Skocz do zawartości
Nerwica.com

ekspert_abcZdrowie

Użytkownik
  • Postów

    11 374
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez ekspert_abcZdrowie

  1. dolomit, nie kwestionuję, że, np. depresja poporodowa to skutek zmian hormonalnych w organizmie kobiety, ale nie prawdą jest, że każda choroba natury psychicznej wynika z wadliwego mózgu. Bez przesady. Tak, jak pisał zujzuj: Istnieją choroby endo- i egzogenne, o przyczynach genetycznych, biologicznych, ale też wywoływanych czynnikami zewnętrznymi, niezwiązanymi z ciałem i jego funkcjami, co nie oznacza, że objawy nie mogą manifestować się ze strony ciała. Rozumiem też twoją frustrację, wynikającą z kiepskich efektów terapii, ale nie musisz swoim gniewem obdzielać wszystkich psychologów i psychoterapeutów. Nie generalizuj, że psychoterapia jest zła, tylko dlatego że tobie nie pomogła i że wszyscy psychoterapeuci kierują się tylko zyskiem. Miałeś pecha, trafiając na niekompetentnych ludzi, którzy nie uświadomili ci, że pewnych zaburzeń nie da się "przepracować" na psychoterapii albo, co gorzej, może sami nie byli douczeni i nie wiedzieli, na co pomaga, a na co nie jest w stanie pomóc kontakt terapeutyczny. Zawsze możesz ubiegać się o swoje prawa i domagać się zadośćuczynienia ze strony psychoterapeutów - podlegają oni odpowiedzialności dyscyplinarnej.
  2. Dzieci alkoholików często noszą w sobie wzorzec nadodpowiedzialności za swoich rodziców. Opiekują się młodszym rodzeństwem, pilnują rachunków, sprzątają, gotują. Jednym słowem, myszą szybko dorosnąć i często okazują się bardziej dorośli nić ich nadużywający alkoholu rodzice. Towarzyszy im bezustannie poczucie niższości, wstydzą się sytuacji w domu i jednocześnie, chcąc zdystansować się do całej rzeczywistości, nie potrafią tego uczynić. Mimo złości do rodziców-alkoholików czują się z nimi silnie związani.Więcej o DDA można przeczytać tutaj: http://portal.abczdrowie.pl/dorosle-dzieci-alkoholikow.
  3. Jeśli chodzi o kontrakt terapeutyczny, to czasami nie ma on formy specjalnie wyodrębnionego etapu w procesie terapeutycznym ani nie przyjmuje postaci specjalnego dokumentu, co może właśnie sprawiać wrażenie, że coś nie zostało dopowiedziane, dookreślone, że wszystko jakieś takie "intuicyjne". Wówczas pacjent ma szansę i prawo dopytać terapeutę, dlaczego nie ma zawartej między nimi "umowy", co jest taką "umową", czy ta "umowa" ma mieć tylko charakter ustny, postać jakiejś werbalnej deklaracji. Pacjenci jednak często o to nie pytają, bo trafiając pierwszy raz na terapię, nie wiedzą po prostu, że przysługuje im takie prawo. Terapeuta powinien zaakcentować w pewnym momencie procesu terapeutycznego: "To jest kontrakt. Taka jest między nami umowa" i zapytać, czy obie strony akceptują warunki kontraktu, żeby pacjenci mieli jasność. Jeżeli tak nie zrobi, świadczy to oczywiście na jego niekorzyść i wskazuje na jakieś braki profesjonalizmu. Kontrakt bowiem nie tylko służy zabezpieczeniu dobra pacjenta, ale także zabezpiecza interesy terapeuty, więc to zawarcie kontraktu powinno leżeć też w jego gestii. Zenonek, przyczyną chorób psychicznych nie musi być wyłącznie wadliwie działający mózg, np. zaburzenia w produkcji konkretnych neuroprzekaźników. Czasami czynnikiem inicjującym chorobę są konkretne przeżycia, które psychologowie fachowo określają czasami jako "czynniki astenizujące", np. trauma (PTSD), poród (depresja poporodowa), wadliwy styl wychowania (niektóre zaburzenia osobowości). Zgadzam się z tą wypowiedzią w 100%. Masz rację, żeby psychoterapia mogła pomóc, po pierwsze pacjent musi chcieć wyzdrowieć, a po drugie, wierzyć, że pomoc psychologiczna mu pomoże. To prawda, że wszystko zależy od sposobu myślenia i że sposób patrzenia na psychoterapię warunkuje jej skuteczność. psychika i ciało są przecież ze sobą sprzężone. To faktycznie działa trochę na zasadzie autosugestii czy placebo - wierzę, że to może mi pomóc i od razu zaczynam widzieć pozytywne efekty, dlatego bardziej angażuję się w psychoterapię, bardziej motywuję się do zmian, bardziej mi się chce walczyć o siebie. Nie kwestionuję twojego toku rozumowania - dużo w nim racji. Dlatego czasem psychoterapia jest potrzebna, by na zasadzie autosugestii coś zaczęło się zmieniać, coś drgnęło, żeby mózg mógł może produkować więcej endorfin :)
  4. sebastian86, właśnie zwróciłeś uwagę na kolejny ważny problem w związku z etykietą diagnostyczną - że u osób, które cierpią na choroby "duszy" nakłada się wraz z czasem leczenia kolejny problem, a mianowicie wzrost świadomości choroby i eskalacja innych problemów, np. trudności w znalezieniu pracy, w kontaktach z ludźmi, w relacjach intymnych. Bezustannie łatka "chory psychicznie, z depresją, z nerwicą" itp. ciągnie się za człowiekiem, nie może się z niej niejako wyzwolić. Co więcej, zaczyna zachowywać się zgodnie z nadaną mu etykietą, utrwalając w ten sposób obraz osoby nieporadnej, "nienormalnej", innej. Inaczej jest w przypadku choroby cielesnej - ktoś ma złamaną nogę, leczy ją, wszystko się goi, poddaje się rehabilitacji i może całkiem normalnie funkcjonować w codziennym życiu, bez obciążeń psychicznych i konsekwencji takiej, a nie innej diagnozy. Tymczasem hasła "depresja", "nerwica" czy "schizofrenia" ludzi pionizują, jakby mieli do czynienia z kimś trędowatym. Trzeba zatem wielu wysiłków, by wzrósł stopień świadomości i wiedzy ludzi na temat chorób psychicznych. By chorzy nie musieli czuć się jak odszczepieńcy, których trzeba zamykać w szpitalach psychiatrycznych i izolować.
