
klarunia
Użytkownik-
Postów
387 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez klarunia
-
Jej. Wygląda na to, że Twoi rodzice są niereformowalni, a przynajmniej ja takie wrażenie odnoszę. Jeżeli tak jest, to może istnieje jakaś możliwość odcięcia się od nich całkowicie (prawnie)? W takim sensie, żebyś nie musiał ani teraz, ani nigdy spłacać ich długów. Ale nie wiem, czy tak można. Nie podoba mi się też, że oni mówią: "Musisz to przetrzymać.". Nic nie musisz. Z resztą, to nawet nie jest "pomoc". Pomoc to by była, jakbyś im dawał część swoich pieniędzy, a nie płacił za wszystko i jeszcze spłacał kredyty. Albo pomoc by była, jakby to trwało przez jakiś czas, a to się nie zamierza kończyć. Pieniądze nie są gwarantem szczęśliwego życia. Udowodniono nawet naukowo, że kiedy ktoś jest faktycznie biedny, pieniądze generalnie podnoszą jego poziom szczęścia, ale tylko do pewnego poziomu, a potem już nie. Tzn kiedy człowiek ma za co jeść itd, to staje się szczęśliwszy, ale już większe bogactwo go nie uszczęśliwia.
-
Flea, przeczytałam tylko pierwsze zdanie Twojej poprzedniej wypowiedzi, bo reszty mi się już nie chciało. Nie denerwuję się kompletnie, proszę mi tego nie wciskać. I nie wiem, po co w każdym poście pisałaś, jak to wygląda od strony rodzica. Myślę, że raz by wystarczyło. No, z mojej strony to tyle. Mam nadzieję, że autorowi się poukłada, choć pewnie będzie musiał po prostu przez to przejść. Niestety.
-
Flea, przeczytałam tylko pierwsze zdanie Twojej poprzedniej wypowiedzi, bo reszty mi się już nie chciało. Nie denerwuję się kompletnie, proszę mi tego nie wciskać. I nie wiem, po co w każdym poście pisałaś, jak to wygląda od strony rodzica. Myślę, że raz by wystarczyło. No, z mojej strony to tyle. Mam nadzieję, że autorowi się poukłada, choć pewnie będzie musiał po prostu przez to przejść. Niestety.
-
Flea, przeczytałam tylko pierwsze zdanie Twojej poprzedniej wypowiedzi, bo reszty mi się już nie chciało. Nie denerwuję się kompletnie, proszę mi tego nie wciskać. I nie wiem, po co w każdym poście pisałaś, jak to wygląda od strony rodzica. Myślę, że raz by wystarczyło. No, z mojej strony to tyle. Mam nadzieję, że autorowi się poukłada, choć pewnie będzie musiał po prostu przez to przejść. Niestety.
-
Matko... napisałam, że CZĘSTO tak jest, a nie ZAWSZE. To trochę różnica. Czytaj, a nie nadinterpretuj. komentujesz, jakbym napisała, że WSZYSCY ZAWSZE sami sobie zasłużyli. Dlatego cały twój post zupełnie się ma nijak do mojej wypowiedzi.
-
O matko... wypowiem się trochę chamsko, acz szczerze do bólu. Ja nie rozumiem, jak można nie rozumieć, że jest kurde różnica pomiędzy rodzicem, który popełnia od czasu do czasu błędy a takim, który tak źle się zachowuje, że aż dziecko ma wątpliwości, czy jest w ogóle kochane, a jego samoocena równa się zeru. Przecież temat nie dotyczy tego pierwszego przypadku, tylko tego drugiego. I jak się chce być zdrowym, to nie da się nie obwiniać. Po prostu się nie da. Czy to też tak trudno zrozumieć? To naturalne, że na pewnym etapie zdrowienia człowiek szuka winnego, bo musi w którąś stronę ukierunkować na przykład złość i wyrzucić ją z siebie. Potem dopiero wyzbywa się obwiniania. A poza tym... rodzic zachowuje się jak potwór... Może to zmienić? Może. Jako dorosły ma tyle oleju w głowie, żeby poprawić swoje zachowanie? Oczywiście, że ma. No to jeżeli tego nie zrobił, to skopał sprawę i tyle. Flea, moim zdaniem twoje gadanie jest kompletnie bez sensu. A poza tym ciągle tylko podkreślasz, jak to CIĘŻKO zarobić, jak to CIĘŻKO, jak to CIĘŻKO... tak, jakbyś sama obwiniała tylko los o to, że Ci tak CIĘŻKO... a prawda jest taka, że bardzo często niskie zarobki i frustracja z życia też są wyborem danego człowieka. Często jest to efekt wielu drobnych, głupich wyborów, które prowadzą do na przykład kiepskiej pracy.
