Z tym brakiem komunikacji i zrozumienia nie może być aż tak źle onegdaj, myślę że w swych obserwacjach i przemyśleniach ani nie jesteś szczególnie oryginalny (bez urazy) ani odosobniony. Wiele z tego co napisałeś przemawia do mnie, bo przypomina mi własne spojrzenie na życie sprzed lat (a i teraz w jakimś stopniu). Ba, niektóre fakty z Twojego życia (fascynacja pisarstwem, rzucenie studiów i parę innych) wypisz wymaluj wzięte z mojego. Oczywiście różnic znalazłoby się dużo więcej - ale ja nie o tym.
Czytając Twoje słowa zauważam że piszesz o szczęściu, które chciałbyś zdobyć, jednocześnie nie wiedząc czym to szczęście miałoby być. Może, jeśli zechcesz pójść w dyskusji w tę stronę, napisz czym właściwie byłoby osiągnięcie tego szczęścia dla Ciebie? Bo mnie zastanawia dlaczego należy je w ogóle gonić i czemu jego brak ma być powodem do życia w smutku, pozbawionego sensu? Wiesz, na sporo spraw spoglądam podobnie jak Ty, ale gdy Ty chcesz w związku z tym wyjść wcześniej z seansu, ja szukam sposobu (znalazłem?) by wytrwać do końca. Tej potrzeby odczuwania szczęścia próbuję się wyzbyć (z niezłym skutkiem). Dziś zapytany o czym marzę powiem że szukam raczej spokoju ducha. Akceptacji siebie i rzeczywistości takiej, jaką jest. Wiesz, gdy spoglądam w przeszłość w poszukiwaniu uczucia "szczęścia" znajduję takie rzeczy jak spanie w hamaku, nudę na boisku przed domem z kolegami, poranne rozmowy sąsiadek słyszane przez otwarte okno podczas niedzielnego wylegiwania się w łóżku. Takie banalne chwile, ale wiesz, beztroskie, odprężające, często dzielone z kimś innym, bez słów, jakby się czas zatrzymał. Odkąd zdałem sobie z tego sprawę, widzę że i dziś w moim życiu są takie chwile, więc gdy się zdarzają napawam się nimi jak narkoman.
Dlatego tak dziwi mnie, że los żulika podajesz jako przykład najgorszej możliwej formy egzystencji. Całkiem serio napiszę że jeśli by dane mi było czuć ten spokój i akceptację wewnętrzną siedząc codziennie lekko odurzonym alkoholem na ławce w parku i głupio uśmiechać się pod nosem na widok starego kundla uparcie aportującego patyki to wolałbym to, niż dom, kasę, żonę, dzieci przysłonięte za to stresem, lękiem, złością, tłumionym gniewem, liczeniem pieniędzy oraz ciągłym podglądaniem i porównywaniem się z innymi. Żyjemy w takich czasach że osobista przyjemność i "szczęście" mają być naszym głównym celem. Zapominamy, że człowiek może dążyć do zupełnie innych celów - siła, odwaga, wiedza, by wymienić kilka.
Piszę o tym bo zastanawiam, czy i dla Ciebie taka hmm... zmiana priorytetów nie byłaby dobrym rozwiązaniem. Wiesz, zamiast szukać szczęścia, sensu życia i innych abstrakcyjnych pojęć których (moim zdaniem) odnaleźć się nie da stawić czoła rzeczywistości - że nasze życie jest przede wszystkim cierpieniem i że się wkrótce skończy. I że póki się na to nie godzę, szarpię z tym i tupię nóżką to czuję się jeszcze gorzej. Wiesz, ciągle nie rozumiem jak to jest że jednym ludziom owa świadomość daje chęć życia, a innym odbiera...