Skocz do zawartości
Nerwica.com

Vian

Użytkownik
  • Postów

    2 280
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Vian

  1. eve11, a co kryje się za otyłością? Bo chyba Ciebie nie rozumiem. Masz grubego człowieka przed sobą i co... Ja nie mam pojęcia, dlaczego jest otyły - może to problem fizyczny, jakaś choroba, może efekt urazu (nie mógł chodzić, utył), może jakieś leki to wywołały, może zaburzenia hormonalne, może problemy psychiczne, może ma kompleksy i je zajada, a może przeciwnie - jest szaleńczo pewnym siebie hedonistą i kocha siebie mimo wyglądu odbiegającego od współczesnych norm estetycznych. Może może może. Grubi odpadają, bo Ci się fizycznie nie podobają, a widać fizyczność jest dla Ciebie ważna. Cześć. Nie dorabiajmy do tego głębszych teorii... :)
  2. Dokładnie. Zaproś znajomą na forum, bo tak to się bawimy w głuchy telefon, ale osobowości mnogiej koleżanka raczej nie ma. ;-)
  3. To jest, moim zdaniem, kluczowe stwierdzenie. W innym wątku napisałaś, że terapii de facto nie było, bo kłamałaś, a anoreksja przeszła sama z siebie. Nie zrozum mnie źle, fajnie, że przeszła, ale ta anoreksja też z czegoś wynikała, prawdopodobnie z Twojej sytuacji w domu, relacji z rodziną etc. i tu nijak sytuacja się nie oczyściła. Piszesz, że ta "pustka" przychodzi wtedy, kiedy jesteś szczęśliwa, śmiejesz się, kochasz się z facetem, z którym jest Ci dobrze - na moje oko to wynika właśnie z tego, że jesteś dda. Poczucie winy, że jesteś szczęśliwa. Moim zdaniem powinnaś iść na terapię dla dda tym razem i tak na serio, bez kłamania, z założeniem, że idziesz tam dla siebie, a terapeuta nie jest Twoim wrogiem. Powinno pomóc. :)
  4. Apel bardzo szczytny tylko całkiem nierealny. Problem w tym, że niewyśmiewanie i nieponiżanie w ogóle nie załatwia sprawy, a już samo to jest nierealne, bo zawsze znajdzie się grupka chętna odbić swoje frustracje na słabszych, zwykle nieświadomie. Jak jakiś dzieciak ma toksyczną mamę, co za byle co go leje (przykładowo), to on z przyczyn oczywistych nie może swoich frustracji odbić sobie na mamie, więc albo to w sobie zdusi, albo pójdzie i wleje komuś, komu może, wyżyje się. I ciężko winić o to takiego dzieciaka, bo on tylko próbuje radzić sobie ze sobą, nie jego wina, że ma durnych rodziców, co krzywią mu psychikę. Ci poniżający nie poniżają, bo są ŹLI z natury, poniżają, bo im ktoś jakąś krzywdę zrobił, w ten czy inny sposób. A nawet zakładając, że problem poniżania by nie istniał - to nie zalatwi problemu tego, że niektórzy są bardziej nieśmiali, introwertyczni, mniej asertywni, bo taka jest ich natura, a co za tym idzie mniej popularni i lubiani, bo prawda jest taka, że bardziej lubimy tych wesołych, pewnych siebie, charyzmatycznych. Zawsze będą jednostki, które będą stały z boku z tego czy innego powodu, chyba, że zaczniemy ich programować, jak roboty, ale to, moim zdaniem, nieciekawa perspektywa.
  5. Vian

    Nie lubie ludzi

    Trochę strzelając, bo właściwie nic o sobie nie napisałaś - perpetuum mobile? Ludzie (w tym wypadku rówieśnicy z dzieciństwa) Cię odrzucali, więc otoczyłaś się ochronną skorupką i nawet nieświadomie odpychasz ich, a raczej niewiele osób będzie sie starało celowo do Ciebie dotrzeć, mimo, że poczują dystans. Raczej w momencie, kiedy stwierdzą, że jesteś "zamknięta" zwyczajnie odejdą i poszukają kogoś bardziej otwartego na znajomość z nimi. Słowem tu nie chodzi tylko o konkretne działania - fizyczne wyjście do ludzi, dzwonienie do nich, zagadywanie, ale też o to wszystko, co przekazujesz "podprogowo", o fluidy, energię, sygnały niewerbalne, jakie im wysyłasz. Jeśli jesteś zamknięta w sobie, sprawiasz wrażenie nieprzystępnej, oschłej, nieufnej itp, to ludzie nawet nie do końca świadomie będą Cię omijać szerokim łukiem.
