Skocz do zawartości
Nerwica.com

MalaMi1001

Użytkownik
  • Postów

    1 935
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez MalaMi1001

  1. Nie wiem czy to był efekt placebo czy nie, nie wiem. Jak to co dalej? Pomęczę się miesiąc do kolejnej wizyty u lekarza chociaż do tego czasu się pewnie wykończę....
  2. Zaczęła! Bo nie miałam fantazji, mogłam NORMALNIE skupić się na robocie i nawet sobie podśpiewywałam pod nosem łączą kabelki! Więc było lepiej, miałam wszystko gdzieś, a dziś? Nie mogę ogarnąć głowy!
  3. Ta daaaam! Witajcie z powrotem fantazje! Witajcie, jakże dawno was nie było! Koorva i sertralina chyba przestała działać... Po miesiącu???
  4. Nie wiem, ja się naczytałam i naoglądałam na temat zespołu Parkinsonowskiego i późnych dyskinezach po neuroleptykach, dlatego ten chlorpentiksol noszę ze sobą w razie gdybym wpadła w jakąś furię... Zmuli mnie i do widzenia. Natomiast boję się trochę mojej nowej pani doktor, bo powiedziała, ze nie wie co ma ze mną zrobić i ten zestaw, który teraz biorę oceni za miesiąc. Obawiam się czy nie dorzuci mi jakiegoś neurolepa i nie dość, że jestem głupia to jeszcze będę "powykręcana"...
  5. Powiedziała jak brać, ale ja już mam doświadczenie z tym lekiem. Kiedyś brałam dzień w dzień po tabletce przez pół roku (albo i dłużej, nie pamiętam) i odstawiłam z dnia na dzień bez kłopotów.
  6. Dlaczego nic mi się nie chce? Nie mam żadnych ambicji żeby cokolwiek zrobić, robię tylko jak muszę... Nic mi się nie chce, nie to, że jestem senna, ale taka bez życia. To przez leki czy jakiś "etap" mojej fazy?
  7. A ja byłam dzisiaj u nowej pani doktor w przychodni przy szpitalu psychiatrycznym. Wspaniała kobieta! Chyba po raz pierwszy poczułam, że jestem człowiekiem a nie kolejnym pacjentem, któremu trzeba przepisać garść psychotropów żeby się odczepił. I znowu dostałam zolpidem... Może się wreszcie wyśpię. Nie śpię od jakiegoś tygodnia. A dzisiaj jestem zmęczona wyjątkowo. Ja nie wiem jak można brać takie dawki. Ja po 10mg kiedy usiłuję czytać do poduszki widzę jak mi falują litery I potem "CUT" i nie ma mnie. Ja nie wiem jak można brać 1200mg. Sen do końca życia czy zgon? Jak można to przeżyć?
  8. Jutro idę do nowego psychiatry w przychodni przy szpitalu psychiatrycznym. Załatwiłam wszystkie niedociągnięte sprawy, z moim własnym, szczerym JA idę jutro na pierwszą wizytę. To tak jakbym szła w ogóle pierwszy raz. W sumie chyba jak zawsze za dużo sobie obiecuję po tym wszystkim. Wreszcie chyba czas się z tym wszystkim pogodzić i zaakceptować. Przecież nic się nie stało...
  9. Poszłam do pracy, zamknęłam się w kanciapie, zrobiłam co swoje i wyszłam. Wróciłam do domu, posłuchałam pieprzenia matki bez ładu i składu, zjadłam obiad, obejrzałam jeden odcinek serialu, poszłam spać. Teraz jaram fajkę i czekam na materiały do drugiej pracy. Jak mi minął dzień? Dziś nic złego się jeszcze nie wydarzyło.
