
yans
Użytkownik-
Postów
454 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez yans
-
Do XIX wiecznej Ameryki, ewentualnie późne średniowiecze - początki renesansu. facet ogolony czy z zarostem? (pytanie do pań, ciekawym opinii)
-
Magda to widzę zawsze jedzie bezpardonowo =) Mi tak nie wychodzi - zaraz analizuję na wszystkie strony Na mój prosty chłopski (no, miejski) rozum to tak: dzieci mieć nie chcesz - i git. Nie każdy musi zostać rodzicem. Dla mnie to już wystarczający argument. Ale jak czytam o tej obrzydliwej stronie ciąży i macierzyństwa, to mnie małe ciary przechodzą. Mnie to jednak zalatuje lekką odchyłką - może faktycznie te przekonania to trochę wynik fobii, jakichś irracjonalnych obaw a nie przejaw zdrowego rozsądku? Niby Tobie to bez różnicy, bo i tak nie chcesz mieć potomstwa. Ale czy w fobiach nie występuje jakiś mechanizm racjonalizacji naszych lęków żeby pozbawić je "irracjonalnego zabarwienia" (tu spoglądam w stronę osób z fobiami by przytaknęli lub zaprzeczyli )? Zaś co do Twojego małżeństwa. Może się okazać, że przed Wami rozmowy które powinniście przeprowadzić nieco wcześniej. No bo mi to trochę wygląda, jakby się dwoje ludzi nawzajem oszukiwało - on, bo w duchu liczy że się w niej obudzi instynkt macierzyński, ona, bo ma nadzieję, że jego kiwanie głową i mówienie "no, dobra" oznacza że mu szczerze ochota na przekazanie genów odeszła. A mnie się jednak zdaje, że ludzie co nie chcą mieć dzieci, deklarują to zwykle sami i dość szybko. No bo dzieci to dość ważny temat, chyba mało jest osób którym obojętne jest czy mają je czy nie.
-
rybki akwariowe Jak słucham muzyki to...
-
determinacji co jest Twoją najlepszą cechą? Atutem?
-
a może odpowiedzieć mężczyzna? Jak mi przychodzi taka myśl do głowy, biorę młotek i pukam się w czaszkę czy lubisz siebie?
-
Przyjaźnie, znajomości - jak wszystko we wszechświecie - nie są wieczne. Ludzie oddalają się od siebie, czasem coś ich zbliża po latach, poznaje się nowych... Kiedyś miałem do siebie pretensje o każdego znajomego do którego zapominam zadzwonić, każdego przyjaciela z którym nie gadam od miesiąca. Tylko się przez to niepotrzebnie frustrowałem. Odkąd zaakceptowałem fakt że nie mam ani czasu, ani nawet ochoty zabiegać o każdą znajomość - czuję się lepiej i nie stałem się przez to jakoś bardziej samotny. Pewne kontakty się urwały, ich miejsce zajęły nowe. To musi zachodzić spontanicznie, nie według jakiekoś planu. Może nie potrzebujesz już tamtej Magdy? Może tamtej Magdzie wcale nie było tak super gdy nie miała nawet 10 minut spokoju sama ze sobą, żeby się trochę wyciszyć. Wiesz, jakby nie patrzeć, to tamta Magda wpadła w nerwicę, nie? Powodzenia z tym prawkiem zatem. Ja też chcę zrobić w tym roku ale... u mnie ciągle krucho z kasą. Żal. Ale może Twój sukces na tym polu i mnie zmobilizuje
-
Nerwica Lękowa Co zrobić? Moja historia...część 2
yans odpowiedział(a) na LDR temat w Nerwica lękowa
