Skocz do zawartości
Nerwica.com

deader

Użytkownik
  • Postów

    4 886
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez deader

  1. Pfffh, zapytaj się kto nie miał nigdy ochoty zabić swoich rodziców, zwłaszcza po szlabanach nakładanych po wywiadówce
  2. deader

    Marihuana

    O matko, porzygałbym się chyba bo mleka nie trawię, nie znoszę, fuuu! Natomiast miło wspominam haszowe ciasteczka z któregoś sylwestra, były całkiem zabawne :)
  3. deader

    czego aktualnie słuchasz?

    [videoyoutube=VwEp37Yp9rg][/videoyoutube]
  4. Heh, to mi przypomina że już lata temu obgadaliśmy ze znajomkiem pewne związane z Szatanem zagadnienie. Mianowicie: Kościół twierdzi że za dobre uczynki katolik jest nagradzany przez Boga, dostaje leżaczek w Niebie i generalnie jest miło. Ci zaś katolicy którzy zgrzeszyli trafiają do kotła ze smołą u Rogatego. I tu się zaczyna rozkmina - skoro Szatan, wedle mitologi chrześcijańskiej, chce mącić, siać zło itd, to w pełni rozumiem że ma przyszykowane "specjalne atrakcje" dla katolików, wyznawców jego odwiecznego przeciwnika, którzy nie żyli wystarczająco dobrze żeby zasłużyć na Niebo. Ale - co z tymi, którzy poświęcili swe życie złu..? Co z mordercami, gwałcicielami, złodziejami, tyranami i dziesiątkami naprawdę złych ludzi? Kiedy odbywała się egzekucja Teda Bundy'ego, przed więzieniem stały tłumy z transparentami "Smaż się w piekle Ted!!!". Trochę to bezsensowne moim zdaniem - jeśli istniałby Szatan i Piekło, to powinien z niecierpliwością czekać kiedy skończą już przepuszczać prąd przez Teda, kiedy jego dusza trafi do piekła - i zafundować mu wielkiego browara za całe zło które dokonał w naszym świecie. Tacy ludzie powinni na logikę dostawać w Piekle luksusowe apartamenty a może i jakąś fajną fuchę przy którymś z tych osławionych kotłów, do diabła!.. Już widzę jak Ted przypieka na rożnie jakiegoś nieszczęsnego chrześcijanina który za mało się starał o dobre uczynki za życia, a Szatan ze wzruszeniem ociera łezkę, kładąc mu rękę na ramieniu i mówiąc "Ted - jesteś jak syn którego nigdy nie miałem" Ciekawa koncepcja? Dobry motyw do opowiadania. A koncepcja wymiata :) A ja się właśnie kapnąłem że to już przecież było w South Parku Cholera, pomysły, czemu nie przysżłyście wcześniej???
  5. Chyba błędne masz założenie. Popatrz na ilość zalogowanych użytkowników na portalu np. paranormalne.pl - to są doskonali klienci na twoją książkę. Wydałeś ją? Może to rozważ, udaj się do tego kolesia: http://ksiegarnia.antyk.org.pl/x_C_Za.html?P1=23010012&P2=Wydawnictwo%20ANTYK%20Marcin%20Dybowski on wydaje książki spoza głównego nurtu i "kontrowersyjne" a ma klientelę. A jak coś tam jeszcze o komunistach i Żydach napiszesz to na bank cię opublikuje.
  6. Heh, to mi przypomina że już lata temu obgadaliśmy ze znajomkiem pewne związane z Szatanem zagadnienie. Mianowicie: Kościół twierdzi że za dobre uczynki katolik jest nagradzany przez Boga, dostaje leżaczek w Niebie i generalnie jest miło. Ci zaś katolicy którzy zgrzeszyli trafiają do kotła ze smołą u Rogatego. I tu się zaczyna rozkmina - skoro Szatan, wedle mitologi chrześcijańskiej, chce mącić, siać zło itd, to w pełni rozumiem że ma przyszykowane "specjalne atrakcje" dla katolików, wyznawców jego odwiecznego przeciwnika, którzy nie żyli wystarczająco dobrze żeby zasłużyć na Niebo. Ale - co z tymi, którzy poświęcili swe życie złu..? Co z mordercami, gwałcicielami, złodziejami, tyranami i dziesiątkami naprawdę złych ludzi? Kiedy odbywała się egzekucja Teda Bundy'ego, przed więzieniem stały tłumy z transparentami "Smaż się w piekle Ted!!!". Trochę to bezsensowne