Skocz do zawartości
Nerwica.com

aardvark3

Użytkownik
  • Postów

    726
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez aardvark3

  1. Spalam kamiennym snem cala noc! Jestem wypoczeta, nie mam telepatki emocji, czuje rownowage. socorro - tak, jak opisalas w pierwszym akapicie postepuje od czasu, kiedy zaczelam sie zastanawiac nad pochodzeniem emocji, ktorych nie rozumialam. Nazwalam to metoda "dlaczego" - to pytanie zadawalam sobie lancuchowo dopoki nie odkryla sie odpowiedz. Z obecna sytuacja tego nie zrobilam. Ale odnosze wrazenie, ze sobie troche pogalopowalam emocjonalnie budzac sie po dlugim okresie hibernacji i zrobilam w tego w swojej glowie okresowy pieprznik. Zamiast po prostu przezywac te emocje zapragnelam nadac im imiona (i pewnie przy okazji - o zgrozo - znaczenie). A one sobie pobuzowaly i spokojnie poszly na odpoczynek. Jak dzieci ktore wykonczyla ich niespozyta energia i na dywanie zapadly w sen. Az sie dziwie swojej klarownosci mysli dzisiaj. Zero gonitwy. Jak ja tesknilam za takim stanem - choc podobala mi sie ta emocjonalna histeria. Usmiecham sie teraz na wspomnienie. Czy jest czy nie ma manipulacji - niewazne. Nie bede dzielic wlosa na czworo. Nazwe sprawy po imieniu - fajnie, ze jest jakis pan w moim zyciu, fajnie jest sie spotkac i poczuc na chwile ze zyje, zw jestem kobieta i ze komus sie podobam, ktos mnie adoruje itp. Porozmawiac. Pojsc na kawe czy na drinka. Powyglupiac sie. Miec fajny, satysfakcjonujacy obydwie strony sex (no, z tym to jeszcze nie wiem ale zaczynam miec wlasciwe nastawienie - to juz temat na inny topik), moze na wakacje sie razem wybrac. Zaprzyjaznic sie. Ja go lubie. Na 100%. Jeszcze nie ma przyjazni. Z mojej strony. Jaki zwiazek? To jest znajomosc. Poczatki. Nie wiem co bedzie. Nie wiem co bedzie. Tak dokladnie teraz czuje i nie mysle ze moze nic nie bedzie a moze cos. I tytaj wlasnie odnajduje spokoj. W niemysleniu o tym co bedzie. Potrafie. Jestem bardzo z tego powodu zadowolona. Nie ma: a co by bylo gdyby bo nie ma gdyby. Po co? Jest fajnie. Koniec. Tak ma byc. Uff, ale ulga.
  2. Veganka - stawiam flaszke za te slowa. Cos mi sie rozjasnia w glowie. Dzieki
  3. socorro - dzieki za odniesienie sie do moich wywodow i za trzezwe, logiczne spojrzenie. Najlepsze sa wlasnie takie uwagi - obiektywne. Tez chce byc obiektywna ale watpie czy mi sie to uda, nikt nie jest obiektywny jesli chodzi o jego wlasne sprawy. Zawsze jakies emocje sa. Zeby nie stracic glowy -mam na mysli, zeby nie zaczac jakis kretynskich planow opartych namysleniu zyczeniowym. Na tym etapie znajomosci to jeszcze nic nie ma ale jakos z gory sie boje, nauczona zlym poprzednim doswiadczeniem. Poza tym zaczely sie u mnie mieszane uczucia. Na zaciagnietym hamulcu to pod drift chyba podchodzi Moze ja sie na wyrost obawiam, Nie mam obaw co do czynnika meskiego ale co do siebie. Nie wiem czy potrafie tak jakbym chciala. Fenomenologicznie. Bez kontekstu. Bo zawsze byl kontekst a potem sie okazywalo ze to ja ten kontekst dorobilam jak dupie uszy. I zasralam sobie kawal zycia. Nie chce tez uciekac bo dzisiaj to mam taka ochote - powiedziec ze nic z tego, ze... no nie wiem, rozmyslilam sie, nie pasuje mi. Znalezc jakas zgrabna wymowke by nie powiedziec prawdy, ze obawiam sie siebie. Ze nie jestem jeszcze calkiem gotowa nawet na niezobowiazujace zwiazki. Odnosnie manipulacji to wydaje mi sie, ze pewne slowa z mojej strony padly nie przypadkiem. Cos, co dotyczy mnie samej. Jakbym probowala cos... ugrac? Ale po co, ja nie chce nic zdobywac, nikogo przekonywac do siebie! A moze tylko sobie wkrecam a jest tak jak ma byc? Mysle teraz jak mi jest samej dobrze i po jakiego ciezkiego sk*syna mi sie zachcialo randek. Fajnie jest ale czy naprawde warto przeznaczac na to cenny czas? K*rwa nie wiem, nie chce sobie jeszcze wiekszego burdelu w glowie robic. -- 15 sty 2014, 23:32 -- Nie, wroc! A czy to nie jest tak, ze ja moge byc manipulowana? K*rwa, toz to jakas paranoja mnie dopada. Dzisiaj juz pozno,zmeczona jestem, prochu nie wymysle. Przespie sie i rano bede miala lepszy wglad.