Dużo zależy od naszej osobowości, od celu jaki się chce osiągnąć. Niektórzy wybierają drogę oswojenia z lękiem i jego objawami. Starałem się, ale nie potrafiłem tego zaakceptować. Chciałem odzyskać siebie sprzed nerwicy, nie czuć żadnych objawów, żadnego lęku. Próbowałem różnych rzeczy, wreszcie znalazłem odpowiednią terapeutkę. Dziś nerwica jest przeszłością. Zniknęły wszystkie objawy, została mi tylko niewielka arytmia serca (przy zdenerwowaniu, stresie zdarza mi się czasem odczuć jeden, dwa dodatkowe skurcze serca) którą traktuję bez emocji, jak coś normalnego. Ledwo to zauważam. Dla mnie metody kognitywne typu "pokochaj swoją nerwicę" to absurd, więc polecam psychoanalizę. Strach w pracy może brać się z powodów, które nie są tak oczywiste dla zwykłego człowieka, potrzebny jest specjalista, co młodość zmarnował w bibliotece nad dziełami Freuda, Junga i wszystkich ich następców Nie wiem co Tobie najlepiej pomoże, nie wie tego nikt na tym forum. Musisz sprawdzić sama - dlatego zachęcam do próbowania na różne sposoby :) Powodzenia w wysiłkach o lepsze jutro! -
Też tak myślę że dzieciństwo i wpływ matki mogą być kluczem do Twoich problemów. Nie ma potrzeby powtarzać słów przedmówców - ale się tu dopisuję żeby utwierdzić Cię w przekonaniu, że psychoterapia bardzo Ci pomoże. Nie dlatego że jesteś chora czy masz jakieś zaburzenia - po prostu zrozumienie podłoża własnych zachowań, tego schematu "spokój - wybuch agresji" pozwoli Ci wspólnie z terapeutą znaleźć inny sposób radzenia sobie w takich sytuacjach.
-
Ty - reszta świata [Dodane po edycji:] heh, nie przeciwieństwa tylko skojarzenia hehe, to może inaczej : ja - ego
-
A to podłoże biologiczne ma jakąś genezę? (sorr jeśli zadaję pytanie które już padło - jeśli tak to traktuj jak niebyłe a ja jak będę mieć więcej czasu to pogrzebię w archiwum). Czytam teraz sobie trochę na necie co to CHAD (z ciekawości) i widzę że póki co przyczyny nie są dobrze znane, ale zastanawiam się czy Ty dostrzegasz u siebie jakieś źródło choroby (nie wiem, wypadek? przeżycia? narkotyki?). No bo męczysz się 3ci rok więc tak do 35 roku życia mózgownica nie płatała Ci podłych figli. Masz na ten temat jakąś swoją teorię?
-
zwykle myślę "co też mam ochotę dziś robić" (i dochodzę do konkluzji: "w sumie nic" ) Ale dziś to miałem panikę - "aaaaa! nie skończyłem zlecenia! Klient mnie zabije! Chyba się powieszę aaaaaa!" cel uświęca środki?
-
właściwie nie zdarza mi się płakać. śmierć bliskich? Co/kto doprowadza Cię zawsze do śmiechu?
-
osz kurna, nie da rady - wyginęły!
-
Może jednak echa tego stereotypowego oceniania innych, jakieś - nawet nieświadome - poczucie wyższości wobec niektórych osób przewija się w Twoim sposobie prowadzenia rozmów, w zachowaniu i stąd ten dystans do Ciebie. A jak jeszcze dodać że Twoja uroda pewnie onieśmiela niektórych mężczyzn oraz wzbudza zazdrość części rówieśniczek to coś może być na rzeczy. Czasem (zwykle?) sposób w jaki widzimy siebie rozmija się z tym jak widzą nas inni. Ja uważam się za osobę skrytą, nieśmiałą i nudną, ale masa moich znajomych puka się w głowę jak im to mówię i autentycznie dziwią się, bo jestem dla nich otwartym, zabawnym i ciekawym człowiekiem. Ty uważasz się za dziewczynę otwartą, sympatyczną i kontaktową, ale może Twoja opinia też jest nieco "skrzywiona"? Napisałaś że czujesz się samotna więc podejrzewam że nie ma w Twoim życiu zbyt wielu ludzi którzy Cię w Twych przekonaniach utwierdzają. Więc może - i piszę to z sympatią i nie po to by Ci sprawić jakąś przykrość - może dla innych nie jawisz się wcale jako osoba bardzo otwarta czy tak strasznie kontaktowa? Mówię tu głównie o powierzchowności. O pierwszym wrażeniu, jakie być może robisz na ludziach. Często odmiennym od tego, jaki kto ma naprawdę charakter. Inną kwestia to brak samych okazji do nawiązania znajomości, przyjaźni. Wiem coś o tym bo mam w tej chwili podobnie. Ale się tym nie przejmuję tak bardzo - uporam się z problemami i wrócą "lepsze czasy". Jak rozumiem u Ciebie izolacja od ludzi bierze się z nerwicy, tak? (wybacz, jestem nowy na forum, nie kojarzę jeszcze dobrze kto z czym się tu zmaga). Lękowej? Jeśli tak, to pewnie na dziś jest to problem nie do przeskoczenia. Ale nie łam się! Uporasz się z nerwicą i wrócisz do ludzi =)