moim zdaniem - jeśli istniałby Szatan i Piekło, to powinien z niecierpliwością czekać kiedy skończą już przepuszczać prąd przez Teda, kiedy jego dusza trafi do piekła - i zafundować mu wielkiego browara za całe zło które dokonał w naszym świecie. Tacy ludzie powinni na logikę dostawać w Piekle luksusowe apartamenty a może i jakąś fajną fuchę przy którymś z tych osławionych kotłów, do diabła!.. Już widzę jak Ted przypieka na rożnie jakiegoś nieszczęsnego chrześcijanina który za mało się starał o dobre uczynki za życia, a Szatan ze wzruszeniem ociera łezkę, kładąc mu rękę na ramieniu i mówiąc "Ted - jesteś jak syn którego nigdy nie miałem" Ciekawa koncepcja?
  7. W takim razie faktycznie rozumiem trudną sytuację, bez ściemy czy drwin, wiem że pracę znaleźć nie jest tak łatwo jak kiedyś, w dodatku masz pewne dodatkowe przeszkody. Mimo to - opinie o "urojonym świecie" (zwłaszcza w kontekście pewnych twoich wypowiedzi) brzmią nieco zabawnie. Dane GUS-u na czerwiec 2013 roku mówią o 13,2 % bezrobocia, ciutkę więc przesadzasz, ale to tylko statystyki, ja także nie do końca wszystkim wierzę (nie wszystko da się podsumować wykresem, tabelką). Ja mam pracę, wszyscy moi znajomi mają pracę - jedni lepszą, drudzy gorszą, jedni lepiej drudzy nieco mniej lepiej płatną - ale mają. I nie mieszkam w jakimś wielkim mieście tylko w 40-tysięcznej mieścinie. Dojeżdżamy do pracy różnie - ja ledwo 10 km, ale mam znajomych co muszę od nas dostać się na drugi koniec stolicy - około 50 kilosów dziennie, razy dwa. Da się. I są też posady inne niż ochroniarstwo. Na twoim miejscu skoro jesteś tak zainteresowany teoriami spisku itd. spróbowałbym pisania do portali zajmujących się tą tematyką - jest to praca którą mozesz wykonywać zdalnie, z domu. No, a teraz do "mięska" Masz prawo, choć nie wiesz co tracisz Ta książka jest "zdemonizowana" (eh, dobór słów), a tak naprawdę to... zaraz odpiszę o tym Nikticie więc czytaj dalej. OK, w takim razie masz jakieś tam podstawy do wygłaszania opinii - nie jesteś lemingiem powtarzającym kazania Natanka :) Choć trochę mnie to dziwi, ponieważ... znów - żeby się nie powtarzać - proszę czytać dalej. W takim razie niezmiernie dziwi mnie twoje podejście do satanizmu. Jeśli czytałeś LaVey'a, to wiesz, że Satanizm nie jest w niczym podobny do brukowcowego jego obrazu kreowanego przez co głupsze media. Wiesz że Biblia Szatana tym którzy postanawiają żyć wedle jej przykazań, daje wskazówki jak zmienić swój charakter na lepsze. Że nie ma tam nic o jedzeniu kotów na cmentarzu, jest za to wiele fragmentów mówiących o pewnych postawach, które wprowadzone w życie mogą poskutkować pozytywnymi efektami u "wyznawcy". Biblia chrześcijan mówi: "nadstaw drugi policzek" - serio?? To jest sensowna porada? Gdyby ludzie tak postępowali, dawno zostaliby do cna ograbieni przez tych którzy nie postanawiają iść drogą chrześcijaństwa. Satanizm mówi "nie tylko nie nadstawiaj drugiego policzka - za każde wybite oko wykuj dwoje oczu, za każdy wybity ząb - wybij dwa; aby twój przeciwnik wiedział że zbrodnia której się dopuścił wobec ciebie nie pozostanie bezkarna, a ukarana podwójnie". Naprawdę, nie widzę nic zdrożnego w takim postępowaniu - to jest właśnie prawidłowa postawa. Pisałeś o islamizacji Europy i jest to jeden z nielicznych fragmentów gdzie mogę ci przyklasnąć, ale zwróć uwagę - sytuacja ta jest poniekąd wywołana tym chrześcijańskim "spedaleniem". Oni nam wysadzają metro - my im kiwamy paluszkiem i grozimy sankcjami. Człowiek żyjący wedle filozofii LaVey'a nie poprzestałby na pokiwaniu palcem, tylko poszedł wysadzić islamuchom dwa metra, żeby