  5. swiatlo, rzetelna diagnoza wymaga bezpośredniego kontaktu. Nikt nie jest w stanie rozpoznać choroby ani jej tym bardziej wyleczyć drogą wirtualną. Wahania nastroju to zbyt ogólna informacja, by móc o czymkolwiek przesądzać. Jeżeli huśtawki nastrojów towarzyszą ci od zawsze, być może faktycznie cierpisz na zaburzenia osobowości cyklotymicznej. Kiedy niestabilne samopoczucie pojawiło się od jakiegoś momentu i utrzymuje się dłużej, być może to cyklotymia (zaburzenie nastroju, nie osobowości). Wahania nastroju na linii depresyjny nastrój-euforyczny nastrój mogą też wskazywać na chorobę afektywną dwubiegunową. Więcej na ten temat pod poniższymi linkami: http://portal.abczdrowie.pl/cyklotymia http://portal.abczdrowie.pl/choroba-afektywna-dwubiegunowa
  6. Wokół schizofrenii narosło wiele nieprawdziwych mitów, np. że schizofrenicy są agresywni albo że mają rozszczepioną osobowość. Objawy choroby mogą być bardzo różne w zależności od rodzaju zaburzenia. Wyróżnia się bowiem schizofrenię paranoidalną, schizofrenię katatoniczną, hebefreniczną, prostą i rezydualną. O życiu ze schizofrenią, sposobach jej leczenia i symptomach można poczytać pod poniższymi linkami: http://portal.abczdrowie.pl/schizofrenia http://portal.abczdrowie.pl/leczenie-schizofrenii http://portal.abczdrowie.pl/objawy-schizofrenii
  7. kilotona, oczywiście na bazie jedynie twojego wpisu nie jestem w stanie postawić diagnozy, bo to byłoby nadużyciem. Możliwości jednak wydają się dwie - albo, jak zauważył Pasman, brak umiejętności społecznych, co można byłoby rozwiązać, np. uczestnictwem w treningu asertywności, albo faktycznie osobowość unikająca, która wymaga wizyty u psychologa, rzetelnej diagnozy i psychoterapii. Ludziom z cechami osobowości unikającej towarzyszy uporczywe uczucie napięcia i niepokoju. Dopatrują się krytyki, odrzucenia, wyśmiania. Są jakby skrajnie nieśmiali w towarzystwie obcych osób. Mają poczucie niższości i niedopasowania. Boją się bliskich związków i unikają kontaktów społecznych z obawy przed odrzuceniem. Oczywiście, problemy osobowościowe mogą wynikać, jak zasugerował Pasman, z zaburzonych relacji na linii dziecko-rodzice i z jakiś przykrych doświadczeń wczesnodziecięcych. Więcej o osobowości unikającej możesz przeczytać pod tym linkiem: http://portal.abczdrowie.pl/osobowosc-unikajaca.
