Skocz do zawartości
Nerwica.com

Cień latającej wiewiórki

Użytkownik
  • Postów

    389
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Cień latającej wiewiórki

  1. Ja mieszkam w Warszawie i nienawidzę tego miasta. Marzę o momencie, gdy się stąd wyniosę i będę miał wreszcie święty spokój od ludzi (mówię o randomach na ulicy, tu WSZĘDZIE są ludzie, nigdzie się nie da odpocząć).
  2. O matko, mam 4h drogi Ale kiedyś bym się wybrał
  3. To prawda, jesteśmy tylko ludźmi. Ale: 1. Nawet jeśli emocje nas przerosną i zrobimy coś, czego nie powinniśmy, to emocje w końcu opadają. To dobry moment na to, żeby o tym pogadać, przeprosić drugą osobę. To jest mega ważne, to pokazuje że mimo tego, że nas poniosło, szanujemy drugą osobę, a jednocześnie ufamy jej, że nie wykorzysta naszej słabości przeciwko nam. Tego u mnie w domu nigdy nie było – mama była zawsze nieomylna, a jak się zdenerwowała, to oczywiście zawsze była to moja wina. U mnie w związku jest teraz sporo frustracji związanych z natłokiem obowiązków, związanych z opieką nad chorymi kotami, i czasem na siebie nawarczymy, ale zawsze potem to przegadamy, choćby nawet jednym zdaniem. Choć wychodzi to z obu stron, widziałem wczoraj że była wściekła, odzywała się do mnie wrogim tonem, powiedziałem – wiem i widzę, że cię już to wszystko przerasta, ale pamiętaj, że jestem po twojej stronie. I tyle wystarczyło. 2. Są jakieś granice i zachowań, i tolerancji w związku. Wg mnie podniesienie na kogoś ręki to jest ta nieprzekraczalna granica – choć sam to tolerowałem w jednym z poprzednich związków. Ale dziewczyna ważyła dwa razy mniej ode mnie, jak się na mnie rzucała z pięściami to tylko ją potem ręce bolały, mi to krzywdy nie robiło. Uroki związku z borderką. Jak kochała, to całą sobą, jak nienawidziła, to też. 3. Jeśli ktoś ma aż takie problemy z kontrolą impulsów to powinien poszukać pomocy, zanim zrobi komuś albo sobie krzywdę.
  4. Myślę że nie. Tacy faceci istnieją. Budują swoją tożsamość na poczuciu krzywdy i niesprawiedliwości zaznanej od kobiet. Żyją w Internecie w swoich bańkach i się radykalizują. Zajrzyj np. na wykop, do komentarzy pod jakimś znaleziskiem o kobietach.
  5. Jedno z moich marzeń na kiedyś to mieć może nie kurę, ale gęś, jak już będę miał wymarzony domek na wsi :3
  6. Dobrze, że to zauważają. Że przestaje to być tabu. Tylko żeby jeszcze dało się pracować… Są właściciele, którzy nie oszczędzają pieniędzy na swoje zwierzęta i lecą do weta jak tylko coś niepokojącego się dzieje. Są tacy, którzy chcą dobrze, ale tych pieniędzy po prostu nie mają – i co, odmówisz leczenia? Jak odmówisz, to zwierzę będzie się męczyło. Jak nie odmówisz, to będziesz musiał zapłacić z własnych pieniędzy. Więc musisz postawić granicę. Tak sobie to przynajmniej wyobrażam. No i są też właściciele, którzy mają cierpienie swoich zwierząt w dupie – i też przecież nic nie zrobisz, nie zmusisz ich do leczenia. „Zapraszam z kotem za dwa tygodnie na kontynuację leczenia”, i te dwa tygodnie mijają, a właściciela nie ma. I zastanawiasz się, czy zwierzę żyje, czy cierpi, czy poszli gdzie indziej… czy nigdzie nie poszli. Albo jak jest potrzebne kosztowne leczenie, a właściciel po prostu nie ma pieniędzy, albo ma, ale nie chce ich wydawać. I wiesz, że da się zwierzęciu pomóc, ale nie jest dla właściciela na tyle ważne, żeby to zrobił. I widzisz to zwierzę, i usypiasz je, choć dałoby się jeszcze walczyć, bo taka