  4. Aneczak - dzieki za mile slowa Szczescie to w moim pojeciu umiejetnosc bycia tu i teraz i nie wybiegania w przyszlosc Trzezwosc umyslu a jednoczesnie poddanie sie emocjom na krotka chwile, zeby je wykorzystac, zeby poczuc sie dobrze, zeby przezywac. Ale zeby nie stracic glowy. W tym momencie emocje sobie poszly na spacer a ja przygladam sie temu wszystkiemu z boku. Mam dystans. Teraz. Czy potrzebny mi dystans gdy cos sie bedzie dzialo? Co do prawdopodobienstwa manipulacji z mojej strony musze sie zastanowic nad tym bo mam wrazenie ze odruchowo to robie. I moge sobie napytac biedy. Gdyby teraz ta moja terapia wyskoczyla (mam nadzieje ze w miare szybko) to pogadam o tym z terapeuta. Bo to mnie martwi. Komplementy umiem przyjmowac bez ekstremum w jedna czy druga strone. Jest mi milo i przyjemnie. Dawniej pomyslalabym: pitolisz, gosciu albo w druga strone. Czyli tutaj czegos mnie zycie i doswiadczenia nauczyly. Jesli nie bede chciala to nic sie nie stanie. Bez mojego udzialu tez nic. Czy ja umiem poddac sie chwili, emocjom i przestac k*rwa kontrolowac siebie? Manipulowac? W tym przypadku nie chce nic osiagnac wiec skad manipulacja? Moze chce cos osiagnac tylko o tym nie wiem albo nie przyznaje sie do tego przed sama soba, wyparlam bo cos tam. Zazdroszcze troche ludziom nieskomplikowanym, nie maja takich dylematow a jak cos ich gryzie to ida sie napic wodki. A ja tu rozkminiam na czesci pierwsze i po co? Ech, zyzn, job twoju mat'!
  5. Balsam, wacpani, na ma dusze lejesz Dokladnie tak mysle w kontekscie moich ostatnich doswiadczen. Takie podejscie daje spokoj bo nie "uwieszasz sie" na jakiejs wydumanej przyszlosci (typu: my musimy byc razem bo to co nas laczy jest jedyne i niepowtarzalne, alez mi powod do zasrania sobie reszty zycia na wlasne zyczenie - ja juz tam bylam, miod i wino pilam i dziekuje, k*rwa, bardzo) Zastanawiam sie zas, skad bierze sie taka tendencja do robienia z byle romansu zwiazku na wieki. Kazdy czlowiek, ktory wkroczyl w nasze zycie na dluzej, pozostaje we wspomnieniach. Czy nie lepiej zostawic otwarte drzwi niz zamykac je za drzwiami z tabliczka "na zawsze razem"? Ja na ten przyklad boje sie zobowiazan na razie. Po co uciekac w leku przed tym ze trzeba sie bedzie zadeklarowac? Nie lepiej cieszyc sie, jak napisalas, soba i tym co miedzy nami iskrzy. Tu i teraz. Po cholere ta eternizacja z automatu?
