Skocz do zawartości
Nerwica.com

stracony

Użytkownik
  • Postów

    393
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez stracony

  1. 25 dzień, mam wrażenie, że lek przestaje działać. Jeszcze nie czuję się tak źle jak przed zażywaniem, ale wyraźnie mam mniej powera, bywam senny w dzień a najgorsze to, że sen mnie zaczyna ścinać już koło 21. Zaczynają wracać też "dreszcze" taki błysk nerwowy z negatywnym ładunkiem do samego siebie. Na razie rzadko, ale niestety się pojawia. Występuje u mnie też wyraźne osłabienie aktywności seksualnej i potrzeb z tym związanych. Nie jest to problem bo nie mam partnerki ale zauważyłem po ejakulacji dość nieprzyjemne odczucie w głowie, jak ucisk czy może wata w głowie plus następnego dnia czuję się gorzej. Przed zażywaniem seronilu czegoś takiego nie doświadczałem. Czy lek przestaje działać a może już mam za słabą dawkę, a może to okres przejściowy?
  2. czytając Wasze smutne historie zastanawiam się nad sobą. Od kiedy zaczyna się uzależnienie a kiedy jest to tylko środek na zapewnienie sobie przyjemności czy zabicie nudy? Czy jeśli gram bo lubię i wcale nie mam przymusu grania to jest uzależnienie czy tylko sposób na spędzenie czasu? Mogę aktywnie spędzać czas, wychodzić z domu, wyjeżdżać na wakacje i wtedy cieszyć się, że oddaliłem się od elektroniki, że spędzam zupełnie inaczej dni. Pomimo spędzonych przed komputerem lat chyba jednak nie jestem uzależniony. Lubię grać, przeglądać strony czy oglądać filmy ale nie jest to dla mnie przymusem. Oczywiście gdybym został w jednej chwili tego pozbawiony tęskniłbym do tego ale to przecież jest część życia, przyzwyczajenie,hobby. Dla jednych jest to komputer, dla innych tv czy czytanie książek ( zresztą dawno temu czytałem bardzo dużo) a dla jeszcze innych łowienie ryb, sport czy dłubanie w ogródku.
  3. http://portalwiedzy.onet.pl/4868,16925,1623143,1,czasopisma.html Dość ciekawie to wygląda ale nie zagłębiałem bardziej tego tematu. Ciekawe czy kolejne oszustwo czy też faktycznie może pomagać np na depresję.
  4. Trochę lepiej. Nawet ciężkie rozmowy z ex nie były aż taką dużą traumą. Ex składa pozew o rozwód. Mam świadomość, że godząc się na "bezbolesny" rozwód w mojej sytuacji finansowej i jej chorobie prawdopodobnie wyjdę na tym źle, ale na walkę z tą kobietą nie mam po prostu sił, bo swoją perfidią zamieni moje życie w jeszcze większy koszmar. Potrafi to znakomicie.
  5. U mnie depresja miała ogromny wpływ na rozpad związku, przez moje zachowanie ex szukała pocieszenia u innych. Teoretycznie mógłbym udowadniać, że wtedy jak zaczęła mnie zdradzać byłem już chory. Wiedziała, że byłem u psychiatry a potem dość długo zażywałem antydepresanta. W jakiś sposób może to by zmniejszyło moją winę i mógłbym uzyskać całkowicie jej winę. No ale mam niechęć do takiego postępowania bo nie chcę wyjść przed wszystkimi na chorego psychicznie. Mam dobrą pracę a kto wie jakby było, gdyby kierownictwo się dowiedziało. Poza tym mogłyby ucierpieć moje kontakty z dzieckiem, w końcu jak dawać dziecko ojcu świrowi. No i czy będąc chorym (nie wiedząc o tym i nie lecząc się) to że się ożeniłem może mieć wpływ na całokształt pożycia i być argumentem na moja niekorzyść podczas rozwodu. Spekulacje czysto teoretyczne bo zamierzam, mimo tego że czuję się skrzywdzony i dodatkowo poniosę większe koszty alimentów ( na żonę też, niedostatek) rozejść się bez orzekania o winie. Nie mam siły rozwodzić się latami, najwyżej jeśli skończy się to wszystko dla mnie bardzo niekorzystnie to zawsze mam wyjście awaryjne.
