izzie, Midas, ja właśnie dlatego staram się chociaż trochę przebywać w palącym towarzystwie, żeby potem nie było szoku i żebym od początku umiała to znosić.
Towarzystwo jest chyba gorsze dla silnej woli rzucenia niż alkohol czy fizyczne uzależnienie.
Chociaż dzisiaj ja siedzę sama, bez fajek i bez palaczy w okolicy, a i tak mi się chce.
W poniedziałek dopiero widzę się ze znajomymi palaczami i ni cholery nie wiem jak to zniosę.
izzie, u mnie tak zawsze wyglądał powrót do nałogu... Nie mam swoich, ale jak ktoś częstuje... No i potem od fajki do fajki i musiałam kupić swoje.
Grrrrr.... mój rekord to póki co 2 miesiące. Ale teraz będzie dłużej. Mam nadzieję, że już zawsze.