  6. Ok, to jeszcze mi powiedz, jak to się robi, oczywiście pamiętając, że mamy swoje problemy, smutki, natrętne myśli, które cisną nam się do głowy chciane czy nie. Nie mogę się z Tobą zgodzić, że to "z własnej winy", tak by było, jakby mózg miał przycisk "reset" a my, gapy, byśmy zapominali go wcisnąć. Ale nie ma, nie da się mu też powiedzieć "mózgu, cicho, teraz śpimy", a on grzecznie nie odpowie "ok, dobranoc".
  7. Na podstawie tych wymienionych to mnie przychodzi do głowy tuzin tak od ręki Kwestia taka, zielona miętowa, że diagnostyka nie polega zawsze na dopasowaniu na siłę, koniecznie, przypadku do zaburzenia, więc to nie jest tak, że jak ktoś ma zaburzenia mieszane to dlatego, że diagnoście KONKRETNE zaburzenia nie przyszły do głowy...
  8. zielona miętowa, to jednak trochę bardziej skomplikowane. Zachowanie rodzica, takie jak mamy acl, jest destrukcyjne dla psychiki niezależnie od tego, jaką postawę się przyjmie - bierną, uległą czy agresywną. acl, co tu dużo gadać, Twoje relacje z rodzicami, szczególnie z mamą, która najprawdopodobniej sama ma jakieś zaburzenie, były na tyle toksyczne że sproszkowały Ci psychikę. Potrzebujesz konkretnej, długotrwałej terapii i wyjdziesz na prostą.
  9. Niedojrzałość i przerost ego. Na wstępie piszesz o sobie, że masz "piekielnie mocny charakter", a już kilka zdań dalej, że wpadałeś w panikę przy stosunkach, bo przy Twoim pierwszym (który odbyłeś po pijaku) dziewczyna wmawiała Ci, że się nie zabezpieczyłeś. To NIE JEST oznaka mocnego charakteru a raczej słabego. Niedojrzałości na pewno. Poza tym prawda jest taka, że przy tym pierwszym stosunku NIE BYŁEŚ odpowiedzialny. Miałeś 16 lat, a uprawiałeś seks tak nawalony, że potem nawet nie pamiętałeś, czy nałożyłeś gumę czy nie. Z której strony to jest odpowiedzialne. Dalej opisujesz swoją obecną dziewczynę, która straciła dziewictwo w co najmniej nieciekawych okolicznościach zakrawających wręcz na gwałt. Mogło się to odbić na jej psychice, na życiu seksualnym, na wszystkim, ale Ciebie to nie gryzie. Tobie przeszkadza, że ona nie jest już dziewicą. Ty straciłeś dziewictwo nawalony jak stodoła z jakąś panną, co chyba była nawalona tak samo jak Ty, a przeszkadza Ci, że obecna nie jest dziewicą. Powtarzam to, bo próbuję zmieścić w głowie ten ogrom bucostwa i egoizmu. Na razie mi się nie udaje.
  10. PTSD... Teoretycznie nie można tego wykluczyć jak nie wiemy, jak to rozstanie wyglądało, ale ogólnie, czytając Twój post, to raczej wątpliwe. Kombinujesz w dobrą stronę. Twój stary związek jest zwyczajnie nieprzepracowany. Nie pogodziłaś się z utratą partnera, nie zamknęłaś tamtych drzwi i dlatego do Twojego obecnego życia sączy sie stary smród. Ale druga sprawa jest taka, DLACZEGO reagujesz aż tak intensywnie. Panika, uczucie zagubienia, nawet myśli samobójcze. Zdajesz sobie sprawę, że Twoja psychika reaguje nieadekwatnie do powodu (rozstania), ale ona ma jakiś powód, tylko prawdopodobnie to nie jest rozstanie. Może jakaś choroba, może zaburzenie, może coś wyniesionego z mniej lub bardziej toksycznego domu. Trzeba to ustalić i rozwiązać, a tego nie rozwiąże spotkanie z chłopakiem...
