
depas
Użytkownik-
Postów
2 260 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez depas
-
INCUBUS - Are You In?
-
Jestem beznadziejnym pijakiem, ha!
-
Samookaleczanie wydaje mi się skrajnie niemęskie, a jednak to robię... Coś siedzi we mnie takiego, że kiedy wypiję, załącza się dół i za dużo myślenia, nieubłaganie sięgam po żyletkę, oglądam swoją krew, czuję jakiś rodzaj ulgi. To jest zasłużona kara, która wiem że mi się należy, nie wiem tylko za co. Nie jestem idealnym człowiekiem, ale chyba nie ma takich ludzi, więc za co należy mi się kara? I dlaczego tak lubię się karać? Podobno nieuzasadnione poczucie winy towarzyszy nieraz całe życie ofiarom molestowania seksualnego. Może o to chodzi? Byłem wielokrotnie molestowany, ok. Tylko czy muszę się za to całe życie karać, chociaż nie było w tym mojej winy..? Coś sprawia że uspokaja mnie widok swojej krwi, normalnie mam to pod kontrolą, ale kiedy się napiję... szkoda gadać, wszystko wypływa na wierzch, całe bagno, wspomnienia, poczucie winy, potrzeba kary.
-
Jeśli mogę doradzić, masywne przedawkowanie kwetiapiny, nie działa. Szybka, bardzo nieprzyjemna odratka, potem 48h gadanie w obcych językach, potem wizyta w psychuszu.
-
http://www.youtube.com/watch?v=l7v8zaoEYCI
-
Dawno mnie nie było w rejonach kaleczenia się, ale oto jestem znowu. Tylko trochę wypiję i załącza się masochizm, a myślełem że mam to już dawno za sobą. K..wa, mam już 30 lat, o 15 za dużo na takie akcje. A jednak, z nienawiści do samego siebie nigdy się nie wyrasta.
-
...autodestrukcji, nieważne jakim środkiem, byle do celu. Obecnie niech to będzie alkohol.
-
Mnie z kolei citalopram aktywizował, od pierwszej tabletki, co nie przytrafiło mi się na żadnym antydepresancie w mojej karierze. Dokładniej, od połowy tabletki (10mg). Byłem bardzo pozytywnie zaskoczony że jakikolwiek SSRI może zrobić różnicę tak szybko, teraz biorę 20mg do wenlafaksyny i jestem bardzo zadowolony. Jedyny problem to kłopoty ze spaniem, no i to pierwotne pobudzenie z biegiem tygodni minęło. Na sen, ale też napięcie i fobię społeczną, dostałem ostatnio 5mg olanzapiny. Na jedno i drugie bardzo pomogło, do tego stopnia że myślę żeby brać też 5mg olanzapiny rano, efekt usypiający nie jest tak silny jak mógłbym się spodziewać, za to przeciwlękowy całkiem znaczny. W każdym razie, citalopram oceniam bardzo pozytywnie, powiedziałbym że po sertralinie to najlepszy SSRI jaki brałem.
-
Olga2345, mnie ten lek kiedyś bardzo pomógł. Przepisano mi go na silne zab. lękowe w dawce 75mg i naprawdę dużo zmienił, po jakichś dwóch tygodniach stosowania. Przez pierwszych kilka tygodni miałem problemy ze spaniem, trudności w zasypianiu i budzenie się w nocy, ale ostatecznie to minęło. Innych problemów wtedy nie było. Brałem go przez rok w dawce 75mg, a potem kolejny rok w dawce 150mg. Przy podniesieniu do 150mg nie było już tak widocznej różnicy w działaniu jak przy wejściu na lek, za to zwiększyły się skutki uboczne, jak uczucie rażenia prądem w nocy, przebudzanie nad ranem, drżenia mięśni i lekkie kłopoty z pamięcią. Ogólnie lek oceniam bardzo dobrze, pomógł mi kiedy nie spodziewałem się że jakikolwiek antydepresant może coś zmienić. Najlepiej działał w dawce 75mg, podniesienie do 150mg raczej tylko zwiększyło skutki uboczne.