-
brak empatii, lecz nie psychopatia.
klarunia odpowiedział(a) na Hellbike temat w Pozostałe zaburzenia
Szczerze mówiąc nie podoba mi się ocenianie, że ktoś "nie rozumie" kłamstwa, albo sarkazmu. Skąd Ty akurat możesz to wiedzieć? Przecież ktoś może "rozumieć" jakiś jeden typ ironii, a innych żartów nie. Ktoś może być wyczulony i rozpoznawać niektóre kłamstwa, te, których Ty akurat nie rozpoznajesz. I Ty też czasem możesz kompletnie nie zrozumieć "oczywistego" dla wszystkich innych naokoło kłamstwa, czy sarkastycznej uwagi. Poza tym normalne jest też, że często nie rozumiemy kompletnie czyjegoś cierpienia. Ja na przykład kompletnie nie rozumiem, jak to jest mieć raka. Nie odczuwam nawet współczucia, bo tego nie rozumiem. Bo po prostu ani tego, ani niczego podobnego nie przeżyłam, ani nie spotkałam się bezpośrednio z żadnym takim człowiekiem, więc jak mogę rozumieć coś, co jest mi kompletnie obce? Wielu rodzajów cierpienia nie rozumiem. Współczucie odczuwam dopiero wtedy, kiedy jakoś się z tym utożsamiam, albo kiedy choć się otarłam o to. Dlatego byłabym ostrożna ze stwierdzaniem u kogoś zaburzeń. -
Zawiść wobec zadowolonych ludzi... też odczuwacie?
klarunia odpowiedział(a) na Salix temat w Pozostałe zaburzenia
Odpowiem i ja, choć pytanie nie do mnie. No ale przecież jest masa takich rzeczy. No np ktoś urodził się we wspaniałej rodzinie, i nic nie musiał robić, żeby mieć świetnych rodziców, którzy o niego dbali. Po prostu to dostał i tyle. A ktoś, kto dorastał w patologicznej musi się strasznie napracować, żeby rozwiązać swoje problemy, które z posiadania takiej rodziny wynikają. Albo np uroda. Są kobiety, które na przykład... nie wiem... mają przepiękne, gęste, mocne włosy. Wystarczy im tylko szampon i nic więcej. A są takie, które mają tak cieniutkie włosy, że im aż skóra głowy prześwituje, choć używają masy odżywek i robią wszystko, co mogą, żeby to zmienić. Tak samo z sylwetką. Są kobiety, które tylko trochę się poruszają i mają piękną, proporcjonalną sylwetkę, a są takie, które nawet przy ogromnej włożonej pracy nie osiągną nawet 1/3 takiego efektu. Zdrowie. Tu już nawet chyba nie muszę mówić. Można się urodzić chorym. Ze wszystkim tak jest. Mi to w sumie nie przeszkadza. Ale myślę, że to, że tak jest jest faktem. Właściwie, to rozumiem, czemu ktoś czuje frustrację z tego powodu. Bo rzeczywiście mogą być rzeczy, które ktoś bardzo chciałby mieć, a nie może. Po prostu nie może... Ja na przykład studiuję ścisły kierunek i mam na studiach takich koksów, że choćbym nie wiem co robiła nie dobiję do ich poziomu. I nie chodzi o wiedzę. Chodzi o talent matematyczny. Tego się po prostu nie da przeskoczyć. Można wyćwiczyć zadnia na olimpiadę poświęcając na to masę czasu, ale co z tego? To będzie tylko laureat z olimpiady oparty na wkutych schematach rozwiązywania zadań. To nie nauczy nikogo twórczego myślenia, umiejętności odkrywania czegoś nowego w matematyce. -
Zawiść wobec zadowolonych ludzi... też odczuwacie?