  8. Testem EPQ-R mogą posługiwać się wyłącznie psychologowie, którzy wiedzą, jak go stosować, jakie warunki standaryzacji muszą zostać zachowane, jak liczyć i interpretować poszczególne wyniki. Test nie jest dostępny w Internecie. Psycholog, chcąc posługiwać się takim testem, musi wykupić sobie licencję od PTP - Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, co kosztuje niemałe pieniądze :)
  9. Witam serdecznie! Widzę, że wątek wzbudził wiele kontrowersji i liczne spory oraz przepychanki słowne między zwolennikami a antagonistami psychoterapii. Jako psycholog pewnie zaraz zostanę oskarżona o stronniczość, brak obiektywizmu i chęć wykorzystywania chorych ludzi, by na ich problemach zbić kasę. Przykro mi jednak, że traktuje się psychoterapeutów i psychologów w sposób jednoznacznie zły. Podobnie jak w innych zawodach istnieją dobrzy i niezbyt dobrzy fachowcy, tak samo jest z psychologami - da się znaleźć psychologów z powołania, którzy chcą nieść pomoc innym, jak i osoby materialistyczne, które kierują się osobistym zyskiem. Tego nie kwestionuję. Nie można jednak generalizować, że wszyscy psychoterapeuci są "be", bo tak nie jest. Co do samej skuteczności psychoterapii, duże znaczenie ma fakt, jak rozumiemy psychoterapię. Rozumiem rozczarowanie osób, które przychodzą na psychoterapię z oczekiwaniem, że po dwóch czy trzech sesjach nagle ozdrowieją albo odnajdą złotą metodę na swoje problemy. To niestety tak nie działa. Podstawowym środkiem leczniczym podczas procesu psychoterapeutycznego jest relacja na linii pacjent-terapeuta. Terapeuta nie może dać złotej recepty na życie - "Rób tak a tak i będziesz prze-szczęśliwy". Terapeuta też nie odpowie na pytanie, dlaczego ktoś ma depresję, nerwicę, osobowość zależną itd. Psychoterapia implikuje zaangażowanie obu stron - pacjenta i terapeuty, przy czym terapeuta ma pomóc klientowi w zmaganiu się z jego emocjami, nazywaniu ich, rozumieniu siebie i akceptacji siebie. Powyższe niektóre wypowiedzi (nacechowane niestety agresją słowną) traktują też o tym, co lepsze - farmakoterapia czy psychoterapia. Pamiętajmy jednak, że często połączenie obu tych metod daje najlepsze rezultaty, bowiem leki walczą z objawami choroby, z tym, co widoczne, a psychoterapia polega na leczeniu przyczynowym, nie objawowym - psychoterapia ma pomóc zdemaskować źródła problemów. Z tego też względu farmakoterapia daje szybsze widzialne efekty - bolała głowa, już nie boli, drżały mięśnie, nie drżą. Psychoterapia natomiast to często proces długotrwały, który czasem trwa nawet kilka lat. Poza tym, pytanie o skuteczność terapii to pytanie, co tak naprawdę definiujemy jako sukces terapeutyczny - przestanie odczuwania napadów lęku, odnalezienie sensu życia, wzrost asertywności itp. Czasem bowiem jest tak, że pacjenci w rzeczywistości pragną dla siebie tego, co w istocie jest głębszą formą patologii funkcjonowania albo oczekują właśnie, że to terapeuta stanie się panaceum na wszelkie bolączki, uzależniając się od terapii, co także świadczy o patologii. Niektórzy też oczekują, że zmieni się ktoś lub coś na zewnątrz, a nie oni sami, gdyż źle lokują źródło swoich cierpień. Rozbieżność między perspektywą pacjenta a terapeuty jest naturalną sprawą. Należy jednak pamiętać, że za efekty psychoterapii bierze odpowiedzialność zarówno terapeuta, jak i pacjent. Wszelkie kwestie reguluje natomiast kontrakt terapeutyczny, który dokładnie określa, jak psychoterapia będzie wyglądała, kto zawiera kontrakt, ile będzie spotkań, kiedy, w jakim czasie, z jaką częstotliwością, gdzie, jakie są warunki odwołania sesji, jaka jest wysokość opłat, czy można włączyć do terapii inne osoby, jak można komunikować się między sesjami, jakie metody pracy zostaną wykorzystane i jaki jest CEL PSYCHOTERAPII. Gotowość zawarcia kontraktu terapeutycznego przez pacjenta oznacza wystarczający stopień akceptacji dla proponowanych metod i sposobów działań terapeuty. Oczywiście, psychoterapeuta musi być czujny na wszelkie przejawy niechęci, niepokoju, wyczerpania czy zobojętnienia pacjenta i pomóc pacjentowi w ich zrozumieniu. Czasem bowiem zdarza się brak wrażliwości terapeutycznej prowadzi do drop out, czyli wypadania pacjentów z psychoterapii. Pacjenci sami rezygnują z pomocy, najczęściej w stanie przejściowym miedzy względną równowagą a zdrowszym poziomem równowagi. Jest to taki stan zawieszenia, kiedy strategie obronne zostały podważone, ale problemy jeszcze nie rozwiązane. Zainteresowanych tematyką psychoterapii i jej skuteczności odsyłam do książek Lidii Grzesiuk. Pozdrawiam ciepło
