Skocz do zawartości
Nerwica.com

Eva

Użytkownik
  • Postów

    238
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Eva

  1. Witajcie również jestem z Gdańska :) ale jak widze nie dość że najdłużej chorująca to jeszcze najstarsza :) aż się wstydzę Pozdrawiam was cieplutko :)
  2. Witaj KAJA_37 :) Witaj pierm77 :) widziałam Cie na innym forum :) pozdrawiam
  3. Eva

    samotnosc.

    Witaj Kochana :) nie jesteś SAMA ! przynajmiej masz współtowarzyszy w chorobie którzy potrafią Ciebie zrozumieć. Jesteś wspaniałą kobietą bo masz w sobie siłę żeby ratować swoje dzieci przed takim ojcem . A na pewno niedługo wyjdziesz na prostą i dwane urazy zostaną w przeszłości . Pozdrawiam :)
  4. Eva

    po 15 latach szukam pomocy:)

    Tunia :) bo jak zaraz kopnę Cię w kostkę za takie gadanie :) ja mam 42 lata i od 20 walcze z nerwica ,nigdy nie straciłam zupełnie nadzieji . Mogę tylko jej podziękować że przez nią musiałam zmienić swoje życie. Nie jestem ozdrowieńcem ,ale jak jeszcze pokonam panikę która mi utrudnia czasami pobyt na dworzu ,to będę pełnią szczęścia . Nie trać nigdy nadzieji bo sama nie wiesz kiedy obudzisz się i zapomnisz że miałaś nerwicę. :)
  5. Ważne żeby wierzyć w moc uzdrowienia ,jeśli tego nie czujesz to wątpię żeby Ci to pomogło :) ale życzę jak najlepiej :) Sama raz byłam i bez specjalnych odczuc jakie podobno miałam czuc sie obyło.
  6. Witaj:) nie obraz się ale nie jesteś "orginalny" w tych jazdach . Wiekrzość ludzi z nerwicą to ma lub miało ,ale od Ciebie zależy czy będziesz miał to długo czy w końcu przestaniesz zawracać sobie tym głowę :) jak coś Ci się zaczyną że nakręcasz się własnymi objawami postaraj się odwracać od tego uwagę .Na początku może być ciężko ,ale po czasie jak się wyćwiczysz to poradzisz sobie . Jak masz jakieś zainteresowania to zajmij się wtedy tym, chodzi o to żebyś musiał się skupić na tym co aktualnie robisz a nie co aktualnie czujesz. Nawet weż młotek i wbijaj gwozdzie bo przy tym też trzeba uważać :) osobiście miałam też taką okazję jak panika dopadła mnie na działce :) Jeśli masz porobione podstawowe badania to nie masz czym się martwic ...to tylko nerwica :) pozdrawiam
  7. Aldaro ja po prostu miałam już dość swoich objawów .Było mi już wszystko jedno czy umrę na ulicy czy w domu ,czy na czworaka będę wchodziła na trzecie piętro bo tak kręciło mi się w głowie . Żyłam jak w letargu bo widziałam tylko siebie ,myślałam że tylko ja jestem na całym świecie jedyną nieszczęśliwą. Przyznam się użalałam się nad sobą ,i nie rozumiałam dlaczego inni każą mi się wziąść za siebie skoro ja jestem tak ciężko chora. Predzej gdzieś pisałam że nawet we snach pamiętałam że nie mogę wyjść z domu bo jestem chora. tak jak wcześniej pisałam miałam psa z którym musiałam czasami wyjść (siła wyższa) Do tego kilka książek i kilka poznanych osób z nerwicą to była moja psychoterapia . Przesałam rozpamiętywać o nienawiści jaką czułam do osób które sprawiły mi ból,wybaczyłam im i nie wracam w przeszłość. Nauczyłam się odmawiać ludziom którzy mnie wykozystywali ,a ja przez to cierpiałam. Wiesz ja po prostu się zmieniłam :) inaczej widzę