Skocz do zawartości
Nerwica.com

stracony

Użytkownik
  • Postów

    393
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez stracony

  1. Na mnie zomiren w dawce 0,25 mg działa bardzo dobrze a dostałem go od lekarza ogólnego na depresję ( z zaleceniem skontaktowania się z psychiatrą). Po zażyciu czuję się świetnie, mam dobry humor i więcej energii. Staram się nie zażywać go codziennie bo niestety zauważyłem już skutki uzależnienia od niego a przez 1,5 miesiąca żarzyłem 30 tabletek. Zdarza mi się obudzić w nocy z łomotaniem serca, które nie chce ustąpić lub mam jakieś dziwne zachowania, coś jakbym był w półśnie czyli niby już obudzony ale nie w tej rzeczywistości. Tak działa na mnie ten lek, mam zamiar wsiąść jeszcze parę tabletek i jak już będę miał urlop przesiadam się na Seronil.
  2. Wypowiem się z drugiej strony barykady. Wszystko jest dla ludzi i po ludzku można sprawy załatwiać. Z doświadczenia wiem, że samoograniczanie nie wystarcza, przynajmniej nie wszystkim więc do sprawy należy podejść systemowo. Może dobrym pomysłem jest uzgodnić kiedy uzależniony może grać, wyznaczyć jakieś sensowne ilości godzin, które może na to poświęcać i tego się trzymać. Całkowite zakazywanie czy wieczne gderanie na pewno niekorzystnie wpłynie na związek bo wszyscy jesteśmy różni i mamy różne potrzeby. Nocarka, może po prostu do siebie nie pasujecie, tak też często bywa więc lepiej nie męczyć się i zakończyć za wczasu ?
  3. Witam bractwo seronilowe, chociaż jak zauważyłem w większości wypowiadają się kobietki . Seronil dostałem na chyba typową średnią acz przewlekłą depresję, nie mam lęków czy fobii a jeśli nawet no w nieznacznym stopniu. Po przebrnięciu przez ten długi wątek doszedłem do wniosku, że jednak poczekam z początkiem zażywania na urlop i najgorsze objawy (które mam nadzieje u mnie nie wystąpią) przypadną na ten 2 tygodniowy okres
  4. Jak mam lepszy dzień to też uważam, że kij ma zawsze 2 końce. Swoją drogą to zazdroszczę jej pewności siebie i wyparcia z siebie wszelkich win. Dla niej jej zdrady i sposób w jaki mnie traktowała są normalną sprawą i nie czuje się z tego powodu winna. To ja jestem przyczyną wszystkiego co się stało. Jak ja jej zazdroszczę takiego podejścia do życia, choć zastanawiam się na ile ta postawa jest prawdziwa a nie stworzona tylko dla mnie, by mnie jeszcze bardziej zdołować. Z innej beczki, po nocnych jazdach, chyba po tym jak przestał działać zomiren, zaczynam mieć obawy czy cokolwiek łykać, bo jak mam zacząć na prawdę świrować to już wolę się dalej męczyć z tym co mam.
  5. Im bardziej wczytuję się w to forum tym bardziej dochodzę do wniosku,że mój problem z depresją to jest nic w porównaniu z wieloma osobami tutaj. Ja to nawet do chorowania się nie nadaję bo to co dla mnie jest "chorobą" byłoby zapewne pożądanym stanem wyleczenia dla wielu z Was. Jakoś siłą woli walczę z sobą, ze słabościami, by egzystować normalnie i tak być postrzeganym przez otoczenie. Nikt nie wie co naprawdę przechodzę, choć słowa " dzisiaj się źle czuję" momentami zdarzają mi się zbyt często ( prawie ex miała ich serdecznie dość ). Dlatego mam nadzieję, że leki mi pomogą i wierzę, że zadziałają szybko bo mój stan choć naprawdę długotrwały nie jest jakiś krytyczny. Mała dawka zomirenu daje mi kopa to i kuracja seronilem może też da. Może jeszcze przeleję mój post z innego wątku by prawie wszystko o mnie (prawie bo i o uzależnieniu od gier pisałem) było tutaj: Tak się zastanawiam nad jedną z moich dolegliwości. Od paru lat nieustannie piszczy mi w uszach. jak zaczynam analizować relacje czasowe to nie tak długo po tym jak ten dźwięk zaczął mi dokuczać miałem największe apogeum depresji. Na