drugiej nie jest to element niezbędny do diagnozy. No i również mam zaburzenia odżywiania, teraz chwilowo było lepiej niż kiedykolwiek, ale wszystko co dobre szybko się kończy. Jakbyś chciała pogadać, zapraszam na priv, pewnie znajdziemy kilka wspólnych tematów. Opowiem wam historie, nawet dwie, obydwie do dupy. Pierwsza dotyczy mojej wycieczki do psychiatry. Psychiatrę mam wspaniałego, niestety po mojej przeprowadzce mam do niego 350km i nijak nie możemy się zgrać w terminach wizyt - kiedy ja jestem w pobliżu on nie może i na odwrót. Wycieczki tego typu są również dość kosztowne i o ile nie ma to realnie znaczenia, o tyle było dla mnie ostatnio niezłym powodem do poszukania specjalisty bliżej. Drugim ważnym stały się ostatnie w blistrach tabletki, a trzecim sam ostatni kontakt z moim psychiatrą, który znów nie mógł wtedy kiedy ja i zeźlił mnie tym i dotknął do żywego. Znalazłam więc, pojechałam i pożałowałam. Pani posłuchała początku mojej wypowiedzi, w połowie widziałam, ze myślami jest w bliżej nieokreślonym miejscu, acz na pewno nie w gabinecie a na koniec odparła, że leki, które mam mi zwiększy, dołoży stary pacyfikator dla którego właściwie w swoim przypadku nie widzę żadnego zastosowania i więcej mam nie przychodzić bo ona mnie prowadzić nie będzie. Nakazała znaleźć innego lekarza, najlepiej ze szpitala, z większego miasta, dziękuję do widzenia, należy się tyle i tyle. Oczywiście wyłam całą drogę bo poczułam się, jakbym była przypadkiem beznadziejnym, nieuleczalnym, być może nawet jakimś odstręczającym, że mnie oglądać nawet psychiatra nie chce. Uprzedzając pytania - emocje na szczęście mają to do siebie, że nawet jeżeli są skrajnie silne, po jakimś czasie cichną i właśnie to oraz mój kochający P sprawiło, że jakoś przeżyłam tą wycieczkę a panią podsumowałam jako niekompetentną, niedouczoną k. Druga rzecz to taka, że jechałam tam nie tylko po zasilenie zapasu tabletek, które biorę aktualnie, ale i po jakieś w nich manipulacje, bo czuję się namacalnie coraz gorzej. Ssri odstawiliśmy, bo byłam po nim nawet już nie drażliwa, ale agresywna, a napięcie ogólne sprawiało, że bolała mnie głowa od bezwiednego ciągłego zaciskania szczęki. Więc odstawione, a zestaw który mi został z góry po cichu skazany na porażkę właśnie ją ponosi. Coraz gorzej śpię, dłużej zasypiam, sen jest gorszej jakości, wstaję w nocy (też jeść sic!) a w dzień powoli przyzwyczajam się do ciągłego lęku i spadającego nastroju. Znów zaczynam kombinacje z żarciem, w ogóle wydaje mi się, że przytyłam, chociaż mój P zarzeka się, że to moja głowa płata mi figle. Ciężko wierzyć nawet osobie której się ufa, jeśli widzi się własnymi oczami zupełnie co innego. Płaczę z byle powodu, nikt mnie nie docenia, wszyscy mnie olewają, wszyscy przeciwko mnie, ja sama przeciwko wszystkim. Ochota na cokolwiek - zero. No i wczoraj w kolejce miałam wrażenie, że jakieś dwie obce kobiety rozmawiały o mnie i moim P. Nic mu nie mówiłam, bo w sumie z jednej strony wydało mi się to mało prawdopodobne od samego początku, a z drugiej jednak wyłapałam to bezwiednie przy kasie, szumie i w tłoku więc coś w tym jest. No i tym sposobem znalazłam się w miejscu, w którym jestem aktualnie. Wszystko teoretycznie w moim życiu się stabilizuje, a ja się powoli rozpadam i nie mam siły ani chęci, żeby coś z tym zrobić. Powinnam wysłać kilka maili, pouczyć się, ugotować jakiś obiad i spakować się na weekendowy wyjazd, a jest godzina 12 i siedzę w szlafroku i bamboszach przy zimnej kawie i papierosie. Na śniadanie dokończyłam paczkę żelków, czuję do siebie wstręt i nie mam najmniejszej ochoty z nikim rozmawiać ani nawet udawać, że jest jakoś. Pozdrawiam Was kochane pingwinki w mikołajki i życzę wszystkiego najpiękniejszego
  24. Audreyhorne, rany ciężko powiedzieć, może 3 miechy, ale może to kwestia dawki. No i od samej lamo cudów nie oczekuję w kwestii antydepresyjnej, bo nie wiem ile już miałam epizodów depresji ale na podręcznik to chyba się kwalifikuje na dożywotnie ssri lol. Szukam psychiatry na tym odludziu, na którym teraz mieszkam, kaplica. Edit Audrey, właśnie spojrzałam na twoja rozpiske leków - opowiadaj skąd Ty to masz i dlaczego, no i jak Ci, bo wygląda no... ciekawie
×