Kocham siebie i nienawidzę,
podobam się sobie i jestem odstręczająca,
jestem chodzącą omniscencją i szczytem głupoty,
nie wiem kto ja, żeby ot tak, po prostu siebie lubić..
Z jednej strony poczucie - tak jak pisałaś - odrzucenia, wrażenie cichego przyzwolenia i obojętność, ale i po części ich sposób na radzenie sobie z problemami (jakby nie było NASZYMI)..
Cóż. Moja mama także nie widziała, a jeśli zdarzyło jej się "coś" zauważyć obrażała się na mnie i przestawała odzywać się potęgując we mnie wzrost poczucia winy.
Nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę rozmów telefonicznych!
Nie odbieram telefonów, a i sama nie dzwonię (np. by odroczyć termin oddania książek w bibliotece wolę do niej pojechać [60km], niż "po prostu" zadzwonić)..
Miło, że nie jestem sama