
Monar
Użytkownik-
Postów
2 200 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Monar
-
Jak jest trzeźwa, to ma delirkę, więc w sumie tak samo Ostatnio to już wgl nie da się z nią pogadać, no może jedynie w niedzielę, choć też już często jej "odbija" nawet w ten dzień. Jak jest trzeźwa, to jest miła, da się z nią czasem o czymś pogadać, pośmiać. Ale coraz mniej takich chwil. Ja widzę w niej fałsz. Jak np. tu do nas przeklina a do klientów (pracuje w kiosku) jest tak miła, że nikt by nawet nie wpadł na to, że ona może pić.
-
bułka z pomidorem i cebulą, kocham cebulę
-
hania33, to to na pewno. Właśnie o to chodzi. Alkoholicy na trzeźwo nie są w stanie złościć się na bliskich, dlatego złoszczą się, gdy są pod wpływem (lub na delirce), zatem mówią prawdę?? -- 29 sie 2013, 17:04 -- Np. Czy jeśli moja matka mówi, że cieszy się, że wyjeżdżam, że będzie mieć w końcu szczęśliwe życie, beze mnie, to czy tak naprawdę myśli i czuje? Wg tego obrazka - TAK
-
zima, no tak, ale właśnie o to chodzi, że np. mój kuzyn popadł w alkoholizm, a ani jego rodzice ani dziadkowie nie pili. to tak nie jest. można też popaść w złe towarzystwo. teraz coraz częściej takich szpanerów
-
zima, tak, my dda mamy skłonność do popadania w alkoholizm, ale nie 100%, a może z polowa... istnieją ludzie, którzy popadają w alkoholizm, a nie mieli takiego "wzoru" do naśladowania, a istnieją też ludzie, którzy mieli taki wzorzec, a w alkoholizm nie popadli.
-
Hey. Natknęłam się przed chwilą na dany obrazek: I mam takie pytanie... Ponoć mówi się, że alkoholicy piją, bo wtedy mają odwagę powiedzieć to, co naprawdę myślą i czują. Dlaczego jednak, jak my - ich dzieci, mamy zaniżoną ocenę, bo stosują wobec nas przemoc psychiczną, to mówi się nam, że "oni tak naprawdę nie myślą"? Jak to właściwie jest? Czy ludzie pijący, od czasu do czasu, a alkoholicy czymś się różnią? No ale nawet jeśli czymś się różnią, to przecież tak jak wspomniałam - mówi się, że alkoholicy, gdy są pod wpływem mówią to, co naprawdę chcą nam powiedzieć na trzeźwo, ale nie są w stanie. Nie rozumiem, czy może ktoś mi to wytłumaczy? Bo ten obrazek mnie dobił. Przecież słyszę ostre, złe słowa od swojej matki. Mówiono mi, że ona tak naprawdę nie myśli, że chce mnie zmanipulować itp., ale teraz to ja już znów nic nie wiem, bo przecież faktycznie mówi się, że jak ktoś jest nietrzeźwy, to dowiemy się od niego prawdy...
-
Czyli jednak moja matka mówi po pijaku to, co naprawdę myśli o mnie? Dobiło mnie to.
-
Uwielbiam ten argumet w dyskusji ze bicie to nic zlego, bo mnie bili i wyroslem/am na porzadnego czlowieka i moje dziecko tez trzepne jak uwaga ..zasluzy. Po pierwsze nie wiem czym sobie moze zasluzyc dziecko, zeby go uderzyc bo jakos nic mi nie przychodzi do glowy... po drugie PORZADNI ludzie nie uzywaja przemocy wobec dzieci wiec na porzadnego czlowieka nie wyrosles/as. Ale i tak nie dociera hahaha dokładnie, moja matka też mi mówi: ja byłam bita,matka napierdalała mnie o futrynę i jakoś ŻALU do swoich rodziców nie mam, a mam szacunek, bo mówię do swoich rodziców "tatusiu" i " mamusiu" i jak nawet Cię uderzyłam, to nic Ci się nie stało, żyjesz? żyjesz.
-
388
-
Saraid, rozumiem, ale z pewnością źle tą złość kierujesz, na nie właściwą osobę... a tak naprawdę na kogo jesteś zła ?