  6. Trzeba do tego mieć odpowiedni charakter albo może mieć charakter w ogóle. Nie popieram, wręcz mam awersję do takiego zachowania i sam nie potrafię mścić się czy nienawidzić kogoś (poza sobą). Wydaje mi się jednak, że zemsta dodaje animuszu i jest znakomitym mechanizmem napędowym. Jednak jakim jesteśmy wtedy człowiekiem, takim samym lub nawet gorszym niż ten od kogo zaznaliśmy krzywdy.
  7. 17 dni na seronilu. Było znośnie, nawet z poprawą ale dzisiaj czuję się fatalnie - tak jak czasami przed rozpoczęciem leczenia. Źle spałem w nocy i cały dzień chodziłem koszmarnie przymulony, śpiący i bez energii. Dodatkowo wczoraj pierwszy raz wszedłem w zaburzenia osobowości i niestety to co czuję można częściowo zamknąć w słowach derealizacja i depersonifikacja. O fobiach nie miałem odwagi poczytać ale bez tego wiem, że mam fobię społeczną o średnim nasileniu. Niepotrzebnie się łudzę, że będę czuł się jeszcze kiedyś normalnie. Robię sobie nadzieję, po co ? Mam nadzieję, że wystarczy mi sił gdy nadejdzie czas na wyjście i ostatecznie nie będzie nic.
  8. stracony

    Leki antydepresyjne

    Seronil nie wszystkim pomaga od razu, często na początku jest gorzej ale stopniowo zaczyna działać. Ja pozytywne skutki czuję już od pierwszego tygodnia zażywania ale nie jest to coś wielkiego- zawsze jednak jakaś poprawa. No i chcę iść na psychoterapię jeśli się do tego nadaję.
  9. Głównie rzez chorobę rozpadło się moje małżeństwo. Nie wiedziałem, że jestem chory chociaż sygnały były wyraźne. Ex skupiona nad swoimi dolegliwościami bagatelizowała moje. Miała serdecznie dość tego jak mówiłem, że źle się czuję i nie przyszło jej do głowy, że ze mną coś jest nie tak. Nawet sygnał ostrzegawczy, czyli nasilenie depresji i wizyta u psychiatry nic nie wniosły. Prawdopodobnie dla niej to były moje wymysły. Sam tkwiłem w beznadziejności, żonie nic nie mówiłem i tylko zastanawiałem się w jaki sposób skończyć z sobą by coś z tego miały, by finanse przez chociaż krótki czas nie były problemem.
  10. jest podobny wątek w dziale off topic. Oj tak, móc cofnąć czas
  11. 13 dzień. Dziwne widzenie przeszło gdzieś po 7-8 dniach, lub się do niego przyzwyczaiłem. Niestety zaczyna mi się "przebijać" stara niechęć do siebie oraz beznadziejność mojej sytuacji, no ale na razie jeszcze nie tak jak przed rozpoczęciem brania leku. Mam też ból gardła, ale jakoś nie przeszkadza, gdyby to zmieniło mój głos (np z chrypką) byłoby idealnie. No i najlepsze, bez odchudzania się zacząłem trochę chudnąć, oby tak dalej - ogólnie mniejsze łaknienie na "dobre rzeczy"
  12. Pewnie, że mam siłę, może nawet więcej niż przeciętny człowiek bo przeżyłem przecież ciężkich kilkanaście lat sądząc, że tak ma być, że tak mają wszyscy. Naprawdę gubię się gdzie jest moje prawdziwe "ja" a gdzie wpływ ma choroba. Nawet nie jestem już pewny czy jestem chory, może sobie to wkręcam by usprawiedliwić swoją beznadziejność? Teraz gdy zapaliła się rezerwa i zacząłem jechać na resztkach zaczynam leczenie farmakologiczne a jak się "zakwalifikuję", cokolwiek to znaczy, na psychoterapię to i tego spróbuję
  13. Powiedzcie kiedy do Was dotarła świadomość, że cierpicie na dystymię? Swoim działaniem bestia potrafi człowieka opanować i w przeciwieństwie do depresji tenże człowiek potrafi funkcjonować dalej ale zamiast biec wlecze się z przykutą kulą u nogi. Np ja poza chyba 3 epizodami jakby to nazwać ataków depresji, kiedy zaczynałem naprawdę nie wyrabiać, to resztę czasu funkcjonowałem i funkcjonuję z pozoru całkiem normalnie. Skarżyłem się lekarzom ogólnym, że nie mam energii i jestem zmęczony ale to nic nie pociągało za sobą ( poza dobrymi radami, że trzeba się więcej ruszać lub zrzucić parę kg). Kiedy chemia w głowie mi się zmieniła nie jestem w stanie określić, może to nawet już było w szkole średniej czyli ponad 20 lat temu plus jak to teraz oceniam doszła średnia fobia społeczna, nie na tyle duża by całkowicie paraliżować ale wystarczająca by utrudniać życie.
