Nie będe się rozpisywać,bo gdybym to zrobił wyszedłby pewnie referat na kilka stron.Odkąd pamiętam byłem smutny/nieszczęśliwy.Nie wiem dlaczego-byc może to efekt kiepskiego dzieciństwa?Chyba tak,w końcu to ono nas kształtuje na całe życie.W każdym razie powód nie jest ważny.Zawsze miałem kiepski kontakt z rówieśnikami wynikający z tego,że byłem od nich dojrzalszy emocjonalnie i nie bawiły mnie ich żarty,zachowania itp.Nie chwalę się tym,po prostu mówie jak było/jest.Zresztą generalnie nie przepadam za ludźmi...Jestem wrażliwy(bardzo wrażliwy),mimo że generalnie ludzi staram się unikać i im nie ufam, to sprawia mi radośc jak mogę komuś pomóc(wiem,że to sprzeczność,ale nic na to nie poradzę).Mam kilku znajomych i oni mi wystarczają,przynajmniej mogę im w minimalnym stopniu zaufać.
Nie lubię siebie i widzę w sobie znacznie więcej wad niż zalet.Wiem,że to nieobiektywne i znam swoje zalety np.jestem ciepły,potrafię zrobić dosłownie wszystko dla osoby na której mi zależy,nie potrafię ranić ludzi,świetnie potrafię rozwiązywac cudze problemy...Jestem wysportowany i (podobno,ja tak nie uważam)przystojny,ale nie mam poczucia humoru.Oczywiście potrafię coś śmiesznego powiedziec,każdy to potrafi.Ale poczucia humoru nie mam.I mimo,że mógłbym miec naprawdę sporo dziewczyn do tzw."zaliczenia" to nigdy nawet dziewczyny nie miałem-coś takiego mnie nie interesuje po prostu.Jak niektórzy użytkownicy potrafię ludzi "rozgryzać".W zasadzie to ich analizuje jak mały komputerek cały czas nawet jak np.jestem w sklepie i ludzi których znam dłuższy czas znam na wylot.Po prostu nie są w stanie mnie zaskoczyć mimo,że myślą,że to robią.Tak,to w potrafię najlepiej-analizować,"czytać" ludzi i ich zachowania.
W swoim życiu kocham robić 3 rzeczy:
1.Słuchać muzyki
2.Oglądać filmy
3.Biegać/grac w koszykówkę.
Mogę je robić dosłownie godzinami non-stop.Kocham je dlatego,że dzięki temu "uciekam" do swojego świata marzeń,albo przynajmniej zapominam o tym świecie.Mam 2-3 marzenia,jednak zdaję sobię sprawę z ich nierealności spełnienia.Wiem,że nigdy nie będę miał ani domu nad oceanem,ani miłości przynajmniej zbliżonej do ideału.Nie będę też dużo zarabiac-nie mam mentalności jaka jest do tego potrzebna.Podziwiam ludzi którzy pracują od 8 do 16 za 2,5 tys w biurze.Dzień w dzień przez kilkanaście lat.Których cieszy to,że raz na rok kupią sobie garnitur hugo bossa.Ja tak nie będę potrafił,ale jestem na to skazany.
Generalnie mam do was pytanie co byście wybrali.Ale naprawdę szczerze.
1.Życ z poczuciem ciągłego niespełnienia i być ciągle smutnym/nieszczęśliwym.
2.Skończyć to raz,a dobrze.
Ja jestem coraz bliżej tego drugiego wariantu,bo to naprawdę chyba nie ma sensu.To nie jest chwilowe załamanie tak jak u większości.U mnie ten proces trwa dosłownie kilkanaście lat.Od małego dziecka...
ps.Psycholog nie pomoże-byłem i po pierwsze nic ciekawego mi nie powiedział po drugie automatycznie zacząłem go analizowac i odpowiadać na pytania tak,żeby mu pasowały do jego ew.diagnozy.