wiedzieli że lepiej z nim nie zaczynać. Generalnie ja uważam że Biblia Satanistyczna to... świetny poradnik psychologiczny. Serio! Filozofia LaVey'a zakłada że najważniejsze w życiu powinno być wykorzystanie go na maksa, pewne parcie przed siebie, folgowanie swoim instynktom, robienie to na co ma się ochotę. Moim zdaniem każdy kto ma problemy z niską samooceną, problemy z tym jak według niego postrzegają go ludzie - moze z tej księgi wyczytać kilka sensownych porad. Oczywiście, jest tam trochę bełkotliwej rytualistycznej otoczki, ale to samo powiem o Biblii chrześcijan. Nie przeczę, że zawiera sporo pozytywnych treści. Dekalog, wyjąwszy przykazania odnoszące się do - moim zdaniem - nieistniejącego bytu, są w mojej opinii zbędne, ale nikt o zdrowych zmysłach nie zaprzeczy że powinno się nie kraść, nie zabijać, nie cudzołożyć. To są bardzo pozytywne wskazówki. Ale Biblia Szatana jest świetnym uzupełnieniem, podpowiadając jak reagować kiedy ktoś własnie nas okradnie, zabije kogoś, puka cudzą żonę. Chrześcijanie w dość "cipkowaty" sposób stwierdzają że nadstawiają drugi policzek, że przebaczają... Myślą że ktoś kto ich raz uderzył widząc nadstawioną mordę rozpłynie się w zrozumieniu zła które czyni i dozna oświecenia..? Niestety, nie ma tak, wykorzysta okazję i jebnie drugi raz, trzeci, wykorzysta okazję... Podsumowując - jeśli czytałeś LaVey'a i uważasz że to co pisał w swojej książce jest nieprawidłowe, to... cóż, takie twoje prawo do takiej a nie innej opinii. Moim zaś prawem, z którego skorzystam, jest ogromne zdumienie się na taką postawę. Posunę się nawet do twierdzenia że nie zrozumiałeś przesłania tej książki, zlizałeś tylko lukier z ciasta a samo ciasto cię już nie interesowało. To tak jak ja bym stwierdził że chrześcijaństwo to tylko leżenie krzyżem w kościele i klepanie zdrowasiek. Wiem że tak nie jest, że kryje się za tym coś więcej. Prawdziwym problemem nie są te księgi same w sobie, tylko ludzie którzy źle je interpretują. I tak mamy "szatanistów" - małolatów które po pijaku demolują cmentarz bo zobaczyli to w teldysku na MTV, jak i "katoli" którzy wiedzę o swej wierze czerpią tylko z telewizji Trwam.
  8. Oczywiście masz prawo do subiektywnej opinii zarówno na temat LaVey'a jak i jego księgi, natomiast niepodważalnym faktem jest że był on założycielem Kościoła Satanistycznego i napisał Biblię Szatana. Do opiniowania może przejdźmy kiedy autor (a może i ty) odpowie czy czytał czy nie czytał. Bo to tak samo mogę powiedzieć że Jezus to był niezły komik a Pismo Święte napisało kilku zjaranych kolesi. Pytanie czy mam do tego prawo bo przeczytałem ich dzieło. Owszem, czytałem, mam czyste sumienie, mogę się wypowiadać w temacie. A wy? Tak szczerze. To nie jest żadna podpucha, w pewnym sensie powiedzmy że to badanie socjologiczne. Czytaliście czy tylko słyszeliście o LaVey'u, o Biblii Szatana i powtarzacie obiegowe bądź wlasne opinie wyrobione bezpodstawnie? :) Nie znam twojej sytuacji życiowej, ale słyszałem o czymś takim jak praca. Jest to dość powszechnie spotykane zjawisko, wiążące się z otrzymywaniem tak zwanych pieniędzy, za które to można się prywatnie leczyć. Może cię to zaszokuje, ale wiele osób tak robi... No ale nie zbaczam z tematu, będę cisął. CZYTAŁEŚ BIBLIĘ SZATANA?
  9. Ja zaś jestem w stanie się założyć o duży sok jabłkowy że nie masz najmniejszego pojęcia czym jest satanizm i Biblii Szatana nie czytałeś. Możesz odpowiedzieć na to proste pytanie? Jedno, krótkie "tak" lub "nie" mi wystarczy. Czytałeś Biblię Szatana autorstwa założyciela Kościoła Satanistycznego - Antona Szandora LaVey'a??
  10. deader