  10. To nie jest tak, chyba nie rozumiecie. Nie potrzebuje opiekuna, który będzie mnie klepał po plecach jak mamusia i mówił, że wszystko się uda, który będzie ze strachem wypytywał jak się czuję i czy czegoś mi nie potrzeba. Nie chcę przewodnika duchowego, który jednocześnie będzie moim kochankiem. Umiem sobie radzić sama ze sobą, nie kieruję na nikogo swojej złości, a jeśli już to na siebie. Ja doskonale wiem, że mam problem. Mam tylko dość wracania do pustego domu, chciałabym mieć kogoś komu mogłabym powiedzieć, że odniosłam jakiś sukces i być może nauczyć się z tego cieszyć. Jak nie mam z kim tego dzielić zwyczajnie spływa to po mnie. Mam wpadać w samozachwyt i dookoła ludziom opowiadać jaka to jestem zajebista bo udało mi się to czy tamto? No nie, to nie w moim stylu. Chciałabym zrobić komuś przyjemność i ugotować coś co bardzo lubi, pokłócić się o zbyt wysoki rachunek telefoniczny i niepozmywane naczynia. Mój obecny psychiatra powiedział: tobie potrzeba zrównoważonego, normalnego faceta, nie będą wtedy potrzebne żadne pigułki, bo ty nie masz problemu z głową tylko nosisz to w sercu. Ale funkcjonować jakoś musisz. A masz problemy z reagowaniem na starsze panie na ulicy? To trzeba poszukać gdzie indziej, u mnie psychoterapia na NFZ jest raz w tygodniu, nieograniczona ilością spotkań. Na wszystko co piszemy masz wymówkę - proces zdrowienia polega na tym, że chcemy wyzdrowieć, to pierwszy krok..... a Ty narazie stoisz w miejscu niestety. No ale nic na siłę, może kiedyś dasz terapii jeszcze jedną szansę. Nie, nie mam problemu na reagowanie na starsze panie na ulicy. Ale często w zwykłym życiu łapię się na tym, że na większość sytuacji wśród obcych ludzi zareagowałabym inaczej. Ja to nazywam spóźnionym refleksem. Nie miał mnie kto tego uczyć, nie miałam okazji obserwować innych ludzi i ich zachowania. Widzisz, przedwczoraj dowiedziałam się, że mojej przychodni psychiatrycznej, jedynej w mieście skończył sie kontrakt z NFZ i wszystkie wizyty do wszystkich specjalistów do ponownego podpisania umowy są płatne. To jedyna placówka w moim mieście, poza tym są prywatne gabineciki i to wszystko. Do Łodzi, gdzie pewnie jest tego więcej mam 70km. Postanowiłam się zapisać do przychodni przy szpitalu psychiatrycznym i też był mega problem ze znalezieniem wolnego numerka. Nie mieszkam w Warszawie gdzie placówek jest cała masa i można wybierać. U mnie na terapię kierowała mnie moja psychiatra a na następną wizytę zapisywała terapeutka, przeważnie za miesiąc lub nawet dalej. Więc jaki ma sens taka terapia? Żaden. A nie jestem aż tak bogata, żeby pozwolić sobie na chodzenie do prywatnych gabinetów.
  11. Chyba nie wiesz o czym mówisz. Straciłam wszystko raz, nie miałam się nawet gdzie podziać. To przez mojego byłego. Nie uroniłam z tego powodu ani jednej kropli łzy, pozbierałam się dość szybko i to sama. Nikt mi w tym nie pomógł, bo też nikogo nie miałam. Więc wiem jak to jest. W życiu nie ma sytuacji bez wyjścia w sensie przyziemnych i trywialnych spraw. Nie ma sytuacji przegranych. Dlatego to co mam nie ma dla mnie znaczenia, bo nawet jeśli to stracę znów to odbuduję. Rzeczy materialne i umożliwiające byt nic dla mnie znaczą, dziś je masz jutro nie. A wsparcia nie zastąpi nic.
  12. Cóż terapeuta nie cofnie czasu i nie poświęci mi tyle uwagi co powinna matka i ojciec. Nie mam do nich ani żalu, ani pretensji. Nie zacznę się znów bawić lalkami i jeździć z rodzicami do lasu czy nad jezioro. Tego nie było i nie będzie i muszę nauczyć się z tym żyć. Nikt ci nie każe tego robić, myślałaś, że na tym będzie polegać twoja terapia? Na uzdrawianiu stosunków z rodzicami? Otóż nie... na terapii właśnie nauczysz się jak sobie z tym wszystkim radzić, jak to przetwarzać, jak reagować...... ale - jeśli nie chcesz to nikt cię nie zmusi. Miałabym nauczyć się reagowania począwszy od starszej pani na ulicy skończywszy na związkach? Trwałoby to całe wieki a i tak do końca nie udałoby się. Na NFZ terapia jest raz w miesiącu bo jest duża kolejka, czasami chodziłam nawet rzadziej, gdybym chciała chodzić prywatnie raz w tygodniu płacąc 90zł za godzinę po roku zbankrutowałabym i tak chodziłam tak przez 2 miesiące i zrezygnowałam, nie było to warte tylu pieniędzy.
