Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica

  1. Moja historia:Generalnie uprawiam sport regularnie od 10 lat, obecnie mam 21 lat więc w sumie zacząłem jakoś od podstawówki. Na początku ćwiczyłem po prostu z masą własnego ciała, zacząłem interesować sie coraz bardziej tematem i ogólnie grałem w piłkę nożną, trenowałem kickboxing do tego doszła jeszcze siłownia, na co dzień jeździłem rowerem i robiłem całkiem niezłe dystanse. W porównaniu do moich rówieśników byłem bardzo aktywny fizycznie i znacząco wyróżniałem się swoją sylwetką i kondycją. Byłem po prostu zdrowy, silny, pełen wigoru i chętny życia. Jednak w pewnym momencie wszystko przestało być takie kolorowe. W czasie gimnazjum te wszystkie aktywności o których napisałem uprawiałem właściwie wszystkie haha, mój dzień wyglądał tak, że robiłem rowerem 6km w tą i z powrotem do szkoły, miałem 2 godziny wf codziennie, po szkole wracałem na chatę właśnie i z powrotem jechałem na trening w piłkę, a jeśli nie w piłkę to kickboxing, a czasami robiłem po prostu trening obwodowy w domu. Ten czas był również dosyć stresowy bo w szkole o ile dobrze się uczyłem to chodziłem do klasy z totalnymi idiotami i nie raz byłem prowokowany, jednak nie dawałem sobie wejść na głowę więc przeważnie takie akcje kończyły się bójką i tym że nastukałem w sumie połowę typów z mojej klasy ,przy czym dodam że w klasie miałem samych mężczyzn. Dodam że mimo wszystko nie przejmowałem się tym jakoś specjalnie bo udawało mi się wychodzić z tego zwycięsko więc miałem pewność siebie i szacunek.Pierwsze objawy kołatania sercaJednak pewnego dnia mój organizm powiedział dość. Poszedłem biegać, wszystko spoko wracam na chatę, biorę prysznic, kładę się spać i pierwszy raz doświadczyłem kołatania serca. Spanikowałem i wyszedłem o 3 w nocy z tatą na spacer. On wytłumaczył mi co to i że zaraz przejdzie, no ale wiecie jak jest zdrowy chłopak 15 lat i pikawa robi takie coś. Mimo wszystko zlałem te objawy i przez kolejne lata było git, trenowałem regularnie jednak rozważniej. Sytuacja kilka razy się powtarzała, ale byłem wyrozumiały wobec swojego organizmu.Pierwszy atak częstoskurczu i arytmiaPóźniej w liceum miała miejsce gorsza sytuacja bo graliśmy z ziomalami turniej w piłkę nożną i podczas tego turnieju dostałem ataku częstoskurczu oraz arytmii i tu nie będę oszukiwał byłem posrany co mi jest. Wtedy nikogo nie było w domu więc wróciłem w takim stanie na nogach do swojego mieszkania i myślałem że to przejdzie. Nie wiedziałem co robić więc zadzwoniłem do dziadka, który zawiózł mnie do szpitala. Obudziłem się następnego dnia i było git, jednak stres o własne zdrowie rósł no bo co to ma być, ja dbałem zawsze o swoje zdrowie, nigdy żadnych dragów nie dotykałem, w tym alkoholu. Wróciłem ze szpitala i chodziłem normalnie do szkoły wszystko spoko, jakiś czas później poznałem swoją dziewczynę z którą jestem do dzisiaj i to był najlepszy okres w moim życiu tak naprawdę. Długi okres czasu było git, zdałem bardzo dobrze maturę, praktycznie wszystko 90+, więc poziom testosteronu był prawdopodobnie w swoim apogeum od tych sukcesów. Na siłce też miałem wtedy fajny progres co mnie bardzo motywowało.Nerwica lękowaNo i dalej poszedłem na studia, w międzyczasie nas wszystkich zamknięto w domach, nauczanie było zdalne i wziąłem się tak poważnie za trening na siłowni. Chciałem zrobić życiówkę, chciałem coś osiągnąć w tym sporcie który mi od dawna towarzyszył i ostro katowałem, oj ostro. Każdy trening wyglądał tak że po każdej serii robiło mi się ciemno, moje serce chciało wylecieć z klatki piersiowej, ale mówiłem do siebie to jest stres i to że źle oddycham więc c*** jadę dalej. I tak