jest wola właściciela (co innego gdy eutanazja jest wskazana medycznie, bo po prostu jedyne, co zostało, to cierpienie)… Albo przychodzi właściciel z konającym zwierzęciem, „no on tak już od dwóch miesięcy nie je, ale myśleliśmy że samo minie”. I nie możesz mu powiedzieć, co o nim myślisz, bo zaraz poleci na skargę. Miałem takiego kolegę, ale jemu akurat powiedziałem w bardzo ostrych słowach, co myślę, i kot tego samego dnia trafił do weta. Gdyby nie rzucił od niechcenia, że kot jest chory, a ja nie pociągnąłbym tematu dalej, to pewnie kot by w końcu padł, otoczony „troskliwą” opieką właściciela. Ja pracuję w zupełnie innej branży, ale tak sobie to wyobrażam bazując na tym, co widziałem, zajmując się zwierzętami w ramach wolontariatu i nadmiaru empatii (i samemu mając w domu ciężko chore koty). Nie mógłbym być wetem, ani technikiem wety. Nawet jeśli na pewno uratowanie zwierzęcia, wyleczenie, daje kopa do życia, to w ogólnym rozrachunku pewnie nie dałbym psychicznie rady. „Ludzkim” lekarzem mógłbym być, ale moja empatia wobec ludzi jest mocno stłumiona. Chyba wszystko poszło właśnie w zwierzęta, z naciskiem na koty. Kupy, wymioty, czy inne wydzieliny z ciała to coś, do czego chyba nigdy się nie przyzwyczaję Choć na początku była tragedia, jak kot narzygał (fuuuuj), a teraz… no cóż, po prostu wycieram i tyle, nie pierwszy raz i nie ostatni. Choć nadal zbiera mi się przy tym na wymioty. Ale taki urok posiadania zwierząt…
  7. W wielu rzeczach się z tobą zgadzam, w wielu nie, ale błagam, nie nadużywajmy (i nie rozwadniajmy w ten sposób) słowa „gwałt”, czy „zgwałcenie”, niezależnie od płci. Przemoc psychiczna to przemoc psychiczna, a nie zgwałcenie.
  8. Ja też. Im dziwniejszy tym lepszy. Byle nie zniesmaczał. I byle miał jakąś treść, nie był prymitywny. Dlatego np. „Salo” nikomu nie polecę. O, pamiętam go. Oglądałem, ale dawno. Obejrzę znowu
  9. Co do rąbania drewna, rozszerzyłbym na każdą aktywność fizyczną, która powoduje realne efekty – czy to rąbanie drewna, czy np. wiercenie studni. Robisz, narobisz się, ale widzisz efekty, mnie to uszczęśliwia. Ale charakteru nie zmienia
  10. Siłownia może sprawić, że poprawi ci się nastrój, poczujesz się lepiej, może bardziej pewny siebie, ale nie wypalisz swojej wrażliwości w ten sposób (i nawet nie powinieneś tego robić).
  11. Myślałem że ciężko o dziwniejszy gust filmowy, niż mój (moje ulubione filmy to „Srpski film” i pierwsza część „Ludzkiej stonogi”, to chyba wiele mówi). Ten film o pierdzącym trupie brzmi ciekawie, choć jedyny film oparty na trupach, jaki próbowałem obejrzeć („Nekromantik”) znudził mnie tak, że mimo dwóch podejść nie dałem rady. No trupy, bzykanie trupów, spoko, ale co z tego, gdzie jakaś akcja, cokolwiek. Obraz może szokujący, ale oprócz tego tak mdły, tak nudny, że po prostu nie dałem rady.
  12. No jeśli to ma związek z okresem to by tłumaczyło, dlaczego nie miałem Nie mam pojęcia. Brałem na początku różne, ale Efectin działał na mnie najlepiej, więc zostałem przy nim. No tak, NFZ. Ja mam jakiś pakiet w Medicover, 4 darmowe wizyty w roku. Nie pojawiam się nawet, zamawiam teleporadę i psychiatra dzwoni.
  13. U mnie tylko dentysta, ale to tylko dlatego że dają tam podtlenek. Inaczej też bym zwlekał ile się da. To ja zupełnie odwrotnie. Recepta i tyle, dziękuję, do widzenia. Zresztą nie mam (i nie potrzebuję mieć) jednego psychiatry, zapisuję się do tego kto ma najbliższy termin.
