Skocz do zawartości
Nerwica.com

natrętek

Użytkownik
  • Postów

    804
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez natrętek

  1. A to marne pieniądze, które zarobisz masz na swoje potrzeby ? Dobrze rozumiem ?
  2. carlosbueno, mam rozumieć, że obecnie jesteś na całkowitym utrzymaniu rodziców ? Nie masz renty, albo żadnego innego źródła dochodu ?
  3. Ja 4-ty miesiąc jestem na świadczeniu rehabilitacyjnym, jak mi nie przedłużą to będę leżał i kwiczał.
  4. Miałem z początkiem tego roku 4 sesje terapii w nurcie behawioralno - poznawczym. Muszę przyznać, że rzeczywiście tego typu terapia może przynieść zamierzony skutek, jak nie w osiągnieciu całkowitej remisji to chcociaż w poprawie komfortu życia w niepełnej remisji. Niestety musiałem zawiesić kontynuowanie terapii ze względu na brak pracy. Po pierwsze, nie miałem możliwości konfrontacji swoich myśli, zachowań, emocji będąc w "naturalnym" środowisku środowisku pracy, a po drugie z racji braku wystarczających środków finansowych po prostu nie stać mnie było na opłacanie kolejnych sesji. Niestety w moim mieście nie ma terapeutów pracujących w nurcie CBT przyjmujących w ramach NFZ, więc póki co muszę się zadowolić terapią na oddziale dziennym.
  5. Wolfx zgadza się, póki co nie mam zdiagnozowanego ChaD tylko ChaJ, ZOK i zaburzenia osobowości mieszane. Mam rozumieć, że w tym wątku prawo mają wypowiadać się osoby tylko i wyłącznie ze zdiagnozowaną ChaD ? Pozwoliłem sobie napisać kilka swoich refleksji, bo czytając Wasze posty i patrząc przez pryzmat swoich problemów i doświadczeń życiowych odnoszę wrażenie, że przeżywane przez nas stany są bardzo zbliżone a także wydarzenia będące konsekwencją tych przeżyć są również podobne. Natomiast jeżeli mam się uzewnętrznić to w ciągu swojego życia miałem 3 ciężkie depresje w trakcie których kilka miesięcy leżałem w łóżku myśląc o samobójstwie. Z racji tego, że mieszkam w wieżowcu jedno rozwiązanie miałem na wyciagnięcie ręki. Wstawałem tylko do toalety i czasem żeby wmusić w siebie jedzenie. Dwie z nich skończyły się w szpitalu, na który zgodziłem się tylko i wyłącznie w celu ratowania swojego życia. Też twierdzę, że żeby to skutecznie zrobić trzeba mieć jaja. Nie wiem jak Wy, ale jak mnie się włączają myśli samobójcze, takie mocno skonkretyzowane to ogarnia mnie ogromny niepokój i lęk oraz wątpliwość, że jestem zbyt słaby i bojaźliwy by dokonać tego ostatecznego kroku. Jednym słowem brak mi jaj. INTEL 1, mam podobne odczucia do twoich co do tego, że choroba skutecznie pacyfikuje wykorzystanie możliwości i walorów jakie niewątpliwie posiadamy. Moje życie też miało inaczej wyglądać, edukacja, potem praca zgodna z wykształceniem, rodzina i dom. Niestety moja kariera została przerwana w chwili zwolnienia z biura projektowego w którym pracowałem niespełna 2 lata. Tyle wysiłku, w szkołę, studia (zarówno szkoła jak i studia na kierunkach technicznych) i utrzymanie pracy a i tak zostałem z niej zwolniony z powodu moich dolegliwości. Od tego momentu moje życie to równia pochyła w dół, podejmowanie byle jakiej pracy, ostatnio w fabryce, żeby się tylko utrzymać. Nie mam żony, bo wszystkie partnerki przekonując się z czym się wiążą moje ograniczenia wynikające z choroby wcześniej czy później mnie porzucały, jedna nawet w momencie kiedy to 4 lata temu zgłosiłem się do szpitala. Od niespełna roku do chwili obecnej jestem bez pracy, zwolnili mnie nawet z fabryki, bo spadły zamówienia. Oczywiście uciekłem na zwolnienie, bo nie miałbym środków do życia, a w chwili obecnej od marca jestem na świadczeniu rehabilitacyjnym. Odkąd pamiętam nigdy nie miałem pełnej remisji. Dlatego też utożsamiam się z wieloma wypowiedziami osób z tego wątku.
