Nie wiem, mam propozycję terapii dziennej, nowa psychiatra doszła do wniosku, że tylko takie coś może pomóc. Ale ja nie mam siły o siebie walczyć.
Pogarsza się, z dnia na dzień i z każdym oddechem. Boję się cieszyć, boję się czuć, zaczynam kombinować jak to zagłuszyć. Nie chcę już niczego, a nawet jeśli, tak bardzo boję się rozczarowania, że nie spróbuję. Ludzie mnie drażnią, nawet nie drażnią, ale przerażają, są nieprzewidywalni. Mówią za dużo, wiedzą o mnie za dużo, za dużo dopowiadają sobie i ja też zbyt wiele sobie dopowiadam. Życie w ciągłym strachu i bólu to wieczna ucieczka, a że nie mam siły biec, czuję się jak piłka, którą każdy odbija tak, ja chce, i nie zauważa nawet, że podczas tej czynności w nią uderza.
Nie chcę już nic czuć, nie chcę niczego chcieć, nie chcę się bać, ale nie mam siły czegokolwiek z tym zrobić... Nawet samobójstwo oznacza podjęcie decyzji a ja nie mam na to dość sił. Jestem żałosną namiastką człowieka i najbardziej na świecie pragnę się naćpać, jak za starych czasów i samoistnie zniknąć.