
klarunia
Użytkownik-
Postów
387 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez klarunia
-
Myślę, że problem jest w Twojej postawie. Jestem o tym przekonana. Przyciągasz do siebie "kiepskich" ludzi, bo masz niską samoocenę. Matko, co to za znajomi, którzy takie rzeczy Ci mówią..? Różnych miałam znajomych, ale żaden by mi tak nie powiedział, nie powiedziałby tak nawet o kimś innym w moim towarzystwie. Przez swoje myślenie o sobie samym przyciągasz ludzi, którzy Cię olewają. Nie wiem też, po co słuchasz jej opowieści o tamtym chłopaku. Niby jej cośtam powiedziałeś, że nie chcesz, ale chyba za mało stanowczo. Jakby mi ktoś po raz trzeci, czy czwarty coś takiego zaczął opowiadać, to bym mu przerwała, powiedziała co o tym myślę i sobie poszła mówiąc, żeby przyszedł, jak będzie miał ciekawszy temat. Co prawda oceniam po jednym poście, ale wydaje mi się, że się płaszczysz przed ludźmi, chcesz być taki, jakiego oni Ciebie oczekują. Cieszysz się na jeden akt zainteresowania z ich strony, jakby oni byli wszystkim, a Ty niczym. Ocknij się. Jestem człowiekiem. Masz wartość.
-
typowy przejaw zbyt dużej ilości kofeiny.
-
Też myślę, że bardzo pomocne jest robienie tego, co się kocha w takiej sytuacji. Nawet jak się nie widzi sensu czegokolwiek, to jak się znajdzie choć iskierkę sympatii do jakiegoś zajęcia warto to zrobić. Bo wtedy to wciąga, żyje się teraźniejszością i przez kilka godzin można poczuć się tak, jakby nie było problemów. To przypomina, jak życie może dobrze wyglądać i daje odrobinę motywacji do tego, żeby do takiego fajnego życia dążyć. Warto też oczywiście się zastanowić co w ogóle taki stan spowodowało... ale w takiej sytuacji nie chcę ryzykować radzenia komuś, żeby samotnie to analizował. Zgodzę się raczej z przedmówcami, że najlepsza jest terapia. Myślę też, że dobre jest połączenie dwóch rzeczy. Po pierwsze rozwiązać zaległe problemy przeszłości, a poza tą częścią dnia, kiedy nad nimi myślimy skupić się na dobrych rzeczach. Nie na tym, czego się nie ma, i nie na tym, co chciałoby się mieć, tylko na tym, co się ma i za co może się być wdzięcznym. Smutny człowiek ma smutne myśli, więc warto zmienić myśli. Ja ostatnio też miałam taki okres... na uczelni mnóstwo stresu, poza tym w ogóle dużo lęku przed życiem, przed przyszłością, znienawidzone przedmioty, krytyczni, poniżający prowadzący. Czułam się, jakby nic nie miało sensu, nawet jedzenie. Było wolne, też leżałam w łóżku, prawie nic nie jadłam, bardzo mało spałam, też się nie kąpałam i z trudem zmuszałam się do umycia zębów. Pierwszy raz zdarzyło mi się aż tak mocne uczucie trwające aż tak długo. Jeżeli Ty czułaś się tak przez 1,5 roku, to musiało to być straszne. Ja teraz już czuję się lepiej. Myślę, że dużą rolę tu odgrywają rodzice, a raczej to, że nie zmuszają Cię do wstania z łóżka. Nie masz żadnej motywacji, żeby wstać z łóżka, bo to daje Ci więcej korzyści, niż wyjście do zewnętrznego świata. Bo właściwie do czego masz wychodzić, skoro niczego tam nie masz? Ani faceta, ani pracy, ani znajomych, ani pasji. Myślę, że to Ci najbardziej utrudnia. Bo całe życie czułaś się bezwartościowa i nawet nie masz wyobrażenia o tym, jak to jest dobrze się czuć. A ponieważ nie wiesz, jak to jest, nie masz motywacji, żeby o to walczyć. Ja kiedyś byłam strasznie zamkniętą osobą i próbowałam z tym walczyć, ale miałam wrażenie, że stoję w miejscu. I wtedy pewnego razu nagle przekonałam się, jak to jest doświadczyć prawdziwej bliskości z drugim człowiekiem, której wcześniej nie znałam. Ktoś był dla mnie życzliwy. I jak już raz to poczułam zrozumiałam, że jest o co walczyć i poradziłam sobie z tym. Dlatego myślę, że dobrze by było, gdybyś jakoś sobie wyobraziła jak będzie cudownie, kiedy sobie już poradzisz z obecnym stanem, albo odnalazła w pamięci jakieś wspomnienia, które Ci to pokażą. Tak jest najłatwiej walczyć: jak się NAPRAWDĘ chce. Nie, jak człowiek się zmusza, bo uważa, że powinien, albo, że warto by było. Tylko wtedy, kiedy myśli: "O, ja to zrobię, bo chcę, bo to jest takie super, że ja muszę to dostać." Dodam jeszcze, że jak ja kiedyś wychodziłam ze strasznego stanu, to bardzo pomogła mi świadomość, że: jak się próbuje zmienić swoje życie to normalne jest, że na początku zmian człowiek czuje się o wiele gorzej, niż czuł się nic nie zmieniając. Za to jak przetrwa to "gorzej", to potem jest już coraz lepiej.
-
całkowita zmiana osobowości/charakteru
klarunia odpowiedział(a) na Lady_goncik temat w Pozostałe zaburzenia
A może popadłaś ze skrajności w skrajność? Określanie: "bezwstydna" nie brzmi w sumie naturalnie i pozytywnie. Chociaż, zależy, co przez to rozumiesz. Ale jednego jestem pewna... jak człowiek jest naturalny, to jest najlepszą wersją siebie, jaką może sobie tylko wyobrazić. -
Perfekcjonizm nie sprawia, że nienawidzisz samej siebie, tylko nienawiść do siebie sprawia perfekcjonizm. BTW, Żeby ktoś coś robił musi za tym stać jakaś motywacja. Ktoś kto jest perfekcjonistą widocznie widzi w tej postawie jakieś korzyści, choć niekoniecznie zdaje sobie z tego sprawę. Jako częsty przykład takich utajonych korzyści spotykam ludzi, którzy narzekają, że nie robią w życiu tego, co naprawdę chcą, albo, że nie potrafią się skupić na jednej dziedzinie. Ale jak się przygladam takim ludziom, to widzę, że robią to, czego od nich wymaga nauczyciel w szkole, wykładowca na studiach, kraj, czy ktośtam. I mają wbite do głowy, że "powinni" robić to, czy tamto, że "powinni się dobrze uczyć", że "muszą znać podstawowe daty historyczne, bo są Polakami" (nieważne, że historia ich wcale nie interesuje...) itp. Skoro ktoś ma takie przekonania, to nie ma się co dziwić, że nigdy nie robi tego, co on by chciał, nawet, jezeli deklaruje, że wolałby podążać za swoimi marzeniami.
-
Możliwe, że pomogłoby Ci zaufanie sobie. Takie: "Ja sam wiem najlepiej, co powinienem robić i kiedy."
-
Ja miałam wielkie łaskotki na stopach. Nie można mnie było tam dotknąć. Ale moi koledzy lubili moje śmieszne reakcje na łaskotki, więc mnie tam łaskotali. No i się przyzwyczaiłam. Teraz można mnie łaskotać i nic.
-
Ale... na czym polega problem..?
-
No to skoro nie rozumiesz, to jak możesz oceniać tą kobietę z programu..? Sam zgłaszasz się z problemem i zapewne oczekujesz, że nikt Ciebie nie wyzwie tu od głupków, a sam tak oceniasz inną osobę. Ale chyba lepiej zostawić ten temat, bo w sumie nie o o nam chodzi. Ok, z mojej strony amen.
