Skocz do zawartości
Nerwica.com

doi

Użytkownik
  • Postów

    584
  • Dołączył

Treść opublikowana przez doi

  1. Piękna "Wojna Domowa" :). Babcia-manipulantka, twarda baba; twoja matka która przekracza twoje granice i zawiesiła się na tobie i nie pozwala dorosnąć; słaby nieobecny sfrustrowany ojciec; koleżanka w której umieściłaś męskie cechy by je z dala podziwiać i te złe głupie słabe z założenia baby wokół ("flak") Ja zajrzałabym do Junga i poczytałabym o Animie-Animusie i zastanowiłabym się nad tym. Chyba Pia Skogeman ma książkę o rozwoju kobiecości, może znajdziesz w niej coś dla siebie. Jungowskie obrazy są dość przystępne. Mi się kojarzy "utożsamienie z Animusem", "słaba Anima". Może jest tak, że utożsamiasz się z ojcem i z wartościami męskmi (tylko o nim dobrze piszesz) bo twoja psyche dostrzega nierównowagę między ojcem a matką i jakoś ojca "broni", chce wywindować, bo słaby. Utożsamiasz się z siłą, pewnością siebie, zainteresowaniami technicznymi etc, bo z tym skojarzony jest ojciec. Matka cię "pożarła", "wisi" na tobie, próbuje sobie świat uczynić bezpiecznym sprzątając, więc od niej uciekasz. Dostrzegasz jej słabość ekonomiczną. Babcia to postać męska, rządzi wszystkimi, manipuluje. W zasadzie nic dobrego ani o matce ani o babce nie piszesz- choć one rządzą i dominują nad ojcem. Patrzysz na kobiety jakbyś patrzyła oczami ojca- jak są "słabe" to bezpieczne a jak "silne", to sie boisz, tak jak twój ojciec został zdominowany (wypchnięty z domu) przez babkę i matkę. Jesteś, jak mi się wydaje, adwokatem słabego ojca przeciwko kobiecości, przeciw matce i babce, ustawiona w wytyczonej przez niego roli, bo jako jedyny-w twojej opowieści-próbuje okazać trochę emocji. Tęsknisz za faktyczną męskością, a dostałaś namiastkę, więc i bierzesz choć tyle. Tymczasem to ojciec cię "ustawił" po swojej stronie i zabrał cię kobietom. Oczywiście to tylko moje pierwsze skojarzenia, i to raczej do tego co i jak piszesz (twoja interpretacja rzeczywistości) a nie faktyczna realność, której nie znam. I bez pomocy z zewnątrz trudno by to było przepracować, bo twoje spojrzenie jest już skrzywione i tym bardziej że są w tej opowieści inne , ważne wątki (lęk, głód emocjonalny, wątek biseksualny czy homo). Nie wiem czego oczekujesz po wszystkich. Żeby się zmienili? Oni się nie zmienią bo to układ stały dający wszystkim satysfakcję. Sama odejdź z domu, przerwij tę rolę która ci wyznaczono, wyrzuć oczy ojca i zabierz kobietom co twoje. PS. Doceniam poczucie humoru.
  2. doi

    Koncept DDA jest szkodliwy

    Jest szkodliwy jeśli ktoś sobie etykietkę na czole przyklei i się do niej przywiąże zamiast samo-obserwacji. Nie jest szkodliwy jeśli pozwoli na określenie sobie problemu i nazwanie go lub poczucie, że i inni mają podobny problem. Wszystko zależy jak używasz. Ale psychologia.net jest raczej głęboko szkodliwa, polityczna i dezinformacyjna, prowadzona przez osoby mające problemy z ogarnięciem siebie i strony, zwłaszcza po dojściu PiS do władzy woda sodowa uderzyła tam i to mocno. Więc raczej ostrożnie sobie dawkuj.