  10. Witam! Trochę lakoniczny opis objawów uniemożliwia danie konkretnych wskazówek. Niska samoocena, drażliwość, nerwowość, sięganie po alkohol, brak zainteresowań mogą wskazywać na zaburzenia depresyjne, ale diagnoza różnicowa wymagałaby bardziej konkretnych informacji. Więcej o depresji i metodach jej leczenia można poczytać tutaj: http://portal.abczdrowie.pl/czy-cierpisz-na-depresje http://portal.abczdrowie.pl/wszystko-o-depresji http://portal.abczdrowie.pl/jak-wyjsc-z-depresji Pozdrawiam
  11. Witam! Nie wiem, Ann., w jakim celu wykonywałaś test EPQ-R, ale służy on przede wszystkim do badań naukowych oraz do porównania i charakterystyki osób, ale nie do celów diagnostycznych czy stawiania prognoz. Osoby uzyskujące wysokie wyniki w skali psychotyzmu określa się jako zimne, bezosobowe, nie potrafiące współczuć, nieprzyjazne, nieufne, dziwaczne, nieskore do wzruszeń, nieszczęśliwe, antyspołeczne, bez wglądu w siebie, z urojeniami prześladowczymi. Autor testu, Eysenck, nie precyzuje dokładnie terminu "psychotyzm". Twierdzi, że psychotyzm może świadczyć o skłonności do psychoz, głównie do schizofrenii i dwubiegunowych zaburzeń afektywnych. Skalę psychotyzmu używa się czasem do różnicowania "osób normalnych" od psychotyków, ale trzeba pamiętać, ze jest to najsłabsza skala pośród wszystkich zawartych w teście EOQ-R (ekstrawersja-introwersja, neurotyzm, skala kłamstwa). Pozdrawiam
  12. Nigdy nie ma tak, że istnieje tylko praca. Są sąsiedzi, jest jakaś rodzina dalsza lub bliższa, chociażby współpracownicy, z którymi można gdzieś wyjść po pracy, rozerwać się, zapomnieć na chwilę o obowiązkach zawodowych. Zamiast wracać do pustego mieszkania, w którym nikt na nas nie czeka, lepiej postarać się, by ktoś zaczął na nas czekać. Dlatego warto wówczas potraktować pracę jako środek do realizowania własnych marzeń. Niech zarobione pieniądze posłużą do samorozwoju, można je wydać na wyjście do kina, na basen, do teatru - we wszystkich tych miejscach można spotkać potencjalną "bratnią duszę". Trzeba jedynie zdobyć się na odwagę, by do kogoś zagadać, wyjść z inicjatywą, wygrać z nieśmiałością i uwierzyć, że znaczy się coś więcej niż tylko praca i osiągnięcia zawodowe...
  13. Witam! Być może Twoje problemy natury psychicznej wynikają z odmiennej orientacji seksualnej. Na homoseksualizm mogły nałożyć się takie trudności, jak depresja i zaburzenia osobowości. Świadomość, że "odbiega się" od ogólnie panującego wzorca par heteroseksualnych, powoduje często wstyd, onieśmielenie, zażenowanie i strach, że zostanie się niezrozumianym, wyśmianym, odrzuconym. Często osoby homoseksualne żyją wiele lat, nie ujawniając się ze swoją orientacją seksualną. Jeśli chodzi o poczucie osamotnienia, można spróbować zapoznać kogoś drogą Internetową na portalach dla osób homoseksualnych albo w "specjalnych" klubach. Więcej o psychologii homoseksualizmu i coming outu można przeczytać tutaj: http://portal.abczdrowie.pl/homoseksualizm http://portal.abczdrowie.pl/coming-out Pozdrawiam
  14. Witam! Spędzanie czasu w pracy ponad 8 godzin dziennie i niezdolność do oderwania się od myśli na tematy zawodowe to nie tylko syndrom zabieganego XXI wieku, który kładzie nacisk na sukces i prestiż społeczny. Tu rodzi się pytanie, gdzie kończy się kariera zawodowa, a zaczyna pracoholizm. Praca dla pracoholików staje się uzasadnieniem dla ich życia. Pracą próbuje się wypełnić pewne luki - brak rodziny, brak partnera, niską samoocenę itp. Praca definiuje życie. Pracoholik ma wrażenie, że bez pracy jest nikim, jest bezużyteczny i marnuje czas. Jak radzić sobie z pracoholizmem? Wcześniejsze sugestie były słuszne. Trzeba zmienić myślenie. Zamiast myśleć, że praca jest celem samym w sobie, lepiej pomyśleć, że praca jest środkiem do realizacji innych celów - zabezpieczenia bytu, pozwolenia sobie na wyjazd na wczasy, zainwestowania w siebie, w hobby... Praca jest ważna, ale nie można wyłącznie na niej budować poczucia własnej wartości. Więcej o pracoholizmie możne przeczytać tutaj: http://portal.abczdrowie.pl/pracoholizm http://portal.abczdrowie.pl/kariera-czy-pracoholizm Pozdrawiam
  15. O borderline i osobowości schizotymicznej oczywiście słyszałam, ale o zespole Piórkowskiego - pierwsze słyszę. Być może ten Pan psychiatra, do którego dostałeś, zujzuj, skierowanie nazywa się Piórkowski? Nie wiem... Tak się teraz zastanawiam nad tą osobowością schizotymiczną... Może faktycznie coś jest na rzeczy, skoro z jednej strony racjonalizm, a z drugiej koncentracja na wnętrzu i emocjach (introspekcja). W klasyfikacji ICD-10 nie ma takiej jednostki nozologicznej, jak osobowość schizotymiczna, ale są oczywiście schizotymicy - ludzie określani jako oschli, nerwowi, nieufni, unikający ludzi, zamknięci w sobie, trudno nawiązujący kontakty, drażliwi i wyniośli. Oczywiście, nie wiem, czy taka charakterystyka pasuje do ciebie, zujzuj. Rzetelna diagnoza wymaga bezpośredniego kontaktu i wykonania badań. Ufam, że wizyta u psychiatry rozwieje nieco wątpliwości. Pozdrawiam