  6. Pendragon again, dyskografie przesluchuje i przy okazji sobie przypominam w przerwach Ratatat i Band of Horses
  7. W tym wieku to moze byc przepasc, odczuwalna wyraznie roznica w postrzeganiu swiata. Trzyma Was razem fascynacja - on sie dopiero budzi do zycia partnerskiego i kobieta starsza od niego imponuje mu. Moze tez ma jakies niedostatki w kontaktach z matka ale nie bede tu wchodzic w kompetencje psychologa. Tak sobie luzno dywaguje. Mysle ze nikomu nie zaszkodzi jak sie bedziecie spotykac i jak najwiecej korzysci z tego zwiazku czerpac - a przyszlosc niech sobie tam gdzies bedzie, nie planujcie. To moze umrzec smiercia naturalna a dopoki jest - cieszcie sie soba i tym co miedzy Wami. Tylko zalozcie z gory ze nie ma planow na przyszlosc. Chyba, ze sie nie da bo ktores z Was nie jest zadowolone z takiej opcji - to wtedy trzeba sie za stanowic czy jest sens tego zwiazku wogole. Jak juz czlowiek troche starszy to roznice jakos znaczenia nie maja. Umawialam sie z mlodszym o 6 lat, ale ja mialam 39 lat a on 33, zreszta krotko trwalo i nie ze wzgledu na wiek ale inne czynniki. Choc przyznam ze nie pociagaja mnie mlodsi lecz starsi. Jak bylam w odpowiednim wieku do zalozenia zwiazku marzyl mi sie taki z 10 lat starszy a trafiali mi sie w wiekszosci rowiesnicy albo 2-3 lata starsi.
  8. Tu sie zgodze. Moim bledem bylo to, ze wierzylam w deklaracje (myslenie zyczeniowe?) slowne nie sprawdzajac jak to wyglada w rzeczywistosci. Powiedziec, obiecac mozna wszystko bo to zaden wysilek. Zaufanie ma polegac nie na wysluchiwaniu pierdol i braniu ich za dobra monete - ale na sprawdzeniu w praktyce. Zaufanie ma sie operac na solidnych podstawach. Nie na odczuciach. Napisalam niedawno ze czuje sie bezpiecznie z moim czynnikiem meskim. A mialam na mysli ze czuje sie bezpiecznie i spokojnie jak z nim jestem. Z nim na spotkaniu. To jest taki oddzielny, maly swiat na chwile. Codziennosc - ani jego, ani moja - nie bardzo sie w nim miesci. Bo bedac razem chcemy jakos od tej codziennosci odbiec (nie uciec), stworzyc jakas nowa. Nie ma zaufania jeszcze tylko odczucia fajne, OK - ufam na tyle zeby mowic o trudnych sprawach. Ale tylko tyle. Na razie. To sie moze zmienic. Jesli bedziemy sie wzajemnie poznawac, wkroczymy w nasze zycie na codzien, moze nawet jak sie nam bedzie ukladalo (nie zakladam ze tak, ani ze nie) to sprobujemy pomieszkac razem jakis czas. Obserwowac siebie w normalnym srodowisku, powszednich a nie odpicowanych na randke. Wtedy moge powiedziec: ufam ci. Albo: nie, chyba nie mozemy siebie zaufac. Na pewno nie w formie: mozesz mi zaufac. Bo to jest deklaracja niczego. Moge zaufac jak mam podstawy. Realne. Ono sie buduje a nie pojawia nagle ni stad ni zowad bo ktos tak chce. -- 15 sty 2014, 19:13 -- Doskonale powiedziane, nic dodac, nic ujac!