  13. Nie lubię oceniać po pozorach, po kilku postach na forum.... a nawet jeśli taka jest, to skądś to wynika i zapewne można nad tym popracować..... Pewnie jestem sfrustrowana bo mam wszystko czego człowiek w moim wieku może chcieć, wszystko oprócz tego najważniejszego - miłości i akceptacji. I oddałabym to wszystko bez mrugnięcia okiem w zamian za to. Pewnie można nad tym pracować, ale nikt nie nauczy mnie cieszyć się tym co mam, bo to dla mnie ma najmniejszego znaczenia. Można mieć wszystko, ale jak się nie ma najważniejszego 1/4 życia stanowi pustka. Cóż terapeuta nie cofnie czasu i nie poświęci mi tyle uwagi co powinna matka i ojciec. Nie mam do nich ani żalu, ani pretensji. Nie zacznę się znów bawić lalkami i jeździć z rodzicami do lasu czy nad jezioro. Tego nie było i nie będzie i muszę nauczyć się z tym żyć. Może masz rację. Ale w sumie nic się stało, to wszystko mój problem, że tak mam, to ja za to płacę a nikt nie musi się przejmować moimi uczuciami, każdy robi to, co dla niego jest wygodne/dobre/najlepsze.
  14. A czy ktoś ci coś takiego mówi? Chodzi przecież tylko o wyciąganie wniosków z poprzednich doświadczeń. Nie potrafisz oddzielić sugestii dotyczących swego zachowania od swojego charakteru. Wszystko odbierasz jak atak na siebie. Zamiast wyciągać jakieś wnioski, to zakleszczyłaś się w swych poglądach i do końca życia będziesz mówila, jaka to straszna rzecz ciebie spotkała. to nie było mile doświadczenie, ale ty przywarłaś do niego, hołubisz go, lubisz się użalać nad tym. Każdy, komu się coś takiego przytrafiło, ma powiedzieć, że przegrał życie? W wieku 27 lat? Pisałaś, że ludzie uważają cię często za niedojrzałą, a czy nie zauważyłaś, że wpisujesz się w taki właśnie schemat niedojrzałych reakcji? Na jakiekolwiek sugestie reagujesz w sposób: a ja i tak wiem swoje, ja wiem wszystko lepiej, wiem, ze jestem niczym, itp. "Na złość mamie odmrożę sobie uszy". Bo zawsze byłam atakowana. Wnioski wyciagnęłam aż za dobre. I nie mówię tu o tym konkretnym doświadczeniu ale o wszystkich poprzednich. Jakie wnioski? No takie jak wyżej. Z t aniedojrzałością źle mnie zrozumiałaś. Moja najstarsza siostra jest starsza ode mnie o 18 lat, moja matka ma 66 lat, byłam sama w swoim wieku w całej rodzinie i byłam traktowana jak 5 koło u wozu. więc w pewnym wieku stwierdziłam, że nie ma się odzywać, bo zawsze będę tą MałąMi w oczach innych i nic tego nie zmieni. Tak, widzę błędy tylko u innych. Ja sama jestem idealna. I dlatego dałam się całe życie wykorzystywać i pozwalałam wzbudzać w sobie poczucie winy, bo mamusia jest stara a ja niegrzeczna, bo moja siostrzyczka jest taka zaradna, a ja pracuję za 700zł po takich studiach!, bo ona w moim wieku miała już męża i 2 dzieci a ja nie mam nawet porządnego chłopaka. Tak, to wszystko moja wina. Nawet teraz kiedy zarabiam dobrze, pracuję na 1,5 etatu moja sąsiadka jest ode mnie lepsza, bo ona buduje dom dla dzieci a ja kupuję tylko mieszkanie, bo ich nie mam. Więc tak, jestem frustratem życiowym, lepiej ci po przyklejeniu mi łatki? -- 29 paź 2013, 23:31 -- Nie będę szukać żadnego terapeuty bo to nic nie da. Przez samotność w dzieciństwie i ciągłe ograniczanie z powodu przeszkadzania "dorosłym" nikt nie pokazał mi jak powinny wyglądać zdrowe relacje z ludźmi, jak stawiać granice, na ile im pozwalać. To jest moja największa wada i wiem o tym. W pracy potrafię negocjować zawzięcie, nie przejmuję się tym jak zawalę, bo to mnie nie złamie, najwyżej będę biedniejsza. Ale w życiu osobistym poruszam się jak dziecko we mgle. I tego się już nie da wyprostować. To jak przeżyć te 27 lat od początku, każdy etap wychowania krok po kroku. Tego się nie da już zrobić.
