Skocz do zawartości
Nerwica.com

Tańczący z lękami

Użytkownik
  • Postów

    1 482
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Tańczący z lękami

  1. ale lepsza na co? na sen na pewno, co do reszty to nastrój i towarzyskość miałem lepsze na 5mg miansy
  2. literatura (a nie jakaś niedouczona lekarka) podaje, że najlepsze na sen są dawki 7,5mg-30mg przy czym u mnie zdecydowanie najkorzystniej sprawdza się 7,5mg. Dodam, że po 25mg czy 37,5mg trazodonu nie mogłem w ogóle zasnąć, dopiero jak przywaliłem 5mg miansy to spałem. Miansa i mirta to jedyne leki dobre na spanie w moim przypadku a mirta najlepsza. Próbowałem też 25mg kwety, ale spałem płytko. Po mircie wystarcza 8h i nie mam przekrwionych oczu z niewyspania! Dla mnie to szok. Nie miałem tak od wielu miesięcy. Bardzo doceniam ten aspekt mirty.
  3. Asmo, synu marnotrawny...wróciłeś w objęcia forum -- 12 sty 2015, 23:06 -- Depakiniarz, mój wątły system nerwowy sprawia, że każdą rozmowę o pracę zawsze przez kilka dni odchorowuję, czuję się wówczas, jak brudna, wyciśnięta ścierka. Bez benzo w krwiobiegu już nawet nie próbuję chodzić na tego typu pogawędki. To wykańcza 100x bardziej od pracy. Najgorszym i najbardziej przykrym momentem, jest dla mnie wysłuchiwanie pierdolenia o tym, czym zajmuje dana firma i jak wspaniałe produkty/usługi ona posiada. Nie wiem dlaczego, ale czuję się wtedy jak zbity mały szczeniak a każde słowo prowadzącego boleśnie obija się po ściankach mojej nadwrażliwej mózgownicy. Tak, czasem takie pierdolenie aż boli, a Ty musisz uśmiechać się i potwierdzać, że rozmówca ma oczywiście rację. Boże dzięki Ci za benzo!
  4. wieslawpas, a próbowałeś dawki 7,5mg? To jest właśnie dawka pronasenna albo 15mg nie więcej miko84, miansa jednak lepsza na fobię społ, mirta za bardzo napędza mi agresora społecznego, po niej odpycha mnie od ludzi, czego wyjątkowo u siebie nie lubię, bo taki nie jestem. Dobre spanie to jednak silny argument, żeby te cukierki brać. A Ty jak się czujesz na tych 2 tykających bombach?
  5. czuję się dzisiaj paskudnie, wróciło mocne napięcie wewnętrzne, jad i lęki, unikam ludzi, jak ognia, jest do pi.dy Depakiniarz, zostań z nami, samobója zawsze można strzelić, jak już nic z tego życia się nie da wycisnąć. Ale Ty masz przynajmniej jakiś talent, dar, coś potrafisz, do tego kobietę u boku. Czasem potrzeba tylko coś ZMIENIĆ. Wiadomo dobrze może nie być nigdy, ale ile dobrych chwil stracisz, jeśli teraz zrezygnujesz...Nikt z nas nie wie, co go czeka, prawdopodobnie więcej tych złych dni, ale nawet jeśli 1 na 30 dni będzie dobrych to chyba warto żyć, a śmierć i tak po nas przyjdzie więc lepiej jeszcze coś przeżyć: zobaczyć ostatni raz góry, pojechać nad morze, zakochać się i coś poczuć, więcej niż tylko seks. Mnie niestety tej ostatniej rzeczy brakuje od bardzo dawna - kobiety u boku, którą pokocham ze wzajemnością. W każdym razie na pewno masz w swoim życiu kogoś komu na Tobie zależy. A na zakończenie smutne, lecz prawdziwe słowa legendarnego kawałka Rolling Stonesów- You can't always get what you want:
  6. ok biorę mirtę już 6-7 tygodni i sen jest rewelacyjny- śpię po 8h i to mi wystarcza i czuję się rano zaje.iście zregenerowany. Byc może przez to mam lepszą kondycję niż wcześniej, jest motywacja do działania, gdy nie ma tego potwornego zmęczenia. Zauważyłem też lepszą cerę. To wszystko może wynikać z lepszego snu. Niestety są minusy: jestem mniej emocjonalny niż na poprzednim leku, czyli miansie, mam większy lęk społęczny, unikam rozmów i ludzi, mam słabszy nastrój. Winę za to ponosi lęk, który towarzyszy mi w ciągu dnia i nasila się im bliżej do wieczora. Gdyby nie lęk i zamknięcie społeczne przez ten lęk to byłby to świetny lek. Rozwiązał jeden z 2 moich głównych problemów - kłopoty ze snem. Niestety pogorszył drugi problem - a więc zaburzenia lękowe i depresyjne. Nie mam pojęcia co robić, macie może jakieś pomysły?
  7. opisałeś to tak dokładnie, jakbyś siedział w mojej głowie, 100% prawdy. U mnie też nie da się niczego ustawić na dłużej niż kilka tygodni albo kilka dni. Bańkę mam już zbyt rozpieprzoną najwyraźniej...