wiele rzeczy i już nie przejmuję sie tyloma sprawami. Wyluzowałam się ,sprawiam sobie przyjemności ,upominam się o to czego potrzebuję . To wszystko pomogło mi bo wiem jak to jest ciężko i jaką ma się w sobie niemoc na cokolwiek ,ale to nic nie da tylko życie ucieka i szkoda czasu. To nic sie z nami fizycznie nie dzieje podobno tak twierdza uczeni :) albo brakuje nam hormonu ,albo mamy uszkodzone jakieś ciałko migdałowate czy cos takiego w muzgu. A skoro nerwica to jest tylko to to przeciez nie można marnowac przez to czasu . Ja idę małymi krokami ,ale wiem że dojdę w ten sposób tam gdzie będę chciała :) Pozdrawiam
  8. Witaj :) rozumiem Cię że można bać sie we własnym mieszkaniu bo ja też tak miałam i wcale to nie jest śmieszne. Miałam powód i przez 7 lat tak żyłam aż zmieniliśmy mieszkanie i przestały mnie męczyć te nocne nasłuchiwania. A jak kupiliśmy psinę to już żadna noc nie była mi straszna. Ale wiesz czasami pomagało mi jak czytałam w łózku ,lub właczałam telewizor i pózniej on sam sie wyłączał :) Współczuję Ci bo to nie jest miłe ,ale sprawdz drzwi wejściowe ,sprawdz okna ... wtedy może będziesz spokojniejsza. Jeśli masz sąsiadów to może poproś że jak by co... to będziesz "walic" w kaloryfer ,albo mrugać światłem w pokoju. A najlepiej stań z własnym strachem oko w oko ,pomyśl czego się boisz? na wszystko jest wytłumaczenie które można sobie ... wytłumaczyć . Pozdrawiam
  9. Witaj :) Jestem w związku od 24 lat a od prawie 20 choruje . Jak widać krótko cieszyłam się "wolnością" :) Przeszłam chyba wszystkie stadia rozwoju nerwicy ,od sporadycznych epizodów po zamknięcie się w domu na wiele lat. Nie byłam bierną chorą ,bo walczyłam ... leczyłam się ,brałam wszystkie leki jakie mi zapisywano,i nic było stale zle. Mąż na początku nie wiedział jak mi pomóc ,był jeszcze problem jego pracy ,bo czesto bywało że nie było go w domu nawet kilka miesięcy. Jak wracał łudził się nadzieją że już jestem zdrowa,że przestałam mieć zawroty głowy,częste ataki serca,bóle onkologiczne. Czułam jak oddala się odemnie, bo nie rozumiał mojej choroby zresztą ja też wiele o niej nie wiedziałam . Zmieniło się wszystko jak był taki incydent w moim życiu ,że niestety mogło by już mnie tu nie być (miałam operację) mąż bardziej odemnie chciał żebym tylko była nawet taka roślinka . Bał się wtedy że mnie straci , powiedział mi to wiele lat pózniej. Ja prosiłam go żeby mnie zostawił ,żeby sobie poszukał "normalnej" kobiety bo ze mną tylko się męczy. Nie wiedziałam że te słowa bardzo go bolały ... bo oprócz niego mnie nigdy nikt tak nie kochał . Od rodziców niestety nie zaznałam takich uczuć. zaczeliśmy ze sobą rozmawiać o swoich potrzebach i swoich lękach .Nie miałam pojęcia o wielu sprawach ,a on nie wiedział co ja potrzebuję. Stale go zamęczałam pytaniami czy na pewno mnie kocha i nigdy nie zostawi ,bo tego bałam się najbardziej pustki uczuciowej.Nigdzie z nim nie wychodziłam a jak wracał robiłam mu wymówki gdzie był? Chciałam żeby cały czas poświecał tylko... mnie ,bo przecież jest moim mężem :) Jakże ja błądziłam sama ,zapędziłam się przez takie myślenie w coraz więkrzy obłęd . Żyłam życiem męża i syna ,nie miałam własnych zainteresowań,chciałam być ich ideałem . Męczyliśmy się wszyscy aż olśniło mnie i 5 lat temu przestałam brać leki rozjaśniło mi się w głowie :) męża wyganiam do kumpli żeby sobie chłop odpoczął bo ile można z jęczącą babą wytrzymać (to dla jego zdrowotności) Syna przestałam trzymać pod kloszem :) Każdy z nas robi co lubi ,ale mamy umowę że jeden dzień w tygodniu spędzamy razem . Nie musimy ze sobą rozmawiać tylko wystarczy ze jesteśmy razem. Tak się składa że lubimy las i jeziorka wiec często razem tam się wybieramy . Ja nabrałam pewności że nie muszę być ideałem ,że mogę mieć też wady,przestałam sobie robić z tego powodu wyrzuty.Zaczełam starać się dla siebie robić rzeczy, które sprawiają mi radość. Zrozumiałam że każdy żyje dla siebie a jakie to bedzie życie ...to już tylko zależy od nas samych. Teraz jak mam atak paniki a mam je czasami jak wychodzę z domu to mąż wie jak ma mi pomóc. Może to śmieszne ale jak czuje że nadchodzi i zaczynam odczuwać narastającą panikę i strach i cheć ucieczki w bezpieczne miejsce,odwracam sie do niego i głośno liczę on mnie trzyma za ręce i wtedy szybko przechodzi i czuję się bezpieczna. Tak sobie z tym radzę,oprócz wychodzenia z mężem "trenuje" samodzielne wyjścia ,ale to już są blisko domu. Rozumiem teraz nerwicę i ona mnie już tak bardzo nie straszy . Myślę że twoja żona może boi się że stracisz do niej cierpliwość ,że przestaniesz ją kochać bo jest chora.Rozumiem że możesz mieć dość tych ataków ,ale pomyśl to nadal jest ta dziewczyna którą poznałeś i którą mam nadzieję bardzo kochałeś. Pomyśl czy jak ty byś był chory ona by była z tobą żeby Cię wspierać ? czy by odeszła? czy by miała dość twoich ataków. Ja cały czas uważam że miłość leczy wszystko ,nawet nerwicę tylko na to trzeba cierpliwości i czasu. Mój mąż nadal nie może się pogodzić z moją nerwicą ,zresztą ja również ,ale wiem że mogę na niego zawsze liczyć. Jest nie tylko mężem ,ale najlepszym przyjacielem. Już nie ryczę po nocach z niewiadomego dla mnie powodu ,ale zawsze jak tak było to tulił mnie żebym się uspokoiła .Jak coś mnie boli to stara się ulżyć mi ,oczywiście jak coś się dzieje jemu to potrafię przesiedzieć całą noc przy łóżku "w pogotowiu" . Nerwica nie może być najważniejsza w waszym życiu ( daj to przeczytać żonie) jeśli chcesz zrozumienia i pomocy również musisz tak samo zrozumieć męża .Nie możesz przez nerwicę zaniedbać męża bo on powinien być dla Ciebie ważny a nie twoje złe myśli. Sory że tak piszę ale nie wiem co Cię dręczy jakie masz objawy? A tak wogle to życie we dwoje jest trudne bo trzeba stale dbać o siebie nawzajem i często ustępować jedno drugiemu ,wspierać się .... ach i jeszcze wiele innych rzeczy :) Najważniejsze nie tracić nadzieji na w miarę dobre życie w rodzinie .