-
Poczucie własnej wartości
klarunia odpowiedział(a) na Angel26 temat w Odpowiedzi i pytania do psychologa
Nie. To nie jest broń Boże choroba. Tylko tak się dzieje wtedy, kiedy człowiek sam pozwala na to, żeby zdanie innych o nim było ważniejsze od jego zdania. -
A może za bardzo litujemy się nad sobą?
klarunia odpowiedział(a) na napoleon temat w Kroki do wolności
Ciekawy temat. Tak, myślę, że to bardzo dobre podejście. Myślę, że problemy są o wiele prostsze, niż wielu ludzi myśli. -
A skąd wiesz, że ta kobieta z programu nie przeżywa tego, co Ty...? Chyba trochę za mało o niej wiesz, żeby oceniać. A już na pewno za mało, żeby oceniać, że jest głupia. Ty cały czas wmawiasz nam, że my nie rozumiemy. Jakbyśmy własnych chorób, lęków i dziwacznych fobii nie przeżyli. W każdym razie ja już napisałam, co myślę, i raczej nic nowego nie dodam. Moim zdaniem widać, jak na dłoni, jaki masz problem i powtórzę się: więcej nie dodam.
-
Bardzo fajny ten filmik z balonami :) Szok... masakra. Co musi o balonach myśleć taka osoba..? Ci ludzie z widowni się śmiali, ale myślę, że 90% naszych strachów jest taka irracjonalna.
-
Ale ja rozumiem, że sprawa nie jest taka prosta. Opisałam tylko, jak to wygląda u mnie, nie oczekiwałam, że zadziała to u Ciebie. Nie zakładaj z góry, że ktoś nie rozumie. No, w każdym razie teraz napisałeś dużo. Nie piszę tego oczywiście jako jakiś znawca, bo takiego wykształcenia nie mam, ale jako człowiek. Wydaje mi się, że Tobie brakuje miłości do siebie. Takiej, która by Ci dała pewność, że w Twoim "rdzeniu" tkwi ogromna wartość. A poza tym masz bezsensowne przekonania co do wstydu. Na przykład to, że wstyd jest niemęski itp. Możesz się zastanowić, skąd one się wzięły, jak dokładniej brzmią i zapytać siebie, czy to tak naprawdę Ty tak myślisz, czy może raczej myślą tak Twoi rodzice, czy ktoś inny, kto być może Ci to wtłoczył. Może to brzmi trochę niepoważnie z mojej strony... w sensie, tak, jakbym nie rozumiała problemu. Ale ja rozumiem problem. I moim zdaniem te rady są naprawdę potężne, choć bardzo proste. I miłość do siebie wcale nie jest tak trudno poprawić. Sama byłam w niemal identycznym stanie, jaki opisujesz i sobie z tym poradziłam. Piszę o tym tak lekko, bo już teraz nie chce mi się nad tym zastanawiać, bo przerobiłam to dziesiątki razy i poradziłam sobie z tym. To już za mną. I z doświadczenia wiem, że jak się zmieni to, co ma się w środku, znikają objawy fizyczne, i dławiące uczucia, które nie pozwalają normalnie funkcjonować.
-
A co z tym magnezem? Zażywasz jakieś suplementy? Wbrew pozorom to może bardzo wpływać na koncentrację. Poza tym generalnie witaminy itd. To ma ogromny wpływ. Ostatnio się o tym przekonałam. Poza tym poziom magnezu jest trudny do zbadania. Nie wystarczy badanie krwi. Ponieważ w krwi poziom magnezu może się utrzymywać na normalnym poziomie, a w tkankach ten poziom może być dramatycznie niski. Poza tym czytałam też, że nie ma sensu zażywać magnezu bez wapnia, ponieważ one są ze sobą ściśle skorelowane. Dzienne zapotrzebowanie na magnez wynosi ok 300 mg, a wapnia 800. Poza tym powodem braku koncentracji może być też lęk i brak poczucia bezpieczeństwa, martwienie się. Ale też niepewność siebie. To są proste rady, ale mogą się okazać potężne. Ludzie często biorą psychotropy itp., a zapominają o dobrej diecie i ćwiczeniach.