pół roku leciałem, na pewno byłem przetrenowany, miałem duże problemy ze snem, ciągle chciało mi się pić mimo picia 4-5l wody dziennie, byłem ciągle zmęczony i zachorowałem na covid-19. Oczywiście bezpośrednio po ozdrowieniu co zrobiłem ? Od razu poszedłem na siłę i zauważyłem, że szybciej się męczę ale nie mogłem zaliczyć regresu i machałem tym samym ciężarem a objawy tylko narastały. Ja od razu zaznaczę że jestem perfekcjonistą i to jest ten problem. Dodatkowo umarł mój pies, którego kocham, był moim najbliższym przyjacielem jak miałem te wszystkie gorsze momenty i osobiście pochowałem go co wywołało u mnie, nie wiem nawet jak to nazwać. PTSD raczej nie bo nie wywoływało to stresu, ale kompletną melancholie, byłem w żałobie więc psycha dostała grubo. Pewnego dnia ( był jakoś maj tego roku) jadę do Wrocka na uczelnie pociągiem i tam przysięgam, myślałem że znalazłem się na drugim świecie. Dostałem zupełnie nagle ataku częstoskurczu, ale ten atak był kilkukrotnie razy mocniejszy niż w liceum, pół godziny tak walczyłem aż zawołałem gościa z przedziału o pomoc, straciłem przytomność, ogarnąłem się dopiero w karetce i jechałem w takim stanie godzine do Oleśnicy xdd. Dali mi zastrzyk w dupala i przepisali propanolol ale do teraz tylko raz go użyłem tak w sumie. Od tamtego momentu moje życie było inne. Byłem kompletnie przerażony i pierwsze dni nie wychodziłem z domu, ale ja właśnie zawsze byłem taki że nie pi****** się ze sobą więc tłumaczyłem że to tylko psycha i wychodziłem z chaty jak najwięcej.I ja muszę to napisać, kocham ćwiczyć więc co by się nie działo ruszałem się na wszelki sposób, jak tylko mogłem, stwierdziłem że siłka może zbyt obciążyła układ krwionośny więc chodziłem na streeta, którego mam dosłownie pod swoim domem. Uwielbiam to miejsce to było moje główne źródło relaksu, nawet jeśli nie robiłem treningu to chodziłem tam sobie posiedzieć. Każdy ma chyba takie swoje miejsce, wiecie o co chodzi. A sama niemożność trenowania to dla mnie tak jakby ktoś zabrał ci dosłownie własne dziecko, bez kitu.Jednak proste czynności jak pójście do sklepu, na uczelnie było pieprzonym piekłem, serce zaczynało bić podobnie jak wtedy w pociągu, miałem z 3 ataki paniki na tamten moment ale ogarnąłem się z tego szybko dzięki psychoterapii i metodzie Jacobsona. Ogólnie jak mam was pocieszyć jeśli ktoś ma podobny problem i to czyta na nerwicę serca to jest najlepsza technika z wszystkich, dzięki regularnemu stosowaniu tej techniki moje problemy z sercem które miałem od 6 lat kompletnie zniknęły czaicie to?Zdałem egzaminy na studiach, wszystko spoko git, ale bałem się że ten syf wróci do mnie, czułem to. Przyszły wakacje i niby git, ale nie do końca, cały czas towarzyszyło mi to pieprzone pragnienie, piłem 5 litrów nałęczowianki, ale sikałem na biało, ogólnie czytałem już wtedy o różnych chorobach popadłem w hipochondrię, przejmowałem się tym całymi dniami i czułem coraz większy stres, napięcie w moich mięśniach, rozedrganie, bezradność. Odkładałem już od jakiegoś czasu aktywność fizyczną prawie do zera bo treningi zamiast sprawiać mi przyjemność to przyprawiały mnie o mdłości, strach i rozczarowanie. Wyszliśmy ze znajomymi i dostałem ataku paniki, ale był on inny. Tym razem czułem że się duszę, nie mam powietrza, wszystko robiło się ciemne, pojechałem z moją dziewczyną do jej domu i przeszło. Na następny dzień pojechaliśmy nad morze na wakacje na dwa tygodnie, napisze o tym tylko po krótce. Codziennie miałem wtedy ataki paniki i jak wróciłem miałem problem zostać samemu w domu. I głównie najgorsze ataki paniki miałem po treningach co ciekawe. I tak codziennie miałem ataki paniki aż pewnego dnia dostałem