Skocz do zawartości
Nerwica.com

klarunia

Użytkownik
  • Postów

    387
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez klarunia

  1. No, ja mam tak, że jak wybitnie nienawidzę jakiegoś przedmiotu to zawsze czuję panikę przed zajęciami, albo przed egzaminem. Dopiero, jak powiem sobie: "Trudno, najwyżej nie zdam, najwyżej mama się załamie, i tak nie umiem zrobić tego lepiej" to strach mija. Z resztą, nie wiem, jak Ty, ale ja zamierzam dociągnąć do licencjatu i przestać robić to, co mnie nie interesuje. Tak nie można żyć. Mój organizm nawet już zaczyna szwankować przez ten cały strach i stres i nie chcę doprowadzić do jakiejś choroby. Wydaje mi się, że niestety jedynym sposobem na to, żeby pożegnać się ze strachem jest nachamowe przełamanie go. Myślę, że jak się zaryzykuje i przekona się, że rzucenie się w przepaść i wyjście ze strefy bezpieczeństwa nie jest takie okropne, to strach mija automatycznie. Ja tak zrobię. Ale nie wiem, czy w Twoim przypadku by to zadziałało, bo u Ciebie dochodzi ta dziwna fobia. Szkoda, że nie patrzysz na wstyd tak, jak ja, najchętniej bym Ci to przekazała, ale niestety nie mogę Poza tym, co to znaczy, że nie chcesz porzucać tego ze względu na innych? Kto od Ciebie tego oczekuje i dlaczego?
  2. Jej, piszesz, zujzuj, jakbym czytała o sobie. Co prawda nie gubię legitymacji, ale gubię... wiedzę. Choćbym nie wiem, jak była przygotowana nie dostaję nic ponad trzy na studiach. Jedyne czwórki, jakie miałam były z przedmiotów, które autentycznie lubiłam. Ale prawieże zawsze na styk wychodzi trzy. Zaliczone ledwo co, w ostatnim momencie... Ja też nie chcę tu być. Dociągam jakoś powoli do licencjatu, ale już totalnie nie mogę się zmusić do nauki. I też tworzę znajomości na siłę. I mam poczucie, że jakby nie ci znajomi, to by nie było nikogo. I też czuję się (szczególnie dzisiaj) jakby wszystko było już przesądzone na ten temat, jakbym nie miała wyboru, nie mogła zmienić towarzystwa. To znaczy nie chcę go w sumie zmieniać na "imprezowe" towarzystwo, tylko po prostu na ludzi, na których będzie mi zależało naprawdę. Może Ty boisz się tak, jak ja. Ja boję się przestać realizować scenariusze mojej mamy, bo boję się, że bez jej wsparcia finansowego sobie nie poradzę, a jeszcze bardziej się boję, że ją totalnie tym załamię... Wiesz, myślę, że Twój problem jest podobny do mojego. Ty się w sumie chyba nie boisz i ja też tak naprawdę się nie boję. Sęk nie tkwi w strachu (taka moja hipoteza). Raczej w tym, że my oboje nie robimy tego, co chcemy. Nie kierujemy się w życiu miłością, nie idziemy za tym, co kochamy, tylko za tym, co bezpieczne. To pewnie nie tak, że Ty się boisz wykładu. Ty raczej po prostu nie chcesz na niego iść. Bo Cię to nie interesuje. Bo wolałbyś być gdzie indziej.
  3. A to bardzo ciekawe... ja mam dokładnie odwrotnie. Jestem typem młodej kobiety, artystki, która lubi intelektualne dyskusje i wierzy mocno w Boga. Nigdy nie bałam się ludzi podobnych do mnie, tylko właśnie tych imprezowiczów. Moje relacje z ludźmi są zawsze bardzo bliskie. Jakoś jestem bardzo pewna siebie tam, gdzie właśnie są tacy jak ja ludzie, umiem zachowywać się wśród nich swobodnie... wyrażam uczucia, które oni akceptują i opowiadam żarty, które oni lubią, poruszam tematy, które im odpowiadają. Ale wydaje mi się, że imprezowicze są bardzo warci poznania, bo oni mają cechy, których ja jakoś nie umiem wyrażać na zewnątrz. Chciałabym mieć taką imprezową, dobrą kumpelę, albo kumpla. Ale takiej osobie, jak ja ciężko poznać kogoś takiego.