-
allods, a to są oferty na nfz czy jak ?
-
Ja ostatnio nie pamiętam kiedy piłam, może w marcu lub kwietniu, nie wiem... W każdym bądź razie piję rzadko. Szybko poznałam smak alkoholu, bo miałam z 12 lat, ale to nie poskutkowało tym, całe szczęście, że popadłam w alkoholizm. Też miałam wiele sytuacji, w których - no dobra - uciekałam w alkohol, teraz to widzę, ale nie zdążyłam się, Bogu dzięki, uzależnić. Zresztą nie smakuje mi to g.... Pamiętam jak upiłam się w sobotę, ale tak na maksa, matka nawet nie zauważyła, bo też miała zgona. Nie lubię alkoholu, może i trochę mnie kiedyś ciągnęło, ale w końcu tak spojrzałam na matkę i mówię "ona pije i muszę jej pomóc", dowiedziałam się, że jest alkoholiczką, kolejne przeżycia mnie wzbogaciły o pewne cenne uczucia i myśli. Po prostu znienawidziłam alkohol, jak się wącha go codziennie, to każdy by znienawidził smród wódki. Myślę, że alkohol w jakimś tam stopniu mi pomógł, bo jednak ja nawet niedawno przyznałam się do tego, że w moim domu jest problem. Mam 19, rocznikowo 20, a miałam 17/18 lat, gdy powiedziałam, że moja mama pije najbliższemu otoczeniu - przyjaciółkom. Nie byłam zbyt otwarta jeśli chodzi o rodzinne problemy, kiedyś nigdy się "nie żaliłam", nie opowiadałam o problemach, teraz trudno mi w to uwierzyć, ponieważ już nauczyłam się mówić o swoich problemach i jeśli nie powiedziałabym czegoś, to chyba by mnie rozwaliło od środka, po prostu mam taką teraz potrzebę mówienia o swoich przeżyciach, życiowych rozterkach... Gdybym w wieku 16 lat nie sięgała co jakiś czas po alkohol, być może właśnie "rozwaliłoby mnie od środka", jeszcze wtedy nie potrafiłam mówić, co mnie trapi, więc zapewne siadła by mi psychika - no albo szybciej przyznałabym się do problemu matki? Nie mam pojęcia. Choć bardziej prawdopodobne jest to pierwsze, tak po prostu czuję. Na coś mi to było potrzebne, prawda? Ale jak przyznałam się do swoich problemów, spadł mi jakby taki ciężar, choć jeszcze większy noszę do dziś, i po prostu porozmawiało się z przyjaciółką, doszłam do wniosku, że od razu po maturze zwracam się po pomoc, tak się więc i stało. Co prawda ta pomoc nie okazała się najlepszą pomocą, jaka mogłaby mnie spotkać, no ale cóż. W każdym bądź razie nie lubię alkoholu pomimo tego, że kiedyś też zdarzało mi się upijać i to jak byłam jeszcze "małą gówniarą". Ale to, że człowiek się upija, nie oznacza, że popadł w alkoholizm. Na alkoholizm składa się wieeeele, wiele czynników. Np. Nie kontrolowanie swojego picia, jak zaczynasz nie możesz skończyć, jak teraz piję to kończę na jednym albo dwóch piwach a najczęściej to nic nie piję bo zwyczajnie mi się nie chce; Uczucie potrzeby wypicia - no ja takowej nie mam. Prędzej jestem uzależniona od cięcia się niż od alkoholu. Potrzebuję się pociąć, nie pić. Każdy ma jakiś sposób. Ale najczęściej jak się wygadam, to nie mam żadnej potrzeby zrobienia sobie krzywdy. W sumie to różnie to bywa. Teraz pewnie zima powie, że jednak każdy jest alkoholikiem, ale nie, ja nim nie jestem - owszem, zauważyłam dzięki temu swojemu pewnemu "rozpiciu", że mam zwiększoną tendencję do popadnięcia w alkoholizm, dlatego unikam alkoholu. Przecież wiadomo, że każdego nastolatka ciągnie do zakazanego, czyli również do alkoholu, wydaje mi się, że to był po prostu tkai buntowniczy okres, nie mogłam sobie poradzić, bo prócz problemów domowych miałam również typowe problemy nastolatki, a nikt się tym nie zainteresował i zaczęły się imprezki, których zawsze byłam inicjatorką Może szukałam kogoś, kto zwróci na mnie uwagę? Kto zauważy, że coś dzieje się niedobrego? Takie szukanie pomocy, wiecie o co chodzi. Ja tego nie wiem, ale może to jest poza moją świadomością. :)
