Skocz do zawartości
Nerwica.com

akwen

Użytkownik
  • Postów

    646
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez akwen

  1. akwen

    Samotność

    Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Pod każdym dnem jest jeszcze metr mułu. Ja wolę nie wartościować bez potrzeby, bo to nie ma sensu, nie przynosi żadnej korzyści, same straty. Prostytucja to nie to samo, co zdrada małżeńska czy związkowa. I tak samo jak nigdy nie wiadomo dlaczego ktoś właśnie choruje na głowę, tak i nigdy nie wiadomo dlaczego i po co ktoś wykonuje teraz akurat ten fach. Faktycznie rozmowa zeszła trochę na poziom żenady. Cóż, w życiu nie ma przypadków i samotność też nie jest przypadkiem. Z jakiegoś powodu człowiek nie przyciągał kobiet albo przyciągał takie, które nie wychodzą na zdrowie. Peace.
  2. Wiesz, dorzucę jeszcze - każdy powinien skupić się na tym, do czego najbardziej się nadaje. Robić to, do czego najlepiej zaprogramowało go życie, zdolności, nabyta wprawa, fenotyp. Nie będę się powtarzał, że środowisko, rodzina i predyspozycje to elementy karmy, bo zbierało by już od tego mojego gadania o karmie na rzyganie. Gdybym skupił się na innym życiu niż mieć te minimum egzystencji tutaj, przeżuwać życie drobnymi kęsami, by zamiast tego gonić w jakimś bezsensownym kieracie, może bym się dochrapał na tym polu zdolności i kasy, które inni mieli w wieku ok. 20 lat. Tylko po co? Obserwacja daje mi dość satysfakcji, a gonienie za przyjemnościami, to mnożenie sobie problemów. Ja wolę być ostatni i pozwalać życiu działać, wiedząc nieco jak ono działa mogę mniej cierpieć, mi więcej do szczęścia nie potrzeba. Jeśli nie jest zimno, jest mi syto, mam gdzie spać, nic mnie w głowie nie napierwala chwilowo, to gonienie w tym wyścigu, by dostać ochłapy - jest dla mnie bezsensowne. Więcej mogę się nauczyć, więcej zrozumieć i mniej po pysku oberwać. Przesadne działanie powoduje cierpienie, bo człowiek nieświadomie czyni sporo zła, sobie, innym , środowisku, działając dużo nie analizuje się całkiem swoich działań. Zła rozumianego zarówno jako szkoda, egoizm jak i naiwność czy marnotrawstwo. Życie to łamigłówka, łatwiej ją rozwiązać, gdy nie komplikuje sobie równania do rozwiązania, nie dodaje niepotrzebnych zagadnień. Łatwiej wychwycić kluczowe zagadnienia i słowa. Mało efektowna rola w danym akcie światowego teatru, to nie przegrane życie, to tylko mało efektowna rola. Więcej rekwizytów i bardziej eksponowana rola to więcej zobowiązań, więcej trosk i większe zagrożenie dla ego. Jeśli człowiek zagra skromną rolę dobrze, to wyjdzie mu to na zdrowie. Zaś zdrowie jest troską ciągłą. Parśwa, Mahawira, Budda - porzucali książęce życie w zbliżonym do mojego wieku, bo wiedzieli że wyjdzie im to na zdrowie. Ja jestem parobasem, mogę w spokoju ducha przerzucać gnój i nie myśleć o fiołkach, jest mi łatwiej.
  3. Niestety wszystko jeszcze przede mną, Wiem, mogą mi odrąbać kończynę, wyruchać od tyłu, połamać nogę, ugotować żywcem. Ja znam swoją karmę, nie wiem co wyrabiałem przedtem, ale to musiało być coś okropnego. Od ok. 30 lat spłacam odsetki. Niestety muszę jeszcze przeżyć trochę lat, o ile sprawy nie skróci jakiś globalny kataklizm, co jest wysoce możliwe. Jeśli niestety muszę tutaj jeszcze trochę pożyć, to po co silić się na młodego. Nigdy nie byłem młody. Od roku zerowego byłem stary. Po co sobie komplikować życie, przywykłem. Nie rozumiemy się. Ten świat (tutaj, w tym wyrywku czasoprzestrzeni) to śmietnik. Brzydzę się nim. Religa <żarcik> mi zabrania skończyć sprawę życiowego rozdania, to by jedynie pogorszyło moje dalsze położenie i kolejne żywoty. Uciekłbym od swojego problemu, czyli obecnego życia. Życie nie wynagradza uciekania. Skoro już muszę tutaj żyć, to z niesmakiem żyję, bo jaki mam inny wybór? A skoro już muszę tutaj żyć, to wolę żyć powoli i świadomie zamiast gonić za pozornymi przyjemnościami, które nic nie dają oprócz przesytu i/lub cierpienia. Wolę drobnymi krokami czerpać z życia naukę. Prośba, nie przyjmuj roli mamusi głaskającej małego chłopczyka, który buczy bo właśnie dostał bobu u dentysty. Życie mi wyprostowało ego. Rzekomo z ryja jestem w porządku, ale jak pisałem: przywiązanie do tego świata to nie moja bajka. Nie lubię życia tutaj, z wielu powodów. Za dużo cierpienia (które w znanym nam wyrywku czasoprzestrzeni będzie zawsze, bo jest niezbędne do zachowania równowagi we wszechświecie), dzieci w Afryce nie mają co jeść, za dużo bezmyślności i marnotrawstwa, świat jest sprawiedliwy, ale z powodu względności czasu i zachowania symetrii - sprawiedliwość jest nieraz bardzo oddalona w czasie, za dużo wszystkiego. To nie mój świat. Nie trzeba mi słodzenia, nie lubię słodzić, cukier to trucizna. Życie w tym wymiarze jest klatką. Jakieś tam związki - to zobowiązanie, to kolejne problemy, po co mnożyć sobie problemy? Trochę poznałem jak życie działa i ja po prostu wolę nie cierpieć. Poznałem z grubsza zasady jak unikać cierpienia, rozgryzam je dalej, więc jestem na dobrej drodze do przełamania swojej karmy. Moje życie nigdy nie było tak znośne jak teraz i nigdy nie było tak dobrze z moją głową jak teraz. Gdy goniłem za pozornymi przyjemnościami i myślałem kategoriami - wygrane jedno życie, przegrane jedno życie - wtedy było całkiem inaczej. Ja już nie myślę w ten sposób. Ja jestem szczęśliwy teraz, gdy nauczyłem się uczyć życia, poznałem podstawy i zrozumiałem dlaczego przytrafiała mi się wcześniej choroba i inne sprawy. Im mniej, tym lepiej. Wygrywanie jednego życia - nie ma dla mnie sensu. Czasem życie trzeba przegrać, żeby siebie nieco oświecić. Liczy się pod koniec zgromadzona pozytywna karma i nauka wyniesiona z życiowego rozdania. Chwilowa satysfakcja, związki i takie tam duperele nie dla mnie, ja przestałem żyć iluzją w Iluzji. Dziękuje za dobre intencje w sprawie pocieszania, ale nie zrozumieliśmy się. Mnie nie trzeba pocieszać, ja myślę innymi kategoriami. Świat jest teatrem, a wszyscy jesteśmy aktorami. Nie ważne jaka rola akurat przypadnie w danym akcie, ważne w jakim stopniu opanuje się aktorski fach. Wszystko jest względne. Nigdy nie wiadomo co wyjdzie na zdrowie, a co na nie zdrowie. To znaczy - trochę wiadomo - ale trzeba znać podstawy.
  4. akwen

    Samotność

    Dlaczego? Są inni, mają do przerobienia akurat to. Może je/ich to czegoś nauczyć i mogą potem wiedzieć więcej, niż ktoś kto był całe życie bez skazy poukładany. Jeśli mi bezpośrednio nie szkodzą, to po co je/ich oceniać? Każdy ma swoje rachunki do spłacenia. Masz trochę rację i trochę nie masz racji. To trochę znak czasów. Niektórzy/re tacy są, ale życie naprawdę pisze przedziwne scenariusze. Nie oceniam, bo sam nie lubię być oceniany. Czubki tez nie mają dobrej opinii wśród ogółu społeczeństwa. Co do netu, wiadomo o co chodzi. Kobiety idące na łatwiznę są odbiciem facetów, którzy też idą na łatwiznę. To symbioza, oba gatunki nie mogłyby bez siebie istnieć. A dlaczego tylu facetów jest tak zdesperowanych, że robi popyt na coś takiego, nie potrafią pójść do baru, zagadać, oczarować choć trochę, tylko żeby dawać upust swojej frustracji muszą bulić? A dlaczego ludzie lubią kłamać i uchodzić za lepszych niż są naprawdę? A ilu facetów puszcza się za kasę, robiąc coś czego nienawidzą albo coś co szkodzi środowisku, społeczeństwu czy innym istotom żywym? Dlaczego niektórzy zostają politykami? Każdy ma swoje do przerobienia.
  5. akwen

    Nie lubie ludzi

    Masz trochę racji, ja też mam trochę racji. Racja jest pomiędzy, niekoniecznie pośrodku. Każdy spotyka innych ludzi i ich reakcje też są różne, każdy przerabia teraz inny temat, więc i każdy ma swój świat.
  6. akwen

    Samotność

    Drugi brzeg nie przybliży się sam, sama modlitwa nie wystarczy. Modlitwa, medytacja pomaga we właściwych działaniach. Może zmień religię? Grzech to błąd. Podobnie jak kod programu może zawierać błąd, tak i kod człowieka może go zawierać. Zachowywać się w miarę w miarę, nie tracić głowy i nie dać się zwariować. I uważać na to co się je i pije <- wiem, wiem, powtarzam się Piekło jest tutaj. Może zmień religię albo olej religię i znajdź miłość do stworzenia w czymś innym.
  7. akwen

    Samotność

    A dlaczego faceci coraz częściej stają się prostytutkami, dlaczego coraz częściej decydują się na taką profesję i dlaczego okłamują potem kobiety? Czasy teraz takie, że pieniądze są w cenie i człowiek jest gotowy zrobić coraz więcej, przełamać swoje hamulce, byle je zdobyć. Takie czasy. Łatwiej dzisiaj zachować anonimowość, ludzie są bardziej mobilni, trudniej zostać zaszufladkowanym z tego powodu. Ponadto faktem jest, że wielu facetów w dzisiejszych czasach jest zbyt przepracowanych lub zbyt nieporadnych życiowo by zapewnić sobie normalny związek. Na zwiększony popyt odpowiada zwiększona podaż. Tak było jest i będzie. Poza tym, ja bym dodał jeszcze, że czasami może trzeba przerobić życiową lekcję; jak to jest być prostytutką. Coś człowieka do tego popycha albo i zmusza, są kobiety które rodzą się na Dalekim Wschodzie w kastach przeznaczonych do tej funkcji. Są kobiety bliżej które rodzą się w takim środowisku, które sprawia, że nie widzą w tym nic złego, po prostu muszą to przerobić. Każdy jest potrzebny i prostytutki też spełniają w społeczeństwie swoją funkcję, do korzystania z ich usług nikt człowieka nie zmusza, a ocenianie ich jest głupotą, bo jak wszystko - to także do człowieka wróci. Zawsze wie się o drugim człowieku tylko trochę i nigdy nie wiadomo dlaczego przerabia on to, a nie coś innego.
  8. akwen