  3. Ateista liczy na siebie i obserwuje swój własny umysł by nie wpaść w pozycję rozżalonego czy ufnego dziecka jak wierzący. Neurovit, z tym państwo, świat, bogowie etc etc nie ma nic wspólnego. Równie dobrze można się oburzać że służba zdrowia jest w Polsce taka jaka jest. Da to coś? Jesli jakąś konkretna akcję to tak, jak WOŚP, ale przecież u Johnnego to działa inaczej- poczucie krzywdy/winy jest szeroko rozlane a "sprawiedliwość" jest jedynym fundamentem na jakim buduje relacje społeczne w tym swoją terapię, co jest w rezultacie niekorzystne dla niego. Można wszystkim wygrażać, ale po co? To jest strasznie niszczące.
  4. W tej co robić. Ja ci życzę jak najlepiej, żebyś się finalnie zdiagnozował, na kimś i na czymś oparł, zbudował inną narrację niż poczucie krzywdy i powoli-tyle ile możesz - rozkruszył ten swój świat. Sa przecież schizo i aspergerowcy funkcjonujący poprawnie, rozwijający się jakoś- w ramach swoich ograniczeń, jak każdy bo każdy ma jakieś ograniczenia. Ale w nagonce na "zły świat" nie wezmę udziału, bo po prostu dla mnie "złego świata" nie ma. Zdaję sobie sprawę, że to co piszę jest dla ciebie niezrozumiałe (słabe lub brak teorii umysłu, w tym własnego), a z drugiej strony być może jest tak, że z powodów genetycznych/biologicznych pewnych rzeczy nie będziesz w stanie pojąć. Rozumiem skąd biorą się twoje trudności, ale te same trudności przeszkadzają ci spojrzeć inaczej. Żeby dokonać jakiejś zmiany trzeba przyjąć -wbrew ego-że nie ma się racji, że jest się szaleńcem, zaburzeńcem i tej zmianie sie poddać. Analitycy nazywają to "gotowością do zakwestionowania". Z powodów oczywistych ty takiej gotowości nie masz i mieć nie możesz, bo ta narracja jaką masz jest twoją jedyną i jak ja puścisz to wewnetrznie się rozwalisz. To tez rozumiem. Ale można ją zmieniać, modyfikować, zacząć od drobnych rzeczy, behawioru, nauki zachowań społecznych (przecież tęsknisz za kontaktem społecznym, jesli dobrze rozumiem). Chyba że tutaj wykazuję się ogromną naiwnością, nie wiem. Jednak gdy w tym kontakcie społecznym wychodzi ciągła opowieść o krzywdzie i podejście logiki matematycznej to po prostu zniechęcasz, frustrujesz. Każdy na tym padole został jakoś skrzywdzony i nie uniesie czyjeś krzywdy a zwłaszcza wyimaginowanej czy nieustannej. Neurovit tu ci podsunął mnóstwo tropów, może coś znajdziesz dla siebie.
  5. A masz szansę pogadać z jakims psycho? W Polsce przez skype? Może warto? Ja mam takie skojarzenia jak kryzys wieku średniego (jakaś utrata mocy finansowej choćby, bezsilność) czy jakiś odnowiony lęk separacyjny (tu by należało zerknąć w przeszłość, w swoje poczucie bycia porzuconym czy samotnym, może w coś takiego działo się wcześniej) lub też reperkursje po rozstaniu z ex (kłótnie, walka o dziecko, toksyczny związek, jazdy z borderline etc). Nie wiem oczywiście jak jest z tak krótkiego tekstu, ty wiesz lepiej, ale to wszystko a tym bardziej samo napięcie w jakim żyjesz to są tematy do pogadania z psycho. Warto też sprawdzić jak ze zdrowiem fizycznym jest, bo może jakieś niedobory czy choroby powodują wybuchowość. I zawsze będziesz mieć córkę, to dużo.
  6. Jeszcze jedno- poczytaj o psychicznych mechanizmach tworzenia się postaw nękających, o stalkingu, może cię coś zainspiruje, coś "swojego" w tych opisach funkcjonowania psychicznego stalkera dostrzeżesz.