-
Czyli... wstydzisz się wstydzić? Ja nie powiem, że to rozumiem, bo nie rozumiem. Ale może właśnie dlatego, że u mnie jest to takie "zdrowe" pomogę Ci. Za starych dobrych czasów - kiedy byłam zupełnie zamknięta na ludzi i baaardzo ciężko mi było z nimi przebywać - moja twarz pokazywała to całemu światu, mianowicie czerwieniła się. Miałam rumieńce o odcieniu mocno czerwonego materiału. Ale jakoś... zupełnie mi to nie przeszkadzało. Generalnie nie przeszkadza mi to, że ktoś widzi, że się wstydzę. A jeżeli już ktoś się śmieje, np mówi coś w stylu: "O, ale czerwona!", to ja mówię: "A widzisz w tym coś złego?". Nie. Bo nie ma w tym nic złego. To zdanie jest moją główną bronią. "Nie ma w tym nic złego". Tak samo, jak nie ma nic złego w tym, że widać po Tobie jakiekolwiek inne uczucie. Z resztą dużo ludzi mi mówi, że po mnie widać wszystko, że jestem taka autentyczna. Co takiego strasznego by się stało, gdyby ktoś zobaczył Twój wstyd? Ja pokazuję swój otwarty na oścież. I nic się nie stało. Każdy z ludzi, którzy mnie widzieli mógł myśleć coś innego. Jeden mógł mnie potępiać, drugi... nie wiem... czuć się lepszy cokolwiek... Ale te myśli są zamknięte w ich głowach i nic nie mogą mi zrobić. Wątpię, żeby akurat ten post Ci pomógł, ale może następny pomoże. Napisz coś więcej, bo napisałeś chyba to, co najmniej istotne. Nazwa Ci nie pomoże. Nie wiesz czego konkretnie się boisz? Reakcji ludzi? Czy kojarzy Ci się to z czymś? Czy uważasz, że to uczucie jest złe, że komuś szkodzi? Czy dzieje się tak od pewnego czasu, czy jest od zawsze takie samo, czy może nasila się z wiekiem? Czy są sytuacje, w których się tego jednak nie boisz? Czy są takie, w których boisz się bardziej?
-
Dziękuję i popieram :) Też kiedyśtam byłam taką piątkowiczką. A teraz mam różne oceny w zależności od tego, czy mnie coś interesuje, czy nie, albo w zależności od innych rzeczy... No i jest fajnie :) Cieszy mnie to, bo kiedyś cały czas chciałam, żeby wszyscy zauważali moje zdolności umysłowe, i było mi tego podziwu zawsze mało. Miałam obsesję na tym punkcie. Dzisiaj zupełnie tego nie rozumiem. Nie czuję wcale już tego przymusu osiągnięć. Nie wysilam się i robię to, co lubię, a jednocześnie o wiele bardziej czuję się kimś, niż wtedy, kiedy spełniałam te wszystkie oczekiwania. Takie postrzeganie siebie jest do wypracowania. Nie ma tu konkretnego sposobu, nie ma odpowiedzi na pytanie: "jak?". Z resztą w pewnym sensie radość z bycia sobą nie jest kwestią praktyki, nie rodzi się z upływającym czasem. Myślę, że jest to raczej kwestia decyzji. Ale żeby powiedzieć tak naprawdę o co mi chodzi, musiałabym się bardzo rozpisać.
-
Dziękuję :) Nie wiem, czego to u mnie jest zasługa, ale czytałam w pewnej mądrej książce, że psychologiczną przyczyną zepsutych zębów i krwawienia dziąseł jest bardzo często brak radości z podjętych w życiu decyzji. Może to komuś pomoże.
-
Nigdy nie bolą mnie zęby.
-
Ja nigdy nie wierzyłam, że jedna osoba może być "słabsza" i przez to się załamać, a druga "silniejsza" i przetrwać. Zawsze wydawało mi się, że każdy ma możliwość przetrwać i dalej w to wierzę. Może trochę mi to przekonanie przeszkadza, bo często mnie irytuje, że niektórzy zmagają się przez wiele lat z jednym i tym samym problemem i mówią: "Nie potrafię tego rozwiązać.". Nie rozumiem tego. I właściwie nawet nie wiem, czemu mnie denerwuje, że ktoś trwa w cierpieniu, że nie chce się zmienić, albo wystarczy mu średniość. W sumie nie powinno mnie to denerwować, bo mnie to wcale nie dotyczy, a jednak mnie denerwuje.
