Skocz do zawartości
Nerwica.com

chloe

Użytkownik
  • Postów

    217
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez chloe

  1. - słusznie, słusznie, bardzo mądre słowa. szkoda tylko, że tak trudno je wcielić w życie a co do wizyty, Rozmarzona, ja 18 lat kończę dopiero 4 dni po wizycie u lekarza, wystarcza im paszport i legitymacja ubezpieczeniowa. Lekarz ma obowiązek zachowania tajemnicy lekarskiej, więc, jak ktoś już wyżej wspomniał - jeśli nie będzie poważnych obaw o Twoje życie, to sprawa zostanie między Tobą a psychologiem.
  2. chloe

    A ja się truję powoli

    inny, tylko to nie jest sposób... przetestowałam, czujesz się jeszcze gorzej i gorzej... zamiast skazywać swoją wątrobę na marskość za jakieś parę lat, poszukaj pomocy... bo to że się nie zabijesz, to może być najlepsza rzecz jaką zrobisz w swoim życiu - daj sobie pomóc, chociażby przez wizytę u specjalisty. co do rodziny - im jest bardzo trudno zrozumieć cokolwiek, dla nich to tylko użalanie się i lenistwo - z naszej perspektywy wygląda to nieco gorzej...
  3. chloe

    Wszystko ok?

    haha, motyw z karnetem faktycznie skutkuje! (ale do czasu)
  4. chloe

    nie lubię świąt!