  11. Przerywanie relacji i pozbywanie się dupka nic tu nie da. A raczej da, ale raczej na krótko, bo najprawdopodobniej luizjana za jakiś czas znów wdepnie w jakiś toksyczny związek. Prawidłowo postawiony problem to: dlaczego luizjana pozwala traktować się przedmiotowo? Poprzedni toksyczny związek w którym facet zdradzał, ok, ale to za mało. Masa z nas była kiedyś zdradzana i nico. Kończyliśmy związek, szukaliśmy kolejnego, jak kolejny też był z jakiegoś powodu zły, też go kończyliśmy aż trafiliśmy na właściwy. Związek luizjany nie tyle jest stricte TOKSYCZNY... Zwyczajnie luizjana i jej facet mają inne wizje na temat relacji - ona chce PARTNERA, klasycznego związku, on KOCHANKI bez większych zobowiązań. Problem jest ponieważ mimo, że luizjana to wie, nie rozstaje się z tym facetem, a uparcie się go trzyma wyszukując prawdopodobnie nieistniejące przesłanki świadczące o tym, że "kiedyś on się zmieni". Konkluzja - Twoim problemem, luizjano, nie jest zły partner, problem jest w Tobie. Musisz się dowiedzieć, DLACZEGO tak jest i potem kroczek po kroczku ten problem usunąć aż dojdziesz do etapu, kiedy będziesz w stanie stawiać granice, nie pozwalać na ranienie się, wymagać od partnera i kończyć związki, jeśli partner okaże się niewłaściwy. Samej mur beton Ci się nie uda. Im szybciej trafisz do kogoś, kto Cię będzie popychać we właściwych kierunkach tym lepiej dla Twojej psychiki.
  12. Shemale i hermafrodyci to dwie KOMPLETNIE różne sprawy, to raz. Dwa - fakt, że podniecają Cię transseksualistki (transseksualiści to kobiety, które zmieniły płeć na męską, czyli odwrotnie) nie robi z Ciebie geja ani biseksualisty, a FETYSZYSTĘ, a Twoim fetyszem jest penis U KOBIETY (gdzie tu homoseksualizm... ). Często ma to delikatne związki z masochizmem/uległością (jeśli lubisz fantazjować, że to ta transetka jest stroną aktywną), albo sadyzmem/dominacją (jeśli Ty jesteś stroną aktywną). Tadam. anonimowy997, sam się nakręcasz. Im bardziej się boisz tym bardziej unikasz a im bardziej unikasz tym Twój mózg silniej reaguje na bodźce. W tym wieku pewne zainteresowanie własną płcią jest całkowicie normalne. Spróbuj sobie odpuścić, powinno pomóc i za jakiś czas nawet nie będziesz o tym pamiętać.
  13. Najprawdopodobniejsza odpowiedź - to kwestia Twojego braku pewności siebie.
  14. Midas, nie do końca się zgodzę, chociaż to zależy, co kto rozumie przez "dobrze". Bo znam ludzi, co Ci powiedzą, że możesz z kimś X lat mieszkać i nie znać go dobrze. ;-) Są osoby, które mniej lub bardziej świadomie w internecie się kreują, nadają sobie takie a nie inne cechy, których de facto nie mają i w takim przypadku faktycznie spotkanie w realu może być szokiem. Ale są takie, które się nijak nie kreują (no, nie bardziej niż w realu) i w takim przypadku bliższe etapy poznania nie zmienią obrazu człowieka, a raczej go rozwiną, dopełnią. Pomijam tu kwestię pewności siebie, bo wiadomo, że osoby w rzeczywistości nieśmiałe za ochronną barierą sieci mogą być bardziej asertywne czy otwarte. Z przypadków internetowych osobowości - poznałam dziewczynę (chyba dziewczynę) na jednym z for internetowych, która poznała bliżej paru forumowiczów (w tym mnie) i każdemu opowiadała o sobie inną historię - w jednej była prostytutką, w innej dziewicą przed 30-tką molestowaną seksualnie itd. W każdej była śmiertelnie chora i "umarła". Potem na forum nawet pisał jej "brat". Sprawa się rypła jak forumowicze się zgadali i okazało się, że każdy znał ten sam nick, a różne osoby W sumie do tej pory nie wiemy, kto to był - jakiej płci, ile lat itd.