-
Ciekawe. Nie znałem takich statystyk. Sporo tłumaczą. I tak, masz rację że wina leży we współczesnym społeczeństwie i kulturze. Szkoda że w ubiegłych wiekach nie sporządzano takich statystyk, bardzo jestem ciekaw jakby wyglądały np. dla wieku XIX albo późnego średniowiecza (coś mi mówi że inaczej). Jakby nie patrzeć dopiero w poprzednim stuleciu świat stanął na głowie i zburzono pewien porządek rzeczy. Bo mnie się jednak zdaje że problem nie leży w samych oczekiwaniach wobec mężczyzn, ale w tym że we współczesnym świecie znacznie trudniej te oczekiwania spełniać. A ja odwrotnie - właśnie dlatego dążę do tego by być twardszym. Śmielszym, pewnym siebie i wewnętrznie spokojnym. Przestać być ciamajdą, ofermą, cipą, leszczem, fagiem itp. Udowodnić, że jestem odważny, wytrwały, cierpliwy, zaradny. Bo jeśli współczesny świat, kultura, rodzina "uczyniły" mężczyzn słabszymi, kruchymi, wrażliwymi to najwyższa pora wrócić "do korzeni" =)
-
MMO czy nie, niewielka różnica dla Ewy. Mnie na przykład wciągają gry na singla a MMO potwornie nudzą. W kółko to samo. I właściwie żadnego celu w tym nie ma. Shadowmere - łojej, wiem że to szczeniackie ale życzyłbym sobie żeby moja przyszła małżonka miała podobny gust "growy" i rozeznanie w temacie do Twojego "Alone" jedynka, cóż to był za szpil..... swoją drogą nie za młoda jesteś żeby pamiętać tę grę?
-
Hej! przecież dopisałem w nawiasie że widzę że Magda wierzy :) Jak zwykle Magda pisze zagadkowo i pokrętnie, gubiąc gdzieś logikę albo może stosując jej kobiecą odmianę w której nam mężczyznom zdarza się pogubić No przeczytałem parę razy - to chyba ja zamulam - masz rację, zdrowy, młody człowiek może czerpać zadowolenie z imprez, seksu bez zobowiązań i hulaszczego trybu życia. Tak się rozumie to słowo "singiel". Ale my tu przecież rozmawiamy o prawdziwej samotności, braku bliskości, czułości, zrozumienia a wręcz obecności drugiego człowieka w życiu. A coś takiego nawet na krótko nie jest zbyt fajne. I "singlom" tego też brakuje. Dlatego jak sama piszesz - jest fajnie, dopóki nie trwa to za długo. A dalej w temacie. Drogie panie - ja tu bronię postawy autora tematu, który uchyla się od ewentualnych przyszłych związków, nie od bieżącego. To mi się wydaje dojrzałe i sam tak postępuję w tej chwili. Macie absolutną rację że sprawa wygląda inaczej gdy zaburzenia psychiczne itp. kłopoty pojawiają się w trakcie związku. Jest wtedy trochę tak że odepchnięcie ukochanej osoby jest podejmowaniem decyzji za nią i wbrew niej. W tym miejscu dodam jeszcze (bo czuję że mogłyście odnieść inne wrażenie) że właśnie dlatego ja nie zdobyłem się na taki krok (mój związek rozpadł się nieco później, kiedy wyszedłem z nerwicy, ale to zagmatwana historia). Mimo to nadal potrafię zrozumieć intencje tych, którzy decydują się na coś takiego. Dostrzegam w ich zachowaniu pewną logikę, poświęcenie, odwagę i - choć wiem że to brzmi dość absurdalnie - dowód ogromnej miłości wobec drugiego człowieka.