    Ja nienawidzę spotkań rodzinnych wykraczających poza ludzi, z którymi mieszkam, czuję się po prostu niekomfortowo. Dajmy na to moja babcia, zawsze jak przyjeżdża (na szczęście robi to rzadko) pyta ze złośliwym uśmieszkiem: "a ty masz jakiegoś chłopaka?", mówię że nie, a ona "a jakieś koleżanki masz??" mówię, że owszem xD ona na to: "napraaaawdę?" - tak to wygląda Widzisz, kttq, święta to jest w ogóle trudny czas, bo trzeba spiąć się w sobie, i dokonać rzeczy, na które się po prostu nie ma siły. Sprzątanie, kupowanie prezentów, gotowanie... Ale myślę, że można w tym znaleźć i pozytywy. Konkretny wysiłek fizyczny, którego normalnie byśmy nie podjęli, a do którego jesteśmy zmuszeni, u mnie np. powoduje lepsze samopoczucie i tzw. pozytywne zmęczenie. Więc przygotowania do świąt nie są złe same w sobie. Gorzej z samą kolacją wigilijną. Trzeba być miłym, uśmiechać się, pilnować się, żeby za dużo nie zjeść (te kilogramy, te kalorie! ) itd. Tak szybko reasumując: wiem, że to trudny okres, kttq, ale spróbuj odnaleźć w tym trochę radości... Zwłaszcza, że jak większość ludzi tu, chcesz wyjść ze swoich problemów, a to może być jakaś okazja, na 'uspołecznienie się'. I nie chodzi tu o prezenty, jedzenie, ale jakąś miłość w rodzinie, cokolwiek... Nie wiem, ja to tak postrzegam.
  5. No, nie uwłaczając nikomu, to w 1 gimnazjum człowiek się jeszcze przejmuje takimi rzeczami :) Mnie też każda trójka prawie do płaczu doprowadzała, i całe gimnazjum miałam praktycznie piątki, szóstki, rzadziej czwórki. Tylko co mi z tego przyszło? Tak naprawdę to nie oceny świadczą o człowieku, i nie można dać się zwariować. Ucz się tak, żeby nie zawalić szkoły, żeby dostać się do jakiegoś porządnego LO, ale nie przesadzaj i nie przesiaduj po nocach, bo się będziesz tylko stresować. Wyznacz sobie realny cel, jakąś średnią, do której będziesz dążył i którą jesteś w stanie zdobyć, i już! Zresztą, rodzice i nauczyciele mają tendencje do tego, żeby zamiast mówić "nie wyszło, to trudno, i tak w Ciebie wierzę", mówią "coo?? tylko trója?? co ty sobie wyobrażasz?" xD A ludziom w tym wieku potrzeba zachęty, a nie zdołowania :) No, to się naprodukowałam Bez względu na to, czy ten temat to prowokacja (jak twierdzi shadow_no), czy nie, to takie jest moje zdanie, w sumie sama to poniekąd przeszłam :)
  6. No więc właśnie, kiedyś się o tym naczytałam, zafascynowało mnie to, ale trzeba mieć normalny sen, nie spać całymi dniami, albo nie budzić się w nocy, nie mieć miliona myśli na sekundę i taki spokój wewnętrzny :) dlatego myślę, że może i mnie to wyjdzie, jak się ogarnę sama ze sobą
  7. Ale niektórzy po obudzeniu nawet, jeśli nie patrzą w okno etc., nie zapamiętują swoich snów przez natłok myśli, który nachodzi ich z rana. Ja np. często tracę sny przez zrywanie się z łóżka o 10 minut za późno, bo budzik nie zadzwonił, bo coś, i wtedy sen szlag trafia. A śnią mi się różne ciekawe rzeczy, zdarza mi się mieć sny prekognitywne (i to dot. nieprzyjemnych sytuacji) Najfajniejsze w oneironautyce jest to, że (jak twierdzą oneironauci, ja jeszcze nie umiem) można znaleźć się w dowolnym miejscu, dowolnej sytuacji, można zobaczyć, jak to jest wpaść pod pociąg, uprawiać seks w jakimś totalnie szalonym miejscu (co jest podobno najczęstszym kierunkiem snów oneironautów;) albo najcudowniejsza chyba rzecz - latanie. Raz w życiu śniło mi się, że latam (co prawda na miotle, jako czarownica), ale i tak uczucie było nieziemskie. I podobno każdy, kto ma tylko trochę silnej woli i chęci, może się tego nauczyć :)
  8. Haha, nie myślałam że znajdę na tym forum topic o oneironautyce :) Poszukajcie sobie w necie o Lucid Dreaming i OOBE, to drugie jest dużo trudniejsze, ale jeśli chodzi o LD, to już po kilku dniach ćwiczeń można osiągnąć efekty. Ja w sumie zaczynam, ale jeśli ktoś ma problem z zapamiętaniem snów, to to pomaga. Robienie testów rzeczywistości (Reality Check) pozwala na zorientowanie się we śnie, że się śni, a to bardzo istotne zwłaszcza, jeśli ma się koszmary. Polecam Wam ebooka 'Świadome śnienie' Marka Kopydłowskiego (żadna kryptoreklama;), tam oneironautyka jest opisana w bardzo przystępny i sugestywny sposób. To wciąga
  9. chloe

    Samotność...

    Ja np. wycofuje się z każdej rozpoczętej relacji, zwyczajnie ją zrywam, nie odpisuję na gg, odwołuję spotkania, etc. Z góry zakładam że nic nie wyjdzie oO Zwłaszcza że od długiego długiego czasu nie spotkałam nikogo, z kim bym się czuła naprawdę dobrze. Poza tym, jak ktoś zna opowiadanie Stachury "Pokocham ją siłą woli" wie o czym mówię, "brzydzę się tą grą"... Tak jak mówi MOCca, z jednej strony czasem trudno jest samemu, a z drugiej to bywa szalenie wygodne... Nic nie trzeba tłumaczyć, żadnych zobowiązań, żadnych głębszych uczuć i problemów z tym związanych, a czasem tak strasznie brakuje kogoś, kto po prostu będzie... Fakt, że mam dopiero 18 lat, bla bla bla, ale ludzie w tym wieku potrafią już budować zdrowe relacje. Ja chyba nie Kurde, ale truizmów tu nawaliłam xD
  10. chloe

    Depresja objawy

    Matilde, ja się umówiłam bodajże 8 grudnia, mam wizytę 19 stycznia, to jest NZOZ, no ale refundowane przez NFZ, czyli dosyć długi termin. No ale widać bywa różnie:)
  11. chloe

    Wszystko ok?