klarunia odpowiedział(a) na Salix temat w Pozostałe zaburzenia
Szczerze mówiąc nie sądzę, żeby Ci wystarczyło. Chociaż może... nie wiem. Ja pamiętam, jak wiele razy mówiłam: gdyby udało mi się tylko pozbyć tego, czy tamtego, ciężkiego problemu, to by było super. A potem chciałam więcej. I jeszcze więcej. Poza tym przykład sąsiada... Myślę, że tu nie ma czego zazdrościć. Tacy ludzie jakoś budzą bardziej moje współczucie, niż zawiść. Serio. Czuję jakiś smutek, jak czytam takie historie. No bo dość nisko trzeba upaść, żeby się tak zachowywać. Myślę, że ktoś, kto tak się zachowuje nie może być szczęśliwy. I po co mu ten prąd... -
Czy... to jest jakiś żart? xD Dla mnie to, czy facet jest niski, czy wysoki ma tak nikłe znaczenie, że aż ciężko mi to wszystko sobie wyobrazić. Bez sensu. Pewnie sama miała kompleks, albo z jakiegoś innego totalnie głupiego powodu tak mówiła.
-
Po pierwsze widzisz w ludziach to, co sam masz w sobie. Na przykład z tą zazdrością. Mnie naprawdę kompletnie nie interesuje, żeby mi ktoś zazdrościł. Często mówię ludziom o tym, że coś mi się udało, i robię to po to, żeby się cieszyli razem ze mną, a raczej po to, żebym sama wyraziła radość z tego powodu. Myślę, że to wspaniały sposób na okazanie radości: podzielić się nią. Sama też tego w ludziach nie dostrzegam, tej chęci wzbudzania zazdrości. Zdarza się, ale naprawdę rzadko. Myślę, ze to, co widzimy w innych, tak naprawdę mamy w sobie. Poza tym ogólnie odnoszę wrażenie, że tak naprawdę wcale Ci się nie chce nic ze sobą zrobić. Lubisz się poużalać, ale poza tym nic. Nawet do psychologa Ci się "potajemnie" nie chce ruszyć. Mogę się założyć, że przez te wszystkie lata nie zrobiłeś NIC w związku z tymi problemami. I nie mówię o szukaniu pracy. Po prostu nie zrobiłeś nic, żeby się zmienić, żeby zmienić swój sposób myślenia na bardziej pozytywny. Ja jak miałam dylematy religijne, to czytałam o tym książki napisane przez świętych, chciałam wiedzieć naprawdę. Pytałam ludzi, którzy byli mocno wierzący, żeby mi wyjaśnili to, czy tamto. Aż wiele rzeczy zrozumiałam, choć na początku byłam bardzo przeciwna. Wiesz, łatwo jest dojść do wniosku, że to wszystko takie bez sensu, kiedy się nie szuka odpowiedzi tam, gdzie się wie, że można ją znaleźć. Wydaje mi się, że jesteś jednym z tych ludzi, którzy lubią mówić, dyskutować o swoich problemach. Ale nie chce im się nic z tym zrobić. Pozwalasz sobie na takie... że tak to metaforycznie ujmę... "dryfowanie po oceanie życia". Jak Ci wiatr zawieje, tak popłyniesz. Zero własnego wysiłku. Już tyle się nasłuchałam opowieści chłopaków, co lubili pić, i mieli takie "imprezowe zacięcie" o tym, jak to oni rzekomo w głębi duszy są tacy wrażliwi i skrzywdzeni przez los, a nie zmieniali się ani trochę. Twój opis mi ich bardzo przypomina. Już sam tytuł jest taki.... ech... "Utracone ideały...". Jak ktoś ma ideały, to je po prostu ma, a nie o nich mówi. Jak ktoś ich nie ma, to znaczy, że ich po prostu nie chce mieć.
