
katia010
Użytkownik-
Postów
443 -
Dołączył
Treść opublikowana przez katia010
-
Cukier & słodycze ( moja walka z uzależnieniem i odstawką )
katia010 odpowiedział(a) na Arasha temat w Uzależnienia
heh, czekolada to moja heroina uzależnienie szałowe jak całe moje życie - co akurat można potraktować jako plus jestem w trakcie zmieniania nawyków żywieniowych i właśnie przyszedł moment słabości - po dosyć nieudanym dniu i ataku czarnych myśli - wpieprzyłam prawie całe opakowanie ciastek i już mi lepiej, jeszcze nie mam moralniaka, życie się stało słodkie. Koszmarek nastąpi później. U mnie cała słabość polega na tym, że niestety w chwili ciemnej rozpaczy tracę zdrowy rozsądek i zaczynam unikać wszystkiego co zdrowe - grejpfrut mnie parzy, sałata drapie po gardle, 8 - godzinne spanie - ale nuda, lepiej siedzieć przy kompie - co z tego, że lepią się oczy, o ćwiczeniach wolę nawet nie myśleć, bo jeszcze mózg mi się przegrzeje. A dla wszystkich tutejszych ćpunów i kryminalistów polecam ten odcinek mojego ulubionego serialu: https://www.youtube.com/watch?v=DglCBaZwT6w Cukier to źródło zła. -
na jeszcze więcej czekolady
-
Jakie znacie filmy, seriale, gdzie pojawiają się bohaterowie z zaburzeniami osobowości? Pierwsze co przychodzi mi na myśl to "Detektyw Monk" - osobowość anankastyczna i wiele filmów o osobowości dyssocjalnej: " To nie jest kraj dla starych ludzi", "Chopper" , "Bronson", " Mechaniczna pomarańcza", " Fargo", "Musimy porozmawiać o Kevinie" osobowość zależna - " Kolor purpury" osobowość narcystyczna - szeregowy Zoller w " Bękartach wojny", Edwin Epps w "Zniewolonym" Sporo narcyzów pojawia się w bajkach dla dzieci osobowość paranoiczna - Abigail w " Czarownicach z Salem" osobowość unikająca - jakoś sobie nie przypominam, albo zbyt mało filmów widziałam, albo zbyt trudny materiał filmowy Czy ktoś z was oglądał " Odmienne stany moralności" ? Jak myślicie, czy mamy tutaj do czynienia z bohaterem zaburzonym czy zagubionym w trochę inny sposób? Jakie znacie filmy gdzie pojawiają się bohaterowie z innymi zaburzeniami?
-
Po pierwsze nie wierzę, nie ufam już ludziom (może z jednym wyjątkiem). Po drugie, już to kiedyś pisałam w innym wątku, jestem jakiś czas temu po terapii. Terapia zrobiła swoje - uświadomiła mnie o różnych mechanizmach, które tkwią w mojej psychice, o tym ile razy wprowadzałam samą siebie w błąd, ile wyrządziłam sama sobie krzywdy. Przestałam sobie ufać - terapeuta powiedział, że to dobry znak. Teraz na prawdę w to wątpię, bo zaczęłam wątpić we wszystko. Pewien system został zburzony (chociaż nie wiem czy do końca ), ale jeszcze nic nie powstało na jego miejsce. Ostatnio dręczy mnie pewien problem – nie jestem w stanie zaufać dwóm dosyć mi bliskim osobom – mojej matce i mojej „ przyjaciółce”. Problem ten specjalnie świeży nie jest. Zarówno jedna jak i druga lubi ze mną rozmawiać, przebywać. Ani z jedną ani z drugą nie jestem w stanie wygrać w żadnej spornej sprawie, które chcąc nie chcąc czasem się pojawiają, ale akurat to nie jest wyjątkowe tylko dla tych dwóch relacji – mój głos zawsze w dyskusjach zamiera. Taką jak dla mnie dosyć paradoksalną sprawą jest to, że moja matka nawet chcąc mnie wesprzeć, albo pocieszyć, manipuluje wypowiedzianymi słowami, czasem na mnie pokrzykuje, bo jak mówi jestem uparta I zaparłam się na nie, na to np. żeby być smutną. Rzeczywiście, jak na coś zdechłego, to sporo jest we mnie tego tzw. oporu . Moja „ przyjaciółka” niewątpliwie mnie wspiera, i ja staram się jej pomagać. Ale ta pomoc wygląda zawsze trochę inaczej. Przy całej swojej wspaniałomyślności zawsze dorzuci jakieś przykre słowo, drobną złośliwość – albo tylko mi się tak wydaje – sama już nie wiem. Często zarzuca mi, że nie mam dystansu do siebie – może ma rację, nie wiem. Bądź co bądź ja jestem w ciągłej niepewności, tym bardziej, że już było parę sytuacji, gdzie niewiadomych nie było, gdzie ewidentnie wypierała się własnych słów, albo gdzie cały negatywny kontekst zrozumiałam bardziej z reakcji innych osób niż z rozumowania już mojego wypranego mózgu. Po takich akcjach atak na moją osobę mogę widzieć nawet w naprawdę niewinnych sytuacjach. Powinnam sobie w końcu wytłumaczyć, że trzeba sobie radzić samemu, z nikogo nie robić sobie „przyjaciela” i nie mówić zbyt wiele na swój temat. Można pomyśleć, że są to głupie babskie porachunki, w których po prostu nie daję rady. Ale ja nie daję rady nie tylko na tym polu. Wśród facetów czuję się jeszcze bardziej niepewna. Można powiedzieć, że jest to mój problem „ogólnoświatowy” jak to przystało na mój mały wewnętrzny świat. Czuję, że jak przyjdzie co do czego, to każdy może mnie zgnieść jak jakąś pchłę, ustawić do kąta. I stąd moje unikanie ludzi i niechęć do samej siebie –jak można być aż tak beznadziejnie słabym. I to wszystko właściwie dowodzi, że moja terapia nie zdała egzaminu. Mówi się trudno, nie każdy może być zwycięzcą. Pozostaje mi podziw dla innych, sznurek i krzesło.