    Mam to samo, kiedyś moim życiem była fotografia, siedzenie godzinami w ciemni, harowanie po nocach żeby uzbierać na obiektyw/aparat/whatever... Przejdź się do psychologa/psychiatry. U mnie ta 'niemoc' na szczęście nie odbija się tak bardzo na nauce, bo pod tym względem jestem jak robot - jak muszę, to robię, wymagane minimum rzecz jasna, ale żeby nikt się nie przyczepiał, bo dostaję furii. Ale co do innych rzeczy (odchudzanie się, kompulsywne jedzenie, etc) naprawdę wiem co czujesz. Poszukaj pomocy, i daj znać jak sobie radzisz.
  12. Ka_Po, podobno schizofrenik nie jest świadomy swego 'szaleństwa', więc o tą chorobę chyba nie musisz się martwić... Co do BPD, to już inna sprawa, ale fakt, lepiej się nie wkręcać (chociaż ja tam mam skłonności do hipochondrii, jeśli chodzi o mój stan psychiczny;) )
  13. hej, kiedyś miałam coś podobnego, co prawda nie od mycia rąk, tylko chyba od mrozu, czy od czegoś... byłam u rodzinnego i zapisał mi jakieś maści, jedno się nazywało cutivate chyba, a drugie to nie pamiętam, ale to były jakieś tłuste maści po prostu xD nie wiem, czy na receptę, czy nie, ale najlepiej iść z tym do dermatologa albo nawet internisty, bo może się okazać że to nic poważnego :) mnie plamy zniknęły już po kilku dniach :) i w sumie mogę mylić nazwy leków, ale w każdym razie - coś się da z tym na pewno zrobić
  14. chloe

    witam wszystkich...

