Skocz do zawartości
Nerwica.com

aardvark3

Użytkownik
  • Postów

    726
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez aardvark3

  1. veganka - podobnie jak ja po przemianie. Bardzo, a to bardzo cenie sobie swoja niezaleznosc, samostanowienie i "wolnoc Tomku w swoim domku" ze nawet nie wyobrazam sobie kogos tutaj. Byc moze nie doroslam/dojrzalam jeszcze do dzielenia sie przestrzenia. W moim poprzednim zyciu wyznacznym toksycznymi zwiazkami (w tym dziecinstwem) moja przestrzen nie istniala a te resztki ktore z trudem sobie wydeptalam byly systematycznie naruszane. Marzy mi sie taki uklad (choc to nie jest do konca zwiazek w tradycyjnym rozumieniu) ze ja u siebie, on u siebie - czesto sie spotykamy, wyjezdzamy czasami razem na wakacje, pomoc obustronna, przyjazn, zaufanie. To wszystko co w zwiazku stacjonarnym tylko bez mieszkania razem. Nie zarzekam sie niczego bo nie wiemy co nas w zyciu spotka i jakie jeszcze niespodzianki ma w zapasie Ale na dzien dzisiejszy moja opinia jest taka jak wyzej. Inzynier nie dla mnie, jestem humanista, realista i pragmatykiem
  2. Niby lepiej, lepiej ale zabralam sie za robote z optymizmem - i powoli zaczelam tracic sens tego co robie. Czulam ze nie mam energii, pomyslow i tak na sile to robie zeby nie skapcaniec do reszty. Przyszedl taki moment ze chcialam pochowac te materialy, usiasc, moze film dokonczyc ale nawet mysl o tym filmie byla: po co? Ale nie usiadlam. Zmusilam sie do dalszego przegladu wzorow i nagle znalazlam odpowiedni i... przeszlo. Nie do konca ale odnalazlam odrobine radosci w procesie tworzenia. Jedna praca mi nie wyszla ale natychmiast pomyslalam (jak zwyklam kiedys, w dobrych czasach) ze to nawet dobrze bo bede eksperymentowac z 3D wiec i tak nie bedzie widac. Ze mod podge nie powinnam rozcienczac a jesli juz to uzyc bardzo miekkiego pedzla. Jestem w trakcie czterech projektow ktore dzisiaj zaczelam na dobre (byly przygotowane: malowanie, struktura itp), pomysly przychodza z wielkim trudem, to jak orka na kamienistym ugorze. Zawsze jak zaczynalam to otwieralo mi sie cos w glowie i pomysly byly z automatu, nie moglam sie od nich odgonic. A tym razem ciezko jest. Przezyjemy. Wazne, ze jestem w stanie robic cokolwiek.
  3. Bo wlasnie o to chodzi w zwiazku, a nie o podtrzymywanie dysfunkcji. O rozwoj. Progres. Mnie sie to zdarzylo tylko raz, bardzo dawno i trwalo krotko. I chyba nie bylam przygotowana na tak wiele na raz. Mniejsza o to, to juz przeszlosc. Dopiero teraz zaczynam ja wlasciwie rozumiec i korzystac z wiedzy, ktora on mi przekazal. I nie pojde juz na zadne ustepstwa. Zbyt wiele mnie kosztowaly. I byly tylko bladzeniem po omacku, zadnego postepu a wrecz regres czasami. Jesli cos osiagnelam to wbrew wszystkiemu, syzyfowa praca i pod gorke. Nie lubie gdybania ale jako ostrzezenie na przyszlosc poczytuje sobie swiadomosc, ze gdybym byla z wlasciwym czlowiekiem to nie stracilabym tak wiele chociazby materialnie.
  4. Szklanka jest w polowie pelna To jakis postep bo przeciez byla pusta. Moze cos w necie, odpisz, pozmieniaj co nieco zeby nie bylo dokladnie tak samo, dodaj jakies wodolejstwo... Zeby dopelnic ta szklanke. Powodzenia.
