-
Postów
393 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez stracony
-
Warto, dla śmiechu dziecka, spełnionej miłości, zachodu słońca nad morzem, treli ptaków o świcie, a nawet dla samej nadziei, że coś Cię może jeszcze w tym życiu dobrego spotkać :)
-
to już trochę od wyjścia z depresji Dawno nie zaglądałem na to forum, aktualnie jestem 7 miesięcy po odstawieniu seronilu i wciąż chodzę na psychoterapię. Psychoterapia jest ukierunkowana na zmianę moich zachowań i schematów myślenia, co niestety idzie mi strasznie opornie. już np wiem, że nie da się zmienić we mnie wszystkiego czyli wywalić tego co w sobie nie cierpię i zastąpić czymś innych, więc trochę samoakceptacji i pewnych zmian i może coś z tego będzie. W porównaniu z tym co było przed lekami i psychoterapią to teraz jest wręcz rewelacyjnie choć zdarzają się dni, kiedy niestety włącza się myślenie o beznadziei tego co robię i co reprezentuję W takie dni boję się, że wróci mi depresja a nie chcę ponownie przeżywać tego koszmaru. Przeżyłem głównie dla dziecka, obowiązek nakazał mi wziąć się za siebie i jeszcze walczyć. I walczyłem, a teraz życie toczy się samo, jeszcze miesiąc, dwa..może rok... co będzie dalej wolę nie myśleć. Nie mam już pragnienia śmierci ale ta możliwość dodaje mi w pewnym sensie coś w rodzaju ukojenia, uspakaja mnie sama sama taka możliwość. Od dawna myślałem, że będę resztę ( po rozwodzie) życia sam i nawet nie było mi specjalnie źle. Niestety, na moment znów poczułem co znaczy być z kimś blisko i teraz cierpię ( xywka niestety zobowiązuje ). Na szczęście (świadomie) się nie zakochałem (chyba tzn mam taką nadzieję ) a ten związek z pewnych przyczyn na razie nie ma sensu, więc jestem przed następnymi etapami( jak sie odważę ) by dalej szukać szczęścia. No i na koniec nasuwa mi się pytanie, czy z dystymii ( którą u siebie zdiagnozowałem a której mi nie chcieli "uznać") da się całkowicie wyleczyć? Jeśli gryzła mnie latami to prawdopodobnie jest częścią mnie i już mnie nie opuści. Czy mam więc prawo wtargnąć w życie jakiejś kobiety, zapewne też po przejściach i pragnącej przede wszystkim szczęścia ? Czy jestem godny miłości?
-
Radek. Po konsultacji z lekarzem odstaw jeśli czujesz, że pomógł w kwestiach, które Ci najbardziej dokuczały. Ja sobie zdałem sprawę, że jest lepiej a jednocześnie bardzo dokuczały mi skutki uboczne brania Seronilu. Po miesiącu od odstawieniu czuję się świetnie, co prawda nie cały czas ale dobre i to. Jeszcze czekam na poprawę motywacji do działania, senność już na szczęście mi przeszła
-
Podsumowanie dla "potomnych" Na seronilu byłem 5 1/2 miesiąca. Najpierw przez 2 miesiące 20 mg, potem 40 mg. W końcówce testowo tydzień 60mg. Emocjonalnie i psychicznie stanąłem na nogi. W skali becka przed rozpoczęciem zażywania uzyskałem 34 punkty, w tydzień po odstawieniu seronilu zdziwiłem się jak wyszło mi tylko 5 punktów. Natomiast seronil zamiast mnie mobilizować powodował coraz większą moją senność. Poza tym wpływał "usypiająco" dla moich zainteresowań, zamiast robić to co kiedyś lubiłem musiałem leżeć bez sensu, nic mi się nie chciało. Było to dla mnie niepokojące, dlatego testowo przeszedłem na 60mg, ale po pierwszych lepszych 2 dniach potem snów usypiałem. Ten lek faktycznie zmniejsza łaknienie - potrawy smakują mniej intensywnie ( podobnie zresztą jak seks ) Początek zażywania to lekkie "pływanie" jak po malej ilości alkoholu ( jakiś tydzień), zakończenie to zejście na 20 mg i po 5 dniach odstawiłem całkowicie- bez żadnych problemów. Alkohol- początkowo znacznie ograniczyłem, potem już piłem zgodnie z tym co powiedziała moja psychiatra -" byle nie przesadzać" Trochę to trudno było wyczuć bo alko działał na mnie jak cała reszta doznań czyli mniej intensywnie. Głupio trochę wypić i to wcale nie tak mało i czuć się trzeźwiejszym niż przedtem. Ranki były bez kaca i odchorowywania. Teraz nic nie zażywam, czuję się świetnie. Senność stopniowo przechodzi, zaczynam mieć ochotę coś robić. Oby tak dalej :)