  4. Nie wiem, czemu się obrażacie za to, że zima napisała, że nie lubi ludzi, a psychologowie g wiedzą. To chyba normalne, jak człowiek się źle czuje. Nie wiem, po co to brać tak do siebie. Bóle głowy mogą wskazywać na poczucie winy, albo krytykowanie siebie, myśl, że do niczego się nie nadajesz. lub ogólne zniechęcenie sobą, poczucie własnej beznadziejności. Ja bym Ci dała jedną receptę: miłość do siebie. Ona zawsze podnosi z łóżka, kiedy człowiek ma wrażenie, że nic nie ma sensu. Wiesz, radość z bycia sobą, akceptacja wszystkich swoich uczuć, upodobań... Poza tym myślę, że bardziej pomóc może osoba zdrowa i rozeznana w temacie (psychoterapeuta), a nie zaburzona. Zdrowi znają zdrowie z praktyki, a chorzy: z teorii. Chorzy mogą rozumieć chorobę, ale zdrowia nie rozumieją, bo jakby rozumieli, to by nie byli chorzy. A Ciebie przecież interesuje zdrowie.
  5. Ale dla mnie to nie żaden spór. Czemu to tak odbierasz? Ostre słowa też mają służyć pomocą i takie miały intencje. Czasem, jak ktoś chce mi pomóc i takich użyje, to ja się załamię, ale często też mi one bardzo pomagają. Po prostu chodzi mi o to, że podejściem: "Mi się to należy i nic nie zamierzam zrobić, żeby to dostać" nic nie zdziałasz. Nic Ci to nie da. Zmień to, co masz w środku, a cały świat się wokół Ciebie zmieni. Nie chodzi o zmienianie siebie, tylko tego, co się ma w środku... to różnica, której może nie do końca umiem ująć w słowa. W każdym razie ani przez moment nie wydawało mi się, że to spór. -- 17 mar 2013, 15:08 -- Poza tym, czemu się nie zmienimy..? Czemu nie?
  6. Ale dla mnie to nie żaden spór. Czemu to tak odbierasz? Ostre słowa też mają służyć pomocą i takie miały intencje. Czasem, jak ktoś chce mi pomóc i takich użyje, to ja się załamię, ale często też mi one bardzo pomagają. Po prostu chodzi mi o to, że podejściem: "Mi się to należy i nic nie zamierzam zrobić, żeby to dostać" nic nie zdziałasz. Nic Ci to nie da. Zmień to, co masz w środku, a cały świat się wokół Ciebie zmieni. Nie chodzi o zmienianie siebie, tylko tego, co się ma w środku... to różnica, której może nie do końca umiem ująć w słowa. W każdym razie ani przez moment nie wydawało mi się, że to spór. -- 17 mar 2013, 15:08 -- Poza tym, czemu się nie zmienimy..? Czemu nie?
  7. Na takiej, że opisałaś swoje podejście i jest ono bez sensu. Z takim podejściem się nie da. Nieważne, jak duże się ma problemy. Po prostu z takim podejściem będziesz zawsze sama. Poza tym myślisz, że ja nie wiem, co to znaczy mieć problemy? Po prostu chciałam Ci napisać prawdę o tym, jakie wrażenie twój post robi z zewnątrz, ale skoro nie chcesz się nad tym nawet zastanowić... To twój wybór. Tak, jak mówiłam: nie zmienisz poglądów = nic na zewnątrz się nie zmieni. Sama się zastanów czasem, co mówisz. I powiedziałam Ci prawdę: od takiej osoby, jak ty ludzie będą tylko uciekać, dopóki nic z tym nie zrobisz. I nie użyłam nigdzie słowa: "rozpuszczona". Czytaj ze zrozumieniem. Nie mówiłam też o innych ludziach, tylko o twoim poście. Nie uogólniaj moich wypowiedzi. Oczekujesz po prostu takiej odpowiedzi, której chcesz, nie doceniasz tego, że ci ktoś napisał, co pomyślał naprawdę, tylko reagujesz złośliwością.