  6. Otóż to, ja pierwsze poważne zmiany chorobowe zaobserwowałem już jako 13-latek, więc od tego wieku określam, że zaczęło się ze mną dziać nie halo. Widmo, patrząc obiektywnie na twoje obecne funkcjonowanie można stwierdzić, że jest duży progres. Oby ten stan utrzymywał się jak najdłużej. INTEL 1, czytając to co napisałeś mam wrażenie, że masz żal do losu, że objawy twojej choroby nie pozwalają Ci na realizację celów typu prowadzenie działalności (praca, własna firma) pozwalającej osiągnąć dochód dzięki któremu mógłbyś zasiąść w stanowiącej większość grupie osób "poruszającej się 5 letnimi Passatami". Czy dobrze to odebrałem ? Ja mam tak jakoś, że nie uzależniam samopoczucia, które z natury jest subiektywne od obiektywnej sytuacji życiowej. Choroba tak mi dała po dupie, że mam wrażenie iż choćbym posiadł wiele materialnych dóbr tego świata to i tak nie spowodowałoby to zmiany w moim "subiektywnym samopoczuciu". Czy ktoś podziela moje zdanie na ten temat ? Myślę, że Ci, którzy subiektywnie przez dłuższy czas gorzej się od nas czują, już nie należą do świata żywych.
  7. marwil, być może tak jest, że INTEL 1 w przebiegu swojej choroby ma brak remisji, ja Widmo i znaczna część osób piszących tutaj ma niepełne remisje, ale jest też grupa osób, która w przebiegu choroby ma pełne remisje w których czują się świetnie mając za punkt odniesienia stan z czasów nasilenia objawów. W związku z powyższym nie ulega wątpliwości, że INTEL 1 ma obiektywnie rzecz biorąc najgorzej ze wszystkich tu piszących. Wcale się nie dziwię, że często w swoich postach ujawnia tendencje suicydalne. To nawet ja będąc w załóżmy niepełnej remisji mam często takie myśli. Patrząc na to jak wyglądało i wygląda moje życie oraz na to, że choćbym się starał ze wszystkich sił jakie jestem w stanie tej niepełnej remisji wykrzesać, nie mogę osiągnąć pełnej remisji to trudno, żebym nie myślał o swojej przyszłości w czarnych barwach.
  8. Nieprawda. Remisja u mnie i tak jak to przedstawia psychiatria to ciagle zmaganie sie z zaburzeniami poznawczymi wystepujacymi w chad (np. w relacji z moja kobieta), trzymanie za morde wahan nastroju itd. Jest to istotny problem w moim zyciu i dlatego caly czas kombinuje jak uczynic swoje zycie bardziej komfortowym. Zgadzam się z Widmo, nawet w remisji mój stan pozostawia wiele do życzenia, czuję ciągłe napięcie psychiczne, mam duże wahania nastroju, apatię, brak energii życiowej. Dokładnie tak samo jak u Ciebie Widmo stanowi to istotny problem w moim życiu. Dlatego też postanowiłem po raz 3-ci zawitać na oddziale dziennym, żeby podjąć kolejną próbę uczynienia swojego życia bardziej znośnym.
  9. Lekarzy robiących specjalizację z psychiatrii chyba uczy się na studiach, by wzmacniali wiarę w wyzdrowienie i akcentowali mniejsze lub większe sukcesy pacjentów. Mój lekarz wczoraj podczas wizyty powiedział, że widzi u mnie postęp w tym, że byłem w stanie utrzymać przez przeszło 2 lata pracę i na połowę tego okresu wyprowadzić się od rodziców. Niestety obecnie, czyli niespełna roku znowu mam okres, że czuję się niezdolny do pracy i od przyszłego tygodnia zaszywam się po razy trzeci na oddziale dziennym na okres 3 miesięcy. Mam nadzieję, że to mnie w jakiś sposób zaktywizuje i ponownie podejmę walkę o normalność. Chociaż nie mam zdiagnozowanej CHAD ale CHAJ (F33) ze współistniejącymi zaburzeniami osobowości mieszanymi (F61) i obsesyjno - kompulsyjnymi (F42) to dość mocno utożsamiam się z Wami, bo wiem jak smakuje takie jak ja to nazywam "szarpane życie" często na siłę. Dodam, że mamza sobą 2 hospitalizacje, w tym jedną jako nastolatek.