  5. Bezwarunkowo - mam na mysli bez stawiania warunkow, jak w dziecinstwie czy w naszych toksycznych, przeszlych zwiazkach. Ze ktos nie stara sie przyciac nas na swoja modle, na obraz i podobienstwo wlasnych wyobrazen - o dziecku czy o partnerze mowa. Bede cie kochac ale masz byc taka jak ja chce. O to mi chodzilo. A kocha sie okreslone osoby, nie kazdego. I to calkiem zrozumiale. Kochasz swojego partnera za taki a nie inny zbior cech, za jego podejscie, za to co w Tobie wyzwala jego obecnosc w Twoim zyciu. Czyli na upartego - nie jest to tak calkiem bezwarunkowe. Milosc do dziecka bezwarunkowa, sama wspominasz - czy jednak nasi rodzice potrafili kochac nas bezwarunkowo? Tak, jak rodzic kocha dziecko? To nie sa sprawy ani jasne, ani proste. Ani tym bardziej jednoznaczne. -- 05 sty 2014, 17:45 -- Chcialabym kiedys jeszcze powiedziec, ze kocham kogos, ze jest mi bliski bo czuje sie z nim bezpiecznie, ufam mu, szanuje go za to kim jest i ciesze sie, ze przy nim moge byc soba w lepszym wydaniu. Ze jego obecnosc katalizuje we mnie wiele dobrych cech i zachowan. Za to, ze moje wady nie sa dla niego przeszkoda ale przyprawa do tej jedynej i niepowtarzalnej mnie. Za to, ze moge liczyc na jego wsparcie w kazdej sytuacji. No, k*rwa, przynajmniej wiem, jakiego osobnika szukam. Zadnych taryf ulgowych! Zadnych przemilczen. Nie ma ze jakos to bedzie bo nigdy nie jest. -- 05 sty 2014, 17:49 -- No jak to nie kochasz tatusia i mamusi? Za to, ze sa rodzicami. Nie za nic. Dziecko musi kochac rodzicow zawsze, ale rodzice moga kochac dziecko jak postepuje zgodnie z wytycznymi Bo tak jest w dekalogu, biblii i ch*j jeszcze wie gdzie!
  6. Siedzi facet w pracy i nagle slyszy glos w glowie: - Rzuc prace. Sprzedaj dom. Wez pieniadze i jedz do Las Vegas. Ignoruje go, ale glos ciagle wraca. - Rzuc prace. Sprzedaj dom. Wez pieniadze i jedz do Las Vegas. Mijaja dni, tygodnie, miesiace, glos nie ustepuje. - Rzuc prace. Sprzedaj dom. Wez pieniadze i jedz do Las Vegas. W koncu sie wkurzyl, i stwierdzil, ze nie moze tego dluzej zniesc i posluchal tajemniczego glosu. Rzucil prace, sprzedal dom, kupil bilet do Las Vegas i wzial wszystkie pieniadze ze soba. Gdy tylko samolot wyladowal glos w glowie powiedzial mezczyznie: - Idz do kasyna. Facet idzie do kasyna. Glos mówi dalej: - Znajdz stól z ruletka. Znalazl stól z ruletka. Glos mówi: - Postaw wszystko na 17 czarny. Stawia wszystko na czarna 17-tke. Krupier kreci kolem. Wypada 36 czerwone. Glos w glowie mówi: - ku**a.
  7. U mnie tak samo - potrafie byc kreatywna az sie sama sobie dziwie, kilka- a czasem nawet kilkadziesiat projektow zaczynam i wciaz jestem w ciagu tworczym (prace koncze, z niewielkimi wyjatkami ktore leza i czekaja ale ja juz tak mam ze potrzebuje "dojrzec", poza tym nie spieszy sie, nie wystawie ich wczesniej na rynek niz na wiosne) - i nagle pierdut! Para uchodzi i pustka we lbie, niechec, apatia, zadawanie sobie pytania na cholere to wszystko... Ale jestem typem ktory w jeden dzien zrobi tyle co inni w miesiac (a potem moge siedziec i baki zbijac). Musze jednak miec do tego 100% przekonanie, wene i energie. Dzis np mam bardzo kreatywne podejscie tylko jak nie urok to sraczka - znajoma mnie zaprosila na kolacje a nie pojde uj*bana farbami czy - co gorsze, bo nie zmyjesz tak szybko - pastami postarzajacymi. Albo ciagnacy sie smrod lakieru/rozpuszczalnika itp. Nic wiec nie robie, jutro tez jest dzien.