-
Wiesz, jak ja byłam mega zamknięta (trochę inny problem, ale...) i bałam się nawet przechodzić obok ludzi ulicą i miałam koszmarne objawy fizyczne lęku, to... 1. Zaczęlam udawać, że jestem pewna siebie. Tzn to było takie pozytywne udawanie. Starałam się zachowywać jak ktoś pewny siebie, choć wiedziałam, że gram bardzo niewiarygodnie. Ale po pewnym czasie mój umysł trochę się przystosował do tego, jak się zachowywałam. 2. Zastanawiałam się nad tym, jak się czuję, analizowałam siebie, żeby się poznać i lepiej ze sobą samą żyć. 3. Szukałam odpowiedzi na pytania, czemu nie lubię ludzi itp, aż znalazłam odpowiedzi. 4. Trzy razy dziennie dziękuję Panu Bogu za to, ze mnie tak cudownie stworzył. 5. Pisałam w pamiętniku dobre myśli na swój temat, po kilkadziesiąt razy. 6. Przeczytałam wiele książek o pewności siebie. 7. Poszłam na terapię grupową, indywidualną i do psychiatry. 8. Starałam się rozmawiać z ludźmi, nieważne, co by się stało. 9. Niemal ZAWSZE przełamywałam na siłę swój strach, nieważne co. 10. Aktualnie zmieniam swój sposób myslenia o sobie samej, co jest podobno najważniejsze i staram się zrozumieć, ze problem nie tkwi we mnie, tylko w mojej niewierze w siebie. Masz tyle książek, artykułów, specjalistów, i to za darmo. Zawsze jest jakiś sposób. Mi to pomogło. Teraz normalnie z ludźmi rozmawiam, po objawach fizycznych nie ma śladu. Dalej mam problemy z nawiązywaniem znajomości, ale mam kolegów, przyjaciela i chłopaka i są to normalne, głębokie związki, więc wiele udało mi się zdziałać :) To jest do zrobienia, tylko trzeba ciągle coś robić.
-
Aaaa, no to teraz dużo napisałaś. Czyli to tak naprawę nie jest tak, że się zmagasz z tym już tyle lat. Tzn bo ja słowo "zmagać się" rozumiem tak, że ktoś próbuje, ale mu nie wychodzi. A Ty w sumie jeszcze nic nie zrobiłaś, więc czym się martwisz? Czemu mówisz z miejsca, że to tak bardzo trudne, skoro nawet jeszcze nie spróbowałaś zmienić czegokolwiek? Nie myśl proszę, że te pytania są złośliwe, mają na celu tylko Ci pokazać obiektywne spojrzenie obserwatora z zewnątrz i są neutralne. Wydaje mi się też, że z jednej strony w sumie (jak sama napisałaś) nie chcesz mieć kontaktów ludźmi, bo Cię niezbyt interesują. Ale chyba gdzieśtam jednak chcesz, skoro napisałaś o tym na forum. Widocznie masz jakieś złe przekonania o ludziach, o sobie.
-
Tak, chodzę na terapię. Najpierw chodziłam na grupową, która mi bardzo dużo dała, teraz na indywidualną. A jeśli wolno spytać, to czy przez te 10 lat jest jakakolwiek zmiana w tej sytuacji, czy nie ma żadnej? Zanim to napisałaś, myślałam, że dopiero teraz stwierdziłaś, że masz z tym problem i że dopiero teraz zdecydowałaś się to zmienić. A tu się okazuje, że wcale nie... Ciekawa jestem też, w jaki sposób przez te lata próbowałaś coś zmienić? To może pomóc wyeliminować nieskuteczne dla Ciebie sposoby działania.
-
Wiesz, chciałam Ci ukazać jakąś dobrą stronę :) Czyli rozumiem, że pomimo dociekań i zastanawiania się nie wiesz, skąd się biorą te uczucia? Hmm. A może są to wyuczone reakcje? Chodzi mi o to, że często tak jest, że jak się stanie coś złego np w dzieciństwie, ale coś drobnego, powiedzmy przestraszy Cię osoba z rudymi włosami (rzucam przykład z sufitu). Potem, ile razy widzisz osobę z rudymi włosami czujesz lekki strach. Później ten strach się pogłębia. A jeszcze później, już nawet nie pamiętasz, że w ogóle była taka drobna sytuacja w Twoim życiu, tylko ciągle czujesz paniczny strach przed ludźmi z rudymi włosami i nie wiesz, dlaczego. Wiem, przykład trochę głupi, ale to nieistotne. Jeżeli tak u Ciebie jest, to wtedy mogłoby pomóc wielokrotne i długotrwałe powtarzanie sobie, że uczucia są w porządku itd i znajdywanie na to sensownych argumentów. Ja tak robiłam z wieloma rzeczami, z którymi miałam trudność. Oczywiście może to być dla Ciebie zupełnie nieadekwatne, rzucam tylko propozycję. Albo faktycznie wizyta u specjalisty. Może Ty tak mocno siedzisz w swoim środowisku, że nie widzisz, jakie czynniki zewnętrzne mogły ten stan spowodować, a osoba z zewnątrz widziałaby je wyraźnie?