  15. Tahela, Szajniowaty ma rację. Kłamstwo patologiczne przypomina urojenia tyle że urojone są wspomnienia a nie rzeczywistość.
  16. Dobrze napisane - nie "nikomu się nie podobam", a "UWAŻAM, ŻE nikomu się nie podobam". TY tak uważasz. Moim zdaniem fajnie, że mu piszecie "nie przejmuj się innymi", ale w tym momencie on SOBIE się nie podoba, a to już problem, bo tak serio nie brakuje mu urody, a po prostu pewności siebie. Co masz zrobić? Coś, dzięki czemu się sobie spodobasz. Jak jesteś za gruby swoim zdaniem, to idź na dietę, na siłownię, na basen, popracuj nad rzeźbą ciała. Jak czujesz, że brak Ci wdzięku idź na kurs tańca (nie masz pojęcia, ile dziewczyn leci na faceta potrafiącego tańczyć walca, jive'a czy salsę, w tym ja sama ; bo "gibać się jak pier***ny rezus" to każdy umie ). Może zainteresuj się jakimś sportem? Może chodzi Ci po głowie jakieś hobby? Cokolwiek dzięki czemu poczujesz się lepiej ze sobą powinno pomóc. :)
  17. Vian

    Psychologia ubioru

    Nie każdemu każdy image pasuje. Ja (jakby coś jestem kobietą) świetnie się czuję w marynarkach i kostiumach, więc noszę je naturalnie i jestem odbierana w takich ciuchach pozytywnie, ale z kolei moja koleżanka uwielbia żywe kolory, falbanki, wzorki, kokardki, srardki - JEJ też to pasuje i w tym jest odbierana pozytywnie. Natomiast gdybyśmy zamieniły się na ciuchy, ja w jej czułabym się jak klaun, ona w moich sztywno, obie czułybyśmy się źle a więc i odbierane byłybyśmy źle. Prawda jest taka, że najważniejsze to sobie się podobać. Niby banał, ale serio ludzie którzy się dobrze czują w swoich ciuchach, w swojej skórze, są zwyczajnie bardziej pewni siebie, pozytywnie nastawieni, od tych, którzy noszą coś bo muszą albo bo wydaje im się, że tak będzie najlepiej. Zwykle się mowi, że trzeba coś "umieć nosić" - np. facet musi "umieć" nosić garnitury, żeby w nich dobrze wyglądać (jak nie umie, będzie w nich wyglądać jak uczniak albo wieszak). Więc jak umiesz nosić te marynarki i koszule, dobrze się w tym czujesz, to bomba.
  18. Dwa pytania: 1. Czy obecnie jest Ci źle, chciałbyś coś zmienić w sobie, w swoim życiu, chciałbyś, żeby było inne? 2. Czy jesteś gotowy starać się, pracować, walczyć o tę zmianę? Jeśli odpowiedź na którekolwiek powyższe brzmi "Nie.", nie idź do psychologa, bo to będzie strata czasu.
  19. Olga, ale to się najpewniej powtórzy skoro powtarza się przy okazji takich bzdetów od 3 lat, więc nie przekonuj go, że nie, bo się tylko rozczaruje. Przekonuj go, że chcesz to zmienić. Zaczęłabym od pójścia do psychologa, bo napady agresji mogą być objawami bardzo różnych problemów od zaburzeń osobowości przez depresję po urazy mózgu.
