Skocz do zawartości
Nerwica.com

Jedzenie

Znaleziono 4 wyniki

  1. Witajcie, chce opisać swój problem, bo mam wrażenie, ze zaczyna już wymykać się spod kontroli i przechodzi na kolejne sfery mojego życia. Chodzi o jedzenie przy innych osobach, mniej lub bardziej mi znanych. Wydaje mi się, ze zaczęło się to od obiadów, spotkań z wtedy jeszcze „nieteściami”. Na każdym takim spotkaniu nie byłam w stanie zjeść obiadu przy stole, najgorzej oczywiście było z używaniem łyżki, czułam, ze przy każdym zbliżaniu łyżki do ust zaczyna mi się trząść ręka, a kark sztywnieje. Oczywiście doprowadziło to do tego, ze zaczęłam się zadręczać, ze jak ja wyglądam w ich oczach, ze to tak nie wypada przyjść do kogoś i nie jeść, kiedy wszyscy to robią. Znam ich już od 6 lat i ten problem nie mija, może z dwa trzy razy zdarzyło się, ze to „coś” występowało w mniejszym stopniu, tak ze byłam w stanie zjeść drugie danie. I o ile dobrze pamietam w tamtym czasie nie było innych sytuacji, kiedy taki paraliż podczas jedzenia mnie ogarniał. Jednak przez ostatnie miesiące zaczęło to pojawiać się tez w innych sytuacjach, i co mnie najbardziej martwi - w pracy. Nie jestem w stanie zjeść jogurtu, zupy, wszystkiego do czego potrzebna jest łyżka. Próbuje z tym walczyć, tłumaczyć sobie w głowie, ze przecież to tylko jedzenie, nikt na mnie nie patrzy, ale jest ciężko… nie pomaga mi to. Pojawił się tez lek przed podpisywaniem się, ostatnio była taka sytuacja, ze weszłam na spotkanie, które wcześniej zupełnie mnie nie stresowało, zero emocji, ale jak usiadłam przed dwójka ludzi i wiedziałam, ze zaraz będę musiała coś podpisać, to zaczęło robić mi się słabo, gorąco, zaczęłam wiercić się na krześle i mieć natrętne myśli, ze jak za moment dostanę kartkę i długopis, to nie będę w stanie się podpisać. Na szczęście stało się to po około 30 minutach, kiedy zamieniliśmy pare słów, te emocje opadły i byłam w stanie normalnie użyć długopisu. Boje się, ze zaczną dochodzić nowe sytuacje a w konsekwencji tego przestane normalnie funkcjonować. Co robić?
  2. Trudno jest mi określić czy to zajadanie depresji czy może zaburzenia odżywiania. Trzy lata odwiedzin u różnych psychiatrów, ,, eksperymenty" z lekami oraz niezażywanie ich, wizyty u psychologa które nic nie powiedziały a tylko albo się pogrążam albo wypijam ,,naważone piwo". To się zaczęło w liceum. Doszło na obozie wakacyjnym do przykrej sytuacji z płaczem i koniecznością odebrania mnie przez rodzica. Kilka osób nieodpowiedzialnych zraziło mnie do innych. Z osoby oszczędnej i gospodarnej stałem się w ciągu miesiąca e marnotrawną. Wydawanie kasy na słodycze i przekąski, w końcu nakrycie przez rodziców i zamrożenie kieszonkowych. Po maturze automatycznie ,,wolny" od zajadania się. Aż do studiów. Gdy zacząłem mieć trudności z otoczeniem (konflikty z kolegami i koleżankami z ich inspiracji) oraz psychicznie byłem w stanie wegetatywnym to codziennie przekąski, pizze, chipsy, lody do oporu aż pieniądze mi się kończyły. Przytyłem sporo przez co rodzice zaczęli mnie wytykać palcami i wręcz bez zrozumienia ,, zachęcać" do odchudzania. Niby leczyłem się u psychiatrów ale to nic mi nie pomagało. W końcu zmieniłem uczelnię bo skutki tej sytuacji odbijały się na wynikach w nauce. Po powrocie do domu co prawda stan psychiczny się poprawił i odzyskałem utracone poczucie wartości. Na uczelni nowej zacząłem układać relacje przyjacielskie. Jednak obżarstwo zostało do tej pory. Znowu powtarzam schemat z liceum że ukrywam to że jem słodycze i słone przekąski a rodzice odkrywają to zawieszając mi kieszonkowe a w końcu po miesiącu przywracają bo wierzą że