  8. Na takiej, że opisałaś swoje podejście i jest ono bez sensu. Z takim podejściem się nie da. Nieważne, jak duże się ma problemy. Po prostu z takim podejściem będziesz zawsze sama. Poza tym myślisz, że ja nie wiem, co to znaczy mieć problemy? Po prostu chciałam Ci napisać prawdę o tym, jakie wrażenie twój post robi z zewnątrz, ale skoro nie chcesz się nad tym nawet zastanowić... To twój wybór. Tak, jak mówiłam: nie zmienisz poglądów = nic na zewnątrz się nie zmieni. Sama się zastanów czasem, co mówisz. I powiedziałam Ci prawdę: od takiej osoby, jak ty ludzie będą tylko uciekać, dopóki nic z tym nie zrobisz. I nie użyłam nigdzie słowa: "rozpuszczona". Czytaj ze zrozumieniem. Nie mówiłam też o innych ludziach, tylko o twoim poście. Nie uogólniaj moich wypowiedzi. Oczekujesz po prostu takiej odpowiedzi, której chcesz, nie doceniasz tego, że ci ktoś napisał, co pomyślał naprawdę, tylko reagujesz złośliwością.
  9. Ech. Aż nie wiem, co odpowiedzieć... To może powiem, co naprawdę myślę... Wydawało mi się, że Ty masz jakiś problem. A Ty nie masz żadnego problemu. Za to masz poglądy, jak rozkapryszona księżniczka. Nie dziwię się, że od takiej osoby ludzie uciekają, sama bym uciekła. Możesz sobie dalej mieć swoje poglądy, jasne, tykoże konsekwencją będzie to, że inni nie będą wyrażali o Tobie lepszego zdania, niż ja teraz. Masakra. Poza tym, to tak naprawdę w tyłku masz związki. Jak masz w tyłku, to o co chodzi?
  10. Ech. Aż nie wiem, co odpowiedzieć... To może powiem, co naprawdę myślę... Wydawało mi się, że Ty masz jakiś problem. A Ty nie masz żadnego problemu. Za to masz poglądy, jak rozkapryszona księżniczka. Nie dziwię się, że od takiej osoby ludzie uciekają, sama bym uciekła. Możesz sobie dalej mieć swoje poglądy, jasne, tykoże konsekwencją będzie to, że inni nie będą wyrażali o Tobie lepszego zdania, niż ja teraz. Masakra. Poza tym, to tak naprawdę w tyłku masz związki. Jak masz w tyłku, to o co chodzi?
  11. Ale ja nigdzie nie napisałam, że poczułam się urażona.
  12. Ale ja nigdzie nie napisałam, że poczułam się urażona.
  13. To bardzo ciekawy dla mnie temat... W sumie trochę nie rozumiem, jak to jest, że ktoś widzi swój problem, a dalej czuje zawiść. Sama decyzja nie wystarczy? Pytam, bo nie mam tego problemu... Ale miałam podobny. Też mi się wydawało, że nikt mnie nie kocha, nie lubi i tak dalej i też bardzo chciałam mieć kogoś. Jednak u mnie to bardziej było na zasadzie: szkoda, że tego nie mam, jestem beznadziejna, oni to mają, to dobrze, szkoda, że ja nie. Ale nie czułam w związku z tym żadnej nienawiści do innych. To się nie łączyło z chęcią zniżenia ich do mnie. Jeśli myślisz zazdrośnie, to tak, jakbyś z góry założyła, że Ty tego na pewno nie będziesz mieć. Trochę tego nie rozumiem. Poza tym nie rozumiem też, dlaczego ten Twój problem jest aż taki duży. Jak ja patrzę na czyjegoś laptopa, to mnie to nie obchodzi, nawet bym o tym w ten sposób nie pomyślała... A może to nie jest właśnie tak, że Ty jesteś zazdrosna o wszystko? Może jesteś tylko zazdrosna o te sfery, które są dla Ciebie ważne? A może za bardzo uważasz, że powinnaś to dostać, zamiast się o to postarać? Poza tym po przeczytaniu postu deadera nie odnoszę wrażenia, że mu się to należało, chyba, że źle zrozumiałam. Ale mi się wydaje, że oni pociągnęli to dalej, wytrwale dążyli w tym kierunku, a kolega nie... I dalej tego nie robi, i to od lat. Choć przyczyn nie podał.