  10. Była ale jej nie wykorzystałem z powodów innych niż moje problemy.
  11. Bazując na swoich doświadczeniach z ostatniego związku mogę jednoznacznie powiedzieć, że należy powiedzieć o swoim problemie potencjalnemu partnerowi, ale po czasie potrzebnym na bliższe poznanie swoich reakcji i zachowań w określonych sytuacjach jak to pisali przedmówcy. Ja zwlekałem zbyt długo łudząc się, że choroba się z powrotem nie uaktywni i po niespełna roku wszystko wyszło na jaw. Dziewczyna miała słuszne pretensje, że jej wcześniej o tym nie powiedziałem i czuła się na swój sposób oszukana.
  12. To był odcinek 216, swoją drogą ciekawe czy przy nasileniu objawów też przejawiacie takie zachowania jak ta bibliotekarka ?
  13. Wątek ucichł, ciekawe co u Stonki dawno już się nie udzielała na forum. A jak u Ciebie magic, słyszałem, że wybierasz się w najbliższym czasie do szpitala, gdzie tym razem? Co Cię skłoniło, by ponownie zgodzić się na hospitalizację ? Ja za 2 tygodnie na 90% rozpoczynam 3 miesięczny pobyt na oddziale dziennym, pomogło 3 lata temu to wierzę, że i tym razem pomoże. Obecnie moja sytuacja życiowa i funkcjonowanie nie są najlepsze więc muszę robić wszystko by znowu stanąć na nogi i uwierzyć w ludzi.
  14. Większość ludzi nie wie jak się czuje osoba cierpiąca na dane schorzenie i nawet się nie zastanawia bo i po co jak jest dobrze. Tak samo ja póki co nie zamartwiam się jak to jest chorować np: na raka.
  15. Uważam, że w naszych chorobach trudno czekać cierpliwie i się pilnować, zresztą na czym to miało by polegać ?
  16. Wykonałem doświadczenie, zmierzyłem temperaturę ciała przed posiłkiem (gorącym obiadem) i miałem idealną czyli 36,6 st. C. Natomiast po obiedzie jak to zwykle bywa na czoło wstąpił pot i też zmierzyłem temperaturę, tym razem była o 0,5 st. C wyższa niż przed posiłkiem, czyli wynosiła 37,1 st. C Muszę jeszcze zrobić to doświadczenie, ale tym razem wyzwalaczem potu będzie wysiłek fizyczny, ciekawe czy wyniki będą znacznie odbiegać od tych w których wyzwalaczem pocenia był gorący posiłek ?
  17. monooso jak tylko wejdę w posiadanie termometru to przeprowadzę doświadczenie i podzielę się wynikami w tym temacie.
  18. Tak jak napisałem, z jakiś powodów mamy bardziej podwyższoną ciepłotę ciała niż przeciętna osoba. Czy da się jakoś zbić tą temperaturę tego nie wiem. Mam zamiar zrobić eksperyment, zmierzyć sobie temperaturę ciała przed obiadem a potem po obiedzie i zobaczę czy uległa ona podwyższeniu.
  19. Jeżeli nic się nie da z tym zrobić, to po prostu zacznę stosować twoją strategię lucy1979. Po prostu będę bagatelizował ten stan rzeczy mówiąc w ten sposób albo będę mówił, że taka moja uroda od dziecka. Dodam jeszcze, że zjedzenie gorącego posiłku również uaktywnia u mnie pocenie się na twarzy.