  16. Nieśmiałość ma różne nasilenie - od okazjonalnego uczucia skrępowania, po nieuzasadniony lęk przed ludźmi, aż do zachowań nerwicowych i fobii społecznej. Niektórzy traktują nieśmiałość jako cechę charakteru, inni - jako skutek wpływów wychowawczych, kształtujących niską samoocenę i brak wiary we własne możliwości. Nieśmiałość może bardzo upośledzać życie człowieka - zniechęca do działania, uszczupla ilość kontaktów społecznych, ogranicza sieć wsparcia, hamuje przed inicjowaniem rozmów i nawiązywaniem znajomości i zaprzepaszcza wiele szans na poznanie ciekawych ludzi. Zainteresowanych odsyłam do artykułu: http://portal.abczdrowie.pl/jak-sobie-radzic-z-niesmialoscia
  17. etien, na bazie twojego wyczerpującego opisu raczej skłaniałabym się do rozpoznania osobowości zależnej niż borderline. Tak, jak pisałam wcześniej - pewne zaburzenia osobowościowe mogą ze sobą koegzystować. Niektóre przejawy zachowań są do siebie podobne, np. egocentryzm i sztywne poczucie własnych praw u paranoików, jak i histrioników. Nie oznacza to jednak, że dana osoba wykazuje zarówno symptomy osobowości paranoicznej i histrionicznej. Istnieją przecież dodatkowe kryteria diagnostyczne, umożliwiające diagnozę różnicową. Myślę, że twoje zachowania to raczej skutek osobowości zależnej, nie borderline. Borderline to impulsywność, bezustanne kryzysy emocjonalne, kryzys tożsamości, nierozumienie siebie, swoich uczuć i pragnień, zaburzony obraz siebie, ciągłe sprawdzanie się i ryzykowne zachowania, czego u ciebie brakuje. Aby być pewniejszą rozpoznania, zachęcam do porównania opisów zaburzeń zamieszczonych pod poniższymi linkami: http://portal.abczdrowie.pl/borderline http://portal.abczdrowie.pl/osobowosc-zalezna http://portal.abczdrowie.pl/osobowosc-chwiejna-emocjonalnie
  18. Noopii, nie można się poddawać. Każda choroba niesie ze sobą konieczność zaadaptowania się do nowych warunków. Chorzy na raka muszą nauczyć radzić sobie np. z dolegliwościami po chemioterapii. Osoby na wózkach inwalidzkich muszą nauczyć radzić sobie z nieprzyjemnymi wyrazami twarzy i niemiłym wzrokiem ludzi, którzy wpatrują się w nich bez jakiejkolwiek ogłady i taktu. Osoby bez rąk uczą się, jak radzić sobie bez dłoni, a osoby z problemami natury psychicznej stoją przed koniecznością walczenia ze swoimi deficytami albo zaakceptowania pewnych trudności, których nie da się przezwyciężyć - tak też przecież bywa. Można zmienić środowisko, skorzystać z grup samopomocowych, które zrzeszają osoby z podobnymi problemami, wyjść do ludzi, nie siedzieć w czterech ścianach i nie kontemplować życiowych porażek - tego, co się nie udało, co nie wyszło, co zostało zaprzepaszczone, ile ludzi nas zawiodło, komu nie można już ufać. Oczywiście, nikt nie powiedział, że walka ze swoimi słabościami jest łatwa i że poczucie samotności oraz brak wsparcia bliskich to przyjemne doznania, ale można to zmienić przy odrobienie wysiłku i chęci do zmiany. Nie można poddawać się chorobie, koncentrować całego życia wokół danego problemu. Trzeba umieć zapominać o swoich kłopotach i na przekór losowi udowadniać, że można cieszyć się życiem. Że nie wszystko stracone, że każdy kolejny dzień to nowe możliwości :) Trzymam kciuki za wiarę w lepsze jutro
  19. Witam serdecznie! zujzuj, przeczytałam całą opisaną przez ciebie historię i rzeczywiście problem jest nietuzinkowy. Oczywiście, drogą wirtualną nie postawię diagnozy, bo to nadużycie, ale mogę wysnuć kilka sugestii. Lęk przed tym, że ktoś może czytać emocje i myśli z naszej twarzy, przekonanie, że jest się "przezroczystym" mogą wskazywać na jakieś zaburzenia urojeniowe. Z kolei, lęk przed lękiem, czyli tzw. lęk antycypacyjny i "rozlewający się" na inne sfery życiowe strach wskazują na zaburzenia lękowe, jakiś rodzaj nerwicy albo fobii, czy też sugerowane zaburzenia dysocjacyjne (zaburzenia dysocjacyjne albo inaczej konwersyjne to, notabene, też typ zaburzeń nerwicowych), które wynikają z chęci wyparcia niechcianych treści, myśli, emocji, o których człowiek nie chce pamiętać, z którymi nie chce się zmierzyć ani przepracować ich. Raczej wykluczam zaburzenia osobowości. Jeśli chodzi o problemy w relacjach damsko-męskich, niewykluczone, że źródło może tkwić we wczesnodziecięcych doświadczeniach, np. z przedszkola czy nieumiejętności radzenie sobie ze wstydem z powodu zajrzenia mamie pod