-
Problem z ocenami jest taki, że one niby są tylko cyferkami w dzienniku. Ale tak naprawdę... w podtekście mówią Ci, że jesteś kimś, albo nie jesteś. To znaczy... taki mają cel. Szkoła też przekonuje, że jak się dobrze uczysz, to super, a jeśli nie, to "coś z Tobą nie tak". Oczywiście być może nie każda szkoła. Po prostu dałaś sobie wmówić, że oceny są ważne. Generalnie się powtarza i daje do zrozumienia dwie rzeczy... 1. Oceny są bardzo ważne, i jeśli nie masz dobrych osiągnięć edukacyjnych, to źle, bo Twoim zadaniem jest spełnić oczekiwania szkoły i nauczyciela. Nie masz słuchać siebie, tylko nauczyciela. To on mówi Ci, co powinnaś robić. 2. Oceny są ważne, ale nie najważniejsze. Trzeba zadbać o przyszłość, ale są też inne rzeczy. Ja nie zgadzam się z żadnym z tych podpunktów. Dla mnie oceny w ogóle nie są ważne. Przecież jestem człowiekiem. Cieszę się, boję się, płaczę, złoszczę, umierają moi bliscy, ktoś się rodzi, ktoś się żeni, ktoś mnie dokądś zaprasza, odwiedzam ciekawe miejsca... Żyję po to, żeby się cieszyć, po co miałabym robić coś, co sprawia, że jestem nieszczęśliwa? Na świadectwie na koniec szkoły miałam z historii 2. I czuję się bardzo dumna. Nienawidzę tego przedmiotu. Niektórzy mówią, że wstyd by im było pokazać takie świadectwo swoim dzieciom. A ja powiem swoim dzieciom, że mama w młodości miała swój mózg i wiedziała, co chce robić, i nie potrzebowała, żeby jej ktoś dyktował, co ona ma robić. Przysięgam, że przez całe LO nie zaglądnęłam do zeszytu z historii ANI RAZU. Nie zaglądnęłam, bo go nie prowadziłam Mieliśmy lajtowego nauczyciela, choć szkoła jest siódma w Polsce. W sumie wychodziło mi 1, ale wiedziałam, że dostanę to 2, bo byłam w klasie mat-fiz. I czułam się z tym szczęśliwa. Słuchałam siebie. Guzik mnie obchodziło, że mój brat, zapalony historyk do dziś się ze mnie podśmiewuje, a mama stwierdziła sarkastycznie i z pretensją: "No... gratuluję!". Mogę też podać sytuację ze studiów. Był pewien przedmiot, który moim zdaniem opanowałam bardzo dobrze. Ale facet oceniał kolokwia tak, że dawał punkty tylko za to, co on chciał na tej kartce zobaczyć, a nie za to, co było logiczne i jasne. W efekcie miałam nie mieć zaliczenia. I jak mu dałam indeks, żeby mi wpisał ten brak zaliczenia, to stwierdził, że się nie uczyłam, i że jestem leniwa. No to się wkurzyłam. Powiedziałam mu przy całej grupie podniesionym głosem, że mnie wkurza i że nie obchodzi mnie jego zdanie na mój temat, bo jego zadaniem nie jest osądzanie, czy jestem leniwa, czy pracowita, tylko wpisanie mi oceny. Ale się facet tłumaczył. Przepraszał :) Ty też możesz tak zrobić. Możesz powiedzieć, że sobie nie życzysz takich komentarzy. Kto to niby jest, że ma prawo Ci mówić, co Ty powinnaś i oceniać, czy Ty się do czegoś nadajesz, czy nie..? Przecież to tylko jakiś marny nauczyciel. Beznadziejny nauczyciel nawiasem mówiąc, bo nie spotkałam nauczyciela, który by coś aż tak chamskiego powiedział. Nieważne, co Ci mówią rodzice, nauczyciele, koleżanki i ktokolwiek... masz słuchać siebie. Chcesz się uczyć 10 godzin po szkole? No to się