Guzik, aktualnie czuję się tak, jak przez wiele ostatnich lat mojego życia. Nie umieram. Niewiele myślę o umieraniu. Dużo śpię, budzę się z poczuciem bezsensu istnienia, które utrzymuje się przez cały dzień. Na nic nie mam ochoty, nic mnie nie cieszy tak naprawdę, nie ma we mnie żadnej motywacji ani chęci. Kontakty z ludźmi często mnie męczą, ale cały czas czuję się samotna. Odczuwam pustkę. Nie lubię siebie. Wiem, że nie nadaję się do niczego. Nie płaczę bez konkretnego powodu (mam wiele bardzo konkretnych, w zupełności mi wystarczają). Co do smutku ciężko mi powiedzieć, bo granica między smutkiem po stracie a smutkiem po prostu zaciera mi się.
(a jak pójdę do lekarza, to nie będę potrafiła opisać jak się czuję, nie będę nawet potrafiła się odezwać, ewentualnie będę odpowiadała beztrosko na pytania, a odpowiedzi nie będą miały większego związku z prawdą)