początku pisk mi bardzo przeszkadzał, badałem się, brałem leki ale nic nie pomogło. ZCW po prostu trzeba z tym żyć. Teraz pisk jest częścią mnie i mi praktycznie nie przeszkadza ( choć chciałbym kiedyś usłyszeć jeszcze ciszę) No i teraz pytanie czy pisk nasilił moją deprechę czy to właśnie pisk jest jednym z jej symptomów - ale jak do tej pory z takim objawem się nigdzie nie zetknąłem. No i druga sprawa, jak tak czytam o depresji to się zastanawiam, czy nie dopadła mnie już wcześniej niż sądziłem. OD późnych klas w podstawówce miałem problemy z zapamiętywaniem a moje dobre oceny wynikały głównie z "inteligencji" i dobrze opracowywanych ściąg. Dodam, że dzieciństwo miałem niełatwe bo olbrzymi konflikt rodziców. Pamiętam jak kiedyś podsłuchałem rozmowę matki z koleżanka ( miałem może z 10-11 lat), że ja się wcale nie przejmuję tą sytuacją. No i faktycznie na zewnątrz nie okazywałem uczuć natomiast w środku bolało i to bardzo. Podobnie było w średniej szkole, gdzie jako trochę inny byłem szykanowany. Już wtedy wolałem kompa od ludzi a każdy śmiech w moim pobliżu odbierałem jako śmiech ze mnie. Dlatego z dziewczynami moje kontakty zaczęły się bardzo późno i to bardziej ja zostałem poderwany niż to był mój udział. Oh jak źle wybrała ta biedna dziewczyna No i i spawa mojej gruboskórności w małżeństwie. Żona doszła do wniosku, że aby do mnie dotrzeć trzeba mnie zranić bo inaczej nic do mnie nie dociera. Docierało wszystko ale było zbierane wewnątrz, taką ceche w sobie niestety wyrobiłem przez lata. Z okazywaniem uczuć było niestety podobnie
  6. stracony

    Depresja objawy

    Tak się zastanawiam nad jedną z moich dolegliwości. Od paru lat nieustannie piszczy mi w uszach. jak zaczynam analizować relacje czasowe to nie tak długo po tym jak ten dźwięk zaczął mi dokuczać miałem największe apogeum depresji. Na początku pisk mi bardzo przeszkadzał, badałem się, brałem leki ale nic nie pomogło. ZCW po prostu trzeba z tym żyć. Teraz pisk jest częścią mnie i mi praktycznie nie przeszkadza ( choć chciałbym kiedyś usłyszeć jeszcze ciszę) No i teraz pytanie czy pisk nasilił moją deprechę czy to właśnie pisk jest jednym z jej symptomów - ale jak do tej pory z takim objawem się nigdzie nie zetknąłem. No i druga sprawa, jak tak czytam o depresji to się zastanawiam, czy nie dopadła mnie już wcześniej niż sądziłem. OD późnych klas w podstawówce miałem problemy z zapamiętywaniem a moje dobre oceny wynikały głównie z "inteligencji" i dobrze opracowywanych ściąg. Dodam, że dzieciństwo miałem niełatwe bo olbrzymi konflikt rodziców. Pamiętam jak kiedyś podsłuchałem rozmowę matki z koleżanka ( miałem może z 10-11 lat), że ja się wcale nie przejmuję tą sytuacją. No i faktycznie na zewnątrz nie okazywałem uczuć natomiast w środku bolało i to bardzo. Podobnie było w średniej szkole, gdzie jako trochę inny byłem szykanowany. Już wtedy wolałem kompa od ludzi a każdy śmiech w moim pobliżu odbierałem jako śmiech ze mnie. Dlatego z dziewczynami moje kontakty zaczęły się bardzo późno i to bardziej ja zostałem poderwany niż to był mój udział. Oh jak źle wybrała ta biedna dziewczyna
  7. Hmm, dobry temat dla mnie. Przez moje granie pośrednio rozpadło się moje małżeństwo. Zawsze lubiłem grać w gry strategiczne a w momencie kiedy można było w nie zagrać z paroma innymi graczami to było coś co mi bardzo pasowało. Potrafiłem dziennie przesiedzieć nad grą po powrocie z pracy i 3-6 godzin a w weekendy więcej, a resztę czasu wypełnić surfowaniem po necie czy oglądaniem filmów. Aby żona się nie nudziła też sprawiłem jej kompa.. Poszła trochę w inną stronę- chaty, pogaduszki. Jakoś nie pomyślałem, że moje poroże staje się coraz