-
Moja "przygoda" z seronilem chyba dobiega końca. Od 6 dni stosuję dawkę 60mg bo 40mg już nie działało Może pierwsze 2 dni było lepiej a teraz znów jest sennie i brak energii w dzień a trochę lepiej wieczorem. Od przyszłego tygodnia zmiana leku lub będę odstawiał leki całkowicie. Chyba mogę podsumować wpływ leczenia z perspektywy tych ponad 5 miesięcy. Plusy. Poprawiło mi się samopoczucie, nie czuję się całkiem jak kompletne g...o . Widzę światełko w tunelu, że jeszcze to nie koniec życia. minusy: Początkowego stanu poprawy energii nie udało się niestety utrzymać na dłużej. Najbardziej przeszkadza mi brak ochoty na to co kiedyś mnie interesowało. Dobra gra, film, spacer, wyjazd, muzyka - chcę to wszystko robić i mi się nie chce, muszę się do tego zmuszać. Leżę bez sensu, co nie zdarzało mi się nawet przed rozpoczęciem leczenia bo wtedy by funkcjonować jako tako musiałem mieć umysł cały czas zajęty. Siedzenie czy leżenie bezczynnie wcale mnie nie bawi a to robię. Waga po początkowym spadku niestety wróciła do wcześniejszej normy. Seksualność po spadku ochoty na początku też trochę lepiej aczkolwiek przed kuracją było lepiej. Podsumowując plus przewyższa resztę minusów, nie chcę nigdy wrócić do stanu sprzed leczenia kiedy się dosłownie rozpadałem psychicznie ale też chcę "odzyskać" swoje zainteresowania
-
Wiele zależy też od kobiety i co już przeszła w życiu. Np moje próba pocałunku w usta skończyła się uchyleniem się mojego obiektu westchnień. Niedawno się dowiedziałem, że się do mnie wtedy trochę zraziła bo to było za szybko. Teraz staram się ją powoli "oswajać", dotarłem do tego, że się już sama z siebie przytuliła do mnie. Niestety im bardziej mi na niej zależy tym bardziej mam obiekcje czy jestem gody angażowania uczuć kogokolwiek No ale to już temat OT
-
Podzielona dawka gorzej działa? Jeśli mnie pamięć nie myli to przechodząc na 40 mg pani doktor mówiła o zażywaniu najpierw rano a potem przed południem ale, że wygodniej mi było na raz to tak zażywałem i też wg niej było dobrze. Natomiast ostrzegała, żeby nie brać za późno ( jak się zapomniało) bo można nie spać potem. No ale jak jestem stale senny i padam ostatnio kolo 20 to chyba warto spróbować. Możliwe, że działał na mnie chwilowo ale przez ok połowę brania lekarstwa czułem się naprawdę świetnie.
-
Senność mnie wykańcza. Początek brania seronilu to było jak przebudzenie się ze snu a teraz powoli znów się staczam. Coraz mniej energii, brak ochoty do działania, senność. Po podniesieniu dawki do 40mg było chwilkę lepiej ale znów jest gorzej. Koło 11 przed południem padam nagle "na pysk" ale już 2 godziny później jest stopniowo coraz lepiej. Psychicznie czuję się jeszcze dość dobrze ale dawne myślenie zaczyna mieć "przebłyski" a ja tak bardzo nie chcę do tej przeszłości wracać. No i coraz mniej podoba mi się otępienie umysłu. Przed braniem laków, choć czułem się fatalnie to jednocześnie potrafiłem zająć swój umysł, jak nic się nie działo powodowało to zjazd dobrego samopoczucia. W bardzo dawnych czasach była to dobra książka ale od paru lat zastąpiłem ją komputerem, internetem, filmami a będąc na spacerze słuchaniem muzyki. Teraz nie jest mi to już potrzebne tyle że zamiast tego pozostaje pustka. Nie chcę by moim głównym zajęciem było spanie lub często bezmyślne leżenie. Mobilizuję się do dawnych działań ale to teraz działa tylko na pół gwizdka. Ten lek działa też na uzależnienia( bulimia) więc może to u mnie jest efekt uboczny. Lekarz powiedział, że jeśli się nie poprawi to będzie zmiana lekarstwa lub być może całkowite odstawienie i tylko psychoterapia ( jakoś tego nie widzę ) Nie jest za tym aby podnosić dawkę ale aby móc jakoś funkcjonować do następnej wizyty zacząłem dzisiaj zażywać 60 mg, z tym że dziele dawkę na 3 brania, rano, przed południem i wieczorem. próbował już ktoś tak ? Na seronilu jestem od 4,5 miesięcy.