  8. Bo nauczono nas jedynie postawy: utrzymac dysfunkcje za wszelka cene. Tak bylo w naszych domach rodzinnych. To wlasnie bylo wzorcem zwiazku, wiezi, partnerstwa. Podtrzymywanie, pielegnowanie, holubienie dysfunkcji. Nie znalysmy innej rzeczywistosci. Dlatego nie umialysmy wybrac tych, ktorzy wydobeda z nas to co najlepsze i pozwola nam sie rozwijac - tylko tych, ktorym pomagalysmy utrzymac ich dysfunkcje. W domu rodzinnym nie pozwolono nam sie rozwijac, nie pozwalano na indywidualnosc bo bylo zaburzenie i nim sie nalezalo zajac a nie kreowaniem jednostki. A co, jesli ta jednostka sie rozwinie, zrozumie zaburzenie i zacznie z nim walczyc albo jeszcze gorzej - naprawiac je i leczyc? Zrozumialam to stosunkowo niedawno, kolejna iluminacja. Zabolalo, i to bardzo gdy uswiadomilam sobie ile potencjalu zmarnowalam. Ale tylko na chwile - bo skoro nie znalam innego zycia to mowic o zmarnowaniu byloby okrucienstwem. Upieczonego chleba nie odpieczesz, wypowiedzianych slow nie wtloczysz z powrotem do ust. Dokonanych czynow nie odkrecisz. Ale moge wyciagnac wnioski z tych czynow. Wtedy i tylko wtedy nie pojda namarne. Dosyc juz zmarnowalam. Nie stac mnie na to. Nie mam az tak wiele czasu . Candy: W moim przypadku bylo toczka w toczke tak samo. Zero wymagan - juz o tym pisalam ale sie powtorze; wymagania sa zabronione, to dowod na bycie ksiezniczka i egocentryczka, wykorzystywanie innych, cos bardzo zlego i grozacego odrzyceniem (czytaj: smiercia, unicestwieniem - bo dziecko tak odbiera odrzucenie a te odczucia sa nie doroslego "ja" tylko "ja-dziecka"). Bagatelizowanie zachowan nawet karygodnych (balam sie zwrocic uwage a jak ktos to zrobil truchlalam ze strachu ze obroci sie to przeciwko mnie), albo obracanie w zart. Faktem jest, ze kiedy po latach pozwolilam sobie na bardzo taktowna uwage na dosc wazny temat uslyszalam stek oskarzen i skonczylo sie awantura. Swoim zachowaniem i brakiem reakcji spowodowalam ze bylam obwiniana o plamy na sloncu. Nie stawianie granic - bo jak to? Granice w zwiazku? To ma byc wiez a nie jakies granice. Oczywiscie bardzo toksycznie pojeta byla ta wiez w moim wydaniu.A nie mialyscie przypadkiem takich prawie-euforycznych mysli: przeciez jakos to bedzie dam sobie rady, nie takie bryly przed nami byly? W chwilach wlasnie takich niefajnych sygnalow ktore mogly byc zlym prognostykiem? A moze jestem przewrazliwiona (w domu rodzinnym ciagle to slyszalam, i ze przesadzam, i ze wydziwiam, i ze nic mi sie nie dzieje etc)? Kazdy ma swoje wady. On ma akurat takie - to co, mam go zostawic bo to czy tamto? TAK. Trzeba bylo tak zrobic to teraz nie cierpialabym na depresje czy co to k*rwa jest! Ale nie zrobilam bo mialam wczytany schemat: pielegnacja i utrzymanie zaburzenia. I gdybym sie nie ocknela, nie opamietala - nie wiem czym mogloby sie to skonczyc. Moze nawet tragicznie. Zaslugiwanie na milosc, szacunek, akceptacje, aprobate - jak najbardziej. To bylo moje drugie imie - a moze nawet pierwsze... Nie macie pojecia jak bardzo pomaga mi pisanie tutaj, jaki to wazny i skuteczny katalizator przemyslen.