-
Bo mnie zaciekawił. W wielu tematach udzielają się ludzie nie mający akurat danego problemu. Napisałam, że nie chciałabym znaleźć się w sytuacji kiedy nie czuje się pozytywnych uczuć do najbliższych i dodam jeszcze, że nie chciałabym w przyszłości stać się rodzicem (o ile nim zostanę), którego dzieci nie kochają - a np. w tym wątku mogę dowiedzieć się, czego mogłabym w przyszłości unikać np. porównywania dziecka, stawiania wygórowanych wymagań, już nawet nie wspominam o przemocy jakiejkolwiek etc, a być może nie mając takich jak wypowiadający się doświadczeń, mogłabym popełniać te błędy nieświadomie. Nie robię Ci krzywdy, nie obrażam Cię swoją wypowiedzią, więc może wstrzymaj się z tym ironicznym "super" :) Taka już jestem, więc nie będę się z niczym wstrzymywać. Jak mam ochotę na ironię, będę ją stosować. Po prostu wkurza mnie to, możesz sobie czytać, jak najbardziej, możesz nawet odpisać, że ten temat Ci bardzo dużo dał, pomógł Ci spojrzeć inaczej na domy, w których jest źle i bla bla bla, ale nie karmić nas swoją opowiastką o szczęśliwym dzieciństwie, życiu z rodzicami pod jednym dachem. Nie wiesz, jak my się wtedy czujemy. Piszę MY, bo wiem, że - no może nie każdy z nas - większość po prostu jest zazdrosna i wkurzona. Tak jak ja. Wystarczy mi, że widzę to na własne oczy, w realnym świecie. Nikt nie musi mi pisać, że ma super rodzinkę i by jej nie zamienił na żadną inną, ja widzę takie rodziny, naprawdę już z tego powodu jest mi bardzo słabo, a jeszcze teraz Ty... Może ostro na Cb "najechałam", ale no cóż emocje. Cieszę się, że temat Ci pomógł i nawet fajnie by było, gdybyś nas nie stawiała w gorszym świetle, to było coś w stylu: "Ale Wy mieliście źle, współczuję, ja mam świetną rodzinę". Nienawidzę współczucia. -.- I tego uczucia, że ktoś czuje się lepszy pod jakimś tam względem, jakbym kurcze miała wpływ na to, że moja matka pije i inne tego typu rzeczy. Ja miałam źle, inni ludzie również, owszem... Zgodzę się, ale co z tego? Czy to my do tego doprowadziliśmy? No raczej nie. Miałam źle, ale to jest poniekąd cenny bagaż doświadczeń i dobrze mi z tym i nikt nie musi mi współczuć. Czasem jest mi źle, nawet częściej niż czasem, że wychowałam się w takiej rodzinie, a nie innej, ale również potrafię to docenić. Z jednej strony chciałabym przeżyć to samo co Ty - poznać choćby namiastkę miłości, jakichś normalnych uczuć, ale co to zmieni, że ja "chciałabym" ? Teraz jest już za późno, trzeba się nauczyć z tym żyć, takie mieliśmy i mamy życie. To nas tworzy. Co prawda, nie zawsze siebie akceptuję i mam z tym problemy, ale próbuję utożsamiać się ze swoimi problemami i je akceptować, bo to jest droga do akceptacji własnej siebie. Nie mamy tak źle, niektórzy zyskują dzięki tym swoim przeżyciom jakieś takie po prostu - zrozumienie... Itp. nie chce mi się już rozdrabniać :) Po prostu - TEŻ MAMY SWOJĄ WARTOŚĆ. -- 29 sie 2013, 14:46 -- Mam, a czemu pytasz? Pytam się, bo to dość istotne dla mnie. Myślę tak samo jak Ty "jak można skrzywdzić tak własne dziecko", chciałam się upewnić, że być może będę mówić tak całe życie. Bo jednak moja matka miała źle i powieliła dany schemat, a nawet jeszcze go udoskonaliła, nie wiem, czy kiedyś to jej się nie mieściło w głowie, na inną krzywdę ludzką zwraca uwagę, tylko nie na alkoholizm, bo jak wiadomo tym samym musiała by przyznać się do swoich błędów. Czyli jednak może jeszcze będę normalnym człowiekiem. Mam nadzieję, że nie zmieni mi się myślenie, a jak założę własną rodzinę, o ile ją założę, to nie przemieni mi się coś w psychice, tak jak mojej matce.