-
No i chyba się skończyło . Jest coraz gorzej. Rzeczy ( przyjemności) które ratowały mnie przed skończeniem ze sobą przed rozpoczęciem brania seronilu coraz bardziej się oddalają, przestają działać. Początkowo uważałem to nawet za dobrą oznakę bo to także uzależnienia ale jeśli przestaną działać rzeczy, które kiedyś praktycznie trzymały mnie przy życiu to co będzie dalej? Może to w większości pierdoły ale co dla jednego jest ważne dla innego może nie istnieć. Przestałem grać w moją ulubioną grę i nie mam już ochoty do niej wracać,,, ulubione kiedyś seriale oglądam niejako z rozpędu, przestałem słuchać muzyki, tv prawie nie włączam, chwilę mój umysł zajęła zabawa w bukchmacherkę, ale i to mnie zmęczyło a poza tym szkoda mi na to wydawać nawet tych drobniaków za jakie grałem. Alkohol nie przynosi już takiego ukojenia, spokoju i zmiany nastroju, "sex" przestał całkowicie pociągać i nie sprawia tyle przyjemności, z domu nie chce mi się też już wychodzić. Ulubione dania, słodycze jem tylko z przyzwyczajenia a słodycze nawet po to by ich brakiem nie pogorszyć swojego samopoczucia. Przez jakiś czas myślałem, że może jeszcze kiedyś będę szczęśliwy i spotkam kobietę, którą pokocham z wzajemnością ale właśnie ta wizja mi gdzieś odjeżdża. Był moment, kiedy czułem się naprawdę pewnie, bardziej świadomy swojej wartości i tego co chcę w życiu, miałem energię by zacząć z ex wymianę znań na jej poziomie, nawet wystraszyła się tego myśląc, że coś knuję bo pewność w moim zachowaniu, słowach to było coś nowego. Niestety tak jakbym się tym wypalił, energia odpłynęła. Znów coraz częściej jestem zmęczony, senny. Często wieczorem padam w okolicy godziny 21, rano wstaję bez większych problemów ale potem w pracy walczę z sennością. Coraz częściej leżę bez celu na łóżku, myślę o swoim życiu, czasami chyba całkiem się wyłączam. Muszę się mobilizować, by się czymś zająć, bo leżenie bez celu nie zdarzało mi się nigdy wcześniej i to mnie niepokoi. Część z tych objawów nasiliła mi się w ciągu ostatnich 2 tygodni a część uświadomiłem sobie, że następuje stopniowo od początku leczenia. Co jest grane? 40mg seronilu to już za mało dla mnie by dodawać mi energii? Może jednak po 4 miesiącach na nim przestaje korzystnie działać i trzeba poszukać czegoś innego? Podpowiedzcie coś proszę. [Dodane po edycji:] No i od jakiegoś czasu wyraźniej czuję bicie swojego serca,, czasami to nawet jest bardziej tłuczenie się. Jestem też bardziej wrażliwy na głośne dźwięki pojawiające się gdy otoczenie jest ciche, czasami to jest nawet kogoś głos. Oprócz dźwięku "właściwego" słyszę nieprzyjemne huczenie - dzieje się to zazwyczaj rano.