  7. Po prostu pisząc "on" twoja nieświadomość ma na myśli twojego ojca. To co robisz w związku robisz -z punktu widzenia psyche- ze swoim ojcem. Myślę że dobrym tropem na terapię będzie u Ciebie temat ojca, wylanie na niego żalu, przekierwowanie na niego swojego dziecięcego i nieświadomego przywiązania (które widocznie domaga się uwagi) i dorośnięcie, odseparowanie- nie zawieszanie się na ojcu tak i na innych facetach. Jednym słowem dojście do pewnej dojrzałości i stabilności po przepracowaniu tego kawałka, co - jak to sobie wyobrażam- pozwoli ci nie przenosić na swoje związki miłosne stosunku do swojego ojca/rodziców i zbudować stabilną relację z normalnym facetem. Inaczej: ciągle prosisz o uwagę swojego ojca a nie partnera (nieświadomie). Jest kwestia ojca/rodziców a nie miłości. Porzucenie jest tylko "wyzwalaczem" dawnych emocji związanych z domowym zaniedbaniem. Dopóki z tymi zadawnionymi emocjami się nie uporasz- tak już będzie. Możesz się otępić, ale to zadziała tylko z wierzchu a schemat związku się będzie powtarzał. Faceci będą się zatapiać przy tobie (bo nie masz granic i to wygodne) a potem uciekać, bo chcesz ich "pożreć", żądasz od nich tego czego powinnaś żądać od ojca. Nikt tego nie uniesie. Tak to widzę.
  8. To wszystko co piszesz z pewnego punktu widzenia jest sensowne. Tj ja sama jestem z niepłodzeniem potomstwa ze względu np na przeludnienie i brak warunków do życia, nawet przez pary płodne, lub za ograniczeniem ilości dzieci. I tak, uważam, że powinien byc też papier na posiadanie dzieci, jak prawo jazdy. Ale kto miałby go wydawać? Tutaj wchodzimy w obszar instytucjonalnej przemocy. Ale z drugiej strony - wykluczasz z tej narracji los, przypadek, prawdopodobieństwo, popęd, instynkt, psyche, czyli całe człowieczeństwo. Jednocześnie brniesz w coś co Hillman zwie "sofizmatem rodzicielskim" czyli kulturowe przekonanie że za wszystko odpowiada ojciec i matka. Tak nie jest. Ludzie "normalni" też bywają rozczarowani rodzicielstwem, tez nie lubią swoich dzieci, nie sprawdzają się, etc etc. To jest nie do przewodzenia. Istnieje też droga zrzeczenia się praw rodzicielskich, można dziecko oddać etc. więc matki autystyczne mają wybór. Ja bym traktowała chęć posiadania dziecka przez A. jako próbę umieszczenia w nim swoich wypartych/wymarzonych części, tak jak w fantazjach Take o żonie i dziecku. Oni-jako obraz w psyche- mają coś A. zrobić, pobudzić pewne obszary. Taka autoterapia. Fakt, kosztem kogoś innego i może nieskuteczna- ale czy nie dzieje się też tak w przypadku "normalnych" matek?
  9. Wina? Po pierwsze wina jest wtedy gdy działanie jest świadome i gdy rezultat jest zły. Jakoś eugeniką mi powiało.
  10. A mogę w wolnej chwili na priv. ? Bo zaraz będzie, że off topic.
  11. Swojemu obecnemu psychoterapeucie płacisz i za twoje pieniądze jego obowiązkiem jest "stanięcie po stronie pacjenta" a nie podważanie słów pacjenta. On przyjmuje twoje opowieści i twoje poczucie krzywdy jako terapeuta bo tak wygląda jego rola (terapeuta nie powie pacjentowi że ten kłamie) a nie dlatego, że faktycznie twoje zarzuty mają uzasadnienie, bo on tego nie wie. Jeśli idzie się do kolejnego psycho ze skargą na poprzednich, bo i tak bywa, to ten psycho to przyjmie, ale nie pomoże z pewnością w "walce" z psychologami, bo nie o to w terapii chodzi. Inaczej- psycho zakłada, że to co pacjent mówi to jego konstrukt, narracja, fantazja.