  20. "Uciekaj, uciekaj..." Co Wy, napady furii to taki sam problem jak napady smutku, a nie jego fanaberia, którą może kontrolować (na 99,9%). Na tym furia polega, że jest niekontrolowana. Przyczyny mogą być różne - uraz mózgu, depresja, zaburzenie osobowości takie lub inne... Nic wymyślnego. Problemem natomiast jest to, że nie widzi w tym problemu, warto spróbować go skłonić do tego, żeby zobaczył. Spróbuj go nagrać - kamerą (najlepiej) lub dyktafonem, potem, jak już będzie spokojny, pogadajcie o tym, a jak zacznie gadać, że "to normalne", puść mu go, niech sobie zobaczy, jak wyglądał. Z doświadczenia wiem, że wiele osób mających jakieś ataki nie widzi problemu, dopóki samych siebie nie zobaczy niejako z boku. No i że straszy, nie wolno dać się zastraszać. Nigdy. I prozaiczne, kontrolne pytanie - czy Twój facet regularnie chodzi na siłownię?
  21. człowiek nerwica, no ale to nie musi być kwestia "mało", a tego, że może chce czegoś innego. To tak jakby ktoś Ci nakładał na talerz kolejne porcje ziemniaków ze schabowym, kiedy Ty masz ochotę na choćby jedno ciastko, a schabowym już rzygasz. I dziwił się, że on Ci nakłada i nakłada góry jedzenia, a Ty narzekasz...
  22. Trzymam za Was kciuki! :) Jak coś zaproś ją na forum, znałam wiele przypadków bardzo poważnych konfliktów w związkach, gdzie osoba mediatora zdziałała cuda i problem, który trwał miesiącami, znajdował rozwiązanie w kilka dni. :) Tylko o tej metodzie to Ty jej powiedz wprost ;-) Że zamiast narzekać wolałbyś, żeby Ci po prostu mówiła, co by chciała. Nie zaczynaj tego wprowadzać w życie po cichu, bo ona może nie ogarnąć tematu i nie wprowadzić tego ze swojej strony. ;-)
  23. Dziwne są Wasze posty - skoro ona jest niegotową na związek gówniarą, to autor jest niegotowym na związek gówniarzem, bo sam napisał, że de facto zachowuje się tak samo jak ona. A poza tym nie wiem jak Wy, ale ja jeszcze nie spotkałam osoby, która od pierwszego związku zachowywała się dojrzale, odpowiedzialnie, umiała sobie poradzić z sytuacjami konfliktowymi i kryzysami w związku, ble, ble ble... Normalne chyba, że uczymy się metodą prób i błędów. :) mafiozo115, zacznijmy od kłamstwa nt palenia - owszem, masz prawo mieć żal do swojej partnerki, że Cię okłamała (kłamstwo w związku jest podłe i rujnuje zaufanie, co zresztą stało się u Was). Natomiast między nami, to sam ją do tego kłamstwa popchnąłeś, bo wymogłeś na niej obietnicę, że nie będzie palić. Obiecała, bo nie wypadało odmówić, bo chciała uniknąć kłótni, bo bała się postawić sprawę na ostrzu noża mówiąc wprost "Nie, nie chcę na razie rzucać, zaakceptuj to". Swoją drogą co byś zrobił, gdyby tak odpowiedziała..? Bo tak powinna była odpowiedzieć. Co do konfliktów - aktualnie Wasza metoda rozwiązywania konfliktów to powiedzieć, co się nie podoba, tyle, że zamiast o tym pogadać i spróbować zmienić swoje zachowanie, Wy odbijacie piłeczki metodą "no tak, ale TY..." (Ty też to robisz i widać to nawet w pierwszym poście). Ona wytyka Ci Twoje wady prawdopodobnie dlatego, że czuje się atakowana - Tobie się ciągle nie podoba coś w niej, więc przypomina Ci, że halo - Ty też jesteś daleki od ideału. Więc może zamiast mówić, co Wam się nie podoba, spróbujecie mówić, czego byście chcieli..? Może na przykładzie: zamiast "Ty prawie w ogóle nie mówisz, że mnie kochasz!" spróbujcie "Chciałbym, żebyś częściej mówiła mi, że mnie kochasz, bo wspaniale to od Ciebie usłyszeć"... Zaproponuj jej taką metodę. Albo najlepiej powiedz o tym temacie i poproś, żeby się wypowiedziała, porozmawiała z nami. -- 15 paź 2011, 01:25 -- PS. Teraz to doczytałam... Ano, może zmienić - np. faceta może jej to zmienić, na takiego, co nie ma w kółko pretensji...