  9. Zblizanie sie do kogos nadal jest dla mnie niezreczne. Czuje sie jakbym powiedziala/zrobila za duzo albo za malo. Nie wobec niego ale siebie, jakbym odkryla to na co jeszcze jest czas (mowilam mu o pewnych nieprzyjemnych przezyciach, jakos tak samo ze mie wyszlo - widocznie poczulam podswiadomie ze moge a teraz robie z igly widly). Wychodzi moje (wbrew pozorom) totalne nieobycie w relacji mesko-damskiej. I wydawaloby sie ze ja taki wyga jestem z moja przeszloscia - a czuje sie jak gimbaza. Przy nim mam ochote wywalic te wszystkie zale, bole, drzazgi - ale nie chce (nie mam prawa, to byloby nie fair) zeby sie jemu oberwalo przy okazji, zeby go nie zasypac tym syfem. Nie wiem, czy moje obawy sa sluszne - ale obawiam sie, ze podswiadomie manipuluje, ze to moj nawyk, ze inaczej nie potrafie. Staram sie byc soba i tak mi sie wydaje ze jestem. Nie umie "siebie jako siebie" uchwycic, ogarnac w tym kontekscie. Czuje ogrom sympatii do niego, jest emocjonalnie, chemia tez jest (dzisiaj to troche iskier polecialo) - a z drugiej strony zaluje ze sie zblizamy, ze moze nie powinnam wchodzic w takie uklady. Jak sie juz zaangazujemy oboje to bedzie trudniej - wszystko z obydwu stron w tym kierunku idzie jak cholera. Nie bedziemy sie widziec do przyszlego weekendu a pewnie w weekend "wiadomo co" (moze nie ale ja bym obstawiala 50 na 50) - to juz jakas konkretna intymnosc. Jak bede u niego w domu to juz bardziej osobiscie (mam nocleg w hotelu, byloby nietaktem postapic inaczej a gdyby on mi zaproponowal zeby przenocowac u niego to podejrzewam ze to bylby koniec znajomosci. Gwoli wyjasnienia: nie jestem pruderyjna a wrecz przeciwnie tylko ze sa pewne zasady, troche inaczej jak czlowiek ma 20 lat a inaczej jak pol wieku) - bo powiedzial ze chce mi pokazac dom, przedstawic psa,koty i papuge Czy moze to on za szybko galopuje - ale mi powiedzial ze ma tendencje do przyspieszania i ze moge go przyhamowac gdyby cos nie tak bylo. Ten weekend zadecyduje chyba - takie mam wrazenie. Z poczatkiem marca wyjezdza na miesiac. Idealnie. Bedziemy mieli mozliwosc przemyslenia pewnych spraw. Teraz jest dobrze. Nie wybiegam w przyszlosc. Po co? Przytulilam sie i nie rozwalilo mnie, takie fajne uczucie mialam spokoju, relaksu i nie myslalam zupelnie o niczym. Jakby nawet mysli daly sobie na luz. Bardzo pozytywnie, bez szalejacych emocji. Nie pamietam kiedy ostatnio tak sie czulam ale chyba ok 25 lat temu. Wogole tak sie przy nim czasem czuje - odpoczywam. Nie musze nic mowic, zamykam oczy i nic sie nie dzieje w mojej glowie, zero mysli. One jakby same sie usuwaja. Nie mam potrzeby robienia czegokolwiek, moge sobie tak trwac. To moze byc milosc a moze nie, moze tylko ogromna doza sympatii, lubienia, przyjazni. Nie wiem. Milosci na pewno nie czuje - jeszcze nie, tzn mam wrazenie ze jesli idzie do mnie to jest jeszcze w sroc daleko. Za wczesnie na cokolwiek. Chce wiedziec, co czuje. I mowic zgodnie z tym. Nie wybiegac bo moge zaplatac sie w zobowiazanie z ktorego trudno mi sie bedzie wydostac bez szkody dla ktorejkolwiek lub obydwu zainteresowanych stron. Nie wiem czy to jest to i czy wogole istnieje jakies "TO". Chyba od nas zalezy. Nie wierze w teorie dwoch polowek (chyba, ze w monopolowym), wierze natomiast w to, ze dwoje dojrzalych emocjonalnie, swiadomych ludzi jest w stanie stworzyc cos sensownego. Uzyc wszelkich dosteonych im srodkow i mozliwosci zeby zwiazek funkcjonowal satysfakcjonujaco.
  10. dzis wieczorem sie romantycznie rozpierd*lam (a czemu nie?) a potem Pendragon bo cala dyskografie se sciagnelam W Krk mam oryginaly (zeby nie bylo zem taki totalny pirat) ale corka mi zabrala Moze Pendragon jutro w samochodzie w drodze na kawe z czynnikiem meskim?
  11. Wszyscy happy jednym slowem Mnie zas sprawil radosc moj zdrowy rozsadek i podejscie do emocjonalnych spraw wlasnie od tej strony. Oraz doskonale zrobiony cover-up bedzie takich po 4 na kazdym ramieniu & przedramieniu
  12. Tak. Moga. To nasz mechanizm obronny wycwiczony przez lata. Jesli pokazesz slabosc (niska samoocena) to Cie zniszcza bo swiat nie lubi slabosci. Mialam to samo.