-
Miesiąc mnie tu nie było. To już 3,5 miesiąca życia na seronilu. Zmieniam się, może nawet nie tyle zmieniam co do głosu dochodzi moje prawdziwe JA. Wcześniej przyduszony dystymią wegetowałem, przygaszony, wycofany z życia, tak by mieć jak najwięcej spokoju, by mnie nikt nie ruszał, by nikt odemnie nic nie chciał, by mieć jak najwięcej świętego spokoju. Zmiany nie są gwałtowne, wciąż lubię spokój, zaczynam doceniać życie w samotności choć coraz mniej mam ochotę spędzić tak resztę swojego życia. Nie mam zamiaru być sam z wyboru, zmieniłem zdanie i jeśli znajdzie się TA, która zechce być za mną to dam sobie i jej szansę. Będę sobą i niech to ona decyduje czy chce być z taką osobą jak ja, oczywiście także ja będę wybierał wg swojego gustu. Na razie to pieśń przyszłości, jeszcze się muszę ogarnąć, zamknąć za sobą przeszłość. Jakaś tam przyszłość jednak się zaczyna przede mną rysować. To co zauważam to pojawiły się u mnie oznaki stanowczości, momentami niestety nawet trochę za silne. Uwolniłem się z resztek ex z siebie, jakkolwiek to dziwnie zabrzmi jestem już tylko sobą, ex przestała być częścią mnie. Jak tego będzie chciała będziemy walczyć, nie dam się jej zdominować, nie poddam się bez walki. Od lat nie miała skrupułów, dlaczego ja mam je teraz mieć? Nawet jak mnie ostatecznie zniszczy bo ma znaczne w tym doświadczenie to i tak nie mam czego stracić. Po tym jak mnie ostatnio wkurzyła żyję wciąż w napięciu, z nerwem który nie chce przejść. Prawdopodobnie dzisiaj coś wezme na uspokojenie bo to zaczyna mnie niepokoić, lepiej żeby się do mnie nie przywalała bo mogą znacznie popsuć się nasze kontakty, a tego, głównie dla dziecka nie chcę. Ciekawe jak będzie dalej
-
Jestem pod wrażeniem jak leki na mnie wpływają. Teraz mogę powiedzieć, że czuję się znacznie lepiej i zdecydowanie pewniej. Od tygodnia jestem bardziej nerwowy, działam z większym wigorem. Zaczyna do mnie docierać, że po rozwodzie też można cieszyć się życiem. Do tej pory czułem się niekompletny, bez żony i dziecka zawsze przy mnie. Nawet jestem wstanie choć trochę bardziej optymistycznie popatrzeć w przyszłość. Znów mam przyziemne marzenia, że jeszcze kogoś pokocham z wzajemnością czy że sobie kupię coś fajnego. Oby tak dalej :)
-
Dawno nie pisałem, zresztą rzadko odwiedzam teraz forum. Znów zastanawiam się nad sobą, co się zmieniło odkąd jadę na psychotropach. Na pewno plusem jest to, że nie mam już takiego krytycznego podejścia do siebie, np jadąc samochodem nie odczuwam potrzeby śpiewać sobie, że jestem kretynem. To już jest coś. Chyba mam mniejsze problemy komunikacyjne, jestem w stanie składniej się wyrażać bez większego zastanawiania się nad tym co mówię. Niestety energii nie przybyło mi za bardzo, są lepsze i gorsze dni - chociaż w sumie wracając po pracy do domu nie mam tylko jednej myśli by położyć się spać, odkąd zarzywam lekarstwo chyba ani razu nie spałem po południu, dawniej często zdarzało się że po powrocie byłem tak nieprzytomny, że musiałem się przespać. Zresztą seronil wytłumił we mnie też inne cechy. Nie mam pragnienia śmierci, choć samobójstwo wciąż jest moim wyjściem awaryjnym. Wytłumił zresztą nie tylko to, "dobre rzeczy" nie smakują już tak intensywnie jak kiedyś, jem je i czuję ich smak ale słabiej niż dawniej, w zasadzie może i nie musiałbym ich jeść może wcale ale nie chcę osłabiać organizmu, który będzie się domagał węglowodanów a ja będę myślał, że to lekarstwo przestaje działać dlatego czuję się fatalnie. Mniejsze zainteresowanie seksem i mniejsza przyjemność orgazmu to jest to co trwa od początku brania leku. Od 3 tygodni biorę dawkę 40 mg i zaczynam zauważać, że przestaje mnie interesować to co do tej pory było moją odskocznią od problemów, przestałem grać w grę, która mnie zawsze interesowała, nie oglądam ulubionych seriali, nie mam potrzeby odwiedzania znajomych, ba nawet nie mam potrzeby napicia się alkoholu. Jakoś wszystko jest wytłumione, tak jakby na amplitudzie życia górki i dolinki zbliżały się do prostej. Nawet tutaj i na forum rozwodowym bywam rzadziej, tak jakby mnie te tematy przestawały interesować. na seroniulu jestem od 2 miesięcy, ciekawe co będzie dalej.