  14. Jestem sam w 4 ścianach. Właśnie dopadają mnie dobre okruchy dawnego życia, skręca mnie ogrom swojej głupoty, bezsilności. Spieprzyłem życie kobiecie i dziecku, swoim oddaleniem, niezaangażowaniem, brakiem okazywania uczuć czy zainteresowania. To co przebijało się przez moją skorupę było niewystarczające. W końcu zdradzała i nie czuje się z tego powodu winna. Wg niej to moja wina, że zdradzała. Czarne jest białe, białe jest czarne. Nie ma w tym sensu, tak jak i w moim życiu. Szkoda, że nie zakręciła mną bardziej jak byłem w totalnym dole. Nie pisałbym teraz tych bzdur.
  15. Od początku sierpnia łykam seronil. Pierwszy tydzień to zobojętnienie dla samego siebie, mniej negatywnych emocji ale w tym tygodniu zaczyna się powolutku powrót starego myślenia i np irracjonalne pomysły by się przestać leczyć bo w momencie kryzysu ostatecznego nie będę zdolny się zabić.
  16. 6 dzień, dawka 20mg. Mam lekko zmienione widzenie, porównać to mogę do mojego widzenia po wypiciu 1 piwa, takie lekkie opóźnienie, "szmer", może leciutkie oszołomienie. Na plus mogę powiedzieć, że w końcu nie jestem wiecznie śpiący, jedna noc praktycznie zarwana bo nie mogłem zasnąć ale to na szczęście jak do tej pory tylko raz. Trochę większa motywacja do robienia czegokolwiek, wieczorem nie plącze mi się myśl by się rano nie obudzić, a rano wstaję w miarę zrelaksowany. Stępiała niechęć do samego siebie, jestem sobie bardziej obojętny. Większość plusów to pewnie wpływ mojej psychiki i nastawienia niż faktyczne działanie leku. Mam wrażenie, że szwankuje mi bardziej pamięć krótkotrwała, ale że z tym zawsze miałem problemy, typu gdzie położyłem kluczyki minutę temu, więc to na razie tylko wrażenie. [Dodane po edycji:] Wieczorem powolutku wypiłem piwo a potem dwa słabiutkie drinki. Bez żadnego efektu, no ale trzeba zachowywać umiar.
  17. Nie wiem jak długo choruję, u mnie nie była to nagła zmiana. Pierwszy wyraźny znak miałem 16 lat temu, wizyta u psychiatry, potem parę razy psycholog i odpuściłem bez leczenia a objawy same się zmniejszyły lub się do nich przyzwyczaiłem. Powodów może być mnóstwo, dzieciństwo w skonfliktowanej rodzinie, upokarzania z powodu inności w szkole średniej, brak śmiałości do dziewczyn potem paromiesięczny brak pracy, koszmarna próba studiowania ( tu już chyba skutki depresji). Potem małżeństwo z "rozsądku", konflikty żony z moją matką, żony ze mną, moje z matką, w końcu separacje, powroty, odejścia, granie dzieckiem a w przyszłości rozwód. Na szczęście dobra praca ale od lat na niepewnym gruncie z momentami dużej niepewności ( nie zależne odemnie) z której utrzymuję siebie oraz mieszkające osobno u teściowej żonę z dzieckiem. Prawie ex schorowana od zawsze, bez własnych dochodów i z całkowitą niezdolnością do pracy za to z ogromnym ego i poczuciem własnej wartości oraz od lat całkowitym brakiem szacunku do mnie. Cyba cud, że jeszcze żyję
  18. Nie rozumiem dlaczego poprzez leczenie masz stracić pracę ? Najwyżej idź prywatnie. jeśli leczenie nic nie pomoże to zawsze jest w zapasie to ostateczne wyjście. Prawdopodobnie masz depresję lub coś pochodnego a w tym stanie jest ciężko żyć.