  10. Ja również się zgadzam z tym że zwierzak pomaga zapomnieć o nerwicy. Chyba dlatego tak jest że takie zwierzę jest bardzo oddane swojemu opiekunowi, a my potrzebujemy mieć kogoś kto nie mówi nam niemiłych słów ,do kogo można zawsze się przytulić ,kto nie zrzędzi na nas :) Pozwala zapomnieć o naszych problemach bo potrzeby w takim momencie zwierzaka są warzniejsze niż nasze ataki . Miałam takiego przyjaciela 13 lat,to z nim pierwszy raz po długim przebywaniu w domu wyszłam . Bałam się bo mój pies czuł że ja się boję i starał się mnie przed innymi bronić,jak ktoś dochodził blisko mnie ... to czasami ledwo go mogłam utrzymać. On czuł moje emocje ,chociaż nie próbował mnie sobie podporzadkować ,bo tylko ja mogłam mu wyjąć z pyska kość :) innym by nigdy na to nie pozwolił. Wszystkim polecam kto ma warunki żeby przygarnął jakieś stworzonko ,bo to naprawdę jest coś wspaniałego mieć takiego wiernego ...przyjaciela :)
  11. Aldaro ja od 5 lat żyję bez leków ,bo przez prawie 15 lat byłam stale "zamulona" . Łykałam wszystko co mi zapisywali i nic żadnej poprawy. Przez wiele lat nie wychodziłam z domu ,bo za drzwiami miałam mur postawiony przez moją nerwicę.Prozby,grozby męża na nic się zdały bardzo chciałam wyjść z choroby ,ale nie mogłam. Cały czas ta zaraza mnie trzymała. Miałam psa ... który czasami zostawał pod moją wyłączną opieką ,to był wilk . Zdarzało się że musiałam sama z nim wyjść bo psina miał potrzeby :) Mieszkałam wtedy w gęsto zabudowanej dzielnicy,często znajomi od psiaków śmiali się że mnie znów pies wyprowadził na spacer :) bo on zawsze mnie ciągnął za sobą. Tak czy chciałam czy nie musiałam wyjść. Teraz nie mam już go ,ale codziennie staram się wyjść koło domu. Powiem Ci że czuje się niepewnie ,ale wiem że muszę ,wiem że nic mi się nie stanie. Próbuj kochana chociaz wyjść koło domu bliziutko :) Ja czasami mam tę przyjemność że mąż wywozi mnie z miasta do lasu lub nad jezioro ,wtedy tam biegam sobie bez lęków. Uwielbiam zbierać grzyby już czekam kiedy pojadę do lasu :) wiesz ja już przestałam się bać :) ale nadal jestem "ograniczona" bo do dużego sklepu nie wejdę bo daleko tam jest do drzwi, w kościele nie wystoje bo za długo trzeba stać w jednym miejscu , komunikacja miejska też odpada bo nie zatrzymają się kiedy ja będę chciała wysiadać :) . Ale powiem Ci jestem szczęśliwa że sama tyle osiągnełam , że pozbyłam się tych strasznych lęków i strachów. Dawniej nawet jak byłam sama w domu nie poszłam się kąpać ,czekałam aż ktoś będzie w domu ,bo w razie czego.... teraz nie mam już tego problemu. Bałam się ludzi którzy do mnie przychodzili ,myślałam że przy nich zwariuję lub zrobię coś głupiego,bałam się zostać sama nawet z koleżanką którą znam od dziecka :) We mnie coś się zmieniło już miałam dość wszystkiego było mi już obojętnie czy coś się stanie czy może będzie cud ... że wszystkie objawy miną. Pomogło mi to że poznałam inne osoby ,bo wsparcie "współtowarzyszy niedoli" jest najlepszym lekiem . Wszystkich dookoła możesz nabrać na to że dziś się zle czujesz ,że nie masz siły do walki ... ale taki uparty "współtowarzysz" nie da Ci wytchnienia ,nie uwierzy w te bajki . Jak słyszysz od kogoś kto to samo przechodzi ... no stara dawaj do przodu na pewno potrafisz :) to człowiek dostaje siły i chce pokazać że jednak można. Nie mysl o tym że Ci się tyle razy nie udało ,za którymś razem może będzie lepiej. :) pozdrawiam
