-
Postów
745 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez pyzia1
-
Uważam, że zdrada wynika z braku miłości w związku, a nie z chęci odmiany, czy z samego popędu, wszak jesteśmy ludźmi, a nie zwierzętami i większości myślimy jednak głowami . Jeśli kogoś kochasz i nie układa Ci się z nim, to stajesz na głowie, żeby to naprawić, a nie rozglądasz się za kimś innym. Jeśli odpuszczasz sobie, idziesz na łatwiznę i zdradzasz, to dlatego, że nie zależy Ci na drugiej osobie, a jesteś z nią tylko z przyzwyczajenia, przywiązania, nawyku. Co do mężczyzn, dla których jedna kobieta to za mało i kobiet, którym nie wystarcza jeden facet - po prostu nie powinni się wiązać, bo po co.
-
Ehh, pracuję i pracuję nad tą samoakceptacją . Ale jest różnie, niby coraz lepiej, ale czasem łapię się na tym, że mam pretensje do kogoś, kto chce się do mnie zbliżyć. Chyba myślę, że ta osoba musi być totalnie tępa, jeśli nie widzi, że nie warto. Wygląda na to, że samoakceptacja to nie tylko stwierdzenie "jestem całkowicie ok", ale też umiejętność przyjmowania uczuć od innych i pewność, że się na nie zasługuje. A jeśli chodzi o dystans do siebie, to chyba najłatwiej uzyskać go przyznając sobie prawo do porażek i nie starając się być ideałem, bo po co.
-
Od jakiegoś czasu działam podobnie jak berlioz, tylko dużo bardziej chaotycznie. Głównie pracuję nad tym właśnie, żeby nabrać dystansu do emocji, mysli, pragnień, bo dochodzę do wniosku, że to jedyny sposób, żeby wyjść z depresji. Nie zawsze jestem w stanie medytować i zdarza mi się zaniedbywać afirmacje, ale i tak czuję, że to wszystko bardzo mi pomaga. Po prostu spojrzałam na świat pod innym kątem.
-
Włączam dobrą muzę i skaczę po domu:) Czy jest w Twoim życiu osoba, co do której masz pewność na 100%, że Cię nie oszuka?
-
Wszystko jest dobre, zależy tylko jak na to spojrzeć. A każdy upadek jest po to, żeby z niego powstać, spojrzeć na to co się stało, nauczyć się i iść do przodu. Mimo wszystko wolę myśleć pozytywnie. Bo nigdy nie wiesz, kiedy ta usrana śmierć nastąpi. Może za 50 lat? Nie chcę przeżyć 50 lat myśląc, jaka jestem pokrzywdzona przez los i nieszczęśliwa.
-
Dzięki linko, jest nieźle. Dostałam kopa, po którym mogłam albo zalegnąć na dobre , albo wziąć się podnieść i wybrałam drugą opcję:) Trochę się boję zimy, ale jakoś to będzie. cadarxx, nie wyciągajmy pochopnie wniosków. Ludzie są różni i trudno przewidzieć ich zachowanie. Pomyśl, ile razy się na kimś zawiodłeś. Tak samo ludzie mogą nas zaskakiwać pozytywnie. I często to robią...
-
angela20, życzę Ci powodzenia. Mam nadzieję, że ułoży Ci się z Twoim facetem i będziecie szczęśliwi.
-
Jeśli chodzi o pytanie jak dalej żyć, to odpowiedź jest oczywista: zwyczajnie. Obojętnie, co by się nie zdarzyło trzeba żyć dalej i można jedynie starać się, żeby z popełnionych błędów wyciągać wnioski i podejmować dobre decyzje. Nie wiem, jaka w tym przypadku decyzja będzie dobra, ale warto dobrze ją przemyśleć, żeby za cenę utrzymania kogoś przy sobie nie zrobić sobie krzywdy, a z drugiej strony nie stracić szansy na szczęście. Nie patrzeć na czyjeś zasady, normy tylko rozważyć to w sercu i zdecydować, co dla Ciebie jest najlepsze.
-
Jeśli facet ma takie potrzeby, że angela nie jest w stanie ich zaspokoić, to po co się z nią wiązał? Można przecież być sobie singlem, brać do łóżka kogo się człowiekowi podoba i kiedy się podoba, żyjemy w wolnym kraju. Albo być w luźnym związku, gdzie partnerzy chodzą czasem na boki. Ale nie wygląda na to, żeby facet angeli uprzedził ją, że tak ma ich związek wyglądać i zapytał ją, czy jej taka forma odpowiada. Nie czepiaj się do wychowania kościelnego, bo nie o to tu chodzi, tylko o zwykły szacunek do drugiego człowieka.