  13. Pewnie powtorze po poprzednikach - ale moze im wiecej jednoznacznych opinii, tym bardziej wezmiesz je sobie do serca. Mowi sie o metodzie "trudnej milosci". I to jest wlasnie to, co powinienes zrobic. Nie podtrzymuj alkoholizmu swojej Mamy jesli ja kochasz. Wiem, ze to brzmi jak paradoks. Pomaganie jej to niewlasciwie pojeta troska. Ty jej umozliwiasz tym dalsze picie. Ona musi sama zobaczyc jakie sa konsekwencje jej postepowania. A do tego trzeba wytrzezwiec.
  14. Wybacz, do jednego wora wrzucilam Chodzilo mi zaburzenie jakiekolwiek i wyskoczyla mi depresja - tak jest jak sie szybciej pisze niz mysli
  15. Ale po co sie dolowac niepotrzebnie i wkrecac jakies wymyslone, katastroficzne scenariusze? Wiem, wiem - depresja. Mnie czasami pomaga jak mnie ktos tak do pionu ustawi i wytlumaczy jak krowie na rowie. Otwiera sie malenkie okienko z optymizmem.
  16. Zapodam to tak: na swiecie jest chyba 6 miliardow ludzi (niepodaje dokladnych danych bo liczylam jakies 3 lata temu ). Zalozmy, ze nigdy nie spodobasz sie 3 miliardom (statystycznie), 2 miliardom mozesz sie nie spodobac ze wzgledu na cos tam. Wciaz zostaje miliard. Ale ze jestesmy ostrozni i rozsadni - dzielimy ten miliard na pol. Mamy 500 milionow. Z tego odrzucamy (statystycznie) kobiety, dzieci i mezczyzn powyzej 50 roku zycia. Mamy jakies 200 milionow. I jeszcze Ci malo? A nawet jesli ktos Cie uzna za niezbyt urodziwa - to ponoc wnetrze sie bardziej liczy Albo poczekasz az osiagniesz moj wiek bo wtedy meczyzna (nie z tych, ktorzy wola mlodsze, ladniejsze i plastikowe bo im kryzys wieku sredniego odwala) juz nie patrzy za bardzo na urode ale na to co poza nia. Oni juz tak maja. Jak wiec widzisz, szklanka jest do polowy pelna (a co ja dzisiaj tak z tymi szklankami, chyba trzeci raz wspominam. Moze to znak ze trzeba sie napic?)
  17. Mialam tak przez wiele lat. A co bedzie, jak sie rozczaruje? Jak mnie wysmieje na przyklad? Udawalam. A udawanie to tylko poglebianie dolu w ktorym sie jest. Nie ma wtedy szans na autentycznosc. I znowu "jakos to bedzie". Nic mu nie mow, masz racje! Sam sie domysli Potrzebujesz wsparcia. A jedyna droga jest szczerosc. Nie ma ukrywania. Uwierz mi - to nie ma sensu, przemilczanie waznych problemow. Prowadzi donikad. Jesli sie przestraszy i ucieknie - przynajmniej sie dowiesz ze to nie byl partner dla Ciebie. Pocierpisz ale otworzysz sobie droge na prawdziwa wiez - kiedys tam. Twoje problemy psychiczne to bardzo wazny aspekt zycia. A pomysl, ze moglabys wygrac dzieki swej szczerosci prawdziwego przyjaciela na ktorego mozesz liczyc. On nie wie, co sie z Toba dzieje a Ty grasz zadowolona, szczesliwa i bezproblemowa. Domyslam sie tez, ile kosztuje Cie to ukrywanie i jak sie z tym meczysz. I jak sie boisz ze sie dowie i co wtedy bedzie. A bedzie jak juz wspomnialam wyzej - albo Wasza wiez sie zaciesni albo rozleci. To jest wbrew pozorom doskonaly probierz tego co jest miedzy Wami. Niestety - ryzyko jest zawsze. Dlatego najlepiej mowic prawde jak najwczesniej, zeby to odrzucenie (potencjalne) bolalo jak najmniej. Problem psychiczny w tym przypadku polega na wkrecaniu sobie takich scenariuszy i braku umiejetnosci wyobrazenia sobie, ze moze sie udac. Mnie tez negatywny feedback otrzymany z tak wielu zrodel bardzo utrudnial jakiekolwiek wyjscie do ludzi. Ze nie wspomne umowienie sie na zwykla kawe chociazby. Nie miescilo mi sie w tej mojej skolatanej glowie ze ktos zwyczajnie, po ludzku,moze nie tyle zaakceptowac - co nie miec do mnie pretensji o moja trudna sytuacje. Ze moze mnie lubic, szanowac - za to jaka jestem i z calym dobrodziejstwem inwentarza. Zreszta - poczytajcie moje wczesniejsze posty na forum dot tego tematu. Wystarczyl tylko jeden czlowiek ktory dal mi wyraznie do zrozumienia ze jest OK. Ze ja jestem OK i nie ma znaczenia moja sytuacja - a wlasciwie ma bo uksztaltowala mnie wlasnie taka, jaka jestem. To jest jak zdjecie zaklecia, jak antidotum na te trutke ktora mi podawano przez lata. Jak rowniez pisalam - z tego moze wyniknac nic, ale ja juz swoje korzysci mam.