  12. Akceptacja swojej osoby to nie polega na tym żeby akceptowac objawy :) Tu chodzi o to żeby przestać się przejmować nimi żeby nie zwracać na nie uwagi. Trzeba też zmienić podejście do życia ,przestać użalać się nad sobą, stale próbować małymi krokami osiągać wyznaczone sobie cele. Przestać się bać ludzi ,krytyki,nauczyć się odmawiać wtedy kiedy się nie ma ochoty czegoś zrobić , Próbować samodzielnie żyć ,sprawiać sobie przyjemności ... to o to tu chodzi :) nie wiem jaki jesteś ale skoro masz nerwicę to znaczy że w twoim życiu są rzeczy które możesz zmienić . Pomyśl co najbardziej w Tobie Ci przeszkadza ,lub co przeszkadza Ci w innych ... spójrz na to i odmień o 180* :) a wtedy możliwe że zaakceptujesz tego nowego człowieka którym będziesz. Pozdrawiam
  13. Ja już mam tyle "sióstr syjamskich w chorobie " że jedna wiecej nie sprawia mi problemu. :) Pozdrawiam .... wszystkie siostry :)
  14. Witaj :) Myślę że wyleczysz się wtedy kiedy w pełni zaakceptujesz Siebie taką jaką teraz jesteś . Nie piszesz nic o objawach jakie Cię męczą ,piszesz tylko że jest ... zle. Długo już chorujesz więc sama wiesz dlaczego to się dzieje. Terapie nie pomagają bo możliwe że nie mogą dotrzec do Ciebie. Napisz coś więcej jeśli chcesz o swojej chorobie :) czy wiesz dlaczego ją masz ? co jest jej przyczyną? Dlaczego po terapiach nie możesz zmienić swojego nastawienia do Siebie i świata . Wspiera Cię ktoś w chorobie ? czy walczysz z nią Sama ? Ja długo cierpiałam nie mogłam zrozumieć dlaczego nic mi nie pomaga .Myślałam że biorąc leki załatwi to moją nerwice raz na zawsze .Zrozumiałam tzn. wbito mi to do głowy że takie myślenie jest mylne z nerwicą trzeba samemu walczyć. Najbardziej bałam sie że cos mi się stanie ,że te ciągłe zawroty głowy wykończą mnie . Częste bóle serca w końcu doprowadzą do zawału ,lęk ze niedługo zwariuje też nie był przyjemny ,bo byle inne odczucia juz budziły we mnie czarne myśli. Teraz widzę że przez te wszystkie lata żyłam lepiej ze strachem niż z własną rodziną. Bardzo byłam zapatrzona w swoje odczucia niż potrzeby innych ludzi. Dużo pomogło mi poznanie takich osób z tymi samymi problemami ,to był mój napęd do walki o w miarę normalne funkcjonowanie w życiu. Zobaczyłam że inni potrafią sobie radzić że przestali bać się objawów,zaakceptowali Siebie i widzą też innych. Życie jest ciężkie i trudne ,ale zalezy tylko od nas jak je przeżyjemy. Szkoda czasu na złe wspomnienia ,na wypominaniu sobie czegoś co można było zrobić a się nie zrobiło,na zastanawianiu się co będzie w przyszłości ,wydaje mi się że lepiej brać życie jakie jest i cieszyć się każdą chwilą. Ja pozbyłam się lęków tylko mam jeszcze problem z samodzielnym wychodzeniem z domu ,ale np wczoraj aż .... trzy razy wychodziłam sama z domu .Niedaleko ale dla mnie to i tak jest wielki postęp ,przez wiele lat niewychodzenia z domu wcale. Otworzyłam się na innych ludzi już nie jestem zamknieta :) nie tylko w domu :) pierwsza wyciągam rekę do ludzi ... najwyżej ktoś mi ( chciałam coś napisać ale chyba nie wypada :) ) podziękuje ,że nie potrzebuje mojej pomocy. Robie to co lubie i w tym siebie odnalazłam , czego i Tobie życzę :) Pozdrawiam
  15. Eva