-
Nie o to chodzi. Jasne, że niczyje zachowanie nie jest czarne ani białe. Każdy ma swój rozum i swoje zasady, a kto jest bez winy itd.... Ale jeśli najbliższa osoba Cię rani, to masz tylko 2 wyjścia: bronić się, albo pozwolić, żeby raniła Cię jeszcze bardziej.
-
poczucie własnej wartości, samoocena, pewność siebie itp
pyzia1 odpowiedział(a) na marmarc temat w Psychologia
Tak długo, jak samoocena jest zależna od innych, będzie z nią problem. Powiedzą Ci: jesteś głupi i czujesz się głupi, powiedzą Ci: jesteś świetny i taki się czujesz. A przecież niezależnie od tego, co mówią, ciągle jesteś taki sam. Jak się nad tym głębiej zastanowić, to zupełnie nie ma to sensu. Pewnie trudno się od tego odciąć, ale wierzę, że się da. Zgadzam się, że na samoocenę ma wpływ rodzina i wychowanie, ale dorosły człowiek sam decyduje, czy chce żyć dalej tym co było, czy iść do przodu. Przynajmniej w teorii -
Nie mnie oceniać, ale facet wydaje się niedojrzały. Wiem, jak trudno jest zakończyć związek, gdy się kogoś kocha, ale może powinnaś się nad tym zastanowić. Pytanie, czy tamta dziewczyna ma ochotę na dyskretną znajomość świadczy o tym, że on niestety taką ochotę ma...nie zdradził Cię fizycznie, wygląda na to, że jest w stanie to zrobić. zgadzam się z tym.
-
Dla mnie nie poddawać się to przestać walczyć. Płynąć z życiem i akceptować wszystko, co przychodzi, bo obojętnie czy jest to dobre czy złe-minie. I dlatego nie ma sensu się tym przejmować. A gdy przestaniesz się przejmować-jesteś szczęśliwy.
-
"Boże,ocal mnie od pragnienia,miłości,akceptacji czy uznania.Amen"
-
Na temat małżeństwa nie będę się wypowiadać, ponieważ mój pogląd na pewno nie będzie obiektywny. Natomiat macierzyństwo to coś, co nadaje sens temu dziwnemu stanowi świadomości, którym jest życie. Nie musiałam się na nie decydować, można powiedzieć, że życie zdecydowało za mnie:) i dobrze. Posiadanie dzieci wiąże się z wieloma ograniczeniami, wyrzeczeniami itp. Ale warto. No i lepiej zbyt długo nie czekać, zegar biologiczny tyka, a wydaje mi się, że im dłużej się zwleka, tym trudniej podjąć decyzję, bo człowiek robi się wygodny.
-
lancer, bardzo uśmiałam się z Twojej (skądinąd trafnej) porady natomiast Twoje obelgi skierowane do ogółu są na bardzo niskim poziomie niestety Duran84, z tego co wyczytałam takie nieszczęśliwe zakochiwanie się jest jedną z odmian uzależnienia od miłości. A nałóg, jak wiadomo polega na tym, że używasz czegoś nawet jeśli wiesz, że robi Ci się od tego źle...
-
bethi, myślę, że znam źródło. Rozmawiałam o tym kiedyś z psychologiem, w dzieciństwie czułam się nieakceptowana przez rodziców, myślę, że bardzo mnie kochali, ale też chcieli dobrze wychować, więc w domu była dyscyplina, nie pozwalali mi mieć swojego zdania, nie chwalili. Podobno to stąd wynika ten mój przymus, żeby mieć przy sobie ciągle kogoś, kto będzie mnie bez przerwy zapewniał, jak wiele jestem warta. Ale takie zadanie przerośnie w końcu każdego faceta:) Chyba wymagałam od nich, żeby zrekompensowali mi zło, którego w życiu doznałam.Mimo, że wiem już, że nie jest to zdrowe, to jednak pakuję się ciągle w kolejne związki. Chyba panicznie boję się samotności. Coltrane, jasne że potrzebuję ciepła i bliskości. Ale problem w tym, że chyba wręcz nie umiem bez tego żyć...