  12. A co jeśli oni mają rację i twoje oskarżenia są faktycznie bezpodstawne i niedorzeczne? Są przecież pieniacze sądowi, są paranoicy i oni to wiedzą. Jeśli twoje racje są uznane za bezpodstawne i niedorzeczne przez prawników to może takie faktycznie są, tak jak i są takimi twoje zarzuty w stosunku do psychologów. Jesteś w stanie zrozumieć ich racje i to że ty- w sporze z innymi - tej racji po prostu nie masz? Normalnie powiedziałabym, że ci przeszkadza zadawnione nieuświadomione poczucie krzywdy czy lęk które przenosisz na otoczenie, ale w związku z tym, że trudno ci pojąć gry umysłu czy metafory nie będę w stanie tego wyjaśnić. W twojej sytuacji (np uszkodzeń genetycznych czy biologicznych) być może nikt nie jest winny i nikt ci nie jest winny niczego.
  13. W realu muszą ci pomóc specjaliści - o ile mogą i chcą i się da- a nie ja. Moje zdanie nie ma znaczenia.
  14. Skoro tak, może myj oddzielnie poszczególne części ciała w misce, wylewając wodę po każdym myciu a temperaturę wody mierz termometrem, żeby nie mieć styczności z nią gdy będzie miała przykrą temperaturę dla ciebie? Ustawianie "ulubionej" temperatury może być nawet zabawne.
  15. Stąd właśnie moja myśl, że nie warto pchać się na siłę w relacje (gdzie talentu nie ma i nie będzie, może byc tylko umożliwiająca neutralne życie auto-tresura) ale lepiej przekierować energię na to do czego ma się predyspozycje.
  16. Jasne że nie dlatego piszę o ambiwalencji języka. Ale ciekawy obraz tu tworzysz, pewnie mimowolnie, ale dla mnie znaczący- jakby a. był jednolatkiem, który nie posiada mowy choć rozumie prosty język i w ten sposób nie może wyrazić siebie i dogadać się ze światem, co go frustruje. Nie posiada tez teorii umysłu (innych ani swojej) ani umiejętności samo-obserwacji z pozycji metakomunikatora (lustro), nie ma tez dostępu do swoich treści nieświadomych bo nie ma "dorosłego punktu," z którego mógłby to zaobserwować (jego własne stany interpretuje mu matka, otoczenie). Taki dostęp do siebie by go zresztą od środka rozwalił, bo nie ma na czym się oprzeć, tak jak dziecko. Niestety, ten jednolatek ma dorosłą inteligencję matematyczną ale nie umie myśleć poza logiką i jest w ciele dorosłego, więc funkcjonuje dla innych jako "dorosły" z całym arsenałem oczekiwań jakie się ma dla dorosłego.