-
Ja podejrzewam że nikt tu nie wierzy w szczęście singli (no, widzę że Magda wierzy ). Ale "uchylanie się" od związków przez kogoś kto nie jest w stanie sprostać potrzebom drugiego człowieka nie jest metodą na znalezienie szczęścia w samotności. To próba uniknięcia sytuacji, że się kogoś innego pozbawi szczęścia.
-
Nerwica Lękowa Co zrobić? Moja historia...część 2
yans odpowiedział(a) na LDR temat w Nerwica lękowa
Może tym razem spróbuj terapii indywidualnej? Czasem jak jedno nie działa, trzeba spróbować drugiego. Ja osobiście uważam terapię grupową - przynajmniej w nerwicy lękowej - za chybioną. Raz że terapeutą się "trzeba dzielić" z innymi, dwa nie wiem jak rozmowa z drugim "zlęknionym" może mi pomóc. Raczej by mnie w większe lęki wprawiała. No ale to tylko moje zdanie, są pewnie tacy którym lepiej robią grupy wsparcia. -
Mądrze powiedziane i jak lapidarnie ujęte. Nie to co ja... zawsze się rozwijam na 5 stron A4
-
Twoje obawy są przesadzone. Już spieszę wyjaśnić. Groźba myśli i prób samobójczych dotyczy osób z depresją. Depresji towarzysz często całkowity brak motywacji do jakichkolwiek czynów - również tych autodestrukcyjnych. Paxtin poprzez swoje działanie poprawia samopoczucie, likwiduje (w jakimś stopniu) ów stan po około miesiącu. Zwykle jest to zbyt krótki czas by terapia była w stanie skorygować sposoby myślenia takiej osoby - stąd myśli samobójcze i - paradoksalnie - większa motywacja, chęć by to wreszcie zrobić. Ty zaś jak piszesz stosujesz paxtin w celu wyeliminowania napadów paniki. Zatem raczej walczysz o życie a nie masz go dość . Lek w Twoim wypadku da Ci szansę ustabilizować nerwy, złagodzić te ekstremalne emocje które prowadzą do ataków. Zatem możesz spać spokojnie. Pamiętaj jednak że sam lek nie usunie przyczyn Twoich lęków, które tkwią w Twojej głowie. No ale to zupełnie inna historia. Powodzenia!
-
Kompletny brak zrozumienia tego, co God's Top 10 miał na myśli.
-
Czytaj proszę z uwagą. Nerwicę masz nie z przypadku losowego, tak jak się łapie grypę w tramwaju od obcych ludzi. Tak się potoczyło Twoje życie, tak Cię uformowało wychowanie i doświadczenia z dzieciństwa, że musisz się z nią zmagać. Na swój sposób winę (unikałbym tego słowa jednak) ponosisz Ty, Twoi bliscy, kultura i społeczeństwo w którym żyjemy. W tym dostrzegam różnicę. Schizofrenik nie chce się leczyć wówczas, kiedy nie zdaje sobie sprawy z tego, że jest chory. Z zaburzeniami nerwicowymi jest inaczej. Owszem, ludzie bagatelizują nerwicę - ale tylko wówczas, kiedy są w stanie znosić jej objawy. Zależnie od ich intensywności i odporności psychicznej w którymś momencie dochodzi jednak do momentu, kiedy nie są w stanie funkcjonować i wówczas ogromna, zdecydowana większość robi coś w celu jej wyleczenia (ten sam mechanizm działa gdy bagatelizujemy katar, ale jak nas dorwie grypa to lądujemy wreszcie w łóżku). Że się chwytają różnych sposobów i ponoszą klęski? Osoby tkwiące latami w nerwicy cierpią właśnie dlatego, że nie są w stanie usunąć ich przyczyn. Nierzadko terapia pozwala im je nawet poznać, ale nie starcza im sił i odwagi, by dokonać zmian. To również upodabnia ich do alkoholików. Im też czasem udaje się wyjść z nałogu, a czasem zapijają się do grobowej deski. Mózg schizofrenika nie pracuje prawidłowo dlatego jest to choroba. Zmiany mają zwykle podłoże genetyczne (powstrzymam się od rozprawiania na tematy w których brak mi wiedzy). Twój mózg na poziomie chemicznym, biologicznym pracuje zaś doskonale. Dziś wielu badaczy pojawiające się deficyty w neuroprzekaźnikach i inne różnice w nerwicy traktuje jako skutek, nie przyczynę zaburzeń. Farmakologia próbuje te zmiany zbilansować dlatego pomaga łagodzić objawy, ale nie prowadzi zwykle do wyleczenia. Podsumowując - nie stawiam broń Boże znaku równości pomiędzy uzależnieniem a nerwicą. Dostrzegam tylko pewne podobieństwa (myślę czasem że to charakter, wrażliwość decyduje