    Samotność

    To może skup się na razie na mniej ładnych, zmień kryteria ładności i zwracaj mniej uwagi na wygląd. Opatrzność do jednego może przemawiać poprzez Biblię, do kogoś innego przez szydełkowanie, jeszcze innego przez oczy kobiety albo jakiś naprawdę dobry film, naprawdę dobrą niekoniecznie świętą książkę. Ktoś inny może być tym tematem chwilowo niezainteresowany. Opatrzność przenika wszystko i przemawia poprzez wszystko. Czasami daję otuchę w sposób niekonwencjonalny. Jeśli ktoś ''przypadkowo'' (nie ma przypadków) spotyka na swej drodze pasującą do niego, niekoniecznie bardzo ładną, kobietę -to także poprzez jej oczy przybywa do niego Opatrzność, daje mu szansę i vice-versa. Nawet jeśli jest agnostykiem czy ateistą, w życiu nie tknął Biblii. Po prostu zarobił sobie chłop myślą, mową, uczynkiem i brakiem zaniedbania, ma potencjał i może coś z tego będzie. W życiu nie ma nic za darmo, co poradzić, ale nie za wszystko płaci się walutą i na wiele spraw nie da się tą walutą ''zarobić''.
  9. Wiara nie musi być zorganizowana, to fakt. Każdy ma inne potrzeby, czasem zaspokaja je kilka różnych oficjalnych religii albo i żadna. Wiara nie musi oznaczać braku wątpliwości. Wiara to pomoc przy procesie poznawczym zagadki zwanej życiem, podczas procesu poznawczego można mieć wątpliwości i jest to naturalne. Zabrzmi to teraz nadęcie, ale Chrystus na krzyżu powiedział: Eli, Eli, lama sabachtani - Panie, czemuś mnie opuścił. Więc i on w chwili swojej próby te wątpliwości miewał, każdy ma swoje próby, ani lepsze ani gorsze i ma prawa posiadać wówczas wątpliwości. Piotr też trzykrotnie wyparł się Chrystusa i mogę podać jeszcze kilka podobnych przykładów. Świat jest wielką zmianą, jutro będzie sobota i to jest absolutnie pewne.
  10. Przykładem, że karma działa i właściwie pojęta wiara działa są choćby starożytni Rzymianie. Naród praktyczny do bólu zębów, nie czyniący wysiłków przypadkowo i niepotrzebnie. Mający Bogów do wszystkiego, do handlu, do uprawiania miłości, do leczenia, do uprawiania roli. Naród szanujący Bogów własnych i cudzych. Metafizyka dla celów dydaktycznych wcielała się dla nich w znanych im Bogów i faktycznie im pomagała w spełnieniu ich roli zbiorowo i indywidualnie. Tak długo, jak Rzymianie szanowali metafizykę i powierzone im zadanie/a, tak długo państwo to odnosiło sukcesy na skalę trudną do porównania i trudną do powtórzenia w historii powszechnej. Gdy zaczęli wątpić, ogarnął ich sceptycyzm, zbytnio się rozpaśli własnym dobrobytem, zrobili nieumiarkowani (nadmiar materii, nadmiar obżarstwa i pitego wina), ich kulty zastąpiły nowe religie ze wschodu: manicheizm, chrześcijaństwo, mitraizm, a im samym metafizyka przestała darzyć. Spełnili swoją rolę dziejową, wprowadzili rzymskie prawo (które jak wszystko, stanowiło ziemskie odbicie niebiańskiego porządku w tym nie najweselszym i nie najlepiej urządzonym ze światów), a rozległość ich granic pozwoliła potem szerzyć się chrześcijaństwu. Ponadto prawo retrybucji (przyczyna i skutek, zbrodnia i kara), wszystkie ściągane kontrybucje, zburzenie Kartaginy - do nich wróciło. Zapewne przypadkiem Wandalowie, którzy złupili Rzym w 455r. stworzyli państwo na terenach dawnej Kartaginy. Podobnie na poziomie indywidualnym człowiek nieraz dostaje naprawdę, ale to porządnie po dupie, spotykają go same przykrości z powodu jego nieokiełznanego ego. Dao, droga - która każdy ma do przerobienia uczy go skromności i cierpienia, bo skromność i cierpienie przybliża do metafizyki, wielości bytów składających się na zespolenie świadomości, które ja rozumiem jako Boga. Bóg jest jeden, bo byty te są Jednością, zarazem Bogów może być wielu - bo Jedność objawia się tutaj czasami w postaci kultów religii politeistycznych. Ich moc oparta na wiedzy, poznaniu, doświadczeniu, właściwej percepcji jest czarną magią dla człowieka, który widzi tylko tyle ile widzą dane mu zmysły, pojmuje czas linearnie i każdy dany skrawek mu wiedzy przypłaca nadęciem swojego ego. Wspólnoty bytów o których jest mowa w III rozdziale księgi rodzaju (''oto człowiek stał się taki jak my''). Wielości bytów, w którym każdy przerabiał drogę od insekta do istoty oświeconej, siłą rzeczy dużo cierpiąc, ucząc się kolejnych biegłości, wielości ludzkich perspektyw, nienadużywania przyszłej władzy, empatii, odróżniania poczucia sprawiedliwości od pragnienia zemsty. Człowiek przestaje wartościować, więc i życie także przestaje go wartościować (III prawo dynamiki Newtona, albo z innej mańki: jaką miarą odmierzycie, taką i wam odmierzą i jeszcze wam dołożą). Przestaje się wiedzieć za dużo, bo życie nie lubi takich którzy wszystko wiedzą. Zmieniają się okoliczności, więc i zmienia się własne życie, paleta sytuacji, ludzi, przyjemności i nieprzyjemności, które spotykają człowieka. Drogę ta można przebyć zarówno w czasie, jak i w przestrzeni, również w zakładzie psychiatrycznym. Przykładem choćby postać John'a Nash'a z ''Pięknego umysłu'', który nadęty na początku swoim ego brał po dupie, by upokorzony chorobą - móc potem wrócić do życia naukowca z innym podejściem niż uprzednio. Wiem, że to tylko film, ale oparty trochę na faktach, zaś metafizyka przemawia również poprzez filmy. Prawo karmy dobrze widać na dobrych filmach, tak jakby ktoś podpowiadał reżyserowi i scenarzyście. ''Wiem, że nic nie wiem'' - wieki temu jakaś siła wypowiedziała te słowa ustami pewnego filozofa, które nie bał się tego przyznać. W dziejach ludzkości, w życiu człowieka pewne słowa uparcie powtarzają się i to też nie jest przypadkiem. Jeśli przyjąć wszechświat pozorne paradoksy zawarte w filozofii czy Biblii przestają być paradoksami. A ja w swojej głupocie i nieumiarkowaniu po raz kolejny się rozpisałem, więc - kończę. Na koniec wklejając przepowiednię dla świata zawartą przed laty w pewnym filmie: - Póki co się sprawdza. Metafizyka może czasem wcielić się w postać dziada, dla niej to bez różnicy.