  14. Jest oczywiste, kim jest Catriona, ale uważam nazywanie jej starym nickiem za nie fair. Jeśli zmieniła konto, to widocznie miała swoje powody. Trzeba to uszanować.
  15. Ja mojemu poprzedniemu pracodawcy powiedziałem, w ogólnikach, po 10 latach i to tylko dlatego, że była taka potrzeba, bo już byłem pod ścianą. Obecny nie wie, bo nie ma potrzeby, żeby wiedział. Choćbyśmy bardzo się lubili i choćby super nam się razem pracowało, choćbyśmy żartowali sobie na przerwach i wysyłali sobie memy, to nadal jest to pracodawca, a nie przyjaciel. Przyjacielem może najwyżej zostać jak zmienimy pracę. Też kwestia tego, na ile praca wyzwala u nas objawy, choć z doświadczenia – jeśli wyzwala, i jeśli jest szansa na zmianę na taką, która nie będzie wyzwalała, to nie ma co się zastanawiać. Choćby nawet miała być gorsza lub gorzej płatna. Życie mamy tylko jedno, nie można się wykończyć dla kariery. Weterynarze są bardzo zagrożeni samobójstwem (może słyszałeś o akcji NOMV – Not One More Vet). Mając trochę kontaktu z tą branżą nie dziwi mnie to. Sam nie dałbym psychicznie rady. Podziwiam i wetów, i techników.
  16. XD na śniadanie kawę, a na obiad drugą kawę. Potem coś zjem.
  17. Mi też, ale unikam lekarzy jak ognia (oprócz psychiatrów, ale od nich oczekuję tylko wypisania leków).
  18. Lekarz mówił, plus poszperałem w Internecie. O właśnie to I przyczyną był właśnie jakiś czynnik krzepnięcia, którego było za mało. Siniaków ani wybroczyn raczej nie miałem (przynajmniej nie zauważyłem, ale pewnie bym zauważył).
  19. Byłem u dentysty na wyrwaniu zęba, przez trzy godziny krwawiło ze mnie jak ze świniaka, nie mogłem tego zatamować. Wtedy stwierdziłem, że chyba jednak coś jest nie tak i trochę skojarzyłem, że zawsze jak się skaleczę to jest sporo krwi. Poszedłem na badania krwi, wyszedł brak (albo niedobór, nie pamiętam) jakiegoś czynnika krzepnięcia, produkowanego przez wątrobę. Zrobiłem USG jamy brzusznej, też wyszły jakieś problemy z wątrobą. Miałem brać heparegen na regenerację wątroby, brałem, jak się skończył to przestałem brać i nie diagnozowałem tego już dalej. W międzyczasie miałem kolejną próbę zmniejszenia dawki leków, tym razem udaną, i jakoś te problemy ustąpiły – nie wiem co jest we krwi bo ostatnie badanie (właśnie z tej okazji) miałem 10 lat temu, ale jak się teraz skaleczę to krwawię raczej normalnie.
  20. Jak byłem na Efectinie 150 mg to się wątroba zaczęła sypać, miałem straszne problemy z krzepnięciem i w badaniach wyszło, że to właśnie wątroba. Jak zredukowałem do 75 mg (nie z powodu wątroby) to przeszło, ale nie robiłem już kolejnych badań, po prostu znowu mi krew normalnie krzepnie. Podejrzewam że wieloletnie łączenie leków z alkoholem też zrobiło swoje.
  21. W temacie uczuć to nie jest kwestia wiary – uczucia po prostu są, są opisane, są doświadczane przeze mnie i przez innych ludzi (choć w to, że oni doświadczają tych uczuć, lub że w ogóle istnieją, faktycznie muszę wierzyć, bo nie ma sposobu na to, żeby wiedzieć to na pewno – równie dobrze mogę być mózgiem w słoiku, a wy możecie być tylko moim snem lub halucynacją). Po prostu nie podobają mi się takie rozmyte, wieloznaczne określenia jak „dusza”. Niech ludzkość najpierw zrozumie mechanizmy powstawania świadomości, czy tożsamości, a dopiero potem roztrząsa kwestię duszy.
  22. Bo staram się nie posługiwać rozmytymi sformułowaniami, które nawet trudno jest zdefiniować, a czymś takim jest dla mnie dusza.
×