  8. Depakiniarz, a próbowałeś kiedyś życia bardziej "po bożemu"? Mam tu na myśli wieczorny browar zamiast białka i trawy. Do tego regularne branie leków, może jakiś sport, typu trucht albo nordic walking? Swoją drogą nordic walking kojarzy mi się nierozłącznie z emerytami, czyli jest to sport idealny dla ciężko chorych wariatów
  9. u mnie niebawem minie 5 lat odkąd moje życie wywróciło się do góry nogami i nadal nie doszedłem do siebie. Mam szczęście, że są jednak okresy, że jest lepiej i to daje mi iluzję wyleczenia i nadzieję na powrót do zdrowia. I tak, doszedłem do podobnym wniosków: jeśli człowiek nie wyleczy się do roku czasu to jego szanse drastycznie później spadają. Tak, wydaje mi się, że pozostają jedynie 2 opcje uratowania resztek życia: 1) wstawiennictwo Matki Teresy z Kalkuty a dla cięższych przypadków również JP2 2) jakieś nowe, niesamowite dropsy
  10. INTEL 1, guernone, dziękuje za miłe słowa odnośnie ostatniego postu, który zamieściłem. Przekażę temu taniemu studentowi filozofii, co to bierze 4,99zł za 20 linijek tekstu, że Wam się podobał _Jack_, ja także ostatnio się alienuję, jestem jakiś taki autystyczny i sztywny w kontaktach z ludźmi. W ogóle nie ciągnie mnie do imprez i alkoholu, co zwiastuje, że dzieje się ze mną coś niedobrego...I codziennie zastanawiam się w robocie, czy oni już wiedzą, że ze mną "nie halo"...? Moja depra rośnie i nie mam już siły jej ukrywać na zmęczonej i smutnej twarzy
  11. Nie chcąc żadnego z nas tutaj skłócać, zachowując pełną solidarność i niosąc nadzieję, niniejszym stwierdzam, że wszyscy tutaj jesteśmy "kadłubkami". Nasza choroba amputowała nam, być może nieodwracalnie część mózgu. Różnimy się tym, czym inni niepełnosprawni między sobą: część nie ma jednej nogi a część nie posiada obu, etc. Osobiście forum to traktuję jako pomoc w rozpoznaniu nowości na rynku protez oraz wzajemnego wsparcia w nieszczęściu i radzenia sobie z nim. No dobrze, skoro jednak mówiłem o nadziei to trochę kiepsko wyszedł mi początek. Kojarzycie pewnie sportowca, który ostatnio miał dość gorący okres, Oscara Pistoriusa? A więc zanim miał ten gorący okres, jako pierwszy niepełnosprawny rywalizował z pełnosprawnymi biegaczami. Został nawet sportową osobowością roku wg BBC. Pokazał całemu światu, że można odnosić sukcesy na równi ze zdrowymi ludźmi. Abstrahując od jego życia prywatnego, bo nie ono jest tutaj przedmiotem wypowiedzi, dał nadzieję, a jednocześnie nie mydlił oczy pozostałym niepełnosprawnym. Nogi mu nie odrosły, ale jakież to musiało być uczucie, kiedy biegł, jak równy z równym ze swoimi zdrowymi rywalami...Ileż niepełnosprawnych dzięki takiej postawie zaczęło w ogóle uprawiać sport. Jak to się ma do nas? Przyznam, że wiele razy czuję się po prostu bezsilny, jak dziecko, które ma ochotę się rozpłakać. Czasem kompletnie nie daję sobie rady a czasem biegnę jak równy z równym i wtedy czuję się przez chwilę, jak zwycięzca. Bo kiedy my biegniemy na równi ze zdrowymi to w istocie ich przeganiamy. Ostatnio często odczuwam irytację, że oto oni mają wszystkie klepki na właściwym miejscu a ja nie. Analizuję niemal każdy swój dzień i porównuję się do zdrowych. Często mnie to frustruje. Czuję również dystans między mną a nimi. Widzę niezrozumienie w ich oczach a może to tylko ja tak to odbieram. Bywa, że czuję się w środku, jak ufoludek. I wiecie do jakich wniosków doszedłem. Że nie ma sensu porównywać się ani do zdrowych ani do pozostałych chorych, bo każdy z nas ma inny stopień niepełnosprawności. Nawet do samego siebie z przeszłości nie ma co się porównywać, bo to też frustruje. Każdy z nas ma jednak wewnętrzne poczucie i wie, kiedy warto się starać i walczyć a kiedy trzeba sobie po prostu odpuścić. To czy Jack jest na propsie a Intel na hejcie nie ma tu żadnego znaczenia. Czasem zwycięstwem jest to, że w ogóle wstaliśmy z łóżka, coś udało się załatwić na poczcie, poszliśmy do fryzjera albo sami ugotowaliśmy obiad. To są nasze osobiste zwycięstwa i osobiste porażki. Cieszę się, że nie jestem jedynym ufoludkiem na tym świecie, że odnalazłem tutaj takich, jak Wy
  12. matnia, SweetNovember..., a co Wy spać po nocach nie możecie?
  13. Tańczący z lękami