  20. Nie jesteś na pewno sam z tym problemem, bo ja również mam identyczny problem do twojego. Z tego powodu miesiąc temu straciłem pracę. Też pracowałem na hali produkcyjnej jako szeregowy pracownik produkcji, a że był to dość upalny dzień to tylko pogorszyło sytuację. Niby lekka praca, siedząca i polegająca na sprawnym poruszaniu rękami, a w pewnym momencie naszła mnie ogromna fala gorąca i pot zaczął wstępować na moje czoło. Ja narażony na ekspozycję współpracownika zacząłem się stresować, że zaczyna być widać pot na moim czole i twarzy tym bardziej, że osoba ta podczas rozmowy coraz częściej kierowała swój wzrok na moje czoło co oczywiście spotęgowało pocenie i po chwili zaczęło mi kapać z nosa i brody. W połączeniu z moim stanem psychicznym (odczuwam ciągłe napięcie psychiczne i wtedy prawie wcale się nie odzywam) całość wyglądała dość dziwnie tak, że inne osoby zaczęły za moimi plecami dociekać co się ze mną dzieje, by po chwili powiedzieć mi "co się z Tobą dzieje, czy ktoś mi coś powiedział", że tak reaguję. Ja udałem, że wszystko w porządku, ale w mojej głowie z powodu tej sytuacji rozpętało się piekło i wszedłem w stan coś na kształt derealizacji. Na drugi dzień z powodu złego stanu psychicznego w pracy się już nie pojawiłem. Ja to tłumaczę, że genetycznie mam wrodzoną zwiększoną ciepłotę ciała (moja mama tez bardzo się poci, brat trochę mniej) i z tego powodu niewielki wzrost temperatury otoczenia lub stresująca bądź zawstydzająca mnie sytuacja jest w stanie wywołać u mnie wspomniane w tytule wątku "Zlewne poty". Jak się nie pocę to przeważnie i tak jest mi dość gorąco, więc niewielki impuls w postaci w/w czynników powoduje uaktywnienie pocenia i co gorsza najbardziej obfitego na twarzy. Ten stan rzeczy powoduje, że jak śpię w nocy to musze mieć uchylone lub otwarte okno, bo inaczej nie usnę. Często też bywa, że osobom w moim otoczeniu jest zimno, a mi jest właśnie w sam raz jeśli chodzi o temperaturę otoczenia. Też próbowałem wysiłku fizycznego, ale to nie pomaga. Mam zamiar porozmawiać o tym z lekarzem, ale wątpię by były jakieś tabletki, które obniżają ciepłotę ciała, bo uważam, że zablokowanie samego pocenia się środkami typu Perspi Block może być szkodliwe dla organizmu, bo zostanie on pozbawiony chłodzenia. Czy ktoś z Was rozmawiał na ten temat z lekarzem ?
  21. A wracając do tematu uważam, że w dzisiejszych realiach rynku pracy dość łatwo wytłumaczyć się ze zmarnowanych lat i luk w CV. Ja gdy mnie zapytają na rozmowie kwalifikacyjnej co robiłem do tej pory i dlaczego mam taką przerwę w zatrudnieniu to po prostu mówię trochę naciągniętą prawdę, a mianowicie, że przez ten czas chodziłem na rozmowy kwalifikacyjne (pomimo tego, że często to była nieprawda) i słyszałem po nich najczęściej zdanie typu "odezwiemy się do Pana", po czym nikt się nie odzywał. Myślę, że pracodawcy rozumieją, że rynek pracy jest obecnie trudny i nie jest łatwo o pracę, bo obecnie należy on do pracodawcy i przy takiej stopie bezrobocia to oni są na wygranej pozycji i dyktują swoje warunki, przebierając w kandydatach na pracowników. Choć z drugiej strony nie wiem czy są aż tak bardzo empatyczni i czy czasem nie traktują takie osoby jak nieudaczników, którzy nie potrafią znaleźć pracy.