większe. Cóż, moja wina bo zaniedbywałem i ją i dziecko. Pytanie tylko dlaczego taki byłem? Gra to był mój odskok od rzeczywistość, od depresji która mnie dławiła. Jak grałem była tylko rozgrywka, życie realne nie bolało. Żona w realu potrafiła dopiec i zgnębić więc była ucieczka do gry co potęgowało oczywiście jeszcze większe konflikty. Piszę pośrednio bo bezpośrednio przyczyną rozpadu była moja choroba a gra, komputer to był mój sposób na jej wytłumienie. Tak to sobie to teraz przynajmniej tłumaczę. No i przez cały ten czas, parę lat była ta sama prosta gra, chyba głównie przez to, że nie miałem sił i ochoty by poznać zasady innej, bo nauczenie się jej reguł było ponad moje siły. Teraz zresztą, gdy jestem już sam też dalej tylko w nią gram choć paradoksalnie mniej niż dawniej. Momentami oderwanie się od rzeczywistość podczas gry jest już dla mnie za małe, przykra proza samotnej rzeczywistości przebija się przez tą "ochronę". Długo zajęło mi dojście do tych prostych wniosków. Postanowiłem powalczyć z chorobą chociaż dla rodziny to już za późno. Byłem słabym człowiekiem i żona to wykorzystywała, tyko zastanawiam się czy była taką od zawsze czy też zmieniła się na gorsze pod moim wpływem?
  8. No ja właśnie z tą listą byłem u psychiatry. Bez niej to bym niewiele wydukał bo w stresie potrafię zapomnieć najprostsze rzeczy. Plus jeszcze miałem napisane co o sobie myślę a na prawdę nie są to przyjemne określenia. Przeczytała dość szybko, coś tam zapytała i przepisała Seronil. No i właśnie się do do niego "modlę" już 2 tydzień. Dziś rano wstałem w okrutnej formie plus jeszcze lekkie przeziębienie. Złamałem się i zażyłem ćwiartkę zomirenu. Pomogło, czuję się świetnie ale wiem, że to tylko doraźny środek.
  9. Wiesz Wiolu, jestem z tego gatunku ludzi co do zagadnień voo-doo podchodzą bardzo sceptycznie, nawet tych "najwyższego" szczebla. Nawet co niektórym zazdroszczę, że przyjmują dużo na wiarę bo im jest po prostu prościej a ja w kościele się zastanawiam "co ja tu robię? ". Tak samo nie wierzę w moc rozmów z psychologiem do czego zresztą psychiatra mnie namawiał... bo to dla mnie jest bez sensu. Leczenie przerwałem, bo przeszły te najgorsze symptomy i mam nadzieję, że nie wrócą bo wtedy czułem się znacznie gorzej niż teraz.
  10. Witam. To mój pierwszy post na tym forum. Temat może pokrętny bo co by nie mówić depresja to choroba psychiczna, lecz chyba z tych mniej niebezpiecznych dla otoczenia. Wydaj mi się, że depresję mam od bardzo dawna. Pierwszy raz bylem z nią u psychiatry jakieś 15 lat temu. Niezgrabnie mu wytłumaczyłem z czym przyszedłem, że nie widzę sensu życia i źle się czuję a on mnie zbył i wysłał do psychologa. Po paru "seansach" u psychologa dałem spokój bo jaki ma sens przekonywanie kogoś, że życie nie ma sensu. Potem jakiś czas było mi chyba lepiej i mój następny raz miał miejsce 5 lat temu. Różnica była taka, że do czynników powyższych dołączyła kompletna niemoc i lęki przed załatwieniem jakiejkolwiek sprawy. Dostałem cital i zażywałem go kilka miesięcy. Trochę mnie "puściło" Teraz stojąc na rozdrożu mojego życia i przed kolejnym jego punktem czyli rozwodem znów zacząłem zastanawiać się nad sobą. Doszedłem do wniosku, że dużym czynnikiem rozpadu małżeństwa była właśnie moja depresja, momentami jedynie podleczona ale nigdy nie wyleczona. Zebrałem chyba wszystko to co mnie trapi w postaci listy i wybrałem się znów psychiatry oto moja lista "grzechów": - Mam słabą pamięć, zapominam tym więcej im jestem bardziej zdenerwowany - Uczucie zmęczenia, brak energii, wiecznej senności, czasami "pływania" jak po alkoholu ( często ból mięśni i stawów) - Szybko męczą mnie nawet łatwe czynności - Przygnębienie i apatia. - Złe samopoczucie po wysiłku fizycznym – zawroty głowy, senność, czasem lekkie nudności - Uczucie smutku, załamania. - Nie mogę sam ze sobą wytrzymać, nienawidzę się. - Chcę umrzeć i mieć w końcu spokój i odpocząć - Wrażenie, że moje uczucia są nieprawdziwe i tak naprawdę nikogo nigdy nie kochałem i nie kocham - Niechęć do jakiegokolwiek działania, ciągłe odkładanie czynności - Usypiając bardzo chciałbym się już nie obudzić - Zycie tak bardzo mnie boli - Nie potrafię od zawsze patrzyć ludziom prosto w oczy ( lęk) - Zmarnowałem życie żonie, dziecku - Czasami lęk, że będę miał tyle zajęć w pracy, że nie dam rady lub lęk, że nie będę miał w pracy co robić - Lęk, że zawiodę córkę, że mam z nią słaby kontakt, że mnie przestanie kochać - Małomówność, brak umiejętności rozmowy " o niczym", taka czarna dziura jakbym był kompletnym bezmózgowcem - Brak umiejętności nawiązywania znajomości, wstydzę się innych ludzi - Chciałbym być kimś innym - Mimowolnie zachowuję się i mówię rzeczy, których się wstydzę - tak jakby "coś" robiło to za mnie - Brak swobodnego wysławiania się, problemy komunikacyjne, - Na niczym się nie znam, do niczego się nie nadaję, nic nie potrafię zrobić dobrze - Lęk przed stratą pracy ale połączony z pewnością zakończenia wtedy wszystkich moich problemów - Byłoby lepiej dla wszystkich gdybym nigdy nie istniał - Czasami nerwowe kołatanie serca - Często brak ochoty nawet na to co lubię robić, brak ochoty na wszystko, walka z sobą by wstać z łóżka, by coś robić - Czasami małe i błahe sprawy czy problemy są przeszkodami nie do pokonania - Niska temp ciała i często niskie ciśnienie - Sen bez snów - W małżeństwie nie byłem szczęśliwy, sądziłem, że nie czeka mnie już nic dobrego, po jego rozpadzie jest jeszcze gorzej - Jestem raczej typem samotnika ale, choć rzadko, brakuje mi towarzystwa - Wszystkie decyzje jakie podjąłem w życiu były błędem - Mam poważne problemy skupić się nad czymś czy coś zapamiętać - Dobre wspomnienia szybko się zacierają, bardziej pamiętam te złe ale ogólnie mam bardzo słabą pamięć - Momentami mam uczucie, że moje "ja" rozpada się na kawałki - w zeszłym roku ( w czasie nasilenia konfliktu z żoną) miałem parę dni takich, że siedziałem i samo poruszenie się czy wstanie było przeogromnym wysiłkiem różnice: - Czuję się trochę lepiej popołudniami i wieczorami - Czasami po alkoholu czuję się bardziej trzeźwy niż na trzeźwo - Miałem rzadkie okresy, chyba głównie po większym przepiciu kiedy czułem się przez parę dni dużo lepiej - prze nadchodzącej chorobie ( np przeziębieniu) czuję więcej energii np zaczynam sprzątać bo zaczyna przeszkadzać mi bałagan Zanim wybrałem się do psychiatry od lekarza ogólnego dostałem zomiren 0,5 ale po przeczytaniu o jego działaniu zażywałem połowę tej dawki. Czułem wyraźną poprawę po nim ale niestety i skutki uboczne w postaci "tłuczącego" się serca jak nie przyjąłem następnej dawki a wcześniej miałem z tym problem naprawdę sporadycznie bo lęki czy nerwowość są moim mniejszym zmartwieniem. Przede mną leży pudełko Seronilu 20mg, który kupiłem jakiś czas temu i nie mam odwagi zacząć brać. Niepokoją mnie skutki uboczne oraz to, że nie można przy nim pić alkoholu. Nie piję często, ale napicie się sprawia mi pewną przyjemność i często czuję się wtedy lepiej. Poza tym moje stosunki towarzyskie gwałtownie się zmniejszył od momentu jak jestem sam a bez imprez typowo alkoholowych zredukują się do minimum. Niemniej chyba jednak zacznę łkać, najwyżej trochę ograniczę ilość alkoholu ale z początkiem wstrzymam się do okresu urlopowego by jakoś przecierpieć w samotność skutki uboczne. Co o tym wszystkim, o mnie sądzicie. Bijcie jak trzeba
×