  9. Reiben - wlasnie wyszlam z takiego dola niemocy, trzymalo mnie z przerwami od miesiaca. Nie chcialabym wiecej tego doswiadczyc, ciemnosc, przepasc bez dna, brak sil i energii na cokolwiek, nie widac sensu jakiegokolwiek dzialania i gdyby nie obowiazki wykonywane automatycznie z odpowiedzialnosci (i braku kogos innego kto moglby to za mnie zrobic) to pewnie nie zrobilabym nawet tego. Ale to sa rutynowe, mechaniczne dzialania. Obnizony apetyt albo zapychanie sie byle czym. Proby obejrzenia filmu koncza sie utrata zainteresowania, To samo z ksiazka. Ogolnie szybko trace zainteresowanie, probuje nieraz na sile cos robic. Zajac sie czyms a najlepiej tym, co szybko daje efekty. Czasami to pomaga - na dluzej, na chwile a bywalo i tak ze wyciagnelam sie dzieki temu z dolka. Moze pogadac z kims tez by pomoglo ale akurat nie bardzo mam z kim. A nie chce gadac do sciany albo widziec w kims zniecierpliwienie bo go nie interesuja moje sprawy a ma akurat cos wazniejszego na oku. Na forum jest OK bo my tu wszyscy z podobnej gliny. Forum bardzo mi pomoglo bo moge sie chociaz wygadac i troche doly popuszcza jak czlowiek wyartykuluje swoje emocjonalne wyboje.
  10. jak ktos daja rady o ktore nie prosilam albo robi uwagi bez sensu, jakby chcial cos wytknac. Nie przepadam za ludzmi "hiper-spostrzegawczymi", w ich towarzystwie mam wrazenie, ze jestem na cenzurowanym (OK, to moje odczucie ale jak ktos obserwuje czlowieka niemal caly czas, znacie ten wzrok taksujacy jak komornik szafe to trudno obejsc sie bez takich wnioskow. Czasami miewam lekki tik nerwowy i raz pewna znajoma glosno w towarzystwie (po szczegolowej obserwacji, ktora staralam sie ignorowac) mowi: zauwazylam, ze tak robisz - a dlaczego? Odpowiedzialam rownie glupio: po to zebys miala o co zapytac. Mistrz cietej riposty ze mnie zaden ale juz mam od niej spokoj. Moglabym podobnych przykladow podac mnostwo: niby nic wielkiego a ktos niepotrzebna uwage robi i psuje atmosfere, a bez tego mogloby sie obejsc.
  11. Juz bez glebszych, bolesnych emocji - tak sobie mysle i analizuje. Ze wlasciwie od samego poczatku ludzie ze mnie rezygnowali (matka biologiczna, rodzice adopcyjni, nauczyciele w szkole, wielu znajomych i tzw przyjaciol, partnerzy zyciowi i nie wiem, czy tez nie dzieci), nikt nie chcial zawalczyc, nikt nie chcial mnie poznac - albo odchodzili, odwracali sie totalnie - albo mnie przerabiali na swoja modle za pomoca manipulacji, szantazu, prosb, grozb, kija i marchewki, poczucia winy i wstydu, wmwiania, ze sama sobie nie poradze, ze zgine... Ale tylko jeden czlowiek w moim dosc dlugim zyciu zadal sobie trud i staral sie mnie poznac taka, jaka jestem. Nie oceniajac - akceptujac bezwarunkowo. Dajac zaufanie i wsparcie bez wzgledu na cokolwiek. Prawdziwa przyjazn. Dla mnie te wspomnienia sa jak oltarz dla wierzacego. Czasem zastanawiam sie, czy mam jeszcze szanse spotkac kogos o podobnym podejsciu do zycia. Bo przez prawie cwierc wieku nie spotkalam, a znalam troche ludzi w tym okresie. Jesli tacy ludzie istnieja - to gdzie ich szukac? Moze nie tyle gdzie co jak? Byc soba. Nie bac sie bycia