  22. To może ja napiszę Wam co mnie spotkało w moim ostatnim miejscu zatrudnienia i przekazać Wam, że nawet najlepsze wykształcenie z towarzyszącymi objawami nie gwarantuje dobrej pracy i szeroko pojętego ogarnięcia życiowego. Zacznę od tego, że mój ojciec w latach mojej młodości był bardzo krytyczny wobec mnie, zawsze mówił a raczej agresywnie krzyczał, żebym się za coś nie brał bo to zepsuję i że on to lepiej zrobi, natomiast matka, która miała zdiagnozowany przed kilkudziesięciu latami zespół paranoidalny była matką nadopiekuńczą, która mnie wyręczała z większości czynności. Jakie są skutki takiej postawy rodziców nie muszę opisywać, bo szczegółowo to zrobiliście w swoich wypowiedziach. Przechodząc do tego jak wyglądała ucieczka z mojego poprzedniego miejsca pracy, to sprawa wyglądała tak, że przez przeszło 2 lata pracowałem w fabryce jako szeregowy pracownik produkcyjny. Pracę tę podjąłem z myślą, że w żadnej innej sobie nie poradzę, bo miałem okazję pracować w wyuczonym zawodzie (biuro projektowe) i z tej pracy mnie zwolnili po niespełna 2 latach, a z pozostałych uciekałem po jednym bądź kilku dniach. Żeby Wam nakreślić swój obraz dodam, że mam zarówno średnie jak i wyższe wykształcenie techniczne, a więc moim zdaniem jedyny profil wyższego wykształcenia po którym bez znajomości najłatwiej jest znaleźć pracę. Wracając do tej fabryki z końcem sierpnia ubiegłego roku mnie zwolnili z powodu spadku zamówień. Po przeszło pół roku odezwali się z agencji pracy tymczasowej za pośrednictwem której pracowałem w tej fabryce, czy nie chciałbym wrócić, a że przez pół roku raczej słabo było u mnie z poszukiwaniem pracy to się zgodziłem, żeby wrócić. Udało mi się wytrzymać 7 dni, a owego feralnego dnia 7-mego miało miejsce następujące zdarzenie. Jak niemal codzień rano wstałem z napięciem i poszedłem do pracy. Dzień zapowiadał się na wyjątkowo upalny. Zająłem swoje miejsce pracy i rozpocząłem przebieranie rękami, jak to w fabryce. Akurat na stanowisku gdzie pracowałem była 2 osobowa obsada. Tak więc, pzez 8 godzin jest się narażonym na ekspozycję względem drugiej osoby. W tym dniu napięcie było tak silne, że nie miałem żadnej chęci by rozmawiać. Po kilku godzianach mileczenia, kolega z którym pracowałem powiedział coś w stylu: "Mów że coś". Odpowiedziałem coś zdawkowo i od tego momentu w mojej głowie zaczęło się piekło. Napięcie osiągnęło apogeum, kiedy to mam wrażenie, że wchodzę w stan derealizacji, choć nie jestem tak do końca przekonany, że właśnie tak wygląda derealizacja. W tym stanie mam całkowicie zaburzoną koncentrację, pamięć i logiczne myślenie (wrażenie, że nie wiem ile jest 2x2) co jak się domyślacie skutkuje tym, że po prostu dalej milczę będąc narażony cały czas na ekspozycję względem tego kolegi z którym pracowałem. U mnie dodatkowo załączają się funkcję wegetatywne zaburzeń lękowych, m.in. uczucie kuli w gardle, drżenie rąk i najbardziej demaskujące mój stan silne pocenie na twarzy, a że był to upalny dzień to było to naprawdę silne pocenie. Nie wiem jak to mogły odebrać osoby z zewnątrz, wykonywałem lekką pracę fizyczną w pozycji siedzącej a w momencie kiedy kolega powiedział "Mów że coś" to na czole wystąpił tak silny pot, że po chwili dosłownie kapało mi z twarzy i miałem mokre włosyna końcówkach. Po chwili przyszedł kolega z inego działu i zaproponował nam, żebyśmy się napili wody przy dystrybutorze, ale ja odmówiłem, ze względu na swój stan psychosomatyczny, więc poszli we dwójkę. I jak się słusznie domyśliłem ten z którym pracowałem musiał mu powiedzieć o moim dziwnym zachowaniu, że nic nie mówię i nagle wystąpiły na mojej twarzy ogromne, kapiące poty, bo jak wrócili to ten drugi kolega z innego działu spytał się mnie, czy coś się stało, albo czy może ktoś mi coś powiedział (chodziło mu o moje zachowanie i silne spocenie). Ja próbując zamaskować swój stan powiedziałem, że nikt mi nic nie powiedział i że wszystko w porządku. No ale dalej pracując z tym kolegą głupio mi było tak dalej nic nie mówić, i jak trochę ochłonąłem to powiedziałęm mu, że przeżywam czasem takie silne stany napięciowe oraz to, że mam problemy adaptacyjne w nowym otoczeniu, choć nie wiedział co to znaczy i musiałem mu wyjaśnić pojęcie adaptacji. Z reguły nie tłumaczę się osobom z pracy ze swoich przykrych stanów, ale atmosfera jaka się wytworzyła tamtego feralnego dnia mnie do tego zmusiła. Po tym zajściu już wiedziałem, że na drugi dzień już nie pójdę do pracy, gdyż ten stan napięciowy przerodził się w bardzo nieprzyjemny dla mnie stan napięciowo - derealizacyjno - apatyczny, który niestety tak szybko nie mija, choć i tak teraz obyło się to bez większych szkód dla mnie, bo trwał zaledwie tydzień, no ale w pracy się nie pojawiłem i w konsekwencji ją straciłem. Czy macie jakieś pomysły, gdzie z takimi objawami można pracować, by stany o których pisałem się nie nasilały ? Ja już nie potrafię znaleźć pomysłu na siebie, a dodam, że podobnie jak carlosbueno jestem po 30-stce.