  19. Dzięki za porady . Powiedziałem matce prawie o wszystkim, bez szczegółów ale powiedziałem. Nie wiem jak będzie dalej ale mam wrażenie, że trochę odpuściła a i ja staram się coś produktywnego robić.
  20. Facet, ja doskonale znam to uczucie. To że w razie najgorszego mogę zakończyć swój byt było moją ostatnią deską ratunku, której trzymałem się i nie traktowałem tego jako coś złego tylko jak wybawienie - pocieszało mnie, że mam taką opcję. Teraz jest ledwo początek mojego leczenia, dopiero zacząłem łykać prochy a już czuję pewną poprawę. Nie "modlę się" wieczorem aby rano już nie wstać, a rano nie budzę się już ze świadomością o k...a znowu nowy dzień. Nawet nienawiść do siebie mi stępiała, jak próbuje się zwyzywać jak dawniej to jest to jakieś takie bez wyrazu. Pewnie się nakręciłem i lek działa na mnie dodatkowo wzmocniony siłą tego, że chciałem jakiejś poprawy. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że teraz boję się, że jeśli nadejdzie ta chwila, kiedy będę w sytuacji krytycznej, a z tego co piszesz to Ty masz o niebo lepszą sytuację odemnie, to nie będę potrafił już TEGO zrobić. Nawet nie będę zdolny się zabić. ps. Zacznij się leczyć, laskę sobie znajdziesz inną, przecież masz już w tym doświadczenie, pracę masz dobrą to i masz zadatki na jeszcze normalne życie. powodzenia :)
  21. Mam dylemat, czy powiedzieć matce, że leczę się psychiatrycznie i zażywam leki czy też zachować to dla siebie. Dla matki jestem czystym przykładem nieroba, któremu się nie chce palcem przełożyć a jak już to po nieraz ciężkich bojach. Chyba nie podejrzewa, lub nie dopuszcza do siebie myśli że coś ze mną nie jest tak. Potrafi marudzić o najdrobniejszą sprawę, zamęczać mnie swoim zdaniem i chociaż już powinna wiedzieć, że tym nie odniesie skutku to i tak to robi. Jako,że jest już wiekowa nie jest w stanie się zmienić, chyba że na gorsze bo to zawsze jestem sobie w stanie wyobrazić. Może zresztą jak się dowie to przestanie mi docinać w prawie każdym aspekcie życia. Boję się jednak nadopiekuńczości, już i tak mam np. problemy z głupim jedzeniem bo tylko jedzenie tak jak ona jest właściwe, a że do szczupłych nie należę i często stosuję różne diety to możecie się domyśleć jak jest. Do mojego siedzenia przed kompem też się potrafi dowalić a nie mam 10,20 czy nawet 30 lat tylko znacznie więcej. Nasze życie wygląda w ten sposób, że wzajemnie się wykańczamy bo na wtrącanie się matki potrafię często się dość ostro odgryźć. Może przeczekać jeszcze parę miesięcy, aż lekarstwo mam nadzieję zacznie działać i wtedy będę mógł sam z siebie, bez walk wykonywać rzeczy które do mnie jak najbardziej należą. Tak, wiem co poradzicie, mogłem się wyprowadzić już parę lat temu, wtedy jak miałem jeszcze rodzinę ale nie miałem wtedy wystarczająco dużo sił by tak zrobić, ba - nawet jakoś nie dopuszczałem do siebie takiej myśli. Wyprowadzać się gdzieś, urządzać na nowo, zmieniać otoczenie, to było dla mnie nie do przejścia jak nawet mały remont w moim domu był dla mnie gehenną. No i nie chodziło tu o rozstanie z moją matkę, bo z nią niestety nie łączyło mnie od kiedy pamiętam jakieś większe uczucie, za duże piekiełko przeszedłem w dzieciństwie w rozpadającej się rodzinie a, że w końcu zafundowałem dokładnie to samo mojemu dziecku to jakaś tragedia. Teraz gdybym miał taką możliwość to chętnie bym się wyprowadził, ale do tego muszę być zdrowy by żyć samodzielnie bo zwykłe prozaiczne sprawy jak pranie, gotowanie, prasowanie są dla mnie koszmarem. Zresztą dom jest częściowo mój a dodatkowo płacąc alimenty jestem zarżnięty finansowo. No i zostawiać w domu samotną staruszkę? Jak ktoś śledził moją pisaninę na tym forum może teraz zrozumie dlaczego bałem się zacząć zażywania leków, bo śmierć przy tym wszystkim wydaje mi się najprostszym rozwiązaniem. Jeżeli się wyleczę i stanę pod murem ( np stracę pracę) będę w sytuacji absolutnie bez wyjścia. No ale zobaczę, teraz chcę żyć głównie dla dziecka ale póki co kontakt z nim z powodu separacji jest coraz płytszy.