-
A ze mną to jest w ogóle dziwnie, bo mi bardzo ciężko przychodzi nawiązywanie jakichkolwiek znajomości. Ale jeśli już nawiązuję, to one zawsze stają się głębokie, co mnie cieszy. Tylko, że ze mną jest taki problem, że nawet jak ja wykazuję inicjatywę i nie palę za sobą mostów, to i tak zazwyczaj ten drugi człowiek nie jest zainteresowany kontaktem ze mną. Moim zdaniem Ty masz , w porównaniu do mojego, o wiele łatwiejszy do rozwiązania problem, bo wiesz, że gdybyś się pozbyła tego bezsensownego wstydu i strachu, to te kontakty by Ci wychodziły. Na przykład, jeśli chodzi o tego chłopaka, to może byłby chleb z tej mąki, gdybyś nie spaliła za sobą mostów? Mało o tym napisałaś, ale sama możesz ocenić. Moim zdaniem jesteś w dobrej sytuacji, bo tak jak powiedziałam, ja nie wiem nawet, jakie moje konkretne zachowanie wywołuje brak zainteresowania, i nikt nie jest mi w stanie powiedzieć, a Ty dokładnie wiesz, co potrzebuje zmiany. Teraz wystarczy tylko pozbyć się wstydu i pogodzić się z myślą, że jak kogoś poznasz, to będziesz musiała mu o sobie powiedzieć coś więcej.
-
black swan, nie wiem, czemu, ale czytałam Twój post z takim uśmiechem na twarzy :) Widocznie jakoś do mnie przemówił. Choć jedno wyjaśnię: Napisałam to w tym notesie, bo pomyślałam, że brakuje mi akceptacji wielu rzeczy. Takich, których nie mogę zmienić. Miało to na mnie - moim zdaniem - dobry wpływ, bo wielu tych rzeczy sobie zupełnie nie uświadamiałam. A jak je wypisałam, to o niektórych stwierdziłam, że przecież są zupełnie w porządku i przyjęłam je z miejsca. I miałam w ogóle wtedy takie uczucie spokoju. Ale zgadzam się, że przydałoby się też spisać zalety. Przed spisaniem tamtego czułam opór. Teraz też czuję opór. Szczególnie jeśli chodzi o sferę: "charakter"... Ale tym bardziej jestem ciekawa, co z tego pisania wyniknie. Dam znać, jak poszło :)
-
Nie potrafię rozmawiać o uczuciach.
klarunia odpowiedział(a) na zombie469 temat w Pozostałe zaburzenia
A może Ty nie akceptujesz uczuć i tego, że je przeżywasz? Może na przykład uważasz gdzieś tam, z tyłu głowy, że płacz jest idiotyczny, złość śmieszna, a strach wstydliwy? Coś w tym rodzaju. Może nie przeszkadza Ci, że płaczą inni, ale jak myślisz, że to Ty miałabyś przy kimś płakać, to wydaje Ci się np, że Twój wyraz twarzy byłby wtedy strasznie głupi i przez to powstrzymujesz się od płaczu? -
Bardziej chodzi mi o to, że zawsze, kiedy pojawiam się w nowym miejscu, z nowymi ludźmi, po bardzo krótkim czasie jestem na uboczu. Są inni i ja. Oni ze sobą rozmawiają, bardzo szybko tworzą się więzy między nimi, a ja jestem do końca jak nieznajoma. Potem oni zaczynają np zapraszać się dokądś, rozmawiać bardziej otwarcie. A mnie to omija. Chodzi mi o tą łatwość wiązania się z ludźmi, i żeby ci niektórzy, których polubię nie zapominali o mnie i czasem napisali, zadzwonili, żebym miała dla nich jakieś znaczenie, a nie była tylko jak ten przechodzień na ulicy. Wszyscy piszecie o miłości do siebie. Macie rację, że jest to mój problem. Ostatnio nawet wzięłam notes i spisałam w nim, czego w sobie nie lubię. Zajęło mi to kilka stron A4... Podzieliłam to na sfery życia, żeby to jakoś łatwiej ogarnąć i najwięcej wypisałam w sferze: "Relacje". Zastanawiam się jednak, czy to naprawdę może tak dużo zmienić? Czy to faktycznie ma taki wpływ?