  23. carlosbueno, czyli mam rozumieć, że czujesz się z tym wszystkim co napisałeś jak osoba zaburzona ? Ja osobiście za chorobę w psychiatrii uważam zaburzenia psychotyczne i najcięższe depresje endogenne, a wszystkie pozostałe defekty natury psychicznej traktuję jako zaburzenia. Ja właśnie za taką osobę z zaburzeniami siebie uważam, bo to co nas dotyka niestety odbiega od normy. Nikt o zdrowej psychice nie ma aż tak silnych napięć i lęków, nie jest nadwrażliwy na opinię innych, nie porzuca pracy i nie ma z tego powodu myśli samobójczych i potem nie pogrąża się w swojej beznadziejności. Obecnie nie szukam pracy, gdyż po niedawnym ekscesie, kiedy to po raz kolejny uciekłem z fabryki w której pracowałem jestem dość mocno przybity i nie mam chęci by żyć. Mam wiele rozmyślań na temat swojej przyszłości, że jak to tak dalej będzie szło tym trybem to skończę pod mostem i jest wiele przesłanek za tym, że taki będzie mój finał o ile wcześniej sam nie wydam na siebie wyroku.
  24. U mnie jest niestety podobnie, czuję niemal cały czas napięcie psychiczne i lęk, które nasilają się w kontaktach z ludźmi. Często wtedy mało co do mnie dociera jeżeli chodzi o informację z zewnątrz oraz tracę wątek wypowiedzi, coś jakby stan derealizacji, choć nie wiem, czy to do końca prawdziwe określenie. Poza tym włączają się funkcje wegetatywne m.in. zlewne poty na czole, które mnie demaskują przed otoczeniem. Doświadczając tego w pracy gdzie jestem niejako wystawiony na ekspozycję współpracowników nie wytrzymuję tego stanu i po prostu ją porzucam z dnia na dzień. I to jest tajemnica mojego życiowego upadku.
  25. stanowisko: pracownik fizyczny, głównie układam kartony z warzywami. Jakoś se radzę bo nie ma stresów i odpowiedzialności póki co. Co do pomocy lekarskiej to chodzi Ci chyba tylko o tą psychiatryczną, przez 8 miesięcy chodziłem prywatnie do psychiatry ale od 2 lat nie chodzę, pewnie jakąś dokumentacje ma ale to tylko zaburzenia depresyjno-lękowe a nie żadna poważna choroba. Nigdy nie myślałem o to aby o cokolwiek się starać, nie uważam się za chorego. No to na rente socjalną nie masz szans, a na chorobową z takim rozpoznaniem też marne szanse, poza tym jak sę domyślam masz zbyt mało lat pracy by się o nią starać. Masz świadomość, że dość mocno ryzykowałeś pozostając tak długi okres czasu bez ubezpieczenia ? Dobrze, że teraz masz regularne zajęcie z którym sobie radzisz. Zastanawia mnie co sprawia, że tak inteligentne osoby, które tu się wypowiadają i nie uważają się za chore (chyba, że zaburzone) mają aż tak duże problemy z podjęciem i utrzymaniem pracy. Czy to wynika z braku odpowiedniego wykształcenia i wiedzy, czy może przyczyna tkwi gdzie indziej ? Możecie się podzielić subiektywnymi odczuciami i doświadczeniami na ten temat ?
×