Skocz do zawartości
Nerwica.com

aardvark3

Użytkownik
  • Postów

    726
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez aardvark3

  1. Mnie ktos kiedys powiedzial: ty ta "wojne" caly czas przezywasz i prowokujesz, zeby im dorownac, zasluzyc na prawo do cierpienia i szacunek czy co tam jeszcze. Byc moze jakas terapeutka - potem przerwalam terapie bo niewiele mi dawala a ja nie moglam sie zajmowac wtedy soba, bo zylam z toksykiem - musialam pilnowac zeby nie narobil jeszcze wiecej strat i traum. Zreszta sama wiesz jak to jest z takim czlowiekiem, caly czas w stanie czuwania. Nawet jesli ktorykolwiek z rodzicow przezyl horror w dziecinstwie to owszem, przeszlosc go tlumaczy ale nie usprawiedliwia. Do nas to prawo tez sie stosuje. Moja matka nie zyje juz od 10 lat ale gdybym jej to powiedziala to raczej by jej nie zatkalo tylko otworzylby sie worek z oskarzeniami (pewnie o tesciowej i pieniadzach z wesela tez by wspomniala ) - odechcialoby mi sie dalej ciagnac ten temat. Albo by powtarzala glosno i teatralnie jedno zdanie co tez bylo dobra metoda na mnie bo sie wycofywalam. Nie mozna polemizowac ze sciana. Ona nigdy, jak siegne pamiecia, nie chciala sluchac (a mnie mowila ze dziecku nalezy poswiecac uwage i wysluchac go, jprdl) tylko zakrzykiwala niewygodne tematy albo robila cyrk pt ja jestem ofiara wszyscy sie nade mna pastwia.
  2. Przymierzam sie do jakiegos covera bardzo malego, starego napisu na ramieniu, ale tym razem chcialabym zaszalec i walnac sobie na cale ramie plus przedramie, ale to ma byc art a nie dziara spod celi. Jak dotad nie trafilam na to, co mogloby mi sie spodobac. Jak fajne, to za bardzo rozbudowane a nie chce przeginac. Zastanawiam sie nad pojedynczymi piorami - zadnych napisow, memoriali itp http://c.wrzuta.pl/wi4311/ec4b2fea0020ae054fcfc1fe/tattoos-feather-quote-tattoo-picture-by-sweetrevenge791-h-t-tattoodonkey.com_1 http://fc04.deviantart.net/fs71/i/2013/032/1/6/feather_tattoo____by_graynd-d5tg5zv.jpg
  3. nie wie co to cierpienie kto wojny nie przezyl (no niby racja, skoro nie przezyl to nie cierpi ), wojna to byl taki benchmark dla pokolenia moich rodzicow
  4. aardvark3

    Samotność

    Mala zmiana na lepsze - wczoraj bardzo sympatycznie rozmawialo mi sie z pewnym "malo znajomym" przez telefon. Niczego nie zakladalam (jak to drzewiej bywalo), niczego nie oczekiwalam, nie szukalam akceptacji na sile (mysle, ze z tego juz wyroslam, zauwazylam ze przestalam ludziom nadskakiwac i coraz mniej mi zalezy na byciu lubiana za wszelka cene, nawet za cene wyrzeczenia sie siebie), nie doszukiwalam sie niczego procz tego co jest - i powiem Wam, ze bardzo sie sobie w tej rozmowie spodobalam. Potrafie nawiazac ciekawy DIALOG. To duzy plus. Bo czesto to sa dwa monologi i nic z tego nie wynika procz falszywych przekonan. Potrafie sluchac naturalnie, bez presji ze tak trzeba bo inaczej wezma mnie za egoistke ktora ma w dupie cudze sprawy. Bez nadgorliwosci, ktora mi przez wiekszosc zycia towarzyszy i zmiata wszystko na swej drodze jak kombajn. Znajomosc albo sie rozwinie albo nie, w jakim kierunku nie wiem ale to nie ma znaczenia. Jesli bedzie otwartosc z obydwu stron to raczej sie nie przestrasze. Jezeli nie, to tez sie raczej nie rozczaruje ale taki kontakt, nawet malo znaczacy, pozwala odzyskac energie i wiare w siebie. Mysle, ze do dialogu tez trzeba odpowiednio dojrzalych ludzi a nie desperatow. Wielekroc bylam zdesperowana bo tak zostalam zaprogramowana. Sama nic nie znaczysz, sama zginiesz. Sprawdzamy sie w dzialaniu i to cala prawda.