soba, nie udawac, nie nadskakiwac, nie robic nic "pod kogos" bo wtedy mamy szanse co najwyzej na kolejnego blazna i pieczeniarza, manipulanta. Jesli jestem soba to dochodzi do naturalnej selekcji - czyli nieodpowiednie osobniki odpadaja. Wtedy jak sobie przypominam bylam na zakrecie zyciowym, w trudnej sytuacji, podjelam decyzje ktora mscila sie na mnie przez wiele lat - i jaks na poczatku znajomosci wywalilam to wszystko bo mnie przerastalo, nie moglam juz dusic w sobie. I zaraz po wyslaniu tego listu (TAK! Wtedy pisalo sie listy i wrzucalo do skrzynki! Tesknie za tamtymi czasami i nawet mysle zeby z kims popisac, tak dla zwyklej przyjemnosci bo to bylo bardzo fajme, ta cala otoczka, oczekiwanie na odpowiedz. I niekoniecznie od kogos do kogo cos sie czulo ale od przyjaciol, rodziny itp. Super sprawa!) pozalowalam bo fajnie sie znajomosc zapowiadala, fajnie nam sie korespondowalo, to byly dwa dialogi bo on czytal moje wypowiedzi i polemizowal albo sie zgadzal ale zawsze bylo ciekawe uzasadnienie, nie jakies pustoslowe wodolejstwo. I byl przerazajaco inteligentny - to mi z jednej strony imponowalo a z drugiej troche sie obawialam, ze jakby co do czego doszlo to mnie zdominuje. Ale mysle sobie: jak nei odpisze to trudno, nie ma nic jeszcze miedzy nami, bedzie troche zalu ale nic poza tym, zadnych dramatow. Ale... odpisal. Bardzo dlugi list. Miedzy innymi ze zaimponowalam mu otwartoscia i odwaga. I pamietam jak dzis jego slowa: a moze myslalas, ze przestrasze sie i uciekne jak wiekszosc przede mna? Ja mu tego nie napisalam, on wiedzial. Nasza pozniejsza znajomosc, zwiazek i wiez byla tego potwierdzeniem, jak wiele o mnie wiedzial bez pytania. Tylko obserwujac i sluchajac. Na poczatku balam sie tego (wszyscy znamy owo uczucie, nie moge pokazac swojej prawdziwej twarzy bo jak mnie poznaja to uciekna albo jeszcze gorzej: ukarza mnie za bycie soba ale czy znalismy inna rzeczywistosc?) ale z czasem przekonalam sie ze nie ma nic bezpieczniejszego (o paradoksie!) jak bliski czlowiek ktory nas poznaje a ktoremu ufamy, bo dal na to wiele dowodow. Nigdy nie czulam sie az tak bezpiecznie i pewnie emocjonalnie. Moglam nareszcie byc soba i nikt mnie za to nie karal, nie probowal wtloczyc w swoja matryce - tylko akceptowal. Tak po prostu.
  12. mojanati - moje dzieci sa juz dorosle. Mysle, ze tez niezle im we lbach namieszalam bo sama bylam rozregulowana na maxa. I nieswiadoma tego co sie ze mna wyrabia. Nawet to widze, czuje - ale co moge teraz zrobic? Na pewno ich nie kontrolowalam, nie zatruwalam zycia wlasnymi problemami - ale nie zawsze bylam obecna i nie zawsze umialam okazac uczucia. Ale zawsze, gdy bylo trzeba - pomagalam. Wspieralam. Nigdy nie krytykowalam, nie obwinialam, nie poddawalam presji ze musza np zdobyc wyksztalcenie. Nie kazdemu sluzy nauka. Kochalabym ich tak samo bez wzgledu na to kim beda zawodowo. Corka odnosi sukcesy jako naukowiec na skale swiatowa (w swojej branzy), pracuje na uniwersytecie, jest doktorem nauk. To jest jej pasja. Jestem z niej dumna ale nie obnosze sie z tym bo to jest jej ciezka praca - nie moja. I zawsze to jej