  11. Po pierwsze: jestem głupi. Po drugie: może pomimo swojej głupoty, choroby i zdziecinnienia mogę co nieco zaoferować, ale nie to czego tutaj zazwyczaj kobiety oczekują. Pieniądze, stabilizacja życiowa, męskie ramię do oparcia się i pochodne to nie moja bajka. Wszystko ma swoją przyczynę. Kolejna lekcja dla mnie, dzięki której zapewne uniknąłem przyszłych problemów: nie pożądać za wiele, nie chorować na chciejstwo, nie zrażać do siebie ludzi i nie tłumaczyć się chorobą. Nie ma zdrowych, są tylko niezdiagnozowani, wymówka pozostaje wymówką. Mam nieco poniżej trzydziestki. Wszystko to stan umysłu. Przyjąłem starość jako swój obecny stan, bo z nim znośnie znosi się mój świat. Człowiek młody goni, musi się nasycić, wyszumieć, żeby potem móc się stabilizować. Zamiast gonić frustrację wolę statecznie się starzeć, zadowalać jak najmniejszym i jak najprostszym. unikać niepotrzebnych kłopotów. Kobiety to nowa tematyka, kolejny problem, a moje dotychczasowe życie wskazuje na to, że to nie jest mój problem na teraz. Kobietę trzeba umieć obronić i zapewnić poczucie bezpieczeństwa. Wiem doskonale, że nie byłbym w stanie tego zrobić, więc po co przysparzać sobie i innym cierpienia? Staruszek, którym jestem, nie musi zazdrościć, nie musi gonić, mu wystarczy niewiele, usiąść nad brzegiem strumienia, popijać bezalkoholowe piwo i patrzeć na ten świat. To się rozumiemy. Wiesz, co do spełnienia. Wychodzę z założenia, że trzeba wyciskać jak najwięcej z najmniejszego. Wówczas widzi się więcej szczegółów i detali. Każda nowa osoba, nowy przedmiot, nowe miejsce to nowa problematyka. Nie lubię zbyt wielu problemów i nie lubię cierpienia, które się z tym wiąże. No i jeszcze myślę w kategoriach więcej niż jednego życia. Są tacy, którzy potrafią czerpać naukę czy satysfakcję z przeżywania wielu spraw, są również tacy którzy potrafią uczyć się i czynić dobro obracając dużymi pieniędzmi, ale to nie moja karma. Zamiast zbytnio radować się życiem, wolę zbytnio nie cierpieć. Ten świat jest więzieniem, a moja cela jest skromna. Usiłując się z niej wyrwać dodałbym sobie cierpienia. Trzeba brać życie jakim jest. Wielki świat to nie mój świat. Mój świat jest mały i dlatego nieograniczony. Życie jest paradoksem, ja wolę poszukiwać go w znajomej mi pryczy i kracie. Trzy klejnoty Lao-Tzi; skromność, współczucie i umiarkowanie. Praktykować to, jak i sztukę nie zadawania cierpienia, a także przyjąć prawo przyczyny i skutku. Nie ma przypadków, nic nie jest przypadkiem, metafizyka w holograficznym świecie przemawia poprzez kolory otoczenia, kolory przedmiotów, książki i filmy które ''przypadkowo'' trafiły w ręce, ''przypadkowo'' usłyszane słowa (choćby wypowiedziane przez pana Mietka spod budki z piwem), ''przypadkowe'' reakcje ludzi, ''przypadkowe'' sytuacje. Metafizyka uczy człowieka na każdym kroku i cały czas wysyła mu pewne sygnały, na każdym kroku, daje różne podszepty, skłania do różnych zachowań. Jeśli przyjmie się prawo przyczyny i skutku, zacznie uważnie dobierać pożywienie, lekturę i ludzi człowiek uczy się unikać niepotrzebnych zagrożeń, niepotrzebnego cierpienia, przestaje gonić za pozornym nasyceniem i zaczyna zdrowieć, także na głowę. Współczesny człowiek nie potrafi czytać życia, bo jego świadomość zanieczyszczają używki, (alkohol, kawa, sacharoza, wszelkie pożywienie które wiąże się z niepotrzebnym cierpieniem zadanym istotom żyjącym lub środowisko), niewłaściwe podejście do kultury, chciwość, konieczność nażycia się w jednym życiu i odejście od starych form we wszystkim. Kod wszechświata jest wszędzie. Życie uczy ciągle. Przyjmując jego właściwe podszepty naprawdę można lepiej żyć i nie dostawać niepotrzebnie po pysku. Co do religii, jak pisałem, każdy powinien mieć swoją, szacunek okazywany pustce (wielowymiarowemu wszechświatowi, które jest projekcją naszego umysłu, superhologramem) w muzyce, nauce, filozofii, książce, kobiecie też może być religią. Każdy ma zadanie rozpisane na teraz, na to życie, jeśli zacznie się uważnie śledzić wskazówki - można lepiej żyć i unikać starych błędów. Wiara jest ślepa tylko na pewnym etapie. Na samym początku, gdy trzeba przyjąć za pewnik podstawowe założenia, a potem prześledzić czy one sprawdzają się w dotychczasowym życiu i czy będą sprawdzać się dalej. Dla mnie początek drogi to''Buddyzm dla początkujących'' Thupten Cziedryn, ale każdy ma swój, nie zawsze musi być to lektura. Potem może się okazać, że człowiek już wie z grubsza co ma robić z życiem i dlaczego spotyka go w życiu uparcie własnie ten temat. Religia polegająca na klepaniu bez przekonania formułek, które nic nie dają i nie przynoszą żadnego pożytku, żadnej nauki, żadnej poprawy własnego potencjału, ani darów losu to nie moja religia. Karma działa i karma wraca. Poprzez właściwie pojętą religię metafizyka przemawia do człowieka. Daje mu wiedzę. Poznanie to wiedza poparta doświadczeniem. Bez wiary, że coś może się wydarzyć - nie stworzy się podstawy do zaistnienia doświadczenia. Nie zyska się doświadczenia, które stanowić będzie podpory dla dalszej wiary. Każdy ma swoją karmę i swoje do przerobienia. Ci którzy lubią dużo działać też są potrzebni. Bez nich obserwacja byłaby uboższa. Zamiast dużo działać wolę pozwolić działać życiu.
  12. Ja wiem tyle, że nic nie wiem i jestem smarkaczem. Jestem tak obłędnie głupi, że trudno mnie obrazić. Człowiek głupi może się zawsze czegoś nauczyć, a kto się poniży jak dziecko, ten odziedziczy królestwo niebieskie (żarcik, chociaż nie do końca). Życie nieraz brutalnie wyjaśnia pewne sprawy bardzo wcześnie.
  13. akwen

