I choj.
Porżnęłam się. Wiedziałam, że tak będzie.
Czuję do siebie wstręt. Jestem odpychająca i ohydna.
Skarpetki chyba przykleiły mi się do kostek na strzępy skóry, perfumy i krew, a w głowie tej samej konsystencji ciemna breja.
Nie ma go na gg.
Zniknął?
A mnie boli kark i kostki, chociaż kark miał przestać boleć, ból miał wypłynąć z krwią.
Może miał mnie dość? Jestem aż taka chujowa?
Pierwszy raz czuję do siebie odrazę po czymś takim. On chyba też poczuł. Może dlatego zniknął?
Zostawił mnie, zostawił mnie rano i teraz. Teraz już na zawsze, a bez niego mnie nie ma.
Błagam.