  14. To bardzo ciekawy dla mnie temat... W sumie trochę nie rozumiem, jak to jest, że ktoś widzi swój problem, a dalej czuje zawiść. Sama decyzja nie wystarczy? Pytam, bo nie mam tego problemu... Ale miałam podobny. Też mi się wydawało, że nikt mnie nie kocha, nie lubi i tak dalej i też bardzo chciałam mieć kogoś. Jednak u mnie to bardziej było na zasadzie: szkoda, że tego nie mam, jestem beznadziejna, oni to mają, to dobrze, szkoda, że ja nie. Ale nie czułam w związku z tym żadnej nienawiści do innych. To się nie łączyło z chęcią zniżenia ich do mnie. Jeśli myślisz zazdrośnie, to tak, jakbyś z góry założyła, że Ty tego na pewno nie będziesz mieć. Trochę tego nie rozumiem. Poza tym nie rozumiem też, dlaczego ten Twój problem jest aż taki duży. Jak ja patrzę na czyjegoś laptopa, to mnie to nie obchodzi, nawet bym o tym w ten sposób nie pomyślała... A może to nie jest właśnie tak, że Ty jesteś zazdrosna o wszystko? Może jesteś tylko zazdrosna o te sfery, które są dla Ciebie ważne? A może za bardzo uważasz, że powinnaś to dostać, zamiast się o to postarać? Poza tym po przeczytaniu postu deadera nie odnoszę wrażenia, że mu się to należało, chyba, że źle zrozumiałam. Ale mi się wydaje, że oni pociągnęli to dalej, wytrwale dążyli w tym kierunku, a kolega nie... I dalej tego nie robi, i to od lat. Choć przyczyn nie podał.
  15. Mamba667, moim zdaniem obrażasz i nie szanujesz ludzi w swoich wypowiedziach.
  16. Mamba667, moim zdaniem obrażasz i nie szanujesz ludzi w swoich wypowiedziach.
  17. Kompletnie się nie zgodzę. Jakoś dla mnie jest życiowe, praktyczne i działa dla wielu ludzi. KAŻDY lubi oglądać filmy..? Cooo? Na pewno znalazłby się ktoś, kto by nie lubił.... pewnie nie jeden człowiek z resztą... Ja w sumie jestem prawieże takim przypadkiem. Bardzo mało oglądam. I jestem absolutnie przekonana, że jest wielu ludzi, którzy wcale nie lubią oglądać filmów.
  18. Kompletnie się nie zgodzę. Jakoś dla mnie jest życiowe, praktyczne i działa dla wielu ludzi. KAŻDY lubi oglądać filmy..? Cooo? Na pewno znalazłby się ktoś, kto by nie lubił.... pewnie nie jeden człowiek z resztą... Ja w sumie jestem prawieże takim przypadkiem. Bardzo mało oglądam. I jestem absolutnie przekonana, że jest wielu ludzi, którzy wcale nie lubią oglądać filmów.