    powitanie

    Witaj Moniko :) Ty nawet nie zastanawiaj się czy jeszcze masz szanse ... Ty cały czas ją masz żeby żyć pełnią siebie. Nie dopuszczaj takich myśli bo one tylko wprawią Cię w taki dziwny dla Ciebie stan . Żyj i nie zwracaj uwagi na to co się dzieje ,bo to są tylko wytwory w Twojej główce. Dobrze że chcesz szukać pomocy u psychologa bo skoro masz takie objawy to potrzebujesz lekarza do duszy :) Osobiście nie chodze już do żadnego lekarza ale słyszałam o dr.Sęp-Kowalik ona przyjmuje w Sopocie tel .do niej 058-551-21-99 , podobno również w Sopocie jest klub Mrowisko gdzie również przyjmują psycholodzy tel.058-550-26-69 . Wydaje mi się że dobry psycholog to ten do którego poczujesz zaufanie i który potrafi dotrzec do Ciebie zeby pomóc Ci inaczej spojrzeć na Swoje życie. Pozdrawiam i mimo nerwicy życze miłego urlopu :)
  16. Możliwe że przez chorobę wydoroślałeś :) Inaczej patrzysz na świat i życie.Możliwe tez ze próby nawiązania związku nie udają Ci się bo w pełni na razie nie akceptujesz siebie ,albo boisz się okazania uczuć ,lub odrzucenia. Kazdy człowiek ma w sobie emocje tylko nie raz potrzeba czasu żeby je okazać. Trzeba szukać i nie zrażać sie niepowodzeniami ,bo one nas powinny wzmocnic. Piszesz że nie przejmujesz się niczym zbytnio... ale jednak się przejmujesz świadczy to o tym że jesteś nadal wrażliwy. :) Uczucia wyjdą z Ciebie jak spotkasz kogoś kto zaakceptuje Ciebie takiego jakim jesteś :) życzę Ci tego i pozdrawiam :)
  17. Eva

    Przyczyny nerwicy

    Brak pewności siebie ,duża wrażliwość na świat wokół , dążenie do perfekcji , zwracanie uwagi na złą dla nas krytykę, branie całego zła świata na siebie :) W dzieciństwie nie zapewnione uczucia i poczucie bezpieczeństwa, odrzucenie przez rówiesników, wymagania rodziców ,czesto patologia w rodzinie... wiele jest przyczyn tylko nie każdy jest podatny ,bo więkrzość potrafi sobie z tym wszystkim poradzić i żyć w miarę normalnie a część delikatniejsza człowieczeństwa z czasem buntuje sie czego efektem jest nerwica. To są właśnie te nasze negatywne skrywane emocje które tak wspaniale czasami umilają nam życie.
  18. Jak mam migrenę to zawsze mam mdłości i światło mi razi ... śpię wtedy z kompresem na głowie i pod ręką mam herbatke meliskę i miętę :) bo tylko to wtedy przyjmuję . Po trzech dniach mi to przechodzi ,ale jestem wtedy tak wykończona tym leżeniem że patrzeć na wyrko nie mogę . Nie przejmuj się poproś kogoś żeby pomasował ci kark ,lub skronie to mi czasami też przynosi ulgę. Pozdrawiam i współczuję
  19. Eva

    nerwica a rodzina...

    Bedę za Ciebie również trzymała" kciuki " żeby Ci się udało wyjść z nerwicy, bo jesteś dzielną dziewczyną :) Pozdrawiam
  20. Eva

    nerwica a forum

    Ja tez uważam ze nie wszystkim jest do śmiechu zwłaszcza na początku choroby . Chyba nawet nie znam takiej osoby która by była radosna po poznanej diagnozie. Pózniej owszem z biegiem lat i ogromnego wysiłku można znów być wesołym człowiekiem . Często przez takie forum nawiązuja się przyjaznie w realu. Ja własnie tak poznałam moją obecną najlepszą przyjaciółkę również chorą ale w lepszym stanie :) bo sama wychodzi i pracuje ,ale jest na lekach. Jak się spotykamy to nie możemy się nagadać ,jak by ktoś stał obok stwierdził by że my jesteśmy na prawdę walnięte stale się śmiejemy. Codziennie ze sobą klikamy żeby zapytać sie co nowego słychać ,albo co właśnie robimy. To dzięki niej zaczełam się śmiać bez zmuszania się,bo wiem że jest taka sama jak ja. Ale tu na forum nie można oczekiwać od innych że zaraz bedą innymi ludzmi ,że zapomną o problemach i atakach.Uważam ze jeśli komuś nie odpowiada to ma wybór ... a wszystkim tym którzy potrzebują się wyżalić z pewnością wiele osób pomoże i nie bedzie zwracało uwagi na to czy piszą o smutkach ,czy o radosciach :) Pozdrawiam
  21. Eva

    nerwica a rodzina...