  5. Czy sukces? Okazalo sie, ze potrafie zachowac sie galanto w sytuacjach towarzyskich. Ze potrafie prowadzic z kims interesujacy dialog bez wysilku, udawania, krygowania sie, kupowania przychylnosci, kokieterii. Ta wiedza, poparta doswiadczeniem, dodala mi skrzydel. I tak sie na te okolicznosc zastanawiam - czy moje wieloletnie przekonanie o zaniku umiejetnosci socjalnych i slabej wydolnosci na tym polu nie bylo spowodowane niewlasciwym towarzystwem, a nie moja nieudolnoscia? -- 03 sty 2014, 16:13 -- ...i zabralam sie przed chwila za robote. jak na poczatek to tylko struktura i efekt na drugim projekcie. I zaszpachlowanie drewna. Idzie jak z kija ale maly postep jest. Jak wyjme materialy z kartonu to pewnie mnie natchnie bo jest tego sporo. Szklo mam przygotowane, tylko nie bardzo mi sie chce za nie zabierac, nie teraz.
  6. Jakbys o mnie pisala! Literalnie! -- 03 sty 2014, 09:30 -- A u Was tez byly wspominki jakichs Waszych przewin sprzed lat powtarzane w kolko? Bo chyba ten typ tak ma... Pamietliwy jest. Moja matka nie pamietala gdzie polozyla okulary (nie, ona nigdy niczego nie zgubila czy zarzucila, ktos jej zlosliwie schowal bo nic nigdy nie ginie - to byl jej aksjomat) ale pamietala ze np na moim weselu uzbierane pieniadze dalam na przechowanie tesciowej, nie jej. Bo akurat tesciowa byla wtedy pod reka a matki nie bylo - ale nie, ja to zrobilam specjalnie na zlosc, zeby ja wykonczyc za to co dla mnie zrobila (i tutaj nastepuje litania przewin wszelakich, ktore oczywiscie byly zlosliwe i z premedytacja skierowane do walki z jej zdrowiem psychicznym i fizycznym). Teraz to sie z tego smieje, autentycznie - bo to jest tak glupie i bezsensowne, ze az smieszne. Jak z wieszania sie mojego eksia choc wtedy to mi do smiechu nie bylo. Teraz zas co cobie przypomne jak latal po domu i zagrodzie z tym sznurem od bielizny to sie autentycznie smieje. W koncu matka sklocila mnie z tesciami na dobre po smierci meza, Obydwoje rodzice byli o nich zazdrosni - wlasciwie to mieli o co bo tam byla normalna, rodzinna atmosfera, tam sie mowilo prawde i nikt sie nie bal a z bledow wszyscy sie smiali; nikt nikogo nie straszyl a jak szwagier po pijanemu zrobil zonie awanture to tesc osobiscie tam poszedl i mu wpierd*lil: jak jeszcze raz to zrobisz to juz nie jestes moim synem - tak powiedzial. U tesciow jak sie siadalo do stolu to byly zarty, ciekawe historyjki, czesto smialismy sie zyczliwie z siebie nawzajem (bez zlosliwosci czy docinkow) i tam czulam sie bezpiecznie. Nie jak w rodzinnym domu gdzie kazdy wspolny posilek czy spedzony czas to byly jakies wypominki, uwagi, awantury, cokolwiek bym nie powiedziala to czepianie sie - jesli wogole moglam cos powiedziec bez przerywania mi albo skwitowania: a ty to zawsze glupoty gadasz, niby taka madra, szkoly skonczyla a glupia. Tesciowie zafundowali mezowi kamien nagrobny (zostal pochowany w naszym rodzinnym grobowcu, to byla moja decyzja zreszta) i od tego sie zaczelo. Teraz juz nie czuje zazenowania kiedy o tym wspominama le przez lata bylo mi autentycznie wstyd za zachowanie matki bo to ona byla inicjatorka. Stwierdzila ze kamien jest brzydki (pare epitetow tam padlo) i kazala usunac. Ja nie mialam prawa glosu tak mnie zahukali obydwoje bo widzieli ze biore strone tesciow. Skonczylo sie na tym, ze matka wziela kogos z rodziny, odmontowali ten kamien, pojechali do domu tesciow i wrzucili im przez ogrodzenie na ogrod. K*rwa ale zenada! W rezultacie rodzice wygrali bo tesciowie, chcac nie chcac, wymienili ten kamien i zamontowali "zgodny z zasadami" ale zerwali z nami kontakt.