spódnicę. W tym względzie dużo do powiedzenia miałby pewnie Zygmunt Freud :) Zachęcam do zapoznania się z koncepcją rozwoju psychoseksualnego i konfliktami między id (pragnieniami, żądzami, potrzebami seksualnymi) a superego (sumieniem, normami społecznymi, nakazami, konwenansami). Niewykluczone, że strach przed kontaktami intymnymi wynika z jakiś ukrytych kompleksów, np. kompleksu Meduzy, czyli strachu przed kobietą, na którą się patrzy i z którą się rozmawia. Mężczyzna obawia się interakcji z kobietą, paraliżuje go strach, zaczyna przejawiać dziwne zachowania i opacznie interpretuje gesty czy mimikę kobiety jako oznakę nieprzychylności w stosunku do jego osoby. Myślę, że trudności warto by było skonsultować z seksuologiem albo przynajmniej psychologiem podczas bezpośredniej wizyty. Ja mogę niestety tylko hipotetyzować co do potencjalnych zaburzeń czy trudności psychicznych. Pozdrawiam
  20. etien, cieszę się, że zainteresowałaś się tematyką osobowości zależnej, tym bardziej, że problem dotyczy ciebie. Oczywiście, nie wszystkie reakcje i przejawy opisane w artykule pt. "Osobowość zależna" muszą dotyczyć każdej osoby z zaburzeniami osobowości zależnej. Objawy mogą przyjmować różną konfigurację u różnych osób. Strach przed stawianiem wymagań partnerowi z obawy przed odrzuceniem, konieczność radzenia się innych przed podjęciem prawie każdej decyzji czy szukanie aprobaty dla swoich wyborów, ciągły strach przed popełnieniem błędu to jednak osiowe symptomy osobowości zależnej. Czy możliwe jest, byś miała jednocześnie osobowość zależną i osobowość bordeline? Oczywiście, problemy osobowościowe wzajemnie się przenikają i nakładają na siebie. Borderline również wykazują tendencje do wchodzenia w burzliwe i niestabilne związki i definiują siebie poprzez "my", a nie "ja". Boją się odrzucenia i są w stanie znieść wiele upokorzeń dla ratowania związku. Lekarz zawsze musi jednak rozważyć, które cechy i zachowania przejawiane przez chorego wysuwają się na plan pierwszy i przeważają. Kiedy bardziej manifestują się cechy właściwe dla osobowości zależnej, stawia się taką właśnie diagnozę. Kiedy trudno rozsądzić, które rozpoznanie jest bardziej słuszne, wówczas stawia się diagnozę mieszane zaburzenia osobowości. Próba ochrony własnych granic nie świadczy o egoizmie i postawie roszczeniowej, ale o umiejętności asertywnych zachowań. Asertywność nie jest na pewno oznaką zaburzeń z pogranicza (borderline) - to zupełnie naturalne, że każdy człowiek oczekuje szacunku dla własnych poglądów, zachowań, systemu wartości. Absolutnie, nie musisz mieć wyrzutów sumienia z faktu, że chcesz zmienić coś w swoim życiu i nie dać się wykorzystywać czy manipulować innym. Jak radzić sobie z osobowością zależną? Najlepiej za pomocą psychoterapii, np. w nurcie poznawczo-behawioralnym, który pozwala zrozumieć siebie, swoje emocje, sposób myślenia i zmienić niekonstruktywne nawyki na bardziej zdrowe reakcje i zachowania. Co oznacza zdanie: "Zaburzenie osobowości zależnej świadczy raczej o pierwotnej bezradności i niezdolności do zakończenia symbiotycznej relacji z matką z okresu dzieciństwa"? Chodzi o to, by nie mylić osobowości zależnej z wyuczoną bezradnością czy depresją (patrz: http://portal.abczdrowie.pl/wyuczona-bezradnosc). Osobowość zależna wynika z pierwotnej, niejako wrodzonej (nie wyuczonej na drodze socjalizacji) bezradności. Taki sposób patrzenia na osobowość zależną proponuje podejście psychodynamiczne, które wnosi, iż osobowość zależna to skutek nieprawidłowego wzoru przywiązania do osób znaczących w dzieciństwie, szczególnie do matki. We wczesnym dzieciństwie matka i dziecko stanowią symbiozę, dziecko jest i czuje się zależne od mamy. W miarę dorastania więź na linii matka-dziecko powinna się rozluźniać stopniowo, by dziecko mogło zacząć poznawać świat, wchodzić w nowe interakcje itp. Kiedy symbiotyczna relacja z matką się nie kończy albo zostaje nieprawidłowo zakończona, wówczas istnieje ryzyko, że człowiek poszuka sobie substytutu "matki", czyli osoby, od której może się uzależnić, np. w postaci partnera życiowego. Mam nadzieję, że jako tako udało mi się rozwiać niektóre wątpliwości. Pozdrawiam ciepło :)
  21. Ach, KeFaS, ty to zawsze jakieś wyjście z sytuacji znajdziesz, by móc się "rozluźnić" za pomocą marihuany :) Jak nie skręcić, no to może ciasteczko, a co! A ja tam wolę tabliczkę czekolady i jazdę na rowerze albo basen. Przyjemne z pożytecznym. O wiele zdrowsze i super "ładuje" akumulatory. A co powiesz o "oryginalnej kampanii antynarkotykowej"? Widziałeś? Namiary podawałam we wcześniejszym wpisie. Jak się podobało? Jak oceniasz merytorykę przekazu?
