Skocz do zawartości
Nerwica.com

Cień latającej wiewiórki

Użytkownik
  • Postów

    389
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Cień latającej wiewiórki

  1. Każdy ma inne mechanizmy obronne… moje były wypracowane bardzo wcześnie, w sumie wypracowały się same. Nie robiłem tego świadomie. Dochodzi do tego że nawet do kibla muszę brać książkę bo przez minutę nie mogę być sam ze swoimi myślami. A potem przychodzi noc, próbuję zasnąć, i dopiero pojawia się młynek w głowie, więc oglądam filmy, seriale, rozbudzam się tylko i finalnie zasypiam o 4-5 nad ranem i jestem wiecznie niewyspany.
  2. Trochę przypadek, poznaliśmy się przez wspólnych znajomych. Problem polega na tym, że mając z domu wzorzec narcyzmu jakby naturalnie mnie do tego ciągnęło, i do takich ludzi. Po części było tak, że matka nigdy nie lubiła żadnej mojej partnerki (oprócz jednej, tej którą zostawiłem tak nagle, a ku… trzeba było się hajtnąć, bylibyśmy już dawno po szczęśliwym rozwodzie i nie zastanawiałbym się co by było gdyby) a po części… hmm, to były osoby bardzo zimne, egoistyczne, skupione głównie na sobie. Takie mnie nie przytłaczały emocjonalnie. Albo borderki, ale z nimi nigdy relacje nie trwały na tyle długo, żeby jakkolwiek je komukolwiek z rodziny przedstawiać (oprócz jednej). Ale czemu zmarnowany? Coś się działo, nie byłaś sama. DDA / DDD to stały wzorzec i to się już pewnie nie zmieni. Trudno żeby było inaczej skoro sam, jakby nie patrzeć, z samej definicji DDA jestem DDA. Ja przez lata wypracowałem całkiem skuteczne sposoby radzenia sobie z tą pustką, tzn. odcinania się od niej. Wecznie zajęty, wiecznie coś się dzieje, plus pornografia. Gorzej jak jednak coś mi dowali na tyle, że te mechanizmy się załamują. Wtedy jest bardzo, bardzo źle. Aż znów dam radę wypierać. Leki też pomagają. Wczoraj nie wziąłem (zapomniałem). Było ciężko. Ogólnie teraz przez tę akcję ratowania kotów i zrobienie z domu kociego hospicjum jest ciężko i już nie daję rady, ale dopóki biorę leki to jakoś jest. Najgorzej że odbija się to też na dziewczynie, a ona na to nie zasłużyła.
  3. Ja tylko z kotami, jeżami, i ogólnie zwierzętami. Oprócz psów. Psa bym nie skrzywdził, ale nie lubię ich, może dlatego że jako dziecko byłem pogryziony. A ludzie… no cóż. Empatyzuję z tymi, których znam i których lubię. Reszta nie wyzwala we mnie takich emocji. Racjonalnie mogę im współczuć, ale nie mam reakcji emocjonalnych na ludzką krzywdę takich jak na krzywdę zwierząt (i to się wiąże też z otwieraniem portfela dla jednych i zamykaniem go dla drugich).