  7. Dokladnie tak! Teraz jestem sama wiec to mnie nie dotyczy ale w wiekszosci moich zwiazkow byla ta presja - musze zrobic, nie moge siedziec bezczynnie (tzn nikt mnie nie moze zobaczyc ze nic nie robie). Jak ja te presje pamietam! Ale to dom rodzinny wychodzi i ciagla kontrola co robisz, gdzie idziesz, co myslisz. Bo jak nie robisz nic to jestes bezwartosciowym darmozjadem wykorzystujacym bezczelnie ciezko pracujacych rodzicow. -- 02 sty 2014, 21:57 -- Ale mialam pieprznik w glowie przez tyle lat. Jak w dupie po sliwkach.
  8. Nasz topik to jest kopalnia przemyslen i sama po sobie (oraz po Was) widze, jak bardzo pomaga w zdobyciu samoswiadomosci. A ona jest pierwszym krokiem do zdrowienia. My juz tak na 100% zdrowe nie bedziemy i nie ma sie co oszukiwac - ale wazne, ze zacznie sie proces i poczujemy sie szczesliwsze, pewniejsze siebie. Male kroczki a jakze dla nas wazne. Mnie bardzo pomaga i zawsze pomagalo czytanie czyichs przemyslen a jak juz znalazlam cos, z czym sie moglam identyfikowac - to jakby iluminacja, oswiecenie! Aneczak - u mnie tez byli inni na pierwszym miejscu, potem dlugo, dlugo nic a wreszcie ja. Zeby nikt nie posadzil mnie o egoizm, samolubstwo, egocentryzm ktorym moge go wpedzic w chorobe, skrzywdzic, zranic itp. Albo zostac odrzucona. Prosty sylogizm - jesli bede myslala o sobie to komus zrobie krzywde. Podobnie jak stwierdzenie: jak ty masz racje to ja jej nie mam. Czarne i biale. Nie mozna myslec o sobie i jednoczesnie o kims, nazwijmy to, bliskim. Taka postawa w przyrodzie nie wystepuje. Czyz nie w to wierzylysmy? Pieknie nas wytresowano - wiec skad pozniejsze pretensje rodzicow ze nie umiemy sobie ulozyc zycia i wybieramy toksykow a potem cierpimy? To jest zasada jakiegos chorego paradoksu (pleonazm?). I jestem w tym toksycznym zwiazku, jest mi zle, chce sie wyzalic, zwierzyc do rodzica a tu ku*wa slysze: teraz narzekasz? trzeba bylo wczesniej pomyslec a teraz to cierp. I co - pojdziesz sie wyplakac? Zeby uslyszec kolejny stek krytyki i gdybania i "aniemowilam"? Niby fizycznie nie boli ale jakie upokorzenie... Tak by sie wydawalo ze po treningu z diecinstwa jestesmy uodpornieni - no, niestety. Czasami mialam wrazenie, ze mam wszystkie nerwy, koncowki od uczuc, emocji - na wierzchu tak zabolalo. Jak sie dowiedzialam (przed Bozym Narodzeniem wiele lat temu) ze moj syn nigdy nie bedzie normalny i zdrowy (byl na obserwacji w szpitalu) - to oprocz szoku najbardziej sie obawialam powiedziec to matce. Przeciez mi nie da spokoju i zaraz zacznie wyszukiwac gdzie,kiedy i jaki blad popelnilam i na ile jest to moja wina i co moglam i ok*rwamac, zaraz po calej rodzinie napierdzieli. A jak powiem ze mi przykro gdy tak mowi to walnie, ze mnie nie bylo przykro jak (i tu wspomnienia jakichs zdarzen ktorych zupelnie nie pamietalam i kolowrot na kilka tygodni, wlazenie mi do pokoju z gorzkimi zalami...). I tak jej dawkowalam po troszeczku az sie po pol roku moze dowiedziala calej prawdy. To sie pyta dlaczego nie powiedzialam jej wczesniej? A ja odpwiadam ze nie chcialam jej martwic! I mam byc normalna? Mam mowic ludziom wprost co mysle i czuje? A kto mnie tego nauczyl - ze bezpiecznie jest mowic wprost? Nauczylam sie, dla wlasnego bezpieczenstwa, manipulacji i polprawd. Bo za prawde mozna bylo oberwac. Wymagaja prawdy a za nia karza.