  15. Ile czasu i w jakim nurcie? Chodziłam jakiś rok, terapia behawioralno - poznawcza. Z terapii wyniosłam tyle, że muszę zapomnieć o dzieciństwie, bo jestem już dużą dziewczynką i powinnam się tak zachowywać. Nic mi nie zwróci braku ciepła i akceptacji. Generalnie mogłam przeczytać jakiś poradnik psychologiczny za 20zł, a na terapię wydałam kupę kasy i nic z tego nie wyniosłam. Co przepracowałam? Opowiadałam o swoim dzieciństwie, o ówczesnych problemach w pracy, o związku który doprowadził mnie skraj załamania, bo dowiedziałam się, że jestem warta jakieś 2000000zł, bo na tyle szacuje się majątek moich rodziców, do którego w sumie póki żyją nic nie mam i na nic nie liczę. Pani psycholog uznała, że użalam się nad sobą, zwłaszcza jeśli chodzi o pracę, a chodziło o to, że moja szefowa skrajnie mnie nienawidziła i nie ukrywała tego nawet przy innych. A nienawidziła mnie za to, że jej i mój bezpośredni szef wolał załatwiać wiele spraw przez mnie niż zwracając się do niej, bo mnie uważał za bardziej godną zaufania i skuteczniejszą. Oczywiście ona podważała moje kompetencje, ale szef nie zwracał na to uwagi więc mściła się na mnie jeszcze bardziej. Więc uważam, że szkoda kasy na coś takiego, niczego to do mojego życia nie wniosło. Ot "przyjaciel" na 45min za kasę. Edit: I jeszcze jedno. Kazała mi przeczytać jakąś książkę o wybaczaniu, żebym wybaczyła rodzicom to co mnie spotkało. Z tym, że ja im wybaczyłam, było minęło, ale nie zmieni to tego kogo ze mnie zrobili. Taka terapia...
  16. W ogole nie mialam na mysli jakiejs winy.. raczej wyciagania wnioskow z porazek i nie popelniania tych samych bledow. Kobiety obwiniajace sie o wszystko zawsze beda wybierac drani, bo to potwierdza ich teorie ze sa do niczego. Skad wiesz czy teraz jestes soba? czy nie niesiesz ze soba garba skrzywien ktore sprzedali Ci rodzice? MNie sie przez 40 lat wydawalo ze jestem soba dopoki nie zamknelam pewnego rozdzialu w zyciu i nie zaczelam od nowa. Teraz jestem soba kiedy uwolnilam sie od mojej matki, od wzorcow jakie mi przekazala, kiedy umiem stawiac granice, mowic czego oczekuje i nie akceptowac byle czego. Juz nie jestem taka mila. wybaczajaca, usluzna, wspolczujaca i pomagajaca kosztem siebie. Mam gleboko gdzies co ludzie o mnie powiedza bo nie dla nich zyje a dla siebie i to mnie ma byc dobrze i nikogo nie musze zadowalac ani niczyich oczekiwan spelniac. Koniecznie ale to koniecznie zacznij pracowac nad pewnoscia siebie, docen siebie, polub, pokochaj a zobaczysz jak to wplynie na Twoje wybory facetow i ich zachowanie wzgledem Ciebie. Zaden facet nie osmieli sie Ciebie wykoirzystac..zreszta nie pozwolisz mu na to. Jestem sobą, bo innej siebie nie znam. Nie zamierzam udawać, że kocham sport, żeby się "dostać" w jakieś towarzystwo byle tylko kogokolwiek mieć. Nie szukam niczego na siłę, nie łapię wszystkiego co podkłada mi pod nos los. Pewna siebie byłam jeszcze 3 miesiące temu, ale po raz kolejny słysząc, że jestem do niczego coś pękło, wszystko wróciło i koniec. Jestem skrzywiona, możliwe, ale jak widać wszystko po kolei pokazuje mi, że zwyczajnie powinnam siedzieć cicho i na nic nie liczyć, zapomnieć o zyciu osobistym. Będę miała na to szanse, za kilka tygodni zamieszkam sama wraz ze swoim chorym umysłem i fantazjami i sczęśliwym życiu.