    Prisila może Twój mąż jest zazdrosny o uczucia jakimi darzysz ojca może on czuje się mniej wartościowy. Kochana coś Ci powiem rozumiem Twoją miłość do ojca ,ale teraz Twój mąż powinien być dla Ciebie autorytetem ,to z nim żyjesz ,to z nim planujesz przyszłość ,to jest wasze wspólne życie. Do czasu aż sama nie pogodzisz się z odejściem ojca i przecierpisz tego stanu trudno Ci bedzie się podnieść .Musisz zaakceptować to że jego już nie ma ,może to straszne ale tak chyba trzeba ,bo nie można wiecznie żyć tym co było. Trzeba pogodzić się z odejściem najbliższej osoby i żyć dalej . Zrób coś żeby Twój mąż czuł się ważny w Twoim życiu nie tylko jak masz złe dni i ataki . A co radzi Ci psycholog na taki stan czy mowiłaś mu o wszystkim ? pozdrawiam
  22. Eva

    nerwica a rodzina...

    Betty jak zwykle zgadzam się z Tobą :) oni również mogą potrzebować naszej pomocy ,i mogą również być wystraszeni naszymi atakami :) Pozdrawiam
  23. Eva

    nerwica a rodzina...

    Jak miewałam ataki nerwicy to mąż trzymał mnie tak długo w ramionach az przeszło i się uspokoiłam.Jak napadał mnie zły humor i ryczałam z niewiadomego powodu ,to również starał się żebym wtedy nie była sama. Wiele lat nie wiedzieliśmy o chorobie nic ,teraz wiemy już co nieco :) ale nadal (może to przyzwyczajenie) jak mnie coś boli albo czuję się zle to on musi trzymać mnie za to bolące miejsce ... i czasami pomaga zwłaszcza na ból głowy. Oczywiście jak coś się jemu dzieje ja również staram sie być zawsze obok. Możliwe że twój mąż widzi że twoje ataki są "bezpieczne" i nic takiego ci się nie dzieje bo na zewnątrz przecież jesteś nadal zdrowa. Myślę że powinnaś mu wytłumaczyć jak ważne jest dla Ciebie jego wsparcie i troska ,bo wtedy masz poczucie bezpieczeństwa i szybciej możesz pozbyć się uciążliwych dolegliwości. Powiem Ci że ja musiałam stracić kilka lat zanim wytłumaczyłam co potrzebuje i co sie ze mną dzieje. Teraz mam tylko do niego zaufanie tak na 100% bo jest też kilka osob przy ktorych rowniez czuje sie pewnie. Może też to ze jesteśmy ze sobą od 24 lat a od prawie 20 żyjemy z chorobą . Staram się żyć normalnie i chociaż nie jestem w pełni samodzielna bo nadal sama z domu nie wyjdę nie mam już takich lęków jak kiedyś ,nie mam ich teraz wcale.Po tylu latach razem spędzonych wiemy co nam potrzeba ,ale spędziliśmy wiele czasu na rozmowach na tłumaczeniu ,na tym co czujemy i dopiero teraz jestem zrozumiana. To zrozumienie i poczucie bezpieczenstwa jest dla nas najważniejsze i akceptacja naszej osoby nie jakiś ideałów ale nas takich "nerwusków" pozdrawiam
  24. Scud przez wiele lat myslałam ze zaraz zwariuje i jak do tej pory chyba mam normalną "psychę" :) chyba to jest norma ze boimy sie "nie zwariować" bo głupio by było i jeszcze na dodatek inni by widzieli :) Utraty przytomności też czesto miałam ,ale w myślach, nigdy nie straciłam przytomności . To podobno jest dlatego ze podnosi sie poziom hormonów adrenalina bo wtedy jesteśmy w zenicie swoich lęków i strachów . Pozdrawiam
×