u dziewczyny nagle takiego ataku że zasnąłem pod wpływem tego i na drugi dzień jak wstałem wszystko było inne. Nie czułem wtedy takiego lęku, ale coś było nie tak. Nie nazwałbym tego derealizacją czy też depersonalizacją bo wiedziałem że to wszystko jest naprawdę, całe to otoczenie oraz ja sam. Jednak czułem się jakby ktoś cię znokautował, wstałeś i masz problem z równowagą, taka dezorientacja po prostu albo uczucie bycia pijanym. Walczyłem tak sam z sobą jakiś czas do tego moja koleżanka z dzieciństwa popełniła samobójstwo co dolało oliwy do ognia, ale wybrnąłem z tego syfu, do takiego stopnia że mogę siedzieć sam w domu, mogę iść na siłownię, mogę wyjść na miasto, mogę jeździć autobusem i w ogóle po dużym mieście się poruszać. Więc spoko, o ile ataki paniki i takie czarnowidztwo mi minęło to nadal mam to uczucie, nazwałbym to brain fogiem bo czuje problemy z koncentracją, bardzo źle mi się czegoś uczy więc przestałem chodzić na zajęcia bo nie ma szans wysiedzieć w tym stanie, czuje się wtedy jak warzywo i mam problemy z mówieniem przy takich poważniejszych rozmowach. Moje pytanie brzmiCzy do tego wszystkiego mógł przyczynić się zły trening ? Czy ktoś miał może podobną historię (niech się wypowie) ? Z czego u mnie może wynikać ta nerwica bo jak dłużej się zastanawiam to nie miałem nigdy jakiś problemów ze stresem, nawet gdy wcześniej pojawiały się te epizody o których wspominałem, wychodziłem z tego na luzie ? Co powinienem zrobić z tym stanem dezorientacji, bo nieważne czego bym nie robił (np zanim zaczął się semestr miałem taki fajny okres, że robiłem muzykę, bity dla jednego ziomala, wychodziłem ze znajomymi i zapominałem po prostu o problemie, jednak gdy tylko wychodziłem na dwór to czułem ten syf) to nie przechodzi ? I w sumie może ktoś wie jak to nazwać bo ja mówię, że to brain fog ale może źle to nazywam ? Czy ssri pomagają przy takich problemach (chociaż ja to zawsze zostawiałem na ostateczność) ? Gdyby nie ten brain fog to wiem, że żyłbym pełnią życia i samorealizował się w każdej z moich pasji. Ale najważniejsze jak wybrnąć z tego syfu ?! help asap!!Dodam, żeChodzę regularnie do psychologa.Cały ten czas nie leczyłem się żadnymi lekami psychotropowymi, ani benzo, ani ssri, ani nic z tym podobnych. Jedyne co brałem: Ashwagandha (standaryzacja 9%), nalewka z dziurawca ( zaj**iście wyciągneło to mnie z ataków paniki ), D3 6000 jednostek dziennie, cytrynian magnezu z potasem i B6, B12 (ale to kompletnie jakby nie miało wpływu więc przestałem), Witamina C 2000mg dziennie, piłem meliskę wiadomo, kozłek lekarski, na serce to jeszcze głóg z imbirem.Jeśli chodzi o badania, jedyne co mi wyszło to za wysoki kortyzol i prolaktyna, a tak wszystkie inne zawsze wychodziły git, jednak 2 tygodnie temu dowiedziałem się że mam hipoglikemie reaktywną, obstawiam że to przez ten kortyzol chociaż ja zawsze chciałem przytyć i jadłem przez okresy masowe, które trwały po pół roku z przerwami 3500+ kcal, pół kilo węgli dziennie przy czym te posiłki miały wysoki IG i przez ten cały czas jak trenuje nie przykładałem do tego większej uwagi jak duże ma to znaczenie. No, ale kto wie może to również miało jakieś powiązanie z tym wszystkim (mam tu na myśli dietę). !!!!!!!!!I warto zwrócić uwagę na to, że z sercem kompletnie nie miałem objawów od momentu jak wyżej napisałem!!!!! Mimo wszystko ja jestem takim typem osoby, że po prostu nie mógłbym mieć depresji bo kocham życie, kocham bliskich, mam wiele pasji jak np robienie muzyki, gotowanie, gra na gitarze, klawiszach, uwielbiam grać na kompie, no po prostu jest tyle fajnych rzeczy, że to mi daje bardzo dużo motywacji do tego wszystkiego, jednak jest jak jest.