    no cóż, mam nadzieję, że trafisz na dobrego lekarza! z tego co czytam, to nie każdy psycholog/psychiatra nadaje się do swojej pracy...
  15. Mam nadzieję że chociaż to, że będę w stanie chociaż podjąć jakiekolwiek działania. Bo na dziś czuję, że zmierzam donikąd. Wszystko sobie snuję gdzieś tam w głowie, ale nie potrafię tego poukładać. Czasem myślę, że fajnie jest być samą i samotną, czasem czuję, że oszaleję, i nigdy nie znajdę kogoś kto po prostu przytuli, że będę mieć luźnych znajomych i żadnych przyjaciół, bo ja tu mieć przyjaciół, skoro wymazuję z życia innych tak o, jednym gestem? Zamykam się w świecie własnych myśli, i gdy to tylko możliwe, nie wychodzę nigdzie, jestem swoim najlepszym towarzystwem... ale co ja tu będę dużo mówić. Jak wynika z Waszych wypowiedzi wszyscy macie tak samo... Z drugiej strony, nadal gdzieś tam myślę, że może lekarz wymyśli coś super, nowego, innego, porozmawia ze mną i nagle cudownie wyprostuje mój charakter i psychikę.... heh. Sama siebie nie zdiagnozuję, ale sama myśl, że to może być to... czuję, jakbym się zapadała w sobie, jakbyś ktoś mi ukradł całą nadzieję, że będę tak po prostu szczęśliwa, zadowolona ze swojego życia, z normalnymi relacjami w ludźmi, zdrowym stosunkiem do siebie samej, że nie będzie tego wszystkiego, tej całej długiej listy rzeczy, których nie robią "normalni" ludzie...
  16. hej, ja też się boję gazu, myślałam że jakaś dziwna jestem. na szczęście u mnie wszystko na prąd, ale i tak często przed zaśnięciem (zwłaszcza kiedyś) miałam w głowie obrazy wybuchów, pożarów, obmyślałam drogi ewakuacji, etc. Jak jestem u kogoś, zwłaszcza na noc, i ktoś ma ogrzewanie na gaz, albo gotuje na kuchence gazowej.... kosmos. jak tylko czuję zapach gazu to zwiewam na zewnątrz pod jakimś głupim pretekstem. albo kąpanie się z głową przy bojlerze, gdzie gaz podgrzewa wodę - podświadomie czekam aż cala kamienica wyleci w powietrze (to zwykle bywa u mojego dziadka). gaz to straszna sprawa, w moim domu będę mieć wszystko na prąd, obiecuję to sobie o.O
  17. właśnie trafiłam na ten temat, przeczytałam kilka pierwszych stron, artykuł na wikipedii... wszystko, co opisujecie i co mówi nam wszechwiedząca wikipedia, to wszystko dokładnie JA... a ja myślałam że to jakieś stany depresyjne... brak uczuć, pustka, pozbywanie się ludzi z życia ot tak, bo mam takie widzimisię, i cała długa lista innych rzeczy, które robimy sobie i ludziom... boże, za 37 dni dopiero mam wizytę u lekarza. jak przetrwać tyle czasu...? może to idiotyczne, ale najbardziej się boję tego, że postawiona diagnoza będzie brzmieć: "nic ci nie jest". nie wiem jak sobie wtedy poradzę z całym tym życiem, bez żadnej pomocy z zewnątrz...
  18. wydaje mi się, że poza rodzicami trzeba pomyśleć jeszcze o świecie, o ludziach, którzy Was otaczają... na pewno jesteście dla wielu osób ważni, więc rozważając tak radykalne decyzje, warto pomyśleć chociaż chwilkę o nich...
  19. ja tu jestem od kilku dni, zarejestrowałam się dość szybko i spontanicznie, ale przyjmując że mam mały problem z zawieraniem nowych znajomości (ograniczam się od pewnego czasu tylko do starych, sprawdzonych, 'bezpiecznych' znajomych), to zawsze jak tu wchodzę to się boję. wiadomość prywatna czeka na odczytanie 2 godziny, każdego napisanego posta czytam 10 razy, wahając się, czy wysłać. nie jestem pewna, czy się nie ośmieszę, czy nie wyjdę na egocentryczkę, czy wszystko będzie ok. z drugiej strony czytając o różnych objawach, np. depresji, zmobilizowałam się, żeby się w końcu umówić na wizytę. myślę, że z biegiem czasu się okaże, czy to coś pomaga, jak na razie, w momencie gdy nie wiem co ze sobą zrobić, wchodzę tu, i mimo lęku, uspokajam się. przepraszam za podbicie tematu, w końcu od miesiąca nikt tu nie pisał, ale czułam, że muszę dorzucić coś od siebie :)
  20. Widzisz, Ziarenko, ja np. mam dobry kontakt z rodzicami, tak ogólnie. Mówię jej dużo o szkole, znajomych, jakimś ewentualnym chłopaku etc. Ale kiedy nieśmiało próbuję wtrącić coś o tym, że w sumie coś jest nie tak, zostaję po prostu zignorowana "przestań marudzić, ucz się do matury". Jeśli będę musiała kiedyś porozmawiać o tym z matką, to nie wiem, jak to zrobię. Co do innych rodziców, czytam na forum o ich różnych reakcjach, i czasem to przerażające, jak mówią swoim dzieciom takie rzeczy, jak wyczytałam na dwóch ostatnich stronach tego tematu. Myślałam, że każdy rodzic jeśli wie, że jego dziecko jest chore, stara mu się pomóc, a tu widzę, że jednak bywa inaczej... Z drugiej strony, jaaa, może to był taki przypływ bezsilności, złości, może trzeba by spróbować spokojnej rozmowy?
  21. muriel, u mnie powoli znikają, jw - widać je, jak zmarznę. noszę różne bransoletki z koralików, jak było to jeszcze bardzo widać to raczej unikałam tshirtow, co było dosyć łatwe ze względu na to, że mnie i w lecie zdarza się chodzić w kurtce. Może to dlatego że mam jakąś miękką skórę, nie wiem, ale mimo że były dość głębokie to się "ścierają". A i owszem, pytali, chociaż dobrze się ukrywałam (przez ponad rok blizn i krwi na rękawach rodzice nigdy nie zauważyli). Mówiłam, że się podrapałam, albo że nieważne, albo że nic... ludziom to wystarczało z reguły, mimo że tłumaczenia były absurdalne, bo jak można się podrapać równolegle w 20 miejscach?
  22. Od rana na przemian śpię, płaczę, krzyczę na wszystkich, znów płaczę, nie mogę się na niczym skupić, 19 stycznia wczoraj nie wydawał mi się tak odległy, dziś to dla mnie wieczność, oddycham jak najgłębiej żeby się uspokoić i nie rozpłakać po raz kolejny, głowa mnie boli od tego płaczu i serce wali jak oszalałe. Nienawidzę weekendów, w szkole chociaż mogę poudawać dobry feeling... Nie chcę świąt. jaaa, trzymaj się, nie można się poddawać przez niezrozumienie rodziny!
  23. chloe