  17. Ależ służy. Potrzymaniu poczucia bezpieczeństwa, choćby. Oparciu w nieambiwalentnym.
  18. Przeciętny neurotyk (o ile istnieje ktoś taki bo wątpię tak samo jak w to że istnieje przeciętny a.) odpowiedziałby "to wszystko zależy". Wydaje mi się że jednak a. tak nie odpowie, bo nie rozumie że jest sytuacyjny czy względny. Względność czy zależność czy wartość społeczna czy intuicja - tu może być problem a nie schemat wartości dotyczący pracy. Nie jestem a, ale wybrałabym dla siebie wersję a. Jedziesz tutaj po efekcie horoskopowym, te klasyfikacje są niespecyficzne. Tj. nie mówią nic. I tyle w kwestii statystyk. Są bezużyteczne. Tak odpowie ci każdy, doprawdy :)))
  19. Take i Johnn jednak piszą coś innego. Że obszary ich zainteresowań się zmieniają, choć ciągle zostają w kręgu klasyfikacji czy jednoznaczności. Co więcej John nie rozumie poleceń bo nie rozumie mowy (ambiwalencji i wieloaspektowości ludzkiego języka) nie mówiąc już o kontakcie społecznym (humor, gra społeczna, metafora etc) czyli de facto pracy w grupie. Nie wydaje mi się też prawdą, że J. zafiksował się na byciu matematykiem. Przecież - jeśli dobrze rozumiem jego wypowiedzi- on nie jest w stanie samodzielnie uczyć się ani samodzielnie pracować. Więc to tylko fantazja bez realizacji. Neurovit, ZA nie wyjaśnia niczego, nie daje pełnego obrazu, chyba jeśli chodzi o pewne uszkodzenia biologiczne. Tu jest np zależność, wyuczona bezradność, zewnątrzsterowność, agresywna bierność, myślenie paranoiczne, brak fantazji o ojcu w rodzinie (czego nieświadomość się teraz domaga), utożsamienie z matką (która go szczuje na potrzebnego mu ojca), patologiczny schemat rodziny, niezdolność do zakwestionowania siebie i swojego sposobu myślenia i mnóstwo innych rzeczy poza "sztywnością rozumienia". Ogromny obszar dla psychoterapii jednak. Skąd owa "sztywność"- z biologii czy jednak z wczesnego lęku? ZA -fajnie się czyta co piszesz bo takie behawioralne, proste i ładnie ułożone, ale klasyfikacja ZA nic do tego nie ma, nie odpowie, bo nie ogarnia tych obszarów. Jednostka idzie swoją drogą.
  20. Oj, nie, ja nie lubię, dzięki. Wprost przeciwnie, i dlatego tutaj piszę, że każdy jest specyficzny a grupowanie, klasyfikowanie to taka gra umysłu, który próbuje ogarnąć. Taka forma kontroli przez nazwanie. Problem w tym czy nazwiemy tak czy inaczej mamy do czynienia z tym samym zjawiskiem , z tą samą psyche i behawiorem, a próby tłumaczenia to często masło maślane i tłumaczenie niewiadomego przez niewiadome, lub efekt horoskopowy. Jasne, że nie każdy A musi być matematykiem. Ale ta matematyka się przejawia tutaj ze względu na autora wątku. Ja rozumiem oczywiście, że Johnn potrzebuje diagnozy/nazwania by wreszcie zostać zrozumianym i kontaktować się ze światem przez język diagnozy (tak jak próbuje językiem matematyki), ale to ciągle nie jest ludzki język i niewiele to w relacjach pomoże ani nie wpłynie znacząco na zrozumienie przez innych. Choć z pewnością wiedza jaką tutaj zamieszczasz może być cenna gdzie szukać dla siebie pomocy czy przykładów.
  21. Odpowiedziałabym podobnie jak Johnn, problem w tym że nie jestem A a te pytania nie wskazują na specyfikę ZA. Trochę jak "syndrom DDA", który nie jest specyficzny , istnieje/nie istnieje i funkcjonuje niczym efekt horoskopowy, wszyscy się w tym syndromie mieszczą zależnie od nastroju . Rozumiem, że chcesz sobie nazwać co się dzieje, ale diagnozy same w sobie są umysłowym konstruktem i mają małą wartość a już przez forum nie mają żadnej.