powtarzam. Nie chce, zeby miala swiadomosc tego, ze ja wlasnie dlatego nie wrocilam do Polski - bo chcialam zeby poszla na studia. Gdybym wrocila to byloby to niemozliwe. Zreszta - potem wszystko sie zlozylo korzystnie dla niej. Nie mowilam jej o mojej (naszej - mojej i synow) sytuacji. Wiedzialam, ze tak czy inaczej musze tu wytrwac jakis czas. Moj eks zafundowal nam pieklo z zycia. Probowalam to lagodzic jak moglam i zaplacilam za to depresja, poglebieniem stanow lekowych, bezsennoscia. Jakos nie widze innej opcji wtedy. Ktos nie spi, zeby spac mogl ktos. Mlodszy syn jest na drugim roku studiow. Pracuje w weekendy i wakacje. Jest w pierwszej dziesiatce najlepszych studentow UCL. Otrzymal stypendium wiec finansowo nie ma presji; od tego semestru idzie do akademika. Moim bledem bylo to ze nigdy od niego nie wymagalam, ze chcialam jakos w ten sposob zlagodzic to co przeszlismy z eksem. Mam na mysli jakas pomoc w domu. Od kilku lat mieszkamy sami i nie mam wielkiej pomocy z jego strony. Jak chodzil z dziewczyna to bylo lepiej ale zerwali po prawie 2 latach i od tamtej pory jestem pozostawiona niemal sama sobie z duzym domem. I doroslym synem uposledzonym umyslowo, ktorym wylacznie sie zajmuje bez pomocy. Jak jade do Polski to corka bierze brata na spacer, na lody, do kina, zostanie z nim wieczor jak ide do kolezanki itp. Moi mezowie nigdy mi nie pomagali, tylko k*rwa byli. Teraz ich nie ma i jest tak samo, nie - jest spokoj. Ale ja czuje sie wyzeta ze wszystkich uczuc, emocji, nie umiem okazac ze mi zalezy, ze kocham... K*rwa -- 05 sty 2014, 02:24 -- OK, jak spowiedz to spowiedz - mialam miesiac temu urodziny. Corka wyslala mi darmowego smsa. Mlodszy syn twierdzil, ze nie mial kredytu (jakby nie mozna bylo wyslac z netu)... Moi mezowie tez nie pamietali o urodzinach. Ja - zawsze. Jakis skromny prezent, zaakcentowanie ze to szczegolny dzien... Ale chyba robilam to po to, by ktos tez dostrzegl moje urodziny. Jako dziecko dostawalam jakis skromny prezent ale bez szumu. W moim rodzinnym domu nie robilo sie imprez, nie zapraszalo gosci (wyjatek - imieniny rodzicow ewentualnie swieta: przychodzila rodzina matki, od ojca nikt bo matka byla z nimi sklocona). Moj pierwszy maz SP zawsze pamietal o imieninach, urodzinach, rocznicach ale tak byl wychowany. Potem to juz cisza - a raczej wymaganie ode mnie ze to ja mam pamietac. Nie jestem milionerka ale przyjelam zasade ze kupuje sobie to o czym marze w miare mozliwosci, oszczedzalam na fotografike - kupilam sobie. Od czasu do czasu kupie sobie dobre perfumy bo mam manie perfumowa Marzy mi sie dobry teleskop do ogladania mglawic i kilka obiektywow pelnoobrazkowych. Filtry Cokin. Wiecej pamieci RAM. Rozpusta myslec, ze ktos moglby cos z powyzszej listy mi podarowac Nikt mnie nie zna na tyle.
  13. Nie do końca się z tym zgadzam. Jeśli dziecko siedzi cicho w bezruchu, to niekoniecznie musi być wytresowane i zastraszone. W kontekscie mojej wypowiedzi, dzieci zastraszone i wytresowane wlasnie tak sie zachowuja. Moze to byc rowniez dziecko autystyczne czy z innymi problemami rozwojowymi, ale my tutaj mowimy o DD.