    Witam.

    witaj Cressendo, myślę, że trafiłaś pod dobry adres. Większość ludzi tutaj boryka się z podobnymi problemami, i myślę, że będą Ci w stanie pomóc, chociaż w pewnym stopniu. Pozdrawiam!
  24. Eee, szkoda gadać, zaczęłam brać garściami różne przeciwbólowe, bo po nich byłam przyjemnie senna, a potem jeszcze zaczęłam się odchudzać tak, że moje bmi spadło do 15, rzecz jasna nikomu nie polecam. Potem to się przerodziło już nie w chęć jakiegoś odczuwania bólu, tylko bardziej to, co jest teraz, wieczne rozdrażnienie, senność, płaczliwość. Ale to już inna bajka. Ta historia nie ma póki co szczęśliwego zakończenia, tamto to był po prostu jeden z etapów takiej drogi w dół, ale myślę, że nie musi. Że da się z tego wyjść tak po prostu, ale jak to zrobić, to tego już nie wiem... 19.01 mam pierwszą wizytę w poradni, zobaczymy, na ile hipochondryzuję, a na ile faktycznie coś jest. Ale pamiętajcie o tej przenośni z dietą... myślę, że jest dosyć sensowna. Grunt to się nie poddawać i walczyć (że na koniec uderzę w taki podniosły ton:)...
  25. Zagubiona=>, widzę po podpisie, że fanka Comy (u mnie akurat Widokówka leci, taki offtop trochę). Z okaleczaniem się to pewnie indywidualna sprawa, ja po prostu zastąpiłam wtedy sobie żyletki czymś innym, a potem o tym przestałam tak uporczywie myśleć. Ale do teraz, widząc w wyobraźni, to, co robiłam, pojawia się dreszczyk, i takie 'jeszcze, jeszcze!'. Odrzucam tę myśl jak najszybciej. Do tego już nie wrócę, nie wolno mi, zwłaszcza że któregoś razu nie mogłam zatamować krwawienia i wtedy pomyślałam, ze to może zajść za daleko, a tak w gruncie rzeczy to wcale nie chciałam umrzeć, tylko poczuć ból... Ale dosyć o mnie, Gosiulka, pamiętaj, z tym to trochę tak jak z dietą. To, że odchudzasz się 2 tygodnie, a któregoś dnia zjesz tabliczkę czekolady, bo już nie możesz wytrzymać, nie znaczy, że cała dieta poszła na nic. Trzeba udać, że nic się nie stało, i kontynuować postanowienie... wiem, łatwo mówić.
×