    [Londyn]

    SweetNovember...,
  14. po pierwsze już nigdy nie zamierzam jakiemukolwiek psychiatrze za cokolwiek płacić. Nigdy nie było i nie ma dla mnie żadnej, absolutnie żadnej różnicy czy korzystam z prywatnego czy publicznego, więc jak w reklamie: "po co przepłacać?" Co do Anglii, już pisałem w innym dziale, że tutaj lekarz rodzinny "na gębę" wypisuje mi recki na antydepy, przy czym za każdym razem jest to inny lekarz. Ostatnio była miła Pani z chustą na głowie, cholera wie skąd. Rok temu była jakaś Murzynka, wcześniej Hinduska. Ich reakcja na moje leczenie jest za każdym razem taka sama: "kto Panu nakazał brać 2 leki przeciwdepresyjne jednocześnie!?". Wg ich szkoły leczenia powinno się brać tylko jeden z nich. Śmiech na sali. Konkluzja? To są jednak matoły! Oczywiście nie przyznałem się, że biorę jeszcze lamo, którą załatwiam w Polsce, bo by ich to załamało. Wizyty są darmowe. Ponadto jeśli poprosisz o skierowanie na kilka lub kilkanaście badań jednocześnie np. cholesterol, kwas foliowy, wit D, wit. b12, żelazo, etc, które są dość drogie to lekarz z uśmiechem Ci wypisze co chcesz. W PL o głupią morfologię trzeba walczyć. Moim zdaniem mamy jednak lepszych lekarzy niż w UK w zakresie wiedzy merytorycznej. Ogólnie spędziłem tu 4 lata i jest to mój 4 pobyt. Niestety przez chorobę wyjeżdżam i wracam, wyjeżdżam i wracam...
  15. Tańczący z lękami

    [Londyn]