-
Ludzi, którzy nie są w stanie mi powiedzieć głupiego cześć, udają że mnie nie widzą, a potem jak gdyby nigdy nic podchodzić do mnie i gadać jak do starej znajomej, którą poniekąd jestem. Jak mam postępować wobec takich ludzi, skoro nie potrafię tego zignorować?
-
[videoyoutube=_qTsxMS2PpA][/videoyoutube]
-
Po przeczytaniu tego postu pomyślałam sobie, czy w mojej rodzinie nie występuje coś takiego jak syndrom sztokholmski, tylko, że w tej układance, to ja jestem pasożytem. Nigdy tego wcześniej nie rozważałam, ale wiele na to wskazuje.
-
Hitman, chyba świat nie dorósł do twojego geniuszu. Jedynie co zdołałam zrozumieć z tego co napisałeś, co i tak jest sukcesem, biorąc pod uwagę, że prawdopodobnie należę wdł twojej teorii do bandy niedojrzałych idiotów , to przede wszystkim fakt, że nie pracujesz bo nie stworzono jeszcze dla ciebie takiej pracy która by się na to nadawała, nie jesteś w związku z kobietą bo to szmaty, a sam też do niczego się nie nadajesz - to co w takim razie robisz? - pijesz piwo jedno za drugim i przedstawiasz swoje teorie nie do obalenia. I tylko tych parę rzeczy mogę uznać za fakty, według mojego małego rozumku. Pogratulować tylko twojej egzystencji. To niesamowite , że jesteś w stanie dopuścić się tak pozytywnej myśli o rozwiązaniu twoich problemów ( biorąc pod uwagę resztę światopoglądu). Może ktoś wypełni to mission impossible, nadejdzie ten czas zbawienia, chyba, że sam nie zostaniesz swoim wybawcą. Na prawdę w to wierzysz? Serio? Bo ja dla ciebie żadnej nadziei nie widzę.
-
wschód mandola i czy mandolina?
-
Co można Ci miłego napisać -może to Ciebie podniesie na duchu - że wszystko jest jeszcze przed tobą! Twoje życie leży w twoich rękach. I nie ma co się zrażać tym, że to ty musisz być inicjatorem różnych wydarzeń. Świat właśnie potrzebuje takich ludzi, większość liczy na to że inni wyjdą z jakąś propozycją i czekają zamiast coś zrobić. Ty nie czekaj. I niestety, jeśli chcesz dokonać zmian w swoim życiu to musisz na to zapracować i nieraz spotka ciebie jakaś nieprzyjemność. Ale lepsze to niż jakaś wegetacja ograniczająca sie do bujania w konstelacjach gwiezdnych - one nie zmienią twojego życia. I nie zgadzam się z tym stwierdzeniem, że ludzie , których spotykasz nie mają wpływu na twoje życie. Mogą być przede wszystkim cennym źródłem informacji. Będąc samemu ma się ograniczoną wiedzę na swój temat, wychodząc do ludzi, masz większą szansę dowiedzieć sie czegoś nowego o sobie, słuchając i widząc to jak na ciebie reagują, albo jak ty reagujesz na nich. Tyle udało mi się wykrzesać resztek optymizmu z mojego umysłu. Wesołych świąt mimo wszystko.
-
uzależnienie - alkohol
-
[videoyoutube=_qTsxMS2PpA][/videoyoutube]
-
wkurza mnie to, że nie mogę wejść na połowę postów - za każdym razem pisze Bad gateway, totalnie bez sensu
-
herbata z przegryzką czy bez?
-
„Masz wizje? Idź do okulisty”