    Wkurza mnie:

    Że nie mogę się zabrać za ROBOTĘ, bo co i rusz jakiś idiota przysyła zapytanie o CENĘ, w większości rzeczy które już u nas nieraz robili, nożeszkurrrrrwa czy te mendy myślą że jak będą się pytać o cenę 100 wizytówek dziesięć, dwadzieścia, sto razy to im się nagle zmieni ta cena???
  11. Rano w pracy na wejściu dostałem zjeby od szefa za to że wyszedłem o normalnej godzinie a później przyszło mnóstwo maili do mnie. Pomijając już fakt że nie jestem telepatą ani pracomaniakiem żeby sprawdzać firmową pocztę w domu, to po przyjęciu zjeby i przejrzeniu maili okazało się że 3/4 z nich to podziękowania od klientów za szybko wykonane prace lub potwierdzenia odbioru wysłanych paczek...
  12. Niestety, nie wszyscy są tak "postępowi" - Beatlesi nadal są wrzucani do satanistycznego worka przez co bardziej zwariowanych klechów; tu nie funkcjonuje zasada "każde pokolenie ma swojego Szatana' co raczej "każde pokolenie dodaje swojego Szatana"...
  13. Najzabawniejsze jest to że ludzie mówiący o "sataniźmie" nie mają najczęściej nawet pojęcia czym satanizm jest Czytałeś "Biblię Szatana" LaVey'a, czy tylko powtarzasz bzdurki z brukowców?
  14. deader

    Marihuana

    Ja rozumiem że po bace przychodzi pac-man, ale aż taki?
  15. Czyli - wkurwiają cię ludzie jak masz stresa, nic nienormalnego moim zdaniem
  16. deader

    czego aktualnie słuchasz?

    [videoyoutube=F-5EV3cdjSo][/videoyoutube]
  17. deader

    Marihuana

    Ależ, nie musi występować uzależnienie fizyczne, żeby mówić o uzależnieniu, nieprawdaż? Poza tym popatrzmy z drugiej strony: zioło nie uzależnia fizycznie, ale przez psychiczne uzależnienie jaracz pali dość często, znajduje się praktycznie non-stop w stanie "tumizwisizmu" - uniemożliwiającego np. sensowną naukę czy pracę. Jest wiele aspektów uzależnienia. I dobrze wiem o czym mówisz, dla mnie przez długi czas zioło było niczym keczup na zapiekance - dodatkiem do "głównego posiłku"
  18. Do pierwszej części nie mam jak się kompetentnie odnieść bo nie mam odpowiedniej fachowej wiedzy. Możesz więc mówić z większym sensem niż ja. Jednak moje subiektywne odczucie jest takie że to trochę ściema, zrzucenie winy na kogoś/coś innego niż sama osoba uzależniona, zwłaszcza te "uciekają w alkohol od problemów" to podkreśla - sam dobrze pamiętam jak już zdając sobie sprawę z tego że siedzę w bagnie potrafiłem sypać kreski mówiąc sobie że to "przez coś" - "przez wkurzających rodziców", "przez zostawienie przez dziewczynę", "przez wredną nauczycielkę"... Zawsze było na kogo zwalić winę. Nigdy oczywiście nie byłem winny ja. Zawsze ktoś lub coś. Co do drugiej części - fakt, nie głaskano mnie po głowie, nie traktowano jak dziecko - ale też nie odczuwałem żadnego wsparcia, żadnej zachęty do zmiany. Pamiętam jak raz (naćpany oczywiście) postanowiłem "zrobić coś ze sobą" - poszedłem po gazetę i zacząłem przeglądać oferty pracy. Zobaczył to mój ojciec i skomentował: "przecież ty się do żadnej pracy nie nadajesz". Efektem była oczywiście kłótnia, krechy i poszukiwanie pracy poszło w pizdu... Nadal jednak nie mam mu tego za złe. To było prawidłowe postępowanie. Musiałem znaleźć się w punkcie w którym nie tylko zależało mi na tym żeby się ogarnąć dla samego ogarnięcia - ważne było też żeby "im pokazać", udowodnić że się mylili co do mnie.
  19. deader