  9. Dokladnie. Albo byly sprzeczne informacje: oni sie tak zachowywali a Tobie kazali sie zachowywac wrecz przeciwnie. Albo pokazywali dysfunkcyjny zwiazek a nam mowili jak ma wygladac prawidlowy (i ze to od nas zalezy, ze jak nie bedziemy sie zachowywac odpowiednio tzn tak jak rodzice sobie zycza to nikt przyzwoity nas nie zechce tylko jakis lazior golodupiec bez szkoly). Albo taka perelka: matka mowi: szanuj sie a skad masz wiedziec co to znaczy, a rodzice Cie szanuja? Mogli roznie dobrze powiedziec siadaj za stery prowadz samolot. Nie ma umiejetnosci bez przykladu, bez nauki. Pozwalalam ludziom sie obrazac, ranic mnie, wchodzic mi na glowe, zabierac co moje bo nie umialam sie szanowac i powiedziec: nie. Balam sie ze spotka mnie za to cos strasznego bo w domu rodzinnym nie istnialo zaprzeczanie zadaniom rodzicow. Jak wyglada prawdziwa wiez pokazal mi ktos bardzo bliski przed laty, za szybko odszedl - nie umialam sobie z ta wiedza poradzic, zastosowac ja w zyciu. Tak wiele otrzymalam i nie umialam z tego skorzystac. Nie bylam gotowa... No coz, moze nie do konca wiem jak powinien ten zdrowy zwiazek wygladac ale przynajmniej wiem, jak nie powinien
  10. teraz nie ma mnie kto i po co tresowac bo jestem na swoim (duzy, bardzo duzy komfort psychiczny pomimo bagazu przeszlosci i ceny jaka za to place - samotnosci i wyobcowania) ale i tak mnie to wkurza. Ale zgadzam sie - to wlasnie taka tresura przez osoby egoistycznie i roszczeniowo nastawione do zycia. Byle nic z siebie a wszystko dla siebie. Kochanie nie moge patrzec jak sie przemeczasz sprzatajac lazienke - wyjde na piwo z kolegami
  11. Tak pokrotce to moge sie pod tym podpisac. Dwoma recami i jedna noga. Malzenstwa toksyczne mialam dwa i pol (pol licze bo mloda bylam i krotko to trwalo, poza tym toksycznosc polegala na niekontrolowanych atakach zazdrosci ni stad ni zowad bez powodu, tylko tyle albo az tyle). Potem byl toksyk numer jeden, mistrz manipulacji i robienia wody z mozgu. Zacznalo sie od wagi lekkiej czyli komentarza do np wyborow miss w TV - patrz jak one wygladaja a spojrz na siebie. A ze bylam nieswiadomym DDD lykalam te ciosy jak pelikan. Bolalo ale... nie protestowalam otwarcie. Patrz dziecinstwo - dokladnie to samo zachowanie. Udam ze mnie nie zranil i znudzi mu sie,kiedys przestanie. A tutaj stalo sie inaczej - moj brak reakcji zostal uznany za znak przyzwolenia i hulaj dusza piekla nie ma. Czasami ostentacyjnie siadal w tramwaju bardzo daleko ode mnie bo twierdzil, ze sie mnie wstydzi. Jak to teraz pisze to chce mi sie smiac bo na takie dictum to goscia w morde i wypad z zycia! Ex numer dwa - psychopata. Gdyby sie nie bal opinii publicznej czy kary bylby w stanie zabic. Kilkakrotnie sie wieszal na strychu jak wyszly jego sprawki na jaw (moja wina bo powiedzialam, upublicznilam) ale nadal zyje i cieszy sie dobrym zdrowiem. Mnie tylko bylo zal tego sznura od bielizny bo nie bylo na czym prania wieszac przez jakis czas Mial tzw short fuse czyli bez powodu nagle wybuchal. Nawet w srodku nocy. Albo za kierownica ni stad ni zowad. Zycie na bombie z opoznionym zaplonem. Darl sie jak opetany, bil sie piesciami po glowie, walil czolem o sciane, kopal i rozwalal meble i jeszcze oczekiwal za to przeprosin Bo on przez nas taki jest. Wtedy zaczelam sie zastanawiac nad swoimi wyborami i nad tym, ze ja przeciez w kazdym z tych przypadkow mialam czerwona lampke jesli nie syrene ostrzegawcza, byly przeslanki ze moze byc niedobrze. Czemu nie wzielam tego pod uwage gdy byl jeszcze czas? Ale to juz inna bajka. Mozna sie zrazic na reszte zycia. Dysfunkcyjna rodzina, mobbing w szkole. Szeroki asortyment, tylko szkoda ze wszystko w uzyciu i nie mozna sobie wybrac np na dzisiaj brak poczucia bezpieczenstwa a na jutro jakis stan lekowy. A najdziwniejsze jest to, ze ja sie nie boje publicznych wystapien! Jakis paradoks albo wyjatek co to regule potwierdza. Gdy bylam w jakiejs zorganizowanej grupie to zawsze mnie na mownice wybierali.