-
Bianka78, mam w sobie wroga, który co jakiś czas popycha mnie w stronę autodestrukcji, niszczenia wszystkiego co dobre i zdrowe. Dziesiątki razy już to przerabiałem, po każdym epizodzie zdrowienia, poprawy samopoczucia, lepszej kondycji, robiłem coś bardzo głupiego żeby to zepsuć. Tak jakbym nie był w stanie zaakceptować tego, że może być dobrze i normalnie. Jakbym nie dawał sobie prawa do szczęścia. Przerabiałem to na terapii i wychodzi na to, że mam w sobie ogromne, ukryte poczucie winy za pewne rzeczy, które właśnie objawia się tym pędem do autodestrukcji. Dlatego wcale nie byłem zaskoczony że kiedy udało mi się z lekarzem znaleźć fajnie działający miks, musiałem zrobić coś naprawdę głupiego żeby to zniwelować. Czy to piciem, czy ponownym nachodzeniem aptek po legalne używki, nieważne, byle się zniszczyć. Niby z biegiem lat jest lepiej, kiedyś ciąłem się, między innymi, już tak skrajnych rzeczy nie robię. A jednak, co jakiś czas załącza się tryb self-destruct i płynę. kaja123, co mogę powiedzieć, znów masz rację. Tylko jak wielokrotnie uzmysławiał mi terapeuta, ja boję się i uciekam od terpii, boję się zmian na lepsze i tego że może być normalnie. Mimo to zapewnia mnie że jeśli się przyłożę, mam szansę na normalne życie w przyszłości, bez autodestrukcji i całego tego bagna.
-
kaja123, jeśli chodzi o to co napisałaś na temat używania straszaka, czyli wszywki albo tabletek, to owszem masz dużo racji - nie jest to żadne leczenie, bo zgodzę się również że alkoholizm to w jakimś sensie choroba emocji. Ale musisz przyznać chyba że sam fakt nie picia alkoholu, nie upijanie się jest już dużym postępem, w każdym razie na pewno z punktu widzenia bliskich alkoholika. Moim zdaniem pierwszym i najważniejszym krokiem jest odstawienie alkoholu i trzeźwość. Potem prawdopodobnie powinno się poddać terapii, dotrzeć do przyczyn picia, czyli uciekania od realu itd. I tym samym uwolnić się od potrzeby picia. Kilka lat temu mieszkałem w Irlandii i tam właśnie trafiłem do poradni uzależnień, przez rok widywałem się z terapeutką, która zaleciła mi branie disulfiramu i przekonywała mnie że to jest najlepszy sposób na uwolnienie się od alkoholu. Nie idealny, ale jednak najskuteczniejszy. Mówiła mi że sama terapia czy spotkania AA są jak najbardziej wskazane, jednak nic nie daje takiej pewności jak disulfiram. Generalnie była zdania że być może powinienem brać ten lek do końca życia, aby mieć pewność że nie będę pił, i jednocześnie uczęszczał na terapię i pracował nad sobą, cokolwiek to ma znaczyć.
-
Chyba macie rację krytykując mnie, a w każdym razie nie powinienem oczekiwać wyrozumiałości i głaskania po głowce, zdałem sobie sprawę jak wiele osób ma tragiczne doświadczenia z alkoholikami w rodzinie i nie powinny mnie dziwić takie a nie inne reakcje. Nie wiem dokładnie po co w ogóle zabierałem głos, ale chyba rzeczywiście chciałem się po prostu nad sobą poużalać. Może to i lepiej że trochę mi się oberwało za taką postawę, z pijakami faktycznie z reguły nie można się cackać, bo wiem doskonale jak umiałem wykorzystywać dla siebie cudze współczucie. No nic, zostaje mi tylko wziąć się w garść i zacząć znów brać disulfiram w tabletkach doraźnie, niby tylko straszak a nie prawdiwe leczenie, ale skutek jest taki jak ma być, czyli nie picie. Kalebx3 zgodzę się z Tobą że te apteczne podchody są poniżające, to że człowiek się na to decyduje kosztem utraty twarzy i szacunku dla samego siebie, dobitnie pokazuje jakim bagnem jest siła nałogu. Ale lepiej już się zamknę, bo znów będzie że się użalam nad sobą Dzięki za odrobinę zrozumienia i życzę powodzenia w walce z tym gównem, Tobie i sobie.