ucz. Nie chcesz? To się nie ucz. Chcesz zmienić tą chorą szkołę? To zmień. Nie chcesz? To nie zmieniaj. Uczysz się DLA SIEBIE, nie dla nauczyciela. Spójrz na siebie swoimi własnymi oczami. Jest też pełno takich ludzi, którzy przyzwyczaili się mieć zawsze piątki, piątki i wiecznie piątki. I wszystko muszą robić na piątkę. Nawet rzygać piątkami. Mówię o takich, co całe życie spędzają w książkach, głównie po to, żeby spełnić cudze oczekiwania. Tylko, że tacy ludzie nie wiedzą, czego chcą i co gorsze: KIM SĄ. Budzą się po studiach i w sumie to nic ich nie kręci, nic ich tak bardzo nie cieszy, patrzą wstecz i we wspomnieniach widzą tylko książkę od biologii, od chemii, od fizyki itd... Nie wiedzą, że mają w sobie "TO COŚ" co ma każdy człowiek i co sprawia, że są tak bardzo wartościowi. Nie ma co katować się w imię "świetlanej przyszłości". Za dziesięć lat może się wszystko zmienić, cały rynek pracy, edukacja, programy szkolne... A prawdziwe życie dzieje się tu i teraz. -- 03 gru 2012, 01:55 -- Ocena dostateczna symbolizuje dostatek.
-
nie wiem kompletnie co mi jest
klarunia odpowiedział(a) na andrzej12341 temat w Pozostałe zaburzenia
A czego konkretnie się boisz? O mamę? Że coś jej się stanie, a Ty nie będziesz mógł nic zrobić, bo będziesz mieć za daleko? -
Poza tym, nie można oczekiwać od ludzi, że będą siedzieć w naszej głowie i wiedzieć, jak my chcemy, żeby oni nas pocieszali. Jeżeli Ty nie chcesz, żeby ktoś Ci mówił: "Będzie dobrze" to powiedz mu, że to zdanie Cię nie pociesza i że wolałabyś to, czy tamto. To lepsze, niż mieć utajone pretensje do kogoś, kto nawet nie jest świadomy, że robi coś nie tak. Szczerze, uważam, że to brak wdzięczności. Ktoś przecież ma dobre intencje, chce Ci pomóc, jakoś podnieść na duchu, a spotyka się z wybrednością. Myślę, że warto docenić sam fakt, że ktoś chce zrobić dla Ciebie coś dobrego. Ilu jest ludzi, którzy chcieliby, żeby ktokolwiek w jakikolwiek sposób chciał im pomóc, a nie mają nikogo takiego, bo są samotni, i nikt się nimi nie interesuje.
-
Satysfakcji? Uważasz, że ludzie się cieszą i czują się lepsi od Ciebie, kiedy przy nich płaczesz? Ja to inaczej widzę. Dla mnie płacz to coś totalnie naturalnego, jak konieczność korzystania z toalety :) Aczkolwiek chyba zaczynam rozumieć o co chodzi.
-
Ja pewnie jak zwykle napiszę coś zbyt ostro, ale dla mnie... za bardzo się przejmujesz. Wiem, że Ci zależy itd., ale to jest jej wada, że ona się na wszystkich obraża. To nie Ty masz stąpać przy niej na paluszkach, ale ona ma się zmienić. I to nie Ty masz się dostosowywać, żeby broń Boże nie skrzywdzić tej, co sama ma w dalekim poważaniu swoje problemy.ują. -- 27 lis 2012, 12:29 -- Poza tym nie pomożesz jej tym. Jak będziesz chodzić wokół niej jak wokół jajka, to tylko stworzysz jej idealne warunki do tego, żeby nic ze sobą nie robiła, bo będzie jej wygodnie. Traktuj ją normalnie, jak normalnego człowieka. A jeszcze poza tym nie rozumiem, czemu przejmujesz się tym już teraz, skoro wy nawet związku nie zaczęliście, nawet nikt nikogo nie zdążył skrzywdzić. Po co się przejmujesz na zapas?