Cześć, Lunaa ma rację. Tak sądzę. Ja w ostatnich kilkunastu latach miałem do czynienia chyba z czterema psychoterapeutami. Z każdym z nich tylko po kilka wizyt. Na tym się skończyło. Żałuję. To żadna terapia. Najbardziej szkoda mi pierwszego z nich - chyba był najlepszy - tak, dzięki kilku wizytom udało mi się zmierzyć z fobią i z nią wygrać. Szkoda, że jest tak daleko ode mnie, szkoda , że teraz mnie nie stać na te wizyty, ale do rzeczy. Wrynona...pustka w głowie, wrażenie, że podczas wizyty przeoczysz kluczowe kwestie dla zrozumienia przez terapeutę istoty Twojego problemu, poczucie przypierania do muru kiedy odpowiadasz na podstawowe pytania bo burzą "układ, schemat Twojej wypowiedzi". Boisz się , że nie zmieścisz się w czasie, chcesz sobie to jakoś uporządkować, myślisz, zagłębiasz się chcąc wyłożyć terapeucie istotę Twojego problemy, którego sama jeszcze nie pojmujesz (piszę teraz o sobie). Wydaje mi się, że w moim przypadku było dużo takiego pieprzenia trzy po trzy z mojej strony. Ono chyba jest potrzebne na tym etapie. Im bardziej się zastanawiałem nad tym co chcę powiedzieć tym bardziej się oddalałem od tego co czuję. Chciałbym się jeszcze kiedyś o tym przekonać. Spróbuj się nie bać i nie popełniaj moich błędów. Daj sobie czas...mów, milcz i bądź cierpliwa. Nie używaj umysłu na podsumowania wizyt. Po prostu bądź na nich. PS Chciałbym kiedyś poznać kogoś takiego jak Sean Maguire...tak mi przykro, że to postać fikcyjna.