-
Zawiść wobec zadowolonych ludzi... też odczuwacie?
klarunia odpowiedział(a) na Salix temat w Pozostałe zaburzenia
Padło określenie, że tylko źli ludzie tak mają. To nie żadna sugestia, tylko potępianie. A widać też, że niektórzy źle się czują z tymi uczuciami, więc po co ich jeszcze walić po głowie nazywając ich złymi ludźmi..? Ja się nie zwracam do tych, którzy nakłaniają, żeby zazdrość zastąpić przyglądaniem się sobie itp, tylko do tych, co wprost potępiają. To jest różnica. Z resztą sama przecież napisałam, że jestem za tym, żeby tych uczuć się pozbywać, jeśli jest się w stanie, ale nie jestem za tym, żeby mówić: "och, ty myślisz tak, jesteś zły, popatrz na mnie, ja tak nie robię". Z resztą... ja nawet nie chciałam specjalnie o tym dyskutować Koleżanka sama zaczęła się bronić ^^ -
Zawiść wobec zadowolonych ludzi... też odczuwacie?
klarunia odpowiedział(a) na Salix temat w Pozostałe zaburzenia
Jak się pracowało, to moim zdaniem tym bardziej rozumie się, że to może być problem i nie potępia się innych tylko dlatego, że go mają. -
Nadwrażliwość, zamknięcie w sobie
klarunia odpowiedział(a) na GalAnonim temat w Pozostałe zaburzenia
Gigantyczna niepewność to nie skutek, tylko przyczyna. Nadwrażliwość to skutek. Jak jesteś pewny siebie, to krytyka innych, zarzuty, obelgi, Twoje porażki, sprawdziany itd. nie uderzają w Ciebie tak bardzo, albo prawie wcale. Przekonałam się na własnym przykładzie. -
Nadwrażliwość, zamknięcie w sobie
klarunia odpowiedział(a) na GalAnonim temat w Pozostałe zaburzenia
Powiem prosto i krótko: gigantyczna niepewność siebie. -
Wyślę na priv, bo one są dość charakterystyczne i nie chcę, żeby mnie ktoś rozpoznał -- 23 sty 2013, 16:12 -- Odpowiedziałam. Czemu właściwie o to zapytałaś?
-
Ech, muszę to komuś powiedzieć, bo czuję się okropnie Chodzi o... ludzi. Nie wiem za bardzo, jak to opisać. Po prostu czuję się olewana odkąd tylko pamiętam. Nikogo nie interesuje kontakt ze mną Nie jestem w stanie uwierzyć, że może się znaleźć ktoś, komu na mnie będzie zależało. Jeżeli już udaje mi się z kimś związać, to często jest to osoba, której po prostu nie lubię, wiecie, tak z desperacji, bo nikt inny nie chce się ze mną wiązać. Ale nawet te osoby zazwyczaj mają mnie gdzieś, kiedy np kończy się rok akademicki, a zaczynają się wakacje. Nie umiem związać się z nikim, kogo lubię. Wszystkie moje związki kończą się po około roku, albo jestem całkiem sama. Mam wrażenie, że zupełnie się do tego nie nadaję, że jestem w tym beznadziejna i nie ma sposobu, żeby to zmienić. Szukałam przyczyny tego, ale dalej jej nie znam. Zastanawiałam się, czy nie mam może jakiejś wady, która innych odstrasza. Pytałam kilka osób, ale uzyskałam tylko odpowiedzi, że nie mam żadnej takiej wady... To mnie jeszcze bardziej dołuje, bo gdybym miała taką cechę, to bym przynajmniej wiedziała, co zrobić, jak się zmienić, a tak, to nie wiem nic Mam wrażenie, że po prostu coś mi się w środku tak jakoś "zepsuło" i przez to coś wszyscy się mną nudzą i nikt nie chce ze mną być. Czuję się jak trędowata. Próbowałam być fajniejsza, zabawniejsza, milsza, bardziej przyjazna, bardziej otwarta, ale to nic nie daje Jest z tym coraz gorzej. Od przedszkola tak się czuję, ale wtedy nie miałam na tym punkcie takiej obsesji i jakoś jeszcze w dzieciństwie mi te przyjaźnie wychodziły, choć może nie były długotrwałe... A teraz już nie wytrzymuję tego. Jest mi z tym źle i nie chce mi się przez to żyć.