    Marihuana

    Ha, no widzisz, dla każdego co innego Jako palacz z 10-letnim "stażem" potwierdzam że można się od marychy uzależnić. Natomiast nie całkiem pojmuję jak można się uzależnić od benzo mimo że sam czasem biorę - ale właśnie czasem, nie działają na mnie tak żebym codziennie miał ochotę wziąć, nie wprowadzają mnie w stan narkotyczny do którego mam ochotę powracać. Traktuję je jako doraźny środek przydatny w określonych sytuacjach. Czy przez pryzmat własnych doświadczeń mogę twierdzić że od benzo nie da się uzależnić..? Niby mogę, ale nie robię tak, ponieważ właśnie - dla każdego co innego... Skoro tyle osób pisze o koszmarach jakie przeżywali odstawiając benzo, skoro tyle jest filmików na YT z serii "wychodzenie z nałogu benzo" - to musi być coś na rzeczy... Tak samo chyba, skoro X osób twierdzi że od zioła można się uzależnić - to też coś jest na rzeczy... No, ale jak słusznie wytykasz - nie jestem alfą i omegą, nie jestem nieomylny, to tylko moja subiektywna opinia
  20. Hej! Jest coś takiego jak mizofonia http://pl.wikipedia.org/wiki/Mizofonia ale nie wiem czy to akurat się ciebie tyczy (wydaje mi się że mizofonia odnosi się bardziej do obrzydzenia odgłosami wydawanymi przez ludzki organizm). Natomiast stan jaki opisujesz nie jest mi obcy - kiedy mam w pracy nawał zleceń, ciągłe telefony od klientów, kiedy nie mogę zabrać się za zlecenie bo co chwila wpada mi co i rusz nowe zapytanie o wycenę (kończę wycenę, chcę brać się za robotę i orientuję się że w tym czasie przyszły dwie nowe) - innymi słowy w sytuacji nieustającego, narastającego stresu, do szału potrafią mnie doprowadzić drobnostki jak np. sekretarka pytająca koleżankę o przepis na ciastko, czy szef nawijający przez telefon tuż obok mnie kiedy wykonuję zlecenie przy którym muszę wysilić mózgownicę bardziej niż zwykle. Tyle że u mnie to jest w miarę jasne co to powoduje, u ciebie - nie całkiem. Myślę że najlepszą poradą, jak zawsze, jest zalecić wizytę u lekarza...
  21. Generalnie porady niegłupie, ale coś przykuło moją uwagę... "Nie należy traktować alkoholika jak niegrzecznego dziecka, bo przecież nie postępuje się tak, kiedy ktoś cierpi na jakąkolwiek inną chorobę" Fragment o nietraktowaniu jak dziecka jak najbardziej rozumiem, natomiast nie całkiem podoba mi się logika tego wywodu. "Nie postępuje się tak, kiedy ktoś cierpi na jakąkolwiek inną chorobę"... Ja tam nie wiem, nie jestem lekarzem, ale jestem ćpunem, więc przemawia przeze mnie nie tyle medyczna wiedza, co doświadczenie. Chcę powiedzieć że w mojej opinii mimo że jestem w stanie uznać alkoholizm/narkomanię za chorobę, to jednak jest pewna różnica pomiędzy alkoholikiem a, powiedzmy, gruźlikiem. Mianowicie: nieszczęśnik który zaraził się gruźlicą najpewniej zachorował przypadkowo. To jest zresztą dla mnie w pewnym sensie "niemedyczna" definicja choroby: nieintencjonalne podupadnięcie na zdrowiu. Natomiast alkoholik czy ćpun moim zdaniem nie ma prawa twierdzić że "zachorował" nieintencjonalnie. Nie w czasach gdy wszędzie mówi się o narkotykach, o alkoholu, gdzie każdy jest w jakiś sposób (czy w szkole czy w domu) edukowany, uświadamiany w tych tematach. Nie uważam żeby to zdanie było logicznie spójne. Bo o ile mojemu dziecku (gdybym już je miał) nie powiedziałbym złego słowa jeśli się przeziębi bo nadgorliwy nauczyciel WF-u widząc w lutym że termometr pokazuje jakąkolwiek wartość powyżej zera zarządza uradowany lekcje na powietrzu (przypadek znany mi z autopsji ), to jak najbardziej gderałbym nad mym dzieckiem jeśli przeziębiło by się wychodząc na mróz bez czapki, rękawiczek, kurtki itd. mimo moich ostrzeżeń a być może wręcz zakazów. "Złapanie choróbska" jest