  4. W sumie raz tak było u mnie. Nawet nie wiem czy żałuję. Z jednej strony tak, z drugiej… Wtedy podjąłem taką decyzję, jaka wydawała mi się najlepsza. Patrzę po sobie. Ja zdradzałem. Nie wiem jakie były wtedy ceny. Czy luksusowa… raczej nie, normalna laska. Generalnie poszliśmy ze znajomymi na miasto z „domówki” (coś zjeść + znudziło nam się picie w domu), potem do klubu nocnego, a potem stwierdzili, że zafundują prawiczkowi przygodę. Tak to jest jak się ma starszych kolegów To byli zresztą ludzie, którzy lubili popisywać się pieniędzmi. Takie towarzystwo, przyznam się że trochę mi to wtedy imponowało. Jeden teraz jest ministrem, drugi dyrektorem w spółce skarbu państwa (i kawałem sk…syna, jak się okazało, bydlakiem i gwałcicielem). Zdecydowanie złe towarzystwo. Tu znów z doświadczenia. Często wydawało mi się, że kocham, a po czasie okazywało się, że to obok miłości nawet nie stało. Obecną dziewczynę kocham, ale to jest zupełnie inna relacja, niż te poprzednie. Jak to moja matka określiła, gdy ją poznała: „boże, w końcu normalna dziewczyna, a nie ciągle te tłuki jeb…ne”. Tia. Nie dodam sobie tym punktów, ale nie mam takich rozterek. Ok, jakby były dzieci, to może jeszcze. W moim przypadku nie było. Ale ja tego nie żałuję. Nie widzę powodu dla którego miałbym nie zrobić tego znowu, gdyby była taka sytuacja (i gdybym nie był z obecną dziewczyną). Ja nie uważam tego czasu za zmarnowany. Wszystko czegoś nas uczy, ten związek też mi wiele pokazał, wiele nauczył i wiele dał. Gorzej, że tamta dziewczyna ma po nim traumę. Ona przywiązała się do mnie o wiele bardziej niż ja do niej, miała ze mną lękowy styl przywiązania, ja miałem z nią unikający. Wiele razy była przeze mnie emocjonalnie odrzucana, szczególnie gdy mnie coś przerastało. Zamykałem się w sobie, a ona umierała w środku. Zdrowe to nie było. Ale nie, ten związek mnie nie skrzywdził. Skrzywdził mnie inny, i to tak, że podnosiłem się po tym przez wiele lat, ale o tym nie chcę pisać. Większość moich (auto)destrukcyjnych zachowań wynika, i zawsze wynikała, z wewnętrznej pustki. Prawdziwe źródło było w domu i w byciu wychowywanym przez dwójkę narcyzów, z których jeden dodatkowo był alkoholikiem, który nie kontrolował swojej złości i agresji. Żeby się potem nie okazało, że jednak dziecko jest… i to „potem” to przy okazji wyciągania rączki po pieniążki. Ja już się z niej wyleczyłem. Cała moja empatia poszła w zwierzęta (niestety do przesady ), dla ludzi nie zostało jej zbyt wiele. Ale zauważyłem, że ludzie, którzy byli w przeszłości bardzo skrzywdzeni, tak mają. O, to ja też. Przekaz był taki, że liczą się wszyscy dookoła, tylko nie ja. Że ich potrzeby są ważniejsze od moich. Taki przekaz wyniosłem z dzieciństwa i w pewnym momencie poszło to u mnie w zupełnie przeciwną skrajność, przynajmniej w przypadku ludzi.
  5. Wiesz, wg mnie o ile faktycznie nie „odwali”, na zasadzie jakichś stanów psychotycznych, to zwykle jednak są sygnały ostrzegawcze. Chyba rzadko jest tak, że jest wszystko super, a nagle ktoś stwierdza, że jednak nara. Pytanie czy tak powiedział, czy tak sądzi. Ja też nie jestem specjalnie zadowolony z seksu z dziwką, ale nie żałuję go, bo nie płaciłem za niego. Jakbym płacił to pewnie miałbym poczucie straty pieniędzy. Może nie czuje się przy tobie na tyle bezpiecznie emocjonalnie, żeby powiedzieć ci prawdę. Albo myli uwikłanie emocjonalne z miłością. Może po prostu zdradzał i tyle. No to jest głupota. Zdarzało mi się robić różne głupie rzeczy tego typu za małolata i uważam, że miałem więcej szczęścia niż rozumu. To ona była mężatką, a nie on. On nie ma żadnych zobowiązań