    Samotność

    Użalanie się nic nie daje, więc nie ma sensu. Samotność czasem ma sens. Czasem trzeba odpocząć od ludzi, coś zrozumieć, na krócej albo dłużej. Miłość to czasem kolejny wielki problem w życiu. Jeśli ma się dość problemów, czasem nie warto ryzykować kolejnego. We wszystkim jest dualizm, w samotności też. Samotność czasem dobija, takie życie. Warto pomyśleć najpierw co można dać drugiej osobie, żeby samemu coś otrzymać. Jeśli można zaoferować niewiele poza swoją porcją problemów, to może warto najpierw coś zmienić. Nic się samo nie załatwi, świat bywa mały i czasem przyciąga ludzi przypisanych do siebie niezależnie od odległości. Tylko trzeba najpierw mieć co zaoferować (niekoniecznie musi być to kasa), żeby nie skrzywdzić drugiej osoby i samemu nie zostać skrzywdzonym. Jako człowiek chory na głowę nauczyłem się tolerować własną samotność. Lachony tego świata i tak mają dość ciężkie życie, żeby im zawracać głowę, a układ w stylu: jednorazowe figlowanie bez zobowiązań mnie nie interesuje. Zresztą poprzez takie figlowanie sam dostarczyłbym sobie problemów i utrudnił takie poszukiwania na przyszłość, może w innym ciele albo na innej planecie. Dzieci w Afryce nie mają co jeść, więc zawsze może być bez porównania gorzej.
  14. To nie tylko ja chorowałem na masochizm? Ból fizyczny przytępia ból psychiczny i jest miłą odmianą. Styczeń i luty są najgorsze, ciemno, zimno i nieprzyjemnie. Wszyscy mamy źle w głowach i żyjemy. Człowiek ma potrzebę wygadania się, a wygadywanie się przed normalsami ma zazwyczaj przykre konsekwencje.
  15. Jadłem, nie było bardzo zimno, dotoczyłem się jakoś do łóżka i nikt mi dzisiaj nie wpierdolił. Życie było dzisiaj znośne.
  16. Bo jestem głupi, dziecinny, chory na łeb i nie mam nic do zaoferowania :). Zresztą, już mi przestało zależeć i nauczyłem się podchodzić do tematu filozoficznie. Starzeć się z szacunkiem, to jest to. Nam, starym, nie trzeba wiele do szczęścia. Sen, micha, fajka i ciepłe kapcie. Rzadko komu po kompletnym szambie życiowym (również dosłownie, niestety) przytrafiła się okazja zostać kimś, którą zaprzepaścił, bo musiał mieć wszystko i zrazić do siebie akurat ludzi. Umierając i tak to straci. Zresztą, pieniądze to i tak hologramy, wszystko jest hologramem i świat jest hologramem, po co to zbierać? Jaki pożytek można mieć z pieniędzy? Wiara poparta wiedzą i codziennymi doświadczeniami. Inna wiara nie ma dla mnie sensu. Wiara która nie wyjaśnia świata i nie sprawdza się w codziennym życiu - nie ma dla mnie sensu. Właśnie, człowiek nie ma nawet czasu i sił, żeby się porządnie poprzyglądać. Przyglądanie/obserwowanie to główna radocha i pożytek, jaki można mieć z życia. Po co gonić w kieracie, lepiej się poprzyglądać.
  17. Człowiek jest tym co je i pije. Dzisiaj metafizyka wodzi na pokuszenie choćby poprzez kuchnię. Szatan (nie jakiś wyimaginowany gość pod ziemią z ogonem i kotłem, lecz bezdennie głupie ludzkie myśli, które prowadzą do autodestrukcji i nie tylko) tkwi dzisiaj w batoniku, mac-żarciu i coca-coli (niestety w piwie też). Anioł tkwi w kaszy gryczanej, cebuli, jajku znoszonym przez normalną polską kurę bytująca w normalnym kurzych warunkach. Człowiek odżywiający się w sposób chory, nieodpowiednio potem reaguje, myśli, nie potrafi siebie kontrolować i ulega niewłaściwym popędom. Podobnie jak i szatan tkwi w prostytutce, a anioł w kobiecie/facecie którego się kocha. Człowiek by się rozwijać ma szwedzki stół, sam sobie wybiera dania i przystawki. Może ulegać właściwym popędom lub niewłaściwym. Jednym z paradoksów dzisiejszego świata są kolejne nikomu niepotrzebne techniczne nowinki, tablety, i-phony i inne badziewia, które kompletnie niepotrzebnie są rozwijane w szalonym tempie, a zarazem utrata dbałości o normalne w miarę ludzkie jedzenie, nie-faszerowane chemią i rozmaitymi truciznami. Wiadomo gdzie można więcej zarobić, więc i tam idą miliardy. Zarazem grosze oszczędza się w procesie produkcyjnym żywności, byle tylko zarobić. Potem schorowani ludzie pójdą po odpowiednie leki do apteki, zarobi przemysł farmaceutyczny. Koło się kręci, kasa leci. Chciwość, niewłaściwe podejście do pieniądza, kreowanego w szalonym tempie, byle tylko nakręcać popyt i spiralę pożyczek, może wykończyć człowieka. I może to jest własnie lekcja, która ma obecna generacja do przerobienia. We wszystkim jest dualizm, dobro i zło. To nie materia jest zła, materia staje się zła, gdy człowiek traci nad nią kontrolę oraz gdy człowiek traci właściwe priorytety w życiu i zapomina, że materia jest materiałem dydaktycznym, nie stanowi celu samego w sobie.