  2. letnideszcz

    Fluanxol + Abilify

    Czy takie połączenie leków będzie bezpieczne? Mam przepisany Fluanxol na lęk który mam po Abilify (biore 7,5mg). Dodam że jestem osobą wrażliwą na leki. Fluanxol mam w dawce początkowej 0,5mg czyli najmniejszą. Potem mam brać 1mg.
  3. hei od dluzszego czasu nie radze sobie zupelnie z nerwica lekowa i natrectwami przychodzą z nikad jest ich milion nie chca odpuścić i wpadam w histerie, przez to wogule nie ogarniam zycia, a mam 21 lat i chciałabym zeby jescze bylo fajnie, chodzilam juz na terpaie te natrectwa zwiazen sa z moja osoba i wygladem wjec nie umiem sie od nich odciac bo to ja, cokolwiek zrobie to wraca do tego codzienne sytuacje mnir wykanczaja, byłam na terapaiach u psyhologow nie pomoglo:(((( moze ktos tu pomoze moze jakby dowiedziec sie skad to sie wzielo to by pomoglo ale niewiem jak ćwiczenia oddechowe i medytacje tyko pogarszaja sprawe, doslownie jak to przyjdzie nic nie moge zrobic a rownisczenie czuje ze jak nic nie zrobie to zwariuje, jak dowiedziec sie skad wziely sie natrectwa i dlaczego ale juz jak bylam w podstawuwce miewalam takie jazdy i jest tyko gorzej;( plsss pomozcie
  4. Witam, mam 21 lat jestem chłopakiem i trafiłem tutaj, ponieważ zauważyłem u siebie paskudne myśli ( o których zaraz napiszę). Po mojej analizie takie myśli były już w przeszłości nie jakoś koszmarnie często ale pojawiały się. W Ostatnim czasie coraz częściej myślę o mojej siostrze. Jest 10 lat młodsza i jest moim "oczkiem w głowie", tak ją kocham i jestem wrażliwy na jej cierpienie że bym zrobił wszystko dla niej żeby tylko była zawsze bezpieczna. (może to głupie ale chyba taka mam do niej braterską potężna miłość). Nie wiem kiedy to się zaczęło ale pamiętam że nagle przychodziły mi do głowy obrazy jej cierpienia, że coś się stało albo coś tego typu. Możecie wyobrazić sobie jak się czuje po takich myślach - stukam jak kretyn w niemalowane i pluje żeby wypluć te bzdury (przesada ale nie chce ryzykować) śmieszy mnie to jak pisze ale no tak jest.. Doszło nawet w pewnym momencie do tego że wstawalem o 7 żeby ją zawieźć do szkoły żeby było dobrze bo kilka tygodni jej koleżankę potrącił samochód (wszystko jest z nią dobrze) i bałem się że jak odmowie to na złość to się stanie i będę później miał żal do siebie.. No paranoja chyba. Dzisiaj już się przelało i muszę to z siebie wydusić. siedziałem przed komputerem (jestem grafikiem więc często to robię) i nagle przyszedl mi obraz już dokładnie nie pamiętam co się w nim stało, ale coś złego moja głowa myślała o tym ze coś jest z nią źle miałem nawet jej obraz w trumnie japierdziele, mam łzy w oczach jak to pisze bo mnie to przeraża. Skąd taka schiza się może kurde brać masakra.. Dodam że jestem człowiekiem który dużo rzeczy analizuje, aż za dużo. Wszystkim, naprawdę wszystkim się interesuje, każda ciekawostka mnie ciekawi i później o tym myślę jak to jest ze to jest tak a nie inaczej. Byłem po maturze na truskawkach, zbieraliśmy w piorunach, to ciągle myślałem że zaraz mnie trafi i nie zobaczę więcej rodziny, byłem nawet w wojsku to jak nie musieliśmy trzymać równego kroku to i tak jakoś go próbowałem łapać.. Nie wiem czy teraz sam sobie coś wmawiam czy jednak to może być to, ta nerwica? Może po prostu mam jakieś głupie myśli, nie są one często ale zauważyłem że się pokazują. Nie wiem co o tym myśleć. Pozdrawiam wszystkich
  5. Mam pytanie do osób leczących się na nerwicę natręctw. Jak to jest z przerwaniem wykonywania rytuałów? Jakie macie doświadczenia? Czy poszło Wam z tym łatwo czy wręcz przeciwnie? Czy po takim jakby „odstawieniu” ich mieliście jakieś skutki fizyczne? Ja odkąd postanowiłam, że nie będę ich wykonywać zupełnie nic nie jem, bo nie mogę, ciągle mi niedobrze, bez przerwy czuję strach, serce wali mi tak jakby zaraz miało wybuchnąć, mam problemy ze snem, nie jestem w stanie nic zrobić i ciągle te obsesyjne myśli o rytuałach, taka niepewność, że być może gdybym je wykonała to znowu się rozluźnię i będzie spokój, ale jak długo można w nie uciekać. Uciekałam w nie przez tyle lat i przy każdej kryzysowej sytuacji się im poddawałam. Czy to możliwe, że to dlatego jest mi teraz tak ciężko? Czy można to przetrwać?