-
Z tego co piszesz masz wszelkie zadatki by normalnie żyć. Jesteś wysportowany, przystojny, młody, zdrowy i wciąż możesz kreować swój przyszły los. Przed Tobą jest wszystko, wszystko się może zdarzyć, nawet idealna miłość i dostatnie życie. Dużo bym dał by móc być znów młodym, móc iść na studia - ale ja zawsze byłem dziwny i beznadziejny we wszystki
-
Czy mam szanse na takie zycie jak kiedys??
stracony odpowiedział(a) na zagubiony83 temat w Depresja i CHAD
No nie wiem, podejmujesz próby samobójcze a boisz się, że szpital pogorszy Twój stan. -
Czy mam szanse na takie zycie jak kiedys??
stracony odpowiedział(a) na zagubiony83 temat w Depresja i CHAD
Przynajmniej masz kobietę, która dba o Ciebie. Zmień psychiatrę, poproś o hospitalizację - nie masz pracy więc też nic do stracenia. -
Tak nieprzyjemnie zderzyć się z echami przeszłości. Ból psychiczny zadawany przez ex boli, boli świadomość straconych lat, straconych przezemnie. Długo rzucałem się wieczorem na łóżku, myśli znów krążyły wokół nieudanego małżeństwa, rozbitej rodziny. To było tak dużo straconych lat, straconych przez ex, straconych przez dziecko. Czy ex była zła czy raczej bezsilna starając się mieć prawdziwy związek, prawdziwego męża, prawdziwą rodzinę? Nie potrafiłem dać jej tyle ciepła, towarzystwa, oparcia, uwagi, miłości ile powinien dać prawdziwy partner. Gdy normalne środki nacisku nie działały biedna szukała innych, niewłaściwych, zazwyczaj nieskutecznych bo działających odwrotnie niż zamierzała. próbowała terapii wstrząsowej, nawet przemocowej by do mnie dotrzeć, najczęstsze rozmowy to były kłótnie o cokolwiek. Wyrobiła sobie przekonanie, że aby do mnie dotrzeć trzeba mnie zranić bo inaczej nie będę się tym przejmował. Miała nadzieję, że związek uratuje dziecko, myliła się bo spowodowało to jeszcze więcej punktów zapalnych. Nie miała już do mnie siły ale chyba kochając mnie całą złość przelewała na moją matkę, nawet drobne sprawy urastały do wielkich rozmiarów. Miała dziecko, miała już kogo kochać ale brakowało jej jednak męskiej bliskości. Sex był wtedy jak chciała ale sex to nie wszystko, zresztą czy można chcieć seksu od kogoś, kto emocjonalnie sprawia wrażenie, że ma cię gdzieś? Zaczęła zdradzać, oszukiwać, za plecami wyśmiewać swojego "męża". No a ja? Chciałem mieć najlepiej święty spokój, nie angażować się w nic za bardzo, może i chciałem zawsze dobrze ale to było niewystarczające. Nie byłem złym człowiekiem, raczej obojętnym, nijakim, głęboko skrywającym swoje uczucia ( jeśli je mam). Wolałem skupić się na swoich zainteresowaniach niż spędzać czas z rodziną. jak umysł miałem zajęty grą, filmem czy książką lepiej się czułem a może mniej czułem moją pustkę. Na prośbę żony by z nią spędzić trochę czasu pytałem co będziemy robili, prawie normalnie nie rozmawialiśmy bo nie potrafiłem i nie potrafię rozmawiać. Zawsze taki byłem, od młodości inny niż inni ale potrafiący zakamuflować swoje stany - "dobry, spokojny chłopak, ułożony, kulturalny, niepijący itd ", czegoś jednak brakowało, fobia społeczna i lekkie uczucie inności cały czas nie pozwalało mi normalnie funkcjonować ale wtedy nie byłem wstanie tego opisać. Ex powinna odejść ode mnie po roku a nie męczyć się tyle lat, zawsze była nerwowa ale czy nie miała ku temu powodów? Widzę u niej zachowania osoby z borderline ale to może być skutek tych lat ze mną i "złą" teściową. Zawsze starałem się zachować "zdrowy rozsądek" i myślałem, że jestem w miarę rozsądny ale czy przy moim spaczonym umyśle to były właściwe zachowania to szczerze w to teraz wątpię. Jest ze mną coś bardzo nie tak i podejrzewam, że żadne lekarstwo ani terapia tego nie zmienią. Chciałem żyć dla dziecka ale czy wpływ takiego taty nie będzie miał destruktywnego działania to tego nie wiem. Ile mogę mówię, że kocham i chcę kochać ale gubię się już w tym wszystkim. Dzisiaj wizyta u psychiatry, ciekawe co powie na temat moich obaw o schizofrenię. No to popisałem sobie troszkę [Dodane po edycji:] Psycha z psycholożką wykluczają u mnie schizofrenię, ulżyło mi ale czy po 5 krótkich wizytach u obu mogą być na tyle pewne.