wobec jej męża, to dla niego (prawdopodobnie) obcy człowiek. To ona podjęła decyzję o zdradzie męża, więc to sprawa jej sumienia. Tak ja to widzę. Ja nie miałem żadnego problemu, żeby pójść do łóżka z dziewczyną, która miała chłopaka. Jej chłopak, jej wybór. Też miałem wtedy dziewczynę, ale to był martwy związek, i patrząc wstecz – zdecydowanie nie żałuję. Natomiast żałuję wszystkich tych sytuacji, w których odpuściłem, bo chciałem być „w porządku” wobec (już teraz) ex. Nie było warto. Wydawało mi się, że ją kocham. Gówno prawda. Ani ja nie kochałem jej, ani ona nie kochała mnie, po prostu wzajemnie się potrzebowaliśmy, dowartościowywaliśmy, uzupełnialiśmy, ale to nie była miłość, tylko wzajemne wypełnianie własnych deficytów. Taki układ, błędnie uważany za związek. „U mężatki nie ma wpadki” Ja na jego miejscu żałowałbym jedynie tego, że nie używałem prezerwatywy i mogłem sobie w tej sposób zniszczyć życie. Oprócz tego… nie wiem czemu miałbym żałować seksu z mężatką. Co innego gdyby tym mężem był np. mój kumpel. Ale obcy facet? Nie jest mu przecież nic winien. Tu znów z mojej perspektywy, trójkąty są przereklamowane. Mniej satysfakcjonujące, niż się powszechnie sądzi. Ale może po prostu takie są moje doświadczenia. Jeśli chodzi o patrzenie, to niektórych to kręci. Tak zwany cuckold. Nie moja bajka, więc się nie wypowiem. Przecież chyba nikt będąc tu i teraz nie zakłada, że kiedyś może poznać i pokochać osobę, która będzie miała problem z jego obecnym życiem. A nawet jeśli, nawet jeśli można powiedzieć, że popełnił błąd, to przecież nic z tym już teraz nie zrobi. Jest też szansa, że już się „naruchał” i teraz po prostu chce stabilizacji. Może być też głębsza kwestia, u mnie to zawsze wynikało przede wszystkim z potrzeb emocjonalnych, a nie seksualnych. I te potrzeby finalnie nigdy nie były zaspokajane. Po prostu mój mózg nauczył się oszukiwać w ten sposób sam siebie.
  6. No cóż, na szczęście póki co żyjemy w kapitalizmie, więc jak SOBIE coś fajnego kupię i będę miał ochotę, to się w tym wątku pochwalę
  7. Ale on nie uważa, że popełnił błąd. To do czego ma się przyznawać? On nie uważa, żeby zrobił coś złego. I ja się z tym zgadzam. Nikogo nie skrzywdził. Nie mógł skrzywdzić swojej partnerki, bo jej nie znał. Jedyne, o czym można rozmawiać, to jego reakcje teraz na rozmowę o tym. Ale to autorka musi sobie opowiedzieć na pytanie, czy jest w stanie z nim być, czy nie. I tyle. Nie udało się jeszcze o tym pogadać? Tylko spójrz też w ten sposób – w jakiej sytuacji to go stawia? Jest z partnerką, ale nie wie, czy może jej ufać, czy ona zostanie, czy może nagle zniknie, bo się okaże, że jednak temat ją przerósł. To nie sprzyja bliskości. Albo jedno albo drugie. Na pewno go nie atakuj, bo zacznie się bronić.
  8. Tak, dzięki mojej pracy. I nie jestem nikomu niczego winien. Bzdura. I te wszystkie rzeczy są finansowane z podatków, które nadal płacę. Myślałem, że powyżej pewnego wieku wie się już, że komunizm się nie sprawdził nigdzie, gdzie był wprowadzony. Tobie marzy się powrót komuny, czy jak? Ale czego to ma dowodzić? Mam się czuć winny, zobowiązany do pomocy obcym ludziom? Jak chcesz oddawać swoje pieniądze innym to droga wolna, ale nikt nie dał ci prawa do decydowania o tym, co ja zrobię z moimi pieniędzmi. Już wystarczy że płacę haracz w podatkach.
  9. A może jest właśnie odwrotnie – jeśli Putler ma wpaść, to może właśnie teraz warto wydawać pieniądze na zachcianki i przyjemności, bo przyszłość jest niepewna. Komunizm? Jeszcze czego. Zarobione przeze mnie moją ciężką pracą pieniądze są moje i żadnemu socjaluchowi nic do tego.