właśnie o tym czy ktoś zostaje alkoholikiem czy np. wpada w nerwicę lękową). I w związku z tym patrzę na oba problemy jako na problemy psychiczne, wynikające ze słabości człowieka. Odpowiadając zaś na Twoje pytanie - pewnie znowu Cię zaskoczę - dużo łatwiej byłoby mi odejść od osoby zmagającej się z nerwicą niż od chorej na schizofrenię. I oczywiście najłatwiej od osoby mającej problem z piciem. Powody wynikają z tego, o czym napisałem. Ale odpowiadam czysto hipotetycznie - bo kto wie, może tkwiłbym długo w miejscu, tak jak Ewa, nie mogąc się zdecydować na ostateczny krok. Wiem, dlatego powstrzymuj się w kategorycznych osądach (wcześniej pisałaś coś na kształt "no to już wiem że od niego odejdziesz"). Tą metodą nie pomagasz a utrudniasz Ewie podjęcie decyzji. Jeśli chcesz ją przekonać w słuszności decyzji wspieraj ją a nie wytykaj jej słabość. Przekonuj ją że znajdzie w sobie odwagę do działania a nie deprecjonuj jej wysiłków okazując brak wiary w jej możliwości. [Dodane po edycji:] Wkradł się błąd w moją wypowiedź. pisałaś oczywiście "no to już wiem że od niego nie odejdziesz". Czemu nie ma możliwości edycji postów po pewnym czasie? [Dodane po edycji:] haha, w pewnym sensie jest
-
Jak większość psychiatrów (nie żebym był jednym z nich ) nie stawiam znaku równości pomiędzy chorobą a zaburzeniem psychicznym. Choroba owszem, wybiera nas nie my ją ale z chęcią leczenia bywa różnie (moja znajoma miała schizofrenię - wiem co mówię). Zaburzenia takie jak nerwice biorą się z różnorakich konfliktów wewnętrznych, spychanych w podświadomość - sami je na siebie sprowadzamy (nieświadomie) żyjąc wbrew sobie i swoim potrzebom i mamy wszystkie niezbędne środki by temu zaradzić (zwykle potrzebujemy jednak terapeuty by pomógł nam je odkryć). Zatem nie decyduje w tym wypadku przypadek czy los jak zdajesz sie sugerować. Nie są chorobami, w tym rozumieniu że nie towarzyszą im żadne patologiczne zmiany fizyczne, biologicznie są stanem właściwym, jedynie w wyniku zaburzenia występującym niepotrzebnie (np. lęk). Ośmielę się się nawet zaryzykować takie słowa (dla wielu zapewne szokujące, ale kto w pełni wyszedł z nerwicy ten mi na bank przyzna rację), że nerwice to swoisty nałóg, sposób ucieczki przed faktycznymi problemami. W obliczu problemów z którymi nie jesteśmy sobie poradzić spychamy je głębiej i owe wszystkie lęki i niepokoje szukają ujścia w inny sposób. Manifestują się one w formie problemów które są namacalne (np. objawy psychosomatyczne) i dają złudzenie że da się je kontrolować (hipochondria, agorafobia itp) - co oczywiście jest złudne i doprowadza człowieka na skraj rozpaczy. Przy czym te problemy leżące u źródeł zaburzeń to sprawy poważne, takiej jak kwestie własnej tożsamości, stosunku do swojej osoby, nierzadko mające swoje korzenie w naszym dzieciństwie - nie błahostki typu lekka nadwaga, chwilowa samotność czy utrata pracy. Ale to materiał na zupełnie inną dyskusję. Ale właśnie z tych powodów traktuję tak alkoholizm jak i inne nałogi jako poważny problem natury psychicznej a nie jak... no właśnie nie wiem w sumie czym są w takim razie dla Ciebie? Polecam - i piszę to z sympatią bez jakiejś złośliwości - więcej refleksji Magdo, mniej schematycznego myślenia, powtarzania frazesów. Masz ledwie 20 lat a rozmowa z Tobą często przypomina dyskusję z kimś kompletnie zamkniętym na to, co nowe, inne, jakby Ci brakowało umiejętności spoglądania na sprawy z różnych stron, potrzeby kwestionowania i rewidowania własnych i cudzych poglądów. Strach pomyśleć co to będzie za 40 lat! (A młodzi ludzie śmieją się z moherowych beretów i dziwią się skąd to się bierze. No skąd? No skąd? ) A skoro tak doskonale potrafisz przewidywać przyszłość, wyślij mi proszę na priv numery totka na sobotę Ewo, skoro więc mając na myśli dobro własne decydujesz się odejść - wspieram Cię w Twojej decyzji i 3mam kciuki by starczyło Ci odwagi i determinacji.