jak najbardziej zrozumiałe i trzeba wykazać się wyrozumiałością; "przyprawienie się o choróbsko" zasługuje jak najbardziej na naganę. Czy wypominane alkoholikowi jego choroby jest naganne - nie chcę zajmować stanowiska; zdecydowanie jednak uważam że nie powinno się go głaskać po główce mówiąc "oj, ty biedny"... To tyle jeśli chodzi o ten jeden podpunkt. Co do reszty... Troszkę to mi przypomina horoskop, skrojony tak żeby mógł się do niego odnieść każdy i nikt; niektóre punkty są moim zdaniem w sprzeczności ze sobą. "Nie należy przyjmować obietnic, o których wiadomo, że nie będą możliwe do spełnienia w danym momencie" - a dalej - "nie należy robić za alkoholika niczego, co mógłby zrobić sam; usuwanie problemów, chronienie przed ponoszeniem konsekwencji swoich własnych nieodpowiedzialnych zachowań"; przecież jednym z największych problemów alkoholika/ćpuna jest radzenie sobie z takimi czy innymi problemami; drogą do wyzdrowienia jest pokonanie tych problemów; pijąc czy ćpając ciężko jest dbać o swoje sprawy; na przykład ważną sprawą jest znalezienie pracy - drugi cytat mówi nam że nie powinniśmy za tą osobę szukać pracy, ma szukać sama; świetnie, ale obietnica ćpuna że "od jutra zacznie szukać pracy" w kontekście jego ćpania pozostawia przeogromne wątpliwości czy mu się to uda - zaś pierwszy cytat mówi że obietnic bez pokrycia nie należy przyjmować i popierać; efektem, gdyby kierować się tymi wytycznymi, jest sytuacja w której obietnice ćpuna czy alkoholika są "zbijane", sprowadzane do parteru, a to w osobie uzależnionej umacnia przekonanie że nikt go nie wspiera - i koło się zamyka... Im więcej piszę, im dłużej się zastanawiam nad tym artykułem, tym bardziej dochodzę do wniosku że ma on mało praktycznego sensu. Każdy jest inny, na każdego podziała inna metoda. U mnie podziałało w dużej mierze ucięcie finansowania mojego ćpania przez rodzinę, jak i nieustanne tyrady, kłótnie w domu, sprowadzanie mnie do poziomu szmaty i ścierwa - mój ojciec dłuuuugo twierdził że w domu mogę mieszkać tylko dlatego że matka nie pozwala mnie wyrzucić na ulicę, przez lata się do mnie nie odzywał. W końcu zacząłem zbierać się na odwagę żeby sam przed sobą przyznać się że jestem ćpunem. Kiedy w końcu wyrwałem się z zaprzeczenia, los zechciał rzucić mi wyzwanie. Przytrafiło mi się coś co strasznie mnie załamało i uzmysłowiłem sobie że mam dwa wyjścia: albo ćpać jeszcze więcej, żeby o tym nie myśleć, albo się ogarnąć i znaleźć zajęcie i o tym nie myśleć. Wybrałem to drugie, praktycznie z dnia na dzień odstawiłem amfę, w dwa tygodnie znalazłem robotę. Dziś, 6 lat później, jestem (mam nadzieję) dość ogarniętym człowiekiem, stosunki z rodzicami mam nienaganne, zwłaszcza poprawiłem relacje z moim tatuśkiem który kilka lat temu rzucał mną (w dobrej wierze) po ścianach, a teraz przy każdym rodzinnym spotkaniu rozmawiamy, żartujemy, wymieniamy się doświadczeniami z pracy... Jest OK. Ale nie powiem, żeby ktoś "wspierał" mnie w wychodzeniu z syfu. Moim zdaniem ćpun czy alkoholik może to zrobić jedynie sam.
  22. Mushroom, ja to ciekaw jestem jak ołtarz by wyglądał I eucharystia... O lol, chyba właśnie wpadłem dzięki wam na scenariusz pokręconego pornola
  23. deader

    proszę o radę

    Też bym doradził wypróbowanie innego leku. Trochę kiepsko w kontekście sytuacji brzmi fakt że antydepresanty potrzebują (jak sama zapewne wiesz) nieco czasu żeby się rozkręcić i zadziałać, a ty piszesz że już niedługo możesz znaleźć się w sytuacji w której ci się przydadzą. Ja bym na twoim miejscu podjął decyzję im szybciej tym lepiej.
  24. deader

    Nasze hobby i pasje! :)

    Hehe, konsekwentnie ci się pasje dobierają :)
×