  10. No i to jest OK. Są rzeczy, których nie potrafisz zaakceptować u partnera, więc się z nim nie wiążesz. I tak, oczywiście słabo, gdy dowiadujesz się o tym, gdy związek już trwa, ale to nie zmienia sytuacji. Może po prostu w trakcie. Nikt nie powiedział, że musiał być wierny. To wiadomo, byłoby łatwiej. Jakby to powiedzieć, żeby nie było niemiło… raczej pomijam posty osób, których rzeczywistość zbyt rozmija się z moją. Nie ma sensu czytać rzeczy, których nie jestem w stanie zrozumieć. Więc nie wiem, o czym mówisz w kontekście tej konkretnie osoby. Nigdy, w żadnej relacji, nie można mieć takiej pewności. No tylko on nie ma tu nic do gadania – było jak było, teraz jest jak jest. Jedyne, co może, to pogonić laskę, która ma problem z czymś, czego on nie jest w stanie zmienić. Bardzo różnie bywa. Bywało, że mi ekscytacja mijała po dwóch razach a bywało, że osiem lat trwała w zasadzie tak samo silna, jak na początku (i pewnie trwałaby dalej, gdybym nie zakończył tamtego związku z innego powodu).
  11. To nie jest kwestia głupoty tylko wiedzy – po prostu zapamiętaj że „OP” znaczy „autor wątku”. Jest jeszcze „OPP” ale to Organizacja Pożytku Publicznego, nie pomyl Raczej po prostu różnie standardy Nikt nie powiedział, że standardy muszą być takie same. Byle się dobrać pod względem tego, co komuś nie przeszkadza, co ktoś jest w stanie zaakceptować, itd. Prawdziwy „body count” to licznik osób, które opowiadają o tobie na terapii A ty sama rozumiesz, z czym jest ten problem? Bo moim zdaniem jest z twoją samooceną, a nie z tym, co on kiedyś tam z kimś robił. Tak czy inaczej, albo jesteś w stanie z nim być po tym wszystkim, albo nie. Trzecia opcja to „niby nie jestem w stanie, ale nie jestem w stanie też się z nim rozstać, więc będę unieszczęśliwiała i siebie i jego”. Opcja IMO najgorsza dla was obojga. Bywało, że poznawałem kogoś i była jakaś perspektywa na relację, ale pewne cechy tej osoby skreślały ją w moich oczach jako potencjalną partnerkę. I to jest zupełnie OK. W drugą stronę też to przecież tak działa. Problem jest wtedy, gdy mimo wszystko wchodzimy w taką relację z nadzieją, że „jakoś będzie”. No i jest… jakoś. Potwierdzam. Ja w wieku 30 lat, a ja teraz, to dwie zupełnie różne osoby. A jak cofniemy się do wieku 20 lat, lub nawet wcześniej, to już w ogóle. Kosmos. Dziewczyny, które mnie wtedy interesowały, dziś nie miałyby mi nic do zaoferowania, tak samo jak te, które interesują mnie teraz, nie miałyby mi nic do zaoferowania wtedy. To dlatego, że to ja się zmieniłem. W sumie byłby problem, gdyby ktoś się przez lata NIE zmieniał.
  12. Błędnie zakładasz, że stosuję te same standardy do kobiet i do siebie To zależy od wielu rzeczy. No bo to jest jedyny możliwy sposób. I co on ma z tym zrobić? Po co komuś truć? Ja mam alergię na trucie, sam tego nie robię i nie akceptuję tego u innych wobec mnie. Powiem tak. Rozstałem się kiedyś z dziewczyną. Miała później epizod, jak to nazwała, „hoe phase”. Tu jeden kochanek, tu drugi, tu trójkąt, itd. No generalnie nie oszczędzała swojego ciała jeśli chodzi o gościnność w kroku. Potem jej przeszło, chciała do mnie wrócić, jedynie seksualnie („jestem gotowa na relację seksualną z tobą”). Na zasadzie, że przychodzę, bzykamy się, wychodzę, ale jestem jedynym facetem. Odmówiłem. Stwierdziłem, że nie jestem w stanie zaakceptować tego, ilu facetów po mnie miała. Będę miał z tym problem, to będzie wychodziło w łóżku. Więc żeby jej nie „truć”, po prostu odmówiłem, zamiast wchodzić w relację i unieszczęśliwiać siebie i ją jakimiś wyrzutami.