-
do pozostałych zaburzeń zajrzałem dzisiaj pierwszy raz i od razu ten wątek Powtórzę moje pytanie mam-depresj-a-mo-e-jestem-wirem-t21755-19.html Jestem dodatkowo dobity. Miałem małą nadzieje na wyleczenie się ale jeśli mam też schizofrenię to już całkowita porażka. Nie czuję się schizofrenikiem, nie chcę nim być. Macie doświadczenie, czy z tego co napisałem w moim wątku mam podstawy by się jeszcze bardziej bać? Jutro idę do psychiatry, ciekawe co powie na wyniki mojego testu
-
mam-depresj-a-mo-e-jestem-wirem-t21755-19.html Jestem dodatkowo dobity. Miałem małą nadzieje na wyleczenie się ale jeśli mam też schizofrenię to już całkowita porażka. Nie czuję się schizofrenikiem, nie chcę nim być. Macie doświadczenie, czy z tego co napisałem w moim wątku mam podstawy by się jeszcze bardziej bać?
-
OMG przeczytałem o schizofrenii. Od paru lat mam szum ( piszczenie) w uszach. Czyżby to też ?
-
Dzisiaj poznałem rezultat mojego testu ( ponad 550 pytań na tak lub nie) Niestety choć starałem się mocno zapamietać nie wszystko mi się udało. Ludzie bez objawów powinni mieścić się w kategoriach w okolicy 50-60 % ( czy też punktów bo nie wiem co za skala). Mnie dużo wyników oscylowało w granicy do 80 . Więc wyszła mi oczywiście depresja i coś w rodzaju fobii społecznej ( ale nie nazywało się fobia). Z podgrup niska samoocena. Zadziwił mnie wynik wysokiej psychopatii oraz schizofrenii ale to być może nakładające się podobne objawy w innych "dziedzinach". Wyszło jakieś wysokie skupienie nad sobą ale hipochondria wyszła całkowicie normalnie. No i niższy niż "normalnie" poziom manii (chyba manii) co odpowiada wysokiemu poziomowi depresji. [Dodane po edycji:] A co poprowadzę tego swojego bloga. Jeśli czytacie to ok jeśli nie to nic takiego, może sam wyciągnę jakieś wnioski. Siedzę, nie mam specjalnie ochoty na nic, trochę czasu przed snem jest i przyszedł mi na myśl taki temat: SZCZĘŚCIE, oczywiście w kontekście być szczęśliwym a nie mieć farta. Przeżyłem już wiele lat i intensywnie myślę kiedy byłem naprawdę szczęśliwy. Przebijają się nieliczne "migawki" i jest ich zdecydowanie za mało. Zapomniałem czy nie bywałem szczęśliwy? Cóż, pamiętam z bardzo wczesnego dzieciństwa dzień wyjazdu na wakacje z rodzicami i jaki byłem tym podekscytowany, szczęśliwy. Pamiętam prezenty w jakiegoś mikołaja, przebudzenie rano i szczęście przy rozpakowywaniu. No i chyba szczęście po otrzymaniu pierwszej wierzy hi-fi, pierwszego komputera, potem szczęście, że nie muszę iść do wojska, następne to zmiana pracy na znacznie lepszą. Hyh jakie to wszystko płytkie, nieistotne. Gdzie moje prawdziwe dni szczęścia? Dlaczego ich nie miałem? Dziewczyna a potem ślub bardziej z rozsądku, chyba kochałem ale nie była to szaleńcza miłość od pierwszego wejrzenia tylko miłość z przywiązania, z przyzwyczajenia. Pewnie bym uważał, że to było całkiem normalne gdybym nie zakochał się po kuracji antydepresantami, całkowicie bezsensownie i bez szans na cokolwiek, platonicznie DZIECKO, zaplanowane i chciane. Jednak bardziej przebija mi się z tamtego okresu strach, niepewność, poczucie odpowiedzialności. Bardzo mało miejsca dla szczęśliwego, kochającego tatusia. Wszystko jakieś płytkie, bez wyrazu. Długo za mały kontakt emocjonalny z dzieckiem, jeśli miłość to bardzo blada. Znaczenie większych