  17. No własnie, w tym przypadku "widziały gały, co brały". Jak słyszy się dookoła, że facet jest wolny, ja widzę, że mieszka totalnie sam, brak "damskich przedmiotów", nigdy nie dzwoni do niego żadna kobieta oprócz kumpli, to mam podstawy wierzyć, że związek się rozpadł. Mówił wielokrotnie, że czuję fatalnie z tym, że ma nierozwiązaną sytuację prawną, ale jakoś nie przeszkadzało mu to w niczym. To prawda, że wreszcie chciałabym poczuć szczere zainteresowanie z czyjeś strony, szczere uczucie bez kłamstw i obłudy, bo nigdy go nie zaznałam. Może od urodzenia faktycznie coś ze mną było nie tak dlatego wszyscy zawsze po mnie jechali. Byłam przypadkiem, zawsze przeganiana "od dorosłego towarzystwa" i "poważnych rozmów" bądź gaszona tekstami "gówniara jesteś, co ty możesz wiedzieć o życiu". więc pewnego dnia przestałam się odzywać tworząc sobie świat fantazji w głowie, w którym mam przyjaciół i jestem szczęśliwa. I te fantazje mnie do dziś prześladują, stały się częścią mojego życia i ciągną mnie w dół, bo wiem, że takie szczęście jakie sobie wyobrażam się nie zdarzy. Dlatego leki teraz nieco te fantazje wyciszyły i mam jako taką szansę skupić się na pracy. Tak więc w porządku, nie miałam prawa niczego oczekiwać, to wszystko było normalne, słowa chcę z tobą być, szczere rozmowy o przeszłości, wspólne wyjazdy i dalsze plany i nagle zmiana decyzji, bo coś ze mną nie tak i stwierdzenie, że to tylko romans. Nie mam prawa mieć żalu, powinnam zachowywać się jakby nic się nie stało i udawać, że nigdy nic nie wydarzyło. Bez problemu chodzić na piwko, uśmiechać się i zaakceptować fakt, że czuję się jak szmata, bo dałam się w coś takiego wciągnąć. Ale to mój problem, ja z nim będę żyć wstydzić się przed sobą. Macie rację, nic się przecież nie stało. Sex to tak naturalna rzecz, że można pozwolić sobie na niezobowiązujące spotkania w hotelu i potem przechodzić obok kogoś jakby nigdy nic. Jestem żałosna, że dałam się w to wciągnąć. Żałosna. Co do mojego wieku mam 27 lat, życie swoje w zasadzie przegrałam, czuję się jak 60letnia staruszka, która siedzi sama w domu albo kładzie się spać po powrocie z bazaru ze zmęczenia. Jestem zmęczona życiem i tyle. Acha jeszcze jedno. Jeszcze jakiś czas temu nosiłam na twarzy maskę uśmiechu i zadowolenia. Zmuszałam się do wychodzenia na imprezy itp. Nawet mi to odpowiadało, w samotności klęłam na swój umysł. Teraz coś we mnie pękło, już nie potrafię. Wiele osób zauważyło, że chodzę ze spuszczoną głową, jestem smutna, małomówna. Coś pękło, stwierdziło, że dość i już, rozsypało się. Chyba dość udawania że wszystko gra i kolejne słowa, że nic nie znaczę dopełniły goryczy nazbieranej przez całe życie.