-
*Monika*, no masz rację, nie mogę oczekiwać głaskania po główce, jak słusznie piszesz za mało się znamy. W gruncie rzeczy to niczego tak naprawdę nie oczekuję, ani dobrego ani złego. Byłem tylko zszokowany jak łatwo niektórym przychodzi niszczenie drugiego człowieka znad klawiatury. Może jestem jakiś dziwny, ale ja czytając czyjś post podobny do mojego, raczej napisałbym coś w stylu "nie łam się, będzie dobrze, dasz radę", a tu taka krytyka jakbym komuś coś złego zrobił. No mniejsza z tym, jak napisał kolega powyżej, też się nie dziwi takiej sytuacji. Jedno się zgadza, każdy pijak pije z własnej nie przymuszonej woli, która jest nad wyraz słabowita, nie ma co. Także nie oczekuję współczucia za własną słabość. Wbrew pozorom, niczego nie oczekuję, napisałem tylko parę zdań o sobie na forum które do tego służy, nic więcej.
-
użalam się nad sobą...
-
*Monika*, nie wiem czemu sądzisz że te słowa nie wywarły na mnie większego wrażenia, czy bycie uzależnionym od alkoholu znaczy tyle samo co bycie debilem? Słowa dziewczyn wcześniej i Twoje jak cholera zrobiły na mnie wrażenie. Fakt, czy coś z tego pozytywnego wyniknie to inna sprawa, ale nie jestem głuchy na głos rozsądku, nie wmawiam sobie że wszystko jest ok i że jestem dobrym człowiekiem. Nie, nie mam dzieci i nie będę miał, mam jeszcze na tyle zdrowego rozsądku żeby wiedzieć że nie nadaję się na ojca i to się nigdy nie zmieni. Żonaty też wygląda na to że długo już nie będę. Najgorsze w tym przedsięwzięciu zwanym nie-piciem, jest to że tak dobrze mi szło przez 2 lata, ale nie ma to najmniejszego znaczenia, bo wystarczy jeden raz, i to kasuje cały dorobek. Teraz jestem w tym samym miejscu w którym byłem 2 lata temu na ostatnim kacu, czyli generalnie w dupie. Ale macie rację, to wszystko moja wina, byłem słaby i złamałem się, teraz zasługuję na potępienie i kopy w dupę. Od kiedy znów napiłem się, nie mam już żadnych praw, należy mnie gnoić i niszczyć za wszelką cenę. Rozumiem to, ale zdumiewa mnie jak łatwo Wam przychodzi oceniać i krytykować, nic o mnie nie wiedząć ponad kilka zdań które o sobie napiszę.
-
Kalebx3, od miłych pań z apteki wyciągam standardowe produkty, to znaczy pseudoefedrynę, dekstrometorfan i kodeinę. Oczywiście nie wszystko na raz, po troszę. Chyba nie wyglądam na typowego wyciągacza, bo wszystko dostaję z uśmiechem i pozytywnym przekazem. Może po prostu jestem za stary na to gówno i stąd taka a nie inna reakcja... Póki byłem zablokowany i nie piłem, nabywałem jedynie środki z recepty, teraz wszystkie chwyty dozwolone...
-
Ok będę myślał, póki co bolą mnie Twoje słowa, tym bardziej że są prawdziwe. Tyle się naczytałem o abstynencji i myślałem że wszystko wiem, a tymczasem wystarczyło raz mieć pole do popisu i skończyło się gwintowaniem flaszki i nękaniem aptekarek... A już było tak pięknie i trzeźwo.