  22. Tak i myślałam. I dobrze, ale diagnoza nie daje samo-wiedzy. Diagnoza tak naprawkę "kręci się" wokół braku w stosunku do normy. Określa człowieka przez brak, mankament a nie możliwości. Nie daje informacji terapeucie, bo z tego co piszesz Take, mimo diagnozy bardzo różnisz się od "obrazu", jesteś dobrym przykładem tego, że diagnoza jest tylko małym i nie najważniejszym fragmentem w układance. Cały tragizm w tym że nie rozumiesz wyjaśnień, bo te nie opierają się na języku matematyki a na rzeczach na które masz " ślepą plamkę". Cały tragizm w tym, że pragniesz relacji ale - z powodu swoich ograniczeń- nie jesteś w stanie jej zrozumieć, jej nawiązać i w niej być. Co by było gdybyś uznał że tak już jest i to się za bardzo nie zmieni? Może to by pozwoliło przekierować ci energię na to co możesz poprawić i dla siebie zrobić? Ciągle to samo: winni są inni. Oskarżasz matkę i ojca, psychologów i świat cały, bo tak się z innymi kontaktujesz, ale jesli faktycznie masz jakieś uszkodzenia genetyczne czy biologiczne, to mogło być tak, że to ty nie byłeś w stanie od samego początku nawiązać ze światem kontaktu. W jaki sposób będziesz dalej oskarżał i kogo? Może po prostu ta opowieść o winie innych jest nieprawdziwa, niewłaściwa, nieadekwatna? Ok, czyli jak myślałam jest to język, który chcesz przyjąć żeby kontaktować się z innymi, dać im jakąś wiedzę, jakoś przyszpilić słowa do znaczeń. Problem w tym, że być może masz zbyt duże oczekiwania co do tego. To nie pozwoli im zrozumieć ani nazwać, tylko doklei ci łatkę zaburzeńca i nie sprawi że ojciec wróci a matka będzie cię szanować. Nic z tych rzeczy. Po prostu stwierdzą, że nic się nie da zrobić i nadal będzie tak jak jest. Ta diagnoza czy inna nie sprawi żadnej magii w cudzym umyśle tak jak nie sprawiły to poprzednie ( jeśli dobrze rozumiem). Psychoterapeuci wiedzą po kilkunastu sesjach więcej o tobie niż znajdą w kilkustronicowej diagnozie. Odnieś to do siebie nie do psycho. Jesteś w stanie dostrzec swoje braki? Zakwestionować swoją niewiedzę, przyjąć swoje ograniczenia? Z tego co piszesz- mam wrażenie, że na razie nie (ciągle akcent w tym co piszesz pada na to że winni są inni). Niekoniecznie. "Diagnoza" i "leczenie" są - jeśli chodzi o umysł- umowne. ZA się nie leczy ale łagodzi.
  23. @take Czy sama diagnoza ci w czymś pomogła, czy pomogła np. terapeutom czy psychiatrom? Czy raczej odpowiada na twoją potrzebę określenia "kim jestem"? Nie sądzę żeby osoby z ZA były dopuszczane do głębokiej terapii grupowej. Nie rozumieją nic z relacji ani mowy. To przecież bezcelowe. Chyba że chodzi o trening? Wkurzenie osoby z ZA jest nieważne, to drobiazg, wkurzenie przeżywa każdy neurotyk na terapii i to jest norma więc A nie jest tutaj jakoś wyjątkowy. Wg. Lacana, pomylenie struktur osobowości, wzięcie psychotyka za neurotyka w czasie analizy to nie wkurzenie ale ryzyko załamania psychotycznego. Psychotyk nie ma wewnętrznych struktur które go podtrzymają w przypadku kryzysu. E tam. Robisz z psycho idiotów, na jakiej podstawie. Snujesz bajkę w stylu ci źli psycho, nie znają się na niczym, zaraz dojdzie to tego że złodzieje i oszuści jak to Johnn tu zawsze pisze. To młyn na wodę dla wiecznej narracji krzywdy i paranoicznych podejrzeń, takich jakie przejawia ciągle autor wątku. Zakładasz że się idzie gdzieś, dostaje papier i wszyscy wszystko już wiedzą. Tak przecież nie jest. Myślę, chyba słusznie, że spektrum ZA i zaburzeń towarzyszących jest mnóstwo, więc przed psycho staje mimo wszystko człowiek a nie diagnoza.