    Hej, widzę, że coś mało się dzieje na tym forum. Czy są tu jacyś ludzie chętni na spotkania w większej lub mniejszej grupie, np. celem wyjścia do pubu na piwo lub sok?
  16. ja też mam nienajlepsze święta: po pierwsze dlatego, że spędzam je daleko od rodziny, bo samotnie w Londynie. Po drugie od kilku dni wyraźnie gorzej u mnie psychicznie i mam nadzieję, że to nie kolejny nawrót tylko chwilowy spadek formy. Też mam 5 dni wolnego i cieszę się, bo kończą mi się siły. Poza tym unikam współlokatorów ze swojego domu. Oni są bowiem zadowoleni, w nastroju świątecznym, a ja smutny, żałośnie smutny i zmęczony życiem. Złożyliśmy sobie więc życzenia, a potem z rozkoszą zamknąłem się w swoim pokoju i zacząłem oglądać 4 sezon "Breaking Bada". Ja również mam problemy kondycyjne, które potęgują leki z grupy SSRI oraz lamotrygina. Poprawę daje natomiast mirtazapina. Kilka tygodni temu również miałem zadyszki chodząc po schodach a pompka non stop dawała dodatkowe skurcze. Teraz jest lepiej kondycyjnie, ale słabo psychicznie. Żeby nie było jednak tylko negatywnie to dodam, że nie mam od dawna żadnych myśl samobójczych, chociaż w znaczącą poprawę swojego stanu również nie wierzę. "I'm on a plain I can't complain" cytując klasyka
  17. Dziś byłem niedobry dla mojego kolegi z pracy - młodego, wyluzowanego i leniwego Włocha oraz koleżanki z Transylwanii (tak to nie żart), pracowitej, bardzo miłej, choć nie najbardziej bystrej kobiety w średnim wieku. Mimo iż jedno z nich poczęstowało mnie kiticatem a drugie połówką batonika bounty oboje mnie dziś wkurwiali. Zarządzam nieoficjalnie naszym 3 osobowym działem, zapierdalając jak automat przy kompie i maszynie. Niestety gonią nas terminy i pod koniec dnia ledwie się wyrobiliśmy. W obliczu stresu i mega koncentracji na skomplikowanym zadaniu Ci co chwila zadawali mi pytania w stylu "ile jeszcze mamy kartonów dzisiaj wysłać?", kiedy na podłodze widać gołym okiem zaledwie 3.... Powiedziałem więc, aby choć przez chwilę dali mi spokój i nie zadawali żadnych pytań tylko sami sobie robotę wymyślili. Zaczęli więc ze sobą rozmawiać. Nerwy mi trochę puściły, byłem niemiły i nie miałem siły udawać miłego. Dzień na "hejcie" -- 21 gru 2014, 20:12 -- chce mi się ryczeć, nie jestem szczęśliwy, kiedy jedno naprawiam drugie się wali i tak od lat gaszę pożar za pożarem. Nie wiem, co będzie jutro, za tydzień, za miesiąc. Niczego w takim stanie nie można zaplanować, jak to ktoś wcześniej zauważył. Czuję teraz smutek, żal i "małość" swojej osoby. Dziś wzorowy pracownik, zerowy człowiek, jutro fajny, dobry facet, z zerową kondycją, nienadający się do żadnej roboty
  18. z okazji zbliżających się Świąt, mały prezent na poprawę nastroju:
  19. Coraz bardziej frustruje mnie mój nastrój, wkurwiają ludzie, mam jakiegoś wewnętrznego agresora, bakcyla, który niestety ujawnia się gdy rozmawiam z kimś w 4 oczy. Niestety mam świadomość tego, że przerzucam swój jad (zamiast entuzjazmu) na drugiego człowieka. Niestety nic się obecnie nie da z tym zrobić. Próbowałem, ale nie da się uwierzcie. Jedyne co ratuje sytuację to energia i pobudzenie do działania oraz wyostrzone zmysły. Wśród ludzi czuję się rozdarty wewnętrznie i samotny niczym pierdolony wilk stepowy...
  20. kolejny tydzień z 60 godzinami pracy, zaczynam odczuwać zmęczenie, ale to już nie kwestia leku a nadmiaru zajęć i braku czasu na wszystko, ale bateria i tak długo działa. Nie wiem, czy to kwestia zmęczenia czy mirty, ale relacje nie dają mi takiej satysfakcji jak na miansie
  21. mirta i zamulenie? Jedynie błogi spokój o którym pisał miko84 chwilę po zażyciu a później w dzień motorek do działania. Na większej dawce niż 15mg lęki były u mnie konkretne, ale na 7,5mg jest w sam raz. Chociaż miansa lepiej rozluźniała, działała lfajnie na lęk społeczny to kondycję miałem słabą. Coś za coś. Na mircie przynajmniej ruszyłem tyłek i zacząłem pracować po roku przerwy. Obecnie pracuję ponad 60h/tydzień! Wiem, że to chore, ale mamy niestety duży przedświąteczny ruch...
  22. tak -- 13 gru 2014, 23:06 -- co nie znaczy, że czuję się zupełnie dobrze i normalnie. po prostu mam więcej energii. Co prawda brakuje mi większego luzu i nastroju, ale nie narzekam, jest jak jest
  23. zaprawdę powiadam Wam: najbardziej speedujący lek, na jakim byłem. Odnoszę wrażenie jakbym miał w tyłku stado małych króliczków z bateryjkami...
×