  12. jak najbardziej podpisuje sie pod tym. I tu sie zaczynaja schody... Przyjaciol mam daleko. Tutaj,mimo iz zyje wiele lat - nie bardzo. Kilkanascie lat w poprzednim miejscu, zawarlam kilka zazylych znajomosci (nie szermuje slowem "przyjazn" nadaremno bo ma dla mnie spore znaczenie) ale tez tak z dystansu bo ja przybysz a eksio tam sie urodzil i wychowal, wiec swoj. I mialam wrazenie, ze gdy doszloby do konfrontacji to ja jestem na przegranej pozycji. On tez staral sie mnie izolowac ale nieskutecznie bo byl malo inteligentny. Gdyby byl madrzejszy i cwany to pewnie bym juz tutaj z Wami nie siedziala. Wyprowadzilam sie, trafilam na osiedle gdzie wiekszosc to wynajmujacy (czyli nie zzywaja sie z otoczeniem) i - juz o tym wspominalam - roznica pokolenia. Ludzie mlodzi, z malymi dziecmi. Jest milo, fajnie, kazdy uprzejmy, uczynny, dziadostwa nie ma - ale bliskosci nie ma co szukac. W swoim domu czuje sie bezpiecznie - wlasciwie chyba pierwszy raz tak na dluzej i na serio. To jest moje miejsce i nikt tu nie bruzdzi. Chyba tez dlatego wylaza ze mnie te dawno zagrzebane traumy i zgrzyty. Moga sie pokazac. Nic i nikt im nie przeszkadza, nikt nie zajmuje czasu swoimi toksynami. Ale ludzi mi potrzeba, tylko oduczylam sie jak do nich wyjsc. W moim przypadku to nie jest tak hop siup dzisiaj sobie wieczorem wyjde do pubu czy na koncert. Ale w temacie - wku*wia mnie czesto ze za duzo potrafie bo musze. Z wyjatkiem prac w ktorych wymagana jest sila fizyczna i niektorych precyzyjnych (cierpie na zespol tunelu nadgarstka) to zrobie tyle co przecietny pan domu. Wymienie uszczelke, naprawie lampe, posluguje sie biegle narzedziami. Wcale nie jestem z tego dumna bo to tylko dodatkowe obciazenie. Sama je na siebie wzielam z niecheci do proszenia o cokolwiek - bo juz pisalam: albo chaja, albo wielka laska i czekanie do usranej smierci. A jesli cos sie potrzebuje i o cos prosi to juz a nie za pol roku. Zorganizowalam sobie ogrodek - maly bo maly ale sympatyczny - i ciezko mi go teraz utrzymac w sensownej formie. Stracilam juz pnacze bo sie luk zlamal - nie mial kto wzmocnic, ja probowalam ale do tego trzeba sily. Machnelam reka - trudno. Mam znajomych ktorzy mogliby pomoc ale odkad zazadali zaplaty - jakos niesmacznie sie zrobilo. Zawsze sie jakos odwdziecze ale tak obcesowo sprawe postawic - no niefajnie. Ja bym nawet nie pomyslala zeby przyjaciolom, znajomym wystawiac rachunek za przysluge...
  13. No wlasnie, tylko tego sie trzeba jakos nauczyc, przeprogramowac podswiadomosc bo to w niej siedzi. Cel jest przejrzyscie okreslony za to droga do niego - wrecz przeciwnie. Wiem co tylko nie wiem jak -- 02 sty 2014, 14:05 -- Dodam, ze u mnie to jest na dzien dzisiejszy sprawa solidnie wtorna. Bylo juz lepiej i to duzo lepiej. Umialam jakos znalezc rownowage, umialam poprosic o pomoc. Nie, nie tyle umialam ale uczylam sie tego i bylam na dobrej drodze. Mialam grupe fantastycznych przyjaciol ktorzy raz juz mnie z dolka wyciagneli - na sile, ale tego wlasnie potrzebowalam. Wszystko wrocilo do stanu "sprzed" a mozna rzec, ze sie nawet pogorszylo w moim toksycznym zwiazku. Szczegolnie sprawa proszenia o pomoc bo to moglo zaowocowac awantura z efektami specjalnymi. A ta awantura mogla miec daleko idace implikacje i odbic sie dlugim echem na nas wszystkich. Ten epizod w moim zyciu utrwalil dysfunkcyjne postawy. Malo tego - mam flashbacki ale coraz rzadziej na szczescie.