  13. Najciemniej pod latarnią. Lekturkę polecam: https://www.amazon.com/Tears-Silenced-American-tragedy-leaving/dp/1505679443 Jak to w sumie abstrakcyjnie brzmi dla kogoś kto nie uznaje pojęcia grzechu
  14. Zdziwiłabyś się co się w tych zamkniętych społecznościach dzieje.
  15. Da się tak w ogóle? Związek zaburzonego ze zdrową? Mi się to nigdy nie udawało. Zupełnie inna bajka, zupełnie inny świat, trwało to zwykle max dwa tygodnie. Nie było chemii, w zasadzie z mojej strony na pewno (ale chyba z drugiej też niespecjalnie).
  16. No ale jednemu puszczą tak, że musi sobie ulżyć w prywatności swojego pokoju, drugiemu tak, że wypisuje rzeczy, których normalnie by nie napisał, a trzeciego tak, że kogoś gwałci.
  17. Przede wszystkim nie każdego prostytutki interesują. Mnie na przykład nie (choć może ten pierwszy raz temu przeczy – ale to naprawdę nie był mój pomysł). Z tym akurat różnie bywa. Może „nie potrafił się powstrzymać” to za mocne określenie, ale czasem wręcz cię rozsadza i nie możesz myśleć o niczym innym. Nie sądzę, że tylko ja tak mam. Natomiast znam facetów (to akurat nie o mnie), którzy mają duże problemy z kontrolą impulsów. Dodaj do tego uzależnienie seksualne i masz mieszankę wybuchową, która może skończyć się różnie. Wybacz, że nie odpowiem I nie dlatego, że nie spełnia (lub nie dlatego, że spełnia) tylko dlatego, że nasze życie seksualne to jest osobista sprawa między mną i partnerką. Uwaga, niepopularna opinia: myślę, że monogamia nie jest dla nas stanem naturalnym. Przez wieki ludzie żyli w plemionach i to tam trzeba szukać źródeł wszystkich tego typu potrzeb i zachowań, które są dziś uważane za niemoralne. Moim zdaniem życie w plemieniu jest bardziej naturalne dla gatunku ludzkiego niż życie we dwójkę, które pojawiło się dopiero później. To, że ja bym tak nie umiał (bo nie lubię się dzielić :P), to inna kwestia. Pewnie to w jakimś stopniu kwestia socjalizacji w społeczeństwie, które promuje monogamię.
  18. Z tego co opisujesz, to zachowujesz się normalnie – takie niewerbalne znaki. Natomiast taki tekst, jak jego, to po prostu prostactwo i zupełny brak szacunku do ciebie. No skoro nie chce seksu to jest jakiś powód. Ale wątpię, żeby to była kwestia wcześniejszych doświadczeń. Tak też może być. Cechy świetnej kochanki i świetnej partnerki (w tym matki dla dziecka) nie muszą być zbieżne (a w moim przypadku zwykle były rozbieżne – pomijając to, że ja nie chcę mieć dzieci). Pytanie, jak ty siebie widzisz w tej roli. Chciałabyś być matką jego dziecka i tworzyć z nim stabilny związek, w którym nie będzie seksu, a próby jego inicjowania będą kończyły się wyśmiewaniem i poniżaniem ciebie? Jeśli tak, to nie ma problemu. Coś za coś. Jeśli nie… to jeszcze nie jest za późno. Jak będzie dziecko, to dopiero się wszystko skomplikuje (a po ciąży sytuacja na pewno się nie poprawi).
×