  24. @NeurovitMyślę, że diagnozowanie ZA to jest kwestia pewnej kulturowej mody. Tak jak kiedyś ADHD. Jak będzie lek na ZA to będzie diagnozowane częściej i powszechnie w każdym ośrodku :). Osoby z ZA pragną byc zdiagnozowane raz na zawsze i to niepodważalnie wobec ich lęków, bo daje im to "trwałą" tożsamość i z zewnątrz dostarcza teorię umysłu (własnego). Potrzebują na trwale i jednoznacznie złączyć siebie z jakimś pojęciem, znaczeniem. Rozumiem. Ale dla mnie -neurotyka -szukanie matematycznej diagnozy żeby sobie ją na czole nakleić i dać psycho do pracy to jakieś nieporozumienie, koszmar. Tutaj przewija się temat diagnozy jako takiej- moim zadaniem po prostu kulturowo i statystycznie opracowanego konglomeratu pewnych obserwowalnych cech a nie "wiedzy o danym człowieku". Naklejanie etykiet jest właśnie takie aspergerowskie, bo przecież diagnoza to żadna wiedza ani żaden klucz. Może tylko dla osoby zaburzonej. Przed psycho staje człowiek. Ja -uśmiechnęłam się- za to mieszczę w twoim obrazie. Jestem introwertykiem, ludzi nie lubię, ludzkości wręcz nie znoszę, świąt żadnych nie obchodzę, w bogów żadnych nie wierzę, jąkałam się, z domu dysfunkcyjnego pochodzę... tylko teorii umysłu i fantazji mam nawet za dużo :). Więc to co piszesz jest/może być jakąś pochodną tego, że niektórzy nie pojęli ambiwalencji mowy, nie połączyli na trwale znaków i znaczeń na tyle by się tym bawić (matafory, humor, gry słowne), nie mają wykształconego dojrzałego Ja i zdolności meta-komunikatora i maja ślepą plamkę na emocje i teorie umysłu. Ale to tak właśnie z diagnozami jest- człowiek się w nich nie mieści.
  25. @Neurovit To co piszesz pokrywa się z moimi wyobrażeniami. Tylko dodam od siebie to, że to nadużycie we wczesnym dzieciństwie dokonuje się na poziomie nieświadomym, bardzo głębokim. Piszesz też o pewnej sztafecie pokoleń, co wskazuje na pewne czynniki genetyczne także. Matka w przypadku gdy niemowlę nie nawiązuje z nią kontaktu nie musi być "złą matką" odrzucając je. Po prostu kontakt jest nieadekwatny jakoś, matka z dzieckiem się mijają i nie odzwierciedlają i stąd problem. Mam wrażenie, że chcesz tutaj oskarżyć rodziców, ale tak prosto to nie działa. I brak funkcji ojcowskiej czyli nauczenia że istnieje "zasada", jakieś prawo, że słowa sa jakoś przytwierdzone do sensu i że symbolicznie (bo tez nie prosto) ojciec to robi (lub fantazja o ojcu jak go nie ma). Stąd niezrozumienie mowy, słowa nie trzymają się znaczeń istąd - dalej- próba przytwierdzenia ich na stałe (problem z wieloznacznością), lęk, poczucie zagrożenia, bo nie umie się nazwać nawet swojego wewnętrznego świata. I to myślenie obrazami, chyba też nie do końca. Raczej konkretami, które są nieambiwalentne (czas, liczba), tak, ale nie obrazem, metaforą, wizją. Ale fakt, że chyba im trudno pojąć ambiwalencje słów, słowne żarty, czy właściwie nazwać emocje. Stąd tradycyjna psychoterapia mija się z celem. O psychotykach w ujęciu lacanowskim pisał B. Fink, jak cię interesuje temat, zajrzyj.(Kliniczne wprowadzenie do analizy lacanowskiej).
×