  22. No i czy Ty jesteś w stanie się zmienić ?
  23. No i zasadnicza sprawa, nie szukajcie partnera(ki) na siłę bo może się to skończyć jeszcze większym dramatem. Jestem tego chodzącym przykładem. Poznałem dziewczynę, ona była mną zainteresowana, ja nią nie i pewnie by się to tak skończyło gdyby nie przyjaciółka, która zadała mi pytanie , czego a raczej kogo oczekuję w życiu. Wznowiłem znajomość, tym razem już na poważnie. Mieliśmy totalnie różne charaktery, upodobania a jedyne co mieliśmy wspólnego to upór. Z czasem jednak ją pokochałem, przynajmniej tak mi się obecnie wydaje bo czym jest miłość dla dystymika, który ze wszystkich ludzi na ziemi najbardziej nienawidzi siebie ? Był ślub i życie razem - nieporozumienia, "rozmowy" głównie podczas kłótni, totalne niedopasowanie do siebie. Do czasu łączył nas głównie seks ale jak długo i ile razy można się godzić poprzez łóżko? Potem była próba ratowania związku - dziecko. Chcieliśmy w sumie razem, ja trochę mniej spontanicznie ale byłem na tak. Dziecko nas nie połączyło, w dodatku jak jeszcze było małe żona zaczęła sobie szukać rozrywek na boku a mnie totalnie olewać. Wg niej nie zasługiwałem na szacunek, byłem dla niej kretynem. No i miała rację. Teraz jesteśmy już w długotrwałej separacji i wszystko zmierza do rozwodu. W ten właśnie sposób skrzywdziłem sobą dwie osoby i na chwilę obecną nie mam zamiaru skrzywdzić nikogo więcej. Nie oznacza to, że nie chcę poznać innej kobiety, może w końcu prawdziwej miłości mojego życia. Pragnę tego, ale rozsądek nakazuje bym dalej podążał już samotnie. Może leczenie mnie zmieni a może za dużo od niego oczekuję, ale chcę już być normalny lub nie być wcale .
  24. Choroba chorobą ale nie można na nią zrzucać całości winy. Można się starać, choć może to nie wychodzić, ale choć próbować coś dawać z siebie. Z tego co piszesz on nawet się nie stara. Przed znajomymi gra normalnego natomiast, ponieważ Ty wiesz, że on jest chory przy tobie niestety nie wykazuje potrzeby mobilizacji. Odejdź, może zrozumie, że robił źle. Jeśli się to źle skończy to będzie jego decyzja, bo zawsze ma w wyborze Ciebie.
  25. 3 dni do d-day. Boję się brać te prochy ale tak już nie dam rady żyć. Wczoraj mnie skręcało i zionołem nienawiścią do siebie. Po zomirenie dziś jest całkiem dobrze, ale w nocy miałem chyba właśnie po nim jakieś odrealnione jazdy. Dzisiaj piję ale lekko, jutro mam zamiar nawalić się porządniej bo na jakiś czas trzeba będzie alko powiedzieć
×