  18. Problem w tym, że mnie nie cieszy nic - to się nazywa dystymia. Mam gdzieś mój zawód i pracę, zajmuję sie tym bo coś trzeba robić żeby zapełnić czas. super, fajnie, będę miała nowe mieszkanie i co z tego? Będę do niego wracać i będzie najwyżej czekać na mnie papuga. Żyję z dnia na dzień i tyle. Jeszcze teraz na lekach jestem zdolna tylko myśleć, nic więcej. Nie mam ochoty na spotkania towarzyskie, na rozmowy. Kiedyś mi zależało żeby ładnie wyglądać a teraz mam to serdecznie gdzieś, zakładam byle co i wychodze. Lubiłam malować, ale już mnie to nie cieszy, farby i pędzle się kurzą, wątpię czy jeszcze kiedyś do tego wrócę. Czuję się fatalnie i to od dawna. w nerwice wpadłam jeszcze na studiach tylko nie zdawałam sobie z tego sprawy. Kiedyś mówiono o mnie, że można ze mną koniec kraść, a dzisiaj mozna co najwyżej ukraść ulotkę z apteki. Więc nie musi mnie nikt pocieszać, że jestem super bo wiem,że jestem do bani i tyle. Pierwszy w życiu związek był niewypałem kiedy okazało się, że mój ex ma dwa wyroki za włamanie i jeden za posiadanie. Był czuły, robił dla mnie wszystko, widywał się ze mną kiedy tylko miał chwile czasu. Ale kiedy siedział na dołku 72h i nie wiedziałam co się z nim dzieje powiedziałam dość. Drugi to 5 letni związek, już planowaliśmy ślub, a kiedy po namowach innych, którzy mieli dobre przeczucia powiedziałam, że odpisałam sie od majątku rodziców dwa dni i już mnie nie kochał, byłam beznadziejna, psychopatka itp. Po pół roku ożenił się z panną, której rodzice wybudowali im dom. Też wiele dla mnie robił, ale powód był jeden - "inwestował" w to czego mógł zostac współwłaścicielm Trzeci związek trwał 2 lata, ale kiedy dowiedziałam się, że moge mieć torbiel na jajniku i może sie okazac konieczna operacja usłyszalam tylko, że mam to zrobić szybko, bo on musi bzykać, nie życzy sobie 3 czy 4 miesięcy bez sexu. Zerwałam. I to by było na tyle. Więc jakie mam wyciagnąć wnioski? We mnie ważne jest wszystko tylko nie to co mam w środku, nawet nikt nie wysila się, żeby zobaczyc czy jest coś więcej. Bo widocznie nie ma.
  19. Nie pozostaje mi zatem nic innego jak zaakceptować fakt, że nie mam żadnej osobowości, w końcu jestem tylko informatykiem i kocham sztukę, więc nie da się mną normalnie pogadać. Często czuję się zmęczona, bo mam za dużo obowiązków, uwielbiam czytac książki, fakt, że kryminały a nie romanse czy s-f, kocham ptaki. Może jestem nudna i płytka. Teraz na psychotropach nie mam nawet ochoty gęby otwierać, więc nawet nie da się ze mną porozmawiać o pogodzie. więc tak, mam ładne opakowanie ale w środku nie ma nic, taki tani chwyt marketingowy. -- 29 paź 2013, 15:07 -- On nie mieszka już z żoną prawie 3 lata. Chciałby rozwodu, ale ponoć nie daruje jej tych pieniędzy, bo nigdy nie pracowała i tylko on włożył w to mieszkanie kase i wysiłek. Jaka jest prawda nigdy się już nie dowiem. Dobrze, że chociaż na 100% się upewniłam, że nie warto bo problem tkwi tylko i wyłacznie we mnie, w moim totalnym braku znajmości układów społecznych, przez ciagłą samotność i olewanie w dzieciństwie, przez porównywanie do innych, zawsze ode mnie lepszych i przez strach, że nigdy nie podołam tym wszystkim stawianym mi wymaganiom, "żebym była lepsza".
  20. Sama sobie przeczysz. Oczywiście, że masz prawo mieć pogląd własny na takie przygody i romanse, ale jeśli wskakujesz z facetem do łóżka po kilku dniach, to chyba nie oczekujesz, że on przez te kilka dni powziął decyzję, ze będzie z tobą na dłużej. Nie znam go, może od początku nie chciał niczego więcej, może zrezygnował, bo stwierdził, że nie chce się angażowac, itp. Nawet nie odpowiedziałaś, czy Ty coś do niego czułaś, tak jakby to było w tej całej sprawie nieważne, bo na pierwszym miejscu jest tylko to, jak ciebie potraktował. Ja nie wskoczyłam mu do łózka po kilku dniach, matko! Znamy się już 3 lata, od jakiegoś roku z przerwami do siebie startowaliśmy, było kino, spacer, potem przerwa bo sie nie dogadaliśmy, a wszystko zostało źle zrozumiane. Potem znów coś było, znowu trochę kino, jakies piwo i znowu niedopowiedzenie i kontakt zluzowany. A później zaczęło się na dobre. Więc to nie był pierwszy lepszy z którym poszłam do łóżka po paru dniach znajomości na wakacjach w domkach letniskowych. A co do uczuć lubiłam go, nawet bardzo, miłość nie pojawia się od razu, na to potrzeba czasu, a on tego czasu nie chciał. Ja chciałam spróbować, nawet pomimo wyjazdu, ale zmienił kwalifikację na romans i już próbować nikt niczego nie będzie. W każdym razie ja jeszcze nie zdążyłam się przekonać czy nadajemy na tych samych falach, spotykając zawsze cos robiliśmy wspólnie, więc średnio był czas na wymianę jakichś szczerych poglądów itp.