-
Saraid, dlaczego na SIEBIE?
-
Kokojoko, masz dzieci?
-
Ja też... I też moja matka lubiła się znęcać nad nami, a nawet nad naszymi zwierzakami. I dzieckiem, którym niegdyś się opiekowała. A widzisz, Ty nie umiesz jej kochać, bo nikt Ci tego nie pokazał, a mi wydaje się, że swoją matkę kocham mimo wszystko, pomimo tego, że też nie pokazała mi, jak to jest kochać. Ojciec też mi tego nie pokazał, bo jak wcześniej wspomniałam - nie mógł mi tego ani mówić ani okazywać, z powodu właśnie matki, ponieważ była zazdrosna, przecież pierwszy tekst, żebym "wskoczyła MU do łóżka" to usłyszałam w wieku bo ja wiem... 6 lat? A wiadomo, że dziewczynki w wieku 6 lat kochają swoich ojców tak, jak swojego przyszłego mężczyznę, często im mówią, że jak dorosną to wyjdą za niego. Wtedy by wystarczyło wytłumaczyć różnicę w miłości ojca do córki i męża do żony i inne takie... No i przede wszystkim nie odtrącać jak dziecko mówi "kocham cię" a to do matki czy ojca, a po prostu je przytulić i też odpowiedzieć tym samym. kurcze jak ja chciałabym takie coś usłyszeć albo po prostu poczuć od swojej matki ale to chyba nie w tym wcieleniu -- 29 sie 2013, 01:29 -- tak, skoro nie masz problemu, czemu zaglądasz do tego działu? nie lubię tego uczucia, gdy ktoś chwali się w tym wątku jakich miał i ma wspaniałych rodziców. super.
-
anna.anakaia,
-
kasiątko, ja postaram się, ale jeszcze obiecać nie mogę.
-
Kokojoko, ooo.. A ja miałam inaczej. Kiedyś to byłam tak zapatrzona w swoją matkę, że aż się teraz tego wstydzę. Podobała mi się, jak była oczywiście trzeźwa, naprawdę była piękną kobietą (chciałam wyglądać tak jak ona, więc np. mam zdjęcie jak pozuję do zdj tak jak ona), a do tego czasami potrafiła być matką (pamiętam jak czasem brałyśmy dezodoranty i udawałyśmy, że to mikrofony i śpiewałyśmy, to było fajne, było parę dobrych momentów, np. jak wyruszaliśmy nad morze - też w samochodzie zawsze śpiewałyśmy... choć jak wracaliśmy znad morza zazwyczaj klimat był już inny). Ale niestety czas sprawił, że coraz mniej do tej roli zaczęła się nadawać. Moja fascynacja swoją matką trwała do wieku 6 lat. Potem zaczął się okres "buntowniczy". Ponadto, potrafiło być tak, że jednego dnia chciałam być swoją matką, strasznie ją uwielbiałam, i jej nienawidziłam, złościłam się, w sumie nawet to złość nie była, ja po prostu byłam smutna i bałam się swojej mamy. W południe wariowałyśmy przy dezodorantach, a po południu leżała na kanapie i robiła złe rzeczy nam. Wieczorami jak już wytrzeźwiała namawiała ojca do picia alkoholu i tak o to praktycznie cały dzień był kiepski i zawsze ten strach i smutek przeważał
-
To prawda. Mój kuzyn ma 24 lata i już bardzo duży problem z alkoholem, cóż... Zresztą mój brat też. Ale jeden na drugiego mówi, a na siebie nie spojrzy. Heh. Ale mój kuzyn nie pochodzi z patologicznej rodziny - on wpadł w alkoholizm przez towarzystwo w jakie wpadł. Z natury to bardzo fajny chłopak, tylko życie i picie go zmieniło :/
-
Napisałam do mopsu w Bydgoszczy, może odpiszą choć tam. Przełamałam się, bo jak ostatnio napisałam do jakiejś przychodni - nie odpisano mi i się bardzo zawiodłam i poczułam... Bardzo źle, jakby mnie olano. Cóż, może tym razem będzie lepiej.