  22. WojuBoju, z tego, co piszesz wynika, że tak naprawdę to leczenia i terapii wymaga cały system rodzinny. Nie tylko ty - pogubiony syn, ale też rodzice, którzy chcą wymigać się od rodzicielstwa i całą odpowiedzialność scedować na "chamstwo" i "młodzieńczy bunt". Myślę, że rozmowa z rodzicami to zadanie nie tylko dla ciebie, być może rodzice nie zechcą cię nawet wysłuchać, ale zadanie dla psychologa, np. szkolnego, który powinien uświadomić rodziców, co znaczy "depresja", z czego może wynikać i jak sobie z nią radzić. Może udałoby ci się namówić ich do wizyty w poradni rodzinnej i wspólną rozmowę z psychologiem? Pozdrawiam i trzymam kciuki
  23. Witam filemon123! Na podstawie twojego listu trudno w sposób precyzyjny stwierdzić, co stanowi przyczynę twoich problemów, skąd się one biorą. Huśtawka nastrojów - raz radość, zaraz spadek samopoczucia - może wskazywać na zaburzenie afektywne dwubiegunowe, chociaż osobiście myślę, że objawy są zbyt mało wyrażone, by móc postawić takie rozpoznanie. Być może twoje problemy wiążą się z cyklotymią - łagodnymi wahaniami samopoczucia albo wynikają ze stresu, trudności w szkole, nieporozumień z sympatią. Niewykluczone też, że możesz cierpieć na depresję. Rzetelna diagnoza wymagałaby jednak bezpośredniej konsultacji z psychiatrą bądź psychologiem klinicznym. Więcej o cyklotymii i CHAD możesz przeczytać tutaj: http://portal.abczdrowie.pl/cyklotymia http://portal.abczdrowie.pl/choroba-afektywna-dwubiegunowa Pozdrawiam
  24. Thazek, być może Mad_Scientist ma rację, sugerując izolowaną postać zaburzeń nerwicowych w postaci emetofobii, czyli lęku przed wymiotowaniem, co skutkuje niechęcią do jedzenia. Możliwe też, że cierpisz na fagofobię, a więc chorobliwy lęk przed jedzeniem i połykaniem, co oczywiście nie ma nic wspólnego z poczuciem głodu. Osoby cierpiące na fagofobię chcą jeść, ale się boją przełykać. kasiątko, jak sama wiesz bardzo dobrze nie wszystkie objawy, o których pisałam wcześniej, muszą świadczyć o zaburzeniach jadzenia w postaci anoreksji. Być może twoje problemy to "pozostałości" po jadłowstręcie psychicznym albo anoreksja o atypowym przebiegu. Poza tym, zaburzenia miesiączkowania nie wiążą się jedynie z zaburzeniami odżywiania się, ale mogą być skutkiem innych dolegliwości, o czym można przeczytać tutaj: http://portal.abczdrowie.pl/zaburzenia-miesiaczkowania.
  25. etien, odpowiem po kolei na twoje pytania. 1) Czy ludzie z osobowością zależną łączą się głównie z osobami o skłonnościach paranoicznych? Czy osobowość zależna może też tworzyć związki z innymi typami zaburzeń osobowościowych, które będą zabezpieczały się w patologii? Osobowość zależna przede wszystkim wierzy, że nie może żyć samodzielnie, że inni zabezpieczają jej los, że bez innych zginie. Paranoicy z kolei mogą zabezpieczać swoją wrażliwość na niepowodzenia i niski próg frustracji, obwiniając za wszystko osobę zależną, wzbudzając w niej poczucie winy. W tym układzie oczywiście najwięcej traci osoba zależna, która z obawy przed odrzuceniem i samotnością godzi się na krzyki, wyzwiska, a nawet przemoc domową. Osobowość zależna nie przyciąga jedynie paranoików, ale równie dobrze może łączyć się z psychopatami. Psychopaci jednak wybierają na swoje "ofiary" często osoby zdrowe, stabilne psychicznie. To urodzeni manipulatorzy i aktorzy, z potrzebą zdobywania i niszczenia drugiego człowieka. Ich żądza władzy, kontrolowania świata, urojenia prześladowania i inteligencja w stosowaniu przemyślanych gierek mogą synchronizować się u silnych jednostek z ich potrzebą sprawdzania się, ciekawością świata i chęcią rozwiązywania "życiowych trudności". Osoby zależne mogą zabezpieczać swoje deficyty, łącząc się np. z człowiekiem o osobowości histrionicznej, który zwraca uwagę tylko na swoje potrzeby, pragnie być w centrum zainteresowania, chce być podziwiany, doceniany, pytany o zdanie. Wydaje się zatem, że egocentryzm histronika będzie zazębiał się z niezdecydowaniem i potrzebą konsultowania każdej decyzji u osoby zależnej. 