uczuć uzmysłowiłem sobie dopiero niedawno, po szoku spowodowanym przez ex, życie staneło na głowie i fala tego uderzyła we mnie. Fala uczuć pozytywnych ale też tych negatywnych. Wcześniej nawet pojęcia typu żal, smutek, rozpacz były mało intensywne, gdy umierali moi najbliżsi, gdy ich żegnałem nie do końca było to w pełni odczuwane, czegoś brakowało, nawet łzy których potrzebowałem, nie na pokaz tylko dla siebie nie chciały lecieć. Poprzedniej jesieni i zimy odczułem znaczenie uczuć ale na wiosnę zaczęło to gasnąć . Potem trochę przez przypadek zacząłem się zastanawiać nad sobą, uświadomiłem sobie swój stan, potem był psychiatra, to forum, leki.... Czy ja przez ten cały czas żyłem? Tyle bezsensownych lat, bezsensownych decyzji, bezsensownego mnie. I nie zgadzam się z twierdzeniem, że życie nie ma sensu, bo jak najbardziej ma. Dla tych, którzy potrafią je przeżyć, cieszyć sie, kochać, być choć od czasu do czasu szczęśliwymi. To moje życie nie miało sensu, to ja nie umiałem od samego początku żyć, to dla mnie jest to jak ciężki sen, może koszmar, choć wielu przeżywa jeszcze większe koszmary. Bo poza tym co napisałem nie było mi tak źle, jak do tej pory potrafiłem jakoś tak lawirować by iść po najmniejszej linii oporu, by nie angażując się w nic mocniej móc płynąć z czasem. Kim ja do cholery jestem? Sam nie wiem czego chcę, chciałbym umrzeć ale boję się śmierci, szkoda mi życia ale poza dzieckiem nie mam po co żyć. To wszystko jest chore, ja jestem chory i to bardziej niż jestem sobie z tego zdać sprawę.
-
ponad miesiąc stosowania (20mg). Seronil nieźle działa na moje "chcice" . Nie mam ochoty na słodycze, tak bardzo że tydzień temu specjalnie się nimi napchałem, bo myślałem że pogorszenie stanu mam właśnie przez niedobór cukru. Nie mam ochoty na alkohol, co wcześniej mi się zdarzało, nie mam potrzeby zrobić sobie drinka "do komputera", piję jedynie towarzysko, małe ilości i nie czuję wcale działania alko jak dawniej, trochę to głupie bo po co pić jak się nie czuje skutków. Potrzeby seksualne także całkowicie uśpione a przed braniem leku były dość duże. Po kryzysie paru dni, kiedy było gorzej wróciłem na prostą bez podnoszenia dawki. Czuję się...... nie wiem,chyba sporo lepiej niż przed braniem, bardziej pogodzony z sobą ale ciągle koszmarnie krytycznie nastawiony. Nie szarpią mą tak uczucia, lęk, samotność, rozczarowanie, tęsknota trochę ustąpiły. Beznadzieja może też ale to za krótki okres bym był pewny. Przestałem chudnąć, niestety, teraz mogłaby się przydać jakaś dieta ale nie chcę pogarszać sobie nastroju, bo nie będę wiedział od czego czuję się gorzej. Dalej jednym z pragnień jest śmierć ale to teraz też dla mnie bardziej odległe, seronil mnie nie zmotywował, może po prostu nie było w tym okresie tak źle.
-
chyba tu za często zaglądam, sprawdzam czy mi nie odpisaliście, czytam nowe wypowiedzi, Stanowczo za często.
-
Ból i przyszłość pod znakiem zapytania
stracony odpowiedział(a) na Lariana2 temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Czasami nawet ludzie zdrowi nie pasują do siebie. Należy myśleć o innych, troszczyć się o nich, być ich wsparciem ale nie można tego robić na siłę, niszczyć przy tym siebie a może i właśnie tą drugą osobę, bo może dla niej takie życie też nie jest tym, czego oczekuje od życia.