  19. Mi się wydaje, że to brak akceptacji. Wydaje mi się też, że ten chłopak nie do końca tak naprawdę chce być wysportowany, bo właściwie... czemu? Nie ma wcale zdolności, jest nieporadny itp... to na jakiej zasadzie lubi sport? Wydaje mi się, że jak się nie ma do czegoś talentu, to wykonywanie tego nie jest jakoś bardzo przyjemne. Ale rozumiem problem, bo ja na przykład kiedyś bardzo chciałam mieć talent matematyczny. W sumie to nawet go mam, ale chciałam mieć taki wielki talent, taki niepospolity. Bardzo cierpiałam z tego powodu. A z biegiem czasu zdałam sobie sprawę, że właściwie to ja tej matematyki wcale tak nie uwielbiam. Lubię sobie czasem nad czymś pomyśleć, ale nie sprawia mi to tyle frajdy, żebym nad tym siedziała godzinami. Po prostu wydawało mi się, że taki talent jest w jakiś sposób lepszy od innych i dlatego go tak chciałam mieć. Nie doceniałam tego, co już mam, a mam inny talent. Ale teraz już doceniam i tak jest cudownie :) Co do tych "hejterów"... Tacy są nie tylko w Internecie. Ilu to ludzi narzeka na rzeczy, które sami mogliby mieć, gdyby tylko podjęli lepsze decyzje, albo po prostu spróbowali. Miałam kiedyś przyjaciółkę, z którą chodziłam na kółko plastyczne. Kółko trwało kilka godzin i odbywało się co tydzień. I ona poza może dwoma kółkami na rok nigdy, przenigdy nie zrobiła żadnej pracy. Przez te kilka godzin, tydzień w tydzień narzekała na to, że jest zmęczona, na to, że nauczyciele w szkole beznadziejni, na to, że koleżanka, która w chórze najładniej śpiewa jest okropnie złośliwa, na to, że ona nie ma w ogóle czasu... I nic nie robiła. Narzekała, że na konkursie z historii jej nie poszło, choć uczyła się do niego jeden dzień. Nie wiem w sumie jak to nazwać... Dla mnie to w sumie lenistwo trochę. I taka... tendencja do wyżywania na innych swoich niepowodzeń. Bo jak mi nie wychodzi, to muszę jeszcze kogoś innego poniżyć, jeszcze kogoś obsmarować, żeby przypadkiem nie wypadł lepiej ode mnie. A tak w ogóle... idę się wziąć za swoje pasje :)
  20. Mi się wydaje, że to brak akceptacji. Wydaje mi się też, że ten chłopak nie do końca tak naprawdę chce być wysportowany, bo właściwie... czemu? Nie ma wcale zdolności, jest nieporadny itp... to na jakiej zasadzie lubi sport? Wydaje mi się, że jak się nie ma do czegoś talentu, to wykonywanie tego nie jest jakoś bardzo przyjemne. Ale rozumiem problem, bo ja na przykład kiedyś bardzo chciałam mieć talent matematyczny. W sumie to nawet go mam, ale chciałam mieć taki wielki talent, taki niepospolity. Bardzo cierpiałam z tego powodu. A z biegiem czasu zdałam sobie sprawę, że właściwie to ja tej matematyki wcale tak nie uwielbiam. Lubię sobie czasem nad czymś pomyśleć, ale nie sprawia mi to tyle frajdy, żebym nad tym siedziała godzinami. Po prostu wydawało mi się, że taki talent jest w jakiś sposób lepszy od innych i dlatego go tak chciałam mieć. Nie doceniałam tego, co już mam, a mam inny talent. Ale teraz już doceniam i tak jest cudownie :) Co do tych "hejterów"... Tacy są nie tylko w Internecie. Ilu to ludzi narzeka na rzeczy, które sami mogliby mieć, gdyby tylko podjęli lepsze decyzje, albo po prostu spróbowali. Miałam kiedyś przyjaciółkę, z którą chodziłam na kółko plastyczne. Kółko trwało kilka godzin i odbywało się co tydzień. I ona poza może dwoma kółkami na rok nigdy, przenigdy nie zrobiła żadnej pracy. Przez te kilka godzin, tydzień w tydzień narzekała na to, że jest zmęczona, na to, że nauczyciele w szkole beznadziejni, na to, że koleżanka, która w chórze najładniej śpiewa jest okropnie złośliwa, na to, że ona nie ma w ogóle czasu... I nic nie robiła. Narzekała, że na konkursie z historii jej nie poszło, choć uczyła się do niego jeden dzień. Nie wiem w sumie jak to nazwać... Dla mnie to w sumie lenistwo trochę. I taka... tendencja do wyżywania na innych swoich niepowodzeń. Bo jak mi nie wychodzi, to muszę jeszcze kogoś innego poniżyć, jeszcze kogoś obsmarować, żeby przypadkiem nie wypadł lepiej ode mnie. A tak w ogóle... idę się wziąć za swoje pasje :)
  21. Nie jesteś pewny siebie, to widać jak na dłoni. Twoja pewność siebie polega na: "Jestem fajny, bo jestem przystojny/lubiany/inteligentny/wysportowany/lepszy w czymś od innych (niepotrzebne skreślić)". Taką pewność siebie to można wyrzucić do kosza. Pewność siebie nie polega na tym, że człowiek bierze kilka czynników, za pomocą tych czynników ocenia, czy jest lepszy, czy gorszy od innych, a jak jest lepszy, to czuje się fajny.Pewność siebie nie ma nic wspólnego z porównaniem do kogokolwiek. Poza tym nie wydaje mi się, żeby czytanie i rozwój intelektualny pomogły komuś, kto ma kompleks związany z nauką, jeśli go ta nauka nie interesuje. Po co się katować czymś, czgo nie lubimy.