  18. To nie tylko ja tak mam? Kiedy tylko jakiś lachon (żarcik, żarcik, nie jestem seksistą. Metafizyka jest kobietą) rzuci hasło: poznajmy się, to zawsze kończy się źle. To się nazywa realizm życiowy, pochwalam. Karma. Nie twierdzę, że miałem gorzej. Podaję tylko fakt, że akurat w kwestii niszczenia sobie życia można mi buty czyścić. W tej kwestii jestem mistrzem i mogę uczyć młodych adeptów jak należy niszczyć sobie życie. Po to coś się straci, żeby móc to odzyskane właściwie docenić. Każdy ma swoje iluzje, świat jest Iluzją. Nie ma ludzi całkiem świadomych, człowiek kontroluje świadomie ledwie ułamek (właściwy) swoich funkcji życiowych. Każdy ma szansę na niebo. Zresztą po co mieć tu i teraz dużo, żeby i tak potem to wszystko stracić? Im większy wzlot, tym boleśniejszy upadek. Nie mogąc zbytnio upaść człowiek zbytnio się nie poobija. Metoda drobnych kroków w pracy nad sobą zawsze się w końcu opłaci. Myśl o wiecznośćci (żarcik, chociaż nie do końca). Człowiek który ma dużo, ma zarazem dużo trosk. Ludzie posiadający normalne rodziny, są zazwyczaj zadłużeni po uszy (częsta praktyka to zaciąganie kredytu na mieszkanie na ładny szmat życia). Muszą się martwić nie tylko za siebie, ale także za swych bliskich, których też mogą w każdej chwili stracić. Ludzie posiadający dużo mienia dźwigają duży bagaż, który można im ukraść, mogą go stracić. Po co ta krzątanina? Szkoda zdrowia, które i tak narażane jest w każdej chwili na szwank poprzez zatrute środowisko, zatrutą żywność i spaczone ludzkie charaktery.
  19. Żadna religia nie ma monopolu na zbawienie. Śmieszą mnie księża, którzy mówią, że w konfucjanizmie i buddyzmie jest całkiem inna koncepcja Bogu, a zatem nie ma w nim Boga. Jakby Bogu robiło to jakąkolwiek różnicę. Metafizyka dociera w różny sposób, różnie się przejawia, bo musi być zrozumiała w różnych strefach kulturowych i zadaje różny materiał dydaktyczny. Ateizm i agnostycyzm też jest potrzebny. Metafizyka zarówno uczy, jak i wydaje na pokuszenie. Dekalog, pięć wskazań buddyzmu (nie zabijaj, nie kradnij, nie kłam, nie cudzołóż, nie ćpaj) - credo jest jedno. Wszelkie odchyły od tego są złe pojętym kulturowym ego i wodzeniem na pokuszenie. Czasami gatunek ludzki musi przerobić lekcję pod tytułem: wojny religijne i krucjaty, ale uleganie takiemu wodzeniu na pokuszenie szkodzi na zdrowie i pogarsza położenie człowieka. Choroba jest grzechem, takie jest źródło choroby..Prawo retrybucji i III prawo dynamiki Newtona. Buddyzm jest całkowicie spójny z nauką. Co więcej, Dalajlama powiedział, że jeśli nowe odkrycia naukowe zaprzeczą wskazaniom buddyzmu, trzeba będzie te wskazania zrewidować. Wiara wyjaśnia świat, żeby ukazać człowiekowi, to co niewidzialne dla jego oczu, ale jest to ten sam świat i ulega tym samym prawom. Wierzyć człowiek powinien po to, żeby dowiedzieć się więcej i empirycznie przekonać się czy to działa. Wiara która nie ma przełożenia na realne życie moim zdaniem nie ma sensu. Jeśli taka wiara - nie działa - to moim zdaniem należy zmienić religię. Nie ma religii lepszych, ani gorszych, każdy ma inne lekarstwo. Dla jednego islam to wahabici wysadzający się w powietrze, dla innego karmiczność losu i mistycyzm sufich. Jeśli religią dla kogoś jest miłość, do kobiety, do brata, do psa - to wcale nie jest zła religia. Metafizyka podyktowała zarówno religię, jak i naukę, filozofię - życie jest inteligentnym projektem. Metafizyka czasem przebiera się w kostium i ukazuje się człowiekowi poprzez niepojęte dla niego cuda, które są cudami tylko dlatego, że człowiek nie może pojąć ich właściwej natury. Wszelkie teksty, że wiara jest ślepa i nie do ogarnięcia dla człowieka to komplikowanie sprawy. Metafizyka przemawia prosto, Chrystus mówił prosto, Sokrates mówił prosto, Budda mówił prosto i zrozumiale. Mówiąc zrozumiale o wszechświecie i nie ulegając miłości własnej (złudzeniu ego) pozwalali metafizyce wcielać się w swoje ciała. Potem ich następcy komplikowali na siłę przekaz żeby to brzmiało mądrze i mile łechtało ego własne: ''wasza mowa