  21. Ano ..jak facet mial ochote tylko odskoczyc sobie od rozwodu ( swoja droga po cholere spotykac sie z kims kto nie ma uporzadkowanych spraw) to powinien o tym wyraznie powiedziec na poczatku. Poza tym zgadzam sie z tym co napisala zmęczona_wszystkim, wmawiasz sobie, ze Twoje niepowodzenia zwiazkowe sa spowodowane uroda. Na cos trzeba zwalic. Urode, brak urody, za ladny usmiech, krzywe zeby i 100 innych powodow zeby nie przyjrzec sie sobie blizej. Jak kobieta ma osobowosc to wszystko inne jest drugorzedne bo to ona wybiera a nie ja wybieraja. -- 29 paź 2013, 14:14 -- Rozwod a podzial majatku to sa dwie oddzielne sprawy. Mozna spokojnie uzyskac rozwod bez podzialu majatku wiec cos krecil Więc skoro sobie to wmawiam to jest cos ze mną nie tak zgadza się? Więc to moja wina zgadza się? Chciałabym spotkac kogoś na stałe i będąc sobą, nie siląc się na udawanie nikogo nie mam szans, bo mam gównianą osobowość. To chcesz powiedzieć? No ok, juz wyraźniej się nie da. Zrozumiałam. Acha i jeszcze jedno. Ja nikogo nie wybieram bo juz zaakcptowałam fakt, że nie mam u nikogo szans. To był jednen raz od bardzo dawna kiedy sobie na cos powzoliłam. więcej razy już nie będzie.
  22. Czemu puszcza się? Jakie przekwalifikowanie? to co, kobietom nie wolno mieć żadnej przygody? Nic, tylko głębokie i długie związki? Sama sobie wmawiasz swoją winę, zamiast przejsć do porządku dziennego nad tym, ze romanse i przygody się zdarzają i ze nie ma w nich nic złego. Zastanawiam się, czy ty do niego coś czułaś (po tak krótkim czasie), czy tylko chodzi ci o zachowanie: "jak on mógł". Bo z twoich komentarzy bardziej wyziera zranienie wynikające z potwierdzenia jakiejś rzekomej winy/niedostatków intelektualnych, które sobie wmówiłaś, niż zranienie uczuciowe. A czy ja mogę uważać za obrzydliwe przygody dla seksu i chwili uniesień? Mogę nie chcieć brać w tym udziału? Chyba mam do tego prawo? Więc jeśli ktos mówi jedno a potem drugie to jak mam się czuć? Gdyby od początku powiedział, że chodzi o układ bez zobowiązań na jakiś czas usłyszałby NIE. A tak czuję się podle. No chyba, że muszę akceptować, również w stosunku do siebie wszystkie sytuacje w jakich mnie ktos stawia i udawać, że nic sie nie stało, a może udawać, że mi się to podobało. -- 29 paź 2013, 14:10 -- On nie ma na głowie rozwodu, bo żona nie chce mu go dać, ponieważ on chce od niej połowy pieniędzy za mieszkanie, a ona w tej chwili nie ma i skoro to się ciagnie już prawie 3 lata mieć nie będzie. Tyle, że jemu albo jest tak wygodnie, albo nie ma jaj, żeby sie jej postawić skoro jest taka psychopatką. Wyjazd mu nie przeszkadzał, mówił że będzie na miejscu co 2 tydzień, więc nie będzie problemu. Dziecko też nie było problemem, nawet byłam zdziwiona że na wakacje nie zabrał córki tylko mnie. I mówił, że ma już dość samotności, że w sumie żony nie ma i łaczy ją z nim tylko papier i chce czegoś więcej od życia.
  23. Bo wszyscy twierdzą tutaj, że wszystko odbyło sie zupełnie normalnie i nic się nie stało, powinnam przejść obok tego jak obok psiej kupy na trawniku, niby brzydki widok, ale za chwile o tym zapominamy. Więc czyja to wina? No moja, skoro nie miałam prawa niczego oczekiwać po wszystkich słowach, wyjazdach i rozmowach do rana.
×