  14. Poszlam na spacer do mojego ulubionego miejsca w gorach.
  15. W domu rodzinnym wkrzyczano, wytloczono na moim umysle priorytet. To co chca rodzice, to co dla nich dobre. Stalo sie to moim nawykiem. Potem myslenie: jesli robie cos dla siebie to wyrzadzam ich krzywde, bo nie zajmuje sie ich priorytetami. Spuszczenie z oka tego co powinnam chocby na krotka chwile i zajecie sie soba wywolywalo we mnie poczucie winy, zaniedbania czegos najwazniejszego... Jak ja smiem robic to rodzicom ktorzy sa pierwsi po Bogu (matka lubila "przepytywac" mnie w przykazan i powtarzac do zachrypniecia: co jest w przykazaniu? Czcij ojca i matke! No tak, szacunek nalezal sie obligatoryjnie. Tzn taki byl ich obraz rodziny. Moze gdybym byla ich wlasnym dzieckiem zadzialalby instynkt czy co tam jest. A nie jakies sztywne zasady: tak byc musi bo tak jest w ksiazce, w katechizmie czy tak powinno byc. A propos - rodzice wcale nie byli jacys bardzo religijni, tylko mnie gonili do kosciola a matka na sprawdzenie, czy w kosciele bylam, wypytywala mnie co ksiadz na kazaniu mowil. Pamietam to jakby bylo wczoraj. Takze to co mnie przerazalo autentycznie: jak kazala mi cos powtorzyc: co ja powiedzialam? Albo co ktos powiedzial, co w ksaizce pisalo itp. Kolejne kontrolowanie czy automat dziala prawidlowo. Truchlalam jak te slowa slyszalam bo nigdy nie powtorzylam wlasciwie albo jesli mi sie udalo to i tak sie czepiala. "O widzisz, sama powtorzylas ze trzeba robic tak a ty swoje. Glupias jak but." Ze dzieci i ryby nie maja glosu to oczywiste bylo. Gdy rodzice szli ze mna do rodziny czy jakichs znajomych (z wyjatkiem jednej kuzynki bo tam czesto na noc zostawalam i jezdzilam z jej rodzicami na wakacje, moi nigdzie nie jezdzili chyba ze do sanatorium) to musialam siedziec w miejscu, odzywac sie tylko kiedy mnie zapytaja; jak kazali zaspiewac albo wierszyk powiedziec to natychmiast. Jesli dali zjesc mialam zjesc wszystko. Jesli nie - nie moglam sie upominac. I usmiechac sie, pokazac jaka ze mnie grzeczna dziewczynka. Grzeczne dzieci nie siedza cicho w bezruchu - tak zachowuja sie dzieci wytresowane i zastraszone. Zahukane. Znam dzieci rozwydrzone ktore potrafia cudzy dom zdemolowac - i znam dzieci ktore jak przyjda z wizyta potrafia sie ladnie bawic i widac, ze sa nauczone szacunku do czyjejs wlasnosci. Jak widze dziecko ciche, siedzace w miejscu, obserwujace spode lba rodzicow to wiem ze cos jest nie tak. Pozniej eks nr 2 postepowal tak samo - wymuszal krzykiem. I tutaj powiedzenie: madry glupiemu ustapi byloby najbardziej na miejscu. Ktos dodal zakonczenie: "...i dlatego swiat tak wyglada". Ale ja juz mialam tresure krzyku i reagowalam na nia jak pies Pawlowa. Toksyczne osoby wyczuwaja slabosc potencjalnej ofiary, nie wiem jak oni to robia. Pewnie na tej samej zasadzie co u nas swiatelko ostrzegawcze, tylko ze my czesto go lekcewazymy (Gdyby, tak jak u toksykow, od tego zalezalo nasze przetrwanie to pewnie bysmy brali je pod uwage, ale mamy tak obnizona poprzeczke poprzez bycie DD ze jakies tam swiatelko, ba - nawet syrena, nam nie podskoczy) Bylam dzis po raz pierwszy od wyprowadzki w gorach, w moim dawnym "wysypisku smutkow". Tam zawsze nachodzily mnie rozne ciekawe refleksje, zreszta miejsce spokojne, dzikie (tylko bylo troche za zimno dzisiaj a ja sie nieodpowiednio ubralam), przyroda wokolo (nawet mysikrolika dzis widzialam, nawet dalo sie do niego podejsc w miare blisko ale uciekl jak wyciagalam aparat - bez sensu zreszta bo nie mialam obiektywu z zoomem)... I pomyslalam sobie tak: wiekszosc ludzi, ktorzy mieli wplyw na moje zycie, ktorzy zajmowali w nim duzo miejsca i z racji tego byli wazni - nie umieli, nie chcieli, nie mogli wydobyc ze mnie tego, co we mnie najlepsze, wartosciowe. I dlatego nigdy nie nauczylam sie jak rozpoznawac takich ludzi. Takiego