tego nie robię. Dla nich najważniejsza jest masa ciała i żebym schudł. Nawet uzależniali od tego środki na ważny dla mnie cel. Ja próbowałem to robić, ale bez skutku. Żaden sport czy powstrzymanie się od jedzenia nie wyszło. Teraz jak nie mogę wychodzić z domu do sklepu po ,, czekoladę lub słone paluszki" z powodu koronawirusa albo nie ma jak ukraść coś ze spiżarni bo jestem pilnowany by też nie jeść kolacji (jem oficjalnie tylko dwa razy dziennie lub trzy) po prostu się nudzę. Najgorzej że jestem praktycznie sam bo nie mam bliskich znajomych lub ci pracują i mają swoje życie i nie odpowiadają na mój kontakt. Z rodzicami już nie rozmawiam bo ten sam schemat: odebranie kieszonkowego, bulwersowanie się a nawet kary. A jeszcze jak pomyślę że ja nie mam jeszcze wyższego wykształcenia przez zmianę uczelni a dopiero zaś rok obrona pracy dyplomowej, nie udało mi się znaleźć pracy dorywczej przez okres od kiedy ,, wróciłem do domu" a przez to brakuje mi środków pieniężnych bo ,,przejadamy i tak koło...". Do tego czasami nie robię rzeczy które mnie interesują typu czytanie książek lub nauka języków obcych. Potrafię spać na łóżku bez celu w dzień. Ale nie odczuwam jednocześnie tego co wcześnie czyli takiej ,, autodestrukcji". Sorry że tak długo ale naprawdę już się boję że to jedzenie mnie niszczy albo coś innego. Również mam dość tego że ani psychiatrzy ani psycholog mi nie pomogli (ten z łaski jednego z członków rodziny był opłacany przez jakiś czas za plecami rodziców, ale chyba mnie porzucił niedawno bo nie mam kontaktu z nim od dwóch miesięcy z propozycją spotkania) a na rodziców liczyć nie mogę.
  3. Witam, 3 miesiące temu odnowiła mi się nerwica po tym jak zaczęłam odstawiać Asertin. Wróciła ze zdwojoną siłą, ataki paniki, niepokój, nudności, brak apetytu. Po miesiącu, gdy stopniowo zaczęłam zwiększać dawkę było lepiej, a od kilku dni znowu gorzej. Zaczęło się, że kilka dni temu pomyślałam, że boję się, że herbata będzie kojarzyć mi się z czymś obrzydliwym. Później pomyślała, że co będzie, jeśli wszystko, co spożywam będzie mi się kojarzyć z czymś obrzydliwym. Nie, jedzenie, ani picie nie kojarzyło mi się obrzydliwie, tylko bałam się, że zacznie mi się tak kojarzyć. Wczoraj cały dzień o tym myślałam i czułam niepokój, więc wieczorem z nerwów zaczęłam czuć nudności. Gdy zaczęły mi się nasilać, dostałam dużego ataku paniki(mam emetofobię, więc boję się wymiotować). Dzisiaj też od samego rana nudności i niepokój. Jak mam sobie poradzić z tymi myślami? Biorę Asertin 100 rano i 50 wieczorem, 2,5 mg Miansecu przed snem i Xanax doraźnie(w zasadzie od paru dni codziennie). Czy można jakoś wygrać z tymi myślami?
  4. Cześć! Zawsze byłam "szczęśliwym " człowiekiem pod względem jedzenia. Jadlam co chciałam i rzadko kiedy cokolwiek mi zaszkodziło. Parę lat temu nabawiłam się emetofobii i od tego czasu się z tym męczę. Do tego po jakimś czasie doszła nerwica lękowe. Moim problemem jest to, że w tym momencie po potrawach czy przyprawach, które jem i używam od zawsze, coś mi jest: a to zgaga, a to boli żołądek, wzdęcia, odbijanie, ból brzucha albo te cholerne nudności. Na przykład po czosnku, kiedyś uwielbiałam sos czosnkowy i dodawać czosnek do potraw. Teraz? Ból brzucha i wieczne odbijanie po nim. Za każdym razem w tej sytuacji odzywa się moja nerwica i chodzę cała podminowana. Czasami jak wiem, że będę się źle czuła po czymś (chociaż nie mam pewności) to zaciska mi się gardło i nawet nie mam jak zjeść. Przepraszam, że zanudzam ale chciałam się wygadać. Myślicie, że ma to podłoże typowo psychiczne czy mam zacząć szukać czegoś od strony organizmu?
×