  14. W naszym dziecinstwie nie bylo bezpiecznego miejsca, zewszad czyhalo zagrozenie a znikad ochrony, pomocy, wsparcia. I trzeba bylo wypracowac sobie swoiste mechanizmy obronne. Sprawie, ze mnie nie bedzie bolalo. Albo bede udawac ze mnie nie boli, ze mnie nie rusza, ze nie sa w stanie mnie zranic, ktokolwiek by to byl. Moze im sie znudzi i przestana. Wbrew temu, coz odczuwam: cierpienie, upokorzenie, zawstydzenie, bezradnosc i bezsilnosc. Nie okaze zadnego z tych uczuc. Nie dam im tej satysfakcji. W szkole to jako tako skutkowalo. Ale w domu - taka postawa wywolywala skutek wrecz odwrotny od zamierzonego. Bylam bez serca, psychopatka bez uczuc (bo jak mozna sie nie przejmowac, jak mozna nie plakac - uwaga: za placz byla dodatkowa kara: osmieszanie i udowadnianie ze nie mam powodu do placzu; ergo: badz tu madry i pisz wiersze), sobek, egoistka myslaca tylko o sobie i majaca gdzies steranych, zestresowanych, ciezko pracujacych rodzicow i ja ich obydwoje wykoncze i bede ich miala na sumieniu. W swiecie, w ktorym gdzie sie nie odwrocilas - dupa z tylu - nie bylo mowy o poczuciu bezpieczenstwa. To pojecie nie istnialo. Nalezalo wiec nauczyc sie zyc udajac, ze sie ma poczucie bezpieczenstwa. Ale to jest jak kalectwo. Bez nogi nigdy nie bedziesz normalnie chodzil - owszem, sa protezy. Ludzie nawet biegaja. I tutaj widze wyzszosc kalectwa fizycznego nad emocjonalnym. W tym drugim przypadku odpowiednich protez nie ma. Doszlam do wniosku, ze wiele brakow psychicznych, emocjonalnych mozna wyrownac jako tako, ze czlowiek moze funkcjonowac w miare normalnie bez cierpienia. Ale brakow w podstawowej potrzebie bezpieczenstwa i stabilizacji nie da sie zastapic zadnym "ersatzem". To jest - a raczej tego nie ma - w nas. Jakis procent owego atawistycznego leku bedzie w nas na zawsze. Ale moze, moze... Gdyby odpowiednio wczesnie zaczac terapie... Podam taki przyklad - moja corka ma wade wzroku. Odkryto ja u niej dopiero w szkole sredniej i byla "nieokularowa" ani "nieoperacyjna". Okulistka powiedziala jej, ze gdyby wade zdiagnozowano i leczono do 12 miesiaca zycia to widzialaby dzis w 100% na oba oczy. W tym przypadku to nawet ja nie mialam poczucia winy ze zaniedbalam. Tak samo jest z naszym naprawianiem siebie - dokladnie tak samo. I nie ma co gdybac...
  15. aardvark3

    Co teraz robisz?

    zbieram sie do banku i tak juz od 10 Odpowiedzialam na kilka zaleglych maili (kilka czyli 2 slownie dwa) Napisalam tu kilka postow. OK, juz spadam.
  16. Ja tez. To byl ryz z jablkami. i dokladnie tak, jak w twoim opisie - ryczalam i wpychalam w siebie jak w ges, popijalam jak bylo czym. O wyrzyganiu nawet nie smielam myslec, za bardzo sie balam. A teraz wyobraz sobie bardzo lubie ryz z jablkami i czasami nawet sama sobie zrobie. Wszystko traci na przymusie. Matka miala zwyczaj stac nade mna i pilnowac. To byl chyba jej nawyk - stania za moimi plecami i obserwowania. Do dzis mam na to uraz, wlacza mi sie agresor jak ktos mi to zrobi. Ale nie atakuje tylko grzecznie zwracam uwage - skutkuje. Wtedy czuje jakby ktos drastycznie naruszal moja przestrzen zyciowa ale to tez uraz z dziecinstwa kiedy nie mialam prawa miec tej przestrzeni i wszystko bylo pod kontrola. Wiecej niz wszystko. -- 02 sty 2014, 12:15 -- Wewnetrzny krytyk dziala na zasadzie jak sie chce psa uderzyc, to i kij sie znajdzie. Zajmuje sie wylacznie szukaniem tego kija.