2) Z jakimi osobami najczęściej wiążą się osoby z borderline? Nie ma jakiś danych statystycznych, ale osoby chwiejne emocjonalnie, z zaburzonym obrazem siebie i uczuciem pustki wewnętrznej zazwyczaj wchodzą w związki krótkotrwałe, niestabilne i bardzo burzliwe. Osoby z borderline odznaczają się tym, że robią wszystko "za bardzo" - za dużo od siebie wymagają, są zbyt samokrytyczne, za bardzo kochają, za bardzo się angażują i zbyt dużego zaangażowania oczekują od partnera. Ich kryzysy emocjonalne mają być niejako rozwiązane dzięki związkowi i poprzez związek. Relacja z drugim człowiekiem ma zabezpieczać przed niestabilnością i brakiem zadowolenia z siebie. Można zaryzykować tezę, że osoby z bordeline przyciągają osoby o podobnych deficytach psychologicznych, a więc może to być związek bordeline + bordeline, ale równie dobrze borderline + osoba dyssocjalna, borderline + osobowość zależna albo bordeline + osobowość narcystyczna. 3) Czy może zdarzyć się sytuacja, że osoba o zaburzeniu osobowości zależnej zwiąże się z kimś, kto swoich zachowaniem będzie tą osobę od siebie uzależniał? Co wywoła jeszcze silniejszą zależność? Kto w takiej sytuacji jest naprawdę uzależniony, a kto współuzależniony? Czy zachowanie polegające na odtrącaniu i ponownych powrotach może wzmóc objawy zależności u osoby z tym problemem? Rozumiem, że jest to pytanie o związek dwóch osób ze skłonnościami do zachowań zależnościowych, np. diada osobowość zależna + osobowość zależna. Często jest tak, że tkwimy w związku, bo nam "wygodnie", bo druga osoba stanowi jakby puzzel, uzupełnia nas. W psychologii określa się to jako związki komplementarne. I wszystko wydaje się pięknie wyglądać, gdyby nie mechanizm utrwalający układy patologiczne. Nie ma nic złego, że ekstrawertyk łączy się z introwertykiem albo osoba pewna siebie z nieśmiałą - mają szansę uczyć się od siebie i rozumieć zachowania drugiej strony. Problem pojawia się, kiedy związek zabezpiecza patologię. Związki zależne tworzą się często na zasadzie przeciwieństw. Jako komplementarne elementy partnerzy mają szansę zaspokoić swoje potrzeby, aspiracje i oczekiwania. Większość par jednak nie zdaje sobie sprawy z nieświadomych dopasowań scalających związek, dopóki nie pojawią się okoliczności, które unaocznią prawdę o wątpliwej jakości partnerstwa i przyczynią się do wyzwolenia z niegdyś wygodnego układu. Ludzie mogą dobierać się w pary na zasadzie przeciwieństw ze względu na problemy emocjonalne, chęć uzupełnienia deficytów w jakiejś sferze, ale związek przestaje być wówczas funkcjonalny. Nosi znamiona patologii, bo jego zadaniem jest zabezpieczanie dwojga ludzi przed dyskomfortem i frustracjami. Człowiek zamiast czerpać wiedzę ze związku i walczyć z własnymi problemami emocjonalnymi czy innymi (np. w relacjach z ludźmi), pogłębia je i utrwala negatywne schematy myślenia i działania. Kto jest z takich związkach uzależniony, a kto współuzależniony? Tak naprawdę granica się wówczas rozmywa, bowiem jedna i druga strona traktuje drugą jako zaplecze dla swojego (jakiego takiego) funkcjonowania. Każda z osób w związku staje się wówczas zależna i współuzależniona. Jeśli chodzi o mechanizm rozstań i powrotów, to często wykorzystywany mechanizm jeszcze większego wiązania. Manipuluje się uczuciami drugiej strony, by poczuła się winna za rozstanie i wdzięczna za powrót, a poczucie niepewności eskaluje zależność i przywiązanie do partnera. 4) Czy osoba o osobowości zależnej może w swoim związku z partnerem stać się osobą współuzależnioną? Po czym poznać, że to współuzależnienie? Współuzależnienie to zgoda na trwanie w patologii, mimo świadomości, że tak naprawdę dany związek nie służy żadnej ze stron relacji - ani mnie, ani partnerowi, z którym jestem. O współuzależnieniu mówi się głównie w odniesieniu do żon alkoholików, ale nierzadko prezentują one symptomy osobowości zależnej. Nie chcą odejść od męża pijaka, współzależne od niego, mimo świadomości, że choroba alkoholowa męża niszczy wszystkich dookoła. Więcej na ten temat można przeczytać tutaj: http://portal.abczdrowie.pl/uzaleznienie-od-partnera http://portal.abczdrowie.pl/wspoluzaleznienie Pozdrawiam ciepło
×