  6. Jak pisałam w temacie powitalnym, zmagam się z wieloma problemami, ale ostatnio najdotkliwszymi jest dla mnie nerwica oraz nasilająca się fobia społeczna, izolacja. Od ponad dwóch lat nie byłam nigdzie "na mieście", tak po prostu, poza jednym samotnym wyjściem do kina i jednym spotkaniem koleżanki z dawnych lat spoza miasta. Obecnie jestem po zakończonym prawie dwuletnim związku, zakończonym z mojej inicjatywy, ale ja nie o tym... Niemniej to poniekąd ważne w kontekście tematu. Język będzie dość dosadny, jeśli komuś to przeszkadza, uprzedzam; podobnie jak poruszenie wątku seksu. Jak ZMUSIĆ się do zrobienia czegoś, z czego - na dłuższą metę - będę odrobinę "zadowolona" i zmniejszy to moją izolację (chodzi o wyjście z kimś na pseudo-randkę, spotkanie zapoznawcze, ale nie poruchawcze... jeszcze) - ale czego się tak kurewsko boję...? ...że od paru dni nie mogę prawie spać i wyję, układam w głowie tysiąc scenariuszy od tego jak się ubiorę jeśli pójdę, co powiem jeśli nie, że nie wybaczę sobie nigdy i pogłębię izolację jeśli nie to doskonale zdaję sobie sprawę, ale opcja "pójdę" niesie za sobą panikę i wyjście poza strefę komfortu, wyrzucenie wręcz poza nią... Zawsze na spotkaniu w pubie mogę niby wstać i odejść jak coś będzie nie tak, ale chyba aż tak asertywna nie jestem, pomyślę sobie 'wytrzymam, głupio mi' i jakoś tak... Czuję się jak z rozdwojeniem jaźni. :( Wiem, że mi to pomoże, jak wspominałam, ale nie mogę się do tego przekonać mimo ustalenia już dziś dokładnego terminu, myślałam że jak to zrobię to trudniej będzie mi się wycofać. Próbuję sobie wyobrazić ulgę już po, ale nie chcę by ulga po spotkaniach z ludźmi wynikała u mnie tylko z faktu zakończenia tych spotkań i możliwości powrotu do chujowego comfort zone zaciskającego się niczym pętla na szyi, coraz ciaśniej... A to wymyślanie scenariuszy to moje przekleństwo i pierdolec; jak usiądę, jak się ubiorę, co odpowiem; tak bardzo chciałabym się z tego cieszyć i być spontaniczna. Zamiast tego (tu już mam świadomość, że lekko przesadzam, ale pojawia się cichy głosik - a jeśli nie?) mam wrażenie, że druga osoba ucieknie zamiast się do mnie IRL przysiąść, bo mam zwyczaj bycia 20 min wcześniej niż 2 minuty za późno. A jeśli będę wystawiona, to już w ogóle powrót do izolacji w chuj, choć teoretycznie są na to małe szanse... Zaś jeśli gadka nie będzie się kleić, no to bywa, koniec świata to nie będzie (choć i tak będę to tylko sobie wypominać przed snem miesiącami), progress jakiś tam w postaci odważenia się wyjść z kimś po raz pierwszy przez dwa lata z własnej inicjatywy, ale... No właśnie, mam tych ale z pięć tysięcy. :( To coś w stylu "chciałabym, ale się boję". Czasem dobrze skoczyć na głęboką wodę (jak np. pokonanie lęku wysokości skokiem na bungee, co zrobiłam i adrenalina po jest cudna), ale na samą myśl o wyjściu z domu włącza