  17. Haha, witamy, k*rwa, w klubie Moje studia zostaly skwitowane przez rodzicow i rodzine: a/takie studia to kazdy by skonczyl (najwyzsze wyksztalcenie to kuzynka - pomaturalne, ale ona sie nie pchala do nauki) b/i tak dostalas sie bez egzaminu to po najmniejszej linii oporu czyli patrz wyzej (tak, chcialam na inny kierunek ale tutaj faktycznie - po skonczonym studium z wyroznieniem zaproponowali mi wlasnie ten wydzial - nb juz nieistniejacy od lat) c/wydzial dla pracujacych to jest dla nieudacznikow (tak, to byl wydzial dla pracujacych a konkretnie stworzony po to, by mozna bylo sie doskonalic w zawodzie i nie przerywac praktyki, dla mnie bylo to wygodne bo zaklad wspolpracowal z uczelnia itp itd bylo latwiej) az sama uwierzylam ze gowno potrafie osiagnac. Ze nic nie jestem warta. Albo inaczej - jestem warta tylko poprzez bycie z kims, bo ten ktos mnie "chce" a sama to juz wogole nie mam prawa nawet zyc. Dlugo myslalam tymi kategoriami. Nie chce wymieniac co zdobylam zupelnie samodzielnie - i tu, uwaga,uwaga - wlacza sie ten j*bany krytyk i wyszukuje gdzie by mozna te samodzielnosc podwazyc i czym, szuka dziury w calym, kwadratowych jaj i czego tam jeszcze - i znajduje, ale to sie bierze z tego, ze nigdy nie mialam racji, nie mialam prawa miec racji a jesli juz chcialam ja miec to musiala byc na zelaznych, "watertight" podstawach, ze nawet proton sie nie przecisnie bo krytyk mial taka zdolnosc znajdywania najmniejszej luki. Do tego stopnia, ze nieraz sama mam watpliwosci (brrrr!)
  18. INTJ Introvert(56%) iNtuitive(25%) Thinking(12%) Judging(56%) -- 02 sty 2014, 11:23 -- http://www.16personalities.com/intj-personality made my fucking day
  19. Wlasnie przed chwila doznalam kolejnego olsnienia - a wlasciwie zwerbalizowalam jeden ze swoich lekow. Napisalam to w materialach o DDA/DDD ale powtorze tutaj, bo temat bardziej adekwatny: Musze dobrze sobie radzic, nie zwracac sie do nikogo o pomoc bo moge zostac posadzona/oskarzona o niekompetencje i wszystko, co zdobylam zostanie mi odebrane. Jesli zwroce sie o pomoc to znaczy, ze sobie nie radze (myslenie czarno-biale?), jesli nie okaze potrzeby pomocy to bedzie oznaczalo ze sobie radze. Musze sie pilnowac. Dlaczego pojecie "radzenia sobie z zyciem" i "potrzeba pomocy" wiaza sie u mnie z odebraniem czegos, z kara, z ubezwlasnowolnieniem, odebraniem przywilejow i praw? I to jest bardzo gleboki lek.
  20. aardvark3

    Stosunek do alkoholu

    Mialam okresy ostrego picia. Po smierci mojego jedynego przyjaciela i najblizszej, jak dotad, osoby. Wczesniej zdarzylo mi sie wypic ale tak rozrywkowo, do towarzystwa. Pozniej albo szukalam tego towarzystwa by wypic, albo w pozniejszej fazie sama do lustra. Bylam o piczy wlos od alkoholizmu. I jakos samo puscilo, nagle zmiana - jakbym znudzila sie tym piciem bo do niczego nie prowadzilo a z rzeczywistoscia trzeba sie zmierzyc na trzezwo. Owszem, pozawalalam sprawy ale moglam zawalic wiecej. Nadrobilam to pozniej z nawiazka. W taki wlasnie sposob wolalam o pomoc ale ona nie nadeszla, co najwyzej od czasu do czasu ktos z bliskiej rodziny kopnal lezacego i mial satysfakcje. Zrozumialam ze cokolwiek nie zrobie i tak nikt mi nie pomoze a wrecz przeciwnie. Z dola wygrzebalam sie sama, potem pomoglo mi szczescie (szukalam i znalazlam - wtedy akurat potrzebowalam dobrej pracy, a ta praca szukala mnie chyba - i bingo!). Potem znow mialam takie okresy picia w poprzednim malzenstwie. Chyba tez wolanie o pomoc ale wolanie na puszczy, albo zagluszanie cierpienia. Mniejsza