  18. tahela - mnie sie zas przez wiele lat wydawalo, ze czuje cos wielkiego itp a potem okazywalo sie ze ulatywalo jak powietrze z przeklutego balonu. Jesli kogos nie nauczono kochac to niby skad ma to znac? Ale wiedzialam, ze oczekuje sie tego ode mnie. Bylam bystra, doskonaly obserwator, umialam blyskawicznie kojarzyc fakty (analizowanie to skutek uboczny, niekoniecznie upragniony, jak w tym kawale: mieso z psa zmielone razem z buda). Balam sie byc sama. I jako outsider przez wiele lat chcialam pokazac swiatu - wy mnie odrzuciliscie a popatrzcie, ktos mnie jednak chcial, kocha i docenia. Myslicie pewnie, ze te slowa mi z latwoscia przychodza. Otoz nie. Oczarowanie, fascynacja... Ktoz tego nie zna? Jak to poczulam to bylam pewna - milosc, kocham te osobe. A ja ich nawet, k*rwa, nie lubilam! Niczym mi nie imponowali, nie bylo wspolnego porozumienia, nie bylo rozmow - na pcozatku jakies pierdu pierdu. Nie mialam wrazenia ze jestem wysluchana (choc wtedy to ja bylam od sluchania i nie zwracalam uwagi), ze ktos chce mnie poznac, kim jestem, jaka jestem, czy faktycznie sie dla siebie nadajemy. Ja zas bylam pewna ze tak, jak najbardziej bo to oczarowanie dzialalo jeszcze; i nie moglam przeciez byc sama... I mowilam sobie: jakos to bedzie. Przypominam sobie teraz kilka odrzuconych osob i probuje zrozumiec, dlaczego ich akurat uznalam za niewlasciwych choc nie sadze by byli wiecej zaburzeni niz moi partnerzy. Nad tym sie nie zastanawialam, moze warto? Spotkalam po latach kogos, kogo na poczatku polubilam, z kim zblizylismy sie najpierw jak dwoje ludzi a potem jak mezczyzna z kobieta. I stala sie milosc, ufnosc, wiez. Po nim bylo dlugo nic i kolejny zwiazek oparty na "jakos to bedzie" z kims kogo nie tylko nie lubilam ale czulam wyrazna niechec. Do dzis nie potrafie zrozumiec tamtego mechanizmu. Jest to dla mnie tajemnica - ilekroc zadaje sobie pytanie dlaczego - tylekroc wracam z pustymi rekami. Moze powodu tak naprawde nie bylo? Moze chcialam cos udowodnic - nie wiem: sobie, swiatu? I do czego to doprowadzilo? Ale milosc znam. Tylko nie umialabym powiedziec tego komus do kogo wlasnie tak czuje. Bo milosc to pojecie w ktorym zawiera sie ogromna tresc. Pojecie umowne. I jesli sie kogos kocha - to jest i lubienie, i zaufanie, i bliskosc i... no nie wiem co, cala gama odczuc wobec tej jednej osoby. Intymnosc, ale taka prawdziwa, nie udawana - ktora jest po prostu brakiem toksycznego wstydu. I chyba nie ma innej drogi. Moge kochac tylko kogos z tych osob ktore lubie. Wtedy i tylko wtedy. Wszystko inne to substytut. Czesto jest tak ze pragnienia wyrywaja sie do przodu i zaciemniaja obraz.