  24. Czytając Twój temat rzuciło mi się w oczy, że jest bardzo jednostronny - piszesz o wspólnym problemie, ale wyłącznie ze swojej perspektywy... Patrzysz na żonę przez pryzmat siebie, swoich celów, wartości i dziwisz się, że żona nie cieszy się z tego samego co Ty. Ano nie cieszy się, bo najwyraźniej dla niej istotne są kompletnie inne rzeczy... Kupiliście ładny dom, rozbudowywaliście go, zainwestowaliście w dużą działkę, żebyś mógł uprawiać swoją pasję czyli ogrodnictwo, ok. Ale sam zauważyłeś, że Twojej żony to nie cieszyło. Jakie ona ma pasje? Możliwości rozwoju tych pasji? Co przez ten czas osiągnęliście, co JĄ ucieszyło..? Dalej - żona pracowała w firmie w której czuła się źle i na stanowisku, które nie dawało jej satysfakcji, kiedy powiedziała Ci, że chce rzucić pracę, zareagowałeś jednoznacznie negatywnie, bo U CIEBIE... Moim zdaniem popełniłeś tu błąd - ja bym się zapytała żony, dlaczego chce ją rzucić, jaka praca sprawiłaby jej satysfakcję, a jeśli nie chce pracować (a Was na to stać) to co chciałaby robić? Może chce się dokształcić, iść na kurs, wrócić na studia, poszukać swojej pasji..? Zresztą, między bogiem a prawdą, to na taką rozmowę był czas w momencie, kiedy do Ciebie zaczęło docierać, że żonie w pracy jest źle, kiedy zauważyłeś, że przychodzi niezadowolona, męczą ją dojazdy, a stanowisko nie cieszy. Prawda jest taka, że mało co tak destrukcyjnie wpływa na człowieka jak nielubiana praca, bo spędzasz w niej połowę dnia, czasami nawet większą część. Nic dziwnego, że żona jest niezadowolona, drażliwa, zniechęcona, też bym była. Analogicznie z osiągnieciami - dla Ciebie ten dom, ogród, w której rozwijasz SWOJĄ pasję, samochody i stan konta to osiągnięcie z którego się cieszysz. Ale dla żony najwyraźniej nie, dla niej osiągnięciem byłoby coś innego - może prestiżowe stanowisko, może stopień naukowy, może osiągnięcia w jakiejś dziedzinie, pasji, którą porzuciła, żeby zająć się domem... Pojęcia nie mam, co, ale na pewno warto podrążyć temat w tym kierunku. W takim układzie poradniki, jak żyć pełnią życia, tylko pogarszają sprawę, bo ona je czyta i myśli "mogło być tak pięknie, a strawiłam X lat w dennej pracy i nie mam z tego nawet satysfakcji". I na koniec - nie jesteś typem romantyka, ok - ale może jednak żonie trochę tego romantyzmu brakuje. Może niekoniecznie łóżka ukwieconego różami i serenad pod balkonem, ale nie wiem - może brakuje jej codziennej czułości? Może czuje się mało kobieco, mało doceniana, nie czuje, że jest kimś wyjątkowym? Na to by wskazywał fakt, że tak mocno związała się z Waszym dzieckiem - fakt, że była matką, dawała i dostawała czułość, miłość, poczucie intymności, niwelował nieco braki czułości od Ciebie. Ty kochasz żonę na swój sposób, ale jesteś z nią, więc musisz ją kochać też trochę na JEJ sposób, albo nie dziw się, że nie jest szczęśliwa... Co masz zrobić? Zaczęłabym od rozmów i słuchania żony, ale nie takiego słuchania, że słuchasz, a potem tłumaczysz, dlaczego ona nie ma racji, dlaczego powinna "iść do przodu", cieszyć się i być dumną z domu z ogrodem i konta pozwalającego na zagraniczne wakacje, samochody i prywatną szkołę. Słuchać, czego ona chce i postarać się jej to dać, nawet jeśli Ty tego samego nie potrzebujesz.
  25. W tym miejscu zgadzam się z KeFaSem mimo, że też miałam dziadka w Wermachcie.
×