-
Nie wiem, czy ten temat już był, ale nie ukrywam, że jest mi ostatnio bliski, więc chciałabym go poruszyć "Nałóg miłości przybiera wiele form. Niektóre uzależnione od miłości kobiety kochają bez wzajemności ludzi niedostępnych. Inne wpadają w obsesję, gdy się zakochają. Niektóre są uzależnione od euforycznych efektów swoich romansów. Inne nie są w stanie odejść z toksycznych związków, nawet jeśli są w nich nieszczęśliwe, upokarzane, osamotnione, zaniedbywane lub nie czują się bezpiecznie. Niektóre są współuzależnione, inne – narcystyczne. Niektóre używają seksu do manipulowania uczuciami, inne są seksualnie anorektyczne. Łączy ich bezsilność wobec zaburzonych myśli, uczuć i zachowań zarówno w ich miłościach, czy fantazjach, jak i w związkach" Po rozstaniu z byłym mężem przeczytałam wiele książek i dotarło do mnie, że ten nałóg to moje największe uzależnienie i zastanawiam się, jak się od niego uwolnić. Od kiedy miała 16 lat, nigdy nie byłam sama. Pierwszy mąż, 3 miesiące przerwy, potem półroczny związek, potem następny mąż. A teraz, mimo, że przysięgłam sobie, że już nie będę się wiązać, znów dzieje się to samo. Nie rozumiem tego. Znam teorię, wiem, że bezwarunkową miłość i akceptację mogę dostać tylko od siebie, czuję nawet, że wolność i niezależność mi służą, widzę że uciekam od czegoś, od czego uciec się nie da. A jednak znowu to robię. Czy Wy też macie taki problem? Jak sobie z nim poradzić??
-
Oj bethi, nie wesoło. Jak wiadomo, jak wiadomo od takich ludzi lepiej trzymać się z daleka, więc dobrze że wyjeżdżacie na tą wieś. Mój dzień? Świetny! Od kiedy postanowiłam po prostu odpuścić i pogodzić się z rzeczywistością, mam wrażenie jakby deprecha minęła. Ale ciężko to stwierdzić, bo nadal biorę leki i pewnie nie odstawię ich do końca zimy, zbyt duże ryzyko. W każdym razie jest ze mną dobrze. Trzymajcie się ludki, przesyłam Wam same pozytywne myśli, miłego dnia!
-
Szybko i bezboleśnie:) Co mogłoby sprawić, żebyś pokochał/a i zaakceptował/a w pełni siebie?
-
Nie wierzę w Boga, a jednak wierzę w celowość wszystkiego, co się dzieje, w równowagę i sens we wszystkim, co nas spotyka. I ta wiara bardzo dużo mi daje, mam ją od niedawna, przyszła do mnie w momencie, gdy było mi tak źle, że nie sądziłam, że to przeżyję. Ta wiara otworzyła mi oczy na piękno całego świata.
-
Myślę, że każdy wie, że nie o to tutaj chodzi. Często jest tak, że jeśli zauważasz, że jakaś osoba staje się zależna od Ciebie, Twojego zachowania i Twoich nastrojów (bo chyba na tym polega zauroczenie), to widzisz ją jako kogoś słabego. A ktoś słaby, to ktoś mało atrakcyjny. Wydaje mi się, że może eligojot boi się zaangażować, i dlatego przez długi czas, mimo że spotyka się z dziewczyną, i może coś go z nią łączy, jednak zachowuje duży dystans. A ona wpada po uszy, próbuje się zbliżyć jeszcze bardziej i to go odstrasza. Tak to sobie wymyśliłam, ciekawe czy mam chociaż trochę racji...Może jest to nieco niedojrzałe, ale wielu facetów "tak ma":) Zapomniałam napisać o najważniejszym. Moim zdaniem problem wynika wcale nie z narcyzmu czy też arogancji, lecz na odwrót, z kompleksów. On chce mieć idealną dziewczynę, która ma zrekompensować wszystkie jego braki. Miałam kiedyś śliczną, ale totalnie zakompleksioną koleżankę, która powiedziała mi: uważam, że jestem tak mało warta, że każdy facet, który się mną interesuje jest wart jeszcze mniej. Dało mi to do myślenia...
-
Wpadłam tylko na chwilkę, chlapnąć z towarzystwem od kieliszka Wasze zdrówko:)
-
Zastanawiam się, czy depresja może się zamienić w zaburzenia depresyjno-maniakalne. Jak myślicie? Nigdy się tym nie interesowałam, bo byłam typowo "depresyjna". Ale ostatnio...osoba w mojej sytuacji z reguły siedzi i płacze, a nie kwitnie. No i ten nadmiar energii, czysty power, nie wiem skąd mi się bierze...dziwne. Rzadko tu ostatnio zaglądam, ale miło jest zobaczyć znajome twarze:) Trzymajta się ludki:)
-
Mój dzień zaczął się bardzo miło. Szczerze mówiąc nie pamiętam kiedy ostatni raz miałam tak miłą pobudkę. Wciąż powtarzam sobie, że muszę zachować rozsądek, że w mojej sytuacji rwanie do przodu na łeb na szyję to kompletna głupota i budowanie zamków na piasku. O wiele łatwiej jest mieć złudzenia niż pogodzić się z rzeczywistością. Ale za stara jestem żebym mogła pozwolić sobie na pójście na łatwiznę. bethi, zdarzają się takie dni i tygodnie, ale dzięki nim można docenić te dni i tygodnie, gdy spotykają nas te dobre rzeczy, prawda? Dziś na pewno będzie ok. Miłego dnia wszystkim. Fajnie że już piątek:)