Skocz do zawartości
Nerwica.com

yans

Użytkownik
  • Postów

    454
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez yans

  1. yans

    Brak sensu zycia

    Z tym brakiem komunikacji i zrozumienia nie może być aż tak źle onegdaj, myślę że w swych obserwacjach i przemyśleniach ani nie jesteś szczególnie oryginalny (bez urazy) ani odosobniony. Wiele z tego co napisałeś przemawia do mnie, bo przypomina mi własne spojrzenie na życie sprzed lat (a i teraz w jakimś stopniu). Ba, niektóre fakty z Twojego życia (fascynacja pisarstwem, rzucenie studiów i parę innych) wypisz wymaluj wzięte z mojego. Oczywiście różnic znalazłoby się dużo więcej - ale ja nie o tym. Czytając Twoje słowa zauważam że piszesz o szczęściu, które chciałbyś zdobyć, jednocześnie nie wiedząc czym to szczęście miałoby być. Może, jeśli zechcesz pójść w dyskusji w tę stronę, napisz czym właściwie byłoby osiągnięcie tego szczęścia dla Ciebie? Bo mnie zastanawia dlaczego należy je w ogóle gonić i czemu jego brak ma być powodem do życia w smutku, pozbawionego sensu? Wiesz, na sporo spraw spoglądam podobnie jak Ty, ale gdy Ty chcesz w związku z tym wyjść wcześniej z seansu, ja szukam sposobu (znalazłem?) by wytrwać do końca. Tej potrzeby odczuwania szczęścia próbuję się wyzbyć (z niezłym skutkiem). Dziś zapytany o czym marzę powiem że szukam raczej spokoju ducha. Akceptacji siebie i rzeczywistości takiej, jaką jest. Wiesz, gdy spoglądam w przeszłość w poszukiwaniu uczucia "szczęścia" znajduję takie rzeczy jak spanie w hamaku, nudę na boisku przed domem z kolegami, poranne rozmowy sąsiadek słyszane przez otwarte okno podczas niedzielnego wylegiwania się w łóżku. Takie banalne chwile, ale wiesz, beztroskie, odprężające, często dzielone z kimś innym, bez słów, jakby się czas zatrzymał. Odkąd zdałem sobie z tego sprawę, widzę że i dziś w moim życiu są takie chwile, więc gdy się zdarzają napawam się nimi jak narkoman. Dlatego tak dziwi mnie, że los żulika podajesz jako przykład najgorszej możliwej formy egzystencji. Całkiem serio napiszę że jeśli by dane mi było czuć ten spokój i akceptację wewnętrzną siedząc codziennie lekko odurzonym alkoholem na ławce w parku i głupio uśmiechać się pod nosem na widok starego kundla uparcie aportującego patyki to wolałbym to, niż dom, kasę, żonę, dzieci przysłonięte za to stresem, lękiem, złością, tłumionym gniewem, liczeniem pieniędzy oraz ciągłym podglądaniem i porównywaniem się z innymi. Żyjemy w takich czasach że osobista przyjemność i "szczęście" mają być naszym głównym celem. Zapominamy, że człowiek może dążyć do zupełnie innych celów - siła, odwaga, wiedza, by wymienić kilka. Piszę o tym bo zastanawiam, czy i dla Ciebie taka hmm... zmiana priorytetów nie byłaby dobrym rozwiązaniem. Wiesz, zamiast szukać szczęścia, sensu życia i innych abstrakcyjnych pojęć których (moim zdaniem) odnaleźć się nie da stawić czoła rzeczywistości - że nasze życie jest przede wszystkim cierpieniem i że się wkrótce skończy. I że póki się na to nie godzę, szarpię z tym i tupię nóżką to czuję się jeszcze gorzej. Wiesz, ciągle nie rozumiem jak to jest że jednym ludziom owa świadomość daje chęć życia, a innym odbiera...
  2. yans

    wasze marzenie:)