kogos spotkalam przypadkiem, nawet niewiele brakowalo, bysmy sie mineli i wogole na siebie nie zwrocili uwagi. Nawet napisalam przed wielu laty opowiadanie SF luzno oparte na teorii "niespelnionego spotkania". Wtedy bowiem przerazilo mnie, ze moglam go nigdy nie spotkac... Ale jak to mowia - zylabym w niewiedzy a niewiedza nie boli. -- 04 sty 2014, 18:14 -- I nie umiem wymagac, ciezko mi sie tego nauczyc. Przychodzi mi z ogromnym trudem i opornie choc wiem, jak bardzo pomogloby mi to w zyciu. Co najwyzej prosze a jak mnie zignoruja to olewam i albo rezygnuje i musze sie obejsc albo sama probuje to zrobic. O tym zreszta juz pisalam jak mnie wkurza ze tyle potrafie; to nie jest dobre. Proszac o pomoc wchodzimy w interakcje z ludzmi, pokazujemy im ze sa nam potrzebni. Osoba dysfunkcyjna, jak ja, wlasnie na odwrot - boi sie pokazac ludziom ze sa jej potrzebni bo nauczono ja, ze potrzebowac ludzi to znaczy 1/bycie niekompetentnym 2/nie radzenie sobie z zyciem 3/wykorzystywanie innych 4/egoizm 5/bezczelnosc I co, jesli taka osoba nagle zachoruje powaznie, bedzie potrzebowac opieki? Az ciarki przechodza na mysl o tym. Ponad 10 lat temu mialam wypadek na podworku, 3 miesiace na wozku. Nie chce tego wspominac, dodatkowo poglebilo moja niechec do proszenia o pomoc. To sa wszystko konsekwencje wychowania w dysfunkcyjnych rodzinach - i to, z czym my musimy sie zmierzyc. Co potrzeba nam przepracowac bysmy mogli pelniej cieszyc sie zyciem. Nie przerobione - w najmniej oczekiwanym momencie wyjdzie z ciemnosci jak upior.
  16. Rammstein i Toten Hosen naprzemiennie
  17. Schludnosc, higiena, dbalosc o siebie zarowno fizycznie jak i psychicznie.
  18. aardvark3

    Picie z alkoholikiem

    i smieszno, i straszno raczej
  19. aardvark3

    Stosunek do alkoholu

    ja tam moze ze dwie lampki sikow (wino 5,5%) jak film zapuszcze, a moze nawet i tego nie. Na razie nie czuje checi. Ale w kazdej chwili moze mi sie zachciec - lub nie. Nieraz tak mi sie zachce a po dwochm trzech lykach juz mi sie odechce. Takie to moje picie jest. Swoje juz wypilam.
  20. Myslalam aby zalozyc nowy watek ale przyszla mi na mysl brzytwa Ockhama Chcialabym bowiem podyskutowac o genezie naszych sklonnosci do wiazania sie z nieodpowiednimi/toksycznymi/zaburzoymi partnerami. Konkluzja, ze jestesmy DD to tylko wierzcholek gory lodowej. A jako, ze nalezy zaczac od siebie... oto moje wnioski. Zadalam sobie pytanie: jakich mezczyzn znalam w dziecinstwie, jaki mialam z nimi kontakt, jaki obraz mezczyzny utrwalil mi sie z tego okresu w zyciu? Co mezczyzni w moim dziecinstwie mieli mi do przekazania? Czego mnie nauczyli? Czy opiekowali sie mna jako istota slabsza? Za kogo mnie uwazali? I dostalam taka odpowiedz, ze mi w piety poszlo...
  21. aardvark3

    Picie z alkoholikiem

    Pewnie sie nie zrozumielismy, Niktita. Mialo to oznaczac (tlumaczac z polskiego na nasza) ze nie potepiam istnienia alkoholu w czambul. Moge jedynie miec uwagi co do czyjejs wolnej woli w tym temacie ale nie mnie osadzac. Do dalszej czesci Twojej wypowiedzi, wybacz, ale sie nie ustosunkuje. Emocje tez sa dla ludzi. Rzeklem
  22. aardvark3

    Picie z alkoholikiem

    alkohol jest dla ludzi. Ale dla tych, ktorzy umieja go pic. Twoj ojciec zachowal sie tak, jakby dal malpie brzytwe. Nie mozna osobie z problemem alkoholowym proponowac kielicha, nawet dla towarzystwa. Zaden powod nie jest wytlumaczeniem. Mogl sobie pojsc z kolega a toast wypic coca cola, w ramach sylwka zrobic mamie jakis fajny deser albo mrozona kawe z dodatkami. Wydaje sie, jakby mial gdzies jej problem i obchodzilo go tylko to, ze ma ochote sobie strzelic banie na koniec roku.
  23. Inna prawda objawiona: masz problemy psychiczne i emocjonalne bo nie wierzysz w Boga. Nieszczescia cie spotykaja bo to kara boska (nie sprecyzowano, za co).
×