  19. A wiecie - ja bym sie chciala przytulic i zobaczyc, co poczuje. Boje sie juz mniej ale... no nie wiem. Jak mnie rozwali to mnie rozwali, trudno. Trzeba, do cholery, kiedys zrobic ten krok bo bedzie takie teoretyzowanie i medrkowanie a nic z konkretow. Skad mam wiedziec jak sie poczuje? Teraz to tylko domysly. Przypuszczenia. Moze to strach ma wielkie oczy? Czego sie bac? Odrzucenia? I co? Swiat sie skonczy nawet jesli ono nastapi?
  20. Dodam jeszcze - a jakby ten moj (jak to sie zgrabnie wyrazilam w rozmowie z przyjaciolka) czynnik meski (ani nie boyfriend jeszcze, przyjaciel tez chyba nie a w jego przypadku uzywanie slowa "facet" to taki brak szacunku, to tak jak mowic na de Volaille filet z kurczaka) po pierwszym spotkaniu powiedzial: nie pasujesz mi. To co? Powiesilabym sie? Moze byloby mi troche przykro bo ego, bo takie tam, bo proznosc kobieca (ja sie na pierwsza randke podmalowalam, ubralam elegancko a ten mnie po brzytwie spuscil, zgroza!) - ale czy swiat by sie zawalil? Czy np internety by odwolano? Albo nie odbyla sie parada na St Patricks Day? To my sami nadajemy znaczenie wiekszosci spraw w naszym zyciu. Czasem zbyt wiele tego znaczenia podczas gdy nic sie tak naprawde nie stalo, to tylko nasza wybujala wyobraznia. Znam to az za dobrze i pisze z doswiadczenia. I tutaj sie klania zrozumienie tych mechanizmow - ale nie intelektualnie lecz emocjonalnie. A to jest bardzo trudne. Dopiero teraz jest we mnie az taka rownowaga i naprawde to co mowie to robie a nie tylko w ramach myslenia zyczeniowego gladkie klamstewka. A we lbie galareta. Musialo minac wiele lat. Wiele porazek, klesk nawet. Wiele doswiadczen ktore omal mnie nie zlamaly. To wszystko wcale nie musialo sie zdarzyc - to tylko ja nie umialam pojac emocjonalnie tego co sie dzieje. Wiedzialam o tym, potrafilam godzinami rozprawiac ale nie umialam tak zyc. Kiksy sadzilam na bogato az mi dzisiaj wstyd gdy o tym pomysle. A madra bylam w gebie ze hej.
  21. No wlasnie. Czy czlowiek potrzebuje wielkich rzeczy, by sie cieszyc? Popatrz, jak to fajnie umiec cieszyc sie takimi drobnymi sprawami - niewielu to potrafi. Moim skromnym zdaniem (mam syna w Twoim wieku) to otrzymales w zyciu negatywny feedback (babka na fitnessie - wywalic ja stamtad i nigdy nie zatrudniac przy pracy ludzmi!) Jesli ktos nie daje Ci wsparcia, to szkodzi. Otaczasz sie niewlasciwymi ludzmi. Jesli piszesz, ze masz na 80% aspektow zycia droge zamknieta - to sa Twoje slowa. Ty je wypowiadasz, tym samym zamykasz sobie te droge. Tworzysz wzorzec w ktory, jak go bedziesz powtarzal jak mantre, w koncu uwierzysz. Wierze i wiem, ze cierpisz i jak bardzo cierpisz. 80% z tego cierpienia jest zupelnie niepotrzebne i na darmo. Powiem wiecej - na wyrost. Nie znam Cie ale z tego krotkiego postu wynika, ze jestes wrazliwym, inteligentnym, utalentowanym mlodym czlowiekiem. Po kilku zaledwie zdaniach. Tradzik przejdzie z czasem, niektorzy tak maja i co zrobic? Sa niby jakies na to srodki ale zanim dobierzesz skuteczny to juz nie ma po co. Co do postawy, figury - jestes jeszcze w takim wieku, ze z tego wyrosniesz. A jesli nawet nie to spotkasz dziewczyne wartosciowa, ktora dostrzeze Ciebie jakim jestes naprawde a nie tylko to co na zewnatrz. I bedziesz mial jeden wspanialy zwiazek podczas gdy pakery i przystojniaki kilkadziesiat i wszystkie do dupy. Spojrz wlasnie z takiej strony. Szklanka jest do polowy pelna. Wiem bo widzialam juz w zyciu niejedna. -- 13 sty 2014, 17:38 -- Przyczepie sie do tytulu yopiku bo wlasciwie po to zajrzalam - "Swiadomosc zabija". Otoz polemizowalabym. W moim przypadku swiadomosc mnie uratowala przed... nie wiem przed czym. Na pewno przed czyms negatywnym. I wciaz mnie ratuje. Nawet teraz.