będzie prosta, tak to tak, a nie to nie''. Płonne gadulstwo, mowa trawa i krasomówstwo na siłę to grzech. Jan Paweł II był tak naprawdę religijnym szowinistą i niszczycielem kościoła katolickiego. Zrobił dużo dobrego i dużo złego. Wskutek jego reform i unowocześniania kościoła na siłę dzisiaj kościół ten wymiera. Rewolucje nigdy nie wychodzą na zdrowie. Taka jest moja opinia. Jego dorobek w postaci przysłużenia się do obalenia obozu komunistycznego to inna sprawa. Dążenie do Jedności. Świat to projekcja świadomości, człowiek i zwierzę pnie się po drabinie ewolucji. Jest kawałkiem świadomości wyrwanym w ten wyrywek czasoprzestrzeni, aby uczyć się po kolei kolejnych tematów i opanowywać kolejne stopnie biegłości. Religia może pomóc, może zaszkodzić. Jeśli religia dla kogoś to poczucie wyjątkowości, nobilitacja ponad ateistyczny plebs czy ''pogański'' plebs (źle pojęte ego) albo wymówka do zabijania bliźniego czy też traktowania go przedmiotowo, to tak pojęta religia jest szkodliwa. Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili Tym bratem jest jakiekolwiek stworzenie obdarzone świadomością, zarówno człowiek, pies, jak i krowa. Wszelkie niepotrzebnie zadane cierpienie wraca. Metafizyka jest we wszystkim. W ogórku kiszonym, świątyni, kobiecych piersiach czy palcu wskazującym. Metafizyka może przemawiać poprzez gorejący krzew, poprzez książki, jak i poprzez uśmiech ładnej koleżanki obok. Każdy jest potrzebny, każdy przerabia teraz inną lekcję i powinien pojmować to jako służbę. W Cezara celebrującego triumf w Rzymie, z twarzą pomalowaną czerwonym barwnikiem na chwilę wcielał się Jowisz. Cezar który tuż potem ulegał swojemu egocentryzmowi - był już ludzki i ten ludzki Cezar zapłacił za to potem swoją cenę, prawo retrybucji, zbrodnia i kara: Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony. Cezar który uznał, że dana mu chwała i prerogatywy nie są powierzonym darem do przerobienia danej lekcji, ale zasługą jego ego sam siebie zasztyletował w trakcie idów marcowych. Kim Cezar jest teraz, gdzie przebywa i co porabia, któż to może wiedzieć. Wszelkie niezrozumienie, że każda świadomość ma takie sama prawa odwodzi od Jedności. Niebiosa są tutaj i piekło też jest tutaj. Jezus nie był z tego świata rozumianego jako szerzący się w I w n.e. w Rzymie sceptycyzm i rozpasanie. Zarazem Jezus mówił, że urzędnicy cesarscy są przedstawicielami władzy bożej i należy im się szacunek. Połączyć te królestwa można w sobie. W szacunku, który żywi się dla wszystkiego co stworzone i dla metafizyki która przenika każdego i wszystko, bo wszystko ma swoją przyczynę, zarówno rozkosz, jak i cierpienie, wszystko i każdy pełni jakąś funkcję dydaktyczną. Zbiorowe połączenie w sobie obydwu tych królestw jest awykonalne. Ten wymiar to zesłanie, człowiek tutaj ma przerabiać taki,a nie inny materiał, do lepiej urządzonych królestw pójdą nieliczni. W człowieka wpisane jest źle pojęte ego. Z wszelką biegłością i wiedza przychodzi potrzeba wywyższenia się, którą natura wyrównuje. Dlatego ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi. Mechanizm ten znali już starożytni Grecy, pisząc o hybris, któremu ulegał Odyseusz. Tak długo jak Odys dawał się wodzić na pokuszenie i ulegał miłości własnej - tak długo oddalał się od Itaki. Gdy po latach przybył do swego królestwa jako żebrak, wrócił do swej żony i tego, co powierzyli mu Bogowie. Tą historię ludzkość przerabia wciąż na nowo i to ma tutaj ludzkość przerabiać. Jeśli ktoś połączy w sobie te królestwa, wygasi w sobie niepotrzebne pragnienia, to osiągnie wyższe stany świadomości i wyższe królestwa niż to znane tutaj. Sceptycyzm wobec ludzkiej natury raczej wskazuje, żeby wątpić czy jest to możliwe zbiorowo. Wszelcy nosiciele światła, wiedzy o wszechświecie, Sokrates, Chrystus, Budda - musieli zmagać się z prześladowaniami i częstokroć mieli tragiczny koniec swojego doczesnego życia. Ludzkie ego nie lubi prawdy i ma stare sprawdzone metody, jak radzić sobie z ludźmi i zjawiskami, których nie lubi i wymykają się jego poznaniu. Znany nam świat to zesłanie. Religia ma służyć poznaniu. Poznanie to wiedza poparta doświadczeniem, Poznania czyni prawdę osiągalną. Metafizyka dyktuje wówczas człowiekowi jego materiał. Współczesny człowiek uważa, że istnieje tylko to, co dla niego widzialne. Tak naprawdę żyje w akwarium, a nie zobaczy więcej - bo w to nie wierzy. Człowiek wie już wszystko, po co mu wiedzieć i po co mu okazywać więcej. Wszystko ma swoją przyczynę, nie ma przypadków. Religia który służy ślepej dewocji, rytuałom w które się nie wierzy, ale uczestniczy w nich, żeby ładnie wyglądać i sąsiad się nie skrzywił albo móc się poczuć jakoś lepszym - jest niewłaściwie pojętą religią.