-
Hmm. Po pierwsze - nigdy nie olewałem swojej dziewczyny wybierając komputer. Nie to wynika z mojego postu - więc nie pytaj mnie jak to jest bo nie wiem. Po drugie - jeśli chodzi o gry komputerowe to mechanizm jest podobny jak w przypadku wpadania np. w alkoholizm - przy czym będę teoretyzował, bo sam nie mam żadnych nałogów ani nie mam takich osób w rodzinie. Gry komputerowe dla człowieka który nie radzi sobie z problemami stanowią pokusę równą tej jaką oferuję np alkohol, chociaż w nieco inny sposób. Alkohol pozwala zapomnieć, odwraca uwagę od trosk, wprawia w stan przyjemnego upojenia. Na ten krótki czas człowiek może nie czuć wyrzutów sumienia, nie widzieć swoich wad, nie martwić się brakiem pracy itd w tym guście. Dla kogoś, kogo problemy przerastają to kusząca alternatywa, szybko działające "lekarstwo". Z grą komputerową może być podobnie. Gry bowiem pochłaniają całą uwagę, działają mocno na wyobraźnię grającego, pozwalają na identyfikację z bohaterem znacznie mocniejszą niż np z bohaterem filmu czy książki. Grając pochłaniają Cię kłopoty postaci z ekranu, nie Twoje własne. I tak świat spoza gry przestaje się na moment liczyć - troski spychane są do podświadomości, znikają kłopoty z pracą, w związku itd. A w świecie gry wszystko jest proste, łatwe do naprawienia. "Dzielny rycerz" zapomina że w realu jest bezradnym mięczakiem. Dlatego chce tam pozostać jak najdłużej. Tak samo jak alkoholik nie chce nigdy wytrzeźwieć. Oczywiście jest też sporo różnic - które moim zdaniem działają na korzyść graczy (w sensie - pozwalają szybciej się uporać z problemem). Przede wszystkim gry nie uzależniają fizycznie. Organizm palacza domaga się nikotyny nawet wówczas, gdy palacz nie chce już palić. Tymczasem organizm gracza - jeśli mu odebrać gry - nie będzie przechodzić żadnych katuszy. Druga różnica wynika z faktu - że samo granie nie jest szkodliwe dla człowieka. Oczywiście - siedzący tryb życia itp szkodzą, ale no jakby tak na raz wypić 20 litrów mleka albo zjeść 2kg soli to też by się można przekręcić a nie mówimy że mleko czy sól powinny być zakazane Tymczasem każdy papieros, każdy kieliszek wódki ma działanie szkodliwe dla organizmu. Mam nadzieję że teraz lepiej rozumiesz dlaczego wpierw chciałem bronić chłopaka Ewy. I dlaczego dokładniejsza lektura jej postów szybko zrewidowała moje nastawienie - nie jego problem z graniem mnie zniechęcił, ale sposób w jaki traktuje swoją dziewczynę, w jaki odrzuca jej troskę, jak podchodzi do swoich problemów i jak nie docenia tego, co ma. Ale się późno zrobiło... zieeeeeew