    taaak, tylko zmień kolejność
  3. A co z deficytem serotoniny w mózgu który powiązany jest z objawami depresji i/lub stanów lękowych? Wydaje mi się, że póki co zbyt mało wiemy o przyczynach powstawania takich zaburzeń by mówić tylko o nastawieniu do świata jako jedynej ich przyczynie.
  4. Terapia, jak sama nazwa wskazuje, ma leczyć, pomagać. Ty czujesz się gorzej - póki co. Czy oznacza to że masz złą terapeutkę? Niekoniecznie, chociaż z tego co piszesz, wnioskuję że może tak być. To że czujesz się źle podczas terapii jest dość typowe - wszak po niektórych lekarstwach też czujemy się czasem fatalnie. Potem jednak przychodzi poprawa. Błędem jest traktowanie psychoterapii jako źródła pociechy i ukojenia. Co mnie niepokoi to fakt, że nie sama doszłaś do wniosków na temat swojej postawy tylko terapeutka Ci je w pewien sposób "narzuca". Będąc terapeutą byłbym bardziej powściągliwy po dwóch miesiącach spotkań. Celem terapii (w moim odczuciu) jest pomoc w uświadomieniu sobie samemu prawdziwego podłoża problemów a potem wsparcie w ich rozwiązywaniu. Tylko znajdując samemu prawdziwe przyczyny kłopotu, potrafimy je (z czasem) zaakceptować i/lub usunąć. Skoro Twoja terapeutka po 2óch miesiącach feruje wyrokami i stwierdza że "w tej sprawie nic nie poradzimy" to... nie rozumiem jaki jest właściwie cel Twojej terapii. Jeśli bowiem jest istotnie prawdą, że nie odczuwasz takich potrzeb/chęci (mam na myśli potrzebę bliskości drugiego człowieka) czyż nie to powinno być właśnie celem Waszych wspólnych poszukiwań? Znalezienie źródła i korekta tych zachowań? Na koniec dodam, że moim zdaniem bardzo ważne w terapii jest by ufać terapeucie. Bezgranicznie. W to, że nam pomoże. Z tymi wszystkimi bolesnymi często "odkryciami" podczas terapii dużo łatwiej sobie poradzić gdy się ufa, że terapeuta doskonale wie co robi i nam pomoże. Czy Ty tak się czujesz? Moja rada - przemyśl dokładnie czego oczekujesz od terapii i jaki ma być jej cel. Porozmawiaj o tym z terapeutką (czyż nie to robiłyście na samym początku spotkań?). Być może nie szukasz wcale terapii, a być może znalazłaś złego terapeutę. Pytasz o doświadczenia innych - ja zanim znalazłem odpowiednią pomoc odwiedziłem paru nieudolnych, kiepskich psychoterapeutów. Po paru spotkaniach - jeśli byłem niezadowolony - dziękowałem za współpracę. Szkoda kasy i czasu. Dzięki temu szybciej znalazłem kogoś, kto mi pomógł.
  5. Myślę że można mnożyć przykłady zarówno na potwierdzenie tej koncepcji jak i przeciwko niej. Dlatego chyba nie warto tych słów traktować jak pewnej świętej reguły. Jest jednocześnie prawdą i jedno i drugie. Tak sobie myślę, że człowiek nie jest oderwany od okoliczności w których się znajduje, tylko tkwi w nich - więc oddziaływanie jest wzajemne. Sytuacja obnaża naszą naturę, ale i wpływa na nią, podobnie jak człowiek, postępowaniem (które wynika z jego natury) wpływa na wydarzenia i zmienia to, jak je postrzegamy. Przychodzi mi na myśl jeszcze, że dużo zależy od tego, na ile świadomie postępuje człowiek. Tam, gdzie postępujemy instynktownie, pod wpływem impulsu, bez namysłu, częściej odkrywamy nasze prawdziwe oblicze, gdy zaś mamy jakiś konkretny cel, czas na zastanowienie, gdy staramy się być świadomi swoich czynów, kalkulujemy - potrafimy ukryć (nawet sami przed sobą) naszą osobowość.
  6. yans

    cześć i czołem...

    Witam wszystkich bardzo serdecznie. Skoro każdy tu w ramach powitania zakłada temacik to i ja tak zrobię. Do rejestracji skłoniła mnie przede wszystkim próba znalezienia odpowiedzi na kilka pytań które mnie od dłuższego czasu gnębią. Bez zbędnego rozpisywania wyznam że borykam się z paroma problemami których to forum dotyczy więc postanowiłem ich rozwiązania poszukać m.in. tutaj. Forum odkryłem jakieś dwa lata temu, kiedy zmagałem się z silną nerwicą lękową. Wówczas, jako bierny czytelnik miałem okazję przekonać się, że nie tylko ja miewam takie problemy. Pamiętam też jak desperacko szukałem wówczas ucieczki od lęku, wyjaśnienia tego, co się właściwie dzieje. Zarejestrowałem się, bo kto wie, może dzieląc się niektórymi doświadczeniami zdołam nawet komuś pomóc, tak ja wówczas pomagały mi posty tych, którzy najgorsze mieli już za sobą. Do tej pory właściwie nie interesowałem się psychologią, ale czuję że nie rozwiążę swoich problemów póki nie dowiem się dokładnie, co leży u ich podstaw. Żeby jednak nie błądzić po omacku, lepiej popytać tych, co wiedzą więcej, prawda? Tak więc mam nadzieję że się zahaczę tu u Was na dłużej. Pozdrawiam serdecznie.
×