  20. Nie sądźcie, że przyszedłem nieść pokój po ziemi. Nie przyszedłem nieść pokoju, lecz miecz. 35 Przyszedłem bowiem przeciwstawić syna jego ojcu, a córkę jej matce, a synową jej teściowej; 36 bo wrogami człowieka mieszkańcy jego domu. 37 Kto miłuje ojca lub matkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien; i kto miłuje syna lub córkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien; 38 i kto nie bierze krzyża swego, a idzie za mną, nie jest mnie godzien. - Niewłaściwie się ten fragment interpretuje. Dobre działania prowadzą do skonfliktowania człowieka z otoczeniem, bo nie może być za łatwo. Siła Wyższa wystawia człowieka na próbę (vide: historia Hioba). Podobnie jak Siła Wyższa wystawiała na próbę chrześcijan skłaniając ich do odrzucenia kultu cesarskiego. Kult cesarski był jednym z nielicznych czynników spajających cesarstwo jako całość. Ogólnie Rzymianie mieli w poważaniu nowe religie, cały czas pojawiały się nowe, kolejna nowa sekta na wschodzie to kolejna nowa sekta na wschodzie. Rzymianom nie przeszkadzały nowe religie, o ile uznawały kult cesarski. Czyli przejawianie się Jowisza Kapitolińskiego w cesarzu. To był właściwie jedyny punkt, za sprawą którego Rzymianie mogli poddać nowy kult prześladowaniom. Siła Wyższa przejawiała się zarówno w Jowiszu, jak i w Jahwe czy Ahuramazdzie. Każdy ma swój temat do przerobienia, swoje próby i swój krzyż do poniesienia. Jakoś trzeba okazać, że gardzi się materią, własnym ciałem jeśli człowiek pragnie się z niego wyzwolić. Do nieba - czyli wyższych królestw niż to znane nam tutaj - nie trafia się za darmo. Albo ktoś kocha to co ma teraz i zachowa to na chwilę albo ktoś zaryzykuje to co ma teraz, żeby pójść wyżej. Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne. Człowiek nie dojrzewa w warunkach cieplarnianych. Ten świat to przedszkole, aby awansować z przedszkola do klasy zerowej - trzeba się narazić na walkę ze swoim strachem, ze swoimi słabościami, trzeba nie bać się cierpienia które to przyniesie. W tym fragmencie nie jest mowa o wojowaniu z mieczem czy o celowym robieniu ludziom na złość bez powodu. Albo człowiek płynie z nurtem albo przeciw niemu. Jeśli ma wolę żeby się jemu przeciwstawić - musi okazać, że wystarczy mu wiary aby ponieść tego konsekwencje. Dobro jest potrzebne i zło też jest potrzebne. Aby człowiek mógł się uczyć musi znać obie strony medalu. Każdy może poznać swoją drogą (dao) i zmagać się ze swoimi słabościami, aby poszerzyć swoją świadomość i wyzwolić się z petów materii. Nikt nikogo nie zmusza. Dobro to nauka, właściwy rozwój cielesny i duchowy. Znany od wieków, u starożytnych Greków było to paideia. Walka dobra ze złem toczy się cały czas i tak ma być. Nauka to ścieranie się przeciwieństw. Chrystus (chociaż ja wolę mówić: Budda) jest w każdym, albo go w sobie obudzi albo nie. Życie to łamigłówka, a kaczka wtedy uczy się pływać, kiedy w dupę wody nabierze.
  21. Co wy kur... wiecie o przegrywaniu życia? To może zacznij to zmieniać drobnymi krokami. Zacznij robić jedną rzecz na raz i kończ ją.
  22. Dokładnie. Cóż, życie to kontrowersyjny projekt.
  23. Nie wiem, ja wspominam manię jako coś miłego. Zjazd do miłych nie należał i człowiek okrutnie dopsuł sobie życie, którego pozornie nie dało się już zepsuć (Fucked Up Beyond All Recognition - a jednak pod każdym dnem może być jeszcze metr mułu). W trakcie samej manii jazda była przyjemna, człowiek był wiecznie non-stop na haju, latały świetliki, otoczenie widziało się z dodatkiem nowych nieznanych wcześniej efektów specjalnych, gadało się z własnym śniadaniem i było się o krok od zdemaskowania wielkiego światowego spisku. Co marudzisz. Wykorzystałbyś lepiej okazję, że chwilowo moc jest z Tobą i na dupeczki jakieś skoczył. Przynajmniej miałbyś jakieś miłe wspomnienia na potem <żarcik>.
  24. akwen

    Samotność

    Jeśli się nie zgrywasz, to po cholerę Ci związek na siłę?
×