mi się tętno 200 i atak paniki oraz świadomość miliona złych cech swojego wyglądu/charakteru, nawet jeśli podświadomie wiem, że to choroba przesadza. Kolejna sprawa, boję się bliskości, boję się seksu, boję się jego konsekwencji, podczas wątpliwej jakości zbliżeń w przeszłości nie mogłam myśleć o niczym tylko "czy kondom się nie zsuwa/nie pęka", bo nie mogę przyjmować antykoncepcji hormonalnej ze względu na PCOS. Z tego też względu mam nadwagę i dość dysproporcjonalne ciało, małe piersi, na pewno nic seksownego mimo prób poprawy sytuacji przekłuciem sutków... Wiem INTELEKTUALNIE, że zabezpieczenie się prezerwatywą + tabletką poronną (jeszcze ważną mam w domu, Ellę sprzed wprowadzenia recepty) w razie czego daje mi PRAWIE pewność jeśli dobrze jej użyję, ale... No właśnie, mieszkam z babką, która najchętniej by widziała mnie żyjącą jako starą pannę z kotami, straszy mnie ciągle odnośnie zajścia w ciąże i dziecka, gdybym zaszła - albo aborcja (nie stać mnie) albo samobójstwo, bo nie urodziłabym, nie wyobrażam sobie tego, zniszczyłoby mi to studia i wszystko, całe moje życie. Zwłaszcza z facetem, z którym na 2-3 spotkaniu np. decyduję się iść do łóżka, ale nie jesteśmy w związku... Ot, przykład. Mam swoje "fetysze" i wiem, co lubię, teoretycznie jestem osobą otwartą w kwestii seksu; a jednak, w praktyce się spinam, boję się zdjąć stanik, boję się pokazać swojego ciała, boję się odrzucenia... Boję się ponad wszystko wpadki, choć intelektualnie wiem, że to możliwe w 0,00001% (anty + PCOS, który utrudnia zajście + tabletka w razie czego), teksty rzucane przez babkę jakoś "podświadomie" do mojego mózgu się wbijają i tam głęboko zostają. Jest to osoba z demencją, potrafiąca wyzwać mnie (wnuczkę) i swoją córkę (moją matkę) od "ćpunek, dziwek" i innych... Boję się, że na przykład po seksie oralnym skończonym w środku ust zostaną tam plemniki, pocałuję go gdzieś i jakimś cudem trafią do mojej pochwy, co zakrawa już na chorą obsesję; wybaczcie graficzne opisy, ale jestem w stanie pomyśleć jeszcze o wielu takich sytuacjach, np. przeniesione na palcach, na języku, źle założona prezerwatywa, felerna prezerwatywa, pisząc to płaczę i się nakręcam... TL;DR "chcę, ale się boję i wmawiam sobie chorobowo, że nie chcę wcale bo boję się odrzucenia, ale jeśli nie próbuję - tylko pogłębię izolację" - jakby nie było dobrego wyjścia... Niestety nie mam nikogo znajomego, takiego żeby mnie zaprowadził na siłę - rozważałam już to, i wtedy jakiś drink na odstresowanie i pewność, że nie ucieknę z pubu. Nie chcę nikogo skrzywdzić ani swoją chujową osobą, ani wystawieniem, bo to bardzo nie w porządku. :( Odważyłam się to napisać tylko dlatego, że rycząc jestem w 3/4 butelki wina. Mam dość spędzania każdego tygodnia tak samo, samotnie, płacząc, mam 22 lata i umarli mają w sobie więcej samoakceptacji i życia ode mnie...