-
mark123, źle oceniłeś moją dewizę. to nie tak, że ja nie będę popełniać tych samych błędów co inni, bo tak i tyle, po prostu właśnie to bierze się z rozsądku - zdaję sobie sprawę z konsekwencji danych czynów/złych wyborów życiowych.
-
Moja matka tez sie czula zagrozona moja wiezia z tata. W sumie caly czas sie czuje. Chyba nie potrafi zrozumiec, ze ojciec moze kochac corke. Co prawda tata mowi, ze mnie kocha dopiero na starosc ale przedtem jak to mezczyzna malo mowil duzo robil. Moglam na niego liczyc i to bylo wyrazem jego ojcowskiej milosci. Mój ojciec nie może mówić, że mnie kocha, jak sam stwierdził, bo matka będzie zazdrosna, więc wolał unikać tych słów i czynów, które pokazywałyby jego miłość do mnie. Nie wiem, czy to prawda, czy tylko takie usprawiedliwianie się. Choć w sumie to wiem, że ojciec mnie kocha. Może i mnie nie zawsze wspierał, a jak zaczynała się sprawa z pomocą dla matki, to mnie obwiniał, gdy tylko nadarzała się do tego okazja, ale teraz jakby zmądrzał i już tak się nie zachowuje, że to i to to Moniki wina. Chyba zaczyna się oswajać z tą sytuacją, bo i ostatnio jak Policję wezwaliśmy do sąsiadów, to się przyznał, że u nas bywają awantury, bo jego żona ma problem z alkoholem, ale ona się leczy, a sąsiedzi "korzystają" z picia, przepraszam - życia jak tylko mogą (wyzwali mojego ojca od alkoholików i cyganów, choć mój ojciec nie miał alkoholu od sylwestra) i wgl się nas uczepili, więc złożyliśmy skargę, jest sporządzona notatka, o oszczerstwo i wszczynanie awantur - awantura była na całą kamienicę. W każdym bądź razie - chyba naprawdę się oswaja, że jego żona to alkoholiczka -- 28 sie 2013, 20:48 -- Mnie też nie obchodzi, i chyba też akurat z tego powodu nie dręczy mnie sumienie.
-
Mówisz to za sprawą obecnego w Tobie gniewu? Bo ja często tak myślę pod wpływem emocji, ale w rzeczywistości tak nie jest, w rzeczywistości kocham swoją matkę choć naprawdę na to nie zasługuje, a ja i tak nie potrafię jej nie kochać tak na 100%. Może ulgę bym odczuła, gdyby umarła. Ale póki żyje, kocham ją i staram jej się pomóc, choć ona to traktuje jak atak na swoją osobę. -- 28 sie 2013, 20:28 -- Wtedy może przejść na siebie samą...
-
Mushroom, a wiesz, że czasami tak mi się wydaje? Czasem gorzej z nią jak z dzieckiem... Niczego nie da jej się przetłumaczyć do rozumu... Czasem myślę sobie, że to ona powinna być dzieckiem, sprawiającym problemy, a ja matką, która te problemy stara się rozwiązać. Bo tak powinno być w normalnej rodzinie. Przecież ja będąc dzieckiem czy nastolatką kompletnie nie mogłam na nią liczyć, no, raz się przeraziła, jak straciłam czucie na twarzy - porażenie nerwu twarzowego. Albo np. teraz wyjeżdżam na studia, a ona w niczym mi nie pomogła... Mówi do mnie, że fajnie, że wyjeżdżam, że w końcu będzie mieć święty spokój. A pieniądze, za które trzeba wyżyć pierwsze trzy miesiące, ponieważ stypendium dostaje się dopiero w grudniu? A co tam, dam sobie radę :]