  22. Nie jesteś pewny siebie, to widać jak na dłoni. Twoja pewność siebie polega na: "Jestem fajny, bo jestem przystojny/lubiany/inteligentny/wysportowany/lepszy w czymś od innych (niepotrzebne skreślić)". Taką pewność siebie to można wyrzucić do kosza. Pewność siebie nie polega na tym, że człowiek bierze kilka czynników, za pomocą tych czynników ocenia, czy jest lepszy, czy gorszy od innych, a jak jest lepszy, to czuje się fajny.Pewność siebie nie ma nic wspólnego z porównaniem do kogokolwiek. Poza tym nie wydaje mi się, żeby czytanie i rozwój intelektualny pomogły komuś, kto ma kompleks związany z nauką, jeśli go ta nauka nie interesuje. Po co się katować czymś, czgo nie lubimy.
  23. Nie cenisz się jak człowiek, tylko za swoje osiągnięcia, urodę, i inne czynniki zewnętrzne. A Twoja prawdziwa wartość to jest to "coś" wewnątrz Ciebie, czego nie bardzo potrafię nazwać. W każdym razie, kiedy ktoś buduje swoje poczucie wartości na czynnikach zewnętrznych, to nigdy nic z tego nie wychodzi. Taka samoocena zawsze będzie chwijna, bo wystraczy,że coś na zewnątrz się zmieni i ona się sypie. -- 12 mar 2013, 13:17 -- Nie cenisz się jak człowiek, tylko za swoje osiągnięcia, urodę, i inne czynniki zewnętrzne. A Twoja prawdziwa wartość to jest to "coś" wewnątrz Ciebie, czego nie bardzo potrafię nazwać. W każdym razie, kiedy ktoś buduje swoje poczucie wartości na czynnikach zewnętrznych, to nigdy nic z tego nie wychodzi. Taka samoocena zawsze będzie chwijna, bo wystraczy,że coś na zewnątrz się zmieni i ona się sypie.
  24. Nie cenisz się jak człowiek, tylko za swoje osiągnięcia, urodę, i inne czynniki zewnętrzne. A Twoja prawdziwa wartość to jest to "coś" wewnątrz Ciebie, czego nie bardzo potrafię nazwać. W każdym razie, kiedy ktoś buduje swoje poczucie wartości na czynnikach zewnętrznych, to nigdy nic z tego nie wychodzi. Taka samoocena zawsze będzie chwijna, bo wystraczy,że coś na zewnątrz się zmieni i ona się sypie. -- 12 mar 2013, 13:17 -- Nie cenisz się jak człowiek, tylko za swoje osiągnięcia, urodę, i inne czynniki zewnętrzne. A Twoja prawdziwa wartość to jest to "coś" wewnątrz Ciebie, czego nie bardzo potrafię nazwać. W każdym razie, kiedy ktoś buduje swoje poczucie wartości na czynnikach zewnętrznych, to nigdy nic z tego nie wychodzi. Taka samoocena zawsze będzie chwijna, bo wystraczy,że coś na zewnątrz się zmieni i ona się sypie.
  25. Znalazłam ciekawy artykuł... może Ci się przyda, choć nie do końca porusza dokładnie ten problem. Mówi raczej o mężczyznach niedostępnych, ale dobrze moim zdaniem opisuje podobne mechanizmy: http://zwierciadlo.pl/2012/seks/partnerstwo/niedostepny-mezczyzna
×