  7. abstracion

    dubel

    Na wstępnie chce was wszystkich pozdrowić;) Mam na imię Monika , mam 34 lata. Z nerwica zmagam się od 4 lat. Długo zbierałam się, zeby napisać na forum. Dlugo was obserwowałam. No wiec najgorsze u mnie to właśnie wymyślanie sobie chorob. Coś mnie zaboli , juz lek ze umieram, jestem na coś poważnie chora. Staram się panować nad nerwica jednak ona czasem wygrywa tak jak wczoraj . Od 2 tyg boli mnie brzuch. Zrobilam usg , badania krwi wszystko oki . Przedwczoraj gastroskopia. Zapalenie zoladka. Po gastroskopii tak mnie bolał brzuch ,ze wezwałam karetke. W szpitalu usg , badania wszystko oki . Wypuścili do domu. Cały dzien bylo oki pod wieczór zaczął mnie bolec troszke brzuch ale i krzyż. Wiec zrobiłam coś najgorszego. Zaczęłam czytac google. Wyszło, że to może być tętniak aorty brzusznej no i nadszedl duzy atak. Cisnienie skoczylo na 160 na 100 duzy puls. Starałam się uspokoić wiec wyszłam na spacer. Nie pomogło tak się bałam, nie przechodziło wiec doraźnie alprozam ( xanax) przeszlo , cisnienie spadło. Dzisiaj rano oki a później znowu natrwtne myśli;( ale dziś ratuje się ziołowymi lekami. Alprozam biore tylko przy dużym ataku. Bylam juz u tylu specjalistow. Kardiolog , bo cianienie skacze. Wszystko oki . Mam duze bole glowy , tomografia nawet 3 wszystko oki twierdza ze migrena. Były duszności wiec pulmonolog. Wszystko oki. Bole miesni , reumatolog wszyatko oki. Moje palce same sie ruszają u nóg jakby skurcze miesni neurolog. Wszystkie możliwe badania wszystko oki. Meczy mnie to zwlaszcza ze nie mam z kim o tym pogadać;( jestem sama z 2 dzieci , duzo w zyciu przeszlam. Chodzę do psychologa. Ale terpia jakoś nie do końca pomaga. Zastanawiam się nad psychiatra. Choć lekow chcialabym uniknąć;( dzis takze nie za dobrze, ale ziołowe leki uspakajające troszke mi pomogły. Czytam i czytam i widzę, że nie jestem w tym sama. Miło sie wygadac choć troszke .
  8. Nerwus82

    Powitanie

    Cześć, to mój pierwszy wpis w życiu na tego typu forum. Pierwszy, ale spóźniony o jakieś kilkanaście lat. Spektrum moich zaburzeń jest dość obszerne poczynając od nerwicy, która wywołała stany depresyjne, uzależnienie od hazardu i przeogromny bałagan w każdym aspekcie mojego życia. Generalnie kiepsko sobie radzę w prawdziwym życiu. Dlatego trudno jest mi wybrać temat wpisu na forum. A jednak wciąż żyję. Siedzę na krawędzi machając nogami od wielu lat i czuję już pod stopami prywatne dno. To wieloletnie utrzymywanie tego stanu wyczerpało mnie emocjonalnie. Włożyłem wiele energii by podtrzymywać schematy w których tkwię. A jednak wciąż coś czuję. Jestem przed czterdziestką. Mam długi na grubo ponad 200 tys. pln, brak własnych środków trwałych, nieudane małżeństwo za sobą, pracę, której nie lubię i w której obecne zarobki nie starczają mi na pokrycie wszystkich co miesięcznych wydatków. Nie stać mnie obecnie na psychoterapię. Czuję się cholernie sam z tym wszystkim. A jednak piszę o tym na forum. Szukam ludzi podobnych, szukam sposobu zmiany schematów myślowych, które wypracowałem latami. Nie chce już się bać. Chce znowu poczuć perspektywę. Rozliczyć się z tym smutnym i zdezorientowanym dzieciakiem. Kiedyś pomogła mi pewna myśl...zakiełkowała, rozlała się na wymyślony stan zagrożenia, który mnie paraliżował. Rozpuściła go. Ty tyle tytułem wstępu z delikatnie optymistycznym wątkiem na koniec. Chyba znowu pójdę w tym kierunku...tym razem nie poprzestając na jednej myśli rozpuszczającej tylko jeden problem. Chyba czekam na Was, na wasze historie...bo czuję, że w tej całej układance jesteście mi bardzo potrzebni.
×