  22. No coz, mam okazje sprawdzic to, o czym piszemy, w praktyce. Popartej doswiadczeniami ktore tym razem nie pozwola o sobie zapomniec. Jest dystans w zblizaniu sie i oczekiwanie na efekty, slowa traktuje jako komunikacje, informacje a nie wyrocznie. Jest osoba o niskim stopniu dysfunkcji (bo jakas na pewno ma), akceptuje siebie takim jakim jest. Nie manipuluje. Nie ma ukrytych zamiarow. Wszystko zostaje powiedziane od razu. To daje mi ogromne poczucie spokoju i pewnosci. Czy dobrze, czy zle - z tym czlowiekiem wiem na czym stoje. I tu nie trzeba znac sie latami - bo wystarczy niewiele by to wyczuc. Tego sie nie da zagrac, udawac. Moze jak czlowiek jest bardzo mlody ale nie w pewnym wieku. To juz, jak to mowia "noblesse oblige". Pisalam tutaj i na innych topikach ze sie boje, ze nie wiem jak zareaguje, ze przeszlosc itp. Jak sie ma z miare trzezwe podejscie do sprawy. I nie oczekuje nie wiadomo czego. I nie boi sie wszystkiego. To mozna probowac. Nie boje sie niczego - bo czego mam sie bac? Kontroluje swoja sytuacje na tyle, ze moge sie w kazdej chwili wycofac jak zapali sie swiatelko ostrzegawcze. Nawet gdybym sie zaangazowala emocjonalnie troche bardziej co jest mozliwe. Ale wtedy tez nikt mnie przeciez do tego nie zmusza, nie manipuluje, uczucie sie rozwinie (lub nie) samo z siebie bez sztucznie spreparowanego katalizatora. Nawet jesli uczucie zainstnieje i trzeba bedzie sie, dla wzajemnego dobra, rozstac - pocierpie ile? Miesiac, dwa? No, niech bedzie trzy. A nie przez lata meczyc sie w jakims kolowrocie ktory nas nie satysfakcjonuje. Powoli zaczynam chciec sprobowac tej bliskosci, jak sie bede czula. Co we mnie wywola, jakie odczucia. Czuje sie na tyle bezpiecznie, zeby to okazac i sprawdzic. I powiedziec otwarcie: czuje dyskomfort, czuje spokoj, czuje ze to mnie przerasta - albo, w najlepszym wypadku (ktory zostawiam na koniec) - po prostu badz. Hej, czy ja powyzej naprawde to napisalam????? Podsumowujac: 1/ nie taki diabel straszny, jak go maluja 2/ wszystko jest trudne nim stanie sie proste, 3/ wszystko wydaje sie niemozliwe poki nie zostanie osiagniete i chyba najwazniejsze w tym wszystim - nie nastawiac sie na cokolwiek. To jest bardzo trudne ale nie niemozliwe.
  23. Zgodze sie z monkiem, nieczesto sie zdarza takie prawdziwe wsparcie. Bo tu nie chodzi o uzalanie sie, glaskanie po glowce i powtarzanie: o ty moje biedactwo. Tylko o to, zeby ktos byl. I zebysmy wiedzieli ze jest i nie przestraszy sie naszej dolegliwosci. Byl dobrowolnie bo jestesmy dla tej osoby wazni. Czy to ktos z rodziny, czy nie. Obecnosc, sama tylko obecnosc potrafi zalatwic wiele. Wspomoc znacznie terapie.
  24. To zes po bandzie pojechala! Ja jestem '59 ale w zyciu bym sobie nie dolozyla zem staroswiecka a wrecz przeciwnie nawet, moje dzieci maja wiecej powagi niz ja. I mniej pierd*lniecia. A propos gina to ja bym sie tez przeszla bo nie byla, bardzo dawno ale w irl nie istnieje taka instytucja, wszystko zalatwia lekarz rodzinny. No, chyba ze cos powaznego sie dzieje.
×