o powod - picie nigdy nie sprawialo mi radosci. Moze w czasach studenckich kiedy kojarzylo sie z fajna impreza i super towarzystwem. I zero dziadostwa. Pilo sie dla rozrywki a jak sie ktos uchlal to mu sie pomagalo do domu dotrzec albo wytrzezwiec; bylo przy tym troche smiechu ale takiego zyczliwego a nie zlosliwego wypominania co ktos po pijaku nawywijal i ile obciachu narobil. Teraz moge sie napic ale moge tez sie nie napic i na jedno wychodzi. Glownie alkohole niskoprocentowe i tylko takie, ktore lubie. Nie lubie zas tego szmerku we lbie po wypiciu (stad tendencja do slabszych alkoholi po ktorych trudno sie upic,mozna byc na humorku w towarzystwie ale nie pijanym), nie lubie stanu upojenia. Nie potrafie powiedziec, dlaczego nie lubie. Po prostu - nie lubie i juz. Moze dlatego, ze nic sensownego wtedy sie nie zrobi i traci sie tylko czas a potem kolejna strata na kacu. I moralniak, poczucie winy, cholera wie co - jakby malo bylo tego gowna i bez picia. Szkoda zycia. Poza tym nawet gdybym chciala sie uchlac to nie da rady - mam korek we lbie. Mowi dosc i wiecej ni hu hu, nie wejdzie. Nie smakuje, nie podchodzi... Mam zwyczaj zartowac, ze ja juz swoje wypilam Teraz kolej na mlodszych
  21. I tak mi sie skojarzylo, wlasciwie to olsnilo mnie. Lepiej pozno niz wcale. W domu rodzinnym wobec mnie jako dziecka byla stosowana zasada "beggars can't be choosers" - zebrak nie wybiera. Dopiero teraz ja nazwalam wlasciwie. Ciagnie sie za mna przez cale zycie i ciezko z tym walczyc. Ciesz sie z tego co ci daja i badz wdzieczna ze wogole daja. Nie wazne ze czegos nie lubisz i ze ci sie nie podoba - masz zjesc wszystko (a wogole co to znaczy: nie lubisz? Nie wiesz co dobre, glupia jestes, glodne dzieci w Afryce itp - a tak a propos: czy ktos z Was byl tymi glodnymi dziecmi straszony? U mnie to nawet pokazywali jak sie jakies zdjecie napatoczylo w gazecie, telewizji: o, widzisz? A ty smiesz mowic ze ci nie smakuje. Czulam sie niemal odpowiedzialna za te szkielety z wielkimi brzuszkami, ze jak ja nie mam apetytu to takie dziecko umiera czy co? Jprdl ale jazda!). Na kolonii tez zjadalam wszystko, wpychalam w siebie zeby tylko nie zostawic na talerzu bo ojciec ciezko na to pracuje. Poczucie winy z automatu. I wdziecznosci ze wogole mam co jesc i dach nad glowa. Reszta niewazna, mozna sobie darowac bo zebrak nie wybiera itp bledne kolo. Teraz jak to pisze to ogarnia mnie smiech sardoniczny. Badz tu czlowieku normalny po takim wychowie Z podstawowki tez wynioslam kilka traum, ktore pamietam do dzis. Moja owczesna wychowawczyni powinna za to zostac wyj*bana ze szkoly w kosmos i dozywotni zakaz pracy z dziecmi. Ale to nie ten temat bo mowimy o rodzicach. Te pozadomowe traumy tez mnie mecza. Pozostaly niezaleczone, przez rodzicow totalnie zlekcewazone i uznane za moja nadwrazliwosc i przejmowanie sie byle gownem. Takie to byle gowno, ze do dzis we mnie siedzi.
  22. Krytyk, powiadasz... Mialam z nim spokoj dluzszy czas, teraz - gdzies tak od 2 lat, znow sie wlaczyl. Najlepsze w tym jest, ze ja dokladnie wiem, czyj to jest glos i kto mi znacznie pomogl tego krytyka skonstruowac (na dzien dzisiejszy kilka osob). Wiem ale to nie zmienia faktu, iz jest i ciezko sie go pozbyc. Latwiej zniesc jego obecnosc gdy sie jest swiadomym ale nie staje sie przez to mniej upierdliwa.
  23. aardvark3

    Sylwester 2013/2014

    Ha ha ha - to mnie rozwalilo: "Zycze Wam w Nowym Roku przede wszystkim szczescia. Pasazerowie Titanica byli zdrowi, tylko im szczescia zabraklo."
×